• Nie Znaleziono Wyników

O królu Macieju i mądrym gaździe Suloku

( W olne tłu m a c ze n ie z a n e g d o t G a r d o n y i-e g o w Ż o r s k ie j g w a r z e g ó r a ls k ie j).

W szelk ie p r a w a za s tr z e ż o n e .

Był w Uhrach roz jeden wielgi król i mocny, wołoł sie Matiasz, po nasem u Maciej. Fajny to był król i sprawodliwy, jakiego nie było nigda, ani przedtem, ani potem. A juz chłopski noród wom na cuda rod widzioł i jacy naseł kapkę casu, rucoł sytko i seł między chłopów. W andrował tak po całej krainie przewlecony to za hajduka, to za chłopa, a mało-wielo to i za dziada. Lem niekiedy jechoł se jako król, w pieknem odzieniu, na koniu, a za nim kerdel1) panów. Ale afti w tedy sie nie wa­

gowo! przybliżyć ku ludu. Wstępowoł do chałup, ozprawioł z gaz­

dami, wypytowoł sie o sytko, onacół, a kied trza było, to i spo- móg. A bieda była takiem u panowi, na wtórego sie chłopstwo skarżyło. Ej, w era wom powiem, że bieda. Na takiego juz mioł inark potem na długo.

Nie bars ta ten król panów rod widzioł, bo mu cięgiem gło­

wę susyli: jeden o urząd, inksy o majątek, a jesce inksy o pen- syjom. Nijak sie biedok nimóg ognać. Prośbów wse mieli dość.

Roz sie zdarzyło, że sie król tez ta‘k wcioł przejechać po krainie i trochę z gazdami porozprawiać. Jedzie se, jedzie na pięknym koniu, obziero sie naokoło po polach, po lasak — była wiesna — a za nim ciżba panów. Panowie po starem u pytajom od króla ten to, tam ten inse, kozdy swoje. Król ich zbywo, jak może i cem może, ale oni dociepiajom i dociepia- jom, jaz to króla poceno godnie mierzieć. Rod by był sie ich strząść a nimoże.

A byli juz na Śpisu. Jak tak jadom od Lubownie ku Gniozdom — patrzy król — a tu przy drodze orze stary, siwy chłop porom wołów pod jarzec. Kied sie wpatrzół lepi, poznoł' gazdę. Był to stary Wawrzek Śulok, co z królem długie roki na wojnie chodzowoł. Uradowoł sie król, ze W awrzek jesce żyje i dobrze sie w sile trzymo. Stanół i zawoło: „Dej Boże scenście, gospodorzu".

*) Gromada.

144

„Dej Boże zdrowie41 — odpowiado gazda. Poznoł doraz króla i zatrzymoł woły. Doł im po kapce siana i przyseł kró­

lowi rękę pobośkać.

Król poźroł lepi na chłopa, mrógnół na niego znaconco — dobrze sie oba znali i rozumieli — i pyto:

„Jakże ta, Wawrzku, jakże, jesce daleko?44 Chłop musioł poruzumieć, bo odpowiado:

„Ej, ik Miłość, juz ta nie daleko, bó jacy na rogi“.

Król pokiwoł głowom i zaś: no, a kieloz ta jesce z trzy- cećdwa?44 *)

„Mało, nie wielo, lem dw anac“, odpedzioł gazda.

Królowi sie figle zaświeciły w ocak i znowu do Suloka:

„A umioł byś ty te woły podoić?”

„Jesee jak, ik Miłość” — zaśmioł sie chłop.

„No, to ik ta lem podój, ale dobrze” — pado król. Podoł gazdowi rękę i rusół dali, a. panowie za nim. Przysłuchowali sie oni syćkiemu, ale nic z całej tej gwary nimogli wyrozu­

mieć. A okrutnie by byli radzi wiedzieć, o cem król z gazdom godoł. Podziewtóry śmielsy ś nik sie ku królowi przyblizowoł i wcioł z króla wykusać o cem to godali z chłopem. Ale on ani słyseć, „nie powiem” i „nie powiem”. Panowie zaś doku- cajom, coby lem powiedzioł i powiedzioł. Król, zeby juz mieć od nik pokó j roz, pado tak im : „Telo mi susycie głowę o wse- linieco; kied zgadniecie, o cem jek z tem gazdom godoł, to wom juz zrobiem po woli. Ale to wom padom, kied sie wtóry z wos przydzie go spytować, to wom nic nie dom. Sami mo- cie żgadnąć44.

Doraz mioł od nik pokój. Bez całom drogę do Pesztu furt ozmyślałi. Ale sytko darmo, nic nie zgadli.

Kied w doma, w Peszcie, sie godnie wielo natropili i na- łomali głowy a wse nic, uradzili, coby po tajom ki przecie lem jechać za chłopem i niek im powie!

Jak uradzili, tak zrobili. Wybrało sie ik pore pocichu, co­

by sie król nie doznoł i jadom.

Przyjechali. Ozpatrujom sie po polu —- o jest! Uwidzieli Suloka, sadziół grule, Poscenścili mu pieknie, przybliżyli sie.

Zagadujom o tem to zaś o tam tem , jaz naroz, jako by se

zbo-*) T r z y d z ie ś c i d w a.

cyli; „Je, o cem ześ to w tedy z królem godoł, kiedy my tu ś nim byli”. Uśmiechnół sie chłop do siebie i powiado:

„A to wom król nie pedzioł? No, kied wom on nie pe- dzioł, nie powiem wom i jo!“

Ale panowie nie dali sie odbyć: — „Zapłacimy, kied nom powieś!”

Sulok chwile ozmwyśloł, niby to uwazowoł, cy ma pedzieć, cy nimo — nakoniee powiado do panów:

„Dajcie dutki tu — bo panom ta nie wierzyć — trzy sto talarów, ani filera*) mniej, inacy ani słowa z wami nie godom”.

Była to kupa pinienztwa i prze panów, ale co było robić;

wyjeni i dali. Chłop zgarnół, schowoł i godo im:

„Wiecie, pierse sie mje król pyto: Jak jesce daleko?” Pe­

dzioł jek, ze juz lem na rogi. Bo juz lem na rogi wołom dowidzem;

dali n ie!”

Panom sie teroz rozjaśniło pod copkaini, lemze im tez m arkotnie sie zrobiło, ze to sami nimogli wyszpekulować. „No, a co d ali?” — pytajom sie.

„Ee, za trzysto talarów jek wom pedzioł pość — mozem wom pedzieć i co dali, ale jak docie pięćsto, inacy nie”.

Panowie łapili jancykrystować i skokoć do Wawrzka: „Toś mało dostoł, stary kujonie, jesce wces w iency!” Parz, co ci nie przyłożymy, ale na kufel” **)

Wawrzek nie był chłop bojacny, ani nie mrógoł: „Lem sie mie woźcie rusyć — powiado — a uwidzicie, co wom król zrobi!” Docie pięćsto talarów, dobrze^ nie docie, to tez bedzie!”

W net panów godnie popuściło. Ucisyli sie, kapkę poradzili

— miendzy sobom, potem poskładali sie na tyk talarów, dali i: „Godoj!”

Sulok schowoł pilno piniondze, gdzie móg i juz godo: „Po­

tem sie mie król jesce pyto: „Kieloz ta jesce z trzycećdwa“ — powiedzioł jek na to, ze juz lem dwanac. To niby ze mi z trzy- cećdwa zembów ostało lem dwanac. Mało!“

Panów mogło potargać od złości, ze to takie proste, a oni nie i nie zgadnąć. Źle poźreli na chłopa i coby i to ostatnie skoro dopedzioł.

*) H a le rz .

**) G ę b ę .

146

W aw rzek na to: „Hej, dopowiem. Cemu nie. Ale dorućcie jesce dwasto talarów . Ale lem, kied wiecie. Jo nie pytom . Kied nimocie wole, to jedźcie z P anem Bogiem, bo juz wom nie powiem nic!“

Widziało sie, ze panowie skocom i ozniesom gazdę, tako złość do nich wjechała. Ale przecie sie lem spam ientali. Po chwili uzbierali i tyk 200 talarów i dali W awrzkowi. Co mieli robić.

Chłop juz nim ioł dzie piniendzy schować, telo ich było.

Wzion kosyk, w ysuł grule*) a nasuł talarów i obraco sie ku p ano m :

„Pieknie wos ponowie przepytujem , doraz wom i to trzecie dopowiem, ale skorzej se odniesem te piniondze du domu. Do­

raz sie wrócem".

Panowie wiodzieli, ze starym nie poradzom , ta juz i na to przystali, lem coby był w sytkiem u koniec. Chłop w artko odeseł. — Ej, dali by oni W awrzkowi, kieby sie nie boli króla.

Nakleni, naterem tetow ali, jak pogani — ale gazda juz był tu.

Duskiem obróciół. Stanół se obeźretnie za w orek gruli i ta k im pado:

„No widzicie, teroz wom juz mozem dopedzieć, co wcecie.

Król sie mie n a ostatku spytoł: „A um iołbyś ty te woły podoić?"

Jo pedzioł, ze hej, cobyk ich nie podoiół.

„Nei, n ei!“ — pytajom sie panowie.

„Neii — jek wos juz podoiół" — w artko dokońcół W aw­

rzek Sulok i pocon pilno dali grule sadzić.

*) Z ie m n ia k i.

M . RO D O Ć