• Nie Znaleziono Wyników

B. Proza historyczna

II. Obrazki i opowiadania historyczne

25. Obraz obyczajów za Zygmunta Augusta

Od zaprow adzenia chrześcijaństw a postępował naród w cy- wilizacyi za innym i narodam i. W kraju lesistym , ja k go opisyw ał Gallus ‘j, długo obok rolnictw a było polowanie jedynem i n aj- milszem zajęciem i rozrywką. Jeszcze Jagiełło rozsyłał zw ierzynę z własnych łowów biskupom, prałatom , panom, kapitułom , doktorom akadem ii, ław nikom krakow skim , naw et sąsiednim książętom . W ystarczała w tedy lada ściana od zim na i sło ty , lada ognisko do spoczynku i w ygody; ubiegano się tylko o ozdoby złote, srebrne i drogie kam ienie.

Z czasem dopiero zaludniający się kraj zakw itnął grodam i, kościołami, klasztoram i, zamkami, które, ja k gdzieindziej, budow ali sobie m ożni do obrony. Obm urow ane, okopane, ze spuszczanym m ostem , z wieżami do obrony w ostatniem niebezpieczeństwie, służyły za obronę całej okolicy; ozdobne zew nątrz herbow nym proporcem , wyścielali panowie w ew nątrz kobiercam i, zastaw iali w ygodnym i sprzętam i. N a odzież zam iast kożuchów, lisów, futer, obszywanych złotogłow iem , weszły w obyczaj lepsze sukna i m aterye jedw abne. D ostarczał, czego brakowało, handel hanzea- tycki. W iele przedm iotów hutniczych i jubilerskich w yrabiano dość wcześnie w kraju. Pom ału zakw itnął domowy przem ysł i handel. Ju ż za króla Kazim ierza Jagiellończyka zboża polskie szły do C ypru i opisywano Polskę jako kraj nad podziw bogaty, lu d n y i zam ożny, dostarczający obcym , do P ra n c y i, A nglii, H iszpanii, P o rtug alii i H o lan d y i, zboża, ln u , konopi, drzewa, ż y w ic y , w e łn y , s z k ła , p o ta ż u , soli, miodów, łoju, wosku, fu te r, o ło w iu , b y d ła .. . . Do samego G dańska przybyw ało z w nętrza k raju 5.000 rozm aitych sta tk ó w , na nich sześć milionów korcy zboża, za które trz y m iliony talarów do kraju wracało. Z odkryciem A m eryki (1492.) i nowej drogi do Azyi wokoło A fryki (1498.), gdy obfitość złota i srebra ułatw iła zamianę płodów m iędzy

*) za czasów Bolesława Krzywoustego.

— 62 —

narodam i, a upadł monopol wenecki i wszędzie wysoko podniósł się handel, wzmógł się on bardziej jeszcze i w Polsce. Z akw itnęły obok m iast pom orskich Kraków, Poznań, Lwów, W ilno, L u b lin , W arszaw a. Poznań zwali cudzoziemcy m iastem , godnem wspo­

m nienia dla pięknych ulic i okazałych gmachów i dla znacznej liczby bogatych kupców, L ublin zaś grodem wygodnym. G dańsk i K raków liczyły po 80.000 ludności. Z G d ań sk a, gdzie bez zadziw ienia widzieć mogłeś 400 i 500 okrętó w , codzień praw ie w ychodził okręt ze zbożem i innym i p ło d am i, codzień praw ie p rzy b y w ał z F la n d ry i, naładow any k o rzen iam i, suknem i t. p.

P rzyłożyły się do podniesienia krajow ego przem ysłu: zniesienie m y t i ceł ta k n a wodzie ja k n a lądzie, w ytknięcie dróg, prze­

pisanie im rozm iaru, zbliżenie się państw polskich do B ałty k u po odzyskaniu Pom orza. Obok dró g daw nych pruskich szły teraz drogi handlow e: od K rakow a przez Lw ów albo Łuck, K ijów na wschód; przez W rocław , G ło g o w ę, z W ęgier nad E lb ę , albo n a Czarnków do Prus. A ugust zam yślał połamać progi D n ie stro w e , aby ułatw ić handel z K onstantynopolem i W enecyą.

Lepsze spieniężenie płodów krajow ych wzmogło pomyślność domową. W ytrzebione zostało z borów Podlasie. W yżej jeszcze podniósł pomyślność pokój z Turcyą. Zakw itnęła Kuś z Podolem, gdzie przecie nie trzeba już b y ło, ja k dotąd, chować w jam ach i jask in iach przed nieprzyjacielem dostatków i zapasów. Panow ie rozbierali „miodem i mlekiem płynące" ukraińskie stepy, lasam i wisień i innych owoców p o k ry te, co bez nawozu sto ziarn z jednego ro d ziły , a gdzie w zam okach tak a się moc ry b i raków znajdow ała, że zgnilizną zarażały powietrze.

Tam to w nadanych ziem iach wzmóc się m iały do nie­

p rzebranych bogactw dom y Daniłłowiczów, Ostrogskich, W iśnio- w ieckieh, Jazło w ieckich , Z baraskich, Koniecpolskich', Sie- niaw skich, K alinow skich, Sobieskich, Lubom irskich, Potockich i inne. Nie b y ły jeszcze przesadzone powinności, k tó re szlachcic n a b ark i ludu w tłoczył; m nożyły się więc wsi, m iasta. Ludność k raju i przestrzeń ziemi upraw nej podwoiła się, a „każdy dobrze się żyw ił i w dobrych szatach chodził". Z asłynęły woły pokuckie, stada koni buczackie; jedne i drugie w ypraw iano do Czech i N iem iec, i „łatwiej było teraz o sto złotych, niżeli pierw o grzyw nę". Skarb królew ski bez czyjejbądź krzyw dy wzmógł się oczyszczeniem dóbr ze wszelkiego długu.

„Zajaśniał też kraj aż do zbytku w budow lach, w życiu i w strojach". Obcy a współczesny pisarz de Thou zwał Polskę

„krajem żyznym, pełnym miast, pałaców, pełnym mężnej szlachty, łączącej miłość nauk z dzielnością oręża". W okolicy K rakow a, n a drodze zwłaszcza do Olkusza, powstało ty le gmachów w stylu w łoskim , że wym ienić w szystkich niepodobna było. U padały m niej potrzebne, daw ne, obronne zamki panów ; m nożyły się natom iast dwory i dworki szlacheckie. W dostatniejszych m alo­

wano lub złocono ściany; podłogi wyścielano kobiercam i;

a najm niejsze dw o rki, naw et z modrzewiowego albo jodłowego drzew a, zdobiły się ju ż oknam i szklanym i, które zastąpiły dawniejsze z pęcherza. D w orek m iał kom natę od przodu, alkierz n a tyle. Z kom naty patrzało się n a gum na, co otaczały podwórze ze studnią w pośrodku; alkierz stykał się ze spiżarnią i kuchnią.

N a oknach kom naty staw iano doniczki z k w ia ta m i, wokoło ścian po kryte kobiercam i ław y albo jaw orow e sto łk i, n a stole klepsydrę. Ju ż i zegary b y ły znane (1499.). N a ścianach w isiały rzędy, zbroje, obrazy przodków albo św iętych. W alkierzu stały łoża i skrzynie n a kółkach. Podłogę potrząsano piaskiem lub zielem. „Staraj się — mówi Rej — aby zawżdy na ścianie zbroiczka chędoga w is ia ła , w stajni koniczek zawżdy b y ł g o tó w , jako i służka poczciwy, nie opiły, ku czci i posłudze twojej i rzeczy- pospolitej". Pod oknam i zakładały panienki w irydarze, ziółkami i kw iatkam i sadzone ogródki. Dalej rozciągał się bujny sad z pasieką. Ogrody w prow adziła królowa B ona: zakładane w sm aku w łoskim , dostarczały lepszych ja rz y n , owoców i służyły do przechadzki.

Szlachcic dzielił się gospodarstwem ze żoną. Do niego Żyto, pszenica, jęczm ień , groszek, k o ń , b y d e łk o , — do pani n ależały n a b ia ły , g ą sk a, kurczątko, pow idełka, wódeczka, len, k ono pie; sposobiła byliczkę, bukwiczkę, kopytniczek, podróżniczek gwoli choroby; przędła, szyła, haftowała. W zim ie zwłaszcza, zasiadając z dziew eczkam i, p rz ę d ła , przyspasabiała płócienko.

B y ł z tego w ygodny pożytek, a razem w domu porządek.

Czeladź schodziła się wieczorem do kom naty na w spólną mo­

dlitwę. — B odajby ta k było pow szechnie! Ale wielu żyło nad możność. Polacy lubili p rzep y ch , przesadzali się w zbytkach, zbytkow ali w biesiadach. "Wychylać kielichy bez m iary było znakiem dobrego w ychow ania, powściągać się od nich znakiem nieszczerości. Zygm unt S tary przykładem swoim pow ściągnął nieco pijaństw o, ale nie na długo. Biedniejszy szlachcic pił miód,

— 64 —

p iw o , gorzałkę. U panów n a s to ły , pokryw ane kosztow nym i obrusam i, w yszyw anym i serw etam i, zastaw iane srebrem , szkłem m alow anem , szły z przysm akam i cudzoziemskimi drogie w in a : m u sz k a tel, tokaj , m ałm azya (m ahoisie).

Takisam b y ł już zbytek w ubiorach. Z zachodu podróżni, ze wschodu ju n acy w prow adzali coraz nowe stroje: m nożyły się tatarskie, tureckie, moskiewskie, węgierskie, hiszpańskie, w łoskie.

S tąd jed n i golili brody i głow y, a z wąsam i chodzili, drudzy strzygli je po czesku lub hiszpańsku. P o lsk ieg o , narodow ego ubioru nie było. Przyw dziew ano ak sam ity , adam aszki, m aterye tkane ze złota i srebra, niebieskie, zielone, szkarłatne, kosztow ne futra. Czapki i kapelusze zdobiono kitam i z drogich kam ieni lub pióram i; strusie z czaplimi przem agały. Sługi naw et p rzy ­ bierano w „aksam ity , a tła sy , szarłaty “. K obiety przestały też nosić suknie podobne do z ak o n n y ch ; przy w ystaw nych strojach, jak ich używały, „zdawało się owszem, ja k b y cała rzeczpospolita dla nich tylko pieniądze chowała". Niedawno jeszcze poczyty­

w ały różowanie, bielidła za n ag an n y sposób zm yślania piękności;

t e r a z , „m isterne" ja k W ło sz k i, chociaż takiej nauki nie m iały, w yryw ały z boleścią włosy na odsłonienie czoła, ta rg a ły brw i dla ozdobienia oka; pod m alow idłem , jak o b y w m aszkarze, nie m ogły się uśm iechnąć ani obejrzeć z o baw y, aby się tw arz nie złupała.

Do końca czternastego w ieku nieznane też praw ie były powozy; podróże odpraw iano konno. Teraz ju ż tylko służebnych ta k w ypraw iano, a panowie mieli pozłacane rydw any i kolebki, ozdobne kobiercam i, frendzlam i, dzw onkam i; n a nich wezgłowie altembasowe (aksam itne w k w ia ty ); okryw ali je kotaram i, zaw ie­

szali n a łań cu ch ach ; wozili ze sobą łóżka. Zachow ały się wszakże i rum aki wierzchowe wielkiej ceny.

■' "W stepie rów nym i m ogiłam i tylko gdzieniegdzie zasianym , pokrytym zieloną, w yskakującą po w iosennych deszczach traw ą, zbitą kopy ty o rd y , wyżłobionym kilku ja ra m i, na lewo k u D niestrow i szeroko leżała orda, pow racająca z łupieży podolskiej.

D ym iły ogniska, nad którym i pieczono końskie schaby, gotowano zacierkę z prosianej m ąki i krew z dorzniętych b y d lą t, m ąką

Teodor Morawsici.

26

. J a s y r ,

zatartą. K onie ogrom nym i stadam i pasły się dokoła. Tam i ówdzie rozsypane b yły w o z y , napełnione wszelkiego rodzaju łupem . N a niob widać było suknie pańskie i eb ło p sk ie, bogate sprzęty, ubiory kapłańskie, połam ane krzyże i kielichy kościelne, zbroje, futra, m akaty, płótna.

Stada owiec, wołów, koni leżały znużone n a ziemi, szukając straw y i w o d y , nie m ając siły się podnieść. Mnóstwo icb pozdychało i ze w zdętym i b rz u c h y , w yciągnionym i skostniałym i n o g i, odartą sk órą, czerwieniało gołem ścierwem. Dalej leżeli, stali, siedzieli, powiązane w ty ł mająo ręce, nieszczęśliwi niew ol­

nicy w szelkiego sta n u , płoi i w ieku: starcy i dzieci drobne — najm ilsza zdobycz T ataró w , bo je w ychow yw ali w swej w ierze i obyczajach — k o b iety ; niek tó rzy praw ie n a d z y , inni popaleni straszliwie, inni ranni, inni obłąkani nieszczęściem i bezprzytom ni.

B y ł to obraz straszliw y, w strząsający. D okoła ta dzicz, upojona zdobyczą, w esoła, rozbestw iona, k rw aw a; we środku jeńcy, płaczący i w m ilczeniu oczekujący najstraszniejszej c h w il:/' podziału łupów. S tarcy z wejrzeniem osłupiałem , dziew częta z zapuchłym i od płaczu oczyma, m atk i rozpaczające, niem ow lęta pojone mlekiem, kobylem i leżące same n a ziemi, po kilkadziesiąt razem ; dzieci śmiejące się i skaczące, bo nie rozumiejące jeszcze, co się z nim i działo. Nad każdą kupą T atarzy n z biczem n a straży, często kobieta, baranim kożuchem o k ry ta , z rozw artym i u stam i i krw aw ą źrenicą.

N iejedna niewolnica, zapom inając o sobie, szukała oczyma pochwyconej dzieciny, w yrw anej có rk i; niejeden ojciec p łak ał za synem, k tó ry zm arł w d ro d ze , nie m ogąc podążyć za koniem T a ta ra , padł gdzieś w stepie i został n a wieki. Mężowie, ro z ­ dzieleni od żon, napróżno starający się zbliżyć do n ic h , dzieci, w yciągające zdała ręce do m atek. W śród tego obrazu siw owłosy sta ry k siądz, z krzyżem z dwóch kijów białych zw iązanym n a

piersi, w łachm anie n a zbitych i sinych p le c a c h , klęczący i po- o cieszający swoich spraw iedliw ością B ożą, nagrodam i w iecznym i.' Głos jego głuszą k rzy ki Tatarów , pisk dzieci, ry k bydła i gw ar obozu.

D alej to dwa tru p y blade, odarte do naga, n a których ju ż siedzą kruki i skubią oczy o tw a rte : jasn e włosy dziew czyny rozw inęły się n a stepowej czarnćj zie m i, siw y włos starca rozsunął się po skroni. N ad nim i sta ra kobieta siedzi zw iązana i p łac z e : to jej m ą ż , to córka. Ale oto chwila stanow cza, w której obraz okropny jeszcze się staje straszn iejszy m , jeżeli

5

— 66 —

b y ć m o że : chw ila podziału jeńców. Murza, dowodzący w ypraw ą, usiadł przed rozbitym z pilśni n am io tem ; wszyscy znoszą, spędzają, zw ożą, co kto ma. L ud zie, byd ło , rzeczy ściskają się w jed n ę kupę. W ydzielają część dowódcy, część pojedynczym lu d zio m ; orda się potem rozsypuje w step znowu. Złoto i srebro i suknie i konie i bydło i ludzie — zarówno niem iłosiernie dzieli m ilczący sta ry dowódca w ypraw y: tem u ojciec, syn drugiem u;

tu m a tk a , tam c ó rk a ; tam m ą ż , a tam żona.

K ażdy pędzi własność swoję przed sobą i napróżno jed n i k u drugim w yciągając ręce, w ołają, płaczą; padają pod razam i śm iejących się Tatarów . K rzyki bestyalskiej radości i w ołania o pom oc, któ ra przyjść nie m oże; ję k i konających, ryczenie chłostanych m ieszają się ze śpiewem T atarów i tętętem koni.

Ci m odlą się, tam ci m dleją i konają ze stra c h u , inni poszaleli z rozpaczy. Dzieci n a wozach baw ią się sznurkam i, co je k rę ­ pują i uśm iechają się do siebie. K siądz stary głośno, w yraźnie odm aw ia modlitwę. Dw a razy ręk a T atara zatuliła m u usta uderzeniem krw aw em , a kapłan nie przestał. M urza powoli podjął łuk z z ie m i, kazał się ludziom rozstąpić i patrząc n a krzyż, k tó ry starzec tulił do piersi, w ym ierzył do serca. S trzałą je d n ą położył go trupem.i

^ \ J . I . Kraszewski.

Powiązane dokumenty