• Nie Znaleziono Wyników

Wiemy już, źe pomiędzy stworzeniami, źyjącem i na świę­

cie, człowiek posiada wielu sprzymierzeńców i przyjaciół, dzia­

łających na jego korzyść. Sprzymierzeńcy ci naturalnie nie ro­

zumieją, źe ich zabiegi przynoszą pożytek, nietylko im samym, lecz i człowiekowi, działają więc nieświadomie.

Bóg najwyższy albowiem tak postanowił, źe wszystkie tw ory na ziemi muszą we wzajemnej być od siebie ciągle za­

leżności.

Rodzaj i gatunek roślin zależy od gleby i klim atu; z ży ­ ciem roślin związane jest pośrednio lub bezpośrednio życie wielu zwierząt, a od jednego i drugiego zawisłem jest bytow a­

nie człowieka na ziemi.

T rzy rodzaje tworów: minerały, rośliny i zw ierzęta wspo­

m agają się wciąż bez przerw y i zawsze wspomagać muszą.

Rolnik starannie upraw ia rolę, dobiera jak najlepsze ziarno, ogrodnik sadzi i pielęgnuje drzewa, ale p raca jednego i

dru-giego nie dałaby pożądanych rezultatów, gdyby nie pomoc róż­

nych stworzeń, o których istnieniu zaledwie wiemy, a naw et częstokroć nie wiemy zgolą.

O zwinnym nietoperzu, o niezmordowanym kopaczu — kre­

cie, dwu sprzym ierzeńcach człowieka, była już mowa; dzisiaj poznamy innych jeszcze przyjaciół naszych, poznamy tych, którzy w przestw orach powietrznych bujają, i tych, których w ziemi wieczny mrok kryje.

W szak każdy domyśla się, o jakich stworzeniach najpierw będzie mowa?

Tak, o ptakach, tych obrońcach naszej roślinności, tych przyjaciołach — choć nieświadomych — naszych pól, lasów i ogrodów.

Obrońcach, a pi’zed kim ? Przed nieprzyjacielem, na po­

zór słabym, a jednak potężnym swą liczbą — przed owadami.

Większość naszych ptaków jest owadoźerna, naw et te, które zimą zadaw alniają się ziarnem lub okruchami, jak np.

wróble, latem wolą owady i polują n a nie zawzięcie. Inne znów, uzbrojone w mocne dzioby i zimą nie dają za w ygraną. Owa­

dów wprawdzie niema, ale pod korą są ich jajka, są poczwarki, są drobne robaczki, w ygryzające miazgę drzewną. Więc polo­

wanie trw a bez przerwy.

Oto zima. Choć mróz n a dworze, różne gatunki dzięcio­

łów, nie zw ażając na to, uw ijają się po drzew ach w poszuki­

waniu żywności.

Podpierając się tw ardym ogonem, obchodzi dzięcioł drzewo wężykowato z dołu do góry i dziobem w korę stuka. A stuknąw ­ szy, nadsłuchuje. Jeżeli odgłos wyraźny, pełny, to znak, że pod korą jest miejsce puste, że tam gospodarują, beznogie, białawe larw y maleńkiego chrząszczyka, zwanego kornikiem. Wtedy dzięcioł kilkoma uderzeniami mocnego dzioba robi dziurę, wsuwa w nią swój zadzierżysty język i w yław ia larw y jedną po dru­

giej. A czyniąc to, przynosi pożytek sobie — bo zaspokaja głód;

drzewu — bo uw alnia je od choroby; człowiekowi — bo chroni drzewo od zagłady.

N azyw ają też dzięcioła doktorem lasu i słusznie. Ostuka

— 10

-11 —

on drzewo, jak to prawdziwy doktor z chorym czyni i operacyę n a nim w ykona swym ostrym dziobem, niby lancetem i od choroby wyleczy.

Powiadają niektórzy, źe dzięcioł psuje zdrowe drzewa, w ykuw ając w nich dziuple na mieszkanie. To nieprawda. Zda­

rza się, źe dzięcioł rozszerzy sobie dziuplę, gdy mu w ydaje się za mała, lub naw et zupełnie wykuje, ale zawsze w ybiera do tego drzewo, już toczone przez korniki, a zatem chore. Zdro­

wego ani dotknie nawet.

W szystkie gatunki dzięciołów, czarne, pstre, żołny, czynią to samo.

Podobny żywot prowadzą też szare bargle, inaczej kow a­

liki i pelzacze z cienkimi, długimi dziobami, zawzięcie plądru­

jące po drzew ach i skrzętnie w yciągające ze szczelin kory by najmniejszą zdobycz.

A sikorki, »bogatka«, »raniuszek«, »modra« i inne, jest ich przecie u nas aż 8 gatunków. Ja k doskonale umieją one rozbi­

jać ostrym swym dzióbem jajk a pierścieniówki, zlepione w twardą, przylegającą do kory obrączkę, ja k w yszukiw ać między poro­

stami na drzew ach i w szczelinach kory poczwarki, jajk a owa­

dzie i drobne czerwie! Żaden ptak nie przew yższy ich w ścisło­

ści przy tej robocie! Nic dziwnego, źe ta k skrzętnie szukają.

Jajko owadzie maleńkie, nie nasyci prędko ptaszka, a on apetyt m a doskonały. Pewien uczony, przy patrując się przez dłuższy czas życiu i obyczajom sikorek, zauważył, iż każda zjada dziennie około tysiąca jajek motyli. A jeżeli trzeba je­

szcze w ykarm ić liczną zazw yczaj gromadkę piskląt, to już wtedy biedne ptaszyny chwili w ytchnienia nie zażywają. P ara sikorek wychowa czasem przez lato 20 piskląt, a źe młode od­

znaczają się dobrym apetytem , więc rodzice porządnie dla nich napracow ać się muszą.

Poczciwe te ptaszyny pędzą życie tułacze; latem gę­

stw iny leśne są ich ulubionem miejscem pobytu; zima przypę­

dza je do ogrodów, gdzie troskliwie przepatrują n a drzewach wszelkie szczeliny i szparki w poszukiwaniu żywności.

I trznadlowi lenistwa też zarzucić nie można. I on dzielnie

— 12 —

dla siebie i dla dziatw y pracuje. A m a jej dużo, bo dwa razy w ciągu la ta znosi po 5 do 6 jajek w gniazdku, ułożonem gdzie n a ziemi. Tysiące much, chrząszczy, tysiące poczwarek ginie w dzióbku zwinnego trznadla.

A inne ptaki? Pliszka od m arca do października upędza się po brzegach stawów i wogóle w pobliżu wód za wszelkimi owadami; okrutne dzierzby, nietylko źe same potrzebują setek owadów, żeby głód zaspokoić, ale jeszcze skoro już są syte, chw y­

ta ją owady widać dla samej przyjemności polowania i biedne ofiary nadziew ają n a kolce. A może w ten sposób urządzają so­

bie zapasy spiźarniane? Kto to może wiedzieć. Zresztą o p rzy ­ czynę mniejsza, skutek jest ten, że tępiąc owady, tępią wrogów roślinności, a człowiekowi wielką oddają przysługę.

Mają też ptaki swoje upodobania. Wilgi lubią najwięcej mrówki, pająki, oraz wszelkie owady ziemne. K ukułka poluje przez dzień cały przew ażnie na kosmate gąsienice, prządki — towarzyszki, których inne ptaki nie dotykają, a najadłszy się ich, niestrawione włoski przez dziób odrzuca; tow arzysz rol­

nika, poczciwy skowronek, skacze po świeżo zoranej ziemi i pędraki troskliwie zbiera dla siebie i dziatwy. A ponieważ jajk a trzy razy nieraz w ciągu la ta znosi, to też p ara sko­

wronków nam ęczy się porządnie, zanim swój drobiazg w y­

chowa. I pstry szczygieł, który tak mówi o sobie w piosence:

N ie opuszczam w śród burz, chłodu, K ra ju rodzinnego,

Je stem synem tego rodu I szczycę się z tego,

także niemało nachw yta codziennie owadów dla wyżywienia swoich piskląt, które dwukrotnie wywodzi w przeciągu lata.

Stare szczygły wolą znów nasiona chwastów, zw łaszcza ostu i zjadając je, również bezwiednie świadczą ludziom dobro, bo uw alniają ich rolę od niepotrzebnego zielska.

Nie wspomniałam jeszcze o jaskółkach, a to przecież p ra­

wdziwe mistrzynie w upędzaniu się za wszelkimi owadami.

W prawo, w lewo, naprzód, w bok śmigają z szybkością strzały, szerokim swym dziobem chw ytając w locie zdobycz upatrzoną.

— 13 —

Często naw et z powierzchni wody poryw ają jakiego nieostroż­

nego kom ara czy nartnika. Pająki, jajk a motyli i poczwarki nie ujdą również przed ich bystremi oczkami. Piskląt m ają za­

wsze sporą gromadkę od 5—8 i to dwa razy przez lato, więc też ani zliczyć, ile owadów nachw ytają dla w yżyw ienia siebie i swej dziatwy. Jedne jaskółki gnieżdżą się pod okapami dachów, są to tak zwane o k n ó w k i , inne d y m ó w k i , zwane także ł a s t ó w k a m i , obierają kominy, stajnie i strychy na swe mie­

szkanie, a jeszcze inne, » b r z e g ó w k i « , w ykuw ają sobie gnia- zdeczka w dolach gliniastych. Często widzieć można ściany takich dołów podziurowane setkami m ałych otworów.

Ponieważ jaskółki chętnie przebyw ają nad wodą, gdyż tam najłatw iej i najwięcej mogą schw ytać owadów, urosła z tego zapewne bajka, że n a zimę zanurzają się w wodę i zasypiają.

A tym czasem one we wrześniu odlatują daleko za morze, do ciepłych krajów i tam spędzają całą zimę.

Za trudno byłoby w yliczyć wszystkie ptaki owadożerne.

Nawet i te, które jedzą różne nasiona, karm ią pisklęta swe owadami, jako że dla malców jest to pokarm posilniejszy i strawniejszy.

Ale o kilku ptakach koniecznie jeszcze wspomnieć trzeba.

W ięc najpierw poczciwy, nieoceniony szpaczek. P rzylatuje on najwcześniej; często, gdy śniegi jeszcze na polach leżą i nieraz z tego powodu głodem przymiera.

Owady m ają w nim nieprzejednanego wroga. Poluje na nie od wschodu słońca do zachodu, bo i sam nie lubi być głod­

nym i dziatwę dobrze nakarm ić trzeba. Szuka więc owadów wszędzie, leci n a pastwisko i tam owcom i krowom w ydłubuje robactwo... zawsze nienasycony, zawsze w ruchu...

To też młode szpaki tłuste są, jak pączki smażone na smalcu. — Ale choć tłuste, choć zapewne smaczne po upiecze­

niu, nie godzi się ich z gniazd w ybierać i kto czyni tak, dowo­

dzi wielkiego nierozumu, bo sam własnowolnie pozbywa się obrońcy przed całym rojem napastniczych owadów.

W innych krajach zrozumieli to już oddawna. Tam nikt nie poważyłby się naw et w ybierać z gniazd pisklęta, lub chw y­

— 14 —

tać ptaki na lep, czy w sieci; każdy wie, źe przez to ukrzyw ­ dziłby nietylko ptaki, lecz samego siebie.

To też w owych k rajach sady pełne są najdoskonalszych owoców, które tu do nas n a sprzedaż przywożą. W styd to wielki, bo przecież nasza ziemia nie gorsza od tamtej ziemi i my te same owoce moglibyśmy mieć, gdybyśmy... rozum i zastano­

wienie posiadali.

Ale niestety tych cennych przymiotów wielu ludziom b ra ­ kuje. Nie rozumieją naprzykład choćby takiej prostej, jasnej jak słońce rzeczy, źe im mniej ptaków, tern więcej owadów, tern gorsze jarzyny, tern cała roślinność nędzniejsza.

W onych krajach, o których wspomniałam, roztaczają nad ptakam i troskliwą opiekę w czasie zimy, by nie zginęły od mrozu, a zwłaszcza od głodu, bo na mróz p tak jest jeszcze w ytrzym alszy, niż na b rak pożywienia.

Otóż tam zawieszają na drzewach małe skrzynki z okrąg­

łymi otworami n a mieszkanie dla ptaków. Przed otworem z zewnętrznej strony wsunięty jest pręcik, ażeby ptaszek mógł sobie przysiąść na nim, skoro wyfrunie ze swego domku.

W ażnem jest bardzo, ażeby otwór w skrzynce zastoso­

w any był do wielkości tego ptaka, dla którego jest przeznaczoną.

P tak jest ostrożny, jeśli uzna, że otwór za wielki, że jakie stworzenie np. kot lub kuna mogłyby tą drogą dostać się do w nętrza skrzynki, to z pewnością w niej nie zamieszka. Po­

winno się też ta k ą skrzynkę pomalować ze środka i z wierzchu na ciemny kolor, lub pomazać błotem czy sadzami, a to dla­

tego, by nie odróżniała się barw ą od kory i ta k przygotowaną mocno przytw ierdzić do pnia albo do gałęzi.

Najłatwiej zwabić do skrzynki szpaka, chociaż nie nastąpi to odrazu, bo ptak musi się najpierw oswoić z tym nowym dla siebie domkiem.

Pliszki także nie gardzą skrzynkami, jak również sikorki, kowaliki i muchołówki. Czasami naw et i dudek złakomi się na gotowe mieszkanie.

O pożywienie dla ptaków w zimowej porze rozumni ludzie również dbać powinni. Nic to tak bardzo trudnego i kosztownego.

— 15 —

Niech dziatwa, zam iast w ybierać pisklęta z gniazd, zam iast gonitw i bijatyk—zajmie się zbieraniem nasion z różnych chwa­

stów, niech gromadzi jagody jarzębiny, kaliny itp. To wszystko stanowić będzie zimową karm ę dla ptaków.

Gdy zaczną się mrozy, posypmy od czasu do czasu tro­

chę tych ziarn i jagód na deseczkę, przybitą gdzie na drzewie, w ogrodzie czy lesie, nakarm m y biedne ptaszyny!

Żerowisko najlepiej zakładać w jakiem zacisznem miejscu i blizko wody, żeby nikt nie płoszył ptaszków. Kto nie skąpy, a ma dużo owsa, mógłby też kiedy niekiedy przyczepić jaki pęczek do drzewa, czy n a dach zarzucić. P taki znajdą go so­

bie i w yjedzą do ostatniego ziarnka.

Ten drobny trud, podjęty dla ptaków, stokrotnie każdemu się opłaci.

Muszę jeszcze przypomnieć o śpiewaku nad śpiewakami, o szarym słowiku, którego jedynem praw ie pożywieniem są owady;

o miluchnych pokrzewkach, um iejących zajrzeć naw et do kie­

licha kwiatów i w yciągnąć stam tąd najdrobniejszą muszkę;

0 lelku-kozodoju, który dopiero po zachodzie słońca w yrusza na łowy i w szeregach chrabąszczy i ciem nocnych straszne spu­

stoszenia czyni. A wiecie dlaczego nazyw ają go kozodojem?

W cale nie dlatego, źe mleko kozom wypija. To bajka wierutna.

Żaden p tak nie mógłby tego zrobić.

Lelek szuka kóz i owiec, bo koło nich gromadzą się mu­

chy i komary, stanowiące jego pożywienie.

I o wronach, o kruk ach zapomnieć nie można. Mało to one naw ybierają pędraków z ziemi, mało nausuw ają zanieczy­

szczającej powietrze padliny? Albo i sowa! Całą noc m yszy łowi niestrudzenie!

I ziarno-jady i owadożerne — w szystkie ptaki z w yjąt­

kiem takich drapieżców jak np. jastrząb, są użyteczne dla czło­

wieka. Pisklęta praw ie w szystkich ptaków żywione są owa­

dami, to jedno; a drugie—zjadając ziarna chwastów, ptaki przy­

czyniają się do ich w ytrzebienia, więc gdyby naw et pominąć 1 nie brać w rachubę przyjemności, jak ą człowiek m a ze słu­

chania śpiewu i świergotu ptasząt, to jeszcze choćby dla ko­

— 16 —

rzyści, powinniśmy ochraniać tych skrzydlatych mieszkańców pól i lasów, którzy są zarazem ich najlepszymi obrońcami.

Od ptaków, mieszkańców powietrza, przenieśmy się w głąb ziemi. Żyje tam i mieszka stworzenie, pozbawione wzroku, słu­

chu, stworzenie m arne i słabe z pozoru, a jednak wielce po­

żyteczne.

To glista — inaczej dżdżownicą zwana, pewnie dlatego, że chętnie po deszczu, gdy ziemia jest wilgotna, wychodzi ze swych podziemnych kryjówek.

Każdy widział pewnie glistę, ale nie każdy przyjrzał się jej dokładnie.

Stworzenie to m a ciało nagie i n a grzbiecie gładkie, dalej zaś w czterech rzędach stoją na niem szczecinki, które glista, jeżeli chce, może nastroszyć, a gdy nastroszy, to w tedy trzym a się ta k mocno w ziemi, źe ją naw et wydobyć trudno. Szcze­

cinki owe pomagają jej też w przesuwaniu się z jednego miejsca w drugie.

Glista pozbawiona jest wzroku i słuchu, ale posiada b ar­

dzo rozwiniętą wrażliwość na światło, bo go unika, oraz w rażli­

wość dotykową, bo najlżejsze drgnienie ziemi w swojem pobliżu, najdelikatniejszy krok odczuwa i natychm iast ucieka do swoich kryjówek.

Pożywienie jej stanowią przegniłe cząstki roślinne i zwie­

rzęce. Wszystko, co tylko glista pełzając po powierzchni ziemi, napotka, naw et skraw ki papieru, zrzynki skóry, wszystko w ciąga w głąb ziemi, ażeby tam do reszty zgniło i zbutwiało.

T aką przesyconą szczątkam i źyw izny ziemię, glista pochła­

nia m ałym otworkiem swego pyszczka i drugim końcem ciała w yrzuca, rozdrobnioną na miałki proszek. Nieraz widać na po­

wierzchni ziemi drobne kupeczki ciągnące się niby sznurek jedna za drugą. To ziemia w yrzucona przez glisty.

Pewien uczony ta k o pracy tych użytecznych stworzeń powiedział: »w ciągu kilku la t cała gleba ziemi przechodzi

17

-przez ciało dżdżownic i jest -przez nie spulchniona i użyźniona razem «.

G-lista nietylko spulchnia i użyźnia ziemię, ale i przewie­

trz a ją, bo dzięki jej wędrówkom — powietrze może przeniknąć do w arstw głęboko położonych, wiadomo zaś, że ziemia spulch­

niona i nasycona powietrzem, pożądaną jest dla wzrostu roś­

lin i stanowi najlepsze dla nich podłoże. Dżdżownica, drobna, nędzna, pozbawiona praw ie zmysłów, bez głowy, bez kończyn, wiecznie w m rokach żyjąca, posiada jednak ta k wielką siłę żywotną, że gdy ją przeciąć n a dwoje, to część przednia wnet jej p rzy rasta i tak wielkie istnieniem swem i p racą oddaje usługi człowiekowi, że słusznie uw ażaną jest za jedno z n aj­

pożyteczniejszych stworzeń n a świecie.

Uwaga: G dyby pogadanka okazała się za długa, podzielić ją n a dw a razy. To samo w razie potrzeby zastosowywać należy do innych pogadanek, zaw artych w tej książce.

Illustrow ać pogadankę, jeżeli można, odpowiednimi oka­

zami lub obrazkami.