• Nie Znaleziono Wyników

Ostatni rozdfleł podręcznika dobrej* tonu - savolr mourlr

P. S. Znowu palę, cholera

5/ Ostatni rozdfleł podręcznika dobrej* tonu - savolr mourlr

• o

zrobił, » tamten", Fel leton nie rozpada się jedn ak na klika osobn yc h pot#**

pleń, ale zmierza ku syntezie lub syntezom, Z tego, co Profesor tam n a p i ­ sał I co nieraz mówił, bije przede ws zystkim odraza do sz tucznych wlelosło*

wnych zwrotów, które wypierają najzwyklejsze okr eślenia. Owe "na terenie W arszawy" zamiast "w Warszawie", “na temat" /n.t./ zamiast "o", " w z w i ą z ­ ku z tym" zamiast "dlatego" /dodajmy "w związku z czym" zamiast "wlec"/,

"na przestrzeni dwóch lat", eleganckie "mam w rażenie" zamiast pospolitego

"zdaje mi sle"! Czy ktoś jeszcze mówi "w zeszłym roku ? W gazetach Jest Już zapewne wiedziony pedanteria senantyczną ponad możliwości żywego Języka, użył słowa " s p e cj aI l st yc zn y ", Minął roczek czy dwa, a słowo "s pecjalny" znlk

ciorga przykazań. Czy ludzie najhardziej powołani do czuwania 1 przestrogi mają tylko w milczeniu rejestrować, że zamiast "wystawa" pisze się " e k s p o ­ Ją opisać abstrakcyjnymi zasadami, łatwiej wy tłumaczyć na przykładach. To właśnie czynimy, I sądzimy, że Mistrz w ysłuchałby życzliwie ekstrapolacji stanie medycyny"/. Liczył Im ch romosomy z niekorzystnym dla nich wynikiem.

87

88

u II I O I f' » jr f ^ f * — —

m

.

Kt sekretarz, a konduktorka sprzedaje bilet panł

Profesor nie uznawał nazwisk żertsklch bez zeósklch k° rtc,5w^ V r^a "' *if tak nie nazywa - mdwlł na egzaminie przestraszonej studentce, która przed stawiała się Nowak. Jednakże tu argumenty sprawiedI .woscl ż pr zeciwko tradycjom Języka. Pani Wąsowicz może nie cheIec ujawnIa- w c I «

I bez potrzeby swego stanu cywilnego, gdy pani lisowska nie jest d o tego zmuszona,

n 1 miłości Steinhaus napisał wiele bons mots. Niektóre z P r u d e r 11

Steinhaus: Czy ... . ,

łość fizyczna Jest najważniejsza potrzebą duszy?

Demokratyczna, a raczej demotropljna orientacja Językowa

Steinhausa do w n i o s k ó w , k t ór e ł a t w o m o g ł y w z b u d z i ć sprzeciw. - Zgadzam s l , D o w i e d z i a ł ml k i e d y ś / t a k chłopi w fiallcjl nazywał siennik/.

zwrotów Jest żvwcem przeniesiona z niemieckiego. i u .i|.

Nie chcleli byśmy spać na śtrozakach ani 6pleszyc się na banhof I woli

zykowy/. ale wciąż sle odzywa. Podzieliłem się kledyi t Profesorem uwagą, że Jeżyk polski jest Jedyny, w którym całka ma rodzimą nazwę. - NI, ma się czym chwalić - odpowiedział, dworował z lekarzy, że sarmacI ze swoja clep-czym

łotą zamia może wyrząd leżałoby wyd cunklem dl

pruski oficer, cesarsko-królewski urzędnik, niedorozwinięty książę krwi.

Książka Jest niescenlczną tragikomedia z dz iejów pierwszej wojn y światowej, przeżywanej na tyłach w Austrii 1 w Niemczech. Jest ma n if es te m poga rdy dla austriackiego kołturfstwa, dla niemieckiej soldateskl, dla o kr ucieństwa c z y - nów I mytf 1 I » dla patrIotycznych paskarzy i służa.lczej prasy. Kraus nie może oddzielić tego świata oH Jego złej mowy. widzi w niej znak śmiertelnej c h o ­ roby. To właśnie hyła dla St einhausa cosa nostra. We własnej nlemczyinle Krausa, bogatej l zwartej, czuł wartość absolutną. Taki jeżyk nazywał mus- ku 1 arnym.

"Ucz sle po polsku od Krausa" - to byłaby zbyt kłopotliwa recepta na dzi siejsze czasy. Ale nie brak wzorów rodzimych. Sprężysta wierna mowa p o l ­ ska, umiejącą razić l bronić, sprzyja prawdzie. Ho mat actwa nadaje s 1q nnlej, bo jeżyk łatwo łamie s l et na fałszu l.spiętrza nad próżnią. A Jeśli nie mamy racji, pozostanie tylko apel o trochę serca dla Języka, którego dźwięk l szelest Idzie za nami przez tych lat kilkadziesiąt. Pan je miał.

Panie Profesorael

i ' •

Stan is ł aw Hartman

89

. i 'M: : t

Władysław Bieńkowski

FI LOZOFIA DZ IEJÓW A TEORIA SPOŁECZNA i i Jt_ S g ó r _ o _ t e o r J [ e _ r o z w o J u

lA-52iśł-SS2Eil.£22£2ly.£.2§y !S2£iJ.5B2ł£S5QY£!24

Można stosując współczesne wyrafinowane metody krytycznej analizy l wy- mogi metodologii badań zakwestionować wszystko, cokolwiek dot*d w naukach społecz.iych powiedziano, wykazać, że żadne pojęcie nie jest dostatecznie j a ­ sno zdefiniowane, żadne twierdzenie nie daje się w zadawaI ajacy soosób u z a ­ sadnić, granice wszelkich uogólnień są chwiejne, a wszystkie koncepcje I te­

orie budowane są na grząskim gruncie metafIzycznych d o w o l n o ś c I . Świadomość tej sytuacji Jest powszechna I wielu badaczy szuka wyjścia w unorz^dkowanlu naukowego warsztatu, poddaniu wszystkich Jego narzędzi suroweru e n2amlr»owi.

Niestety, wszystkie dotychczasowe przykłady tego kty tyczneqo redykalizmu nie wniosły do nauk społecznych żadnych mogących hudzić nadzieję elementów.

Im bardziej wystery IIzowane z możliwych błędów I dowolności staj^ 5I7 n a ­ rzędzia, tym mnie okazują się adekwa^tne do materiału dostarczaneno przez życie społeczne - Jakby na potwierdzenie paradoksu poety, że "zbl I ża j -»c się do prawdy oddalamy sle od rzeczywistości”

Dobrym przykładem takiej lonicznej puryflkacji s* wycieczki w stronę nauk społecznych wybitnego logika i metodologa K.Popoera Z '. >la tej samej U n i i leżą modne /od czasów Maxa Webera/ tendencje do budowania a b s t r ak cy j ­ nych modeli. Ponieważ układy i procesy zachodzace w systemach społecznych są zbyt skomplikowane 1' zakłócane przez Ingerencje trudno uchwytnych czyn*

ntków ubocznych, przeto dla wyjaśnienia buduje sle “c z ys te ” modele, mające wyjaśnić funkcjonowanie systemów I rolę tych czynników, które u w a ż a m y za główne. Można na to odpowiedzieć, że abstrakcyjne modele rzeczywiście ułat- wiaja zrozumienie modeli - natomiast zagadką pozostanie stosunek miedzy m o ­ delem a empiryczną rzeczywistością I zawsze grozi niebezpieczeństwo, że p a ­ trząc na zjawiska społeczne przez pryzmat modelu obracamy się w sferze •fik­

cji.

Jakkolwiek zrozumiała I godna poparcia byłaby tendencia do uściślenia nauk społecznych, oczyszczenia Ich z filozoficznych, 1d * r1 on icznvC h I c z y ­ sto literackich dowolności - pogodzić się trzeba, że nlqdy pojęcia w tei dziedzinie wiedzy nie mogą osiągnąć Jasności I jednoznaczność i zadawala jącej logika, a dążenia tego rodzaju - niezależnie od n i eos i ,-jga I nośc i - zawsze ‘ będą k r y ł y w sobie tendencję do negowania rzeczywistości społecznej lako ta­

kiej.

Punktem wyjściowym dla nauk społecznych Jest zjawisko rozwoju tzn.

stwlerdzalny empirycznie fakt, że społeczeństwa w toku s w e j ~ e n z y s t e n c11 po­

dlegają Jakimś zmianom, zachodzą w nich jakieś procesy tworzące Ich histo- rię, przy czym procesy te mają wyraźnie odmienny charakter od obserwowanych w świecie przyrody, tzn, od przyrodniczej ewolucji. Gdyby w społeczeństwach nie zachodziły specyficzne procesy rozwoju, nie istniałyby i nauki soołecz- ne, a socjologia byłaby po prostu działem nauk przyrodniczych. Jakim o b e c ­ nie je st 'M socjologla" mrówek czy termitów.

Przyjmując jednak ten punkt wyjściowy, musimy mieć świadomość, że nie jest on wygodny z powodu niejasności, wieloznaczności I szeregu tryiych o b ­ ciążeń pojęcia "rozwoju". Jego współczesne zrozumienie Jako przejawu -dyna­

micznych tendencji tkwiących w społecznych systemach rozpowszechniło sie dopiero w XIX w., a każde upływające dziesięciolecie ujawniało coraz to nowe 1/ St.J.Lec, Myśli nieuczesane

2/ Por.: Open Soclety, oraz MIsery of Hlstorlclsm. Niezależnie od wartości krytycznych analiz uderzająca Jest Jałowość I naiwność jego pozytywnych p r o p oz yc jI .

90

dowody złożoności tego zjawiska, o dk rywało więcej zagadek I tajemnic niż p rzynosiło rozwiązań. Problem rozwoju okazał sle magi cz ny m kołem, którego nauki społeczne rile są w stanie przekroczyć. Znlechecone nieudanymi p ró ba ­ mi, usiłują obejść zagadnienie, ounktem wyjścia uczynić społeczeństwo I s t ­ niejące, dostępne bezpośrednI emu oglądowi, które można fotografować, przell czyć, poddawać wszelkim operacjom klasyf ikującym. Pojecie rozwoju, którego korzenie tkwią w mrokach nledostępnych bezpośr edniemu poznaniu, należy z a ­ stąpić śledzeniem aktualnie zachodzących zmian l tendencji, które p o z w a l a ­ ją nam wykrywać badania typu statys tycznego.

Impuls do odejścia od kategorii hlstory c zn o- pr z yc zyno wy c h w kierunku koncepcji synchronicznych przyszedł głównie ze strony socjologii a m e r y k a ń ­ skiej / f u n k c j o n a 1lzm/,która ma wszystkie powody do unikania hlstor I 1. Wszak jest cywilizacją przeszczepioną i wszystkie korzenie współc ze s ny ch zjawisk prowadza na obcy grunt, jednocześnie zaś specyficzność form, Jakie przybrał rozwój społeczny na tym kontynencie, nie zachęca do szukania analogii l p o ­ krewieństwa z macierzystym europejskim pnlem.

Kwestionuje sie samo pojecie rozwoju, ar gumentując, że Jest ono o b c i ą ­ żone tradycją filozoficznej metafizyki, zawiera te 1eoIoglczne założenie - rozwój oznacza dążenie do jakiegoś z góry wytkniętego ceVu, że ponadto ople ra sle na w a r t o ś c i o w a n i u , bowiem rozwój ma być p rz echodzeniem ze stanu "niż sz«qo", " g or sz eg o 1' do "wyższego" i "lepszego". Żadnego zaś z tych założeń na u c e przyjmować nie wolno, ponieważ nie mamy żadnych pods taw do twier d ze ­

nia, że społeczeństw^ daża do Jakiegoś celu, nie istnieją również kryteria

o c e n y po szczególnych stanów, a sądy wartoścI ujace nie mogą być zdaniami na uki, M o ż e m y jedynie mówić o konkretnej, empirycznie s tw i e rd za l ne j jtmjj^- nj^e z a c h o d z ą c e j w s p o ł e c z n y m systemie. Termin "zmiana" jest wolny od wszel- k fch obciążeń, nie zawiera mog ących budzić w ątpliwość implikacji. P r z y k ł a ­ dów tego rodzaju wymijania kłopotów w y n1k a Jn cvch z pojęcia "rozwoju" lite­

ratur! z a c h o d n i a dostarcza w i e l e . Jest to nies tety wyjście fikcyjne. Op i e ­ ra sir, on o na z a ł o ż e n i u , że określona zmianę* mo żna roz patrywać Jako fakt w yod rębniony ł w y i z o l o w a n y z d ia chronlczneao kontekstu, który możemy r o z u ­ m i e ć nie dociekając jego związków z poprzednimi stanami. Metodologiczna ostrożność prowadzi tu do ocz ywistego nonsensu l jaskrawej niezgodności z cały* doświadczeniem. Mówiąc o zmianie >sszłej w soo łecznym systemie /Je- s 1 i zm ia na ta nie na charakteru losowego przypadku, Jak trzeslenle ziemi/, musimy przyjąć, że wiąże sie ona z Jakimiś poprzedzaJącymI Ją zmianami, że z w i ą z e k ten określamy jako orzyczynowy 1 jego wykrycie Jest zadaniem b ad a­

cza, Kaida analizowana zmiana narzuca nam domni emanie powiązanego ze soba cyklu czy łańcucha zmian stanowiących Jakiś groces, którego ujawnienie I zbadanie jest głównym zadaniem nauk społecznych! Zastąpienie "ro zwoju"

"zmiana" pociąga za sobą dalekosiężne następstwa. Powoduje, że uwaga bada- cza skupia sie na poszczególnych dających się. wyodrębnić faktach l grupach pokrewnych faktów, natomiast społeczeństwo Jako spójna całość, z g r g a n i z o w a - ny^systęm, orzestaje bvć pr zedmiotem badań, przestaje być w ogóle k a t e g o ­ rią socjologiczna - staje sle pojęciem z pogranicza filozofii 1 l i te r at u­

ry , czymś zbyt amorficznym, aby mo gło się znaleźć na warsztacie b a d a c z a . 1/

Ar gumentów przeciwko pojęciu "rozwój" nie można tr aktować poważnie.

Zarzut obciążenia teleologią jest echem dawnych sporów pokutujących J e s z ­ cze w filozofii - jeśli rpjEwój musi oznaczać dążen ie do "celu", dlaczego zmiana miał aby być "bezcelowa"? Bezzasadny Jest również zarzut wartośc

lowa-1/ Szczególnie w szkole amerykańskiej w yraźny Jest proces odchodzenia so­

cjologii od pojęcia społeczeństwa. Początkowo rezerwowano dla niego specjalną dyscyptlne " ma k r o s o c J o l o g1ę " , ostat ni o również 1 makrosocjo- logla przestaje zajmować sle społeczeństwem, Zr.any teoretyk A.Etzlonl jako przykład problemów nakros ocjo 10 9Icznych wymienia takie Jak klasy spo­

łeczne, organizacje, a nawet wielkie przedsiębiorstwa Jak General Motors.

/Por,Jego: Toward a M a c r o s o c l o l o g y ,/w/ J.S.Ooleman, A.EtzIonl, J. P o r ­ ter, Mac rosoc lx> l o g y , Research and Theory, 1970/.

91

nla. Nie tylko w potocznym jeżyku, ale 1 w terminologii wielu praktycznych dyscyplin, “ rozwój" oznacza każdy cykl zmian niezależnie od mo żliwych ocen /np, "rozwój dziecka", "rozwój choroby", "rozwój alkoholizmu" Itp./.

Bez pojęcia procesu jako ciągu zależnych od siebie zmian nie Istnieje pojęcie społeczeństwa - proces rozwoju czy zmian stanowi bowiem ko ns ty t u­

tywną cechę systemów społecznych L/, Obrona pojęcia rozwoju jest obroną na ­ uki o społeczeństwie przed coraz wyraźniejszymi tendenciaml 1 1k wl da to r sk l- ml. Powstaje bowiem sytuacja, w której społeczeństwo Jako funkcjo nujący sy­

stem coraz bardziej zostawia się ideologicznemu l politycznemu znachorstwu, nauka zaś zadawala się analiza poszczególnych wycinków, Sięgając do nieco brutalnego porównania, to tak jakby w jatce mięsnej wy stawiono po ćw iarto­

wane kawałki mitologicznego zwierzęcia, którego w całości nikt nigdy nie oglądał, nie znamy leao kształtów, nie wiemy, czym się żywi, Jak się ooru- sza, skacze czy pełza, l jaką funkcję spełniają wys tawlcne na pokaz fra g­

menty.

Jedynie koncepcja rozwoju może nam ukazać sp ołeczeństwo Jako całość 1 co najważniejsze otworzyć perspektywe na Jego historie, stworzyć al t e r n a t y ­ wę dla filozoficznych spekulacji,

Si.SecsssjBsisi.SKUi.EssssJHi

Ani Marks ant Engels nie stawiali sobie zadania systematycznego w y k ł a ­ du teorii rozwoju* ich teoretyczna refleksja, podobnie Jak sięganie Ho hi­

storycznych doświadczeń, miała charakter f r a g me nt ar y cz ny , dyktowany potr ze ­ bą wyjaśnienia głównego problemu, Jakim były współcześnie zachodzące proce­

sy* Także I następne prawie stulecie nie odczuwało potrzeby ktytycznego u- systematyzowanla podstawowych twierdzeń, co umożliwiłoby sprawdzenie, w Ja­

kiej mierze odpowiadają one dwom podstawowym warunkom teorii: kompletności I zasadności. Całe piśmiennictwo wokół tego problemu pozostawało w ramach ogólnej koncepcji rozwoju, która całkowicie zaspokajała potrzeby ldeoloqll.

W tej właśnie dziedzinie rozgrywały się wszystkie dyskusje I polemiki, n a ­ tomiast wyraźny był zastój 1 niedorozwój w dziedzinie teorii I krytycznych analtz soołecznych procesów, gdzie zadowalano się sumarycznymi od niesienia' ni do ogólnych tez filozofii dziejów. To też próby. Jakie w tej dziedzinie podjęto w ostatnim okresie, dość Itczne w Polsce 1/, zasługuje na bliższa anallzę.

Naczelnym założinlem marksowsklej teorii społecznej Jest twierdzenie o zależności wszystkich elementów społecznego życia od sposobu zaspokajania bytowych potrzeb społecznych, co określa się Jako sposób produkcji, "Sposób produkcji życia materialnego warunkuje społeczny, polityczny 1 duchowy p r o ­ ces życia w ogólności, N1e *śwladomość ludzi określa Ich byt, lecz prz e ci w­

nie, Ich byt społeczny określa Ich świadomość". Przytaczając tę fund am e n­

talną marksowską tezę zwróćmy uwaqę, że występuje ona tutaj w oodwójnej ro­

ił, Jest, z jednej strony, aksjomatem o n t o l o g1cznym stanowiącym podstawę fI 1ozofIcznej koncepcji dziejów. Równocześnie zaś w ramach teorlt sp ołecz­

nej teza ta Jest wstępnym uogólnieniem na temat stosunków zachodzących m i ę ­ dzy dwiema sferami zjawisk społecznych, Jest f o b g g z a ^ M gotf zj podlegającą weryfikacji przez doświadczenie.

Znakomita większość/ a bodaj wszystkie/ rozważań na ten temat nie roz­

różnia tych zasadniczo Odmiennych znaczeń, Jakie teza ta przyjmuje w r óż ­ nych kontekstach, Z reguły jej ak sjomatyczny /filozof iczny/ charakter ro z­

ciąga się także na teren badań społecznych, w wyniku czego powstaje par ad o­

ksalna sytuacja: Jeśli bowiem teoria przyjmie to Jako aksjomat, wszelka ana-II za społeczna .m.us 1 sprowadzić się do traktowania ana 1 I zowanych zjawisk J a ­ ko po twierdzenie tego, co zostało z góry założone. Taki właśnie pseudoba- dawczy proces można Ilustrować dowolnymi przykładami.

1/ Zróżnicowanie form rozwoju omawiamy niżej, Tu podkreślamy tylko, że n a ­ wet w najbardziej zakrzepłych w tradycyjnych formach społeczeństwach zachodzą Jakieś procesy zmian.

Do pozycji wymienionych w I części dodać należy najobszerniejszy wykład w pracy: J.J.Wtatr, Marksistowska teoria rozwoju społecznego, Warszawa,

1973.

92

Wyjaśnijmy, że nie 4dzle tu o podważanie założeń materia l iz mu h i s t o r y ­ cznego, ani o wyrzekanie sle przez badacza zjawisk sp ołecznych materlalls- tycznej filozofii. Idzie o rzecz bardziej el ementarna: o to, aby badaniom społecznym nie narzucać warunków, które ex d eflnltlone badania naukowe tihle- moźllwi aja. I/

Koncepcja rozwoju zawarta w przedmowie do "P rzyczynka" Jest w Intencji Marksa konkluzją w yn ikającą z boqatego materiału empirycznego, Jakiego d o ­ starczyły dzieje Europy. Myśl europejska co najmnłej od początku XIX w> p r z y ­ wykła traktować rozwój społeczny Jako zjawisko naturalne, ob se r watorom nawet nie myślącym kategoriami materiał 1styczryml narzucało się zjawisko wzrostu sił wytwórczych I postępu technicznego, dostrzegalne były / acz nie zawsze zrozumiałe / konsekwencje tego zachodzące we wszystkich dzie dzinach życia.

Trudno było sobie wyobrazić, aby ten trend rozwojowy mógł ustać - raczej ka­

żdy osiągnięty szczebel rozwoju zapowiadał dalsze Jego przyśpieszenie. T o ­ też konieczność rozwoju sił wy twórczych stała się kamieniem wę g ielnym mir- ksłstowTkTej'Toncepcjl dziejów. Z założenia tego wynikały wszystkie dalsze następstwa: zmiany w układzie w e w n atrzspołecznych stosunków, permanentnie pojawiająca sle sprzeczność miedzy stosunkami dyktowanymi przez siły w y t ­ wórcze a ustrojowymi formami prowadząca do rewoluc yjnych zmltn ustrojowych.

Ogólne ramy marksowsklej koncepcji wytrzymały l do dzIś wytrzymują

•>oi.f < ontac J ę z przebiegiem procesów przynajmniej w tej części świata, w której najwcześniej pojawiło sle zjawisko kapitalizmu - tzn. w zasięgu c y ­ wilizacji zachodniej. Jednakże bliższa analiza samego teoretycznego s c h e m a ­ tu l jego konfron tacja z emp irycznym materiałem, niep o ró wn an i e bogatszym niż móa ł rozporządzać wiek XIX, ujawnia szereg zasadniczych luk l nleadek- watności. Rozpatrzenia wymagają trzy problemy: 1/ problem czynnika motory- cz nego rozwoju, 2/ nrohlem Jedno c^y * ło 1otorowoścl rozwoju, 3/ problem przejścia do formacji socjalistycznej.

1. Wszystkie teorie dotyczące ewolucji l rozwoju cierpią na chorobę

"początku" - Jeśli wszystko zaczęło sle "ab o v o " , skąd wzięło sle pierwsze jajo? Dla nauk bio logicznych Jest to zjawisko Interesujące, ale w Istocie zewnetrzne. Sposób powstania pierwszej żywej komórki nie ma wpływu na str uk ­ tur- t>ch nauk. i charakter iej twierdzeń. Nie możem y tego pow iedzieć o n a ­ ukach snołecznych. Jeśli stwierdzamy, że społeczeństwa podlegają rozwojowi, jakie czynniki to powodują, skoro nie możemy tego przypisać siłom l prawom przyrody?

N a c z e l n y m założeniem marksistowskiej teorii Jest "p rawo po stępującego rozwoju sił wy twórczych", tzn. konstytutywną cechą sił wytwórczych Jest, ii musza sle zmieniać ilościowo l lakoścłowo, wzrastać l doskonalić się pod w z g l e d e m technicznej sprawności. Siły wytwórcze zaś to wg. definicji praca ludzka plus środki /narzędzia/ p r o d u k c j l . Przypisując Im cechę ko n i e c z n o ś ­ ci rozwoju, wywołujemy p yt a n l e ,,który z tych skł adników Jest nosicielem tej cechy? Jeśli odr zucimy możliwość, aby cechą tą ob darzone były narzędzia produkcji, pozostaje wniosek, że konieczność zmian narzędzi jest p r z y r o d z o ­ ną cechą ludzkiej pracy.

1/ Wyrazem takiego pomieszania pojęć Jest podkreślenie "I ntegralnego" c h a ­ rakteru marksizmu, co ma oznaczać utożsamienie tez filozofii z twierdze­

niami teorii społecznej. "Materla 1 1stycznego pojmowa nia dziejów nie m o ż ­ na oderwać od tego światopoglądowego fródła" /Lanęje/. "Zasada Integral­

nego charakteru mar ksizmu, w szczególności zaś wy pływająca z niego z a s a ­ da Jedności markslstowsklej teorll rozwoju społecznego l filozofii m a r k ­ sistowskiej^ należy do podstawowych założeń całego systemu te or e t y c z n e ­ go marksizmu" /Wiatr/. Jeżeli założeń światopoglądowych l naukowych nie można od siebie odrywać - to fYm bardziej nie wolno Ich utożsamiać. Je d ­ ne I drugie przyjmuje się na zupełnie Innych zasadach, wy rażają one Inny sens l pełnią odmienne f nkcje. Ola przyjęcia świato poglądu wystarczy

"p rzeświadczenie" o Jego prawdziwości, natomiast twierdzenia naukowej teorii trzeba udowodnić.

93

Teoretycy szukający odpowiedzi na to pytanie usiłują uniknąć podobnej niewygodnej konkluzji. Lange np, pisze: “ pierwotnym bodźcem decydującym o rozwoju społecznym.,, są nie stosunki ekonomiczne, ani nawet ta Ich cześć, jaką stanowią stosunki produkcji. Bodźcem tym Jest dialektyczny proces w z a ­ jemnego oddziaływania cztowleka l otaczającego go mątę H a 1neao świata, c z y ­ li rozwój społecznych sił wytw ór c zy ch ” A y / , Z da n le ” tó~zastypuje pojecie

“ ludzka praca11 przez “d ialektyczny proces wzajemnego o d d z1aływanla cz ło w i e ­ ka 1 otaczającego świata" - w Intencji podzielenia .zasługi rozwijania sił wytwórczych między człowieka ? przyrodę. Niewątpliwie człowiek żyjący poza przyrodą nie mógłby rozwijać sił wytwórczych, w tym sensie zdanie to jest całkowicie prawdziwe. Ale to uwikłanie sle z postawionym pytaniem

-Gdybyśmy chcieli ludzkiej pracy /bądź też: “dialektycznemu procesowi wzajemnego oddziaływania mię dzy człowiekiem I przyroda"/ przypisać c e c h ę k QDłS$2Q2Ś£ł rozwijania społecznych sił wytwórczych, staniemy wobec trudne­

go zadania wytłumaczenia społecznych dziejów człowieka. Od swego pojawienia się człowiek pracował i mimo to, jak wskazują wykopaliskowe ślady, we w c z e ­ snych fazach społecznego życia te same narzędzia i ta sama technika pracy utrzymywały się dziesiątki tysięcy lat, a w późniejszych przez wiele ty się­

cy, Już w historycznych czasach społeczeństwa tworzące wykształcone I s to­

sunkowo wysokie cywilizacje posługiwały się w ciągu tysigcy lat niemal nie zmieniającymi się narzędziami, co ciekawsze, przy stosunkowo wysokim równo­

sunkowo wysokie cywilizacje posługiwały się w ciągu tysigcy lat niemal nie zmieniającymi się narzędziami, co ciekawsze, przy stosunkowo wysokim równo­

Powiązane dokumenty