• Nie Znaleziono Wyników

Owady i Człowiek

W dokumencie Przędziwo : książka dla młodzieży (Stron 192-200)

/•

J a d n a grom ada zwierząt bezkręgow ych nie jest nam z pewnością tak dobrze znaną z osobiste­ go doświadczenia, ja k o w a d y ,— z żadną też nie m am y tyle bezpośredniej styczności przez całe życie. W spom nijm y tylko natrętne muchy, chciwe krwi na­ szej kom ary, krzykliwe świerszcze, błyskotliw e m oty­ le, pszczoły, mrówki, koniki polne i chrabąszcze, a bę­ dziemy ju ż mieli cały szereg owadów, które spotyka­ m y nieustannie na każdym kroku, — w naszem mie­ szkaniu, w ogrodzie, na polu i w lesie. Bo też istot­ nie, nie masz praw ie miejsca na ziemi, gdzieby nie b yło ow adów : żyją one w powietrzu i w wodzie, na ziemi i w je j głębi, na skórze i we wnętrznościach zwierząt, na powierzchni i we wnętrzu roślin...

T akie zdumiewające wszędobylstwo owadów w a­ runkuje się kilkoma okolicznościami.

N ajpierw są to zwierzęta m ałe: pszczoła jest już owadem średniej wielkości, chrabąszcz jest dużym,

nasz jelonek jest jednym z największych żuków, gdyż zaledwie parę gatunków podzwrotnikowych (np. H er­ kules, T ytan) przew yższają go wielkością, a motyle ze skrzydłam i tak dużemi, ja k ćw iartka papieru, nale­ żą do osobliwości krajów gorących. Otóż ta drobność większej części ow adów przedewszystkiem ułatw ia im wciskanie się i życie we wszelkich zakątkach.

D alej, posiadają one zdolność żywienia się n aj­ różnorodniejszymi pokarmami: trudno znaleść taką ma- teryęroślinną czy zwierzęcą, świeżą lub zgniłą, któraby nie stanowiła pożądanego przysm aku dla licznych g a ­ tunków owadów. Nigdzie też wśród grom ad zwierzę­ cych nie spotykam y takiej rozmaitości w budowie i uzbrojeniu ust, służących jednym owadom do g ry ­ zienia, innym do ssania, jeszcze innym do lizania lub kłucia.

Następnie, ciało owadów, lekkie i zwinne, pokryte, niby pancerzem, mniej więcej tw ardą skórą, czyni je w ysoce odpornymi na nieprzyjazne w p ły w y zewnętrz­ ne, a potężny przyrząd zmiany m iejsca— skrzydła, przy sześciu nogach, tembardziej ułatw iają im warunki życia.

Do tego dodajm y jeszcze względnie niepospolitą siłę tych drobnych istot. Maleńka pchla robi skoki metrowe: g d yb y lew, przy swej wielkości, miał siłę stosunkowo równą pchle, każdy skok je g o musiałby wynosić wiorstę! Pszczoła, według doświadczeń, może uciągnąć ciężar, przenoszący dwadzieścia razy w agę jej ciała: g d yb y m iała wielkość konia, pociągnęłaby 60 tysięcy funtów, gd y koń ciągnie zaledwie tysiąc. Przy wznoszeniu się *v górę, ow ad może unieść ciężar

sta-nowiący od 3/4 do 1 8/4 w agi je g o ciała, np. zw yczajna mucha dom owa unosi w powietrze ciężar, rów n ający się 1,7 7 j cj wagi. W ogóle, im mniejszym i lżejszym jest owad, tem siła je g o względnie jest większą.

Wreszcie, o w ad y odznaczają się nadzwyczajną mnożnością. Jedna mucha w yd aje rocznie tysiące po­ tomstwa, rozradzającego się w ciągu lata w miliony osobników. K ró low a pszczół sam a jed n a daje początek kilkudziesięciotysiącznemu rojow i. Chrabąszcze, szarań­ cze przerażają nas częstokroć swemi chmarami.

Jeśli przypom nim y sobie jeszcze w ysoką inteli- gencyą większości ow adów , dozw alającą im przysto­ sow yw ać się do najróżnorodniejszych zmian i okoli­ czności życia— zrozumiemy, że te drobne i słabe z po­ zoru istoty obdarzone są w rzeczywistości olbrzymim zapasem sił i środków, zapew niających im przewagę nad wielom a innemi zwierzętami.

W obec tylu warunków , sp rzyjających utrzymaniu bytu ow adów , nic dziwnego, że, zająw szy sobą całą prawie ziemię, rozrodziły się one w milion przeszło ga­ tunków najrozmaitszej postaci, wielkości, b arw y i spo­ sobu życia.

Z taką to niezliczoną rzeszą— wiecznie głodną, nie gardzącą niczem, co tylko może być strawionem, spotyka się oko w oko człowiek... N apastow any przez nie bezpośrednio, od kolebki aż do grobu, a nawet i w grobie, pan stworzenia w obronie własnej musiał wypowiedzieć im, a raczej p rzyjąć z ich strony walkę. Z nieskończonej ilości objaw ów tej walki, a właściwie tego stosunku ow adów do człowieka, pozwolim y sobie parę przykładów przytoczyć.

Pom ijając roje naszych nieproszonych współło- katorów — much, karaluchów, persaków i t. p., przejdź­ my odrazu do tych krwiożerczych bandytów , którzy, napastując bolesnemi ukłuciami nas sam ych i nasze zwierzęta, stanowią praw dziw ą plagę wielu okolic zie­ mi. Pierwsze miejsce pośród nich zajm ują liczne g a ­ tunki ow adów dw uskrzydłych i pluskwiaków: słynne

moskity i sankudosy lasów podzwrotnikowych, meszki

tundry podbiegunowej, nasze ko m a ry, g \ y i bąki,

pchły, p lu sk w y i t. p. pasorzyty.

Opisy podróży po gorących krajach A fryk i i Am e­ ryki pełne są narzekań na roje moskitów, napastują­ cych o każdej prawie porze dnia i nocy ludzi i zwie­ rzęta. W nocy niepodobna tam obozować bez dym ią­ cych ognisk, a podczas snu koniecznem jest szczelne okrywanie ciała siatką gazową.

Niepotrzeba jednak szukać A fryki i Am eryki, — takież same roje kom arów zjaw iają się częstokroć w środku lata we Włoszech, Hiszpanii i innych krajach południowej E u ro p y. N awet u nas, prócz wielu od­ mian kom ara k łu ją cego , spotykają się w miejscach błotnistych roje maleńkich szarych meszek, dających się dobrze we znaki kosiarzom, zbierającym siano, lub myśliwym, brodzącym za ptactwem po błotach.

N a tundrach dalekiej północy podobna m es\ka zmusza stada reniferów do stałych wędrówek nad brzeg morza lub w lasy (tajgi), dla uchronienia się od jej dokuczliwej napaści. A wraz z reniferami muszą, chcąc nie chcąc, wędrów ki te odbyw ać także ludzie tamtejsi, których ca ły byt zależnym jest od renifera.

T ak więc nędzna meszka północna okazuje poważny w p ływ na sposób życia tysięcy ludzi.

Pewna mucha, zwana tse-tse, pod tym względem jest jeszcze ciekawszą, nie pozwala bowiem zupeł­ nie na utrzym yw anie bydła rogatego, koni i psów w znacznej części wschodniej i środkowej A fryki. „W parę dni po ukąszeniu przez muchę tse-tse.— pisze słyn n y podróżnik Liw ingston,— bydlę zaczyna choro­ wać, z oczu i p yska płynie mu obfity śluz, skóra drży, ja k b y od zimna, podgardle silnie obrzmiewa... Pomimo przyjm ow ania paszy, biedne zwierzę chudnie z dnia na dzień, mięśnie je g o tracą sprężystość,— wreszcie do­ staje zawrotu gło w y, ślepnie i ginie w skutek zupełnego w yczerpania. Dziwna rzecz, iż ukąszenie tej muchy nie szkodzi wcale kozom, osłom, mułom, a także mło­ d ym — ssącym jeszcze cielętom, dzikim zwierzętom i lu­ dziom... T o też koza jest jedynem zwierzęciem do- mowem wielu ludów, zamieszkujących okolice rzeki Zam bezi“ ...

W iadomo, że w skutek niemożności użycia w tam­ tych stronach b yd ła i koni, utrudnionem też jest bada­ nie wnętrza A fryk i i stosunki handlowe z je j mieszkań­ cami: w drogę w ybierać się trzeba wielkiemi grom ada­ mi, pieszo, niosąc tow ary i zapasy żywności na ple­ cach.

Nie szukając daleko, i w Europie na Węgrzech i w Siedmiogrodzie, zjaw ia się od czasu do czasu me­ szka zwana kom arem golu b a ck im , która nieraz daje się we znaki tamtejszym mieszkańcom. N apastując w oły i świnie, mucha ta włazi im krociami do nosa, oczu i uszu, kłuje boleśnie do krwi, doprow adzając biedne

ofiary do prawdziwej wściekłości: w ucieczce przed tym wrogiem, biegną one naoślep, depcą się w zaje­ mnie, spadają z gór lub wysokich brzegów rzek i giną tysiącami. T a k w r. 1 8 1 3 dziesiątki tysięcy bydła i świń w ygin ęły na Węgrzech, dzięki napaściom tego drobnego owada.

Niemniej dokuczliwymi są różne gatunki naszych bąków, ślepców, gzów końskich, w ołow ych i owczych, sp otykają się one jedn ak rzadko i w małej ilości. Je ­ dne z nich, ja k szary z zielonemi oczami ślepiec, ssą krew naszych zwierząt domowych, inne np. bąk w o ło ­

w y i o w c {y , składają ja jk a w ranki, zrobione na skó­

rze bydła, w ja m y nosowe i t. p., — wszystkie są po­ strachem i plagą zwierząt.

W podobny sposób napastuje nietylko zwierzęta, ale i ludzi, pchla am erykańska, zwana tungą. N akłu­ w a ona najczęściej skórę za paznogciami palców u nóg lub pod podeszwami i w zrobioną rankę wsuw a się ca­ łym odwłokiem napełnionym jajk am i, sprowadzając opuchnięcie, ból nieznośny, a często bolesne wrzody, kończące się odcięciem palca lub stopy. Murzyni bra­ zylijscy, a za nimi i nasi emigranci, z przerażeniem opow iadają o tych pchłach ziemnych i ich dokuczli- wości.

W eźm y teraz drugą grupę ow adów , stokroć w a­ żniejszą, niż poprzednia, jakkolw iek nie napastującą nas bezpośrednio, — mianowicie rozmaitych g ra b ież có w

chleba pow szedniego, niszczących nam wszelkie zboże,

w arzyw a, owoce; psujących tysiące roślin bądź dzi­ kich, bądź upraw nych, które stanowią głów ną podsta­ wę bytu milionów ludzi.

Zatrzym yw ać się długo nad niemi, a tembardziej wyliczać je wszystkie, b y ło b y niepodobieństwem, na­ leży tutaj bowiem większość ow adów ze wszystkich rzędów. W eźm y więc parę tylko gatunków dla przy­ kładu.

Któż nie słyszał o s{a ra ń c {Y , tym groźnym wro­ gu rolnika, na którego pstrych skrzydłach, trapiony przez niego arab zdaje się czytać w y raźn y napis : „ k a ­ ra boża?“ W ylągłszy się miliardami osobników, sza­ rańcza, dopóki nie posiada jeszcze rozwiniętych skrzy­ deł, rozpoczyna dzieło zniszczenia od rodzinnych oko­ lic, potem posuw a się naprzód, nie dając się zatrzy­ mać niczem i zjadając po drodze zboże, w arzyw o, drzewa, wszystko co tylko napotka. G d y wyrosną je j skrzydła, zaczyna dalsze przeloty. Ja k czarna chmura leci, zasłaniając sobą słońce na cale godziny, z szelestem, podobnym do padania wielkiego gradu. Biada rolnikowi, na którego pole lub plantacyę upa­ dnie: głośny chrzęst, ja k b y tysiąca gryzących koni, oznajm ia mu zdaleka o czekającej go klęsce.

Szarańcza pospolitą jest we wszystkich częściach świata, szczególniej w krajach cieplejszych. Do nas zalatuje na szczęście bardzo rzadko, a parę gatunków krajow ych, z powodu niewielkiej ich ilości, nie są by­ najmniej groźnymi.

H istorya od najdaw niejszych czasów notuje nam lata napaści szarańczy. Już w Piśmie Sw . spotyka- m y ją , ja k o ósmą plagę w E gipcie. W starożytnej Grecyi praw o nakazyw ało je j tępienie. W r. 17 0 przed Chrystusem, chm ary szarańczy zniszczyły Ka- p u ę ; w r. 1 8 1 po Chrystusie północne W łochy i

W dokumencie Przędziwo : książka dla młodzieży (Stron 192-200)