się spraw dzać na ostatnich latach Statecznego. B rak dokład
nych wiadomości o nim w poprzednim czasie, częściowo tylko zastąpiony wynurzeniami Samoobrony i Sam opotąpienia, prze
chodzi dla okresu 1916— 1918 w brak niemal całkowity. Sche- matyzmy duchowieństwa archid. poznańsko-gnieźnieńskiej rza d ko go wymieniały już poprzednio, od r. 1916 nie zn ają go zu
pełnie. W aktach K urii Arcybiskupiej nie znaleziono mimo sta rannych poszukiwań bliższych wiadomości o jego pobycie37) w tej archidiecezji. O. Antoni Galikowski przypomina sobie, że prawdopodobnie Stateczny od r. 1915 nie miał m iejsca stałego zam ieszkania, że przebywał z przerwami w Goruszkach w tam tejszym klasztorze reformackim, że w yjeżdżał często na Śląsk i że tam do końca wojny przebywał. Potwierdzenia atoli tej wiadomości nie uzyskałem od szeregu księży śląskich, których o Statecznego wypytywałem. Podobnie nie zdołałem uzyskać skądinąd potwierdzenia pobytu Statecznego w kwietniu i wrze
śniu 1915 r. we Wrocławiu.
Z drugiej strony dr W alenty Stateczny, który wprawdzie w czasie wojny przebywał poza Śląskiem i z bratem się nie ko
munikował, p o d aje W łocławek jako m iejsce pobytu o. E u ze
biusza podczas wojny. J e s t to możliwe wobec usunięcia się w ładz rosyjskich, objęcia rządów przez generał-gubernatora pruskiego w W arszaw ie i utworzenia R ady R egencyjnej. Św itała bowiem nadzieja wskrzeszenia dawnej prowincji zakonnej, której ośrodkiem staw ał się ocalały klasztor reformacki we W łocławku. Potwierdzenie atoli niezbite pobytu Statecznego we W łocławku odnosi się dopiero do r. 1919. M ętna wreszcie wieść napomyka o uwięzieniu Statecznego przez Prusaków w czasie wielkiej wojny.
Jed n o tylko jest pewne. Ju ż od r. 1906 przebyw ając w W ielkopolsce w klasztorach reformackich, Stateczny w tym okresie więcej przestaw ał z reformatam i niż z bernardynami, choć do prowincji bernardyńskiej nie przestaw ał należeć. Od r. 1911 bowiem na mocy dekretu papieża Piusa X z 28 kwietnia t. r. S a n c t i s s i m u s D o m i n u s prowincja galicyjska Braci
37) Pismo K urii Arcybiskupiej w Poznaniu z dnia 27 listopada 1934, 1. 1 3 1 7 9/34.
O . E uzebiusz Franciszek Stateczny 95 M niejszych rozdzieliła się znowu na 2: bernardyńską Niepok.
Poczęcia M. B. i reform acką pod wezwaniem M. B, Anielskiej.
Stateczny pozostaje w ściślejszych związkach z reformatami, jest z ich ramienia dyrektorem III Zakonu w Poznaniu, u nich w ydaje w r, 1916 K obieta-tercjarka św. Franciszka z Asyżu, od prow incjała reformatów o. Zygmunta Janickiego otrzymał zezwolenie na zam ieszkanie w klasztorze we W łocławku, o czym donosił w r. 1919 generałowi Zakonu o. Serafinowi Ci- mina,
Do generała Zakonu w ysłał też z K oła dnia 1 lutego 1920 łaciński memoriał w spraw ie przyszłego podziału klasztorów B raci M niejszych w Polsce na prowincje. Nie odróżnia on pro- wincyj reformackich od bernardyńskich wbrew dokonanemu już rozdziałowi, dzięki któremu musiał przenieść się z W ło
cław ka do K o ła i proponuje utworzenie 6 prowincji wspólnych, a mianowicie: 1) św. Jad w igi na Górnym Śląsku, 2) św. W oj
ciecha w W ielkopolsce i na Pomorzu, 3) N. P. M. A nielskiej w zachodniej M ałopolsce, 4) N. P. M. Bolesnej na M azowszu i Kujawach, 5) Niepokalanego Poczęcia N. P. M. we wschodniej M ałopolsce i na Wołyniu, 6) św. Kazim ierza na północno-wscho
dnich kresach.
Projektow ał nadto utworzenie t. zw. Collegia Seraphica dla przygotowania m łodzieży do życia zakonnego oraz w spól
nych studiów filozoficznych i teologicznych dla wszystkich pro
wincji. Memoriałowi nadał tytuł: Futura Polonia Seraphica.
Charakterystyczna jest w iara Statecznego w przynależność G.
Śląsk a do Polski, której da wyraz także w liście do rodziców z grudnia 1920.
P rojekt Statecznego nie wpłynął na rzeczywisty później
szy podział polskich klasztorów B raci M niejszych. Przybyła bowiem do 2 poprzednich prowincji tylko trzecia (reform acka), Wniebowzięcia M. B., obejm ująca 2 konwenty górnośląskie, 4 poznańskie i 2 na obszarze b. Kongresówki.
Pewne daty są także listu otwartego do Jó zefa Biniszkie- wicza, redaktora „G azety Robotniczej” w Katowicach, z Pio- trunek pod Chodzieżą w dniu 6 stycznia 1919 i druk 2 artyku
łów w r. 1919 w gazetach włocławskich t. j. w „Słow ie K u jaw skim " i „G azecie K u jaw sk iej". O. Stanisław Stoch, gwardian reformatów w Krakowie, pamięta, że Stateczny przybył do W łocławka w r. 1919, przebywał tam kilka miesięcy i był spo
wiednikiem kleryków w Seminarium Duchownym, a potem po objęciu klasztoru w Kole przez bernardynów, przeniósł się tam z końcem r. 1919. Potwierdza to list Statecznego do rodziny z r. 1920, według którego osiadł tam w grudniu 1919 i zajm ow ał się prócz pisania Kroniki m iasta i klasztoru w Kole udzielaniem lekcji języka niemieckiego i łacińskiego w 2 tam tejszych gimnazjach. N a w akacje puścił się znowu w podróż tym razem po Polsce i w czasie pobytu w Sandom ierzu naba
wił się dyzenterii, na którą przeleżał dwa miesiące w szpitalu, m iesiąc zaś w klasztorze. Do K oła wrócił dopiero w paździer
niku 1920 r. i jako rekonwalescent nie oddał się już żadnemu zajęciu.
W iadomości tych zaczerpnąłem z listu do rodziców, na
pisanego w grudniu 1920 r. po dłuższej przerwie z K oła. Ze względu na pewne cechy charakterystyczne, przytaczam go w całości:
„M ili Rodzice!
„ Ju ż Wam dawno obiecałem, że napiszę list. A tym cza
sem schodził tydzień za tygodniem. A ż wreszcie w ysłałem go.
Ponieważ się zbliżają święta Bożego Narodzenia, więc Wam na Dzieciątko winszuję wszystkiego dobrego, przede wszystkim zdrowia i szczęśliw ości i abyśm y się po śmierci w nie
bie oglądać mogli. Tam nie będzie żadnych udręczeń, które nas na tej smutnej ziemi zew sząd otaczają.
To ta choroba, która mię w drodze daleko od wszystkich znajomych napadła w Sandomierzu, szczęśliwie minęła. A le mnie tak zniszczyła, że byłem do cienia podobny; bo sobie przedstaw cie: leżeć w szpitalu dwa a w klasztorze jeden mie
siąc, a tu dzień i noc co chwilę, co nieomal dziesięć minut z człowieka się leje krew i gnój. To była taka strugówka, jakiej świat ani ten stary tatulek z chałupki na Piszczalow cu nie wi
dzieli. N ieraz ani wstać nie mogłem; toż wszystko szło pod sie
bie w łóżko. A przy tym doktorzy i służba mię bezmiłosiernie głodzili, twierdząc, że to na krwawą dyzenterię jest jedyne le
karstwo. I gdyby to jeszcze miesiąc było potrwało, byłbym z pewnością już na tamtym świecie. A le mi Pan Bóg dał żelazne zdrowie a w końcu M. B. K alw aryjska, której obrazek wam tu załączam , przyczyniła się, iżem przetrzym ał i wyzdrowiał. N a
wet liszaje zniknęły. A le cóż? K iedy się znowu zaczynają teraz objaw iać i to szpetne jak końskie. I o ile dawniej była biegunka,
o tyle teraz zaś zatw ardzenie zaczyna mię męczyć. Przy tym jestem zaziębiony i głowa mię boli i słabizny. Toż zawsze coś jest, abyśmy nie myśleli, że jesteśm y w raju, jeno na chmurnej ziemi, gdzie jest płacz i ucisk i uciążliwa pielgrzymka. A le do
syć już o tym.
W Kole jestem od dwóch miesięcy. Byłem tu już całą przeszłą zimę, przyjechaw szy na początku grudnia. Z klasztoru dochodziłem do dwóch gimnazjów męskiego i żeńskiego, gdzie jako profesor udzielałem łaciny i niemieckiego języka, otrzy
m ując 1200 m. wynagrodzenia miesięcznie. A le w tym roku nie uczę, choć mię prosili; bo wiek ma sw oje prawa. Zresztą po śmierci ks. Goleni odbiegła mię chęć do wszystkiego. A ni mi się już pisać nie chce i ręce drżą. Mimo to wydrukowałem w tym roku książkę »Listy o wymowie«, za którą mi zapłacono tysiąc m. i którą wam przy sposobności poślę. A za rękopis — wiecie ten, coście się dziwili, skąd to mam, gdy wam rozdziały zaczą
łem wymieniać — »Człowiek w raju, na ziemi i w niebie« — ofiaruje mi drukarnia jedna 9000 m. Toż klasztor będzie miał zysk.
Napiszcie mi też, na co ks. Golenia um arł; bo o w szyst
kim piszecie, a nie o tym, o co mi chodzi. I czy zdrowi jesteście albo jeszcze się ruszacie jak te dwa krzaczki zeschnięte. Tak to na starość; ja tak długo żyć nie będę, choć za miłosierdziem Bożym jeszcze 20 lat mógłbym.
To K oło leży na północ38) za W arszaw ą daleko i jest miasteczkiem powiatowym jak Koźle, dosyć przyjemne, zew sząd dokoła wodami W arty otoczone, ale dużo Żydów. K lasztor piękny z. wielkim w spaniałym kościołem, ale kapłanów k lasz
tornych jest nas tylko dwóch, bo trzeci przeszedł na księdza świeckiego. O tyle mi się tu mniej podoba, że to jest bardzo d a
leko od Śląska. Więc może na lato poproszę, aby mnie do po
łudniowo-zachodniej Polski przesadzono; choć ostatecznie już- bym wolał siedzieć na jednym m iejscu. Cóż radzicie? Tam by było bliżej Śląsk a a tu się czuję jak na obczyźnie i z nikim nie mam znajomości, tylko w klasztorze siedzę; bo się już w ałę
sać nie chce.
Sam klasztor jest obszerny jak cztery stodoły M akoszo- we, ale pusty; bo starzy zakonnicy powymierali a młodszych
3S) Pom yłka, gdyż K oło leży na zachód od W arszaw y.
O. E uzebiusz Franciszek Stateczny 9 7
mało. U nas się zaczyna prawdziwa zima. Śniegu jeszcze wiele nie ma, trochę poprószyło; za to mocne mrozy wzięły i ścięły rzekę W artę. A tu węgli nie m a; tylko się torfem w piecach pali. A le i to dobrze, choć się smędzi.
Choć-eście mnie zap raszali do domu, to jednak teraz nie mógłbym przyjechać. T eraz jazd a koleją jest jazd ą na życie i śmierć. 0 każde m iejsce trzeba w banie39) walkę na pięści sta czać. Gdy w Krakowie siadałem na pociąg do W arszawy, to mię tak poturbowano jeszcze chorobą osłabionego, żem nie
omal ducha nie puścił, a w wagonach, to jak harenki40) w beczce.
Przy tym w zimie jak łatwo się zaziębić, bo z K oła przez W ar
szawę i Częstochowę aż na Śląsk to w obecnych warunkach przynajmniej tydzień jechać trzeba a przez Poznań jeszcze dłużej. Toż już zaczekam y aż w lecie. To wtedy zamierzam w W itosławicach kurować się przez cały miesiąc. A le już szp a
ków z tatulkiem na staw ach gonić i straszyć nie będziemy ani z Józefem i Anną malin w lesie szukać i zbierać nie będziemy, bo mię cała jedna ta lewa słabizna bardzo boli. Toż skakać już nie można.
Czy tam u W as też taka drożyzna? Niedawno temu ka
załem się w mieście ostrzyc i ogolić. T ak sa: 20 marek polskich.
Gdzież te czasy, kiedy się za to płaciło 20 fenygów. Za flaszkę
% litrową gorzałki 50% trzeba płacić 100 marek, tam gdzie stryk Ignac — niech im P. Bóg da niebo — ani jednej m arki nie byliby płacili. Toć nie dziw, że lud cierpi; ale cierpi chętnie;
bo wie, że w Polsce ma przynajm niej wiarę katolicką i że woli biedę aniżeli rządy masońsko-wanielickie w Prusach lub bolsze- wicko-bezbożne w R osji. To teraz tak, że u nas rząd za robotę około fabrykacji jednej marki papierowej musi płacić robotni
kowi 5 m. Za to czernidło, którym piszę, zapłaciłem m ałą fla- szeczkę 10 m. Toż już w szyscy wzdychamy za lepszym i czasa
mi, a przede wszystkim za tym, aby Śląsk należał do Polski.
Nosiłem się z zam iarem jechać do W itosławic na plebiscyt w sty czniu, aby głos swój oddać; ale się boję jazd y i zimy. Bóg i beze mnie sprawi, że się Śląsk opowie przy Polsce.
3t) N arzeczow e: kolej.
40) N arzeczow e: śledzie.
Załączam tu list d la Ferdynanda41) z prośbą, aby odebrał z Pawłowiczek m oje rzeczy i schował; bo się aż wstydzę, żem z Niemcem wanielikiem42) wchodził w interesa i rzeczy u niego schował, choć to adwokat. Dlatego bądźcie łaskaw i dać Ferdynandowi jeszcze to drugie pismo m oje u was schowane, 0 którym mówiłem, że zaw iera pokwitowanie pieniężne. C ała rzecz już jest przestarzała i nie przedstaw ia wiele wartości.
Chciałem W as jeno o tę przysługę prosić, ale W as w starości nie chcę trudzić jazd ą w zimie do Pawłowiczek. A le nim ten drugi list mój Ferdynandowi doręczycie, wprzód go otwórzcie 1 tak otwarty mu go dajcie. Ferdynand zaraz ma jechać do Pawłowiczek, aby jeszcze przed świętami rzecz zakończyć.
Koniec. Ponawiam życzenia na święta i na nowy rok 1921, dla W as, mili rodzice, i dla całej rodziny i piszę się W a
szym wiernym synem E. F . Stateczny. Koło, klasztor.”
Ja k daleki jest duch i styl tego listu nie tylko od Sam o
obrony, lecz nawet od zacytowanego poprzednio listu z Wronek z r. 1910. Nie ma w nim żadnych narzekań i porównywań się z Jobem , choćby tu były więcej uzasadnione, jest natomiast nie rezygnacja, lecz pokorne zdanie się na wolę Boską. J e s t jednakże coś więcej, co mógłby ktoś uważać za objaw zniedo- łężniałej starości i wyczerpania umysłowego, niesłusznie, gdyż Stateczny miał dopiero 56 lat życia. Z w iększą słusznością do
patrzeć się można w tym tęsknoty do „k ra ju lat dziecinnych” , przychodzącej zwykle podobno przed śmiercią. W yraża się ona nie tylko wielu szczegółowymi wspomnieniami i użyciem narze- czowych form i wyrażeń, przedtem rzadkich u Statecznego, lecz także żywym zainteresowaniem się ludźmi z rodzinnej m iej
scowości, choćby poprzednio z nimi m ało sym patyzował, jak np. z ks. Golenią.
Poza tym uderza prostota stylu i swobodne, prawie humo
rem zaprawione opisy swych dolegliwości. To wszystko razem wzięte pozw ala nam określić psychikę autora listu jako zwycię
stwo chłopa górnośląskiego nad dwoma innymi obliczami du
chowymi Statecznego, chociaż o nich nie zapomniał. Zakonnik odzywa się w opisie klasztoru i stosunków w nim, syn wieku w poleceniach dla szwagra.
O . E uzebiu sz Franciszek Stateczn y 9 9
41) Szwagier.
4I) Ewangelikiem .
Zdrowie jednak, choć pozorne, wracało, w racała i dawna ochota do podróży, skoro wbrew listowi, wybrał się o. Euze
biusz Stateczny pod koniec lutego 1921 r. na plebiscyt na Śląsk.
Z listu o. Innocentego, gw ardiana klasztoru w Leżajsku, do mnie czerpię wiadomości o tej ostatniej podróży. W ybrał się z K oła drogą okrężną na Leżajsk, gdyż chciał odwiedzić prow incjała Zakonu, przebyw ającego w tym klasztorze, może w celu omó
wienia swego przeniesienia się w okolice bliższe Śląska. Wobec widocznego osłabienia i dość jeszcze dalekiego terminu plebi
scytu wybadano go, że jest rekonwalescentem i zatrzymano na kilkodniowy wypoczynek, lecz już w czwartym dniu zachoro
wał, przy czym ogarnęła go tak a śpiączka, że zaledwie na jeden dzień odzyskał przytomność i przyjął Ostatnie Sakram enta, a po dwu dniach nieprzytomności umarł dnia 6 m arca 1921 r.
Pochowano go na cmentarzu klasztornym w Leżajsku.
Nie w Osiecznie więc spoczął w grobie błędny rycerz nie
dościgłego ideału, który pościg za nim przypłacił rozdarciem duszy przez lat kilkanaście. Nie jest rzeczą biografa świeckiego wyrokować, czy grób ten stał się chwalebnym w Panu, co n a j
wyżej mógłby tylko przywtórzyć temu życzeniu udręczonego wędrówką doczesną dziecięcia wieku!
VIII. PRZEGLĄD TWÓRCZOŚCI LITERACKIEJ