• Nie Znaleziono Wyników

PANI CO PANA ZABIŁA

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1869, T. 4 (Stron 53-59)

O F I A B O W A X A

Kazimierzowi Władysławowi Wójcickiemu.

N ieszczęśliw a g o d zin a B ogdaj nigdy n ie b y ła , S ta ła nam się nowina:

P a n i P an a za b iła .

Z m iłym gachem w e zgod zie C how ała go w o g ro d zie, L ilii, rutki n a sia ła , A siejący, śp iew ała:

„R ośnij ru tk o, lilia , J e szcze w yższa niźli ja.

Okryj lilio te ślady, L ilio , ru tk o nadobna, N iech n ie m y ślą sąsiad y, Ż e ja na to sp o so b n a .”

Przyjd zie d eszczyk w e w iośnie, D rob n a ru tk a porośnie;

P rzyjd zie r o sa , posieje, B ia ła lilia bieleje.

A w yso k a , a cienka, S rebrna na niój sukienka.

P rzed w iatrem się o sto i Sam ją P a n B ó g tak str o i, I Marya cudow na,

L ilia kw iatów K rólowna.

R o zp ęd ziła z ła żona, W szy stk ie słu g i od domu;

„Fora! słu g i, hej! fora, N ie byw ać tu nikom u.”

Ile b yło godn ych słu g , O puściło pański próg.

P od ziw ią się sąsied zi:

Z kim tu człek u rozm ow a;

T ylk o ślep y tam sied zi, T y lk o n iem y, niem ow a.

J a d ą g o ście od pola, Od sa m eg o Podola;

A k on ik i bułane B ije piana na pianę.

Od d alek ićj, od drogi Sreb rn e, z ło te o strogi.

W ietrzyk z pola załata C zaplą k itk ą zam iata, F u tra na nich a rysie, Z ło ta zbroja św ieci się;

Jadą, ja d ą od T urka, S k r z y d e ł szu m ią im piórka.

N ajm łod szy się w ysun ie N a k on iku b iegu n ie, P u ści k on ia by (Raka, Za nim bracia p oskak a.

Jad ą, ja d ą w e d w o rzec, N a ram ieniu to p o rzec...

H uczn o, szu m n o, b ogato, Z d yw dykam i, z m akatą;

Ze zd ob yczą d alek ą, I do sieb ie tak rzeką:

„Jak zajed ziem w b rack i dwór, M a tam sąsiad cztery cór.

C ztery córy, m y czterzy, Z godzim y się na b rata, N iech za n am i k o ła ta O żony d la ry cerzy ....”

Z goda, zgod a na sw a ty , Z ab rzęk n ęły b u ła ty , K onie ig rzą pod nim i, A grzywy aż do ziemi.

Z ajechali przed w roty, Chw ast się w iesza na ploty;

C hw ycili się za g ło w y , Czy to dw orzec b ra to w ćj? ...

O bejrzą się d o k o ła , N ie m a charta, so k oła ; C hart nie bieży z daleka, Ni im so k ó ł zask rzek a.

T oż się b racia zabied zi Z kim tu c z łe k u rozm ow a?....

J en o ślep y tam sied zi, J en o niem y, niem ow a.

Z ajechali w e d w orzec, N a ram ieniu top orzec.

— K tóż tam z g o ści ta k rano?

P rzed e zorzą rum ianą....

— O tw órz, otw órz bratow a, S zczęśliw a ci godzina;

N ab ierz się z lo to -g ło w a Z poganina, T urczyna.

O tw orzyłać w ierzeje, A śm ieje się n ie śm ieje.

I co ś praw i ze srom em :

„G ospodarz ci za d om em ....

Sam k ról p isa ł dw a listy , I k rólow a dw a w tóre, I do L itw y le sistć j.

O djechał ci n ie w porę.

G oni sarny, je le n ie , K ’tem u ja tu p ó ł w dow a, A ni w yjrzćć w przed sien ie, N i ja panna, ni wdowa:

J en o lud zk a obm ow a.

„L ecz przy b osk iśj nadziei P rzecie w róci ze kniei, P o sw ojem u z h ała sem Z k ordelasem za pasem ; Z e sob olem u troka, Z e so k o łe m u bolca.

Z e k rzaczystym jelen iem , Z dobrym w iatru pow ieniem . P ijcież w ino z szk len icy, Aż mój w róci najm ilszy."

S ied zą bracia p an ow ie, Piją, gw arzą, czekają, C zapki su te na g łow ie, Pod bokiem sza b le m ają.

S ied zą, gw arzą ja k w raju, P iją w ino Tokaju.

U b ie ż a ło d ość czasu , P a n nie w raca od lasu.

W yjrzą bracia w ieczorem , T u m an stoi nad borem ; W yjrzą bracia nad ranem , Ig rzą w iatry z tum anem . W ilcy wyją, las ch m urzy, C zas się dłuży, oj d łu ży.

— P ijcież bracia a je szcze.

- L ecz coś bratu nie sp oro.

— A to burza, to je sz cz e T o u króla k om orą.’’

T ak ich pięknie zagada, A radaż im , n ie rada....

C zekać d łu żćj nad siłę , J uż i w ino n ie m iłe, M ałm a zy a , m a śla k i, Sam e p ań sk ie przysm aki.

R az po n ocy b rat m ło d y , O kru tn ie się za tro sk a, W ed le onćj p rzygody, A ż tu patrzćć m oc b oska.

W g łu ch ój sadu u stron i, L ilia w lilią zadzw oni, J ed en w drugi d zw oni k w iat, G łu ch a nocka, cichy św iat.

B y po zm arłym podzw onne, D zw on ią lilie postronne;

A ż te dzw onki, aż g ło sy , O siadają na ro sy ....

— „ N ieszczęśliw a godzina, B ogdaj nigdy n ie b y ła , S tała nam się nowina:

Pani Pana zabiła.

Z a b iła go w noc ciem ną, C how ała g o podem ną;

R ość m i w górę k a z a ła : R oczek tem u b ez m a ła . Onej ręk a k rw ią śc ie k a , N ie sp łu cze ją łe z rzeka;

A ja biała, ja srebrna, M atki B osk iej słu żeb n a.

D zw on ię w k w iaty, nie d zw on ię P o dalekim zagon ie,

C zyli św item czy zm rokiem I po lesie g łęb o k im .

G dy się zorza zabieli T rzęsą w e m nie an ieli.

Jak w lilią zadzw onią, D zia tk i łe z k i uronią I p ta szy n a się żali Z k alinow ych k orali.

N ik t nie w id zia ł po nocy O prócz B o sk ićj w szechm ocy.

P ięć lilii, trzy ruty, D zw on im Panu na nuty;

N ik t za d zw onek n ie p łaci B o m y k w iatk i b ogaci.

K ołyszem się w k oleb ie, Co m g ły nosi po n iebie, M atka rosa n as m yje, A n io ł stroi lilie , I M arya cudow na, L ilia k w iatów K rólow na.

P ia stu je nas n oc g łu ch a, P rostu je n as p osu ch a.”

N a te g ło s y liliow e B ra t się chw yci za g łow ę, B ia łe lilie i rutki

O d zia ł m iesią c cichu tk i.

S toją ro sy obfite.

K ło sy łza m i p ob ite.

L ilia kw ili po chw ili:

„A k to b oski w zrok zm yli?

N a nic z ło ś ć się n ie przyd a, Św ięta ziem ia ją wyda.

A ni noc jćj o k ryje, N ie zaga ją lilie.

N i jćj sło ń c e n ie spali,

N i j ą ziem ia ocali;

N i się z w odą przeleje, Ni się z w iatrem p rzew ieje...”

Zabiadałże brat m iody,

O tarł blade jagody;

P o ż a ło w a ł się bratu, P o d ziw o w a ł się św ia tu ...

R an ek św ita, huczno, gw ar, Jadą bracia w ciem ny jar.

I bratow a w orszaku, W e z ło c isty m k ołpaku:

N a nićj fu tra, m an ele, P a trzy śm iele, nie śm iele.

J a d ą ż, ja d ą na ło w y , G dyby g łu si niem ow y.

N i to so k ó ł podfruw a, N i podkow a pokuw a.

N ie za ła ją ogary,

T rąbka nie grzm i na jary.

S zum ią jo d ły a buki, W rony k raczą , a k ru k i.

Z ajechali w g ęsty las, O padł ci ją z ło ty pas.

„N ie chylaj się bratow a, N ieb o szczy k a katow a.

Szum nym lasem m g ły będą, M gły cię pasem o p rzęd ą .”

Z ajechali w las m glisty, S p a d ł jćj k ołp ak z ło c isty .

„N ie chylaj sie darem no, B ra t ci k u p ił na gody, N ie b y ła ś mu w zajem n ą:

N ie zdał ci się brat m łody.

Cóż po czaplim , po piórze;

C zaplę zab ił dla ciebie, Gdy lecia ła w e chm urze, Siw ym ranem po n ieb ie.”

P rzejech a li go ścien iec, S pad ł jćj z ło ty p ierścien ice.

„N ie chylaj się bratow a, B o ś się z bratem ro zw io d ła .”

R zeką bracia dw a słow a, R aźno z sk o czą ze siod ła.

D arm o k ln ie się, przeklina, Choć n ie ry ch ło , ju ż ci czas;

J e s t tam sucha buczyna, J e s t tam brata długi pas.

O bratow ćj o szyję, Z ło ty pas się owije.

P o w iesili na buku, J a k o g łu sz c a u troku.

L ećże w rono i k ruku S zu k aj, pukaj po boku, N iechaj szu k a , niech puka, Czy się serca d oszu k a J ad ą b racia, hej! jad ą, L ecą kruki grom adą.

Florencya, 1869 r. Teofil Lenartow icz.

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1869, T. 4 (Stron 53-59)

Powiązane dokumenty