Rozmowę z Zakiem Tellem, liderem szwedzkiego zespołu Clawfinger, który drugi raz z rzędu koncertował na Dużej Scenie Przystanku Woodstock i ponownie dał jeden z najlepszych koncertów, przeprowadził Karol Graczyk.
33 mi serce, które mówi, co jest dobre, a co nie, kiedy
tworzę. Cieszę się, że koledzy z zespołu to akceptują.
– Jakie są twoje plany na najbliższą przy-szłość. Masz jakieś muzyczne marzenia?
– W najbliższej przyszłości zacznę 10 sierpnia znowu pracę w szkole, kilka tygodni później – kurs na instruktora rozrywki i wypoczynku dla dzieci. Oprócz tego mam nadzieję, że znajdziemy trochę czasu, by kontynuować muzyczną podróż, ale jak na razie musimy zwyczajnie zapłacić nasze rachunki, a muzy-ka już tego za nas nie robi. Oczywiście marzeniem jest zostanie bogatym i sławnym, ale to raczej nie-prędko się spełni. Trudno jest teraz takim zespołom jak nasz utrzymywać się z samego grania, ale czas pokaże. Jedynym planem, jaki mamy, jest nagranie na naszą dwudziestą rocznicę Deaf Dumb Blind i zaproszenie przy tym do współpracy naszych muzy-cznych przyjaciół, co sprawi, że będzie to bardzo specjalna i ekskluzywna wersja tego klasycznego już albumu.
– Powiedz, jak wygląda twój zwykły dzień.
Każdego poranka wychodzisz z domu, kupujesz chleb, bułki i gazetę, zajmujesz się dziećmi,
a wieczorem idziesz do kina z bliską osobą?
Masz czas na takie rzeczy?
– Cóż, codzienność jest dość nudna. Budzę syna, robię mu śniadanie, zabieram go i przy okazji siebie do szkoły na 8.15, pracuję do 16.30, wracam do domu, robię obiad, kładę synka spać około 19.00-20.00, a potem spędzam trochę czasu przed komputerem, oglądając filmy, odpowiadając na e-maile, pisząc bloga. Kładę się spać około północy… Ekscytujące [uśmiech].
– Który zespół metalowy uznałbyś obecnie za najlepszy?
– Nie mam pojęcia. Nie słucham współczesnego metalu. Nie mam kontaktu z młodą sceną. Lubię stare zespoły takie jak: Helmet, Barkmarket, Faith No More, Alice In Chains, Skindred, SOAD, Soundgarden, Pantera czy Meshuggah. Pytasz nie tę osobę, co trzeba.
– Czy jest jakiś polski zespół, który byś znał i doceniał?
– Niestety, przykro mi to mówić, ale żaden z pol-skich zespołów jakoś bardzo mi się nie podoba. Znam oczywiście Vadera i Acid Drinkers, ale to tyle. Biję się w pierś [uśmiech].
Mojżesz
Kamienne tablice wniósł na szczyt wszechświata żeby Jahwe
o każdej porze miał je pod ręką
Przez zapadnie morza czerwonego poszedł do komory gazowej po czysty dym teologii Na głos trąb z Jerycha powróci w ogniu winnego krzewu dziejów by złoty cielec Izraela zapadł się w ziemię Janusz Koniusz
35 Głaz
Po przebiciu elektryczną włócznią lewego boku mistrza z Nazaretu krew z krzyża Ewangelii jak spod gilotyny
po bruku spłynęła do plwocin Sekwany pod wysokim napięciem rudych rud herezji na obu brzegach
Tylko w przytułku świętego Kazimierza zachowano wiarę w głaz zmartwychwstania
Janusz Koniusz
O kochankach z Werony
Przy otwartej kurtynie bez cienia intymności nie poczną potomstwa
gdyż obraziliby majestat prawa a z każdym sezonem turystycznym coraz w nich mniej wrzątku krwi Z iskrą róży z rajskiego ogrodu przy wszelkich okazjach
uciekają przed naszym wzrokiem żeby bezpotomnie
nie zejść z tego świata Janusz Koniusz
37 Droga
Z wieścią o własnych narodzinach chodziłem od słowa do słowa ale zamknięto im usta żeby nie mogły zaświadczać Gdy wszedłem w słowo o którym wszyscy zapomnieli zaraz mnie wypchnięto na złamanie języka Odtąd nie mogę dojść do głosu
jak do samego siebie
Janusz Koniusz
– Młody był. Czterdziestolatek. Szkoda. Mógł jeszcze żyć, a żyć. Właściwie mu niczego nie brakowało.
Dom prawie dokończony. Pędził z tymi budowlanymi robotami, jakby chciał jeszcze jedną chatę postawić – stwierdził „obcy” mieszkaniec wsi.
– W rodzinie mu się dobrze układało. Troje fajnych dzieci; grzecznych. Nauka nie sprawiała im kłopotu.
Co go mogło doprowadzić do takiej rozpaczy?
– No, z bankiem ostatnio miewał problemy. Jak niemal każdy z nas. „Oszczędnie” narzekał, iż ledwie sobie daje radę. Mówił, że dom jakby nie jego. Skarżył się czasem, że w tym roku ciężarów wyjątkowo dużo. Ale był optymistą. Przynajmniej na takiego pozował.
Mężczyzna „obojętny” względem zmarłego spokojnie dodał, że maskowanie się w tego typu sytuacjach jest zachowaniem dość powszednim.
– Po raz pierwszy nie mógł na bieżąco, ostatecznie i nienagannie ustawić się w kredytowych zaległościach.
Dziwił się nieustępliwej zachłanności banku.
Dość bliski powiernik tajemnic przyjaciela, jeszcze ze szkolnej „podstawowej” ławki, nie zapytał go o sumę finansowych „braków”.
– Przez ostatnie miesiące wyraźnie schudł, znacznie wyłysiał, posmutniał. Coś go niewątpliwie gnębiło.
Przyjaciel poprzestał na obserwacji, na czekaniu, co dalej ze zdrowiem wesołego, „humorzastego”
zazwyczaj Nikodema.
– Był honorowy. Chciał samodzielnie wyjść z tarapatów. Widocznie jednak przygniotła go beznadzieja.
Doświadczył zapewne rodzinnej katastrofy. Miał przecież świadomość, że zostawia w fatalnym położeniu rodzinę, dzieci. Prawie całą niedzielę spacerował w pobliżu domu; ze spuszczoną głową. W kółko. Tam i z powrotem, jakby według linii specjalnie wyrysowanej na podwórku.
Opowiadacz tego feralnego dnia nie podszedł do sąsiada, nie zapytał…, nie zadeklarował konkretnej rady, pomocy; może nawet materialnej.
– I w poniedziałek rano sprytnie posłużył się sznurem. Solidnym, grubawym. Bez szans… Zawisł w ogrodzie, na drzewie, w widocznym miejscu. Ratowanie go już „nie było potrzebne”.
Lekarz dotarł w kilkanaście minut, ale…
– Przyjaźniliśmy się. W ostatnich miesiącach wiele razy odnosiłem wrażenie, że coś go martwi. Lecz nie chciałem pytać. Jeśli to problem delikatnej natury… – myślałem – sam powie w swoim czasie.
Bliski druh pewnie zdawał sobie sprawę, że zadanie pytania stawiałoby go ewentualnie niedaleko zadeklarowania jakiegoś konkretnego wsparcia.
– Gdyby rzekł słowo. Że potrzebuje pilnie pieniędzy, pożyczyłbym mu. Bez określania terminu zwrotu długu. Ja akurat w tej chwili jestem w lepszej sytuacji.
Stanisław Turowski