• Nie Znaleziono Wyników

Portret z czasów młodości – o Wilku Marka Hłaski

Czy gdyby Radosław Młynarczyk nie zdecydował się przygoto-wać krytycznego wydania Sonaty marymonckiej, Wilk zostałby kiedyś odnaleziony? Jakie byłoby miejsce Marka Hłaski jako pisarza1, gdy-by to właśnie Wilk gdy-był jego literackim debiutem?

1 O życiu i twórczości Marka Hłaski powstało mnóstwo opracowań. Zob.

między innymi: B. Rudnicki: Marek Hłasko. Warszawa 1983; S. Stabro: Legenda i twórczość Marka Hłaski. Wrocław [i in.] 1985; Kaskaderzy literatury. O twórczości i legendzie Andrzeja Bursy, Marka Hłaski, Haliny Poświatowskiej, Edwarda Stachury, Ryszarda Milczewskiego­Bruna, Rafała Wojaczka. Red. E. Kolbus. Wstęp J.Z. Brud-nicki. Posłowie J. Marx. Łódź 1986; Z. Kwiecińska: Opowiem Wam o Marku.

Wrocław 1991; Hłasko nieznany. Szkic wstępny i oprac. P. Wasilewski. Kraków 1991; B. Stanisławczyk: Matka Hłaski. Posłowiem opatrzył K. Kąkolewski.

Warszawa 1992; J. Pyszny: Nie wszyscy byli odwróceni. Wizerunek Marka Hłaski w prasie PRL. Wrocław 1992; P. Wasilewski: Śladami Marka Hłaski. Kraków 1994;

H. Rozpędowski: Był chamsin. Londyn 1994; J. Galant: Marek Hłasko. Poznań 1996; O. Dębicka: Dziwka i Madonna Marka. Hłaski widzenie świata. Gdańsk 1996;

H. Rozpędowski: Sonja i Marek. Rozmowa z Sonją Ziemann – jedyną żoną Marka Hłaski. Warszawa 1999; D. Suska: Z problemów stylizacji językowej w opowiadaniach Marka Hłaski. Częstochowa 2000; P. Sarzyński, M. Wolny: Kronika śmierci przed-wczesnych. Warszawa 2000; D. Kalinowska: Marek Hłasko – młody gniewny. War-szawa 2000; S. Ziemann: Byłam żoną Marka Hłaski. Przeł. B. Tarnas. Pruszków 2001; K. Ludwicki: Kino Marka Hłaski. Katowice 2004; B. Stanisławczyk: Miłosne gry Marka Hłaski. Poznań 2009; A. Czyżewski: Piękny dwudziestoletni. Biografia Marka Hłaski. Warszawa 2012; T. Lach: Ostatni tacy przyjaciele – Komeda, Hłasko, Niziński. Opowieść na podstawie wspomnień Ewy Krzyżanowskiej, Marka Nizińskiego i Zosi Komedowej. Warszawa 2013; P. Potasińska: Kult, mit i kompleks. Figury autokreacji w twórczości Leopolda Tyrmanda, Marka Hłaski i Tadeusza Konwickiego.

140 Magdalena Boczkowska

Na te pytania odpowiedzi już dziś nie otrzymamy. Warto jednak przytoczyć kilka faktów będących (nie)zwykłą historią powieści.

Radosław Młynarczyk, student filologii polskiej Uniwersytetu Gdań-skiego, odnalazł maszynopis Hłaski zupełnie przypadkowo, pisząc pracę magisterską u profesora Stefana Chwina na temat Sonaty marymonckiej. Jak wspominał w wywiadzie udzielonym „Gazecie Wyborczej”2, w katalogu internetowym wrocławskiego Ossolineum znalazł aż sześć maszynopisów zatytułowanych Sonata marymoncka, której krytyczne wydanie chciał przygotować w ramach pracy dy-plomowej z edytorstwa (nieukończona powieść bowiem publikowa-na była tylko we fragmentach w czasopismach w latach pięćdzie-siątych minionego stulecia, ale w całości wydana została dopiero w 1982 roku, po śmierci pisarza na podstawie posiadanych przez matkę Hłaski rękopisów). Zaintrygowany pojechał do Wrocławia i tylko przez pomyłkę pracownicy archiwum (maszynopisy dostał do ręki na piętnaście minut, bo okazuje się, że nikt nie ma prawa ich dotykać!) odkrył, że trzy z nich to zupełnie inna powieść…

A wystarczyłoby, by archiwiści Ossolineum przeczytali wcześniej więcej niż pierwszą stronę, obie powieści bowiem zaczynają się tym samym zdaniem – „Uliczka była brudna”3.

Na temat istnienia Wilka była wcześniej tylko jedna informacja:

uwaga w książce Bogdana Rudnickiego Marek Hłasko z 1983 roku.

Autor wspomina, że miał w ręku maszynopis opowieści o młodym Ryśku Lewandowskim, twierdził przy tym, że tekst był tylko we fragmentach:

Powieść ta, nosząca tytuł Sonata marymoncka lub Wilk, była wie-lokrotnie poddawana przeróbkom (Hłasko przywiązywał do niej dużą wagę, miała być jego odpowiedzią na Pamiątkę z Celu-lozy). Została złożona w wydawnictwie prawdopodobnie w 1957 roku i słuch o niej zaginął. Tych kilka uwag, jakimi na jej temat chciałbym się podzielić, opieram na szczątkowym maszynopi-sie, którego dokładnej daty powstania nie udało mi się ustalić.

Wiele wskazuje na to, że jest on jedną z wczesnych (być może pierwszą) wersją powieści. Sądzę, że drukowana we wrześniu Warszawa 2015; P. Weiser: „To nie ja wymyśliłem ten kraj…”. Izrael Marka Hłaski.

Kraków 2015; J. Bucknall-Hołyńska: Marek Hłasko na ekranie. Scenariusze – adaptacje – filmowe portrety pisarza. Poznań 2015.

2 Zob. Wejście Wilka. Z Radosławem Młynarczykiem rozmawia Katarzyna Bielas.

„Duży Format” (dodatek do „Gazety Wyborczej”) z 3.09.2015.

3 M. Hłasko: Wilk. Oprac. i przygotowanie do druku R. Młynarczyk. War-szawa 2015, s. 5. Wszystkie cytaty na podstawie tego wydania, numery stron podaję bezpośrednio w tekście.

141 Portret z czasów młodości – o Wilku Marka Hłaski

1954 roku Noc nad piękną rzeką mogła być fragmentem tego właśnie wariantu – tak wyraźnego podobieństwa pod względem roboty literackiej nie da się zauważyć w żadnym innym tekście z wczesnego okresu – i to fragmentem niewiele poprzedzającym początek maszynopisu; opisane w Nocy wydarzenia (kradzież butów dla chorego przyjaciela; zwrot łupu i rozmowa z Rączy-nem) są parokrotnie wspominane w omawianym tu tekście […]4. O Wilku wspominał jednak i sam Hłasko w sprawozdaniu z wy-konywanych prac literackich za udzielone stypendium do Związku Literatów Polskich (w kwietniu 1954 roku):

W lipcu ubiegłego roku zgłosiłem się do przewodniczącego Komisji Młodzieżowej przy Z.G. Związku Literatów Polskich – ob. Igora Neverlego, z opowiadaniem pt. Sonata marymoncka.

Ob. Igor Neverly po przeczytaniu orzekł, że w tej formie opo-wiadanie jest do kitu, ale warto popracować i przerobić, ponie-waż materiał bezwzględnie jest. Przyznano mi trzymiesięczne stypendium.

Zacząłem pracować. Przyszły mi na myśl inne koncepcje.

Przyjechałem do Warszawy, poszedłem na Marymont, na fa-bryki, wyszukałem starych towarzyszy z KPP, przez kilka dni studiowałem materiały w Biurze Historii Partii: odszukałem największych przedwojennych bandziorów, którzy mi barwnie i w szczegółach opowiedzieli swoje życie, w ten sposób, po wie-lu spotkaniach i przyjazdach do Warszawy (byłem ok. sześciu razy) otrzymałem pełny obraz przedwojennego warszawskiego Marymontu. Bez przesady mogę powiedzieć, iż obecnie znam w tej dzielnicy każdą ulicę i zaułek, każdego ciekawszego czło-wieka i jego historię. Dopiero wtedy, to znaczy po wszystkich spotkaniach i rozmowach, zacząłem pisać.

W grudniu ub. roku przedstawiłem część swojej pracy do oce-ny. Dostałem dalsze trzymiesięczne stypendium, które następnie znów mi przedłużono, tak że ogółem korzystałem z dziewięciu miesięcy stypendialnych. Obecnie, po przeszło półtorarocznej (w sumie!) pracy, zakończyłem prace nad pierwszą częścią książki, której prowizoryczny tytuł brzmi: Zatoka szczęśliwej przygody. Jest to opowieść o człowieku z Marymontu, który w dwudziestoleciu szuka szczęśliwego życia.

Podpisałem umowę z P.W. Iskry. Termin ukończenia pracy:

1 grudzień 1954. Obecnie przerabiam, koryguję pierwszą część

4 B. Rudnicki: Marek Hłasko. Warszawa 1983, s. 22–23. Poza tym autor po-daje, że maszynopis znajduje się w rękach Anny Bukowskiej.

142 Magdalena Boczkowska

tej książki [podkr. – M.B.] – po rozmowach z ob. Igorem Ne-verlym, redaktorem książki i recenzentami.

Z szacunkiem Marek Hłasko5.

Pobrał zaliczkę, tekstu nie dostarczył. Dlaczego? Autor Bazy soko-łowskiej porzucił wtedy pracę nad Sonatą…, której pierwsze wersje nie podobały się ani Newerlemu, który był wtedy opiekunem koła młodych przy ZLP, ani Bohdanowi Czeszce, i od połowy 1953 roku pracował właśnie już tylko nad Wilkiem. W styczniu 1954 roku przyniósł to, co napisał, do koła młodych przy ZLP, do Newerlego i do Państwowego Wydawnictwa Iskry. W wydawnictwie prozę przeczytały Zofia Hoffmanowa i Wanda Leopold, które zgodnie stwierdziły – zachowały się w archiwum ich recenzje – że Hłasko bez wątpienia przejawia talent prozatorski, ale że nad złożoną po-wieścią trzeba jeszcze popracować6. Książka więc się nie ukazała, bo Hłasko również nie był zadowolony z pierwotnej wersji, a po fali popularności swoich opowiadań – tom Pierwszy krok w chmurach ukazał się w 1956 roku i został niezwykle entuzjastycznie przyjęty przez krytykę, rozpoczął się szczytowy okres popularności Hłaski – nie miał już chyba zbytniej ochoty do niej wracać. Zmieniła się wówczas także sytuacja polityczna, przyszła odwilż. Autor Sowy, córki piekarza zamierzał zatem stworzyć dwuczęściową sagę jednej z najbiedniejszych dzielnic Warszawy – Marymontu. Mógł dzięki temu sportretować rzeczywistość proletariackiej dzielnicy w czasach II Rzeczpospolitej, omijając jednocześnie trudny i niewygodny temat zmian, jakie zaszły w kraju po 1945 roku.

Krzysztof Varga uważa, że dla legendy Hłaski i jego siły jako pisarza lepiej się stało, że Wilk się wówczas nie ukazał. Powiada:

Hłasko, pisząc Wilka, miał lat 19 (!), lecz wziąwszy zaliczkę z Iskier, na wydanie książki się nie zdecydował, co świadczy niewątpliwie o jego przezorności i mimo młodego wieku wiel-kiej dojrzałości. Dziś przecież każdy, kto coś napisze, to na-tychmiast publikuje, trwa nieustający wyścig debiutantów do

5 M. Hłasko: Listy. Wybrał, oprac. i wstępem opatrzył A. Czyżewski. War-szawa 2014, s. 81.

6 Wanda Leopold pisała: „Zatoka: Książka bardzo nierówna, obok sformu-łowań bardzo mocnych i plastycznych ogromne naiwności i banały. Niemniej widać dużą pasję uczuciową autora, która niewątpliwie »bierze« i narratorski talent debiutanta. Chwilami wyraźne wpływy Pamiątki z celulozy, jednak indy-widualność własna przebija. W sumie jest to brulion dobrej książki”. Cyt. za:

J. Sobolewska: Głód i słuch. „Polityka” 2015, nr 38, s. 82.

143 Portret z czasów młodości – o Wilku Marka Hłaski

tytułu odkrycia roku, choć obecnie akurat wtopić można raczej artystycznie niż politycznie. Otóż nie ma najmniejszych wątpli-wości, iż gdyby w latach 50. ta powieść się ukazała, to w latach późniejszych konsekwencje jej wydania byłyby dla pisarza miaż-dżące. Albowiem retoryczne pytanie brzmi, czy gdyby Wilkiem Hłasko debiutował, a nie Pierwszym krokiem w chmurach, który to krok z niego literackiego idola uczynił, to dziś byśmy wciąż o Hłaski legendzie mówili. Wielka była Hłaski intuicja, że Wilka nie opublikował, w ten sposób stworzył siebie i to zaniechanie spowodowało, że dziś koszulki z Hłaską się nosi i powtarza nieustannie komunały o „polskim Jamesie Deanie”. Jakby Hła-sko Wilka wydał, toby później Piękni dwudziestoletni psu na budę się zdali. Pewnie by nawet emigrować nie musiał, urzędnikiem literackim by został, Iwaszkiewicz by go czule po lędźwiach gładził, gorzałę na zjazdach towarzyszy literatów by Hłasko łoił i zmarłby w starczym wieku obwieszony orderami7.

Los sprawił, że to właśnie Państwowe Wydawnictwo Iskry wy-dało powieść, tyle że po ponad sześćdziesięciu latach od chwili podpisania umowy (premiera miała miejsce 23 września 2015 roku) i to w dwóch wersjach – popularnej, opatrzonej tylko przypisami, i krytycznej z opracowaniem Młynarczyka. Ten zaś opowiadał:

[…] strasznie dużo pracy zajęło odczytywanie notatek Hłaski, jest ich mnóstwo, pisane bardzo niechlujnie, czasem całe ustępy tekstu, przekreślone dialogi, napisane od nowa. Całe zeszłorocz-ne wakacje spędził więc „nad nimi z lupą, w świetle jarze-niówki, pełniąc swoje 12-godzinne obowiązki na nocnej zmianie ochroniarskiej w biurowcu8.

Dzięki temu mógł się przekonać, jak Hłasko pracował nad swym warsztatem, jak kształtował swój styl, jaki krytyczny stosunek miał do własnej twórczości. Młynarczyk wspomina, że autor Palcie ryż każdego dnia często był dla siebie o wiele bardziej krytyczny niż wspomniani Newerly i redaktorki Wydawnictwa Iskry. Hłasko ciąg- le więc przerabiał dialogi, skreślał całe akapity, a na marginesie dopisywał liczne uwagi.

7 K. Varga: Hłasko socrealistyczny, czyli legenda zagrożona. „Duży Format”

(dodatek do „Gazety Wyborczej”) z 1.10.2015. http://wyborcza.pl/duzyformat/

1,148150,18937641,varga-hlasko-socrealistyczny-czyli-legenda-zagrozona-varga.

html [dostęp: 9.04.2016].

8 Wejście Wilka…, s. 25.

144 Magdalena Boczkowska

O swoich początkach pisarskich wspominał Hłasko w Pięknych dwudziestoletnich:

[…] poprosiłem moją matkę, aby posprzątała kuchnię, i w trzy noce napisałem dwustustronicową powieść. Tę powieść prze-czytał Bohdan Czeszko: napisał do mnie list. Napisał, że książ-ka do niczego, ale jego zdaniem powinienem próbować dalej:

zwrócił mi uwagę na wiele rzeczy […]. Bohdan zwracał mi uwagę, że niepotrzebnie nadużywam słów ordynarnych i bar-dzo mi to odradzał […]9.

Ta pierwsza powieść to była właśnie Sonata marymoncka opowia-dająca o Ryśku Lewandowskim – synu furmana z Marymontu, który na skutek szczęśliwego losu zostaje kierowcą i zaczyna wierzyć w lepsze socrealistyczne jutro. Bohater Wilka i Sonaty marymonckiej jest więc ten sam. Tyle tylko, że akcja Sonaty… rozgrywała się po II wojnie światowej, a akcja Wilka jest chronologicznie wcześniejsza, Wilk stanowi swoisty prequel Sonaty… Tym razem dostajemy Mary-mont przedwojenny, dlatego właśnie w dorobku Hłaski książka to niezwykła. W końcu prozaik urodził się w roku 1934, dwudziesto-lecia międzywojennego nie znał z autopsji. Marymont zresztą został zniszczony podczas Powstania Warszawskiego. Kiedy trafił na niego Hłasko, wyglądał zupełnie inaczej, pisarz musiał więc zapewne przeprowadzić gruntowne badania. Jest to zatem jedyna pozycja w dorobku Hłaski opisująca świat „wymyślony”, „wykreowany”, a niebędąca odzwierciedleniem znanej mu rzeczywistości.

W liście do Jerzego Andrzejewskiego z lutego 1955 roku Hłasko relacjonował:

Starałem się każdą myśl, każdy ułamek myśli i każde swo-je uczucie poświęcić swej pracy. I pomału wchodziłem w to wszystko. Jak na wolno wywoływanej kliszy zaczął mi się ry-sować Marymont i Lewandowski. Z dnia na dzień i z godziny na godzinę kontury zaczęły silniej się rysować […]10.

Ryszarda Stanisława Lewandowskiego – „Marymonciaka z dziel-nicy – furmańskiego syna z dziada pradziada” (s. 19) poznajemy już w chwili jego urodzin: „[…] nowy obywatel przywitał świat krzykiem i potworną ilością mokrych pieluch. Gromada

zaproszo-9 M. Hłasko: Piękni dwudziestoletni. Warszawa 1989, s. 27.

10 M. Hłasko: Listy…, s. 100.

145 Portret z czasów młodości – o Wilku Marka Hłaski

nych ciotek, kum i sąsiadek, z akuszerką na czele, była zachwycona”

(s. 19). Wcześniej śledzimy także losy miłości jego rodziców:

Mieszkała sobie na piaszczystym Marymoncie dziewczyna.

Dziewczyna średnia, ani za bardzo ładna, ani za brzydka, ot, po prostu dziewczyna – chciałoby się powtórzyć za kimś – ni-jaka. W tej nijakości było jednak coś, co upodobał sobie szcze-gólnie, też nijaki, Stanisław Lewandowski – z zawodu furman, też z Marymontu, chłopak – jak to mówią – po wojsku i nicze-gowaty.

Upodobał sobie widać bardzo, bo nie tracąc czasu, poszedł w konkury […].

Wilk, s. 10 W końcu Stanisław Lewandowski, furman, powziął tak zwaną życiową decyzję. Wyglansował raz jeszcze kamasze, za słowem honoru, że nie przepije, pożyczył od szwagra przykrótki garni-tur i oświadczył się z fasonem, na sztywno, z prawą ręką na drżącym sercu – według wzorów filmowych.

Oświadczyny przyjęto i jak to się mówi – Lewandowski zo-stał regularnym narzeczonym.

Wilk, s. 13 W końcu poznajemy najbliższe otoczenie. To cenne informacje, z Sonaty… wiemy przecież, że II wojna światowa osieroci chłopaka.

Wilk jest więc swoistym Bildungsroman – powieścią o formowa-niu, kształtowaniu się i głównego bohatera, i samego Hłaski, który pisał tę powieść, mając lat dziewiętnaście – i o tym zapomnieć nie można. Rysiek jest przy tym bohaterem niezwykle wyrazistym.

Wszyscy na Marymoncie próbują sobie jakoś radzić, mimo że świat wokół pełen jest nędzy i szarej beznadziei. Każdy ma jakiś pomysł na siebie, ma go nawet mały Lewandowski, który chciałby być jak Ken Maynard – amerykański aktor znany głównie z westernów, takich jak na przykład Gwiazda Północna z 1925 roku, o którym w Pięknych dwudziestoletnich Hłasko pisze jako o „mścicielu prerii”11. Rysiek ukochał Maynarda.

Ten zapadł mu głęboko w serce. […] zaczął gorączkowo marzyć o wigwamach, lassach i szerokiej prerii. Wystrugał sobie drew-nianego colta i czaił się na koleżków za opłotkami. Szukał też gorączkowo prerii, nad którą mógłby zawładnąć. Nie było. Były

11 M. Hłasko: Piękni dwudziestoletni…, s. 21.

146 Magdalena Boczkowska

śmietniki, pożółkła trawka i chude, na wszystko zobojętniałe krowy, które za nic w świecie nie chciały przyjąć do wiadomo-ści, że są mustangami i bizonami.

Wilk, s. 26–27 Z czasem jednak „zrozumiał, że Ken Maynard to dęta lipa (s. 143) […] z braku tamtego bohatera zadowalał się rodzimym.

Słuchał krwawych przechwałek, relacji o rozmaitych kipiszach i dinotojrach […]” (s. 27), głównie o bandytach i przestępcach.

Prawdziwą szkołą życia stała się więc dla niego ulica, chociaż przy-świecały mu wyższe cele, takie jak walka z niesprawiedliwością społeczną i tęsknota do lepszego świata. Nie brakowało mu przy tym odwagi, na przykład, by zdobyć buty dla chorego na gruźlicę kolegi Henka, był gotów i kraść (choć okazuje się, że nie potrafi) i narażać się w różny sposób – innemu koledze proponuje zakład:

niech ten narysuje na chodniku linię, a on „da w ryj” pierwszemu dorosłemu, kto na tę linię nadepnie, w zamian chce buty. Bieda na Marymoncie bowiem jest taka, że zimą dzieci nie chodzą do szko-ły, bo nie mają butów, a umierający Henek marzy, by raz jeszcze zobaczyć Żoliborz i budowane tam nowe domy… Lepszy, inny świat. Wilk jest więc też powieścią o głodzie; o głodzie, który pcha ludzi do nieprzewidywalnych działań i do podejmowania różnych (skrajnych) decyzji.

Ryśka fascynują lokalni przestępcy – są silni i odważni, nie dają się przeciwnościom. W końcu chłopak przypadkowo trafia na strajk, zainicjonowany przez Janka Rączyna. Wydaje mu się wte-dy, że znalazł sens życia, swoje miejsce w tym nędznym świecie Marymontu, przekonuje się, że świat nie jest aż tak czarno-biały, jak mu się wydawało. Rączyn nie jest zresztą idealnym komunistą, tylko człowiekiem wynędzniałym odsiadkami w więzieniu, nie po-trafi wyartykułować, o co tak naprawdę mu w komunizmie chodzi.

Dlatego nie przekazuje Ryśkowi „czystej” wiedzy, nie oświeca go komunistycznie do końca. Chłopak nie chce wstąpić do partii, bo nagle zaczyna wierzyć w ideologię, pragnie raczej stać się częścią pewnej zbiorowości, znaleźć swoje miejsce w świecie, nie wszystko rozumie, ale chce być częścią tej wspólnoty.

Sceny, w których Rysiek modli się o przyjęcie do partii – „Boże, niech mnie przyjmą do partii, Boże, daj zostać komunistą, pozwól, dopomóż!” (s. 311) – a cały Marymont udaje się na mszę do koś-cioła, są bodaj najlepsze w całej powieści. Hłasko przerysowuje pewne konwencje, pokazuje swoisty antagonizm klasowy, wal-kę starego z nowym, ale z przymrużeniem oka. Gdy Rysiek jest

147 Portret z czasów młodości – o Wilku Marka Hłaski

w końcu szczęśliwy, wówczas przychodzi wiadomość o decyzji Stalina dotyczącej rozwiązania Komunistycznej Partii Polski – „ten los parszywy kłodę mu rzucił pod nogi” (s. 303). Lewandowski znowu czuje się oszukany, ma poczucie, że świat poszarzał jeszcze bardziej – „przyszedł dzień, w którym zawaliło się wszystko, skoń-czyło wszystko dobre i znów pozostał sam, bezsilny, na ostatniej granicy życia, sam w czasach pogardy, które nadeszły…” (s. 340).

Marcin Sendecki zwrócił uwagę na bardzo zadziwiający fragment, kiedy to Rysiek trafia do meliny komunistycznej jaczejki, w której spotyka komunistę Jasnego: Rysiek „ani jutro, ani w dni następne nie skojarzył, po latach dopiero spotkał, tego Jasnego, i tamten re-wolwer w niego wycelował: – »Zdrajca!«” (s. 237). „Czyżby Rysiek, darzony przez autora raczej sympatią – pyta Sendecki – miał się okazać zdrajcą komunistycznej braci (a zatem jest polskim patrio-tą)? Sprawa niebagatelna dla tekstu z tamtych lat”12. Wilk nie jest więc powieścią socrealistyczną, zwykłym produkcyjniakiem. To – jak słusznie zauważa Varga – bardziej „pozytywistyczna powieść tendencyjna, […] w pewnym sensie wczesna Orzeszkowa podlana sosem z Żeromskiego”13.

Największym walorem powieści są jednak opisy przedwojennego Marymontu, który – obok Słodowca, Burakowa czy Wołówki – był wtedy najbiedniejszą częścią Warszawy położoną między urokliwy-mi Bielanaurokliwy-mi i budowanym Żoliborzem. Wszystkie ulice dzielnicy były „piaszczyste i krzywe, krzywe – jakby je ktoś pijanymi wy-znaczał krokami” (s. 5). Po takich krzywych uliczkach przemykają tłuste szczury – „chyba tylko one jedne syte na tej ulicy” (s. 5), w śmietnikach bawią się umorusane dzieciaki, a pod domami siedzą

„bezrobotniaki”, których „głównym zajęciem był brak zajęcia” (s. 6).

Ulice Marymontu „okrążały się wzajemnie łukiem i krzyżowały ze sobą jak ludzkie nieszczęścia” (s. 6). Opis dzielnicy zajmuje w po-wieści kilka początkowych stron, potem zresztą również pojawiają się opisy konkretnych ulic, sklepów, knajp czy innych miejsc – większość z nich nie istnieje już na mapie stolicy, co czyni z książki ciekawy materiał dla varsavianistów.

Warto zwrócić także uwagę na język – jest to język ulicy, pełen przekleństw, prozaizmów i gwary środowiskowej, używany przez typowych wówczas mieszkańców dzielnicy – złodziei, przestęp-ców, inwalidów, bezrobotnych, ale także szpicli i komunistów.

12 M. Sendecki: Twarda walka o to, żeby można było żyć i kochać pięknie. „Książ-ki” 2015, nr 3, s. 44.

13 K. Varga: Hłasko socrealistyczny…

148 Magdalena Boczkowska

Naśladowanie takiego języka przez Hłaskę bez wątpienia świadczy o dobrym słuchu i rozwijającym się talencie dziewiętnastolatka.

To jednak język nie do zaakceptowania przez partyjnych decyden-tów, co również świadczy przeciw socrealistycznej produkcyjności powieści.

Wilk do wybitnych powieści nie należy. To proza nierówna, która momentami zachwyca plastycznością opisów i celnością metafor, innym razem nuży długimi opisami czy banalnymi, wręcz stereoty-powymi, uwagami. Hłasko piszący Wilka był bez wątpienia innym

Wilk do wybitnych powieści nie należy. To proza nierówna, która momentami zachwyca plastycznością opisów i celnością metafor, innym razem nuży długimi opisami czy banalnymi, wręcz stereoty-powymi, uwagami. Hłasko piszący Wilka był bez wątpienia innym