• Nie Znaleziono Wyników

POWIEŚĆ RZYMSKA

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1859, T. 2 (Stron 39-79)

- M iclm la Budzyńskiego.

( ' D o k o ń c z e n i e ) .

VI.

I t ę k a p o ł o ż o n a n a ram ien iu , z b u d z iła d łu g o d u m a ją c e g o m łodz ie ńc a ; o b r ó ć ił się i p o z n a ł J u liu s z a .

— P o g lą d a s z n a tę c z a r n o w ło s ą d z ie w ic ę , k t ó r a z m n ic h e m p oszła za m o s t ś w ię te g o A nioła? C zy wiesz k to ona?— z apytał Juliusz .

— Z n a m j ą i nie znam jćj.

— T o sam o wielu ci pow ić w R z y m ie , c h o ć o n a tu się rodziła.

— S ły s z a łe ś co o nićj?

— M alarze, s n y c e r z e , a n a w e t p o e c i w id u ją j ą czę­

sto: N o e m i staje za m o d e lk ę .

— Z a m odelkę? Boże! ta k ż e s p a d ła ńizko?

— N ie kładź jćj n a r ó w n i z t ą z g ra ją s n u ją c y c h się d z ie w c z ą t i kobićt, k tó r e z a g r o s z lic h y p o zw alają r y s y sw oje p r z e n o s ić n a p ł ó tn o lub k s z ta łty ciała w y k u ­ wać w m a r m u rz e . T y m ty lk o , k t ó r z y z n ie b a wzięli isk rę g e n iu s z u , staje o n a z c a łą b e z in t e r e s o w n o ś c ią na p o s łu g i m o d elk i i to ja k s k ro m n e j p r z y s t a ł o dziew icy. P r z y jd z ie ona z a w o ła n a do O w e r b e k a , do O s k a r a S o sn o w sk ie g o ;

c h rz e ś c ia ń s k i p ę d z e l i d ł u to c h rz e ś c ia ń s k ie w b o g a ty c h d r a p e r y a c h p r z e d s t a w ia j ą najczęścidj p o s ta c ie w s k r z e ­ szone ich g e n iu s z e m . R y s y swojdj t w a r z y , s p lo ty g ę s te c z a r n y c h w a r k o c z y , r ą c z k ę k s z ta ł tn ą i drobną: oto w sz y stk o co N o e m i z d ją ć z sie bie pozw ala i to s k ła d a ja k o d a ń s z t u c e , c h ę tn a p r z y ł o ż y ć się e z ć tn k o lw ie k do jdj p o d n ie s ie n ia .

— Z k ą d ż e j e s t , gdzie jdj r o d zic e?

— K ilka r o d z in n a T r a n s t e w erze, tdj części m ia s ta za T y b r e m leżącej, n a z y w a j ą k r e w n ą sw oją, a w ia d o m o ci m o że , żc j e s t m n ie m a n ie , j a k o b y m ie s z k a ń c y t y b rz a ń - s c y byli i s to tn i p o t o m k o w i e s t a r o ż y t n y c h R zym ian: d l a ­ te g o i N o e m i p r a w d z iw ą R z y m ia n k ą n a z y w a siebie.

M a to b y ć sie ro ta . D o lat s z e s n a s tu b y ł a na p e n s y o n ie w j e d n d m z p o ł u d n io w y c h m ia s t F r a n c y i , a n a w e t m ie ­ szkała jakiś czas w P a r y ż u . T u s k o r o się p o k a ż e, ulu- b io n d m jdj zajęciem z w ie d z a ć gal e ry e p u b lic z n e i p r y ­ w a tne . N a d p o s ą g a m i s ta r o ż y tn e m i n ieraz p o k ilka g o ­ dzin tra w i w r o z m y ś la n iu . J a k ty lk o p o s ły s z y o z n a k o ­ m ity m m a la rz u , a szczególnidj s n y c e r z u , p o z n a je się z nim , r o z p r a w ia o sztuce, i t o dało jdj, p r z y żywern o bjęciu, s z c z e g ó ln ą w p r a w ę do o c e n ia n ia o b ra z ó w i p o ­ s ągów . C zasem znika n a dw a i t r z y m ie s ią c e z m ia s ta i n ik t w te n c z a s nie wid, gdzie p r z e s ia d u je . N i e d o s ta t k u n ie c ie rp i; n iera z ow sz e m , ja k k o lw ie k z n iew ielkim d a ­ tk ie m , s p ie s z y na p o m o c k r e w n y m sw oim i k a ż d y u b o g i m ie s z k a n ie c T r a n s t e w e r u p e w n y j e s t jdj w s p o m o g i, naj- tkliwszój n a w e t p ie c z o ło w it o ś c i w n iesz c z ę ś c iu . N a z y w a c a łą tę o sadę za T y b r e m p r a w d z i w ą o jc z y z n ą sw oją;

b o ta m ty lk o , j a k p o w ia d a , m o ż n a d a w n e c n o ty rz y m s k ie n a p o tk a ć . K aże siebie n a z y w a ć M a m u r r o , a trz e b a ci w i e d z ie ć , że za C ezara, M a m u r r a b y ł p r e f e k te m f a b r y ­ k a n tó w , o g r o m n e p o s ia d a ł d o s ta tk i i dziś je s z c z e na g ó r z e (yeluis w id a ć r u i n y p y s z n e g o n i e g d y ś p a ła c u , k t ó r y do nieg o należał. A ty ż g dzie j ą poznałeś?

— J a j ą znam bliżej m oże j a k in n i, a j e d n a k m ało p o w ie d z ie ć m o g ę o tdj dziw nej isto c ie .

I K a r o l d łu g o o p o w ia d a ł Ju liu s z o w i o p o z n a n iu się z N o e m i i o swojdj m iłości, którćj nie u m ia ł określić c z y b y ła s ta ł ą i p r a w d z iw ą , cz y p o z o r n ć m u c z u cie m .

— T a k daleko zaszedłeś? S trz e ż s i ę , s tr ż e ż , K aroln!

W ło sz k a n ic z ć m do lek k ie j F r a n c u z k i nie p o d o b n a , tć m b ardziej nie p o d o b n a do niej N o e m i. U W ło s z k i m o g ę cię zap ew n ić , m iłość nie j e s t ig ra sz k ą, ale g ł ó w n ą częścią ż y w o ta . Ł a t w o się za p ala , ale c z ę s to z ż y c ie m t y lk o gaśnie. J a n iera z z tą d z iw n ą N o e m i ro z m a w ia łe m , bo w szędzie sz u k am d u c h a p rzeszłości. W i e m , że t o j e s t d a w n a R z y m ia n k a w n o w ą p r z e r o d z o n a , i zd a mi się c o ra z więcej r o z j a ś n ia ć p ie r w s z e jej p o c h o d z e n ie . W i­

działeś g r o b o w i e c C ecylii M etalli?

— T ę wieżę t a k c u d n ie z a c h o w a n ą , a k r y j ą c ą z w ło ­ ki n iez n a n ć j w d z ie ja c h niew iasty?

— T a k , t ę sarnę. W s p a n ia ły to z a b y te k i niem ałe s u m m y p ó jść m u sia ły na j e g o w y sta w ien ie . L iw iu s z j e ­ d n a k a n i T a c y t nic o niej nie piszą. N i e z n a n ą o n a j e s t d la w a s s z p e r a c z ó w m a r t w y c h p e r g a m in ó w ; ale ja, lubo nie jej w s p ó łc z e s n y , wiem k t o b y ła C e c y l ia .Metalla.

— I s to tn ie ?

— S łu c h aj: nic w jój ż y c iu nie b y ło , c o b y u w a g ę ś c ią g n ę ło h i s t o r y k a ó w c z e s n e g o , Z a k r y t y b y ł j e j ż y w o t d o m o w y i na zaw sz e z a k r y t ą z o sta ła z b ro d n ia , p rze z k t ó r ą p o m n ik ie m p r z e s z ła do p o to m n o ś c i. C e c y lia c ó rk a Metalla R z y m ia n in a nie św ie tn e g o p o c h o d z e n ia , ani w ie l­

k ic h dostatków , p ię k n o ś c i cu d o w n ó j, d u m ą n a p e ł n i ł a c a łą d u s z ę sw oję. W y w y ż s z e n i e r o d u , z a jęcie w y s o k ic h g o d n o ś c i, m arz en ie m b y ło m ło d y c h l a t jćj d z ie w ic tw a . G d y n i k t z b ł y s z c z ą c y c h n a w id o w n i u p a d a ją c e g o R z y ­ m u , m im o g ło śn ć j p i ę k n o ś c i C ecylii, nie r z u c ił n a n ią oka; g d y s c h o rz a ły M aryusz nie z w a ż a ł n a nią, g d y o d ­ t r ą c ił j ą Sylla, k t ó r e m u się n a r z u c a ła : w y sz ła za m ąż za K r a s s u s a , o g r o m n y c h ziem dziedzica, i w z b y tk a c h i w y s ta w ie s ta r a ła się u t o p i ć p a lą c ą j ą durne. Ale n i e ­ b a w e m -ukazał się Cezar, C e z a r p o g r o m c a Gallów , B r e ­ to n ó w i H e lw e tó w , o to c z o n y m iło ś c ią l u d u , a u re o lą z w y c ię z tw p r o m ie n n y . C e c y lia p r z y g o t o w u j e napój z a ­ bójczy i j e d n ć j n o c y ju ż m ęż a nie było: C e z a r był jćj m a r z e n i e m , bo C e z a r n a n a jw y ż sz y m sta ł szczeblu. J e j t o i n t r y g i o d trą c iły o d b o k u j e g o c n o tliw ą ż o n ę , w s t r z y ­ m ały n a w e t p o c h ó d w o jsk g r o m a d z ą c y c h się n a m n i e ,

n a F o tn p e ju s z a . M iłość j e d n a k C e z a ra do takićj k o b ie ty

nie m o g ła b y ć j a k ty lk o p r z e m ija ją c ą . C e c y lia o d trą c o n a ,, w z g a r d z o n a od w s z y s tk i c h , z a m k n ę ła się w s-woim,pałacul i o d tą d j a k b y żalem p o z g o n ie m ę ż a t r a p i o n a , pilnie' p o d o k iem s w ojćm k a z a ła w z n o s ić ten p o m n ik , podłligi j^j z a p ew n ie n ia p a m i ę c i K r a s s u s a p r z e z n a c z o n y . Alb ledwie go s k o ń c z o n o , kazała w y r y ć n a p is p a m ię c i w ła ­ snej, i j a k ty lk o o s ta tn ia g ł o s k a s t a n ę ł a , j a k t y lk o z a ­ p e w n iła s i ę , że jej z w ło k i b ę d ą z ło ż o n e p o d tą w ie ż ą p r z e z u m ó w io n ą p r z y ja c ió łk ę : w zięła tru c iz n ę i tu p o d t y m o g r o m n y m g r o b o w c e m s c h o w a ła w sty d swój i d u m ę t ra w ią c ą . A ta k p o ś m ie rc i w p o m n i k u znalazła to w y ­ n i e s i e n i e , k t ó r e g o d a rm o za ż y c ia szukała. O tó ż , g d y p o r ó w n y w a m d u c h e m m o im tę s ta r o d a w n ą R z y m ia n k ę z R z y m ia n k ą dzisiejszą, z N o e m i , d z ie w ic ą p e ł n ą blasku i p ię k n o ś c i, a ta k w r z ą c ą dla w s z y s tk ie g o co rzy m s k ie ; g d y z p o c h y lo n ą g ł o w ą sto ję p o d t ą w ie ż ą o w ia n ą d w u ­ d ziestą w ie k a m i i sz u k am m y ś lą m iędzy ż y ją c e mi, d u c h a C ecylii Metalli, p o k u t u ją c e g o za z b r o d n i e n ie z n a n e światu;

g d y rozw ażam dzisiaj w sz y stk o , c o mi o niej p o w i e d z ia ­ łeś, o jej m iło ści dla ciebie, o tw o je m le k k ie m i p r z c lo - t n ć m u c z u c i ń :' zd a je się j a k b y z p o d o lb r z y m ie g o c ię ż a ru te g o g r o b o w c a w y c h o d z iła w o c z a c h m o ic h p o s t a ć C e ­ cylii i o b lek a ła się c ia łem N o e m i.

— N a Boga! — z aw ołał K a ro l,— dajże p o k ó j m a r z e ­ n io m tw o im dziw nym . Je śli p r a w d a , że M etalla b y ła do tyła d u m n ą , że z b r o d n i ą s z u k ała w yniesienia: cóż możfe b y ć w s p ó ln e g o m iędzy n i ą , a t ą tk li w ą N o e m i, k tó r a ję c z a ła p r z y ł o ż u m atki, m iłość sw o ję d a ła c u d z o ­ z ie m co w i bez c h w a ł y i d o s ta tk ó w , m oże za to tylko, że n i ó s ł je j p o m o c i w s p ó łc z u c ie ? Co m o że b y ć w s p ó l ­ n e g o m ię d z y C e c y lią z im n ą n a w ś z y s tk o , n a m iłość, n a o b o w ią z k i d o m o w e , n a ojczyznę n a w e t, a t ą w y s o k ic h c n o t R z y m ia n k ą , k t ó r a sztuki u k o c h a ła , o jczyznę sw o ję czci w g r u z a c h i u p a d k u , a niesie w s p a r c i e b ie d n y m i c ie rp ią c y m ?

— Co w sp ó ln e g o ? — z s z y d e r s k im u ś m ie c h e m o d ­ p o w iedział J u l i u s z ,— p o k u ta . N i e c z u ł a i zim na na m iło ść dawniej, m u sia ła w in n e m ż y c iu p r z y jś ć k o c h a ją c a ; o b o ­ j ę t n a n a losy R zym u, dziś c a łą d u s z ą p r z y l e g ła do g r u ­ z ó w up a d łć j o j c z y z n y : s a m o lu b k a o t w i e r a dziś s e rc e

c ie rp ią c e j ludzkości. S łu c h a j, j e ś l i się nie m ylę, jeśli to ona, ow a M etalla o d ż y ła w N o e m i: m u si u m ie r a ć dla m iłości. S trz e ż się w ię c ty, lek k i c złow ieku, jeśli c a łą siłą nie k o chasz! O p u ś ć j ą , uciekaj od N oem i, bo staniesz się p r z y c z y n ą i je j z g u b y i wlasnćj!

— P r z e w id u je s z losy ludzi w n ow e ciała o b le c z o ­ n y c h — z a b ra ł g ło s K a r o l , - — widzisz s ta r e d u c h y p r z e ­ szłości w s n u ją c y c h się p rz e d oczam i nuszem i p o sta c iac h : cz e m u ż nie n a u c z y s z nas w ie rz y ć w t e n dziw ny syste m p r z e z ciebie, lub k o g o in n e g o w y sn u ty ? C zem u co tobie jas n e , dla nas c ie m n e a n a w e t zabaw ne? G dzie p e w n o ś ć t e g o d usz prze c h o d z en ia ?

— C ie rp ja k ja, szukaj j a k ja! — u r o c z y ś c ie o d rz e k ł m u J u li u s z .— E w angelii, pism a p o s to ł ó w nie tłu m a c z lite r ą m a rtw ą , ale d u c h e m tw oim , d u c h e m z g łę b i s e rc a w y ­ d o b y ty m , o c z y s z c z o n y m p rz e z c ie rp ie n ia , p o k u t ę i r o z ­ m yślanie. G d y z g n ę b is z ciało, g d y oczy w y płaczesz, w te n c za s d o p i e r o rozjaśni ci się p rz e z n a c z e n ie ludzkości, w te n c z a s rzuc isz s p r a w y ziem skie, p o z n a sz m is s y ą twoję:

bo z a p ra w d ę p o w ia d a m ci, najlichszy r o b a c z e k na tę z ie m ię r z u c o n y , m a s w o je od B o g a d a n e p o s ła n n ic tw o .

— I C h r y s tu s to m ó w ił, ale C h r y s tu s w y r z e k ł o ż y ­ ciu j e d n o r a z o w e m , ż y c iu p r ó b y , ciężkiej p ie lg r z y m k i n a ziemi, g o tu ją c e j d uszę do w iecznej p rzy sz ło śc i. P r z y ­ znaję ci się, że dla m n ie i ta n a u k a , k t ó r a m ilio n y za- dow alnia, nie j e s t o s ta te cz n ą ; p r a g n ą ł b y m p r a w d w y r a ­ ź n ie js z y c h , o b ja w ie n ia na ja ś n ie js z y c h s p o c z y w a ją c e g o d o w o d a c h : ale ty, jeśli n a s ło w a c h e w a n g e lii b u d u jes z n o w ą t w ą w i a r ę , dlaczegóż p r z e c iw ew a n g e lii i pism om k o ś c io ła w y stę p u je sz ?

— B y n a jm n ić j — o d p o w ie d z ia ł J u liu s z . — C h r y s tu s rzekł: „ M ówiłbym wam yjięrJj, ale m nie nie zrozum iecie, ale 'przyślę wam tego, który powić, a zrozum iecie go” . I p r z y ­ słał go dziś w tym w ie k u zep su c ia, g d y p r z y g a s ł d a w n y o g ie ń a p o s to ł ó w , g d y um ilkły g ło s y co lu d y n a w ra c a ły , gdy h a n d e l a z nim z b y tk i i c h ę ć g r o m a d z e n i a b o g a c tw o d F e n ic y a n i T y r u p r z e s z ły w s z a ta ń s k ą n iew ia s tę , z n a n ą n am p o d n azw iskiem Wiclkiój B ry tan ii, a z t a m t ą d r o z ­ c h o d z ą się coraz liczniejszem i k o r y t a m i do k a ż d eg o ziemi z a k ą t k a ; g d y n a re s z c ie kolum na duchów szarych

p r z e m o g ła duchy b ia łe, d u c h y o p ie k u ń c z e c z ło w ie k a . Rozum wziął g ó r ę n a d s e rc e m , ciało nad d u c h e m . N a r ó d c ie r p ią c y za w olą B o ż ą w y d a ł oto Syna, za k t ó r e g o s p r a w ą lu d zk o ść od z g u b y w y r w a n ą będzie.

Rozeszli się. K a r o l w o ln y m k r o k ie m w r a c a ł do siebie. N o e m i, J u liu sz , C ecylia M etalla p r z e s u w a ły się w m y ślach je g o , a k a ż d a p o s ta ć p r ę ż y ła żyły, ś c is k a ła se rc e . B a d a ł dusze sw oję co w niej było, c z em hy się p o k u s z e n i e m now ej w ia ry zasłonił. J u liu s z c h o ć b y b y ł na błędnej dro d ze , m a tw ie r d z ę z b u d o w a n ą , k u której myśli i c z y n y kieruje; on n i c — czczość ty lk o w ątpliw ości czuł w głęb i piersi swojej.

VII.

W ow ym czasie u p a łó w letnich, g d y m alaria, czyli zaraza, w y g a n ia w s z y stk ic h c u d z o zie m c ó w z R z y m u , na Via di due Macelli z a jm o w a ła dom o b s z e r n y p r z y b y ła z k r a j u J u liu s z a i Karola pani Z y g m u n to w a z d w iem a c ó rk a m i. D o niej, kto jesz c ze został z jej Znajom ych z io m k ó w i mała liczba c u d zoziem ców , p rz y c h o d z ili wie­

c z o ry p r z e p ę d z a ć .

K a ro l i J u liu s z nic odjeżdżali ani do Sz w a jc aryi, ani do F lo re n e y i, ani n a w e t w n a d m o rs k ie prow ineye*

p a ń s tw a rzy m s k ie g o . A r t y ś c i , ich R zym z a trzy m y w a ł;

t ę s k n ią c y za j e d n ć m , oni się m alarii nie obawiali. Z o ­ stała w R zym ie i pani Z y g m u n to w a , bo s ta n zdrow ia starszej jćj córki nie p o z w a la ł n a w e t niedalekiej p r z e d ­ s ię w zią ć p o d r ó ż y .

O d d w ó c h lat z a m ę ż n a Zofia, dla ciężkiej c h o ro b y m iała sobie p r z e p is a n y c ią g ły p o b y t we W łoszech; jej m ąż dla w a ż n y c h s p ra w b y ł nieo b e c n y : m a tk a i m ło d sz a s io s tra M arya czuw ały nad jćj n iem ocą. Z p r z y b y w a ­ jąc y c h na dnie z im ow e do R z y m u tak się w s z y sc y p ra - wie porozjeżdżali, że dom pani Z y g m u n to w ć j w o b e c n ej p o rz e naw iedzali tylko d o k t o r , k a p ła n i d w ó c h jćj z io m ­ ków: K a ro l i Juliusz . T o b y ło c ałe t o w a rz y s tw o , jak ie s tr o s k a n a m atk a ra d a była p rz y jm o w a ć , by i sw oje i bie- dnćj córki s m u tn e m yśli r o z e r w a ć .

" T u m I I K w i e c l o A I 8 0 D 6

J a k k o lw ie k o s ł a b i o n a , Zofia ukazyw ała się d ość cz ęsto w salonie. S łu c h a ła r a d d o k t o r a , p o c ie c h y d u ­ c h o w n e j k a p ła n a , a n a w e t z p r z y je m n o ś c ią b rała udział w r o z m o w a c h lite ra c k ic h z K a ro le m i J u liu s z e m . P r z e ­ c h y lo n a na sofie z ła g o d n y m u ś m ie c h e m na tw a rz y , po iła się je s z c z e o s ta tn ie m i chw ilam i życia. J a k u s y c h a ją c y k w ia t, co p r z y ożywczćj rosie m ajo w e g o p o r a n k u o p a ­ d a ją c e listki p o d n o s i i zda się n o w y c h sił n a b ie ra ć ; tak o n a w o ta c z a ją c ć m j ą g r o n ie p r z y ja z n y c h osób d o ­ b y w a ła z siebie u c ie k a ją c e życie i b łag a ć zd a ła się O p a ­ trz n o ś c i, by m o g ła j e s z c z e p o z o s ta ć n a ziemi, gdzie jej du sz a p r a w ie żadnej nie z a c z e rp n ę ła g o r y c z y , gdzie tak nie wiele lat p rz e b y ła i gdzie n a jdroższe dla nićj osoby m u s ia ła b y zostaw ić. T u c z ek a ła o n a m ę ż a , k t ó r y lada dzień m ia ł p r z y b y ć , tu najczulsza m a t k a nie szczędziła t r o s k i s ta ra ń , by jćj c ie rp ie n ia złagodzić, jćj życie o t o ­ c z y ć w s z y s tk ie m i p rzy je m n o ś c ia m i m ło d o śc i, i t u m łodsza jćj sio s tra M a ry a rozw ijała się w jej oczach, a j a ś n ia ła w dz ię kam i u r o d y , ćo j ą w ysoko staw iały n a w e t m iędzy R z y m ia n k a m i g ło śn e m i z p iękności.

K a r o l lu b o w ojczyźnie nie znał p a n i Z y g m u n to w ć j, r o d z in a j e g o j e d n a k z a m ieszkiw ała w tćj samćj c o i o n a okolicy, i naw z a je m naz w isk a b y ły im znajom e. O d lat k ilk u n a s tu na obcej ziem i, s p o tk a ł j ą K a ro l w R zym ie -i p o w ita ł ja k b y o d d a w n a nie był jćj o bcy: to tć ż p o ż ą ­

da n y m b y ł zawsze g o śc ie m i liczył się niejako d o d o ­ m o w y c h w o w e m o s a m o tn ie n iu c h rz e śc ia ń sk ie j sto licy . W ie c z o r y p rz e c h o d z iły n a c z ytaniu: ta m ro z k ła d a n o zaw sze n a julubie ńsz e p o e z y e A d a m a M ickiew icza i K a ro l b y ł le k to re m . O b e c n y m b y w a ł często k s ią d z B e r n a r d y n s ło w ia ń sk ieg o r o d u T o m a se o .

J u liu s z nie tak często p r z y c h o d z ił; p rze ję ty zasadam i n o w ć j religii, g o rliw y jej p r o p a g a t o r , s z u k ał sa m o tn o ś c i ja k ty lk o j e g o n a w r a c a n ia n a tw a r d y u d e rz a ły kam ień.

J e ż e li kiedy w c h o d z ił w liczniejsze z e b ra n ia , z p o s ę p n ą t w a r z ą o p u s z c z a ł je n iebaw em , bo nikt nie podzielał j e g o d z iw n y c h u r o j e ń , n i k t go nie m ó g ł z ro z u m ie ć . P a n i Z y g m u n to w a g o r liw a katoliczka w m o c n ć j w ierze swojćj czerpała d o w o d y zbijające, i n ie ty lk o J u liu s z nie widział s p o s o b u p rz e k o n a n ia jćj o nieom ylności pojęć

s w o i c h r e l i g i j n y c h , ale znajdow ał zawsze t w a r d ą o p o k ę kościoła, o k t ó r ą ro zb ijały się j e g o w y m o w a , j e g o zapał, cała p o e z y a j e g o .

* * .>

*

Paleta K a r o la leżała b e z c z y n n ie w j e g o p r a c o w n i na p lacu h isz p a ń s k im . T r z y m iesiące u b ieg ło od dnia, gdy z w iedzając g a le r y e W a ty k a n u , s p o tk a ł ta m N o e m i ; pró żn e o d t ą d b y ły w sz y s tk ie p o sz u k iw an ia . O b c h o d z ił p r a c o w n ie s n y c e r z y , g a le r y e k s ią ż ą t rz y m s k ic h , o g r o ­ dy B o rg e z ó w , P am filich, alee na g ó r z e Pin c zio , i s z u k ał ta m nie o b ra z ó w i p o s ą g ó w , nie c y p r y s ó w i d r z e w o l iw n y c h , ale tój z a g ad k o w e j R z y m ia n k i, k t ó r a r a z ta k prze w a ż n ie z a g ra ła n a s t r u n a c h życ ia je g o , p o te m na chw ilę m ig n ę ła m u p r z e d o k iem i z n ik ła z n o w u m o ż e n a zaw sze. N a tr ę t n ie n ie d a w n o p y ta ł z a k o n n ik a s ło ­ w ia ń sk ie g o , k t ó r y z d a w a ł się z n a ć j ą dosk o n a le , ale i te n nie wiele g o o p r z e b y w a n i u N o e m i ośw iecił. T y m c z a s e m g o ś ć c o d z ie n n y u pani Z y g m u n to w e j, d z ię k o w a ł K a ro l p a n io m , że g o zaraz do c z y ta n ia zostaw iały. M yśli je g o t a k b y ły silnie zajęte w ysz u k a n ie m N o e m i, że tylko m a ­ c h in a ln e zajęcie m o g ło p r z e d d r u g ie m i u taić sta n j e g o u m y słu . C z y ta ł w ięc po c a ły c h g o d z in a c h i nie cz u ł zm ęczenia. S łu c h a ła go c ie rp liw ie p a n i Z y g m u n to w a , Z o ­ fia zawsze z ła g o d n y m u ś m ie c h e m w y c i ą g n ię ta n a sofie, i s łu c h a ła M a ry a n a p r z e c iw s ie d z ą c a . Z b łę k itn ć m o k ie m , licem b i a ł ć m , c h o ć l e k k ą g azą sm a g ło ś c i p o k r y t ć m , z w ło se m j a s n y m w p a d a ją c y m w p o p iela ty , z u r o c z y m w d z ię k ie m n a u s ta c h , a o g n ie m w s p o jr z e n iu , n ie b e z p ie ­ c z n a to b y ła dla N o e m i ry w a lk a . K a r o l o d s u w a ł od siebie m yśl n a w e t n ie w ie rn o ś c i, ale tak d łu g o N o e m i o d s z u k a ć nie m ógł, a M aryą w id y w a ł codziennie! J e ­ dn a k ż e uczucie to dla Maryi b y ło t y lk o słodkiem p r z y ­ z w y c z a je n ie m i t o w a r z y s t w o jćj c o ra z m u p rzy je m n ie j- szem sta w ało się, tak , że ju ż t ę s k n ił do g o d z in y w ie- c z o rn ś j. O d n ieja k ie g o czasu wcześniej ze swojćj p r a ­ c o w n i w y c h o d z ił i błądził n ie c ie rp liw ie po ulicach, o c z e ­ k u ją c g o d z in y ósmćj, o którć j z w y k le pani Z y g m u n t o w a >

w iz y ty p rz y jm o w a ła .

J e d n e g o d n ia z a p ro s z o n y K a ro l miał z m a t k ą i M a- r y ą objeżdżać c ie k a w o ś c i R zym u. B ie d n a Zofia z o s ta ć

m ia ła w d o m u ; dla niej n a w e t lekki r u c h p o w o z u był d o k u c z liw y . S a m o tn a o d d a w a ła się m odlitw ie, w na­

śladow aniu Chrystusa, tej filozofii ch rz e śc ia ń sk ie j T o m a sz a a K e m p is s zukała siły i p o c ie c h y . N ie ra z g d y jej n ikt nie widział, p a d a ła na kolan a i z p o d d a n ie m się wszelkiej woli Bożej błag a ła, jeśli b y ć m oże, o życie tak dla niej p o w a b n e . W ołała sło w a m i C h r y s tu s a : „ P anie, Panie! od­

dal odemnie ten kielich goryczy! a w szakże nie m oja, a Tw oja wola niech się stanie n adem ną” . Ale w t o w a ­ r z y s t w i e w idziano j ą c ic h ą i s p o k o j n ą , p r z y s ł u c h u ją c ą się rozm o w ie , a n a w e t b io rą c ą u dział w r o z p r a w a c h lite ­ r a c k ic h . T y m s p o s o b e m p r z e d m a t k ą n a w e t u k r y w a ła s ta n swojój d uszy bolcsnćj, i to s m u tn e p rze c z u cie , że n iez a d łu g o o p u ś c ić m usi w s z y stk o co jej dro g ie . Z w io t- k ićm ciałem , z a ro d e m k r ó tk ie g o życia, duszę m ia ła o g n i­

s tą , s e rc e p e łn e ucz u ć ż y w y c h i sz la c h e tn y c h . N a t u r a tyle jej w d z ię k ó w odsłaniała; O p a trz n o ś ć zlała n a n ią szczęścia z iem skiego p ow a by. T e n k t ó r e g o u k o c h a ła sta ł się jej m ężem ; co ż y c ie m oże nam d a ć rozkosz ne go, s ta n ę ło jej w p e łn y m r o g u obfitości, a j e d n a k t rz e b a b y ło i n a tu r ę ś m i e ją c ą się i m ło d e lata, i r o d z i n ę i m ęż a o puścić. P e w n o ś ć tę k a rm ić w duszy, witać j ą z k a ż d y m r a n n y m b l a s k i e m , co g o d z in a czuć k r e s zbliżający s i ę , a na tw a r z y z a c h o w a ć c ic h ą s p o k o jn o ś ć , a b y nie z a t r u ­ w ać s z częścia o ta c z a ją c y c h j ą osób: j e s t t o m o c duszy, m ęz tw o w yższe zaiste i heroiczniejszo ja k n ie u s tra s z o n a o d w aga, z k t ó r ą m ę ż c z y z n a n a po lu b itw y p o g lą d a w p a ­ szcze śm ierci o tw a rte .

G d y b ie d n a Zofia w m o d litw ie u m a c n ia ła d u sz ę i szukała sil n o w y c h do z a c h o w a n ia p o g o d n e g o lica na zbliżający się w ie c zó r w iz y to w y , o d k r y ty p o w ó z p a n i Z y g m u n to w e j z m ło d s z ą jej c ó r k ą i K a r o le m to c z y ł się p o u lic a c h R z y m u .

P o n ie w a ż to jeszcze była g o d z in a daleka do o b ia d u , z godziły się p a n ie za p rz e d s ta w ie n ie m K a ro la , z w ie d zić p ra c o w n ie z io m k ó w swoich. N ie wielu ich b y ło w R z y ­ m ie, je s z c z e G ó r e c k ie g o m io d y w iek z a tr z y m y w a ł w k r a ­ ju; S ta ttle r j u ż w K ra k o w ie w y s ta w iał o b raz y ; N o w o tn y

swojej p rac o w n i n ik o m u nic o tw ie ra ł, bo się u c z y ł, łam ał t r u d n o ś c i , żeby później w y ż sz y m z ajaśnieć t a l e n te m :

p o k a z a ł w ięc K a ro l to w a rz y s z k o m p r z e ja ż d ż k i W jazd do W iednia Sobieskiego, o b ra z h is t o r y c z n y P o s tc m s k ie g o , i M alińskiego T rzy siostry.

P o wielkich d ę b a c h k o ł y s a n y c h w iatrem w p e r s p e ­ k ty w ie obraz u, po d o jrz e w a ją c y m kłosie i u b io rz e w ło ­ ścian m ożna się było d o m y ślić, w jaki kraj m alarz nas prze n o si. N a f ro n c ie o b ra z u trz y s io s try , j a k p o n ie - jakiem p o d o b ie ń s tw ie ry s ó w w nosić by ło m ożna, klęczały p r z e d o b ra z e m Matki Z baw iciela. J e d n a w z w yczajnej su k n i, j a k ą d z ie w ic e n o sz ą w całej z a c h o d n ie j E u r o p i e , z b łę k itn e m ok iem , k a s z ta n o w y m w łosem i lica białego;

obok niej d r u g a , c z a r n e g o o k a i w ło s ó w k r u c z y c h , m iała na g ło w ie m n ó stw o w s tą ż e k r ó ż n o k o l o r o w y c h , j e d n a na dru g ić j o p a s u ją c y c h c z o ło ze z w ie sz o n e m i k o ń c a m i na tył g ł o w y i r a m io n a ; k o sz u la do p ó ł - s t a n u h a fto w a n a b a w e ł n ą c z e r w o n ą na p i e r s ia c h i na r a m io n a c h ; s p ó d n ic a k a rm a z y n o w a s r e b r n y m la m o w a n a g a lo n e m i fa rtu sz e k ja k ś n ie g biały. T r z e c i a oso b a s ta n o w ią c a g r u p ę w łos miała j a s n o - ln ia n y i siw e oczy, a u b ió r jej był b a rd z o

■skromny: s a je c ik p o p ie la ty p o d szyję s p ię ty , w d z ia n y na s u k n ią c z a r n ą . M odlitw a była g o r ą c a , bo w sz y s tk ie t r z y tw a rz e t c h n ę ł y n iez iem sk ie m i myślami. W dali w i­

d n e b y ły u b o g ie c h a ty o g n ie m p ło n ą c e i t łu m y ż o łn ie rz y z n isz c ze n ie m i r a b u n k i e m z n a c z ą c y c h k r w a w e p r a w a w ojny.

W e is s e n h o f p o k a z ał z io m k o m sw oim p rz e ślic z n ą k o p i ą ś w ię te g o M ic ha ła p rzez G w id o n a R e n i , a K a r o l c h o ć b a rd z o p r o s z o n y nic nie m ó g ł p o k a z a ć . J a k k o l ­ wiek już. c z te r y m ie s ią c e p rz e b y w a ł w R z y m ie , sta ły ty lk o w j e g o p r a c o w n i p ł ó tn a olb rz y m ic h r o z m ia ró w , p o n a c ią g a n e n a s z ta lu g a c h , j e d n e tłe m p o w le c z o n e , inne n o s z ą c e na szkic ow a ny r y s u n e k ; ale w szystkie p r z y r z ą d y c z ek a ły na dalszą p r a c ę a rty s ty . P o m y s łó w wiele, w y- ti walosci żadnej: to była g ł ó w n a w ada, o k t ó r ą rozbijał się w szelki t a le n t K a ro la , jeż e li t a l e n t był w nim istotnie.

O s k a r S o s n o w s k i ju ż na m a r m u r z e w y k o ń c z a ł C h ry­

stusa w grobie. P is m a k ra jo w e i z a g ra n ic z n e w y r z e k ły n ie d a w n o z a słu ż o n e p o c h w a ł y tćj pięk n e j p r a c y S o s n o w ­ skie go, z b y te c z n e m b y w ię c by ło o p is y w a ć w r a ż en ie , jakie na z w ie d z a ją c y c h z io m k a ch u c z y n iła ta s z cz y tn a poezya

w m a r m u r z e w y k u ta . Ale w ó w c z a s na ś r o d k u p r a c o w n i sta l z g ip su u la n y w z ó r do M ojżesza. N a śm iałe d zieło p o r w a ł się O s k a r w R z y m ie , gdzie M ojżesz M ichała A n io ła lic z n y c h śc ią g a ł wielbicieli do k o ś c io ła ś w ię te g o P io tra 10 okowach. J e ż e li j e d n a k z n a k o m ity nasz s n y c e r z nie s ta n ą ł na szczycie o w e g o o lb rz y m a a rty s tó w , p r z y ­ najm niej o n a ś la d o w n ic tw o n i k t go nie obwini. M ojżesz B u o n a r o te g o w z ię ty był w chwili, g d y o g ło siw s z y p r a w a B oże lu d o w i , s p o c z ą ł. O s k a r p e łe n śm iałości p o s ta w ił go z tablicam i w r ę k u p r z e d lu d em w tćj chwili, g d y t e p r a w a m iał głosić. G łębsi z n a w c y sztuki o c e n ią kiedyś t ę p r a c ę ; ale na p r z y b y ł y c h z io m k a ch O s k a r a n i e z a ta r tą p a m ię ć zostaw iły te r y s y p ra w o d a w c y ż y d o w ­ s k ie g o , ow ia ne d u c h e m w ielkiego p o s ła n n i c tw a . N i e ­ z ie m s k a m alow ała się u r o c z y s t o ś ć n a t y c h u s t a c h co się o tw ie ra ć m ają, w tej p o s ta w ie , n a k t ó r ą s p o z ie r a ją ty s i ą c e od P a n a z a s tę p ó w p o w ie rz o n e g o m u ludu.

O s k a r t r u d n y był b a rd z o w w y b o r z e osób, k t ó r y m r a c z y ł sw o ję p r a c o w n i ą o t w i e r a ć ; ale K a r o l b y ł jego t o w a r z y s z e m sz k o ln y m w K r z e m i e ń c u i tem u w s p o m n ie ­ niu winne by ły panie, że z a p ro w a d z ił j e do szafki ścien- nój i ukazał zaledw ie u le p io n y w z ó r do n o w e g o dzieła:

Połączenie Litw y z K oron ą. W małój, k s z ta łtn ć j r ą c z c e J a d w i g i, objętej m ę z k ą d ło n ią J a g ie ł ły , K a ro l p o z n a ł r ą c z k ę sw ojćj N o e m i ; ale r y s y naszćj k ró lo w e j nie b y ły zaiste b r a n e z r y s ó w W ło sz k i, c h o ć t a k p o w a b n ć j:

c ic h ą sło d y c z t w a r z y m u sia ł b r a ć O s k a r z jakiójś m ie ­ sz k an k i nad W isłą, N ie m n e m lub D n ie s tr e m . Z n a jd z ie sz p e łn o ś ć r y s ó w , o g n is to ś ć o k a w dziew icy P o ł u d n ia , ale p o u śm ie c h c z a ru ją c y , po ł a g o d n o ś ć , p o s ło d y c z s p o j ­ rz e n ia w racaj na niw y n a sze , i ta m t y lk o bierz w zory do posta c i c ic h y c h c n ó t d o m o w y c h .

O d p a ła c u B a r b e r i n i c h , n a p rz e c iw k t ó r e g o b y ła p r a c o w n ia O s k a r a S o sn o w sk ie g o , p o w ó z p o t o c z y ł się na K w iry n a ! i tam po p ić rw s z y raz K a ro l oglądał ow e d w a konie o lb rz y m ie z K as t o re m i P o llu x e m , d w a a r c y ­ dzieła g r e c k ie , F id y a s z o w i i P r a k s y t e lo w i p r z y p is y w a n e . M ijając K o lize u m zbliżali się nasi p o d r ó ż n i p o d tuk K o n s t a n ty n a o ty le c e n io n y , o ile lu k try u m fa ln y T r a ja n a d o s ta r c z y ł m u płaskorzeźb z o w y c h c z asó w , g dy

j e s z c z e s z tu k a w ra z z p a ń s t w e m rz y m s k id m nie c h y liła się do u p a d k u . Z a K o n s t a n t y n a walił się ju ż kolos p o g a ń s k i i k rz y ż p rz e z n ie g o za tk n ięty na s ta r y m K a ­ pitolu, r z u c a ł ju ż p r o m i e n ie now ej żorzy p o r a n k o w e j, c o m ia ła p e łn e m ś w ia tłe m z a b ły s n ą ć na r u i n a c h dzie- s ię c io -w ie k o w e g o R z y m u .

P o d zie m ię m iał z s tą p ić n ie d łu g o ów las p o s ą g ó w bożyszcz p o g a ń s k ic h ; p o d ziem ię c h o w a ć się m ia ły ow e p a ła c e p a tr y c y u s z ó w , o w e ś w ią ty n ie b ogów f a łs z y w y c h , a n a w ie rz c h ziem i z k a ta k u m b w y s tą p ić miał lud c h r z e - ś c i a ń s k i , lud m iło ści bliźniego. N ie b a w e m z a b ły s n ą ć miały k o ś c io ły , na b a r k a c h s w o ic h d ź w ig a ją c e p a n te o n y p o g a ń s k ie a p o ś w ię c o n e czci p ra w d z iw e g o B o g a . J u ż w sp a n ia łe k o l u m n y g o to w a ły się z r z u c a ć z w i e r z c h o łk ó w s w o ic h p o s ą g i u b ó s tw io n y c h C e z a ró w i o z dabiać się p o s ą g a m i św ię ty c h a p o s to łó w ; obeliski n a w e t e g ip s k ie p r z y c ie m n y c h h iero g lifac h , m iały, z a ry te w ziemi, p o l e ­ r o w a ć p ły ty swoje, aby na nich by ło m iejsce na c h r z e - ściańskie na pisy. Z w y c ię z tw o nad M a k se u se m stanow i n a jz n a k o m its z ą e p o k ę w h isto ry i św iata i n a rz ę d z ie s k r y ­ ty c h s ą d ó w Bożych; nie w iedział K o n s t a n ty n s to j ą c t r y u m f u j ą c y na ponle molle, że za j e g o s p r a w ą p ierw sz y dzień w ó w c z a s zaśw itał u p a d k u p o t ę ż n ć j j e g o ojczyzny.

L e d w i e p r z e je c h a w s z y ł u k , r o z e s ł a ł a się p ię k n a d r o g a m ię d z y P a la ty n e m i g ó r ą C c liu s; K a ro l t r ą c i ł w oźnicę i z a tr z y m a w s z y p o w óz, z e s k o c z y ł n a ziemię.

— T u m u sz ę p a n ie p o ż e g n a ć — z a w o ła ł d r ż ą c y do p a n i Z y g m u n to w ć j —w a ż n y m am p o w ó d : w i e c z o r e m b ę d ę o n im m ów ił.

I nie c z e k a ją c o d p o w ie d z i, p o b i e g ł k ł u s e m i z nikł n ieb a w em poza k o ś c io łe m ś w ię te g o G rz e g o rz a . Nie d o m y śla ła się p a n i Z y g m u n to w a , co ta k p r ę d k ą ucieczkę K a r o la s p o w o d o w a ło . Z a ję ta c o ra z n o w e m i w idokam i, to m u r ó w z w a lo n y c h , to n a z w a lis k a c h k o ś c io łó w w z n ie ­ s io n y c h , n ie zauw ażała na dolinie palatyńskiój k s ię d z a

l o m a s e a id ą c e g o ob o k dzie w ic y w gm in nem R z y m ia n k i u b r a n i u ; ale K a ro l p o z n a ł z d a le k a N o e m i i całe p iersi j e g o zaw rzały. B ie g ł bez t c h u aż do g ó r y Celius, p o - c z e rn io n e m i okrytój kam ieniam i, dogńał. ją tam i c h w y ­ tają c za rękę:

— N o e m i— z aw ołał— na Boga! za co m ię p rz e ś la d u ­ je s z tak o k r u tn y m s p o so b em ? C zćm że zawiniłem , że o d e m n ie uciekasz, że p r z y b y ł e m u do ojczyzny twojej zbliżyć się do siebie nie pozw alasz?

— C z e g o chcesz , o d e m n ie cudzoziem cze?— d rż ą c a o d p o w ie d z ia ła N o e m i.— J a m ci m ów iła, że p r z e p a ś ć nas dzieli i m ó w iła m ci p raw d ę .

— K tó ż ty jesteś? p o w ie d z na Boga? czy tak stoisz w y s o k o , że do ciebie j a się g a ć n ieg o d n y ? Ale u b ió r tw ój inaczej mi mówi, i jeżeli nie k ł a m ie , jeśli tw ój g o r se c ik c z arn y a k s a m itn y , jeśli tw oje fazzoletto isto tn ie / do g m in n ć j d z ie w c z y n y R z y m u należy; to czyż p r z e z to

o d s u n ę ła ś się o d e m n ie , c u d z o z i e m c a , k t ó r y nie m am d o m u i rodziny?

— C h o d ź za n a m i! — drżą c , m ów iła N o e m i.— P r z y tv m oto ka pła nie, k tó ry noc d u sz y mojej r o z p r o m ie n ia , p o k a ż ę ci dom mój.

I wziąwszy go za r ę k ę p o p r o w a d z iła do k u p y z c ze r- n io n y c h kam ieni, w nieładzie na p o c h y ło ś c i w zgórka le ż ą c y c h . .

— P a t r z ! — rze k ła, — to sie dz iba o jc ó w m oich, to d o m m ój je d y n y ! N ic wierzysz? Z a p y ta j t e g o o to k a ­ p ła n a p o b r a t y m c a tw o je g o . U ś m ie c h a sz się g orzko, lito ­ ś c ią zaszły tw o je źrenice? J a je d n a k d u m n ą je s te m , b o tu b o g a c tw am i i p r z e p y c h e m b ły sz c z ał n ie g d y ś pałac p r z o d k a m e g o M am urry, d o s ta tn ie g o p re f e k ta f a b r y k a n ­ tó w ża C e z a ra , dziedzica ziem ro z le g ły c h . P a t r z d o b rz e na te kam ienie: nie ro zp o z n a sz je d n e g o , co by g o d n y b y ł s kładać części p y s z n e g o p a ła c u ; ja ci j e d n a k te n p a ła c opiszę, bo o je g o ozdobach z osta ło p o d a n ie w r o ­ d z in ie naszćj. W lic z n y ch p o r ty k a c h co go. okalały, j e ­ dnej k o lu m n y nie b y ło ze z w y c z a jn e g o m a r m u ru . Karyxsn i Lunet z za m orza sp ro w a d z a n e p ię ły się p o k o r y n c k ic h filarach, gięły się w p ię k n y c h rze ź b a ch ka pitelów , k ła d ły się na w n ę t r z n y c h ś c ianach p o k o jó w . 'N a atrium oto- c z onem tak ie m i kolum nam i, m a r m u r o w a m ie d n ic a p r z y j ­ m ow ała j a s n ą w odę z tryskającój f o n ta n n y , a w c h o d z iło się do n ie g o przez drzwi b r o n z o w e , złotem i nabijane ć w ie k a m i, s trz e ż o n e p r z e z niew olnika i psa, p o d w ó c h s tr o n a c h w chodu p r z y k u t y c h na łańcuchy. W koło atrium

były sale biesiad: z im ow e na zachód, na w schód w io ­ se n n e, letnie na p ó łn o c. Ł o ż a biesiadne w y sadzano z lo ­ t e m i k o śc ią s ł o n i o w ą , w l e tn ic h salach plakow ano s r e ­ b rem i s z y ld k re te m , a w e łn a G allów n a p y c h ała m ate ra c e , 1 p u c h łab ę d z i m ieścił się w p o d u s z k a c h p o k r y ty c h jedw abiem i p u r p u r ą . K olum ny tam były a l a b a s t r o w e , posadzki m o zaikow e, obite m a te ry a m i atta lic kie m i. N a j- p ie r w s z y c h m istrz ó w p o s ą g i s łu ż y ły na k a n d e la b ry do uczt n o c n y c h . P r z e d ło ża m i w n o s z o n o s to ły o n o g a c h s r e b r n y c h albo s ł o n i o w y c h z c u d o w n e m i rzeźbam i. Milion c y s te r s ó w k osztow ało drzew o nelr na te s to ły z M a u ry - tanii s p r o w a d z a n e , a o d s klepienia na w szystkie te s p r z ę t y zw ieszały się pa w ilony w k ształcie n a m io tó w w o je n n y c h . J e d n a s z tu k a tej m a te ry i w Babilonie k u ­ p ow ana, sto ty s ię c y c y s te rsó w kosztow ała. I cóż Karolu, nie jeste śż e d u m n y , że cię p o k o c h a ła c ó r a tak b o g a ty c h przo d k ó w ? N ie wierzysz? J a k B óg ż y w y n a niebie, tak N o e m i n azyw a się M a m urra , i z ojca na s y n a ro d z in a m oja p r z e c h o w a ł a to nazw isko i p a m ię ć b o g a te g o przo d k a .

K a r o l ja k g ł u c h y s łu c h a ł bez s a m o p o z n a n ia d łu g ie g o opisu , k t ó r y m N o e m i k re ś liła p a ła c c e sa rs k ie g o p re fe k ta . O k ie m w s łu p zm ienionóm p a tr z a ł to na nią, to na cicho s to ją c e g o F i a T o m a se a ; a g d y zdało m u się jakiś u śm ie c h sz y d erc z y p o s t r z e g a ć n a u s ta c h N o e m i, zbliżył się do ka p ła n a i g ło se m ro z p a c z y z a w o ła ł do niego:

— Ojcze! za brate m tw o im , za p o z b a w io n y m dom u

— Ojcze! za brate m tw o im , za p o z b a w io n y m dom u

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1859, T. 2 (Stron 39-79)

Powiązane dokumenty