„Powiedzcie tym swoim Radomianom, że ja mam ich wszystkich w dupie i te ich wszystkie działania też mam w dupie. Zrobiliście taką rozróbę i chcecie, by to łagodnie potraktować? To warchoły, ja im tego nie zapomnę”.
Edward Gierek (26 czerwca 1976 roku)
Lublin. Kultura i społeczeństwo 3(73)/2016
51
nym tuszem, starannie wykaligrafowa-no redisówką: „Ob. Świder Ferdynand s. Józefa”. Takie nazwisko i imię oraz imię ojca zdecydował się podać czytel-nikom, za moim pośrednictwem, Mi-strzo. Nie wiem, może miało zamydlić oczy albo, co bardziej prawdopodobne, uwiarygodnić jego relacje w myśl zasa- dy: kto wie, dlaczego takie, będzie mil-czał, pytał będzie ten, co nie wie. Jak magnes przyciągała wzrok czerwienią kolejna pieczątka: „Kat. A”. Całość za-mykała, niczym siódme wrota piekło, pieczęć w kształcie prostokąta obwie- dzionego ramką, odbita czerwonym tu-szem na samym dole: „ARCHIWUM 3305/S”. Gdzieś słyszałem, że tekturę na potrzeby Ministerstwa Spraw We-wnętrznych produkowano w Witulinie, papierni, którą ojciec Gombrowicza zbudował z myślą o najmłodszym synu, Witoldzie. Podobno po wojnie ubecja niszczyła tam swoje tajne dokumenty, robiąc z nich ścier, pulpę papierową w młynach do rozdrabniania celulozy.
Zajrzałem wtedy do teczki, nie tyle z ciekawości, co dla świętego spokoju, jak to się czasami mówi. Teraz, kiedy poznałem towarzyszące sprawie oko-
„teczka akt osobowych”. Jej właściciel został potraktowany z niezwykłą po-wściągliwością, przywodzącą na myśl ascezę. Albo, co bardziej prawdopodob-ne, teczka została wyczyszczona z ja- kichś innych, niezrozumiałych, niemoż-liwych dziś do wyjaśnienia powodów.
– W końcu coś za coś, jakkolwiek by było, kurwa, okrągłe trzydzieści lat, kawał życia – pozwolę sobie na wierne przytoczenie słów, które padły w odpo-wiedzi na pytanie o teczkę. Zwracam uwagę czytelników na dziwny upór, odcień niezrozumiałej dumy pojawia-jący się czasami w relacjach, których autorem jest Mistrzo.
Pierwsza część, nosząca tytuł Roz-dział I – personalia pracownika, zo-stała chyba nazwana tak przez jakiegoś technokratę o wybujałych ambicjach, rozpisującego życie wedle z góry na-rzuconych kryteriów na ponumerowa-ne rozdziały. A może bardziej chodziło o porównanie ludzkiego losu do
nie-udolnie napisanej powieści? W środku znajdowało się kilka opatrzonych ko-lejnymi numerami dokumentów. Trzy pierwsze to: odręcznie napisane przez Frycka podanie o przyjęcie do Służby, zgodny z wymaganiami formalnymi, sporządzony własnoręcznie życiorys, typowa dla wszystkich pracowników sektora państwowego ankieta ogólna.
Dopiero kolejny druk, zwany ankietą specjalną, z nałożonym obowiązkiem aktualizacji w pięcioletnich odstępach czasu, budził zaciekawienie. Zaczynał się pytaniami o narodowość, wyznanie (pytany o to Mistrzo reagował śmie-chem – jak jeden mąż wszyscy pisali:
bezwyznaniowy), majątek, karalność, kontakty towarzyskie i zawodowe, członków rodziny, w tym szczególnie tych przebywających za granicą albo działających na rzecz organizacji ko-ścielnych i związków wyznaniowych.
Ten rozdział teczki, a pewnie i w miarę normalne życie, zamykało ślubowanie, wydrukowane na grubym kredowym papierze, oznaczone cyfrą „5” i po-przedzające druczek zobowiązania do zachowania tajemnicy. Na palcach czy w pamięci, jakkolwiek by liczyć, sześć pozycji.
Pozostając przy stosowanej termi-nologii: kolejna część, nosząca nazwę Rozdział II – materiały opiniodawcze, składała się z zaledwie dwu dokumen-tów. Z wystukanej na maszynie do pisania skromnej notatki z jednostki, w której odbywał obowiązkowa służbę wojskową, w stylu: koleżeński i uczyn-ny, świadomy politycznie, oraz wy-wiadu środowiskowego. Dzielnicowy odręcznie, na papierze podaniowym w kratkę, napisał, że matka w miejscu zamieszkania odznacza się uczciwością i cieszy poważaniem, ojciec wyjechał na ziemie odzyskane i nie wrócił, są-siedzi określają ich jako spokojnych, życzliwie odnoszących się do ludowej władzy obywateli, którzy nie dopuścili się obyczajowych i karnych naruszeń prawa. To wszystko w świetle uzyska-nych później informacji mogło nabrać nowego znaczenia. Niestety, nie nabra-ło. Miałem wrażenie, że zawartość tego rozdziału została odpowiednio skory- gowana, ale Mistrzo uparł się, by wy-prowadzić mnie z błędu.
– Byłem, byłem… jak cnotliwa pa- nienka przed zamążpójściem. – Akcen-tując słowo „byłem”, bił się w piersi,
od czasu do czasu podejrzliwie podno-sząc wzrok, by sprawdzić moją reak-cję. – W dupie szeroka, w talii wąska, żadnych grzechów. Zajrzyj do innych teczek, masz przesrane, same „kompr-materiały”: dziadek folksdojcz, ciotka głucha, więc na pełny regulator słucha
„Wolnej Europy”, mięsem handluje, brat teścia w podziemiu w AK, oj-ciec żony z baldachimem na procesji w Boże Ciało, stryj z armią Andersa, te- raz we Francji. A wtedy bez końca na-pierdalasz, wyjaśnienia piszesz, proś-by, odbywasz trudne rozmowy: „Jak mamy to rozumieć, myśmy wam ufali, ale wy nasze zaufanie żeście zawiedli”.
W błędzie jest ten, kto sądzi, że ten cały pozbawiony życia, teczkowy, nie-realny świat jest martwy. O nie! Wręcz przeciwnie! Te zapisy przypominają przepowiednie z księgi przeznaczenia, ich pozornie jałowe, pozbawione zna-czenia frazy odciskają swoje piętno na losach osób postronnych. Na uwagę zasługuje zwłaszcza Rozdział III – prze-bieg pracy. Wzrok przyciąga różowa karta, „wzór P-16a”, z odnotowanymi okresami służby. Ten kolor przypomina bieliznę damską w czasach socjalizmu, którą produkowano wyłącznie w białym albo różowym kolorze. Podobno czer-wony kojarzył się władzy z rozwiązło-ścią, obrażał godność kobiety, czarny dowodził jej skłonności ku dewiacji, za- tem też nie był do przyjęcia. Na tym sur-realistycznym tle rubryki: „nr rozkazu, data rozkazu, TREŚĆ – wpisać funkcje, wydz., sekcję, grupę uposaż. oraz datę, z którą został zatwierdzony, w jakim urzędzie, potwierdzenie wpisu”.
– Możesz pójść na całość, puścić wo-dze fantazji, przypierdolić coś z grubej rury, opleść, udupić, oślinić – kusił, pod-powiadał Mistrzo. – Więcej czadu! Żeby rzecz była mocna, bo ci tego, kurwa, nikt nie kupi, nikt nie zechce przeczytać.
Na górze róże, a na dole burze… Więcej tlenku węgla! Widzisz, wyszła z tego,
Wojciech Pestka
52
Lublin. Kultura i społeczeństwo 3(73)/2016 kurwa, mapa pogody, Iwaszkiewicz. Todobre dla pensjonarek.
Ten niemodny dziś róż, rozbudza-jący wyobraźnię, poprzedzał typowe, szare druki, wystukane jednym palcem na maszynie, o zaszeregowaniu, uposa-żeniu, przeniesieniu, odbytym szkole- niu, przeszeregowaniu, zmianie uposa-żenia, ukończonych kursach, awansie.
Wszystkie zostały wystawione przez Dział Kadr Komendy Wojewódzkiej MO, o czym zaświadczała podłużna pieczątka, bo tam, wśród organów po- rządkowych, Służba uwiła sobie kukuł-cze gniazdko.
Zamykała ten zbiór urzędowych dokumentów lakonicznie brzmiąca informacja o wydaleniu z powodu na-ruszenia dyscypliny pracy, zawiera-jąca odręczną adnotację: „Rozważyć możliwość współpracy w stosownym zakresie”. W sumie, gdyby rzecz po- traktować z należyta powagą – nic po- ruszającego wyobraźnię, może z wyjąt-kiem Świadectwa Ukończenia Szkoły Oficerskiej Obserwacji Zewnętrznej Służby Bezpieczeństwa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
Wynik ogólny: bardzo dobry, oceny z pozostałych, brzmiących trochę gro-teskowo dla przeciętnego obywatela przedmiotów:
1. Obserwacja Zewnętrzna – bardzo dobry,
2. Fotografia Operacyjna – dobry, 3. Łączność Radiowa – bardzo do-bry, Czerwonego Sztandaru Wyższej Szko-le Komitetu Bezpieczeństwa Państwo-wego przy RM ZSRR imienia Feliksa Dzierżyńskiego tak nie prowokowało wyobraźni. Zaniepokojenie wzbudzał jedynie mały, więc nie diabeł, a diabe- łek, który tkwi w szczegółach, nierzu-cający się w oczy druczek „Zobowią-zanie zwolnionego”, zamykający ten rozdział:
Zobowiązuję się utrzymać w ści-słej tajemnicy wszystko, co jest mnie wiadome w związku z czynnościami
służbowymi w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych (Milicji Obywatelskiej) i w żadnych okolicznościach tajemnicy tej nie zdradzę, chyba że na ujawnie- nie jej zostanie mnie udzielone zezwo-lenie Ministra Spraw Wewnętrznych.
Oświadczam niniejszym, że znana mi jest treść art. 260–264 Kodeksu Karnego oraz art. 100 § 2 pkt 6 Kodeksu Pracy.
Z dopisanym odręcznie zdaniem:
„Z wyjątkiem wiadomości dot. popeł-nionych przestępstw przez niektórych b. funkcjonariuszy MO i obecnych, bę-dących w służbie”.
Miałem wrażenie, że to zapowiada kłopoty.
Nic – pomyślałem – ale jednak coś, bo wszyscy, łącznie z dzielnicowym i tymi nieczytelnie, odręcznym pismem wymienionymi sąsiadami, nieczytelnie podpisanymi obok pieczątek urzędnika-mi Działu Kadr, kierownikapodpisanymi obok pieczątek urzędnika-mi komó- rek, naczelnikami wydziałów (tu poja- wiają się także stopnie oficerskie), ko-mend, nagle zyskują materialny kształt, oblicza z liter, dat, miejsc (najczęściej jest to Radom), numerów dziennika, paragrafów i regulaminów, na które się powołują. Jeszcze bez twarzy, koloru włosów, oczu, wzrostu i wagi, znaków szczególnych, jak wtedy pisano w do-kumentach tożsamości, na razie dwu-wymiarowo, płasko, w stylu retro, na pożółkłym papierze, mało zróżnicowa-ni, ale już wstępnie przygotowani pod przywołanie do życia, zmartwychwsta-nie, które nie wiadomo jakie zatoczy kręgi, kogo ewentualnie obejmie, jeśli miałoby ono jednak nastąpić. Na razie nic, słowa, papiery, daty, nawet w naj-drobniejszym wymiarze nic szokują-cego, prowokująszokują-cego, wzbudzającego niewinne zaciekawienie. […]
Zdjęcia z pamiątkowego albumu (prowincjonalnej polityki) Widok ogólny – woda, łóżka i en-tuzjazm: O Radomiu pisano wówczas mało, no bo co dobrego – w czasach propagandy sukcesu – można napisać o mieście liczącym 180 tys. mieszkań-ców (dane z 1976 r.), w którym tylko połowa domów miała doprowadzoną bieżącą wodę, a na 10 tys. mieszkań-ców przypadało zaledwie 29,4 łóżka szpitalnego (średnia krajowa wynosiła 53,1). I to właśnie Radom, zasługujący co najwyżej na miano miasta prowin-cjonalnego, w wyniku reformy
admi-nistracyjnej z 1975 r. stał się siedzibą województwa. Wzbudziło to entuzjazm mieszkańców, nadzieje na intensyw-ny rozwój i poprawę warunków życia robotniczego Radomia z infrastruktu-rą i zabudową pamiętającą XIX wiek.
(Cytat z „Polityki”).
Fotografia z sekretarzem Komi-tetu Wojewódzkiego PZPR: „Od początku nie lubiłem tego miasta, źle się tu czułem i tak naprawdę nie wiem dlaczego” – napisał Janusz Prokopiak we wspomnieniach. Obejmując sta-nowisko pierwszego sekretarza Ko-mitetu Wojewódzkiego, miał 42 lata, doświadczenie w zarządzaniu przedsię-biorstwami budowlanymi, był ambitny, pełen energii i wiary. Jego pierwszym błędem było przekonanie, że da się rzą-dzić Radomiem z doskoku, zachowując komfort mieszkania w stolicy. (Cytat z „Polityki”).
W Internecie lakoniczna informacja:
„urodzony w 1933, mgr inż. budow-nictwa lądowego, poseł VII i VIII ka-dencji” (http://pl.wikipedia.org/wiki/
Janusz_Prokopiak).
„Byłem energiczny i pracowity.
Miałem wiele pomysłów, umiałem pracować z ludźmi.[…] Zawsze byłem niespokojnym duchem. W szkole by- łem prowodyrem różnych działań. Kie-dy byłem ministrantem u oo. Jezuitów na Rakowieckiej, to musiałem zostać prezesem koła. […] Ojciec wielokrot- nie był wzywany do szkoły” – wspomi-nał o sobie w wydanej wiele lat później książce Radomski czerwiec ’76. Wspo-mnienia partyjnego sekretarza (War-szawa–Radom 2001).
Fotografia z komendantem wo-jewódzkim Milicji Obywatelskiej:
„Osobą numer dwa w Radomiu był płk Marian Mozgawa. […] Wielu człon-ków PZPR wspominało, że Mozgawa często zachowywał się, jakby to on rządził w Radomiu, wywierając silny wpływ na Prokopiaka i stale miesza-jąc się do spraw politycznych” (David Morgan, Konflikt pamięci. Narracje radomskiego Czerwca 1976, Warszawa 2004). Starszy o dziesięć lat, związany z bezpieką od momentu jej powstania, czyli sierpnia 1944 r., należał Mozga-wa do wytrawnych, doświadczonych funkcjonariuszy starej sowieckiej szko-ły. Na okładce katalogu IPN Twarze radomskiej bezpieki pojawia się w bia-
łym, niezgodnym z regulaminem, uszy-Lublin. Kultura i społeczeństwo 3(73)/2016
53
tym specjalnie na pochody pierwszo-majowe i oficjalne święta mundurze.
(Cytat z „Polityki”).
„Dyrektor generalny w MSW 1981–
1983, komendant wojewódzki Milicji Obywatelskiej w Radomiu w 1975, I zastępca komendanta wojewódzkiego MO do spraw SB w Lublinie w 1967 i zastępca lubelskiego komendanta MO ds. SB w 1966. Był również pracow-nikiem KW PZPR w Lublinie w 1961, naczelnikiem Wydziału II WUdsBP w Lublinie w 1955, naczelnik Wydziału I Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeń-stwa Publicznego w Lublinie i szefem Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Łukowie w 1953. Był szefem PUBP w Tomaszowie Lubel-skim w 1950 oraz funkcjonariuszem PUBP w Kraśniku i WUBP w Lublinie 1944–1950” – napisano o nim w Inter-necie (http://pl.wikipedia.org/wiki/Ma-rian_Mozgawa).
(Będą nas nazywali narodem war-chołów, Polityka, nr 25, 2011).
Z ręką na jajach
– Służba nie drużba, tego nie da się rzetelnie opowiedzieć, z ręką na sercu.
Rzeczy działy się równocześnie w kil-ku miejscach, nie można być wszędzie.
Dziś mądrzy się byle kto, każdy kutas to wyrocznia, człowiek z żelaza, bo przecież nie bohater. Tłum jak tłum, koszule flanelowe, ubrania robocze, wózki akumulatorowe, biało-czerwone szturmówki, emocje… W Radomiu już na dwa, trzy dni przed wiedziano, że rzecz może pójść źle, były takie sygna-ły. Szczury z kontrrewolucyjnej rury, nic się nie dzieje, lekceważono według oficjalnej nomenklatury tak zwane na-stroje niezadowolenia. Może się uda.
Przez województwo przetoczyła się fala wzmożonych wykupów artykułów spożywczych, zabrakło cukru, mąki, kaszy, soli, podstawowych produktów pierwszej potrzeby, słowem: sklepy opierdolone na zero. Źle została ode-brana wprowadzona w Radomiu re-forma płac, śrubowanie norm, skręty i przekręty, jakie się przy tej okazji wy-prawiały w zakładach przemysłowych.
Władza miała chcicę, wszystko, co się mogło nie spodobać, szło pod wodę na poziomie komendy, zostawały entuzja-styczne wyrazy poparcia dla podwyżek.
Wszyscy wiedzieli, co jest grane, a my
notowaliśmy wiernopoddańcze, „spon-taniczne” głosy wyrażające zadowole-nie z poczynań władz i wmawialiśmy innym, że ta wielka ryba nie śmierdzi, że to materiał o rzeczywistych nastro-jach wśród robotników. Nawet użycie słowa „strajk” w wewnętrznej kore-spondencji i raportach służbowych było zakazane, zastąpione eufemizmem „od-notowano przerwy w pracy”. W wa-runkach gospodarki socjalistycznej nie było miejsca na strajki, było tylko miejsce na oklaski i nieustające zado-wolenie, lizanie dupy. Władza kopała robotników w tylną część ciała, a oni radośnie wypinali półdupki. Kwinte-sencja socjalizmu.
– Zaczęło się od tłoczni jeszcze 12 czerwca. Protest spacyfikowano, wi-chrzycieli ukarano. Woda spuszczona, rzecz utajniona. Jest dobrze, będzie lepiej. To był swego rodzaju punkt zwrotny, lawinowo zaczęła rosnąć licz- ba zgłoszeń z terenu całego wojewódz-twa wskazujących na niezadowolenie z nadchodzących zmian.
– Z ręką, za przeproszeniem, na ja-jach: nie potrafię o wszystkim, co się działo, zdać relacji. Mogę odnieść się do konkretów, pod warunkiem że tam byłem, wódę chlałem i macałem odpo-wiednie organy ciała płci przeciwnej.
Przecież żyją jeszcze robotnicy-uczest-nicy, uczestnicy-urzędPrzecież żyją jeszcze robotnicy-uczest-nicy, palanci--milicjanci, strażacy-jebacy, ogóry z prokuratury… Ci z jednej i ci z dru-giej strony, kurwa, najwyższa pora, by z nimi porozmawiać. I zobaczyć to, jak było, bez obśliniania.
– Parę lat później, kiedy ruszyła
„Solidarność”, władza posypała gło-wę popiołem i ze złożonymi rękami, przestępując z nogi na nogę, poszła do spowiedzi w ramach pokuty za grzechy.
Powstał wtedy kalendarz wydarzeń z 25 czerwca 1976 roku, w trzech egzempla- rzach, ściśle tajne opracowanie specjal- nego przeznaczenia. Akrobacja w kate-gorii gimnastyki zespołowej, stanie na głowie, kolejna manipulacja. Kto szuka, ten znajduje, postukaj w drzwi IPN.
– Chłodna analiza przyczyn i ocena wydarzeń, tak się wtedy mówiło. – Mi-strzo urwał, bo w pokoju pojawiła się pielęgniarka ze stojakiem do kroplów-ki. Patrzyłem, jak wkłuwa się w żyłę na dłoni, jak kropla po kropli płyn z wo-reczka spływa przezroczystym węży-kiem.
– Wybacz, jeśli się czasami zapomi-nam. Ostatni zapis w tym dokumencie dotyczy piątku, godziny nocnej, brzmi jakoś tak: spokój na ulicach Radomia został przywrócony. […]
Najśmieszniejsze
– Najśmieszniejsze jest to, że mimo pełnej blokady informacyjnej obej-mującej „legitymowanie i wycofanie z zagrożonych obiektów pojazdów dy- plomatycznych i turystów państw kapi-talistycznych” zachodni korespondenci i szpiedzy zlatywali się do Radomia jak pszczoły do miodu. – Mistrzo, zacho-wując pokerowy wyraz twarzy, trącił małym palcem prawej ręki leżący na stoliku zeszyt.
Manifestacja przed budynkiem KW PZPR w Radomiu (zdjęci e ze zbiorów IPN)
54
Lublin. Kultura i społeczeństwo 3(73)/2016– O godzinie dziesiątej czterdzieści pięć meldowano o aucie – numery re- jestracyjne WZ 1305 – ambasady fran-cuskiej poruszającym się po ulicach Radomia, którego kierowca i pasażer prowadzili obserwację rozgrywających się wydarzeń.
– O godzinie jedenastej na ulicy 1905 Roku, przylegającej do Zakładów Metalowych „Walter”, odnotowano obecność samochodu o numerze reje-stracyjnym WZ 4915 należącego do ambasady czechosłowackiej.
– O godzinie jedenastej piętnaście stwierdzono, że wśród parkujących przed KW PZPR w Radomiu samo-chodów znajduje się pojazd ambasady NRD.
– Wcześniej o dziewiątej piętnaście meldowano o przejeżdżającym przez Grójec w kierunku Radomia samocho- dzie trzeciego sekretarza ambasady ka-nadyjskiej, a o dziewiątej dwadzieścia pięć o aucie attaché handlowego Danii.
– O godzinie dziewiętnastej dwa-dzieścia pięć przejeżdżał trasą E-7 od strony Białobrzegów biały wóz dyplo-matyczny o numerze rejestracyjnym WZ 26-600, najprawdopodobniej
pro-wadzony przez sekretarza ambasady norweskiej.
– Co nie udało się w odniesieniu do dyplomatów – wszyscy doskonale wiedzą, że to szpiedzy i dywersanci, zwłaszcza ci z Zachodu, o tym oby-wateli na okrągło informowały krajo-we media – znakomicie powiodło się w stosunku do zagranicznych kore-spondentów. W dniu 25 czerwca o „fali buntów” w Polsce poinformowało w wiadomościach o czternastej piętna- ście swoich słuchaczy BBC, w dzienni- ku o godzinie dziewiętnastej BBC i Ra- dio „Wolna Europa” o wstrzymaniu po-ciągów w Ursusie. Tyle, drogi kolego!
O dwudziestej Radio „Wolna Europa”
i „Głos Ameryki” podały informację o wycofaniu podwyżek, korzystając z informacji rozsyłanych przez Reu-tersa i Agence France Presse. Zwróć uwagę: nikt nie wspominał o Radomiu.
Radom w doniesieniach zagranicznych rozgłośni pojawił się dopiero 27 czerw- ca: o godzinie szóstej rano BBC, a póź-niej o szesnastej Radio „Wolna Europa”
informowały o starciach z milicją, pod-paleniu radomskiego komitetu, użyciu gazów, zdemolowanych sklepach.
– Co jest pocieszające?
– Że nasi, krajowi dziennikarze sta-nęli na wysokości zadania i wykazali się obywatelską postawą, nikt się nie wyłamał, nie próbował na własną rękę zbierać materiałów, robić zdjęć.
– Polak, Węgier dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki. – Mistrza wyraźnie cieszyła ta myśl nawiązująca do bójki i pijaństwa. – To taki budujący mar-gines, smaczek tamtej sytuacji, jedyną rozgłośnią wśród rozgłośni państw blo-ku wschodniego, która nadała wiado-mość o wycofaniu podwyżki w Polsce, było Radio Budapeszt.
– Teraz coś dla wytrawnych smako-szy (popijać lekko schłodzonym czer- wonym winem) i poszukiwaczy sensa- cji: pod pretekstem popełnienia wykro-czenia w ruchu drogowym 27 czerwca w Radomiu zatrzymano dwóch kore-spondentów chińskiej agencji praso-wej „Sinhua” (Daj – słynny dostawca jaj!) fotografujących gmach komitetu aparatem marki Leica. W trakcie prze-szukania w Komendzie Wojewódzkiej odebrano im klisze ze zdjęciami. Tego samego dnia zatrzymano przed budyn-kiem komitetu dziennikarzy United Press International próbujących umó- wić się na rozmowę z pierwszym sekre-tarzem. A dwa dni później zatrzymano korespondenta „The Washington Post”
przed Komitetem Wojewódzkim. We Wsoli pod Radomiem zaś odebrano ta-śmy filmowe Brytyjczykom.
– Chciałbym coś podpowiedzieć czytelnikom. – Dobre rady Mistrza zwykle wywoływały moje zakłopota-nie. – O tym się pisze, o tym można sobie poczytać.
– Gorzko jak od wódki podczas we-sela, ale za to śmiesznie!
Kij i marchewka
– Z wystąpienia Piotra Jaroszewicza:
Wysoki Sejmie! Ceny mięsa i jego przetworów proponujemy podwyższyć w sposób zróżnicowany. Najbardziej wzrosłyby ceny najszlachetniejszych asortymentów mięsa i wędlin, takich jak szynka, baleron, polędwica, kaba-nosy, kiełbasy suche i schab, których niedobór przy obecnym poziomie jest największy.
Obywatele posłowie! Zwracam się do Wysokiej Izby o rozpatrzenie przed-stawionych wniosków Rady Ministrów
Płonący budynek Komitetu Wojewódzkiego w Radomiu ( zdjęcie ze zbiorów IPN)
Lublin. Kultura i społeczeństwo 3(73)/2016
55
uzgodnionych z Centralną Radą Związ-ków Zawodowych oraz o udzielenie im akceptacji i poparcia.
– Popatrz, popatrz – Mistrzo nie krył rozbawienia – jaką wiedzą, god-ną wielkiego mistrza loży masarskiej, pierwszego rzeźnika kraju, technologa przetwórstwa mięsnego, popisał się w Sejmie nasz premier. Ale żebyś nie miał wątpliwości: premier grał nie tyl- ko asortymentami. Wspomniane posie-dzenie było w czwartek, we wtorek 22 czerwca, dwa dni wcześniej, „w ramach przygotowań do operacji cenowej” pre-mier podpisał trzydzieści wniosków, zezwalając na budowę nowych kościo- łów. W całym 1976 roku Kościół wy-stąpił z wnioskami na budowę dwustu sześćdziesięciu trzech nowych obiek-
– Popatrz, popatrz – Mistrzo nie krył rozbawienia – jaką wiedzą, god-ną wielkiego mistrza loży masarskiej, pierwszego rzeźnika kraju, technologa przetwórstwa mięsnego, popisał się w Sejmie nasz premier. Ale żebyś nie miał wątpliwości: premier grał nie tyl- ko asortymentami. Wspomniane posie-dzenie było w czwartek, we wtorek 22 czerwca, dwa dni wcześniej, „w ramach przygotowań do operacji cenowej” pre-mier podpisał trzydzieści wniosków, zezwalając na budowę nowych kościo- łów. W całym 1976 roku Kościół wy-stąpił z wnioskami na budowę dwustu sześćdziesięciu trzech nowych obiek-