• Nie Znaleziono Wyników

Nie powstydzę się dobrego uczynku

— Daję sło w o , jakie chcesz, tylko wstań p a ­ ni! Ja to powinienem u k lę k n ą ć— zawołał, chcąc paść na kolana.

Wstała.

— Pamiętaj p a n , że to św ięte słowo, a choć­ b y ci kto w życiu i św iętego s ło w a nie d o trzy ­

164

mał, toś pan za szlachetny, żeb yś pan miał żar­ to w a ć z kobiety, dla którój przekonanie, że cię u błagać zdołała, b yło b y najmilszą chwilą w ż y ­ ciu, nagrodą wielu, w ielu przykrości.

Gorącego jak z w y k le serca, w ra ż l iw y i w z r u ­ s zo n y — Ufalski ł z y miał w oku, gdy ujął dłoń kobiety.

— Nie spodziewałem się nigdy, ż e b y ś pani mogła b y ć tak dobrą dla mnie. I dawniej taką samą w y d a w a ła ś się za w sze.

D zw on ek brzęknął nagle w przedpokoju i we* szła pani Ufalska z Polcią. N iebaw em po nich przybył i pan Derławski.

Biblioteka Cyfrowa UJK

http://dlibra.ujk.edu.pl

CZĘŚĆ DRUGA.

Ach! verkannt, verkannt zu w erd en , W enn'das H erz zieh edel fühlt, Ist von allen H erzbesch w erd en, D ie w ohl, die am tiefsten w ühlt.

;

Biblioteka Cyfrowa UJK

http://dlibra.ujk.edu.pl

1.

— Mon cher Mieczysieczku! Lucio ci donosi, że od kilku dni cierpi na niestrawności. Rzecz niesłychana! Może myślisz że lo p rzym ów k a do tw ojego w oreczka; zgadłeś, ale nie ze w sz y s t- kiem. Żurnatki przestały mi dopisywać, i na do- miaj nieszczęścia nie chcą już zapłaty za klatkę moję na trzeciem p ię trz e , tylko po prostu w y ­ magają, żeb y ich raz na z a w s z e porzucić. A prze­ cie Lucio sporo kiedyś pieniędzy za pierwszo- p iętrow e numera płacił. Przekonyw am s i ę , że d łu g ó w zrobiłem tylko jedną trzecią summy, któ­ rą z w ła sn ych pieniędzy straciłem , to dosyć! W porównaniu z Ernestem, Alfonsem i Gusta­ w em , to je sz c z e bardzo mało! T w o ja W eronisia

4G8

taka teraz sentymentalnie naiwna, że aż Jedno- róg p ożyczył jéj pięćdziesiąt rubli. B y w a lam często. Nam, przyjaciołom jéj, nazwiska tw o je ­ go w ym ien ić nie wolno. Chce widocznie ucho­ dzić za tw o ję ofiarę ; zobaczysz, że jeszcze pój­ dzie za m ą ż — i to wkrótce. Sło w em , Mieczysie- czku, straszliwe zmiany i dziw ne niespodzianki. Cobyś lóż powiedział, gd yby Lucio przyjechał do Lasisk na m iesiączków parę i kochanego ko­ leżkę w nudnych chwilach rozryw ał, d y r y g o w a ł polraweczkami, z kobietkami kuł ploteczki, o mo­ dach z niemi rozprawiał, a do stroików gustu dodawał. W szak wiész, że Lucio zna się na lém nieźle. I na tę podróż potrzeba mi tylko sześć­

dziesięciu rubli, a dasz wiarę? tak jest źle ze mną, że ich w W arszaw ie dostać nie mogę. W ie m , że mi przyślesz tę bagatelę, bo obecność moja może konieczną będzie u ciebie. W yo b raź­ ż e sobie: Jednoroga i Am elystow icza zastanowi­ ło kiedyś, że oba nie przy magnifice wypłacali, a skoro dowiedzieli się jeszcze, że Dzierlatka w jéj obecności p o życzkę zaliczył, zwąchali w i­ dać pismo-nosem, bo w s z y s c y trzéj na Jednoro­ ga cessję pretensyj sw o ich p ra w d z iw ie czy téz

Biblioteka Cyfrowa UJK

http://dlibra.ujk.edu.pl

symulacyjnie zrobili. Dzierlatka r ę c z y ł za tw o ję p r a w o ś ć , d od ając, że z b yw a pretensję s w o ję głów nie dla tego,- iż tak małych intéressé w z u ­ pełnie zaprzestał r o b ie , pewno ci nawet o tém doniesie. Trzeba się będzie ostro trzymać, bar­ dzo ostro, Mieczunieczku! Nie obawiajm y się! Na wszystko jest sposób, musi w yn a le ź ć się i na to. Jeśliby z nią trudno ci iśc miało, przyspiesz przesyłkę i powierz mi pośrednictwo. Ja panią zwolna potrafię udobruchać i ułagodzić; co w lę - céj, przekonam ją, że najlepiej zbyd Lasiska. B yłab y to dla ciebie praw d ziw a przysługa. A o n a b y w c ę nie trudno, znajdziesz go prędzój, niż się spodziewasz. Nie zaniechaj w ięc, Mieczuniu, przesyłki, bo Jednoróg wkrótce spadnie do w a s niespodzianie. Pijawka ta nie w ątpi, że odbie­ rze s w o je , zapew n iał go o tém Dzierlatka, jego brat i moje potwierdzenie dodało ważności. Nie­ go d ziw iec chce korzystać z tw e g o ambarassu. Przyznaj, że nie mało może na nim zarobid. S zczęściem , w danéj chwili m iew asz cudne po­ mysły, o terminie zapew nie już pomyślałeś. I Lu­ cio w i nie brak kon ceptów ; potrafimy żyda osza- łamunic.—-Spiesz się t y lk o , aniołku! Adieu,

170

chanie, i w ierzaj jak przykro, b ęd ąc czyim pra­ w d z iw y m przyjacielem, smutną donosie nowinę. Dla tegom ci tylko wspomniał o smutniejszem położeniu swojem , że jakoś w e dw óch łatwiój znosić zmartwienia i szukać pociechy. Spiesz się, spiesz, serce! Czekam odpowiedzi najniecier- p liw iej.— T w ój

Lucio.

— I bądź tu mądrym! Siedm razy przeczyta­ łem, a je sz c z e nie wiem jak się rzecz ma w isto­ cie i kto mi zaręczy, czy nie on sam wtajemni­ cz y ł w podstęp Am etystowicza i Jednoroga. P o ­ życza ją c mi, może już wiedzieli o oszustwie. B yła to ocze wiście rachuba na biedne moje żo- nisko. Odetchnąłem lżej przez chwilę, a tu zn o w ciężko b y ć zaczyna. Gdyby Dzierlatka nie b ył z b y w a ł sw o jej summy... liczyłem na to, że mi termin przedłuży. Kilkanaście tysięcy potrafił­ bym przecie w ysta rać się i zatkać tymczasem gardło A m ety sto w iczo w i i Jednorogow i, ale czy 011 teraz przystanie? S zc zę śliw a jaka pożyczka m o żeb y przecie udała się! Wieczne pożyczki! Z długu w dług, z długu w brud!

Biblioteka Cyfrowa UJK

http://dlibra.ujk.edu.pl

List w drobne podarłszy k a w a ł k i , cisnął do sadzaw ki przez okno od altany. Na d w o r z e par­ no było, zbite chmury, gdzieniegdzie promieńmi

zachodu pokrw aw ione c ię ża ły na w idnokręgu. Przez chw ilę natłok różnorodnych myśli w ir o ­ w a ł mu po główne; ani jednej nie zdołał dopro­ w ad zić do końca, po chwili z n ó w kombinowad z a cz ą ł.— Wiem, ż e g d y b y m szczerze w yz n a ł K łó­ ci, płakałaby, zemdlała m o ż e , rozchorowała się i.... zgoda! Niepodobna spekulow ać tak z zimną krwią na łatw ow iernośćkobiety!— P rzed ew szy st- kiem trzebaby je obie ztąd w yp raw ie, bo g d y by się wprost od Jednoroga dow iedziała, że mi po­ życzy ł pieniędzy, za jej poręczeniem; a ja rew ers jej zwróciłem. — Nie! to nie m oże nastąpid, roz­ niosłoby się zaraz po obyw atelstw ie, po okolicy żyd by sam porozpowiadał... a g d y b y nam je sz ­ cze przyszło sprzedać Lasiska — zgubionybym b ył na zawsze! Brat mój tak dobrego, tak z a ­ cnego u ż y w a ł w tych stronach imienia, że mnie ułatwia stosunki jedynie pamięć nieskazitelna, co ją po sobie zostaw ił.— Może z Derławskim pro­ cess w yg ram y nabyty, w tych dniach ma się to rozwiązać. O Boże, o Boże, jak żeby to dobrze

było! A nuż przegramy!... Cha!— za w o ła ł nagle, szerokiemi krokami przebiegając altanę— a gd y ­ bym zaproponował D e rła w s k ie m u , że b y nabył moję pretensję, w sz a k że tak skw apliw ie nama­ w ia ł mnie do współki! Z ad ziw i się naturalnie,

ż e w yrzeka m się oczyw istego zarobku, na który on liczy z pewnością, ale ja mu powiem, ż e d w a - dzieście kilka tysięcy w ię ce j mi teraz znaczy, niż siedmdziesiąt lub sto za pól roku, to mi odmó­ w i ć nie może. Chociaż ma teraz w iele w y d a t­ ków, w każdym razie to drobiazg dla niego. Trzeba zrzucić pychę z serca i poprosić go. Ż o ­ nę łatw o mi będzie przekonać, że tą summą mam spłacić Dzierlatkę.— Tak! nie może mi odmówić, b o ona będzie w ied zieć o tern, a ona, gdybym chciał, to bez zbyw ania pretensyj moich, miał­ b ym i pożyczkę, ale nie chcę. O Boże! może j e ­ szcze w y p ł y n ę p o r a ź ostatni! -

YV

karty prze­ stałem g r a ć , do W a r s z a w y nie zajrzę przez lat kilka, namiętności wolnieją, przecie przy niej j e ­ stem już zupełnie spokojny. Tak już zaczynało b y ć d o b rz e , a tu list od Lucia znow u mi przy- pomnićć musiał blotko stołeczne i tych lo w arzy. szów , z pomiędzy których wielu, że znałem kie­

172

Biblioteka Cyfrowa UJK

http://dlibra.ujk.edu.pl

dyś, w ie r z y ć sobie nie mogę, a naprzód tego bezczelnego pasibrzucha. U c z c iw y Nepomucen! Z nim jednym za ży ło ść czyż nie lepsza od najli ­ czniejszej szajki. Otóż i kobiety jadą z Orgowa! — z a w o ła ł na glos, nieco weselej i szybko w y ­ biegi z ogrodu przed edw ór na spotkanie żony. Kobiety uśmiechały się: Połcia szczerze, Micha­ lina poważnie, a pani Ufalska tern nienaturalnej, że zczerwieniale je j oczy i napuchle powieki Wyglądały jakby tylko co z łez obtarte. S z yk z Julkiem odprowadzili w ie r z c h o w c ó w swoich do stajni, pani Michalina chciała w ra c a ć (swoim powozem odwiozła sąsiadki do Lasisk). Zanosiło się jednak na potężny deszcz, a może i burzę, bo już parę razy lysnęło między chmurami: zg o ­ dziła się przepędzić w ieczó r u Ufalskich.

Z okien dworu w Lasiskach z j edn ej strony w id ać było ogród i wierzchołki d r z e w bliziut­ kiego lasu, nie boru; z drugiej zabudowania, g o ­ rzelnię i parę chat włościańskich. Po krajobra­ zie choćby najskromniejszym, chętnie błąka na w si spojrzenie, zdaje się, że ludzie w eselsi i mil­ si w takim dworku, zkąd latem w id ać albo pię­ trzące się bory, co stopniowo niebieszczeją

raz bledziej, tak, że mrokiem ostatni ich pas dojrzany łączy się z o b ło k am i— albo rzekę, co świetnym szlakiem z piasczystemi w yłogam i przecina zieloną łąkę; albo jezioro zadumane, staw z młynu pieniącym szumem; albo w reszcie rozlegle równiny, śród których rozlegle, szeroko bu jać marzeniom i myśli! Tu na niczem podo- bnem oko w dzięczn ie spocząć nie mogło. Ojciec pani llfalskiej w najniekorzystniejszym, w najo- bojętniejszem miejscu d w ó r sw ó j w ystawił- Nie zdarza się to u nas w yjątkow o, a z pew nością nie ma takiój w si, gdzieby tanim kosztem nie można było upiększyć sobie ogrodu i podw órka przynajmniej, zaradzając choćby tylko tym bliz- kim ograniczonym widokiem brakowi obszerniej­ szego. Córka o d zie d z ic z y w s z y Lasiska, kazała w y k o p a ć w s a d z i e sad zaw k ę, w y s ta w iła altankę i na podwórzu klomb zasadziła. Jedyna to była ro zry w ka dla oka!

Kobiety w ca le nie miały ochoty przyglądać się nawałnicy. Michalina z panią domn usiadły na kanapie, obok nich w fotelu Ufalski, dalej Poł­ cia, która co chwila uśmiechała się, rumieniła i bladła, aż S z y k nieco dalój siedzący dostrzegł

174

Biblioteka Cyfrowa UJK

http://dlibra.ujk.edu.pl

p rzyczyn y tych zmian ustawicznych, i żal mu jej było, że się bojaźni sw o jćj w styd ziła.

Piinie wszystkie bardzo jesteście od w a żn e — rzekł nagle.

— Dla czego?

— Że nie obawiacie się grzm otów i pióru- nów. Bardzo wielu m ężczyzn drży na samo

w spom nienie o piorunie.

Nie koniecznie lak odważne, jak się zdaje wtrącił Dfalslii — Klocia się dawniej bardzo obawiała, Połcia dopiero dzisiaj po raz pier- w s z y jest bohaterem.

— Nie w yłą cza m się i ja z liczby bojaźli- w y c h — dodała Michalina. — Kiedy jestem sama, a usłyszę grzmoty i zobaczę zygzaki piorunów, modlę się po starodawnemu i zatykam uszy. W tow arzystw ie i o b a w ę łatw iej znieść lub prze- módz. Ki e d ym była w wieku Połci, to się ma­ ma aż g n i e w a ł a na mnie za bojaźliwość.

— Ja to najtchórzliwsza jestem, gdy jakie przeczucie niedobre mną owładnie — wtrąciła pani Ufalska.

476

nie w id ząc jak nań Michalina smutno i s y m p a ­ tycznie spojrzała.

— I to kobietom bardzo w y b a c z y ć można— wtrącił Szyk, gotując się na dłuższą rozprawę.

Nagle zabrzęczały szyby, praw ie się zatrząsł drewniany d w ó r od straszliwego huku i w id ać było jak w ogrodzie stara, w y s o k a gru sza, o sto kroków najwięcej ztamtąd runęła na ziemię. Kobiety mimowoli przeżegnały s ię , Połcia z b la ­ dła jak marmur, nagłe s c h w y c iw s z y się za ser­ ce, krzyknęła i zsunęła się z krzesła na posadz­ kę. Matka i Michalina podbiegły ku niej. Szyk w mgnieniu oka podniósł om dlałą, Ufalski prze­ ciął sznurówkę, eter i w o d a kolońska o tr z e ź w i­ ły. Burza tymczasem gdzieindziej przeniosła orkiestrę, tylko jak kotły, ofikłeidy i kwartviole dalekie grzmoty przygłuszone dochodziły, a pio­ run czyli tołombas, nie o d e zw a ł się już ani razu. — Go ci sie stało?— zapytała troskliwie pani Derławska. gd y się Połcia zaw stydzon a na niej wsparła, a matka drzwi otwierała od sypialnego pokoju.

— W tych drzwiach, oto w tych — odszepnęło d z i e w c z ę — zdaw ało mi się, że stał papa niebo­

Biblioteka Cyfrowa UJK

http://dlibra.ujk.edu.pl

szczyk. Nagle straszliwy huk serce' mi ścisnął, w oczach ściemniało, zadzwoniło w uszach. D ziw n e przyw idzenie!

— Szczególniejsze! — odszepnęła Michalina, oglądając się, czy kto nie zw rócił u w a g i, lub nie usłyszał.

Ufalska boleśnie spojrzała na córkę. Mąż jej pokręcił w ąsa i stojąc blisko lustra, zajrzał mi- mowoli. R ysy w ła s n e , które tam dostrzegł przypomniały mu tw arz brata, drgnął także: o- boje słyszeli.

— Wiesz co , panie Nepomucenie, zażarto­ w ałem przed chwilą z żony a teraz gotów by m jak ona w ie r z y ć w przeczucie i o b a w ia ć się go. Tu coś niedobrego się stanie! — rzekł, z w r a c a ­ jąc się do S z y k a , który sk w apliw ie śledząc o* czym a za Polcią, także usłyszał.

— • Co z łe g o ? C zy żb y panna Paulina miała z a ch o ro w ać? Bóg łaskaw, to nie nastąpi,' za g o ­ dzinkę będzie najzdrowsza , zobaczysz p a n , r ę ­ czę — odrzekł Szyk.

Zajęty jedynie Polcią, nie umiał się z tćm za­ taić, nie potrafiłby odpow iedzieć co innego.

178

myślając się — có żb y tu ztego siad się mogło ? Niech tam kobiety tymczasem uspokoją Polcię i siebie a my, nim dadzą kolację i herbatę, sko­ sztujemy tego w ę g r z y n k a , co to żona ma pod kluczem. Daj się przebłagać dzisiaj na parę

kieliszków ze mną do kompanji!

— W O rgow ie radca w m ó w ił w e mnie kieli­ szek X eresu tak mocnego, że dotychczas g ło w a mnie boli. Jeślibyś mnie w ię c Pan mógł zwolnic...

— Jakże rad ca? O p row ad zał w a s zapew n ie po gmachach cukrowni. P rzybyło sporo od tygo­ dnia? — zagadał U falski, któremu przypomniał się projekt zbycia Derławskiemu o w e j części w processie.

— A jak że! O prowadzał. Chociaż m ów ił nie­ w iele jak z w y k le , za to uśmiechał się często.

Wspominam o tem dla tego , że Julek, który już m ie w a koncepciki s w o je i zdolność wielką do rysunków, z w ła szc za do karykatur, szepnął mi, że D erławski uśmiechający się podobny jest n ad zw y czaj do dziadzi, do pana prezesa, kiedy skrzyw iony z a ż y w a tabakę. Zgromiłem malca.

— Na honor, praw da! Malec trafnie

dopa-Biblioteka Cyfrowa UJK

trzył. Jak żyję szczerego uśmiechu nie w id zia­ łem u niego.

— Wspomniał, że na przyszły miesiąc ju ż w szystkie m aszyny b ędą sp ro w ad zo n e, bąknął ile to kosztów ogromnych ponosić musi.

— O czów iście! — wtrącił zamyślony Ufalski. — N arzekał, że się w d a ł w spekulacje, co go na straty narazid mogą. W ogóle b ył nam bardzo rad jak zwykle, ale, ale... i prosił mnie już przy w siadaniu, kiedy kobiety odjechały, że b y panu serdecznie się pokłonid i prosie, czyb yś go nie m ógł pojutrze a najpóźniej w Piątek o d - wiedzid, bo on przy czynnościach swoich ruszyd się z domu nie może.

— Dobrze, dobrze, dziękuję — odparł Ufal­ ski je sz c z e zamyślony. — A le, a le , buteleczka nasza! Zlituj się, to w arzysz mi chód do je d n e g o kieliszka!

— O widzisz pan, płonne przeczucie i oba­ w a złego. Panna Paulina już zdrowa, już r o z ­ mawia i śmieje się. C hwalaż Bogu!

— Zaraz tu wrócimy. C h o d ź ż e , zlituj się, nie odmawiaj mi! — rzekł z uśmiechem i poufale Ufalski, biorąc go pod rękę.

480

W pokoju gospodarza na drugiej stronie, w krótce słu żący wniósł butelkę w szanowną pleśń przystrojoną. Ufalski prędziuchno napeł­ nił d w a kieliszki.

— Zd row ie Michaliny! Zd row ie pani D erław - skiój! — z a w o ła ł poprawiając się, — to zacne bardzo i szlachetne s tw o rz e n ie ! Stary jej zrzęda nie w ie n a w et jaki skarb ma w d o m u !

W ychylił d u szk ie m , S z y k nie mógł mu w ża­ den sposób uadążyd. K rz y w ił się jak by na o- brzazg, o który trudno w winie wybornem . P ra­ gnąc chód słow am i odpowiedziód na gościnne w e z w a n ie gospod arza, którego serdecznie lu­ b ił, dodał z w o l n a :

— Przyznam się s z cz e rz e , że pani D erławska nie jest taką kobietą, jaką ja pojmuję.

— Dla czego ?

— Jest grzeczna bardzo, chód rzadko wesoła; jest uprzejmą, ale mimowoli przebija w niój j a ­ kieś p a ń stw o , jakaś konwenjencja i przymus. Może mi się to zdawało, kiedy byłem u nich na­ uczycielem. Teraz, przyznam s i ę , nie tak mnie to razi jak daw niśj. Muszę jednak oddad jej pod jednym w z g lę d e m n ie zw yk ły m , zupełną s łu

-Biblioteka Cyfrowa UJK

http://dlibra.ujk.edu.pl

481

szn ośd Jak żyję nie słyszałem, że b y źle o kim mówiła. Powinnaby w ię c ć j jakoś zajm owad się czytaniem , muzyką. W jej p o ło że n iu , gdzie o gospodarstwie myślić nie potrzebuje zupełnie, to nietylko pozwolone ałe i w ypada.

— Masz po części słuszność, lecz to kobieta ze zw rotem umysłu praktycznym.

— Ku czemuż praktycznośc ta skierowana? P r a w d a , p ra w d a , przepraszam! Już kiedy zaj­ muje się chłopkami, zagląda do chałup, pilnuje szkółek, lekarstwa daje, to dosyć! Prawda!

— Bardzo d o s y ć , bardzo w iele nawet. — Bądź co bądź, panie M ieczysław ie— dodał S z yk serdeczniej, — to nie t o , co pani Ufalska, co panna Paulina.

— Ciekawym dla czego?

— Ja, widzisz pan, obiaduję, rozmawiam w salonie z ludźmi, co mi plącą, od których ni­ b y zależę, — prędzej w ię c potrafię z w aru n k ó w położenia mego poznać się na p raw d ziw e j deli­ katności, na tern sercu z odcieniami subtelniej-

szemi, które jeśli c h ce s z , n a z w ę szlachetniej- szemi, a którego najlepsze nie ukształci

w y c h o ­

wanie.

182

— Pochlebiasz babom moim.

— Tego nie potrafię. Tutaj mi tak od razu b y ło swobodnie, tak byłem pew ny, że cień nie­ porozumienia nigdy pom iędzy nami nie zajdzie; tam tego nie było. Przy p ierw szej w izy cie i pierwszej rozm ow ie z kobietą piękną i umie­ jącą rozmawiać, kiedy chce, (to trzeba przyznad pani D erla w sk ie j,) przeczułem jednak, że to miej­ sce nie dla mnie, choćby mi korzystniejsze je s z ­ cze dano warunki. Spraw dziło się przeczucie.

— W ypijmy w ię c zd ro w ie żony, masz s ł u ­ szność, to anioł kobieta.

— Zmiłuj się, panie M ieczysław ie!

— Myślisz pew no, że będziesz musiał w ypid potem oddzielnie zdrow ie Połci? Z tego cię już zwolnię. Razem matki i córki! Niech żyją s z cz ę ­ śliw e! A szczę śliw sze by b y ły p e w n o , g d y b y mnie jedna tylko sz w a g r e m , a druga stryjasz- kiem nazywała.

— Co też to mówisz, panie M ie c z y s ła w ie ! — Ja teraz przy winie żarto w ać już nie u- miem, — rzekł Ufalski, n alew ając sobie jeszcze kieliszek, który duszkiem wychylił. — Ale — do­ d ał zapomniałem o cygarze dla ciebie. Znalazłem

Biblioteka Cyfrowa UJK

http://dlibra.ujk.edu.pl

tu w szafce je szcze jedno z tych, co to z Ham­ burga przeszłego roku wypisałem.

■— Czemuż pan Sam nie p a lis z “?

Za mocne dla mnie, jak cię kocham. Wiesz tćż — rzekł po ch w ili, — że Derlawski mógłby mieć lepsze cygara. Jak żyję nie paliłem u nie­ go dobrego. Żałuje sobie widocznie.

■— To praw d a! Ale ma też spore wydatki. — Jedno drugiemu nie przeszkadza. Gdyby sam palił mało, tobym mu za złe nie miał — ale paląc od rana do w ie czo ra , prow adząc dcm na taką s k a l ę , to już skąpstwo. Skąpy to dziad bardzo skąpy i ch ciw y n a w e t , jeśli chcesz w ie ­ dzieć.

Oszczędność w id ziałem , ale skąpstw a i chciwości nie dopatrzyłem się.

A tymczasem tak jest — i dla tego zdrow ia Jego pić nie będziemy, ale za to nasze k a w a le r­

skie. Musisz9 bo wierzaj mi, że lepiej b yć k a ­ walerem nawet starym, niż żonatym z bratową. W braku szczęścia, skarga do d a r o w a - ma,— Jecz w zbytku s z c z ę ś c ia ?

— W zb y tk u ? — zaw ołał Ufalski i miał już jednym pędem ciąg zw ierzeń w y p o w ie d z ie ć

484

c złow iekow i, któremu u f a ł , szan ow ał go i lubił. Serce jego potrzebowało wylania.

Słu żący przyniósł parę pistoletów, które pan kazał z rana w y c z y ś c ić strzelcowi, powiesił na d yw an ie nad łóżkiem i poprosił panów do salki. Kobiety już z herbatą czekały.

— Ot, tak to lubię — rzeki Ufalski, któremu jakaś inna myśl nagle p o w ita ła w głowie. — Butelka wypróżniona, dziękuję, panie Nepomu­ cenie! Chodźmyż teraz uspokoić i za b a w ić ko­ bietki. Ale czy też dobrze w y c z y ś c ił pistole­ t y ? — dodał, zdejmując ze ściany parę praw dzi­ w y c h Kuchenrajterów. — D awno już nie b yły w użyciu a to podarunek od brata mojego — i po nich to mam na pamiątkę ranę w b o k u , com ci o niój wspomniał. Z n o w u mi podczas w ilgo­ ci dokucza.

— To , z tych pistoletów — A z tych.

Jeżeli przedtem nienaturalności i wzruszenia dopatrzyć się można było u Michaliny i pani U- falskiój, to teraz w niespokojnóm spojrzeniu

Biblioteka Cyfrowa UJK

http://dlibra.ujk.edu.pl

pierwszéj i bladości drugiej, nie zdołałyby go ukryć przed okiem, n aw et najobojętniejszem. Połcia choc z b la d ł a , lepiej w yglądała od nich,

1— • Cóż panie tak się nagle zmieniły ? Pioru­ n ów już nie słychad! — rzekł mocnym głosem

Mieczysław,

siadając przy Michalinie.

— Wszystkiego złego proszę papy pan Szyk narobił— wtrąciła Połcia, z uśmiechem patrząc na zafrasowaną i zapłonioną nagłe twarz Ne­

pomucena .

— Pan S z y k ! A to jakim sposobem ?

Powiązane dokumenty