Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
BAKAŁARZ
ZDARZENIE W POWIEŚCI
W DWÓCH CZĘŚCIACH. N A P I S A ŁWłodzimierz Wolski.
W ARSZAWA,WANQ
W olno drukow ać, pVf krerwfkiem złożenia w Komitecie Cenzury po wydrukowaniu prawem przopisanéj liczby egzemplarzy.
w W arszaw ie dnia 1/l3 Czerwca I8 5 7 r. Starszy Cenzor, Sobieszczański.
2 2 6 3 0 2
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
w dowód przyjaźni i szacunku
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
CZĘŚĆ PIERWSZA.
P ie Schm erzen der edlen Seele sind M aifröste des L e b e n s , ein F rü hling kom m t ihnen nach. Die Schm erzen der schlechten sind H erb stfrö ste, sie gehen dem V\ in ter der Strafe voraus«
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
W zamożnym , znanym na prowincyi i w W ar szaw ie domu państw a D e rla w sk ic h , był nau czycielem niejaki Nepomucen S z y k , rodowity Polak, chociaż nazwisko jego, mogłoby na pozór za cudzoziemskie uchodzić. Miał dw óch uczniów: siedmio letniego jedynaka,gienijalnego oczew iście chiopczyka i dwunasto-letniego syn o w c a , o któ rego zdolnościach już stryjostwo nie tyle roko w a li, co o własnem dziecięciu. Pani D erławska bardzo była g rz e c z n ą , uprzejmą, nie rozmowną ale ukształceńszą damą. Mąż* jej, przez jednych r ad c ą, przez drugich sęd zią, przez trzecich
pre-8
zesem (stał przez czas niejakiś na czele resursy w jednóm z miast powiatowych); przez c z w a r tych starościcem lub starostą, przez piątych, mianowicie służbę i żyd k ó w , hrabią mianowany, miał obejście chłodne ale p rzyzw o ite, humor jednostajny, i . . . co najważniejsza, nie wtrącał się niepotrzebnie do iekcyj, a tego nauczyciele • najbardziej nie lubią. Pan Nepomucen w y w i ą z y w a ł się najsumienniej z o b o w ią z k ó w s w o i c h , jednak przykrzyło się mu nie raz ślęczyd nad dod aw a niem z gienijalnym chłopczykiem, jakoś tępo, bardzo tępo pojmującym; lub tłumaczyd Tiroci nium z syn o w cem , który chociaż do prom ncjacji trudniój naginał ję z y k od młodszego w sp ó ł- ucznia, w ięcej w nim zdolności dostrzegał, niż stryj i stryjenka.
Z a zw ycza j starszych mając uczniów, żałow ał, że przyjął ten o b o w iązek w braku innego. P o chwały, które słyszał w domu Derławskich, chód nie były bardzo przesadne i chociaż dobrze był płatny, radby był szczerze zwolnid się z kontra ktu, zapow iadającego jeszcze półtora roku ł a twej a mozolnej pracy, nieustającego i żmudne go czuwania nad chłopcami, zw łaszcza tóż nad
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
9
młodszym, co go rodzice zanadto pieścili. Traf często nie w p o rę , a tak rzadko w porę przy chylny dla ludzkich marzeń i ch ę ci, nadspodzie wanie mu pomógł tym razem. Młodszy uczeń jego, figlując raz po obiedzie ze starszym, padł nieszczęśliwie na progu i stłukł sobie nogę w k o lanie. Rozżalona matka płacząc nad zapłaka nym synkiem, dała jednak grzecznie do zrozu mienia n auczycielow i, że mógłby czasem oder w a ć w zro k od ciągłej lektury i pilniej baczyć na dzieci. S z y k , nazajutrz zaraz w y c z y ta ł z jćj o c z u , że go to w a go była przeprosić najchę tniej za pośpieszne nieco s ł o w a , w ustach matki tak łatw e do w ytlóm aczenia, których już pewno i nie pamiętała. Po powrocie jednak jej męża ze wsi, poprosił o konieczne uwolnienie od obo w ią zkó w , których zakres nadto początkowy, oddawna mu nie był po myśli. Radca nie chciał przystać z początku na oddalenie człow ieka, na którego dotychczas bynajmniej skarżyć się nie mógł. Żona, którą ciągle nudził tą sprawą, w yp ytując jakiby mógł być powód tak nagiego postanowienia, zasięgając jej rady, młodsza zna
40
cznie od niego, w zru szyła ramionami i ż y w o odrzekła:
— Pan Szyk jest za porządny c zło w ie k , że b y chciał się oddalić przez w y ra ch o w a n ie , to jest, żebyśm y mu płacę podw yższyli. Może się obra ził na mnie. Cokolwiek za ż y w o i niesłusznie wyrzuciłam mu, że się Broniś skaleczył, p r z e proszę g o ; m oże też i nudzi się ukształconemu w y ż e j c zło w ie k o w i uczyć dzieci abecadła. To
i
nie dla niego miejsce. Szkod a, i e się oddala, ale przyniew alać nikogo nie można.
— Kiedy w id zisz, Miciu, nie łatw o znaleśd natychmiast porządnego nauczyciela. Może trze ba będzie komuś innemu jeszcze drożćj zapłacić: dzieci go lubią.
— Faites donc, comme il m us p la ir a, Mon- sieur P a u l! — odparła ż w a w o , odchodząc do siebie.
Monsieur Paul potulnie w zru szył ramionami i ośw ia d czy ł panu S z y k , że acz niechętnie, z g a dza się na jego żądanie. Zdarzyło s ię , że blizcy sąsiedzi jego ze w s i , niejacy państwo Ufalscy, dla w ychow an ia dzieci b a w ią cy w Warszawie, potrzebowali właśnie nauczyciela. D erławski
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
w sk a z a ł mu ich d o m , polecił go i już od roku b y ł tam nauczycielem pan Nepomucen, z którego notatek nastąpi tu w y j ą t e k :
....„Biedny t e n , co nie ma jasnych wspomnień dzieciństwa, do których myślą odnosić się lubi jak do źródła, 3kąd się bieg jego rozpoczął. Mniej sza już o urok w łasnćj d om ow ćj strzechy, o lipy przed oknem, bór niebieszczący w oddali, przed nim lub za nim krzyż na kościółku i staw, gdzie o mroku brzozy i w ie rzb y tak delikatnie się przeglądają. Bogaczem n a z w ę tego jeszcze, co przypomina sobie szczu płe, zakopcone mie szkanie w mieście lub miasteczku, aby tylko uśmiech rodzicielski c z u w a ł tam nad jego dzie ciństwem. Byłem i ja bogaczem. W praw d zie ś. p. matka moja pieściła częścićj odemnie brata, o c z ćw iś cie jako młodszego. W praw dzie dostało się czasem za uszy, gd y pan metr poskarżył się, ż e mi tępo idzie nauka; bystrością bo nie celo w ałem .
Ale poślizgało s i ę , w piłkę pograło na pod w ó rk u ; a w czasie jarmarku tak w e so ło było patrzóć przez okno lub w y j ś ć na rynek. Co nie dziela praw ie sługiwałem do m szy w białój
komeżce, do którój mi matka piękne w stążeczki przyszyła. Lud modlił się kornie w tym kościółku Grójeckim, co tak zdaleka czerwieni się cegłą na wzgórzu....
....Raz pojechaliśmy do W arszaw y , byliśm y na P ow ązkach na mogile ojca i w teatrze, na przed stawieniu Wolnego Strzelca. Ojciec nasz b y ł urzędnikiem. Śmierd jego, mnie cztćroletniśm d zieckiem , a Felcia niem owlęciem u piersi osie rociła. Matka nie mogąc w y ż y d w W arszaw ie ze szczupłój pensyi emerytalnój, przeniosła się do G r ó jc a , gdzie za sumkę uzbieraną z o s z cz ę dności i licytacyi, nabyła malutki dom ek, z któ rego przynajmniej była ta k o r z y ść , że nas nic mieszkanie nie kosztowało.
Domku tego już p e w n o i nie ma dzisiaj, albo tak przerobiony, że możebym go nie p o z n a ł, już b y ł w te d y sędziwy, ale chód to tak d a w o tem u, w s z y stko mi widome stoi przed o c z y m a : pamięd naj mniejszego nie uroniła szczegółu. Kanapa zieloną morą obita, stała naprzeciw okien, n a p r a w o szafka m ah o n io w a , gdzie za życia ojca musiały byd książki; nad kanapą d w a stare sztychy u Fietta w Kaliszu w y d a n e , z nich jeden
12
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
przedstawiał W ieczerzę P a ń s k ą , a drugi Gody w K an ie Galilejskiej. W tymże samym pokoju sląlo łóżko matki, nad niem obraz Najświętszej Panny, przy którym lampka ciągle się paliła i sztych świętej Teressy w złoconych ramach. W drugim pokoju a raczćj izbie, piętrzyły się aż pod sufit zasiane piernaty służącej i zielony kufer ogromny. Za parawanem, wyklejonym r ó ż o w y m papie
rem w palmy, sypialiśmy z bratem i każdy z nas miał mały obrazek patrona sw o jeg o nad łó że czkiem przybity. Byto to ubogo ale chędogo i w szystko s w o je własne....
....Miałem właśnie rok jedenasty ż y c ia , kiedy przejeżdżał przez Grójec do W arsz aw y niejaki pan Peitscher, którego żona spokrewniona była z matką moją. Spotkaw szy matkę w cukierni Łopińskiego, gdzie ciastka dla Felcia kupowała, przyszedł nas odwiedzie. Przyznam się, że oba wiałem się naszego professora, bo w cale krze pkie walił łap y i dyscyplinę nie na żarty miał na haku p rzy b itą ; ale na w id ok tego niby ku zy na, m row ie mnie przeszło od stóp do głów . Wlepił w e mnie bure, malutkie a okrągłe o czy, zdaje się pragnące w y s k o cz y ć z dziobatój twarzy;
u
w y p y ta ł m nie, w y e g z a m in o w a l nieco i poklepał parę razy po głow ie, aż mi dębem w ło s y sta- nęły.
Matka kazała mi z bratem odejść. Słonko wresoło lśniło na czystym błękicie, w róbelki św iergotały na dachu i w gałęziach slarćj, w y - sokiój gruszy, na której obficie zieleniały niedoj rz ałe , okrągłe gruszki, z w a n e cebulkami. Gdzie sp ojrzałeś, czy to na szosse ku W arsz aw ie , czy na szosse w stronę Radom ia, czy na pylasty .go ściniec ku W a r c e , w sz ę d z ie ziolono, swobodnie, jasno, aż drżało pow ietrze w objęciu o ż y w c z e g o światła. N aw et azczupłe zagony kapusty, mar c h w i i kartofli w naszym o g ró d k u , zieleniły się jakoś piękniój... Feluś skakał, koziołka p rze w ró cił, śmiał się do mnie, na szyję się cisnął. Mnie serce ścisnęło niemiłe przeczu cie, siadłem na klocu d rzew a i zapłakałem serdecznie, co mi rzadko się zdarzało, bo nawret w dzieciństwie nie byłem skłonny do płaczu. W krótce matka ucieszona n ad zw y czaj z a w o ła ła mnie- Trzeba b yło łz y obetrzóć.
„W idzisz moje dziecko“ — rzekła rozczulona— ź e B ó g nie zapomina o sierotach! Oto mój
ku-Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
zyn tak ła s k a w (niech mu B ó g w szystk o dobre daje), że bierze cię do siebie na pensję, gdzie się w szystkiego nauczysz i w yjdziesz na czło w iek a .“ Wskazała na Pejczera, który otaczał się z krótkiój fajeczki mocnym bardzo dymem. Trocha się zakrztusiłem. Kazała mi paść mu do nóg i p o c ało w ać go w rękę. Rumieniec buchnął mi na t w a r z , gorąco się zrobiło i nie ruszyłem się z miejsca. Matka popchęła mnie ku niemu , aż padłem na ziemię i przytknęła g ł o w ę do jego ręki. Pajczer rzekł przez nos z dziwnym jakimś uśmiechem: „Nieszmiały c h ło p a k , ale bardzo strofy i szilny, okrzesze szie u mnie, okrzesze. Niech kuzyna w szystko na pojulrze przykotuje, bo ja zaraz otjeżdżam. Tyliżans fieczorem idzie przez G r ó j e c , będ/.iemy w ię c w nocy jechali. A l y j e ! “ Chciał pocałow ał matkę w r ę k ę , ona go w ramię pocałowała i aż do samój poczty odpro wadziła.
Nieomylne przeczucie, co się za nagle spra wdziło, tak głęboko dało mnie, dziecku — uczuć dotychczasową sw o b o d ę życia przy malce, a myśl, że ją utracę, tak mnie zabolała gwałtownie; że gdy matka poszła z Pajczerem na miasto, ja
16
nie nie m ówiąc slużącćj ani F elkow i, wybiegiem w pole i lak biegłem d ł u g o , długo. Minąłem K r ó l ó w , Częstoniew, skręciłem b ó g w ie jakoś na praw o i przez K u rczow ą w ieś doszedłem do jasieńca , już wieczorkiem . Dzwoniono właśnie fia Anioł Pański w kościółku. Siwiulki proboszcz niewielkiego w zrostu , trocha pochylony, pamię tam lo jakby dzisiaj, chodził po smętarzu, o d m aw iając pacierze. Widad zastanowiło go, źe obće jakieś dziecko zmęczone i okurzone, idzie 0 lój p o rze , musiał mnie zdaleka na gościńcu obaczyd, z a w o ł a ł , . . . . i po kilku za py ta n ia ch , na które niedokłanie odpowiedziałem, surow o badad żacżął skąd jestem i po co przyszedłem. Trudna rada! Z początku jakoś oporem, a potem powoli opowiedziałem mu wszystko. Staruszek zgromił mnie z początku, że nie muszę kochad matki, kiedy na złość jej robię, w łó c z ą c się bez celu 1 martwiąc ją niepotrzebnie; że ocenie nie umiem łaski B o g a , która mnie sierocie dozw ala przyjąć w y ż s z e w ych o w an ie. Pokiw ał g ł o w ą , lekko mnie Wziął za uszy, potóm poklepał, kazał mi dac posiłek i w ózkiem jednokonnym odesłał do Grójca z listem do matki. Z początku był uśmiech,
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
polćm gniew, potóm łzy macierzyńskie oblały mi tw a rz , a i moje oczy także suche nie były. Diugo matka rozmawiała ze mną, dając mi do zrozumienia, że z pew nością nie rozstaw ałaby się ze mną, g d y b y tego w ła s n e moje dobro nie wym agało.
....„Trzeciego dnia w nocy, zapukało g w a łto wnie w o k ie n n ice : nie spaliśmy w szyscy, nawet Feluś drzem ał, g ł o w ę o stół tylko oparłszy. M atka, czekała z herbatą na P a j c z e r a , który też w sz e d ł niepewnym krokiem. Zaledw ie p r z y w i taw szy się z matką, usiadł zaraz na kanapie. C ze rw o n y był straszliwie. ,N o szłachcić! zabie raj się, marsz w d ro g ę“ — z a w o ła ł ochrzyplym głosem , kłąb dymu w nos mi puszczając. — ,,Niech pani kuzyna żadnych prowizyi nie daje na d ro g ę , bo to psuje dzieci.“
Wkrótce potem przy ostatnim uścisku w etkn ęła mi pięd złotych do ręki, Feluś oburącz objął za szyję, Pelronella fartuchem łzy otarła; wsiedliśmy do dyliżansu i ruszyliśmy ku jednemu z miast pogranicznych, gdzie Pajczer trzymał pensję, w te dy powszechnie znaną. Podczas drogi, d w a razy mnie tylko za w łosy wytargał; raz za to, że nie
18
mógłem zasnąć, bo mi było smutno i zimno; dru gi raz za to, że kupiłem sobie w Kielcach parę bułek, bo mi głód dokuczył. Zabrał mi pieniądze, m ó w ią c : „Klupia tw oja matka, że ozie tak pie- s z e z i,o ł u c z ę czie tego.“ Umiał dotrzymać słowa!
II.
....„Dreszcz mnie p rze jm u je , wstręt miwolny, g d y przypominam sobie pobyt mój w? lem pie kle, co od początku już się mi strasznem w y d a ł o , bo w kilka dni po przyjeździe, z a c h o r o w a łem zaraz na odrę. Kiedy przyszedłem do zdro w i a , a było to w łaśnie po w a k a c j a c h , przy rozpoczęciu kursu szk o ln e g o , Pajczer zaczął w krótce na skórze moiej odbijać w yb ryk i złego humoru i uniesień pijackich. Nie trudno było domyślić się i mnie, że prawie dzień w dzień zaczęsto zaglądał do szklanki. Żona zaś jego, nie tylko nauczycielom, gu w ern erom , kolegom, ale służącym wszystkim opow iadając o dobro czynności m ęża, często mi przy nich w yrzucała niew dzięczn ość i niezdolność. Lepiej b yć koniem dorożkarskim , niż z łaski odbierać w ych o w an ie,
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
niż słu żyć za s z y l d , ś w ia d c z ą cy o wspaniałomyśl ności dobrodziejów, tak gorliwie dbałych jak P ajc ze ro w ie , żebym chleb ich z mojemi łzami p o żyw ał. Koledzy, to jest c i , z którymi w jednej byłem klassie, w e wstępnej, — także dla mnie kolegami nie byli. Z w y cz a jn ie dzieci! za panią matką pacierz pow tarzać m uszą! G dyby Pajczer inaczej był zemną p ostęp ow ał i oni u w a ż a
liby mnie z p ew n o ścią także inaczej. Jednozgło- s k o w e nazwisko S zy k , dało hasło do mnóstwa p r z e z w is k , z których najdotkliwszym był sznyp, bo mnie sznypami czyli szczątkami hojnie c z ę stowali.
Z pomiędzy nich w szystkich umiałem naj mniej, byłem sierotą, w y c h o w y w a n ą z łaski, pośród paniczów (po największój części o b y w a telskich dzieci). Nie raz w yp ytyw a li mnie o w ieś na księżycu i kamienicę na tamtym świecie. G uw ernerow ie nie miłowali mnie ta k że , chociaż z początku nie w iele z nimi byłem w styczności, bo nad wstępną kła ssą, Pajczer ogólną i s z cz e gólną opiekę rozciągał i p raw ie w szystkie przed mioty sam wykładał.
20
acji, malec jeden z k olegów moich, stłukł p rzy padkiem d w ie szyby. Widziałem to, m ęcząc się nad deklamacją, bo pamięć miałem bardzo sła bą. Na hałas w p ad ł pijany Pajczer i natychmiast przyczepił się do mnie, zapytując kto zbroił. Mógłbym był za sznypy przysłużyć się koleżce, ale śmiało o d p o w ie d z ia łe m , że nie wiem, bo uczyłem się deklamacji.
Wiedział aż nadto dobrze Pajczer, że nie ja stłukłem. Zamiast jednak w y b a d y w a ć drugich, podniósł mnie za uszy z krzesła i w ołając ciągle: ,,krnąbrny oszołku!44 srodze mnie musiał skalo w ać, kiedy z bólu i wstydu zacząłem aż szlochać, co dotychczas bardzo rzadko się zdarzało. Do w iedział się o tem od jednego z w y ż s z e j klassy gu w erner Francuz. Jak już Pajczer odszedł, trza skając drzwiami, przytaszczył do ranie za w ło sy w in o w ajcę, kazał mu przeprosić mnie, w rękę po c a ło w a ć i poklepał po gło w ie mówiąc: „B ędziesz dobra klopa, mój mali!'4
Wieczorem przyniósł mi ciastek i odtąd opie k o w a ł się, w staw iał się naw et za mną, z w ł a s z cza też u pani Pajczer, u której miał w zględ y . Na nieszczęście, z końcem roku u cz c iw y
Fran-Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
cuzisko przeniósł się gdzieindziej. Jednak z k o legami potrafiłem porozumieć się odtąd szny- pa bezkarnie nikt mi nie śmiał dać, ani p o w ie dzieć. Cokolwiek także poduczyłem się po fran- cuzku, piąte przez dziesiąte rozumiałem nieco; niemiecki ję zy k szedł mi nieco trudniej. Pajczer zaczął mnie karać odtąd już nie za krnąbrność, ałe za namawianie drugich do figłćw i zły p rzy kład. Mój Boże! Mnie lóż figle siedziały w g ło wie! Chwili czasu nie miałem do Stracenia: chcia łem si$ uczyć, a nauka przychodziła powoli i tę po. G dyby zamiast kary zachęcano mnie, z p e w n ością i nauka łatw ićjby przychodziła, ale sama matka w przeciągu dwóch lat napisała do mnie t^lko trzy listy, które raczój były odpowiedziami na surow e lub niechętne doniesienie Pajczera. Dzisiaj, co już tyle czasu odtąd upłynęło, kiedy zastanawiam się nad tym człowiekiem, dokła dnego w yobrażen ia sam sobie o nim zdać nie potrafię. Podobno kiedyś, w krótce po przyjeź- dzie jego do Polski (był bardzo biednym, i opo wiadał nam to czasem, chwaląc zdolności sw o je i zabieglość), ojciec mój nieboszczyk w y ś w i a d czył mu jakąś przysługę, i to był pow ód najwa
22
żniejszy, że przypadkiem spotkaw szy matkę mo- ję, kuzynkę żony swojej, zabrał mnie do siebie.
Z a w sz e była w tem wdzięczność, ale jak w y konywana! Każdy człowiek, poslępowanie nie przez ż y w o ś ć krwi w y w o ła n e , nie przypadkowe, ale ciągle, i o tyle o ile konsekwentne, potrafi sobie jakoś w ytłum aczyć. Jakież on mógł miód wytłumaczenie? G dyby chciał b y ł ze mnie zro bić afisz, szyld bezinteresownej d o b r o c i; toby, zdaje się, nie powinien b ył tak surow o postępo w ać. Może systemat straszny w ych o w an ia był wywzajem nieniem się drugiej istocie za w y c h o wanie, które on sam odebrał, odbiciem na cudzej skórze daw nych b ólów własnej; może w y d a w a ł mu się n ajw łaściw szym dla człowieka, którego w życiu czekała tylko praca. W ciasnóm jego pojęciu pomieścić się nie mogło, że zbyteczna su ro w o ść, kara ciągła bezmyślnie wym ierzana ścierając z dziecięcia wstyd, zobojętniając serce, zniechęcając serce, zniechęcić go może przed wcześnie do nauki, najeżanój rózgą i krzykiem. Może leż nie mogąc w y w r z e ć na innych uczniach instynktów pastwienia się i złego humoru, co go trapił kiedy nie był trzeźw y, mnie sobie w ybrał
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
23
za ofiarę. Po dziś dzień dokładnie sobie z tego nie potrafię zdać sprawy, a nieraz tak było bole śnie, tak przykro, tak nie do wytrzymania, że d w u nastoletnie dziecko, modliłem się nieraz gorąco do B oga, błagając o zakończenie niedoli, o śmierd, co mi się słodszą w y d a w a ła od cierpienia...
...Drugiego już roku, jeden z kolegów moich je chał na w ak a cy je do babki aż za W arszaw ę; przez Grójec o czyw iście miał przejeżdżad. Napi sałem list do matki, błagając, żeby mnie odebrała i oddała lepiój do terminu. Fałalnćm zrządzeniem, P ajczerow a przeglądając w szafce bieliznę o d jeżdżającego, list co mu go pow ierzyłem znala zła. Dopieroż przebyłem wakacyje! Prócz dobi tnych w y m ó w e k , jadłem przez d w a tygodnie za karę w kuchni z ludźmi, sypiałem na podw órzu przy chlewie. Ale gorszą był dla mnie karą łist od matki, w y rzu c a ją c y m i, że zamiast pociechy, same jej tylko zmartwienia przysparzam. Dono siła mi, że z Grójca przeniosła się do W a rs z a w y i na Solcu zamieszkała, w tym domku, gdzie kie dyś jeszcze z ojcem mieszkaliśmy.
Pajczer kazał mi uczyd czytad pięcioletniego synka swojego, rozbalamuconego bębna. W prze
ciągu miesiąca, mimo najszczerszych usiłowań i cierpliwości, w którój ciągłe miałem ćwiczenie, zaledw ie się malec abecadła nauczył i to jeszcze bardzo niedokładnie.
Z n ów pretensja do mnie, zn ó w cybuch na plecach, na karku , po g ło w ie , że u czy ć się mo głem z łaski, a nauczyć nie mogę, bo nie chcę. Nareszcie, jak pies u myśliwca, zacząłem pow oli i n a w yk ać do cierpienia,— obojętnie. Z d aw a ło się mi, że całe moje życie innem nie będzie.
...Trzeciego roku pobytu m o je g o , byłem już w trzeciój w klassie, miałem rok trzynasty, i da w ałem lekcje kaligrafii uczniom klassy pićr- w szćj. Gniewało P a jc z e ra , że mu nie donoszę jak się podczas lekcyi z ach o w u ją, że się z ni mi za łagodnie obchodzę. Raz poskarżył się na mnie je d e n , że go za uszy w ytargałem , bo łotr bić się chciał koniecznie ze mną. R ozgniew a ny w ściekle Pajczer jął się moich uszu i krzy czał: ,,Nie uda czi szie odbicz na drugich tego, co w ziąłeś. To porządne obyw atelskie dzieci, nie takie łachmany jak ty. Z nimi inaczćj się o bchod ź.“
Rówiennicy moi może mnie nie lubili; była
Biblioteka Cyfrowa UJK
różnica pomiędzy nami: bieda, praca, zależność, pedagogiczne zajęcie w tak młodych latach. Nie bawiłem się z nimi, nie dokazywałem: szanowali mnie jednakże. Niejedną kłótnię uśmierzyłem, pomogłem niejednemu przy robocie, a w nauce niebezpiecznym współzawodnikiem nie byłem; ho choćbym przez pracow itość i pilność mógł tego może dokazać, co u drugich zdolności; cho ciaż może w każdej klassie lepiój się od drugich li czyłem,— inni brali nagrody. Młodszych kolegów, z w ła s zc z a leż uczniów moich, potrafiłem w krót ce p rzy w iąza ć do siebie. Dostrzegł tego Pajczer, i obudziło to w nim jak by zazdrość,— zazdrość o s y m p a t j ę , którą trzynastoletnie dziecko obu rzało. „Ja tu jeden pan— powtarzał gdyśm y byli sam na sam nie na tom cię w y c h o w a ł , że b y ś mi psuł chłopców i nosa do góry zadzierał.“ Pajezerowa cokolwiek łagodniej się ze mną ob chodzie zaczęła, raz naw7et pogłaskała mnie, po sied ziała, że urosłem n ad zw yczaj i że za trzy lata już b ęd ę mężczyzną. Rosłem rze czy w iście fiardzo szybko: w trzynastym roku byłem już spo ry, zdrow ia mi brak n j ^ y l o . . Synek Pajczera nie chciał od nikogo innego b r a ć M e y j , tylko
ode-2G
mnie i musiałem go za w s z e prowadzić za rękę lia przechadzce. Przy końcu roku, tylko co przed popisem, odpowiedziałem hardo guw ernerow i jednemu, co niesłusznie wytarga! mnie za uszy, sam spraw ca z łe g o p r zy zn a ł to polem. R o zg n ie w a ł się i lak zapomniał, że mi chciał dać poli czek. Ź le ręką uderzył, ja zastaw iłem się, tylko mnie w ramię trafił^
Odepchnąłem go zlekka, potknął się o stołek i padł n ie s z c zę ś liw ie , bo mu krew z nosa i ust poszła. Robi się hałas, spraw a się wytacza, szczęściem Pajczera nie b yło w domu. Przy niej przeprosiłem Niemca, trocha się nadąsał i b yłb y może na tom poprzestał. Pajczer w ró cił bardzo późno, już spaliśmy w s z y s c y ; żona mu w idać opowiedziała o zajściu inojem, w p ad ł na salę i kułakiem strasznym obudził mnie. ,,Dam ja czi jutro!— w rze szczał — jeszcze jak żyjesz takiego smarowania nie wziąłeś, zobaczysz! Cho, cho, paniczku, trzeba się nam rozstać, widzę. Lepszy ty do w ojska jak na guwernera, a lepszy jeszcze do moralnie zaniedbanych dzieci. Co to znaczy k a le czy ć nauczycieli, zobaczysz jutro!“ *
Już nie zasnąłem tćj nocy; wierzyłem, że Pajczer
Biblioteka Cyfrowa UJK
mógł każdej groźby dotrzymać i poprzysiągłem s o bie. że mnie lym razem, po kwartalnym w y p o c z y n ku od kary, nie ukarze. Przypomniały się mi przy gody Robinsona Kruzoe, które niedawno czyta łem, pobyt jego na bezludnej w yspie, gdzie Opa* trzność cudownie się nim opiekowała. W e st chnąłem szczerze do Boga, pomodliłem się i przy szła mi myśl wydostania się ze szponów, w któ rych od lat trzech jęczałem . W chwili, myśl zamieniła się w postanowieuic, które natychmiast trzeba było wykonać. W zią w sz y na siebie nie zbędny tylko ubiór, spuściłem się ua kołdrze i prześcieradle z pierw szego piętra.
O świcie byłem już o trzy mile za miastem. Bogu tylko jednemu wiadomo, com wycierpiał. W ych o w a n y w czterech ścianach i na podwórku domu, gdzie była pensja Pajczera, jakim sp o so bem odbyłem pieszą, kilkudziesięciu mil podróż, jakie mnie po drodze spotykały w y p a d k i— i przy pominać sobie nie chcę. Nareszcie w e d w a ty g o d n ie bosy, na w p ó ł nagi, zn a d granicy austry- jackiej przyw lokłem się do W a rs z a w y i za sze dłem na Solec, szukając mieszkania maiki. Zna lazłem — ale już się ztamtąd w yprow ad ziła. War*
28
sztat szew ck i zajm ował d w a nasze pokoiki. S z e w c b y ł już drugim lokatorem z rzędu i objaśnić mnie nie mógł dokładnie. W y p y ta w s z y mnie jednak co k o lw ie k , ulitował się nademną, w ziął do sie bie, kazał żonie zgotow ać jeść i posiać mi na strychu. Posiliłem się, w yp o czą łe m i nazajutrz u c z c iw y rzemieślnik p o ż y c z y ł mi jeszcze starego obuw ia , które się bardzo na zbolałe nogi przy dało; poszedł sam ze mną, w y w ie d z ia ł się i od prowadził nareszcie do matki, aż na koniec O gro d o w ej ulicy. Zastaliśmy ją w łóżku bardzo w y chudłą i mizerną. Nie poznała mnie z początku... ...„Nareszcie, kiedy mama przekonała się , że prośba ani groźba nie pomogą, że kilkakrotne listy Pajczera gdzie groził, że mnie jak zbiega ścigać b ę d z i e , że nazajutrz po mojej ucieczce kilkanaście łyżek srebrnych zabrakło i t. p., nie w y w o ł a ł y na mnie najmniejszego wrażenia, z b o leścią serca zgodziła się, żebym na jej biedę i utrapienie, jak mówiła, pozostał w Warszawie. Chciałem koniecznie iść do szkół, ale mieliśmy lak szczupłe fundusze, zw łaszcza leż przy cier pieniu matki, że nie tylko na w p is i na mundu rek b r a k ło , ale i na utrzymanie m o j e ,
lembar-Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
dziej nie wystarczało, że młodszy brat potrze b o w a ł się u cz y ć także.
Majsterek u czciw y , który nie zapomniał o mnie, namawiał m nie, żebym zrzu ciw szy pychę z s e r- ća w szed ł do niego do terminu, obiecując, że p oniew aż umiem dobrze czytać i pisać, prędzej nierównie w y z w o l ę się i w y jd ę na człowieka. Matka nie chcąc i na to zezw o lić w żaden spo sób, posyłała mnie do ku p ców korzennych, do drukarń, ale dla tych byłem za stary; temu za mało umiałetn; tam chciano, ż eb ym w domu się stołował. Zresztą nikogo nie było, coby mnie ko rzystnie polecił.
Nie w ied ząc co począć, matka już zgadzała się oddać mnie do tokarza, stolarza lub siodlarza. Wtem u czciw y majster przyszedł do nas kiedyś zrana, z dobrą, jak powiadał, nowiną. Znał się dobrze z introligatorem, u czciw ym bardzo c z ło
w iek iem ,— i nam ówił matkę, żeb y mnie lam o d dala.
Do introligalorki oddawna miałem upodoba nie i jeszcze u Pajczera w chwilach wolnych od pracy, których popraw dzie nie w iele było,
30
łem kolegom pudełeczka, oprawiałem zeszyty, a naw et książki.
Majster dał mi na próbę przeczytać i napisać. Gdy jeszcze po niemiecku i francuzku to samo potrafiłem, chętnie zgodził się i przyjął mnie do siebie. Matka przystała wreszcie, przekonana, że to tym czasow e zajęcie, aż do ozdrowienia jej, gdzie o czem innem dla mnie pomyśli. W ypadek uprzedził macierzyńskie przeczucie. Wpadłem jak oś w oko nauczycielowi łaciny z Gimnazjum, naszemu kundmanowi, któremu dom ieszk an ia odnosiłem książki oprawne. Chciał dać mi parę razy na piwo, a gdy wzdragałem się przyjąć, za czął mnie bliżej w y p y t y w a ć o całe moje położe nie. Najszczerzój mu je opowiedziałem
— „Wstań je szcze o d w ie godziny w cześn iej, książek przecie u mnie nie brak, a nie będzie, to ja ci dam. Przypomnij sobie to, czegoś się liczył, od w ak acyj będziesz chodzi! do klass, w y - najdę ci sposób utrzymania. Moje dziecko! Ja sam m oże od w ięk szej biedy zaczynałem. Dawniej w piecu w szkołach palili biedni chłopcy i w y
chodzili na łudzi. Bóg łaskaw na tych, co miłują *ę, trzeba mu tylko ufać!'* U czciw y człowiek!
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
Dusza je g o p e w n o teraz z nieba modli się za te go, któremu największe dobrodziejstwo w y ś w i a d czył. Po wakacjach, za usilnóm staraniem opie kunów moich, bo i ksiądz prefekt także zająć się mną raczył, — zaledw ie mogłem z d a ć examen do tej samej klassy, to jest do trzeciéj, którą u Pajczera niby dobrze ukończyłem. Namówił kilku w sp ó lk o legó w swoich, nauczycieli, żeb y polecili uczniom książki d a w a ć do mnie do opra w y , — i tym sposobem utrzymywałem się z po czątku bardzo krucho, bo jeszcze byłem matce ciężarem, ale w czw artej klassie, prócz introli gatorstwa, miałem już d w ie korrepetycyjki i do stawałem od kolegów zeszyty do p rze p isyw a nia, bo do kaligrafii miałem rzeczyw istą zdatność. W piątej klassie poszło je s z c z e łatwiej, a w szó stej miałem kondycję, to jest: stół i stancję za korrepetycje dw om chłopczykom, co ich do szkoły o dprow ad załem . Introligatorstwo moje nie tylko nie ustawało, ale ow szem tak licz nych miałem kundmanów. że prócz s p r a w ie nia mundurku, nabycia książek i zapłaty wpisu za Felusia, który do mnie na korrepetecje przy chodził, mogłem cokolwiek udzielać mamie, co*
52
raz bardziej i dotkliwiej cierpiącej. Kiedym b y ł już w ósmej klassie, dotknęło mnie nieszczęście.
Matka moja zeszła z tego świata. Dla niej mo że i lepiej po tak długiej chorobie, po tylu m ę czarniach, ale dla nas jak najgorzej, zw łaszcza dla Felusia, co tak przez nią wypieszczony, taki delikatny jak panienka, jeszcze jej opieki potrze bował. Pochowaliśmy matkę przy ojcu, na któ rego mogile- żadnego dotychczas znaku nie było. Kazałem postawie krzyż drewniany, w sp o m n ie niu obojga p o św ięco n y, brata wziąłem do siebie na mieszkanie. Cząsteczkę pensji emerytalnej, co nań w y p a d a ła , je szcze mu na szczęście w y płacano, moja już się skończyła. B óg r z e c z y w i ście łaskaw nad sierotami. P ań stw o , u których byłem korrepetytorem, a raczej w ięcej, bo teraz już prawie guw ern erem , z pensją pięćdziesięciu złotych m iesięczn ie, zg o d z iw sz y się za pew nem ustąpieniem z mojej strony, żeby brat stal ze mną; lak go polubili jak własne dziecko. Zaslu* g iw a ł na to, 1)0 chód f ig la r z , ale z najlepszym sercem i do tego przylepka...
...Po ukończeniu szkół, w yp ad ało b y pojechać do uniwersytetu, ale jakże tu brata samego
zo-Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
sławie? Zacząłem chodzie na aplikację do biu ra, które mi jednak zajm owało tyle czasu konie cznego na zarobek; nadzieja zaś dostania etatu tak była daleka, że rad nierad porzuciłem i w z ią łem się do kaw ałka chleba, na który już widad byłem przeznaczony: do guwernerki. Łatwiój mi teraz było postarać się o lepsze miejsce, nabra w s z y biegłości w e francuzkim ję zy k u , któremu w szkołach je sz c z e w iele czasu poświęcałem . Dziw na w tym czasie spotkała mnie niespodzian ka: list od Pajczera. Czcigodny kuzyn, nie w sp o minając ani sło w a o tern, co między nami zaszło k ie d y ś, w y m a w ia ł mi, ż e , nie o debraw szy ode- mnie wiadomości o skonie matki m ojej, dopiero z ogłoszenia w gazetach dowiedział się o tern smulnem dla familji zdarzeniu (jego wyrażenie). Ciesząc się przytem, że lak pięknie ukończyłem już od roku nauki, do czego może dobre począt ki niemała się przyczyniły, proponował, czybyrn nie przyjął posady guw ernera u niego: za stół, stancję, kilkaset złotych rocznie i pomieszczenie Felusia na pensji. Odpisałem mu bardzo grze
cznie, że Feluś już będąc w piątej klassie w Gi mnazjum, nie mógłby korzystać w jego zakładzie,
jedynie z czterech klass złożonym. Co zaś do mnie, mając inną o w iele korzystniejszą posadę, obie- calem mu, że jak tylko co sobie z moich funduszów oszczęd zę, nie omieszkam odesłać mu kosztów, jakie musiał kiedyś łożyć' na moje w ychowanie.
T rw a le są wspomnienia lat, gdzie dziec ko w młodzieniaszka przechodzi i urazy z lat tamtych. W iedząc ile płaca roczna od ucznia u niego wynosi, poprzysiągłem sobie już dawniej, że chóc późno, częściami w szystko muszę mu zwrócić. Pajczer nic nieodpisał. gdy mu o s z c z ę dzonych porę set złotych posłałem , odebrałem tylko pokwitowanie od jego żony, przy liście nad z w y c z a j grzecznym. Rozpocząłem w ię c zaw ó d guwernerski na serjó. Jadłem ten k a w a łek chic h a - czasem lekki, czasem ciężki, suchy i gorzki, tu i ówdzie. Feluś tymczasem skończył szkoły, kursa prawne, pojechał na uniwersytet: dziś jest urzędnikiem sądowym , mu niezły etat, łaski w ie l kie u przełożonych i nadzieję karjery. Może i ja mógłbym był b y ć nauczycielem w szkołach pu blicznych, ale kiedy w id z ę Felka, o czyw isty obraz matki— tak milutkiego, takiego paniczyka, elegan ta: serce mi rośnie z radości, zdaje mi się, że o j
3*
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
33
ciec i matka z podziękowaniem od zy w ają się do mnie z tamtego świata. A zresztą mam już trzy dzieści kilka lut i zamiary inne zupełnie...“
III.
.— Jak mamę kocham, co za dobry człowiek! A jak brata kocha, jak mamę kocham! — pomy ślała z rumieńcem panna Paulina Ufalska, tylko co p rzerzu ciw szy ten ustęp. W jej błękitnym pokoiku, zim ow e słonko tułało się łagodnie po panieńskich mebelkach i łagodniej jeszcze o ś w ie cało hożą t w a r z y c z k ę , o ciemno-blond w łosach i jasnych o c z a c h , co tylko u Polek mogą b y ć tak rzew n e i ż y w e zarazem. Westchnęła. Co w strzą snęło młodą piersią nie na żarty, że aż odcień marzenia czy zadumy osiadł na gladkićm, nie- w ysokiem czole? Jeśli to p ierw sze śmielsze m a rzenie, pierwsza zaduma czulsza; jeśli popędow i w yob raźn i, biegowo myśli to w a rzyszy ż y w s z e bicie serca, co w tych latach motylich oddycha tylko praw dą, choćby ją tłumiono; to z samych
36
k w ia tó w i d ź w ię k ó w plonie czysty ogień w m ło - docianój duszy.
S zczę śliw y ten, czyja postad przesu w a się piórw sza w umyśle dziewicy! Chodby nie w ie dział o tóm i nigdy nie miał dowiedzióc się, chodby przesunął się tylko jak cienie chińskie po ścianie, za w s z e szczęśliwy!
D zw o n ek rozległ się w przedpokoju, pędem podniosła się z sofy, otrząsnęła z czoła jasne sploty, podług ów czesn ej mody w ijące się w lo kach , pędem przebiegła przez pokój jadalny, izdebkę pany służącej do pokoiku brata. Z e s z y cik z notatkami w książkę w ło ży ła i w ró c iła — jakby nigdy nic. Ktoś w sz e d ł do salonu, zajrzała przez dziurkę od klucza. P rzyszedł właśnie z mia sta ojczym j e j , pan M ieczysław Ufalski, co się z w d o w ą po starszym bracie swoim ożenił, po cało w ał żonę w rękę i usiadł w fotelu. Namy ślała się przez chwilkę, czy pójśd do rodziców, ale cie k a w o śd , co już j ą parę razy do pokoiku brata z a w i o d ł a , g d y w ych o d ził na przechadzkę z guwernerem, przemogła i teraz. Przesunęła się cichutko na palcach i stając w e drzwiach uchy lonych , spojrzała mimo woli na dagerrolyp w i
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
szący nad łóżkiem Nepomucena; W yobrażał on jego brata Feliksa w uniwersyteckim jeszcze mun
durku przy szpadzie. Zbliżyła się, a z tej blasz ki, w piękne ramki roboty Nepomucena opra w nej, można było w n io sk o w ać o składnych ry sach, i jeżeli nie o pięknych, to o sporych oczach pana Feliksa. Nagle zapłoniła się w obawie, ż e b y kto nie był świadkiem dziecinnéj ciekawości, ze schyloną g ło w ą w róciła do błękitnego pokoi ku— zn ów jakby nigdy nic. Ciekawości nie brak było pannie P o łc i, ależ rok siedmnasty! Przy padkiem w e s zła do pokoiku brata, zobaczyła, że z hi sto rj i powszechnej w yg lą d a jakiś zeszycik ze zloconemi brzegam i; myśląc zapewnie, że to o b razk i, otworzyła k siążk ę— aż tu spostrzegła tytuł: Notatki z przeszłości, z dewizą, której nie zrozumiała, wryjętą z praw a rzymskiego: Hone ste riñere, neminem laedere, suum cuique tri- buere, (Uczciwie żyć, nikomu nie szkodzić, oddać słuszność drugiemu). Zeszycik ten tak b ył ozdo bnie napisany błękitnym atramentem, jakby szty chowany. Z początku chciała w ł o ż y ć nazad, ale rzuciwszy okiem tu i owdzie, zajęło ją zw ierze nie pana Szyka: za częła czytać i dokończyła.
38
— Szyfonierka moja gustowniejsza, mamy pu dełeczko za to ładniejsze, ale mój Pan Jezus jak będzie oprawny!— pomyślała panna Połcia,poró- w n y w a j ą c w myśli arcydzieła introligatorskiego kunsztu, któremi Szyk zajm ował się za w sze i kil ka już pracowitych w y r o b ó w i cacek dla matki i córki wykonał. W yjęła z szyfonierki w łóczkę, w zo re k do haftowania na kanwie, przejrzała się w lusterku i otw orzyła drzw i od salonu.
Pani Ufałska siedziała z robótką na kozetce, Otwarta książka leżała przed nią na stoliczku- B yła to kobieta lat trzydziestu kilku, do czter dziestu może. Bardzo starannie z a w s z e ubrana, w y d a w a ła się zdaleka znacznie młodszą, a zbli- ska może i starszą. Po oprawie oczu, dziś zapa dłych i szklistych; po składzie rysów , cerą nieco żó łtaw ą powleczonych; po połysku w ło só w , któ rych ubytkowi sztuka z trudnością zaradzić pra gnęła,— widać było jak musiała być piękną przed kilku laty. Wysmukła, ręki i nogi małej, gdy z a - w oulowana szła lub jechała z córką po mieście, ciekawośd młodszych i starszych w łó c z ę g ó w trotóarowych pobudzała nieraz. Mążjój, młodszy od niej o lat kilka, na pozór jeszcze w y d a w a ł się m łodszym i b y ł bardzo przystojnym m ężczy
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
zną. W zrost wyniosły, oko ż y w e , może nieco za grube usta, mocny zarost, śniadawa cera, na* daw ały obcą, jakby w ło s k ą cechę jego tw arzy. P rzy jrzaw szy się jednak bliżej wydatnym sz cz ę kom, kościom policzkowym, kształtowi nosa i w y pukłemu czołu, jeśliby nie przekonało się na tychmiast, że najczystsza k r e w swojska płynie w jego żyłach; to w ruchach, mowie, w obejściu, b yła ta poufałość łatw a i wdzięczna, a nam w ł a ściwa. Palił Cygaro i niedbale siedząc w krześle patrzał w książkę, jak b y się pilnie bardzo za czy - tał. Na ukłon Połci grzecznie kiwnął głową, mó w ią c żartobliwie
— Jaśnie panna dopiero teraz widzialna? — A jaśnie wielm ożny papa zupełnie niew i dzialny, bo od rana nie było go w domu, naw et
na śniadaniu— odparła swobodnie dziewczynka, siadając przy oknie i zdaleka pokazując z uśmie chem matce postęp roboty na krosienkach.
— Zagraj co, Polutku! Jeszcze nie grałaś dzi siaj— rzekła pani Ufalska, przyglądając się u w a żnie tw arzy męża, który już od kwadransa trzy mając w ręku książkę, nie przew rócił jeszcze stronnicy i często oczy wlepiał w e drzwi, jakby
się kogoś spodziewał, lub tóż na porljerze plamy jakićj dostrzegł.
Połcia za częła grac jakiś utwór Gorji: grała nieźle. Ufalski z początku takt daw ał książką, cygaro w y ją ł z u s t , potem chciał je w ło ż y ć z a palonym końcem, o mało co się nie sparzył i w le pił zn ó w oczy w piec, a zapatrzył się tak pilnie, jakby na kaflach bardzo coś ciekawego zobaczył. Połcia przestała grac.
— N a d zw yczaj pięknie!— rzekł z uśmiechem— C zy jeszcze nie u słyszym y czego? Może zaśpie w a ć pani raczy?
— Chyba tego mazurka Dobrzyńskiego, co p a pa lubi.
Matka zaw ołała jej i poszepnęła parę słów, w id ać p iln y ch , bo Połcia wybiegła, przyobieca w s z y , że na rozkaz papy mazurka potem z a
śpiew a.
— Co czytasz m ężu tak pilnie?
— C iek aw y gospodarski artykuł o drenowaniu. — Widać trudny przedmiot, bo już od godzi ny tę samą stronnicę przeglądasz,
— Niełatwy, w ca le niełatw y — odparł mąż la konicznie, ciskając w popielniczkę cygaro niedo-
paione.
. 40
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
— Zdaje mi się, że cię g ło w a boli—-wtrąciła nieśmiało kobieta, przyglądając się mu badawczo i niespokojnie.
— Nie.
— Katar masz? — Troch a. — Co ci jest?
— Co mi jesl? Wilgoć na dw orze w p ły w a na n erw y i humor, a to prawda, że dzisiaj nie mam humoru. Gdzie Julek tak długo siedzi z Szykiem?
— Poszli odwiedzie wuja. On nieco cierpiący; myślałam, że i ty wstąpisz do niego. Czy nie zapo mniałeś prosie Derławskich na przyszły piątek?
— Nie byłem.
— Gdzieżeś b aw ił tak długo?
—- Trocha za interessami, trocha u znajomych. Palrzajże, Kłociu, K ollow icz jeszcze z Łusisk nie odpisuje.
— Daremnie taisz się przedemną, Mieczysiu! Spostrzegam, że od dwóch dni coś ci dolega. Znam cię lak dobrze. Każdy rys i drgnienie t w a rzy twojej, tak się zaraz przy zmartwieniu zmie nia— i odbija mi w sercu. Czy nie zasługuję ua
42
zaufanie? — zapytała na w p ó ł pieszczotliwie, na w p ó ł z wyrzutem, biorąc go za rękę.
Pan M ieczysław popatrzył jej chwilę w oczy z bolesną jakąś tkliwością, uśmiechnął się zp rzy- musem i usiadł przy żonie.
— Słucham spowiedzi — szepnęła kobieta, opierając mu g ło w ę na ramieniu.
— Nie ma grzechu — odrzekł mąż, widocznie w a lc z ą c z chęcią wyznania, zwierzenia.
— Jakże spekulacje twoje?
-— Które? — zapytał s k w a p liw ie , w d zięczn y za d e s e c z k ę , po której m ożeby mu się udało przejść do zwierzenia, a potrzebował go bardzo.
— Ten proces, coście z Derławskim nabyli? — To nie spekulacja, to interes m urowany, złoty! Derławski by mnie przecie darmo nie na mawiał. Za miesiąc, za dwa, zarobimy na tem z pew nością kilkadziesiąt tysięcy, może i sto. I prezes i senator zaręczali mi, że w ygram y spra w ę . Mecenasowi trzeba będzie podforsować, ale to mała rzecz... co innego mam teraz na myśli.
— Cóż?— zapytała cicho żona.
— Słyszałaś zapewnie, że Chalkiewicz chce sprzedać swój majątek. Jak wiesz, bardzo mu teraz potrzeba pieniędzy.
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
— Zkądże mam w ied zićć o tóm? Nie znam go zupełnie.
—- Znasz go przecie. Z Leleń ców .
— Przejeżdżałam przez Leleńce, ale sły sza łam, że podobno stryj jego chce to nabyć.
— Gdzie tam! Mając kilkadziesiąt tysięcy, m o żna dw ukroć-sto-tysięczną fortunę nabyć z ła tw ością, a potem sprzed aw szy c z ę ś ć boru, (tam są pyszne bory, grunta żytnie ale i łąki, zabudo
w ania co się zowie), i do T o w a rzy stw a za lat parę przystąpić można. B yłb y to piękny dla nas interes.
— Zkąd w zią ść kilkudziesiąt tysięcy?
— W tern sęk właśnie. Ja całą sumkę moję i naszą zaangażow ałem w tym processie.
— Jakto? całą? Wspominałeś mi przecie, że dwadzieścia tysięcy pożyczyłeś hrabiemu?
— Cóż ci było o tem wspominać? Rozpoczę * łyby się zaraz delikatne, a tem bardziej dotkli w s z e ubolewania, z dodatkiem łez i utyskiwań na spekulacje nieszczęśliwe, na marnotrawstwo, niebywanie w domu i tam dalej. A przecież to nie ja — rzekł g ło śn ie j, wstając i pot z czoła ob- cierając— chciałem jechać do W arszawy. Mnie
44
bardzo dobrze było w Łasiskach. Pani to coś przywidziało się, najprędzej to, że radcostwo ba w ią w Warszawie. Dalejże i my za nimi. Ale ta chęć rywalizowania z ludźmi, o tyle od nas bogatszymi, to śmieszność! Oni p i e m s z e piętro i my p ie r w s z e , oni w ie c z o ry i my w ieczory, oni często w teatrze i my także. Możebyś i uczci w e g o Szyka nie była przyjęła tak chętnie, a przy najmniej targow ałabyś się z nim o płacę, g d y by nie to, że przedtem b y ł u nich nauczycielem.
— Z a w sz e ta sama śpiewka! Ile razy masz zmartwienie, karmisz mnie przywidzeniem, tylko w twojej głow ie urojonem. Pobyt w W arszaw ie dla Połci, dla Julka, co trzeba go było oddać do szkół, koniecznie jest potrzebny. Gdybyś, w y bacz, chciał się nieco um iarkować w manii spe kulacyjnej, dochód nasz z pew nościąby na ro czne utrzymanie w ystarczył. R adcostw o są bo gaci, my w iele nie mamy, ale przyzw oicie ż y ć możemy.
— Karmię cię przywidzeniem? Przypuśćmy n a w e t, że sobie czasem cóś u roję, ale ty masz przywidzeń dzień w dzień tysiące— i to najniepra
wdopodobniejszych. Przyjdę późno do domu,
Biblioteka Cyfrowa UJK
45
nuż plącz, szlochania, jęki: jakaś ryw a lk a, może gra w karty. W cóż ja gram? W komers gram— ale c z y się to grą n a z y w a ? Karmię cię p rzy w i dzeniami ? To w y tak nas nie raz nakarmicie, w y m ę c z y c ie , n ad ręczycie, że potem w szystko się gorzkiem zdaje w domu, gdzie zamiast w e - Solój tw arzy, spostrzega się k r z y w ą , grymaśną lub urażoną. Kobióta jest aniołem, ale dzień w dzień z nią żyjąc, n aw et anioł dokuczyć potrafi. I dziwić się tu, że czasem chętnie i do butelki i do kart zasiąść m o żn a : to jest do preferansa lub wista. Co tu robić w W arszaw ie? Tu fatalnie
nudno! Gdybyśmy mieli dzieci!
— Na w si nie raz ci się gorzćj nudziło, z w ła szcza też przy końcu. Powtarzałeś c z ę s t o , że p rzyzw yczajon y jesteś patrzćć na lu d z i, nie na M w etarze, d rzew a i chałupy — odparła cicho żona, której łzy m o w ę tłumiły.
— Przepraszam cię, kochanie — za w o łał mąż sk w a p liw ie, siadajac zn ów przy niój i biorąc ją za ręk ę.— Byłem może niedelikatny, ale to pier w sz y i ostatni raz się zdarzyło. Szczery jestem , jak w iesz i co tylko mam na sercu , natychmiast W ypowiedzieć muszę. Wszak mi w y b a c z a s z ?
*
46
Wierzaj, że potrzeba mi przebaczenia i pociechy, bo w głow ie się mi kotłuje. A zresztą kto się k o c h a , ten się k ł ó c i ; my nawet nie przem ów i liśmy się — dodał tkliwiej, całując ją w rękę. U czu w szy silnie, kochające ściśnienie, nie patrząc jój w oczy, prędko m ów ić zn ó w z a c z ą ł : — Na hónor co tu począć, co p ocząć? Chyba oszaleję!
— Z czem począć?
— Chcesz p raw d ę w ie d zie ć? [Oto koniecznie za trzy tygodnie trzeba mi przynajmniej cztćr- dziestu tysięcy złotych.
— Czterdziestu tysięcy? Na c o ?
— Trzeba nabyć od Chałkiewicza Leleńce, bo i mnie gwałtem trzeba niezależności. Nuż pro- cess przegram, bo w szystko m ożliwe na tym świecie. W prawdzie tu jest niepodobieństwo; musi się udać, radca zanadto szpakami karmio ny, żeby miał ręce maczać w niepewnej speku lacji. Przypuśćmy jedn ak, że przegram, nie mam już mojej własnój dzierżaw y, to b ęd ę za leżał wprost od w aszej łaski, a przecie ty sama legobyś nie chciała, Klociu! Przynajmniej cztór- dziestu tysięcy.
— Skądże w zią ść? O K arp atce, majątku
Biblioteka Cyfrowa UJK
dzieci i m ó w ić nie wolno. Moje , a raczćj nasze L a s is k a , w arte są dwakroć sto tysięcy tylko, chociaż dochodowe.
— W ięcej warte. Radca sam dalby dw akroć pięćdziesiąt.
— Na hypotece T o w a r z y s tw o , pięćdziesiąt tysięcy już zaciągniętego długu, w u jo w i winni śmy dwadzieścia tysięcy.
— Co m n ie , kochanie, do tw ojego majątku, on wiecznie będzie t w o im ! Mnie trzeba k a w a ł ka ziemi, tobyśmy prędzćj i hypotekę Lasisk oczyścili, bo przecie pracę moję nikomu innemu, tvlkobvm tobie poświęcił. Ja w tej bezczynności i zależności w ytrzy m a ć nie mogę. Tylko czter dzieści tysięcy!
— Ale skąd? Jakim sposobem ?
— Gdybyś wuja poprosiła. On ci nie odmówi! — Niepodobna. W interesie w łasn ym nie mo żemy.
— Jeżeli za trzy tygodnie nie b ęd ę miał trzydziestu pięciu tysięcy, jak moją żoną jesteś, jak B óg w niebie, chyba w łeb sobie strzelę! — za w o ła ł gw ałtow n ie Ufalski. O czy się mu za
48
czerwieniły, usta zadrżały i ż y ły nabrzmiały na czole.
— Na miłość B o ską , co m ów isz? — drżąc, jęknęła żona. — Na co ci tak koniecznie potrze ba pieniędzy?
— Muszę korzystać ze sposobności. Teraz, albo nigdy! Niezależność! niezależność!
— Mieczysławie! nie ufasz mi, to niedobrze! Musi b y ć jeszcze inny jaki powód. .
— A w ię c — szepnął mąż, ochłonąw szy i w a hając się c z y ma w y z n a ć , — kilka dni temu zaszedłem do hrabiego na preferansa. Grałem szczęśliwie, potem jakoś u tw o rzył się faraon. Piórw szy raz tej zimy byłem przy tak grubćj grze i piórw szy raz zagrałem w h a z a r d , myśląc, że jak zysk z preferansa przegram, wstan ę i pój dę do domu. Tymczasem.... jakoś się zabrnęło, zw ła szcza po kolacji i.... przegrałem....
Tu zastanowił się i po ch w ilo w ym przestanku dodał: — dziesięć tysięcy!
— Mój B oże! — szepnęła żona.
— Przegrałem do jenerała i przeprosiłem go, że nie mam tyle pieniędzy przy sobie. Hra bia zapłacił ża mnie, m ó w iąc: Polegam na tobie,
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
oddałbyś rai po jutrze, ale tych pieniędzy dopió- ro b ę d ę za d w a tygodnie potrzebował. B yłem dziś u niego, grzecznie prosząc, żeby rai termin jeszcze o tydzień przedłużył. Przystał na to, skrzyw ił się trocha i dodał:— Ale teraz polegam już z p e w n o ś cią , że dotrzymasz sło w a . Nie d o trzym ać niepodobna! Sama to w id zisz! Przysię gam ci, Klociu, na to, co najświętsze, na miłość naszą, że to ostatnia lek cja , ostatni raz w życiu dotknąłem się karty.
Daj B o ż e ! — szepnęła żona ze łzą w oku. Na cóż ci koniecznie czterdziestu tysięcy?
— K orzystając właśnie z bolesnego, bardzo bolesnego doświadczenia, w e z m ę się energi cznie do reformy. Z Chałkiewiczem muszę zro bić interes; a nie, to do Łasisk pojadę i W arsza w ę nie prędko zn ó w obaczę. Julka mżnaby oddać na pensję i ty w yjeżd ża j stąd, bo tu nas je szcze spotka nieszczęście.
— Dajesz mi słowo, że prócz tych nieszczę śliw ych dziesięciu tysięcy, reszta ci na nabycie potrzebna?
— Najświętsze słow o! odparł pew n ym głosem , chociaż oczy smutno patrzyły. —
cam pychę z serca — m ówił ż y w o dalój — po p ro szę W ładzia, w ie s z , księcia W ładysław a, z którym lak dobrze z a w s z e ż y łe m , żeby mi reszty summy d opożyczył.
— Skąd w z ią ś ć ? — głośno myślała żona. — Chyba może wuj p o życzy łb y mi dziesięć tysięcy na słowo, chód w ie m , że się gn iew ać będzie. Chyba znajdziesz kogo takiego, co....
— Ale znajdę! — z a w o łał mąż sk w a p liw ie .— Dziś je szcze pojadę do mecenasa. Jak mi za r ę c z y i sam się przek on am , że process nasz dobry, to mam takich s t u , nie j e d n e g o , co za prostem twojem zaręczeniem , za podpisem, bez obciążenia hypoteki, choćby dw adzieścia tysięcy pożyczą.
— Ach to najgorzej w d a w a ć się z lichwia rzami. Sam nie raz mówiłeś.
— Nie obaw iaj się tym r a z e m , mam Władzia na p o m o c, a bądź przekonana, żebym cię na podpis nie narażał, gdym nie był pewnym sw ego.
— Nuż proces przegrasz?
— W ię c mi Klocia już nie ufa? Możesz mnie w y b a w ić , przeciąć to pasmo złych m yśli, co
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
mnie otacza nie raz. Spokój, co nam teraz pierz cha czasami, zn ó w p o w ró c i, n azaw sze p o w ró c i — i w achasz się je sz c z e ?
— Oj M ieczysław ie! M ieczysław ie! Pamiętaj, żeb y to było poraź ostatni! K r z y w d a m oja, to nic, — ale k rz y w d y moich dzieci bym nie prze ż y ła ! — odparła żona, obejmując go za szyję.
IV.
„ P a n ie !„Liczyłem na niego, jak na czło w iek a honoru. Dałeś mi pan pięć terminów i na żaden nie sta w iłeś się na słowie. W praw dzie dług to karło wy; tern św iętszy w każdym razie, że ewikcja na dobrej w ierze się opiera. Pan grałeś w moim domu i ja za niego zapłaciłem , nie w ym agając piśmiennego zapewnienia. Dopóki mi samemu nie było potrzeba pieniędzy, dopóty panu c z e kałem ch ę tn ie , ale teraz usilnie pana proszę, żeb yś mi w przeciągu d w óch tygod ni, które panu do trzech przed łu żam , piętnaście tysięcy zapłacił, albo też natychmiast dał stosown e za pew nienie, jeśli pan sobie nie życ z y sz , ż e b ym w yło żo n y ch przezemnie pieniędzy za darowane
52
u w ażał. Za wielki to podarek! Chcę w ierzyć, że b y ś pan żadnego nie p rzyjął, tern bardziej w ię c przypominani i oczekuję odpowiedzi.
January Mruczek.
„Jaśnie W ielm ożn y Ł a s k a w y Dobrodzieju? „Donosząc JW. Panu Dobr. że jestem zdrów , Bogu dzięki przypominam isz powinieneś pan mieć w z g l ę d ó w na moje cierpliw ości w którem i grzeczność niezaprzeczone i rachunek na pań skim honoru gd y by m chciał, to żona pani Do- brodzika jakiej nie mam honorów znać naw et musziałaby zapłacić lub za rę czy ć moje długi jakich panu zaliczyłem ponieważ pan bardzo grzeczn y człow iek jest i my d a w n e znajome p rzykrość robić takowem u o ile możności nie mam ochotę przypominam aby my z naszemi d w a tysiące rubelków interes wkrótkim czasm załatw iły — inaczej sam pan sobie w in ę przy pisze jeszli na w ła ś c iw ę drogę po odbiór moich należnościów udać się koniecznie b ęd ę potrze
b n y czekam pana w tych dniach u sobie z won nym , uszanowaniem!
Najniższy przyjaciel i sługa bardzo uniżony, Adam Dzierlatka “
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
„Kochany Miecha!
„Miejże w zgląd , u lic h a , na moje p o ło ż e n ie ! Gdybym b y ł k a w a lerem , lub miał żonę bogatą jak tw o ja , tobym o tem zapomniał, ale ja prócz żony, mam jeszcze troje dzieci. Jako staremu to w a rz y s z o w i, p ożyczyłem ci bez rewersu pięd tysięcy. K w artał temu miałeś mi oddać, a do dziś dnia nie w id z ę listu ani pieniędzy. P o w ied z żonie, pokaż jej te kilka słó w , toć przecie za pła cić możecie. Zmiłuj się, niezaniedbuj. Drobiazg dla ciebie, dla mnie bardzo wiele znaczy. Zakli nam c ię , żeb yś tego listu na równi z poprze- dniemi nie u w a ż a ł, bo chyba w ym agasz, żebym od ciebie wekslu zażądał i sprzedał go ze stratą jakiemu żyd ow i. O dpisuj-że mi, całuję cię stary
w is u s ie !
o Twój Antoni
„Niedobry Mieczku! Gzy godzi się tak zosta w ia ć i opuszczać W eron ikę, szczerze i z bezin teresownością przyw iązałą do cie b ie ? G dyby je szcze ten zakłat uczuć naszych nie w y m a g a ł kosztów w ielkich, bo zdrow ie ma tak słabe, nieboraczek tobym pew no do ciebie nie
54
spondow ała. W y m ężczy zn y myślicie, że mv ud od w a s nie dumniejsze, a ja po sobie miarkuję, że nie praw da! Midziuś bardzo cierpiący, ząbek . mu drugi już w id a ć , ja w najgorszem położeniu t a k , że w czo ra j obiat od fracuza na kredyt mi przynieśli — a tu garderoba pomięszkanie, p rac zk a , d w ie słu ż ąc e , rachunki od krawca damskiego, od rękawicznika, od kupca, z restau- racyi procent Szm irgesow ej. Zmiłuj się, o d w iedź mnie albo przyślij ze sto rubli. Strzesz się Mie- czku , bo w p ad nę z Midziulkiem do W as i naro bię kszyku.
T w o ja do grobu cię kochająca. Weronika “
Prócz tych k o re sp o n d e n cyj, z których list Mruczka i Antoniego najbardziej go zm artwiły i zgn iew aly — aż je pomiął w ręku; Ufalski przeczytał je sz c z e rejestrzyk drobniejszych dłu- ż k ó w swoich w pularesie. Wstąpił po drodze na śniadanie do kupca, tam się rozpamiętywaniu finansowemu oddaw ał. Dzień b y ł mroźny, ale pogodny, nie w z ią ł w ię c dorożki i piechotą dą ży ł ku Lesznu. Przechodził przez Krakowskie Przedmieście, Senatorską, Miodową, Długą, była
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
to poraprzedobiadow a, o której, mimo zimy, m o żna spotkać mnóstwo pieszych w łó c z ę g ó w , w z a możne futra, lub skromniejsze paltony ubranych.
Na praw o i le w o witano się z nim bardzo li cznie.
— Bonjour mon cher ! Mon v ieu x , bonjour! Jak się ma książę i pan? Panu naszemu w s z e c h władnemu! Miechu, dzień dobry! Patrzaj, nasz Mieczuś! Panu Ufalskiemu Dobrodziejowi! i t. p.
Po niedbałych kiwnięciach głow y , lekkich u- chyleniach kapelusza, po sposobie ściśnięcia ręki i kilku w y r a z a c h , w przechodzie szepnię tych, w idać było najczęściej raczéj poufałość jak z a ży ło ść , o w o niby koleżeństwo, co przy butelce, przy zielonym stoliku i przy innych tym podobnych zebraniach , połączą ludzi rozmai tych stanów i usposobienia.
Ufalski, co z w y k le p ie rw s z y w itał; przyśpie szając dzisiaj kroku, kiwał tylko g ło w ą od nie chcenia , lub jak najprędzej z b y w a ł znajomych.
Raz na widok p o w o z u , gdzie się rozw alał modriiś z mocnym za ro ste m , cofnął się do bra
my i dopiero w kilka minut na ulicę wrócił. — Mój B o że ! — pomyślał z westchnieniem.
56
— Dawniej płatałem figle. D ziś, mając lat trzydzieści kilka, jakże zabrnąłem!
Częsty to w ykrzyknik zastanowienia u ludzi, co w ied zą o własnych w a d a c h , ale ich nie zna ją. B yłb y to sz cz ę śliw y objaw, g d y b y wiódł do leczenia się ze złego, a przynajmniej usiłowania kuracji. „Kto przyznaje się do winy, połow'ę jej zm azuje“ — powiada przysłowie. — W obliczu atoli ścisłej słu szn o ści, tyleż złego zrządza j a wny, co skryty win ow ajca.
Szczere przyznawanie się do w a d , nawet kiedy nie jest nawyknieniem bezczelnern lub z o bojętniałem, rzadko daje rękojmię p o p raw y lub ż a lu , a często b y w a tylko przestankiem, w y tchnieniem mimowolnem. Po zaczerpnięciu p o w ietrza, puszcza się w dalszą drogę z oczym a zawiązanem i jak przedtem. Obrachunek chwilo w y z samym sobą, także b y ć może tym tylko przestankiem, tym popasem, bez którego i dzi ko c w a łu jąc y rumak obejść się nie może.
L ud zie ż y w y c h nam iętności, ż y w e j w y o b r a źni, a malej ilości rozm ysłu, m iewają za w s z e w ra ż liw y umysł a nie raz i zdolny. O ileż szczęśliw szą od nich poziomsza zdolność, mniej
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
sza ż y w o ś ć czucia, a w iększa ilość rozmysłu! A o ileż w ygodniej t y m , co ich natura, okoli czności, w y c h o w a n ie , obdarzyły zdziebełkiem szanownego daru tow arzyskiego, zw an ego tam z d ro w y m rozsądkiem, ow dzie ładem, tutaj taktem.
Przypuśćmy trzech ludzi z tych trzech g a tunków! Niech każdy z nich puści się w ż y cie celem u życia, niech da popęd samym b łę dnym lub lekkim chęciom ustroju swego. Piór- w s z y najmniej będzie błądził lub najmnićj będzie chciał błądzić; dw aj drudzy nie tak gorączkow o, nie tak szczerze i okazale, ale za to w ytrw ałej ch w ytać będą nikłe przyjemności, zwodnicze uciechy i brudne zapomnienia hulackiego- szału. Zdanie ludzkie, pićrw szego b e z w a runkow ego potępi, drugim i w y b a c z y ć gotowe. Dla c z e g o ? Pierwszemu namiętność nie dozw ala u k r y w a ć się ; drudzy są oględniejsi i skrytsi.
M ie c z y s ła w Ufalski, nim się ożenił, na sporśj siedziąc d zierżaw ie, duszą i ciałem należał do hulackich zebrań, jakich w te d y niezaniedbywały pieniężniejsze koterje młodzieży, zw an e także modnemi lub pańskiemi. Fundusze jego nie o d pow iadały może wydatkom paniczów, z którymi