• Nie Znaleziono Wyników

Już widzę, jak niejeden z ludzi wy­

kształconych słysząc, tę zasadę, chmurzy czoło i oburza się na rzekomą surowość, nietolerancyę Kościoła katolickiego. Nawet nasz lud, tak bardzo wierzący, wychodzi nieraz z kazania z troską w sercu o los tych milionów i milionów prawosławnych, ewangelików, żydów, którym może nigdy nie będzie danem poznać prawdziwego Kościoła Chrystusowego. Więc oni wszyscy mają być potępieni? Czy ten artykuł wiary katolickiej nie jest rzeczywiście za twardy, a nawet niesprawiedliwy?

Nie — Bracia moi Ukochani, nauka katolicka w żadnej swej części nie jest okrutna. Trzeba ją tylko dobrze zrozumieć.

Okaże się wtedy, że jest ona najrozumniej­

sza i najbardziej pocieszająca i że niema na całym świecie stowarzyszenia religij­

nego, któreby tak było życzliwe i tak wy­

rozumiałe dla ludzi innej wiary, jak właśnie Kościół katolicki.

— 99 - r

Cóż więc oznacza ta zasada, że poza Kościołem katolickim niema zbawienia?

Innowiercy, aby zohydzić katolicyzm, głoszą nieraz, jakobyśmy przez to uczyli, że żaden ewangelik, żaden prawosławny, żaden żyd, żaden poganin nie dostanie się do nieba. Jest to prosta potwarz i oszczer­

stwo.

N i g d y K o ś c i ó ł o ż a d n y m z m a r ­ ł y m k a t o l i k u cz y n i e k a t o l i k u n i e o r z e k ł , ż e j e s t w p i e k l e .

Tem mniej utrzymuje, że wszyscy inno­

wiercy są i będą odrzuceni.

A Luter, czy jest potępiony? — zapy­

tał pewien protestant św. Franciszka Sale- zego. „Nie wiem", — odpowiedział święty.

Tylko o jednym Judaszu Kościół zwątpił.

Wystarczy otworzyć katechizm katolicki, aby się o prawdzie tego twierdzenia prze­

konać.

Jasno tam napisane, że do p i e ­ k ł a i d z i e t y l k o ten, k t o u m i e r a w g r z e c h u c i ę ż k i m c z y l i ś m i e r ­ t e l n y m .

Grzech ciężki jest zaś według tego samego katechizmu katolickiego tylko wtedy, gdy ktoś z całą świadomością przekracza przykazanie Boże lub kościelne w rzeczy ważnej. Trzech więc warunków potrzeba do istoty grzechu ciężkiego. Musi człowiek najpierw przykazania Boże poznać. Musi je przestąpić w rzeczy ważnej. Po

trze-— 1 0 0

-cie musi je przestąpić całkiem dobrowolnie czyli z zupełnem zgodzeniem się swojej woli. Odzie brak choćby jednego z tych trzech warunków, tam niema winy cięż­

kiej i za taki czyn nie może być wiecz­

nego potępienia z szatanami w piekle.

Prawidło to stosuje Kościół n a w s z e l ­ ki p r z y p a d e k , tak do katolików, ja k n i e k a t o l i k ó w .

Stąd znowu na szczegółowe pytanie, czy może być zbawionym, kto do Kościoła katolickiego nie należy, tensam katechizm katolicki, przeznaczony już dla dziatwy szkolnej, tylko jedną ma odpowiedź: że nie może być zbawionym innowierca, który do Kościoła katolickiego z własnej winy nie należy.

Ciężką zaś w tym wypadku winę za­

ciąga wobec Boga tylko ten innowierca, który wie, że jest wolą Bożą, żeby każdy człowiek pod utratą zbawienia został kato­

likiem, a także Kościół katolicki należycie poznał, a mimo to i jakby prawdzie na przekór wiary katolickiej nie przyjmuje.

Wola Boża, aby każdy człowiek nale­

żał do Kościoła katolickiego, jest wyraźna.

Zbawiciel założył bowiem tylko jeden Ko­

ściół na Piotrze, jako fundamencie widzial­

nym, i tylko ten jeden Kościół wskazał wszystkim ludziom, jako jedyną drogę zbawienia. Powiedział bowiem do ducho­

wnych jego przedstawicieli Chrystus: Kto

- 101 —

was słucha, mnie słucha, kto wami gardzi, mną gardzi. »Jeśliby kto Kościoła nie słu­

chał, niech będzie ja k o poganin i celnik*

(Mat. 18, 17). Na innem miejscu Pisma św.

czytamy, że »nie jest pod niebem inne imię dane ludziom , w którembyśmy m ieli być zba­

w ieni— jeno im ię Jezusówe«. (Dzieje Apost.

4, 12). A że Jezus aż do skończenia świata jest jedno z Kościołem katolickim, więc też nikt poza tym Kościołem szczęścia wie­

cznego nie znajdzie.

Taka jest też nauka Ojców. „Kto jest poza Kościołem, pisze św. Ireneusz, jest poza prawdą"1). Inny głosi : „Niech się nikt nie łu d zi: poza tym domem, to jest, poza Kościołem niema dla nikogo zbawienia"2).

Znane jest powiedzenie św. Cypriana:

„Nie m o że m ieć B o g a ojcem , kto K o ­ śc io ła nie m a za m atk ę“3). Wielkiej wagi są też słowa św. Augustyna do szyzmatyckich Donatystów: „Na nic się nie przyda wierzyć w Boga, czcić i opowiadać Boga, wyznawać Jego Syna, siedzącego na prawicy Ojca, jeśli się bluźni jego Kościo­

łowi.... Trzymajcie się tedy, najdrożsi, trzy­

majcie się wszyscy jednomyślnie Boga Ojca i Kościoła-matki“4). A kiedyindziej powiada ten Ojciec: „Poza Kościołem człowiek może

') Adv. haer. 4, 33, 7.

2) Origenes, In Jos. hom. 3, 5.

3) De unit. eccl. b.

4) ln Ps. 88 sermo 2, n. 14.

102

mieć wszystko, tylko zbawienia nie ma.

Może mieć sławę, może mieć sakrament, może śpiewać Alleluja, odpowiadać Amen, może mieć ewangelię, wierzyć w Ojca, Syna i Ducha św. i tę wiarę opowiadać — ale zbawienie znajdzie tylko w Kościele kato­

lickim1'1).

Sobór powszechny florencki powtórzył więc tylko dawną naukę Ojców i tak zwa­

nego Składu wiary św. Atanazego, kiedy orzekł, że „nikt, choćby największe czynił jałmużny i choćby za imię Chrystusa krew swoją przelał, nie może być zbawionym jeśli nie zostaje w jedności z Kościołem katolickim112).

K t o z a ś b e z w ł a s n e j c i ę ż k i e j w i n y n i e j e s t c z ł o n k i e m K o ś c io ła , k a t o l i c k i e g o , m o ż e b y ć z b a w i o ­ n y m , jeśli mianowicie w dobrej wierze reli- gię swoją niekatolicką uważa za prawdziwą, a w razie wątpliwości szczerze i usilnie szuka prawdy i chowa przykazania Boże. Taki inno­

wierca, choć się sam nazywa prawosławnym lub protestantem, w oczach Boga jest kato­

likiem, należy do duszy Kościoła rzymskie­

go, składającej się ze wszystkich sprawie­

dliwych na ziemi A j eśl i u m r z e w s t a- n i e ł a s k i p o ś w i ę c a j ą c e j , nie tylko może być zbawionym, ale i d z i e n a p

e->) Sermo ad Caesar, ecclesiae plebem, n. 6.

2) W Dekrecie dla Jakobitów.

103

w n e n a s z c z ę ś c i e z B o g i e m

w i e c z n i e .

Twierdzenie to nasze bynajmniej nie jest wymysłem nowszych teologów katoli­

ckich, ale znowu starodawną nauką Ojców, którzy zawsze zaliczali do katolików wszyst­

kich innowierców, uważających bez swojej winy społeczność heretycką za Kościół Chrystusowy, na wzór dziecka, wołającego

„mamo“ do płatnej sługi, niańki.

Takich nieurzędowych i rzekłbym za­

krytych katolików, bo niezapisanych w me­

trykach ziemskich, są miliony i miliony.

Prócz wspomnianych dorosłych, zostają­

cych w dobrej wierze i gotowych każdej chwili wstąpić do Kościoła rzymskiego, gdyby go tylko jako jedynie zbawczy po­

znali, należą tu wszystkie ważnie ochrzczo­

ne dzieci rodziców prawosławnych i pro­

testantów, zanim one przyjdą do rozumu i przez grzech stracą łaskę poświęcającą.

„O wielu zdaje się, powiada św. Augustyn, że są zewnątrz Kościoła, a oni są wewnątrz;

o innych zaś myślimy, że są wewnątrz, a oni są zewnątrz'1 (jak źli katolicy). Za niejakie objaśnienie słów św. Augustyna niech służy także świadectwo, jakie w całej pokorze wydał o sobie kardynał Newman, który z protestanta anglikańskiego został synem Kościoła rzymskiego. Kazał on na swym grobowcu umieścić napis: nunquam contra lucem peccavi. Znaczy to, że rozmyślnie nigdy

104

nie sprzeciwiał się poznanej prawdzie, a więc, że już jako protestant pragnieniem, duszą był katolikiem.

Prawdę więc, Najdrożsi moi, powiedzia­

łem utrzymując, że nauka katolicka, doty­

cząca zbawienia o s ó b innej wiary naskróś jest ludzka, najbardziej tolerantna.

Wprost za to okrutna jest w tym wzglę­

dzie nauka wielu twórców herezyi. Przy­

pomnę tylko, że umieszczają oni wszystkich papieży i biskupów i kapłanów katolickich na dnie piekła.

Z drugiej strony przyznajemy głośno, że Kościół katolicki, który nie kładzie granic miłosierdziu Bożemu wobec błą­

dzących, nie zna rzeczywiście tolerancyi, ustępstw, kompromisów wobec błędu, he­

rezyi.

Ale ta jego bezwzględność w obronie swych artykułów wiary i nietolerancya dla wszelakiego fałszu na żaden sposób nie może Kościołowi katolickiemu być poczy­

tana za ujmę i ślepy fanatyzm.

Rzecz łatwa do pojęcia, że pod grozą sądu skłonny jest do układów posiadacz nieprawnie nabytego majątku. Psycholo­

gicznie da się też należycie wytłumaczyć postąpienie owej niewiasty żydowskiej, która przed Salomonem gotowa była za­

dowolić się połową żywego dziecka, bo me miała macierzyńskiej ku niemu miło­

ści, wiedząc, że się jej wcale nie należy.

— 105 —

Nie dziwią mię wreszcie te wielkie ustęp­

stwa, jakie wielu profesorów teologii pro­

testanckiej i pastorów czyni duchowi cza­

su. Poświęcają bez żalu nawet jeden po drugim artykuł Składu apostolskiego, bo uważają je za wytwór czysto ludzki, a przy tern chcą zasłużyć na pochwałę, że Kościół ewangelicki idzie wciąż z postępem wie­

dzy, stoi na wysokości nauki.

Kościół katolicki jednak tą drogą iść nie może. Powód leży jak na dłoni. Nie stwo­

rzył on prawdy religijnej. Jest tylko jej od Boga postawionym nieomylnym stróżem, więc mu ani krzty uronić z niej nie wolno.

Słowem, jak żaden człowiek o zdrowyrq rozumie nie przystanie, że dwa jest tyle co siedm i że światłość księżyca jest równa światłu słońca, tak i Kościół katolicki nigdy nie przyzna, że błąd może doprowadzić do nieba taksamo, jak prawda.

Uznał słuszność tych wywodów lite­

rat protestancki, który niedawno temu w artykule: „Czy mamy iść do Rzymu?“

napisał te słowa: „Nie można się spodzie­

wać, aby ten dawny Kościół katolicki miał przyjść do protestanckiego. Więc nam trzeba pójść do Rzym u"1). Nieco zaś później d o d a ł: „Zrozumieli ludzie, że wszystko, co

') Zob. dziennik Middagsposten, wychodzący w Kopenhadze, z 19. kwietnia 1905.

106

się złego opowiada o Kościele rzymskim, jest poprostu kłamstwem1'1).

Odczuwam ja dobrze wszystkie tru­

dności, jakie niekatolicy mają w przyznaniu się do tego, źe są w błędzie. Stają im na drodze wspomnienia lat dziecinnych, związki rodzinne, miłość narodowa, obawa przed krytyką i utratą karyery. Każdy jednak, któremu zbawienie duszy miłe, musi mieć odwagę i siłę, wznieść się nad wszelkie uprzedzenia i względy ludzkie, a nawet nad możliwe szkody doczesne.

Ależ człowiek uczciwy i z charakte­

rem nie zmienia religii — słyszymy nieraz.

Tak, uczciwy człowiek nie zmienia religii prawdziwej na fałszywą. Rozum zaś każe czemprędzej zamienić błędną na prawdzi­

wą. Kapłanowi, który namawiał prote­

stanta, żeby przyjął katolicyzm, odrzekł ienże: chcę żyć i umierać w religii moich

■ojców. Na to kapłan: a ja chcę żyć i umie­

rać w religii moich dziadów i pradziadów.

Kiedy hrabia Fryderyk Stolberg został z protestanta katolikiem, pewien książę rzekł do niego opryskliwie: nie lubię tych, którzy zmieniają religię. 1 ja nie, odpo­

wiedział Stolberg. Gdyby moi pradziadowie nie byli zmienili religii katolickiej na pro­

testancką, to ja nie musiałbym dzisiaj po­

wracać do katolickiej, którą oni porzucili.

') W tymże dzienniku z dnia 24. kwietnia 1905.

- 107

-A już wprost śmieszne, niepojęte są takie zdani?, które się u nas czasem sły­

szy: „Nie porzucę wiary kalwińskiej, bo to najwiarygodniejszy dyplom starego szla- chectwa“. — Pan Bóg z pewnością takiego szlachectwa nie uzna.

Gdyby religia katolicka była jedynie prawdziwą, zarzucają innowiercy znowu, toby żaden katolik nigdy jej nie opuszczał.

A przecież trafiają się świeccy a nawet kapłani katoliccy, którzy zostają ewangeli­

kami lub prawosławnymi.

Tak, trafiają się świeccy i kapłani, którzy porzucają wiarę katolicką. Bolesne to bardzo — ale z drugiej strony stwier­

dzają nawet takie odstępstwa prawdziwość katolicyzmu. Dla zgniłego całkiem jabłka niemasz miejsca na zielonem drzewie kato­

licyzmu. Inaczej bowiem tych ludzi jak gniłkami nazwać nie można. Bo czy kto kiedy widział, żeby wiarę katolicką zdradzał:

duchowny, który mszę św. odprawiał nabo­

żnie, który odmawia pilnie brewiarz, siedzi chętnie w konfesyonale, wiedzie życie czyste ? Takiego odstępcy jeszcze nie było. Również żaden świecki jeszcze nie odpadł od wiary katolickiej dlatego, że po długich badaniach się przekonał, iż prawosławie lub protestan­

tyzm jestlepszem od katolicyzmu. Przeciwnie.

Doświadczenie stwierdza, że powodem opuszczania katolicyzmu jest prawie zawsze próżność, heca polityczna, chęć wolniejszego

108

życia i zrobienia łatwej karyery urzędni­

czej czy naukowej, a bardzo często i to, że w protestantyzmie można uzyskać roz­

wód z żoną, na co Kościół katolicki nie ze­

zwala. Przytoczę zresztą słowa, które nie­

dawno na zgromadzeniu innowierców wy­

powiedział protestant: „Nie- można tego zataić: dobrego katolika nie podobna na­

wrócić na protestantyzm."

Inaczej zaś rzecz się ma z tymi, któ­

rzy z prawosławia, z protestantyzmu prze­

szli na katolicyzm. Znajdujemy między nimi ludzi najszlachetniejszych wszystkich stanów: historyków, poetów, filozofów, głośnych pisarzy, przyrodników, malarzy, mężów stanu, uczonych teologów, kobiety, mężczyzn, których tylko najgłębsze prze­

konanie sprowadziło do Kościoła rzym­

skiego. Musieli oni nieraz dla tej zmiany wiary porzucić rodzinę, majątek, nawet kraj ojczysty i skazać się na dożywotne wygnanie. A wszyscy oni w zdrowiu i na łożu śmierci często powtarzali, że w kato­

licyzmie znaleźli pełne, czyste szczęście.

* *

*

Nawet przed poganami Kościół katolic­

ki nie zamyka nieba. Uczy bowiem, że Chrystus umarł za wszystkich bez wy­

jątku ludzi, że jest światłością, oświecającą każdego człowieka na świat przychodzą­

cego (św. Jan 1, 9), co znaczy, że Pan

- 109

Bóg także niewiernym daje potrzebne do zbawienia łaski.

W jaki jednak sposób poganie przy­

chodzą do znajomości choćby najniezbę­

dniejszych do zbawienia prawd religijnych, jest w bardzo wielu przypadkach najwięk­

szą tajemnicą. Święty Tomasz z Akwinu uczy, że gdyby poganin wychował się w lasach a czynił dobrze i unikał złego wedle głosu rozumu i sumienia, to Bóg na pewne wewnętrznem oświeceniem da mu poznać potrzebne prawdy wiary, albo pośle doń misyonarza, jak św. Piotra posłał do setnika Korneliusza. Św. Augustyn inną wymienia nadzwyczajną drogę zbawienia, t. j.: że takiemu człowiekowi Pan Bóg da na nauczyciela choćby anioła z nieba. Takt człowiek także należałby duszą do Kościoła katolickiego.

W każdym razie pewnikiem, że Bóg sprawiedliwy i miłosierny każdego czło­

wieka sądzić będzie wedle stopnia jego poznania religijnego, jakie miał i mógł mieć w warunkach, w których żył na ziemi, jakoteż wedle tego, czy był wiernym gło­

sowi sumienia i łaski Chrystusowej.

* *

*

Zostaje jeszcze do wyjaśnienia, jakie Kościół katolicki zajmuje stanowisko wo­

bec tych dorosłych chrześcijan, którzy kończą samobójstwem lub na łożu śmierci odtrącają rękę kapłana, niosącego im

roz 110 roz

-grzeszenie i wiatyk Pański. Czy są oni wszyscy straceni na wieki ?.

Otóż także o żadnym z tych ludzi Kościół nie orzekł, że jest potępiony.

W zeszłym wieku miał w Rzymie żyć jakiś kapłan wielkiej cnoty, uważany powszechnie za świętego. Pewnego razu przypadło mu przygotować na śmierć człowieka, skazane­

go przez sąd na stracenie. Trzy dni mozolił on się nad tym skazańcem. Modlił się, pościł, błagał, używał wszystkich środków, wska­

zanych przez religię, aby zbrodniarza przy- prowadzć do upamiętania. Wszystko było nadaremno. Jeszcze na miejscu stracenia zaklinał go, żeby nie umierał w niepokucie, Ale i teraz jeszcze został odtrącony. Wtedy rozżalony kapłan zawołał: „patrz ludu — umiera potępieniec!"

W 40 lat później rozpoczął się proces kanonizacyjny tego kapłana. Znaleziono ponoś cnoty heroiczne. Mówiono nawet o cudach. Do kanonizacyi jednak nie przyszło.

Przeszkodą miały być owe jego słowa po­

tępienia, wyrzeczone nad skazańcem.

Zdarzenie to opowiada poważny pisarz.

Nie znam imienia kapłana, o którym mówi. Nie wątpię też, że jeśli do jego kanonizacyi nie przyszło, to musiały być eszcze inne przeszkody. Ale to pewne, że jego sąd, którym uprzedził sąd Boży, nie­

zgodny był z nauką Kościoła. Choćby ktoś nawet przy spełnianiu zbrodni umierał w

na-— lll

szych oczach z bluźnierstwem na ustach, to jeszcze go nie wolno ogłosić potępieńcem.

Nikt bowiem z ludzi nie może wiedzieć na pewne, czy samobójca lub zbrodniarz odpy­

chający kapłana, jeszcze w ostatnim mo­

mencie, tknięty łaską Bożą, nie zaw oła:

Ojcze, zgrzeszyłem przeciw niebu i Tobie!

Miłuję Cię nadewszystko jako dobro nie­

skończone. Nie odrzucaj, ale przebacz nie­

szczęśliwemu !

I Bóg, który jest sprawiedliwością, ale i miłosierdziem, z pewnością nie pozostałby głuchym na takie wołanie.

Dlaczegóż tedy Kościół katolicki samo­

bójcom i tym, którzy nie chcą przyjąć ostatnich sakramentów świętych, ustawo­

dawstwem swojem odmawia pogrzebu chrze­

ścijańskiego? Czy taką praktyką nie zaprzecza czynem tego, co głosi słowy, i czy nie od­

sądza wszystkich tych nieszczęśliwych od zbawienia wiecznego ?

Bynajmniej. Przez tę odmowę Kościół stwierdza tylko publicznie, że ci grzesznicy bardzo źle postąpili, bo siebie na największe narazili niebezpieczeństwo, a może i na wieczną zgubę, a także dali ciężkie zgorszenie całej społeczności katolickiej. Zresztą, cofając się od ich trumny, Kościół zaznacza, że stosuje się tylko do ich ostatniej woli. „Nie chciałeś mię mieć przy swojem konaniu, mówi kościół, odepchnąłeś rękę mojego kapłana, który ci chciał zamknąć oczy do

- 112

-snu spokojnego, więc niechaj tak będzie.

Usuwam się. Ale prywatnie i tak modlić się za ciebie będę“.

Chyba to postąpienie znowu jest jedynie słusznem, rozumnem.

* *

*

A co będzie z moją dzieciną, która mi Dzieciumie- bez chrztu umarła, zapytała mię niedawno raj ‘ice bez z trwogą w sercu zbolała matka, co z nią chrztu-będzie? Ona nie należała nawet do duszy

Kościoła Chrystusowego, którą tworzą wszyscy wolni od grzechu ciężkiego. Czy więc poszła do piekła?

Wiem, że pytanie to dręczy nie tylko jedną matkę. Więc spieszę zaznaczyć, że i tutaj nauka katolicka nie jest okrutna, lecz pełna pocieszenia.

Pan Jezus orzekł, że kto się nie odrodzi z wody i z Ducha świętego, nie będzie zbawionym, ale nie powiedział, że każdy taki pójdzie na wieczne męki.

Kościół też nie określił, że te biedne dzieci będą dręczone razem z szatanami.

Męki piekła, wedle nauki największych dok­

torów, są przeznaczone dla tych, którzy Pana Boga obrazili ciężkimi grzechami oso­

bistymi czyli uczynkowymi i tych grzechów nie obżałowali. Dzieci zaś, zmarłe bez chrztu, żadnej swej władzy duszy nie użyły przeciw Bogu, żadnej nie popełniły osobistej nie­

prawości, więc też nie będą karane ani

cier-— 113

pieniami ciała ani udręczeniem ducha. Nie dojdą one jednak do szczęścia nadprzyro­

dzonego, które polega na oglądaniu Pana Boga twarzą w twarz, bo to szczęście jest nagrodą, skutkiem i ostatecznem rozwinię­

ciem łaski poświęcającej, z którą dusza schodzi ze świata. Tej łaski zaś te dzieci nigdy nie otrzymały, bo daje ją po raz pierwszy dopiero chrzest.

Utrata bezpośredniego oglądania Pana Boga i zjednoczenia się z Nim w Jego życiu i chwale jest z pewnością wielkiem nieszczęściem. Ale dzieci te o niej nic nie będą wiedziały. Bóg im bowiem tajemnic religii chrześcijańskiej i nadprzyrodzonego celu ludzkości i tych dóbr, któremi dzieli się w niebie z ochrzczonymi, nie objawił, ani dał odczuć. Temsamem ta utrata szczę­

ścia nadprzyrodzonego nie napełni ich serca smutkiem, boleścią.

Jest nawet nadzieja, że dzieciom tym przypadnie w udziale pewna suma szczęścia naturalnego, które wypłynie z tego, że będą Pana Boga i Jego doskonałości poznawały z rzeczy stworzonych, jak to rozumowi ludzkiemu właściwa, dalej, że będą Boga kochały z całego serca i nadewszystko, wie­

dząc, iż także Bóg je kocha miłością nie­

skończoną.

Szczęście to naturalne będzie jednak bardziej nikłe w porównaniu do wiecznych radości dzieci zmarłych w łasce poświęca­

114

jącej, niż nikłe jest i mdłe światło lampy w zestawieniu ze światłem południowego słońca.

Taka jest nauka wielkich teologów o losie wiecznym dzieci zmarłych bez chrztu świętego. Jak już powiedzieliśmy, wielka w niej mieści się pociecha dla rodziców, którym sumienie nic nie wyrzuca, jakoby dziecko z ich winy nie zostało ochrzczone.

N ie m o ż e z a ś t e g o u s p o k o j e n i a o d n i e ś ć d o s i e b i e o j c i e c , ma t k a , k t ó r z y l e k k o m y ś l n o ś c i ą l u b m o ż e n a w e t z b r o d n i ą s p r a w i l i , ż e i ch d z i e c i n a z m a r ł a w g r z e c h u p i e r ­ w o r o d n y m .

Takim rodzicom gotów Bóg w dzień sądu powiedzieć: wydarliście dziecku szczę­

ście nadprzyrodzone nieskończone, dacie w i ę c d u s z ę za d u s z ę !

* *

*

Zamykając ten rozdział, w którym przy­

pomnieliśmy naukę katolicką, dotyczącą, zbawienia prawosławnych, protestantów, ży­

dów i pogan, muszę jeszcze podnieść z ca­

łym naciskiem zasadę zresztą oczywistą, że nierównie prostszą, łatwiejszą i bezpiecz­

niejszą drogą, niż innowiercy, pozostający w dobrej wierze, zdąża do nieba katolik.

Każdy katolik zostaje bowiem pod ustawiczną opieką Kościoła. Z jego nauki dowiaduje się jasno i nieomylnie, jak postępować na­

- 115

-leży. W sakramentach św. ma nieprzebraną skarbnicę łask skutecznych do ostania się w dobrem. Bardzo zaś wielu tych łask brak niekatolikom.

* *

*

O, gdyby mi Bóg dał tę łaskę, powtórzę

O, gdyby mi Bóg dał tę łaskę, powtórzę

Powiązane dokumenty