O zawartości i opakowaniu
PREZENTACJE1 Wszystkie otwory okienne jednego z wieżowców powtarzały jeden obraz: symbol rozpoczynający ówczesny „Dziennik Telewizyjny”,
co dawało całości wyraźnie publicystyczny (polityczny) wymiar.
2 Zob. Dialog Loci. Sztuka w zagubionym miejscu, Berlin 2004, s. 72. W tym projekcie uczestniczył również Zbigniew Sejwa.
ogólnie sformułowanych wskazówek artystki) osoba całkowicie spoza tego projektu, bo z obsługi admi-nistracyjno-technicznej przedsięwzięcia. Dla autorki ważna była idea (poczucie niebezpieczeństwa, nieustannego zagrożenia), a opakowanie – w tym przypadku ostateczna ilość karteczek czy typ czcionki użyty do druku – pozostawało rzeczą nieistotną, praktycznie bez znaczenia.
Ale równie nierzadkie bywają sytuacje i przypadki całkowicie odwrotne, i to zarówno w sztuce, jak w życiu, gdy opakowanie staje się rzeczą nieprzy-padkową, a wręcz istotną: ambalażem3, nacecho-wanym wieloma istotnymi znaczeniami, pełniącym więc funkcje odmieniania albo kamuflowania znaczeń rzeczy i spraw w takim opakowaniu zawartych.
W przypadku opowiedzianych wyżej projektów, ambalaż jest niemal identyczny – to obraz budynku, domu, a właściwie jego frontonu czy fasady, utrwalony okiem kamery, skrywający za sobą przeko-nania, prawdy czy tezy (jednym słowem: tajemnice), do jakich autor dociera, by przeprowadzić swoistą ich wiwisekcję.
Tak, ambalaż jest jednym z istotnych kluczy do twórczości Zbigniewa Sejwy. Raz jest to rodzinna walizka, kryjąca pamięć dzieciństwa i przeszłości (cykl Okruchy pamięci, 1994), innym razem słój z formaliną utrwalający „na zawsze” wizerunki bliskich i serdecznych osób (projekt artystyczny Relikwiarz, 1998), czasem kartonowa forma, będąca zarysem ludzkiej sylwetki, uniwersalizująca doświad-czenia jednego pokolenia i jednocześnie chroniąca pojedynczość – osobność każdej z tych „pałub”
(Homoclonus/Homunkulus, 2000) albo różnorodna forma (obraz) drzwi, tkwiących samotnie wśród ruin i metaforycznie zamykających przestrzeń rozpoście-rającą się za nimi; przestrzeń nieujarzmioną i zdaje się
– bezkresną, w której może tkwi jakiś odcisk, niemy ślad przeszłego życia: głosów, ludzi, wydarzeń, czułości (Dialog Loci, 2004)… Swoistym ambalażem są też wizerunki standardowych „zrzutów” aktyw-nych ekranów komputerowych z projektu Screen-photography (2006). To dziwny ambalaż, dwu-warstwowy. Pierwszą stanowią ekrany, a kolejną – ikony, całkowicie nieraz wypełniające przestrzeń ekranu. To rodzaj podwójnej gardy osłaniającej prawdę o użytkowniku. To, co najważniejsze, jest niewidoczne (zakamuflowane), pozostaje dostępne jedynie poznaniu emocjonalnemu: domysłowi i czuciu.
Aktualnie przedstawiana realizacja projektu Open Mouth w sposób przemyślny demonstruje funkcje ambalażu/kamuflażu w sztuce: zasłonięta (opakowana w sensie dosłownym) zostaje cała przestrzeń wystawiennicza, a wewnątrz czekają nas serie tytułowych „otwartych ust”. Są to dziesiątki obrazów przedstawiających twarze albo tylko frag-menty twarzy, które układają się w skonwencjonali-zowany do granic plastycznego znaku emblemat cielesnej rozkoszy. Jedno z najintymniejszych, skry-wanych wręcz, i całkowicie indywidualnych przeżyć, zyskuje w wydaniu Open Mouth Zbigniewa Sejwy walor kolejnego opakowania, a sam znak wyrażania rozkoszy (otwarte usta) jest w takim ujęciu ambalażem czułości.
Domysły prowadzą w głąb, przy czym posu-wamy się wyraźnie z wolą autora, który podpowiada i zachęca do piętrowego odczytywania poetyki ambalażu i poprzez niego stawiania ogólnych pytań o SZTUKĘ. – Czy nie jest ona, z jej rozmaitymi sposobami, technikami czy nawet trikami, swoistym ambalażem, a więc ukrywaniem lub kamuflowaniem wartości istotnych…?
Gorzów Wlkp., 12 stycznia 2010
3 Por. M. Kozłowska, Ambalaże Tadeusza Kantora, [w:] Kłamstwo w literaturze, pod red. Z. Wójcickiej i P. Urbańskiego, Kielce 1996, s. 252–261.
Dialog Loci, międzynarodowy projekt artystyczny, Kostrzyn n/O, 2004
Open mouth, Galeria BWA, Zielona Góra, 2010
Homo clonus, 2000
PALIMPSEST
Imieniny matki zastały mnie na wyspie Patmos
mam wiele czasu więc tu
napiszę apokalipsę o smokach i jaszczurach moi strażnicy już dzisiaj cieszą się
sławą która spłynie na nich to oni rozsławią me dzieło
to o nich będą mówić „uczniowie Jana”
tymczasem po powrocie z wart chwalą się w papiliach:
„widziałem jak Jan płacze w celi”
udaję ślepca – nie dam poganom satysfakcji nie powiedzą: „rozmawiałem z widzącym”
wystarczy, że mogą popatrzeć to i tak nazbyt wiele dla sług pustyni krążących wokół mnie jak demony
chcą słów proroka; bestia wielka nierządnica i smok starodawny pożrą rodzącego słowa
Babilon lęka się słów jego trąby więc po siedmiokroć ogłaszają wyrok na widzącego – śmierć jego słowom kapłani Olimpu dzieci Hellady
kapłani Panteonu synowie Rzymu mędrcy z zigguratów przyjaciele bóstw wdychają zapach ciepłej krwi ofiar i łakną
„żądamy krwi widzącego z Patmos” – piszą chcą przeczytać meldunek: „nie ma już Jana”
chcą przeczytać: „wasi bogowie są bezpieczni”
ale śmierć nie dotyczy apokalipsy, która nadchodzi nieuchronnie pewnym krokiem jak centurie bordowych legionistów
która nadchodzi jak siedmiu jeźdźców
Marek Grewling
w moim mózgu pękają pieczęcie jedna po drugiej siedem pieczęci
trzask wolności
trzask rozbitych posągów i nie ma już bogów na Olimpie wietrznie między kolumnami przeciągi i pustka
Panteon dawno opuszczony – zostali tylko kapłani pokraczne bękarty kłamstwa gdy jadłem książeczkę proroctw
caligae strażników skrzypiały miażdżąc drobiny piasku czułem słodycz w ustach
i ogień w trzewiach – tak miało być księga prawdy zamieszkała w proroku a jezioro siarki i ognia pochłonęło
mieszkańców zigguratów Olimpu i Panteonu a radości mojej nie było końca
w dniu imienin mojej matki bądź pozdrowiona matko któraś porodziła proroka Jana strażnik zatrzymał się przed moją celą słyszę jego głos: „Jan się śmieje, Jan oszalał”
apokalipsa nadeszła
a szaty męczenników stały się białe nie pochylę się nad losem paradygmatu jego upadek jest wielki
Marek Grewling
Otacza mnie różnorodność. Siedemnastu mło-dych twórców – studentów i absolwentów Instytutu Sztuki i Kultury Plastycznej Wydziału Artystycznego UZ – bierze udział w pokazie Co za nami i przed nami…
To nie jest wystawa tematyczna, pomimo nada-nego jej tytułu. Odsyła ona do pewnych uniwersal-nych doświadczeń wynikających z upływu czasu.
Tytuł ujawnia potrzebę dążenia do symbolicznego uwspólnienia indywidualnych działań oraz odkryć krążących wokół twórczości i sztuki. To niewypowie-dziane TERAZ.
Ta prezentacja młodych twórców dostarcza potrzebnej przede wszystkim im orientacji i rozezna-nia na temat ich samych. Pozwala im na luksus znalezienia się w słusznym dystansie, dzięki któremu mogą ostatecznie zbliżyć się do siebie, do własnych wyobrażeń o sobie. Ta wystawa pokazuje nam coś więcej niż zestaw udanych realizacji. Granica między zjawiskiem a poprawnie wykonanym zadaniem bywa trudna do wychwycenia. Jaka jest różnica między odkryciem a znaleziskiem?
Oglądam prace. Powody ich powstania wykraczają poza fakt tego pokazu; należy ich szukać w
autor-skich programach konkretnych pracowni konkretnych artystów: M. Gryski, H. Kardasz, A. Lewickiej, P. Komorowskiej-Birger, R. Woźniaka, Z. Polusa, J. Dzięcielewskiego, P. Czecha, R. Czarkowskiego.
Rzecz w tym, iż poprowadzenie studenta jeszcze dalej wzmacnia pozytywne jakości istotne dla rozwoju i świadomej oceny każdego z nich. Jedną z ważniej-szych domen twórczości wydaje się być samodziel-ność, a obok niej autonomia samego autora. Nie ma dwóch reagujących tak samo wyobraźni. Poszuki-wanie wyglądu w praktyce oznacza odrzucanie wielu pokus, zaostrzenie dyscypliny, unikanie wtórności i naśladownictwa. Siłą obrazu staje się klarowność i autentyczność. O taką niepowtarzalność warto dbać.
Wystawa taka jak ta wymaga rozmysłu aranżacyjnego. To ważne, aby nie bagatelizować siły kontekstu. Decyzje, aby osłabić lub wzmocnić wza-jemne relacje między pracami poszczególnych autorów, by znaleźć dla każdej/każdego korzystne sąsiedztwo, spadły na kuratorki (Gryska, Kardasz).
Pokaz ten dostarcza wielu impulsów estetycznych jednocześnie. Odbiorca może odczuwać natłok wrażeń wizualnych, jednak potrzeba porządkowania Agnieszka Graczew-Czarkowska