• Nie Znaleziono Wyników

RATUJMY GINĄCE ZABYTKI PRZESZŁOŚCI M

W o jn a z całą swą grozą i p o tw o rn o ścią , n iepew ność ju t r a i tra g iz m p rz e ż y w a n y c h c h w il, z e p c h n ę ły na d alszy p la n tro skę o los z a b y tk ó w przeszłości. Ten i ów — nie bez słuszności — w y r z e k ł; „N ie czas ża ło ­ w a ć róż, g d y la s y p ło n ą !“ Zresztą p r z y n a j­

le p szych n a w e t chęciach s k rę p o w a n i p rz e ­ mocą w ro g a , ra ż e n i ra z w raz żelazną p ię ­ ścią w m ó zg i i serca, b y liś m y b e zsiln i. K a ż ­ d y w y s iłe k b y ł u d a re m n io n y , każda n aw et w m a ły m zakresie zapoczątkow ana a k c ja w z a ro d k u tłu m io n a .

Od d w u la t s y tu a c ja u le g ła zasadniczej zm ianie. N a je ź d ź c a o p u ś c ił ziem ie p o lskie , ż y c ie z w o ln a w ra c a do n o rm a ln e g o biegu.

jK ie d y ś w ia t w ch o d zi1 na d rogę postępu s p o k o jn e g o — m ó w i M ic k ie w ic z — sztuka z a k w ita i u p ię ksza ży c ie lu d z k ie !“ M ożem y sw obodnie p ra cow a ć, m ożem y ro z e jrz e ć się w stratach, k tó r e w o jn a w y r z ą d z iła na­

szej k u ltu r z e i sztuce. ;Są one n ie p ra w d o ­ podobnie w ie lk ie ! iW y s ta rc z y w y m ie n ić samą t y lk o W arszaw ę, w y s ta rc z y w spom ­ n ie ć o s p a lo n ych i z d e m o lo w a n ych ko ścio ­ ła ch , zam kach i z a b y tk o w y c h d w o ra ch , o z ra b o w a n y c h d zie łach s z tu k i, w y w ie z io ­ n y c h b ib lio te k a c h , z a re k w iro w a n y c h d zw o ­ nach. Zniszczone przez w o jn ę z a b y tk i w te ­ re n ie p rz e p a d ły b e z p o w ro tn ie , w y w ie z io ­ ne d zie ła s z tu k i i b ib lio te k i częściowo r e ­ w in d y k o w a n o , reszta u le g ła rozp ro szen iu . P ow ołane do ż y c ia na w io sn ę 1945 y W o je w ó d z k ie W y d z ia ły K u l t u r y i S z tu k i z k o n s e rw a to ra m i z a b y tk ó w na czele i p o d ­ le g łe im iP bw iatow e R e fe ra ty K u ltu r y i S z tu k i ro z p o c z ę ły e n e rg iczn ą a k c ję ra ­ tu n k o w ą . C h o d z iło w p ie rw s z y m rzędzie o zabezpieczeńie tego co pozostało i u c h ro ­ n ie n ie od dalszego zniszczenia. A k c ja ta przede w s z y s tk im o b ję ła sp arcelo w a n e za­

b y tk o w e d w o r y w ra z ze z n a jd u ją c y m i się w n ic h d z ie ła m i s z tu k i i b ib lio te k a m i. N ie ­ s te ty t y lk o nieznaczną część z a b y tk ó w zdo­

ła n o u ra to w a ć .

Z żalem w y z n a ć trze ba , że w ię k s z ą część w in y ponosi w ty m w y p a d k u w ła sn e nasze społeczeństw o, prze z b r a k u ś w ia d o ­ m ie n ia , b r a k d o b re j w o li i b r a k poszano­

w a n ia c u d z e j w łasności. W s k u te k m yln e g o b o w ie m m niem ania, że sp arcelow ane d w o ­ r y po u stą p ie n iu ic h d o ty c h cza so w ych w ła ­ ś c ic ie li są „ n ic z y je “ i k a ż d y k to zechce może z n ich b ra ć co m u się spodoba, p rz e ­ padła, m im o n a ty c h m ia s to w e j a k c ji ra tu n ­ k o w e j ze s tro n y W y d z ia łó w K u ltu r y i (Sztuki, znaczna część z a b y tk o w y c h p rz e d ­ m io tó w , zniszczała n ie je d n a b ib lio te k a , W s k u te k tego zw ózka z a b y tk o w y c h ru c h o ­ mości pochodzących z d a w n y c h d w o ró w — zarządzona w ce lu u c h ro n ie n ia ty c h ż e od zniszczenia — W yd a ła m nie jsze , n iż b y się spodziew ać m ożną b y ło re z u lta ty .

N ie le p ie j p rz e d s ta w ia się s p ra w a z sa­

m y m i z a b y tk o w y m i d w o ra m i, z k tó r y c h n ie je d e n bez w ie d z y i a p ro b a ty k o n s e rw a ­ to ra sa m o w olnie p rze b u d o w a n o , m o d e rn i­

z u ją c w n ę trz e i niszcząc w ażne szczegóły a rchitektoniczne., N a p o d sta w ie ro z p o rz ą ­ dzenia Prez. R P, z dn, 6 m a rca 192$ o o p ie ­ ce nad z a b y tk a m i (IDz. U. R. IP, n r 29, poz, 2l6i5), K o n s e rw a to r w U rzędzie W o je w ó d z ­ k im p o w o ła n y je s t do w y k o n y w a n ia o p ie k i nad z a b y tk a m i i zarzą dze n ia je g o muszą b y ć re spektow ane.

M im o to, ja k ż e często się zdarza, że ten i ów d o m o ro s ły „z n a w c a s z tu k i“ , n ie za­

się g ną w szy o p in ii k o n s e rw a to ra , w y ja ś n ia w s z y s tk im d oko ła , że d a n y o b ie k t a rc h i­

te k to n ic z n y nie je s t z a b y tk ie m , że to „s ta ­ ra b u d a “ , ze „ta m n ic n ie m a !“ a w reszcie, że szkoda „e le g a n c k ie g o p la c u p o d ta k ą ru d e r ę !“ w obec tego „ n a jle p ie j w s z y s tk o z b u rz y ć !“ i... d e c y z ja za pa d ła ! O statnie a r ­ g u m e n ty w s z y s tk im , n a w e t ty m , k tó r z y m n ie j o r ie n tu ją się „ w sztuce i z a b y tk a c h ” bardzo p rz e m a w ia ją do p rz e k o n a n ia !

A je d n a k ja k ż e często ta „b u d a “ cz>

„ r u d e r a “ je s t n a p ra w d ę w a rto ś c io w y m za­

b y tk ie m a rc h ite k to n ic z n y m ! Bo d la dom o­

rosłego „z n a w c y “ rz u t p o z o rn y , s tro na techniczna, e le m e n ty s ty lo w e , p ro p o rc je , d e ta le a rc h ite k to n ic z n e ja k p o rta le , o b ra ­ m ie n ia o k ie n it p . to w s z y s tk o „ n ic ! “ G d y b y n a to m ia st b y ło tam k ilk a o h y d n y c h w it r a ­ ży, ja k ie ś k o lu m n y z fa łs z y w y c h m a rm u ­ ró w , czy b e zw a rto ścio w e , n ie w ia d o m o po

146

Co is tn ie ją c e s tiu k i i tandetne „o z d o b y “ ,

tego, co w in n o stan o w ić naszą ch lu bę , co je s t ozdobą naszego ja k ż e ż b ardzo przez w o jn ę spustoszonego' k r a ju ! P rz e k li­

n a m y d z is ia j ty c h , z k tó r y c h w i­

n y lu b źle z ro z u m ia n e j oszczędności p rz e p a d ła ta k w ie lk a ilość ce n n ych z a b y t­

k ó w K ra k o w a , W a rs z a w y i in n y c h m iast P o ls k i. „D z is ie js z e p o k o le n ie — pisze Jan W ik to r —i o g a rn ą ł is tn y szał niszczenia, dzisiejsze p o k o le n ie w z ię ło na siebie n ie ­ z b y t zaszczytną ro lę b u rz e n ia w s z y s tk ie ­ go, co nosi cechę p ra w d z iw ie a rty s ty c z n ą .“

D zieła s z tu k i posiadające tr w a łą w a r ­ tość n'e m ogą podlegać c h w ilo w y m u p o d o ­ baniom , k a p ry s o m m ody. R e w o lu c ja fr a n ­ cu ska zn is z c z y ła g o ty k . J a k u b Rousseau o p o rta la c h k a te d r g o ty c k ic h — p o d z iw ia n y c h d z is ia j prze z c a ły ś w ia t k u lt u r a ln y — w y ­ r a z ił się, że „ is tn ie ją k u w s ty d o w i ty c h , k tó ­ r z y je z b u d o w a li“ ! ’W ie k X IX z n is z c z y ł n ie ­ p rz e lic z o n ą ilość z a b y tk ó w ś re d n io w ie c z ­ n y c h i p ó ź n ie js z y c h , w ie k X X z za cie kłością niszczy b a ro k i w s z y s tk o co się da, n ie w y ­ łą c z a ją c z a b y tk ó w z p ie rw s z e j p o ło w y X IX w .

Nie z a p o m in a jm y o ty m , że obecna epoka, w k tó r e j ż y je m y , bez w z g lę d u na to ja k ie będą r e z u lta ty j e j p ra c y i w y s ił­

k ó w , n e będzie n ic z y m w ię c e j, jć ik ty lk o je d n y m o g n iw e m w ła ń c u c h u naszego d zie ­ jo w e g o ro z w o ju . K a żd a epoka m a s w ó j od­

rę b n y w y ra z , c h a ra k te r, s ty l. J a k w a rs tw y geologiczne n a ra s ta ją je d n a na d ru g ą i żad­

n e j z n ich w o g ó ln y m p rz e g lą d z ie d z ie jó w n ie m oże b ra k o w a ć ! (P a m ię tajm y o ty m m V lu d z ie dz s ie js i, że za zniszczenie d z ie ł sztu­

k i i naszych z a b y tk ó w p rzeszłości je steśm y o d p o w ie d z ia ln i w obec p rz y s z ły c h p o k o le ń .

S ły s z y się n ie ra z 1—1 g d y m o w a o ra to ­ w a n iu naszego d o ro b k u k u ltu ra ln e g o , sło­

w a z d z iw ie n ia a n a w e t o b u rze n ia, że „na ta k b ła h e cele w y rz u c a się ta k znaczne su m y “ i to w cię żkich , p o w o je n n y c h cza­

sach, k ie d y .są in n e w a ż n ie js z e p o trz e b y ! P ra w d a , czasy są cię żkie i w y m a g a ją w ie l­

k ic h w y s iłk ó w tw ó rc z y c h , oraz d u ż y c h w k ła d ó w p ie n ię ż n y c h w ka ż d e j d zie d zin ie ż y c a społecznego, lecz niepodobna je d n y c h p o trz e b za spa ka ja ć kosztem d ru g ic h , je ś li życie m a się r o z w ija ć ró w n o m ie rn ie . Z d r u g ie j zaś s tro n y w d a w n y c h tzn. p rz e d ­

148

w o je n n y c h czasach, słyszało się te same słow a zgorszenia, m ó w io n o d osłow n ie to samo o „b ła h y c h celach“ , „c ię ż k ic h cza­

sach“ o „w a ż n ie js z y c h p o trze b ach “ itd . Po też bez p rze sa d y p o w ie d zie ć można, że w p ro c h ro z s y p a ły b y się w s z y s tk ie n a ­ sze z a b y tk i s ztu ki, g d y b y się czekać ch cia ­ ło, aż ró ż n i m a lk o n te n c i o rze kną , że ta k dobrze w Polsce, iż czas nadszedł pom yśleć o ra to w a n iu g in ą c y c h d z ie ł s z tu k i i in n y c h p otrz e b a c h k u ltu r a ln y c h .

M y lą się b ardzo ci, k tó r z y tw ie rd z ą , że „s z tu k a je s t t y lk o d la znaw ców , bo ogół n a ty c h rzeczach się n ie ro z u m ie “ . W rę c z p rz e c iw n ie , „z n a w c y “ w z g lę d n ie fa c h o w i h is to r y c y s z tu k i na to są, b y c h ro n ić j e j d z ie ła p rze d n iebezpieczeństw em gro żą ­ c y m że s tro n y ty c h , d la k tó r y c h je s t „ n ie ­ p o trz e b n a !“

S ztuką, k tó r ą iS ło w a cki n a z y w a „ n a r o ­ d ó w z b a w ie ie lk ą “ , o k t ó r e j -M ickiew icz w W y k ła d a c h o L ite ra tu rz e S ło w ia ń s k ie j m ó ­ w i, że „n ie zaginie n ig d y , g d y ż je s t je d n y m z w ę z łó w łą czących c z ło w ie k a ze św iatem n ie w id z ia ln y m “ , n g d y nie is tn ia ła i n ie is tn ie je d la w y b ra n y c h , lecz je s t w ła s n o ­ ścią w s z y s tk ic h i d la w s z y s tk ic h je s t do­

stępną!

S ztuka to nie lu ksu s, to nie ja k iś „rę c z ­ nie m a lo w a n y “ bohom az z z ło c o n y c h r a ­ m ach, n a b y ty za znaczne su m y prze z boga­

tego snoba, c z y s p e k u la n ta w o je n n e g o , k t ó r y nie w iedząc co z ro b ić z pie nię d zm i

„ u lo k o w a ł je “ w obrazach n a b y ty c h u j a ­ kiegoś w y d rw ig ro s z a ! S ztuka b y ła i je s t p o trz e b n ą d uszy lu d z k ie j, w y ra z e m te j d u szy i je d n y m z j e j n a jp ię k n ie js z y c h k w ia tó w .

M a ło k to z d a je sobie z tego spraw ę, że u nas w Polsce (niezależnie od zniszcze­

n ia w o je n n e g o ) s e tk i — a może tysią ce — z a b y tk ó w s z tu k i ro k ro c z n ie n iszcze je w te ­ re n ie z p o w o d u n ie d b a ls tw a naszego spo­

łeczeństw a, nieśw iadom ości i t e j ja k ie jś n ie z ro z u m ia łe j p o g a rd y z ja k ą ogół odnosi się do s ta ry c h „ g r a tó w “ , „r u p ie c i“

i- „b o h o m a z ó w “ , a przecież w ś ró d ty c h sta­

r y c h „ g r a tó w 1, ja k ż e często z n a jd u ją się cenne o b ra z y , rze źb y, z a b y tk i p rz e m y s łu a rty s ty c z n e g o , stare k s ią ż k i o p ra w n e w skó rę lu b w y tła c z a n y p e rg a m in !

Ja k często na za g raco n ym s try c h u , w p ro c h u i p y le , n ie rz a d k o pod b e lk a m i w ią ­ zania dachow ego, z n a jd u ją schronienie rz e ź b y g o ty c k ie z e p o k i Stwosza lu b d u ­ żo w cześniejsze z X I V i X V w . G o rz e j je ­ szcze je s t w ów czas g d y cenne te d zie ła j a ­ k o „n ie p o trz e b n e g r a ty “ u le g a ją spaleniu'.

Przed w o jn ą za panow ała m oda u suw a ­ n ia z k o ś c io łó w s ta ry c h , b a ro k o w y c h rzeźb na miejscei k tó r y c h w p ra w ia n o now e, sprow adzane z T y ro lu , banalne, bez­

duszne, tandetne, ja s k ra w o pom alow ane i suto w yzło co n e . O bok p ro d u k tó w t y r o l ­ sk ic h istn ą p la g ę naszych k o ś c io łó w w ie j­

s k ic h i k a p lic z e k p rz y d ro ż n y c h są n o w o ­ czesne, gipsow e f ig u r y ś w ię ty c h , szablo­

now e, a r t y s t y c z n i i este tyczn ie b e z w a rto ­ ściow e, w y ra b ia n e se tka m i i tysią ca m i w e ­ d łu g je d n e g o w z o ru . B analność i szablon oto d w ie z m o ry w spółczesnego ż y c ia ! F i­

g u r y te, to n a jw ię k s i w ro g o w ie naszej sztu­

k i k o ś c ie ln e j a ta k ż e n ow ocze sn ej i d a w ­ n ie js z e j r e lig ijn e j sz tu k i lu d o w e j!.

D zie w czę ta noszące na p ro c e ji z a b y t­

k o w y fe re tro n z p ię k n y m i o b ra za m i z X V II lu b X V I I I w . w s ty d z ą się go, że ta k i s ta ry i „n ie m o d n y “ , m arzą o s p ra w ie n iu innego, now ego, ta k ie g o j a k i u fu n d o w a ły ich k o le ­ ż a n k i z g ipsow ą fig u r ą Serca P. Jezusa lu b M a tk i B o s k ie j z Lourdes. W in n y m znow u w y p a d k u p obożny p a ra fia n in za kup i ja ­ k iś ja r m a r c z n y o le o d ru k w z ło co n ych r a ­ m ach i n a ta rc z y w ie dom aga się od swego proboszcza b y u m ie ścił go w o łta rz u a usu­

n ą ł s ta r y obraz.

IN ie łe p ie j s!ę d z ie je z d a w n y m i fig u r a m i p rz y d ro ż n y m i! Z n ik a ją rodzim e, sm utne zadum ane w y o b ra ż e n ia C h rystu sa F ra so ­ b liw e g o i P. Jezusa N azareńskiego, z n ik a bolesna, o g o ty c k :e tr a d y c je o p a rta „P ie ta ze z w ło k a m i m a rtw e g o C h ry s ty s a na k o la ­ nach 1 n ie z b y t p o p ra w n e w fo rm ie , lecz ja k ż e ż d ra m a ty c z n e i p ełn e e k s p re s ji

„ U p a d k i P. Jezusa“ .

Nie m n ie jsze n ie bezpieczeństw o za gra ­ ża- z a b y tk o w y m k a p lic z k o m p rz y d ro ż n y m , k tó r e n iszcze ją co ro k u od śniegów , w i­

c h ró w i deszczów ! C o ra z rz a d z ie j n a p ra w ia się starą k a p lic z k ę , najczęśc e j w m iejsce d a w n e j w z n o s i się now ą, k tó r a ra n i oczy tw a rd o ś c ią k o n tu ró w , b ru ta ln ą c z e rw ie n ią

ce g ły, g ła dko ścią ty n k ó w i n ie k s z ta łtn y m dachem o b ity m b la ch ą c y n k o w ą . Z im na

>i s z ty w n a ,pozbaw iona ja k ie jk o lw ie k w a r ­ tości a rty s ty c z n e j czy e s te ty c z n e j, je s t ż y ­ w y m o d b ic e m d uszy w spółczesnego c z ło ­ w ie k a , k tó re g o nie stać na „n ie p o trz e b n e za c h c ia n k i a rty s ty c z n e “ , k t ó r y b u d u je — w s w y m p o ję c iu —1 tr w a le i p ra k ty c z n ie , a prze de w s z y s tk im tam o. 'Oto co pisze na ten te m a t J a n W ik to r , g o rą c y m iło ś n ik ro ­ d z im e j sz tu k i, p a trz ą c y o tw a r ty m i oczym a na w a n d a liz m naszych czasów : „ W sw ym za śle p ie n iu o ga ła ca m y ś w ią ty n ie z bezcen­

n y c h b o g a ctw , k ra jo b r a z p o ls k i g ra b im y z je g o cech p ię kn a . W y r o b y ty ro ls k ie lu b ich rze m ie śln icze n a ś la d o w n ic tw o w y p a r ­ ł y z k o ś c io łó w naszych c z a ro w n ą m o d lii- tw ę um esień, n a tc h n ie ń p o ls k ic h tw ó rc ó w . INa ko b ie rz e c p e jz a ż u rz u c a m y łachm an.

Z rą b a liś m y p o lskie g o C h rystu sa w y c ią g a ­ ją ce g o ra m io n a nad p o ls k ą ziem ią, w y r z u ­ c iliś m y ch ło p ską (Madonnę. A. cóż na ic h m ie js c u ś w ię ty m p o s ta w iliś m y ? Serce tw ó rc z e w rz u c o n o w p o p ió ł, w z em ię i p rz y w a lo n o łachm anem o b ce j ta n d e ty ").

Rzecz c h a ra k te ry s ty c z n a , g d y się m ó ­ w i o konieczności ra to w a n ia s ta ry c h k a p li­

czek i fig u r e k p rz y d ro ż n y c h , s łv s z v się n ie ­ raz u w a g i z ust naszych „in te lig e n tó w , że to zbyte czn e poniew aż „n ie ta k ie rze czy p rz e p a d ły podczas w o jn y “ ! A w ię c d la te ­ go, że w o jn a , w ró g i n ie d b a ls tw o w ła s n e ­ go społeczeństw a o g o ło c iły k r a j nasz z d z ie ł sz tu k i, m a ginąć ta k ż e ta reszta, k t ó ­ ra ocalała? D ziw n e zaiste ro z u m o w a n ie , św iadczące ju ż nie t y lk o o b ra k u lo g ik , lecz o b e z m yśln o ści! Tego ro d z a ju zdanm w y g ła s z a n e p r z y k a ż d e j sposobności, p o ­ w ta rz a n e b e z k ry ty c z n ie prze z in n y c h , w y ­ rz ą d z a ją dużą szkodę, p o n ie w a ż lu d z ie na o g ó ł w o lą p o w ta rz a ć p ł y t k :e fra zesy, n iż w y s ila ć sie na tr u d sam odzielnego m y ś le ­ n ia .

N liem niejsze niebezpieczeństw o ja k d z ie ło m s z tu k i, zagraża ró w n ie ż z a b y tk o m p rz y ro d y , a zw łaszcza s ta ry m d rze w om , k tó r y c h se tki a n a w e t tysiące pada co ro k u pod s ie k ie ra m i ii p iła m i c h c iw y c h s p e k u la n ­ tó w , n ie w id z ą c y c h w n ich nic h n e g o prócz 2) Jan W iktor: „Kapliczki i Krzyże (Przydrożne", str. 46. Kraków 1)922, Biblioteka „Orlego Lotu“ .

149

m a te ria łu na deski. P o n rm o u s ta w y o

w ażności i znaczeniu z a b y tk ó w przeszłości.

Jest rzeczą stw ie rd zo n ą , że ck m ło d z i a na­

w e t n a jm ło d s i — pouczeni odpo w ie dm o bardzo ż y w o in te re s u ją się t y m i spraw am i.

M oi'e o ni k ie d y ś , w p rz y s z ło ś c i w y n a g ro ­ dzą szk o d y w y rz ą tlz o n e pod ty m w zględem p rze z ic h o jc ó w .

Niech n ik t nie sądzi, że p rz y to c z o n e p o w y ż e j f a k t y b ra k u zro zu m ie nia, w a n da ­ liz m u a n a w e t zdziczen a ze s tro n y nasze­

go społeczeństw a o p ie ra ją się na przesa­

dzie lu b są gołosło w n e . N ie ste ty! — p rz e ­ c iw n ie . L is ta ic h n :'e je st k o m p le tn a , p rz e ­ m ilcza n o b o w ie m ro z m y ś ln ie f a k ty n a zb yt d ra m a ty c z n e i k o m p ro m tu ją c e , p rz y to c z o ­ ne zaś w y p a d k i są a ute ntyczn e , p r z y k a ż ­ d y m z n ic h m ożnaby podać datę, m ie js c o ­ wość, n a z w is k a !

M y lą się b a rd z o ci, k tó r z y u w a ż a ją , że tro s k a o z a b y tk i przeszłości w d zis ie js z e j dobie b u d o w a m a n o w e j P o ls k i je s t o b ja ­ w em w s te c z n ic tw a i zacofania.. W p ro s i p rz e c iw n ie , je s t ona o b ja w e m k u lt u r y na­

ro d u . O pieka n ad z a b y tk a m i przeszłość is tn ie je w e w s z y s tk ic h c y w iliz o w a n y c h k ra ja c h , gdzie je s t zo rg an izo w a na na znacznie w ię k s z ą niż u nas skalę. J e ś li m y P o la cy b ęd zie m y się pod ty m w zględem w y ró ż n ia ć , je ś li m y je d n i będziem y odo­

sobnieni, z y s k a m y u in n y c h n a ro d ó w o p i­

n ię b a rb a rz y ń c ó w i zacofańców . Nie można z k u p :e ck'm , ani h a n d la rs k im w y ra c h o w a ­ niem podchodzić do tego co je s t w y n ik ie m tw ó rc z e g o ducha lu d z k ie g o , tw ó rc z e g o n a ­ tc h n ie n ia a rty s tó w ! K r y t y k u je m y — Czy­

sto słusznie b łę d y naszej przeszłości ,n ie ­ m n ie j je d n a k je s t ona naszą w łasną, w h i­

s to rii n a ro d ó w is tn ie je ciągłość. N ie łu d ź ­ m y się! N astępcy nasi k ie d y ś zapew ne k r y ­ ty k o w a ć bo Ja nasze b łę d y , a lb o w ie m „ b ł ą ­ dzić, je s t rzeczą lu d z k ą “ . E p o k a nasza w d z ie ja c h n a ro d u to t y lk o n o w y ro z d z ia ł t e j sam ej k się g i. P ię k n ie j ode m n ie m y ś l tę w y r a z ił poeta, n echże je g o zapom niane sło w a zakończą tę garść p r z y k r y c h u w a g :

„K a ż d a epo ka m a swe w łasne cele I zapom ina o w c z o ra js z y c h snach, N ieście w ię c w ie d z y pochodnie na czele ł n o w y u d z ia ł b ie rzcie w w e k ó w dziele P rzyszło ści podnoście gm ach!

A le n ie depczcie prze szłości o łta r z y Choć m acie sami doskonalsze wzm eść

¿Na n ich się jeszcze ś w ię ty ogień ż a rz y I m łość lu d z k a stoi tam na s tra ż y I w y w in n iś c ie im cześć!“

(A dam A s n y k ) D r K azim ie ra K ulrze bia n ka,

M yślenice

JAN REYCHMAN

PRZEWODNIKI DO TATR, PIENIN I SZCZAWNIC

Powiązane dokumenty