• Nie Znaleziono Wyników

„KOBIECY” SPOSÓB PISANIA O WOJNIE

VII. REPORTERKI O WOJNIE

VII.1. Maria Rodziewiczówna – za honor i człowieczeństwo Maria Rodziewiczówna (1864–1944) to pisarka zaliczana do polskiego pozyty- wizmu, która zyskała popularność jako autorka poczytnych (zwłaszcza wśród mniej wymagających odbiorców) powieści, głównie z życia polskiej szlachty, fabularyzujących tradycyjne polsko-ziemiańskie i religijno-patriotyczne war- tości (Straszny dziadunio, Dewajtis, Lato leśnych ludzi, Między ustami a brze- giem pucharu, Wrzos, Pożary i zgliszcza i in.). Autor biografii Rodziewiczówny, Jan Głuszenia, nazywa ją w tytule swej książki patetycznie: „strażniczką kre- sowych stanic”190, zaś Julian Krzyżanowski w Dziejach literatury polskiej nie szczędzi wprawdzie autorce komplementów, ale i słów krytyki – za wtórność i łatwą sensacyjność:

Twórczość jej w postaci tomów, pojawiających się systematycznie co roku, przyniosła zgrabnie wykonane odmiany pomysłów, których źródła można znaleźć u Orzeszko- wej, pomysłów spłyconych i zbanalizowanych, ale przemawiających do klientów wy- pożyczalni książek, do ludzi szukających w literaturze tego, czego im odmawiało ży- cie, zwłaszcza łatwo dostępnego bohaterstwa, wykazywanego nie na polach bitew, lecz w codziennych stosunkach z otoczeniem191.

Badaczka prozy Rodziewiczówny Anna Martuszewska, odnosząc się do tych kontrowersji, również wykazuje jako dominanty tej twórczości:

„uprosz- czenia struktur” oraz poetykę „uprawdopodobnionej baśni” w fabułach192.

Wojenne losy Marii Rodziewiczówny (mowa o pierwszej wojnie światowej, rewolucji bolszewickiej, wojnie polsko-bolszewickiej) związane są – podobnie jak losy Zofii Kossak-Szczuckiej (autorki Pożogi) – z Kresami Wschodnimi Rzeczypospolitej i zaludniającą je polską szlachtą. Pisarka starała się też opie- kować chłopską ludnością Polesia, chronić i odbudowywać tamtejsze zabyt- ki (kaplice, kościół) – nie szczędzi na to własnych sił i pieniędzy. Okresami

190 J. Głuszenia, Maria Rodziewiczówna: strażniczka kresowych stanic, Warszawa 1997.

191 J. Krzyżanowski, Dzieje literatury polskiej, Warszawa 1970, s. 404.

192 Por. A. Martuszewska, Jak szumi Dewajtis? Studia o powieściach Marii Rodziewiczówny,

Kraków 1989.

74 Kasandry i Amazonki

przebywa w Warszawie, tam prowadząc działalność opiekuńczą, współpracu- jąc z Czerwonym Krzyżem oraz Kołem Ziemianek193.

Rodziewiczówny nie można wprost nazwać reporterką wojenną, ale prze-cież to samo zastrzeżenie dotyczy większości polskich (i nie tylko polskich) autorów reportaży wojennych z czasów pierwszej wojny światowej – to właśnie wolontariusze, pisarze, którym hekatomba podsunęła nowy temat bądź stała się artystyczno-poznawczym wyzwaniem.

Tekst Rodziewiczówny zatytułowany Wrażenia i przeżycia – lato 1915 zna- lazł się w drugim wydaniu (1929) tomu Światła (pierwsze – 1904), noszącego podtytuł „nowele”194. Mimo takiej właśnie kwalifikacji (do beletrystyki), posia- da on istotne cechy zajmującego nas gatunku (reportaż wojenny uczestniczą- cy), a jego geneza jest dokładnie osadzona w wojennych przeżyciach autorki. Dodajmy też, że w owych czasach świadomość genologii dziennikarskiej pra- wie nie istniała, a sami twórcy nie bardzo wiedzieli, co w poczuciu obowiąz- ku dokumentowania historii i własnych przeżyć wypuścili spod swego pióra. (Notabene nowelę jako gatunek uważa się, podobnie jak opowiadanie, właśnie za przodkinię nowoczesnego reportażu).

Mimo to trochę dziwi, że autorzy monumentalnej antologii arcydzieł pol- skiego reportażu (nie tylko wojennego!) – Mariusz Szczygieł i wspomagający go Kazimierz Wolny-Zmorzyński – wybrali Wrażenia i przeżycia do pierwsze- go tomu tej książki. Podobnie mogą zaskoczyć same superlatywy pod adresem tegoż tekstu i autorki zawarte w przedmowie Szczygła: „To świetny reportaż uczestniczący z czasów pierwszej wojny światowej. […] Jak w reportażu ideal- nym ogół przegląda się u niej w szczególe. Napisała tylko jeden taki tekst w ży- ciu, a być może jest to ten najwartościowszy”195. Rzeczywiście, tekst Wrażeń i przeżyć skrajnie rożni się stylem od wszystkich powieści Rodziewiczówny, odznaczających się kwietyzmem i patosem, raczej wielosłowiem niż statecz- nym wykorzystaniem środków.

* * *

Przechodząc do analizy utworu, warto przypomnieć szersze tło wydarzeń i osobiste dokonania wojenne samej autorki, które skromnie i rzeczowo przed- stawiła w tekście.

193 Za: J. Głuszenia, Tak chciałam doczekać. Opowieść o Marii Rodziewiczównie, Warszawa 1992.

194 M. Rodziewiczówna, Światła (nowele), Poznań 1929; tom zawiera nowele: Światła, Złe, Na tokach, Skręt, Wydaleni, Pięć koron, Skrzypek, Surma, Drwal, Siódmy syn, Tajemniczy meda- lik, Wrażenia i przeżycia – Lato 1915.

195 M. Szczygieł, Dokładność rzeczy naprawdę widzianych, [w:] 100/XX. Antologia polskiego reportażu XX wieku, red. M. Szczygieł, Wołowiec 2014, t. I, s. 133.

22 czerwca 1915 roku wojska austro-węgierskie odbiły Lwów, a 5 sierpnia armia niemiecka po szybkiej ofensywie wkroczyła do Warszawy, dając zaraz Polakom mgławicowe nadzieje na suwerenność. Kolejno Niemcy osiągnęli linię Grodno–Brześć, posuwając się następnie aż pod Pińsk, Brodów196. Na Wołyniu sukcesy odnosili też Austriacy (31 sierpnia zajęto Łuck), a wraz nimi Legiony Polskie (słynna bitwa pod Kostiuchnówką). Klęski armii rosyjskiej (która mieszkańcom Królestwa Polskiego wydawała się jednak wciąż bliższa niż nadciągające germańskie

„hordy”), ogólna psychoza strachu, a także plano- we działania administracji carskiej, zalecające ludności cywilnej ewakuację na Wschód, spowodowały, że na Polesie – w rodzinne strony Rodziewiczówny – zaczęły napływać liczne fale uciekinierów, potrzebujących lokum i wyżywie- nia. Znana z działań charytatywnych i patriotycznych Rodziewiczówna197, po- stanowiła uczynić dla nich przyjazną przystań w swoim majątku – Hruszowej. Szybko wyruszyła tam z Warszawy, zabierając od razu ze sobą 30 dzieci, ofiar wojny198. Wkrótce do Hruszowej i okolic przybywają kolejne grupy uchodźców, których pisarka i jej przyjaciółka Jadwiga Skirmuntt otaczają opieką. W pobli- żu toczą się walki, a we dworze kwateruje sztab rosyjski (5 sierpnia – 2 wrześ- nia). Sad ulega zniszczeniu, zabudowania dworskie dewastacji, maruderzy kradną, co się da. Kozacy z radością zajmują gorzelnię, ale sotnik wypędza ich stamtąd, spirytus zostaje spuszczony do ścieków. Pod naporem Niemców Rosjanie uciekają, a z nimi część Polaków.

Do Hruszowej wkraczają Niemcy, w pokojach dworu znowu utworzono kwaterę (generała). Front stabilizuje się w końcu na linii Kanału Ogińskiego, a więc w pobliżu Hruszowej. Pisarka wy- korzystuje to i wraca do Warszawy, by tam prowadzić stołówki dla biednych.

* * *

Konstrukcja narratora w reportażu Wrażenia i przeżycia ujawnia spory dy-stans między czasem akcji i czasem narracji, co nakłania do nazywania repor- tażu nie tylko wojennym, lecz także wspomnieniowym. Czas akcji doprecyzo- wany został już w podtytule (lato 1915), jest też wskazywany systematycznie przy kolejnych epizodach: pierwsze dni lipca (wyjazd z Warszawy), 20 sierpnia (Niemcy są pod Brześciem), 2 września (końcowy

Por. A. Chwalba, Samobójstwo Europy. Wielka Wojna 1914–1918, Kraków 2014, s. 190–

294.

197 Już w 1914 roku zorganizowała na polecenie Zarządu Ziemianek szpital dla rannych żoł- nierzy (przy ulicy Miodowej w Warszawie), zakładała i prowadziła jadłodajnie, działała w

Komi- tecie Pomocy Sanitarnej. Za: J. Głuszenia, Tak chciałam doczekać…, dz. cyt., s. 95–

96.

198 Za: Tamże, s. 96–97.

nazajutrz itp.; wskazywane są czasem godziny dla ważniejszych (drastycznych) wypadków. To wpływa na typowo reportażowy charakter utworu. Pojawiają się również nazwy miejscowości, jak też dialogi i mowa pozornie zależna z uży- ciem rosyjskiego, niemieckiego, lokalnej gwary – co podwyższa asertorycz- ną wartość przekazu epizodów. Narracja placówce. Czas akcji relacjonowany jest jako przeszły (rzadko używany jest też praesens historicum). Inni bohaterowie to przede wszystkim: masa uchodźców oraz miejscowe „ruskie” chłopstwo jako bohaterowie zbiorowi;

podobnie: wojsko rosyjskie, kozacy, pierwszy patrol niemiecki. Inni indywidualni bohaterowie pojawiają się w dialogach: prezes Towarzystwa Wzajemnego Kredytu pan B., Dokim (zaufany chłop – pracownik Rodziewiczówny dziedziczki), kobieta ochroniarka, dygnitarz rosyjski.

Do roli symbolu urasta ostatnia pojawiająca się w reportażu postać – pierwszy niemiecki piechur jako przedstawiciel wkra- czającego nowego porządku i władzy. To po grzecznej rozmowie z nim kończy się cały utwór w intrygującym niedopowiedzeniu: „W ten sposób odbyło się nasze przejście pod władzę i na usługi innej armii”199.

Główny – i zarazem jedyny – wątek, czyli trwanie na kresowej placówce oraz bohaterska opieka nad wysiedleńcami, można podzielić na dwie części:

1) uciążliwa podróż z Warszawy do majątku, 2) blisko dwumiesięczne trwa- nie pod nawałą fal wojny. Owa druga, obszerniejsza część obfituje w liczne dramatyczne epizody, dokumentujące na przykładach obiektywnie rzecz bio- rąc „mikro”, absurdy i zbrodnie wojny o wymiarze totalnym, na wyniszcze- nie. Autorka umiejętnie zbudowała gradację: 1) narastającej czasem wręcz do irracjonalnych i metafizycznych rozmiarów atmosfery strachu i zagrożenia,

2) potężniejących fal uciekinierów, godnych współczucia i pomocy, ale zara-zem niosących ze sobą potworny chaos i zniszczenie.

Wojna – jak wielokrotnie i na z całą surową precyzją budowanych przy- kładach pokazuje reporterka – wyzwala w ludzkich jednostkach, a także w ca- łych ludzkich masach najgorsze instynkty. Szczególnie przejmujący jest np. opis rujnowania i pożerania, razem z ramkami i pszczołami, miodowej pasieki autorki; inne to odzieranie drzew z kory, pustoszenie sadów, wybijanie – nie zawsze z głodu – trzody i ptactwa gospodarskiego. Ci sami, którym główna bo- haterka pomagała, jak mogła, jednocześnie gotowi byli okradać jej domostwo.

199 M. Rodziewiczówna, Wrażenia i przeżycia. Lato 1915, [w:] 100/XX. Antologia polskiego reportażu…, dz. cyt., t. I, s. 149.

Ale winni tego mniej są ci owładnięci paroksyzmem strachu, jakimś zaraź- liwym amokiem wojennej anarchii, spokojni dotąd i biedni ludzie, niż sama wojna i jej sprawcy, szczególnie rosyjska władza i sztabowcy, nakazujący lud- ności cywilnej ucieczkę przed barbarzyńskimi Niemcami, a zarazem dopusz- czający grabieże, gwałty i podpalenia stosowane przez kozaków, w myśl zasady pozostawiania tylko spalonej ziemi. Do spustoszeń czynionych przez wojsko i tabory uciekinierów doszły – co z żalem konstatuje reporterka – rabunki ze strony miejscowych (te fragmenty reportażu to złowroga zapowiedź tego, co

„pokazać” miało chłopstwo po zwycięstwie rewolucji bolszewickiej, a co po- tem opisała Kossak-Szczucka). Rodziewiczówna relacjonuje:

Ruszyły w panice najbliższe okolice, dzika ludność z Dywińskich błot, kołtunowate, w łyka obute, w burej odzieży postacie, rabujące, zuchwałe. Rąbali drzewa i parkany na ogniska, piekli barany i gęsi, paśli inwentarz zrabowanym ze spichrza zbożem i pijani byli błotem z rowów, kędy ściekał spirytus200.

Pod koniec reportażu pojawia się naturalistyczny obraz majątku po odej- ściu rosyjskiego wojska, kozaków, fal maruderów. Obraz mogący być symbo- lem całego wojennego mizerabilizmu, ogarniającego przecież wtedy Europę:

Miałam wrażenie zrazu, że jestem sama na świecie. Nigdzie ani żywego ducha.

Minę- łam zniszczony, rozgrodzony sad, ruiny gorzelni, wyjrzałam na pole – wszędzie martwa pustka.

Ale za to wszystkie podwórza zawalone resztkami z obozów, śladami żołnierskiej, dzikiej gospodarki. Kupy nawozu, zboża, ziarna, skóry i wnętrzności zwierzęce, kawały mięsa, kotły, blaszanki, koła od wozów, odzież, szmaty, ładunki, zdechłe konie, rozpru- te pierzyny, worki z obrokiem, ilość i jakość przedmiotów nie do zapamiętania i spisa- nia. Wszystkie budynki bez drzwi i okien, wszędzie ślady ognisk, kupy pierza z drobiu i brud nie dający się wyrazić201.

Autorka nazywa to jednak, ileś akapitów dalej, filozoficznie:

„ciekawym studium «ducha» ludzkości” i nadaje wojennej apokalipsie wymiar próby człowieczeństwa. To trudne przesłanie przebija się w reportażu ponad inne refleksje. „Trzeba się stać skałą lub człowiekiem, żeby się fali oprzeć, zarazie kolektywnej nie dać się obalić”202 – konkluduje autorka po bolesnym zrelacjo- nowaniu zagłady swej własności, rezultatu pracy pokoleń, ponad te wartości przedkładając chrześcijański nakaz niesienia pomocy bliźniemu oraz polski honor trwania na ojczystej ziemi. Ta postawa w kulminacyjnym punkcie utwo- ru przybiera formę patetycznej deklaracji etosu:

200 Tamże, s. 144.

201 Tamże, s. 148.

202 Tamże, s. 141.

Dwa razy człowiek nie umiera, ale raz i tylko tam i tak, jak mu Bóg przeznaczył.

Moje doczesne dobro zmiecie wojna, bo leży na jej szlaku, ale mój honor każe mi tu zostać i nie pójdę ani polskich dzieci do Rosjan nie dam. Dosyć ich Sybir pożarł. To niech tu ze mną zginą lub przetrwają203.

Na dowód ważności tego przesłania autorka przeplata wspomniane już tu liczne epizody rabunków, dewastacji, pijaństwa – pełnymi czułości opisami przybywających na schronienie sierot, obrazami opieki nad chorymi, wysił- ków pomieszczenia setek uchodźców w dworskich zabudowaniach i w samym pałacu, z drastycznym uszczerbkiem dla własnej wygody i bezpieczeństwa. Rodziewiczówna jako główna bohaterka wpisuje w tekst całą typową kobiecą wrażliwość, matczyne poświęcenie (także dla cudzych dzieci) i szaloną wręcz zaradność w chwilach ciężkiej próby.

Gdy mowa o reportażu wojennym, zwykle pojawia się pytanie o obraz kon- fliktu w jego podstawowym, to jest batalistycznym wymiarze. We Wrażeniach i przeżyciach wymiar ten stanowi drugi, ale także ważny plan narracji – tło, które narasta, zbliża się do kruchej Hruszowskiej oazy.

Zacytujmy takie sygna- ły poszczególnych etapów przegrywanej przez Rosjan wojny, sygnały będące udatnym narzędziem zbudowania napięcia w utworze:

A wtem ktoś wszedł, znajomy obywatel, obejrzał się – i cicho rzekł:

– Warszawa wzięta onegdaj204.

Ze świata tymczasem szły coraz groźniejsze wieści, pogłoski, bo i z Kijowa przestały przychodzić gazety. Padanie fortec, cofanie, brak amunicji, w administracji chaos, żad- nej organizacji205.

20 sierpnia przyszła wiadomość, że armia niemiecka jest już pod ‘niezdobytym’ Brześ-ciem206.

‘Niezdobyty’ Brześć przestał istnieć, kraj leżał otwarty – już wieczorem na horyzoncie czerwieniały wokoło łuny pożarów. […]

Huk armat był coraz bliższy, coraz gęstsze przeciągi wojsk. Zjawili się pierwsi koza- cy […] Bóg wojny istotnie jest z Niemcami207 .

Wśród nocy zajechały przed dom samochody, jakiś sztab [rosyjski – A.K., E.Ż.H.]

roz- tasował się na piętrze208.

203 Tamże, s. 147.

Dzień był dżdżysty i posępny – szerokim półłukiem ciągnęła się na horyzoncie na- szym płaskim i wypukłym linia boju. Znaczyły się wybuchy armatnich strzałów i łuny palących się wsi, zresztą nic widać nie było – przelatywali konni żołnierze stamtąd do sztabu lub ranni do opatrunku, nic nie zwiastowało grozy tak bliskiej209.

Wśród wojska powstał większy ruch, telefon działał bez przerwy, zjawiły się armaty na łące za dworem, zaczęto sypać okopy. Ostatnie tabory zniknęły w lasach, czułam, że dobiega kres męki210.

Wśród huku armat ksiądz odprawił rano mszę, dzień cały oficerowie znowu nas nacho- dzili, namawiając do wyjazdu z nimi razem. Ostatni tak zakończył:

– My dziś w nocy odchodzimy na pozycję o wiorst piętnaście. Po nas przyjdą jesz- cze kozaki, żeby wszystko spalić. Nie ręczymy za wasze życie211.

Przyjrzawszy się raz jeszcze, dokładniej, stylistyce reportażu, nie można jednoznacznie potwierdzić diagnozy Szczygła (por. wyżej) co do

„inności” tych tekstów względem dorobku powieściowego autorki Lata leśnych ludzi. Swe naturalistyczne obserwacje wspiera bowiem Rodziewiczówna często uogólnieniami i metaforami bliskimi właśnie estetyce dziewiętnastowiecznej, rozpoetyzowanej prozy, np.:

Każdy człowiek nienależący do monarchini świata, armii, przestawał być uważanym za człowieka212.

[…] przepłynęła przez nasz trakt piaszczysty rzeka ruiny polskiej213.

I oto jak czarny całun w tym blasku sczezła straszna zmora, odetchnęłyśmy, przeżeg- nały214.

W kontraście do tej stylistyki stoi z kolei bardzo nijaki i niepozostający w pamięci (można rzec: nazbyt roboczy) tytuł – Wrażenia i przeżycia. A to właśnie w nim mogłyby – i powinny – przejawić się metaforyzacyjne zdolności autorki. Dziwi to tym bardziej, iż Rodziewiczówna wykazuje w utworze sporą kreatywność językowo-stylistyczną nie tylko w przytoczonym zakresie poety- zacji, lecz także całkiem udanych dawek humoru oraz ironii; jak choćby taki komentarz do uciążliwości podróży na wschód już na pierwszej stronie:

Ruszyliśmy nareszcie, ale niedaleko. Co parę wiorst na polu pociąg stawał – po co? – nie wiem. Zapewne, żeby pasażerowie mogli dłużej użyć przyjemności tej podróży, któ- rej mieli być rychło pozbawieni na długie miesiące215.

Podobnie, z dodatkową dozą czarnego już humoru, ukazane zostały sce- ny „zdobywania” gorzelni i jej zapasów spirytusu przez rosyjskich kozaków i miejscowych chłopów.

Reasumując, po pierwsze Wrażenia i przeżycia są przejmującym świade- ctwem wojennego mizerabilizmu: masowych wysiedleń,

„zabójstwa” ziemi (jej płodów, przyrody), bezsensownego i barbarzyńskiego rabowania oraz niszcze- nia gospodarskiego dobytku, wielowiekowego dorobku materialnego, a także kulturalnego. Ów mizerabilizm pokazany został przejmująco, naturalistyczny- mi obrazami, jako wyzwolenie w ludziach jakichś głęboko utajonych ciem- nych sił i instynktów, że aż chce się przywołać tu intertekstualnie Conradowski archetyp „jądra ciemności”. W rysowanym ostrymi liniami obrazie brak tonów jakiegoś łzawego humanitaryzmu czy werbalnego pacyfizmu – uderza konkret. Po drugie:

tekst można odczytać jako jedną spójną – zbudowaną z faktów reportażu uczestniczącego – apologię działań odważnych kobiet, starających się bez użycia broni na wiele sposobów chronić ludność cywilną przed po-twornym walcem nowej wojny totalnej, przetaczającym się ze śmiertelną kon-sekwencją, rujnującym kraj.

VII.2. Martha Gellhorn – Kasandra XX wieku

„Prawdą jest, że potrzebujemy źródła osobistych doświadczeń, z którego mo-glibyśmy czerpać zrozumienie”216 – zanotowała swego czasu Martha Gellhorn, pozostając wierną tej zasadzie właściwie do końca swej kariery zawodowej. W historii reportażu wojennego dziennikarka ta zajmuje jedno z najważniej- szych miejsc, będąc naocznym świadkiem takich wydarzeń, jak wojna w Hi- szpanii, druga wojna światowa, wyzwalanie obozu w Dachau, konflikt zbrojny w Wietnamie, wojna domowa w Salwadorze czy wojna sześciodniowa. Zasta- nawia więc, dlaczego współcześnie jej ogromny dorobek wciąż przywoływany bywa najczęściej w kontekście rozważań nad burzliwą biografią autorki, w któ- rej uwagę skupia zwłaszcza małżeństwo z Hemingwayem217. Twórca Komu bije dzwon miał bez wątpienia istotny wpływ na rozwój kariery zawodowej swej ukochanej.

Gellhorn starała się rywalizować z nim, ale też pozostawała pod

215 Tamże, s. 134.

216 M. Gellhorn, Podróże z nim i samotnie. Pięć piekieł na ziemi, przeł. J. Grzegorczyk, Poznań 2013, s. 100.

217 Para pobrała się w 1940 roku, a pięć lat później się rozwiodła.

jego wyraźnym oddziaływaniem, które na całe dekady zaciążyło na recepcji jej prac. Pytanie: „Are you a war correspondent or wife in my bed?”218, jakim nie- gdyś się do niej zwrócił, pokazuje, że przyjęta początkowo przez małżonków strategia twórczej kolaboracji w pewnym momencie przestała odpowiadać Hemingwayowi. Tym bardziej zatem podejmowana przez Gellhorn (wbrew rozmaitym przeciwnościom) walka o zdobycie zawodowej niezależności wy- daje się warta prześledzenia.

Urodzona w roku 1908 reporterka, w trakcie swej trwającej kilkadziesiąt lat kariery zawodowej współpracowała z wieloma tytułami prasowymi, by przywołać tylko „Collier’s Weekly” czy „The Atlantic Monthly”. Dużą popu- larnością cieszyły się już jej młodzieńcze prace dokumentujące Wielki Głód w USA, które przygotowywała we współpracy ze słynną fotografką Dorotheą Lange219. W tym okresie nawiązała bliską znajomość między innymi z Eleanor Roosevelt i – jak wspomina biografka Gellhorn Caroline Moorehead – „[…] finally found the writing voice that she had been looking for”220. Zdecydowała, by o rzeczach ważnych opowiadać możliwie prostym, pozbawionym nadmier- nej ornamentyki językiem. W 1936 roku dziennikarka poznała Hemingwaya, z którym wyruszyła do Hiszpanii, by relacjonować z bliska toczącą się tam wojnę.

Cztery lata później para reporterów pobrała się. Zawarte małżeństwo nie przetrwało jednak między innymi ze względu na niezadowolenie, jakie pi-sarz okazywał żonie z powodu jej zaangażowania w relacjonowaniu wydarzeń z frontów drugiej wojny światowej.

Kolejne lata kariery zawodowej dziennikarki obfitowały w liczne podró- że, które zaprowadziły Gellhorn na niemal wszystkie najważniejsze fronty dwudziestowiecznych wojen. Przełomowe wydarzenia najnowszej historii opisywała wówczas nie tylko w reportażach wojennych czy podróżniczych (Podróże z nim i samotnie), ale również w powieści A Stricken Field, opubli- kowanej w 1940 roku. Swą karierę dziennikarka zakończyła dopiero w latach dziewięćdziesiątych, stwierdziwszy wówczas, że wiek nie pozwala jej już na relacjonowane wojny na Bałkanach. Zdobyte na frontach bogate doświadcze- nia nie tylko umożliwiły Gellhorn wypracowanie osobliwego stylu reportażu wojennego, lecz także przyczyniły się do nakreślenia przez nią wielu niezwykle istotnych uwag i komentarzy, związanych z przekształceniami gatunku wraz z upływem lat. Choć jej prace wyraźnie naznaczone są kobiecym spojrzeniem,

218 „Jesteś korespondentką wojenną czy moją żoną w łóżku?” [przeł. A.K., E.Ż.H.]; cyt. za:

S. Whipple Spanier, Rivalry, Romance, and War Reporters: Martha Gellhorn’s Love Goes to Press and the Collier’s Files, [w:] Hemingway and Women. Female Critics and the Female Voice, ed.

L.R. Broer, G. Holland, Tuscaloosa–London 2002, s. 259.

219 Por. C. Gourley, dz. cyt., s. 18.

220 „W końcu odnalazła taki styl pisarski, jakiego poszukiwała” [przeł. A.K., E.Ż.H.];

C. Moorehead, Martha Gellhorn. A Life, London 2004, s. 91.

dziennikarka odżegnywała się od określania ich mianem „pisarstwa kobie- cego”, a nawet krytycznie wypowiadała się na temat aktywności feministek:

„I think they’ve [feminists – przyp. A.K., E.Ż.H.] done a terrible disservice to women, branding us as «women’s writers». Nobody says men writers; before, we were all simply writers”221. W swej pracy chciała pozostać

„I think they’ve [feminists – przyp. A.K., E.Ż.H.] done a terrible disservice to women, branding us as «women’s writers». Nobody says men writers; before, we were all simply writers”221. W swej pracy chciała pozostać

Powiązane dokumenty