AKT PIERWSZY
ROSTROPSKI, MYŚLICKI
Myślicki.
Chciałbym był widzieć tu waćpana, kiedytu razem był z panem Uwaziewiczem pan Rolnicki. Tak rozumiem, iżbyś waćpan porzucił niesłuszną odrazę, którą masz do projektów naszych.
Rostropski.
Nie jestem ja tak uprzedzony, iżbymnie miał szacować projektów. Ale takie szacuję, które są dobre, pożyteczne, lecz w wykonaniu łatwe.
Myślicki.
Toć to jest, dlaczego byłbym rad nieskończenie, żebyś był tu słyszał waćpan pana Rolnickiego. Ach, mości panie! orać bez pługa, bronować bez brony —
Rostropski.
Ale, dla Boga mospanie! jakto takiepan, pókim nie usłyszał; — aie kiedy to mospanie tak jaśnie rzecz wypróbowana, jak tu rzeczy oczywistej nie
wierzyć ?
Rostropski.
Oczywistości prawda sprzeciwiać się niemoże. Ale rzecz to powszechna u projekcistów, iż czcze płody imaginacyi swojej podają za rzeczy łatwe, jawne, oczywiste, widoczne. Niechże przyjdzie do skutku, jawność ta niknie, a mniemana oczywistość, jak się w ich głowach urodziła, tak tamże i zostaje.
Myślicki.
To szarlatanów matactwa. Ale pan Rol-nicki człowiek jedynie dobrem publicznem tchnący.
Rostropski.
Może to być wszystko. Nie wchodzęw wewnętrzne pobudki i działania jegom ościnowego---ale można to być i niechcący szarlatanem; i owszem, ta kich najwięcej. Nie zawżdy rozumna głowa towarzyszy do bremu sercu. Bywają to czasem i na jawie sny poczci wych ludzi.
Myślicki.
Ja na to pozwalam. Ale kiedy to, tak panUwaziewicz, jako i Handlowicz i Rolnicki, łączą chęć do brą z wiadomością rzeczy, z nauką niepospolitą; a ujęci miłością dobra publicznego —
Rostropski.
Jużem powiedział, że chwalebne inten-cye wielbię, ale im wierzyć ślepo nie będę, i waćpanu, jako mojemu dobremu przyjacielowi radzę, żebyś tym pro jektom dał pokój.
Myślicki.
To ja nie mam myśleć o dobru, o uszczęśliwieniu ojczyzny?
Rostropski.
Myśl waćpan, ale się nadto w tych myślach nie zaciekaj. Służ waćpan krajowi swemu, ale w tem, w czem usłużyć możesz. Możesz zaś w wielu rzeczach być użytecznym.
Myślicki.
Jakże to ja mogę być pożytecznym?Rostropski.
Łatwo bardzo. Ktokolwiek chce, możesłużyć ojczyźnie swojej użytecznie, według stanu i możno ści swojej. Największa i najpierwsza usługa: dobre wycho wanie dziatek. To skarb najszacowniejszy, z którego do brych obywateli kraj zyska. Masz waćpan poddanych, ob chodź się z niemi łaskawie; bierz, co ci się należy, ale nie zdzieraj; w potrzebie zapomagaj. Masz rolę, gospoda ruj na niej dobrze; to kraj bogaci. Masz drogi, mosty, groble, utrzymuj, naprawiaj; tem się handel ułatwia i wzma ga. Dawaj przykład posłuszeństwa prawu, nie mrucz na podatki.
Myślicki.
Dobre to są rzeczy, ale pospolite, zwyczajne.
Rostropski.
Tern lepiej, kiedy i dobre i łatwe: —tego się waćpan imaj; a te bałamuctwa polityczne, han dlowe, ekonomiczne porzuć.
Myślicki.
Ale, żebyś to waćpan wiedział, jakto jużserce rośnie, kiedy się to pokazują nadal skutki stokrotne, tysiąckrotne — kiedy to —
Rostropski.
Imaginacya się łudzi.Myślicki.
Ale się bawi.Rostropski.
Ale zabawa powinna mieć swoje granice. Jeżeli w liczbie zabaw mięszasz waćpan swoje górne projekta — zezwalam na nie — weź je waćpan, -—■ prze czytaj, rozśmiej się — i spal.
Myślicki.
Szkoda palić tak piękne rzeczy.Rostropski.
Nie bój się waćpan; spal ich sto dzisiaj, dwieście się jutro urodzi. Ale porzuciwszy tę mate-
ryę,
pozwól waćpan, żebym tu nadmienił...Myślicki.
Pewnie o Kraście?Myślicki.
Mości panie, ten jegomość wcale mi się nie podoba, — a kiedy mnie, to zapewne i mojej córce.Rostropski.
Nie jest to konsekwencya.Myślicki.
Jest, i wielka: — a wreszcie, choćby sięjej podobał, kiedy ja nie chcę, powinna mnie słuchać.
Rostropski.
Alebym ja tu chciał waćpanu przełożyćpożytki.
Myślicki.
Mości panie! projektów tych strzedz siętrzeba. Chwalebne są czasem intencye, ale im ślepo wie rzyć nie należy.
Rostropski.
Ale bo to kiedy oczywistość.Myślicki.
Projekciści, jak waćpan wiesz, czcze płody imaginacyi swojej podają za oczywistość; niechże przyj dzie do skutku —
Rostropski.
O tern ja upewniam.Myślicki.
Ale ja nie wierzę.Rostropski.
Dlaczego?Myślicki.
Dlatego, żeś waćpan nie kazał projektomwierzyć. (Odchodzi).
S C E N A XI.
ROSTROPSKI (sam).
Już, jak widzę, nie masz nadziei, żeby go z tej ma nii politycznej wywieść; żeby się przynajmniej dała użyć w interesie Erasta.
S C E N A XII. ROSTROPSKI, ERAST.
Erast.
Jakiż skutek rozmowy waćpana?waćpana prewencyą: nie chciał mnie nawet i słuchać. A nakoniec i waćpan sam kiedy widzisz, że rzeczy zde sperowane —
Erast.
Jeszcze ja nie rozpaczam: pewien jestemserca Kunegundy.
Rostropski.
Ale kiedy ojciec przeciwny.Erast.
Zmiękczę go, — ułagodzę, — ubłagam; - -zażywać będę wszystkich sposobów. Znasz waćpan Figla- ckiego.
Rostropski.
Któżby tego filuta nie znał!Erast.
U mnie służy.Rostropski.
Winszuję, ale nie zazdroszczę tejakwi-zycyi.
Erast.
Nie wiem, co on myśli uczynić, ale mi przyrzekł, iż tego dokaże, że nie tylko pan Myślicki nie będzie sprzecznym, ale nawet sam mnie będzie o to prosił, żebym wziął jego córkę.
Rostropski.
Wiadoma mi roztropność i sprawnośćFiglackiego; ale żeby miał dotrzymać tego, co obiecuje, wątpię bardzo. Że zaś w takich rzeczach nie zawadzi ró żnych sposobów tentować, pozwól mu waćpan wydać nową jaką sztukę swojego rzemiosła. Ale trzeba go wprzód wy- egzaminować, co on to zamyśla, żebyśmy nie uczynili ja kiego kroku, któryby zamiast naprawy, jeszcze bardziej interesu nie popsuł.