• Nie Znaleziono Wyników

Rousseau i teorya umowy społecznej

W gronie humanitarnych myślicieli, którzy przy­ gotowali świat nowoczesny, Jan Jakób Rousseau za­

sługuje na szczególne uwzględnienie. Nie jest on eko­

nomistę, w ścisłem słowa tego znaczeniu, ale należy do tego zastępu radykalnych filozofów, którzy w drugiej połowie XVIII wieku zburzyli całą dotychczasową teoretyczną budowę społeczeństwa i ab ovo wznieśli nową. Nie troszczącsię bynajmniej o tradycyę, o hi­ storyczny rozwój człowieczeństwa, o jego miejscowe różnice, napisali dlań nowąustawę. Pisarze jakRous­

seau, jak Voltaire, jak Diderot, jak d’Alembert, jak Condorcet, jak Holbach, Helvecyusz, Grimm i tutti ąuanti uczuwali dla trądycyi i praw zwyczajowych, dla ludzkościtakiej, jaka istniała, po prostu nieograni­

czoną pogardę. Z czystego rozumu udało im się wy­ prowadzić całkiem inne zasady. Przez logiczny łań­

cuch wywodów, dla tej ludzkości, co wyszła już zpie­ luch niemowlęctwa, co się rządzićmogłarozumem, na­

pisali całesystematypolityczne, aż do drobnych szcze­

gółów wypracowany kodeks moralności. Jeżeli mimo ich geniuszutak nieznaczące osiągnęli rezultaty, azaliż to niejest wskazówką, że ludzkość rozwija się na pew­ nych, stałych, niezłomnychpodstawach, z któremi ła­ twiejjest igraćaniżeli je obalić.

Rousseau ipokrewniz nim myśliciele są idealista­ mi, marzycielami, grzęzną całkiem w utopii. Nie

90

zajmują się oni tem, co jest lub co być może, ale tem, co byćpowinno: różnica zasadniczai płodna wna­ stępstwa. Stawiają postulaty moralne, wygłaszają pewien ideał, do którego ludzkość mazmierzać. Jak słusznie powiedział Quinet, są to geometrzy socyalni, matematycy cywilni, nic więcej. Dla dawniejszej nau­

ki,przedewszystkiem opierającej swe wnioski na fizyo- logicznych doświadczeniach, ich zapatrywania nie po­

siadają już innej wartości, jak wartość czystohisto­

ryczną.

Ta cześć dlawypieszczonegowswymumyśle idea­ łu, ideału, co miał zamknąć erę niesprawiedliwości i dać przez swe urzeczywistnienie światu jutrzenkę szczęścia,pociągnęła za sobą jako nieuniknione następ­ stwo pesymistyczny nastrój ducha i lekceważenie do­ tychczasowej cywilizacyi. Niebyło obelgiiurągowi­ ska, któregoby oszczędzono istniejącemu porządkowi życia. Z abstrakcyjnej swej wyżyny filozofia XVIII wieku burzyła instytucye, przewracała organizm spo­ łeczny całkowicie. Podług J. J. Rousseau ustrój to­

warzyski był gwałtem zadanym naturze ludzkiej, był kłamstwem i należało przeciwstawić temu przeciw-naturalnemu stanowi rzeczy stan odpowiedni takowej, należało co prędzej porzucić igraszki fałszywej cywi­

lizacyi i wrócić do pierwotnego stanu dzikości. Wje­

go oczach ten człowiek pierwotnyposiadać ma wszyst­

kie zacne iszlachetne instynkty,które błędnie są uwa­

żane jako wynik cywilizacyi i życia towarzyskiego, a przedewszystkiem niema w nim ani źdźbła tego zim­ nego egoizmu, tego zasklepienia się w interesie oso­ bistym, które stanowiąjego cechęobecną. Ten obłok

91

różowy, którym otacza człowieka żyjącego w stanie natury, nie wytrzymuje najlżejszego zatknięcia się z rzeczywistością. Stoi on na przeciwnym biegunie z dzisiaj przemagającemi zapatrywaniami, które sir John Lubbock ostatecznie sformułował, twierdząc, że ludzie dzicy posiadają charakter dziecka, ale jednocze­

śnie namiętnościisiły człowiekadojrzałego.

Ważne następstwa ekonomiczne płynęły ztej filo­ zoficznej fantazyi o stanie natury. Skoro ziemia jest własnością ogółu, skoro pierwszy człowiek, co zajął w posiadanie kęsziemi, był uzurpatorem, zatem w spo­

łeczeństwie idealnem, o którem marzy, ziemia nie po­ winna także być niczyją własnością wyłączną, a wy-płody jej mają należeć do całegospołeczeństwa. Nie wchodzi w żadne szczegóły,ale nie wątpi,że przewrót ten da się uskutecznić, gdyż wola ogólna ma zawsze mieć na celu użyteczność ogólną. To idealne społe­

czeństwo ma się zawiązać wskutekdobrowolnej umo­ wy. Umowa ta może być zawarta jedynie pomiędzy ludźmi,odpowiedzialnymi za swoje czyny, swobodnymi, nie uznającymi nad sobą żadnej zwierzchniczejwładzy.

Tewyjątkowe istoty, bez rodziny,bez tradycyi,bez oj­

czyzny, niby Leibnitzowskienomady krążącew eterze, nie wyrzekają się żadnego ze służących sobie praw człowieczych, ale przeciwnie potęgują ichsiłę,wiążąc się worganizm, będący objawemwoli ogólnej, najwyż­ szą manifestacyą sprawiedliwości.

Nie potrzebujemy zapewne dowodzić, że nigdy umowy podobnej w społeczeństwie ludzkiem nie było.

SamJ. J. Rousseau był zanadto światłym,aby przy tej hypotezie obstawał. Zbytecznem byłoby także

dowo-92 —

dzić, że i w przyszłości nigdy umowa podobna istnieć nie będzie mogła. Jeżeli umowy, stowarzyszenia i kontrakty ad hoc sąmożliwe, to sama istota tejumowy pierwszej, zasadniczej umowy, coby olosie społeczeń­

stwa stanowić miała, nie daje się pogodzić z elementar­

nymi warunkami życia. Tak samo, jak przychodzący na świat człowiek nie powiada, czy się zgadza oddy­

chać, trawić, poruszać i t. d., tak samo nie może wyra­ żać życzenia należenia do społeczeństwaludzkiegoalbo pozostania poza jego obrębem. Umowa,która niezosta­ wia ewentualności, iż może być rozwiązaną, nie jest umową, ale koniecznością nieuniknioną, żelazną. Sam jedenzresztą argument ciągłości społeczeństwa,histo­ rycznego związku jednychpokoleń zdrugiemi i niemoż­

ności,abyjednepokolenia stanowiłyo losiedrugich, bu­

rzy całypowietrznygmach teoryj o umowiespołecznej.

Ale mniej szao sposób, w jakihipohondryczny Rous­

seau przedstawiał ustrój społeczny, stawiając gopod pręgierzem, mniejsza oformy, w jakich, zdaniem jego, umowa społecznamiała się urzeczywistnić. Dźwigaon za swoje paradoksy, dziwaczne wybryki, brak konse­ kwencji odpowiedzialność wobec krytyki naukowej.

Ale dla całego następnego rozwoju ludzkości nie po­

zostały bez znaczenia dwie teorye, które z tej teoryi wypływały.

Już sampomysł owej dobrowolnej umowy, zawią­ zującej społeczeństwo, byłniebezpieczeństwem. Skoro jest możliwa taka, podług której członkowie towarzy­

stwa ludzkiego stanowią w ten lub ów sposób o swo­ im wspólnym bycie, zatem jest możliwaiwszelka inna umowa, zatem nic nie stoi na zawadzie, abj7ludzkość

93

postanowiła i przedsięwzięła inne jakie reformy, aby się np. wyrzekła rodziny, własności i zastąpiła jeprzez wspólność łożnicy, stołu, mieszkania i t. d. Wrota dlautopij staćterazbędą otworem. Nic jużnie będzie stawało na przeszkodzie, ażeby Babeuf, St.-Simon alboFourier, albo tenlub ów komunistaposzedł o krok dalej i zaproponował nową znów jaką umowę jeszcze o wiele radykalniejszą. Społeczeństwo pozbawione zostało swej podstawy normalnej, wyszło ze swoich karbów, przestało być jedyną, nieuniknioną formądla człowieka wyzutego ze stanu zwierzęcego barbarzyń­

stwa. Całą siłą rzutu pchnięci jesteśmy w erę ręwołu- cyj socyalnych, a myśl ludzka rożkiełzananie znajdzie jużkresu w swoich fantastycznych wybrykach.

Nie mniej ważnym był i drugi wynik tej teoryi umowy społecznej. Celem jej, jak wiemy, miało być uszczęśliwienie ludzkości, a ono dokonanem być miało nie przez jedną osobistość, ale przez ogólnąwolę, której wyrazem była władza zbiorowa czyli państwo, czyli rząd. Na miejscu indywidualnego początkowania sta­

nęła tedy teraz w programie reformatorów potęga pań­ stwa. Nibyanioł-stróż ma ono odpędzać odspołeczeńr stwa niebezpieczeństwa, zagładzać klęski, zapobiegać niesprawiedliwościom i uciskom. Do państwa, dorządu udawać się będą odtądwszyscy twórcy reform, wszyscy autorowie reform społecznych. Uznano nie tylko jego wszechwładzę, ale cowięcej, uznano jego uprawnienie do przedsiębrania najradykalniejszych przewrotów wło­

nie społeczeństwa. Niemożemy wątpić ani na chwilę, że oboktych, co się tąwładząpaństwową będą chcieli posługiwać umiarkowanie w celachużytecznych i filan­

94

tropijnych, znajdą się i inni, którzy będą w niej wi­ dzieli łatwy sposób zaspokojenia swoich rozkiełza- nych apetytów i wywierania zemsty na uzurpatorach.

Rzeczzastanowienia godna: to samo pióro, cooba­

liło władzę despotów, co windykowało dla społeczeń­ stwa całkowitą swobodę rozporządzania swoimi losa­

mi, stało się jednocześnie narzędziem gwałtów i ucisku masy,najstraszniejszegoo milioniegłów despoty.

Niemamy tu zamiaru powtarzać nieskończonych komentarzy, napisanych o Janie Jakóbie, nie widzimy potrzeby karcićgo zajego niemoralność, zajego para­

doksy, wyrzucać mu przeciwieństwa, w jakich się plą­ tał, i ciasny ideał klasycznej przeszłości, z którego się oswobodzić nie potrafił: po tysiąc razy powiedziano już, co było w tym przedmiocie do powiedzenia. I jego geniusz i jego waryactwooddawna ocenione już zostały.

Nie należy to bezpośredniodo naszego przedmiotu.

Jednego wszelako punktu dotknąć tutaj musimy:

był on apostołem równości obywatelskiej i społecznej.

Teorya j ego niwelowała ludzkość. W sączyłon w krew nowożytnego społeczeństwa pojęcie ipoczucie zasady równości. Nie tylko równość pomiędzy osobnikami, ale i pomiędzy grupami i organizmami społecznymi, równośćpomiędzy narodami, państwami wchodziła jako ogniwo do łańcucha jego zasad. Jest on kosmopolitą w całem słowa tego znaczeniu. Pochodzi to,jak po­

wiedzieliśmy wyżej, z braku zmysłu historycznego, z braku poczucia różnic miejscowych, ale pochodzi także z tego abstrakcyjnego uznania jednako wy chpraw i jednakowych obowiązków osobników i stowarzyszeń.

Pisarz, który powiedział w swojem dziele o Rządzie

95

wPolsce, że wszyscy ludzie posiadają jednakowe skłon­ ności, namiętności i obyczaje, $e narodowości rozwiały sięwobec pojęcia europejczyków, pisarz tenbył brze­

mienny socyalną rewolucyą, której ostatnie słowo wy­

powiada dzisiejszy związek międzynarodowej anarchii.

Wszystkie następstwa jego teoryj pokażą się w przyszłości. Alenatychmiast już płomienne, jątrzą­

ce słowo tego retora pochwycone zostało przez rozgo­

rączkowane spółczesne społeczeństwo, przez to spo­ łeczeństwo, co nie ograniczało się do abstrakcyjnego wystawiania doktryny, ale które jestnawskroś prze­ siąknięteduchem wojowniczym,buntowniczym, polemi­ zującym, przez owo społeczeństwo,które w ideach hu­

manitarnych czerpałocoraz nowy polot duchowy.

Cześćdla sprawiedliwości, dlaprawa,żądza uszczę­ śliwienia ludzkości, rozgorzałemiłosierdzie, alepozba­

wionereligijnego mistycyzmu, nienawiść dla fanatyz­ mu, głęboka tolerancya, marzenia o nieprzerwanym, nieograniczonym postępie, o doskonaleniu się ludzkiej natury, o ułatwieniu wzajemnych stosunków: oto sfera intelektualna,wśródktórej zrodziła się teorya umowy społecznej i inne pokrewne nastrojem utwory.

Rewolucyą 1789 r. leży już spowita na stroni­

cach pamfletów JanaJakóba. Gdy sięmyślnasza roz­

promienia wdzięcznością dla tego myśliciela, cieńRo- bespierre’a, owego wykonawcy testamentuautora Umo­

wyspołecznej, natychmiast nam ją stłumić przychodzi.

96

XI.