• Nie Znaleziono Wyników

Rozwój socyalizmu we Francyi

Epoka lipcowej monarchii (1830 — 1848) była epoką nadspodziewaniebujnego rozwoju teoryj socyalis­ tycznych nie tylkowe Francyi, ale i po za jej granica­ mi. We Francyi jednak rozmaitość szkół irozmiary agitacyi na ternpolu byłytego rodzaju, że można bez przesady dostrzedz w nich ześrodkowanie wszystkich desideratów społecznych tej epoki. Gdydzisiaj, dzię­ ki perspektywiehistorycznej, spostrzegamy, około roz­

wiązania jakich problematów krzątały się ówczesne umysły, pojąć nam trudno, że ruch socyalistyczny 1848rokumógłbyć niespodzianką dla kogokolwiek, co patrzećico słuchać umiał. Nic jawniej szego bowiem, nic logiczniejszego jak rozwój ikrzewieniesię ówcze­

snego socyalizmu.

Rewolucya 1830 roku stanowczo zerwałatrady­ cyjny węzeł z przeszłością i otworzyła tamy liberaliz­

mowi. Swobody konstytucyjne, za które walczono wówczas od jeduegó krańca Europy do drugiego, i sy-stematparlamentarny, ustalającysięnadobre, przynio­ sły z sobąjako następstwo czynny udziałdemokratycz­ nych mas w sprawach publicznych, a gospodarstwo przemysłowo-fabryczne, którego charakterystykę po­

135

daliśmy wyżej, dodawało dotej legalnej formy rzeczo­ wą podstawę:

Przejście z ciemnic do światłabyło takgwałtowne, iż nic dziwnego, że znajdujemy wiele umysłów olśnio­ nych, oszołomionych, wykolejonych. Nie wiedziano, czego się chwycić, w co wierzyć, komu ufać wpośród mnóstwa doktorów i apostołów nowej wiary. Pano­ szące się inagle zbogacone mieszczaństwo zdradza wów­ czas nadzwyczajną ciasnotę opinij, idącą w parze z oschłością serca: nie rozumie solidarności interesów z demokratycznemiwarstwami społeczeństwa, nie chce sięniemi zajmować ipozwala imiść samopas.

A nie brakujeim przecież przywódźców.

Widzieliśmy już dwóchtwórców socyalnych syste-matów, widzieliśmy Saint-Simona i Fouriera, potępia­ jących organizacyą społeczeństwa i wymyślającą dlań nową, Opozycya ich była początkowo skierowana przeciw teoryi laisser faire. leżącej na dnie ekonomii politycznej; nadawali oni państwu władzę, tak samo jak prawo uorganizowania pracy społecznej, w całkiem no­ wy, odmienny sposób. Powoli to credo ekonomiczne rozszerzyło się i objęło wszystkie sfery działalności ludzkiej. Obaj ci mistrzowie mieli uczniów, ale ci, chociaż zatrzymywali zasadnicze punkty ich teoryj, tłómaczyli je i zastosowywalipo swojemu. Widzieliś­

my wyżej, co Enfantin zrobił z nauką Saint-Simona, i nie był on jedynym. Doktryna Fouriera narzucała się wprawdzie przez swojęjedność uczniom, przyjmują­ cymjąen bloc, alechwast,jakzwykle, szerzyłsię i ple­ nił do nieskończoności. Władze rządowe tak samo jak opinia klas posiadających nie stawiały żadnych zapór

136

apostołom socyalizmu i zasklepione w swym dobroby­

cie i swojem bezpieczeństwie lekceważyły utopistów, pogardzały nimi. Ale jeżeli utopieMorusówi Campa- nellich w dawnychczasach przebrzmiewały bez wieści i doraźnego wpływu, to inaczej stać sięmusiało w ło­ nie społeczeństwa, wzburzonego rewolucyami, społe­

czeństwa,gdzie równość demokratyczna rzuciła już swe korzenie; gdzie żądza polepszenia swego bytu stawa­

ła sięjuż przez samo zetknięcie się, zbliżenie klas co­ raz bardziej gorączkową, gdzie każdy pomysł nowy, każdy nowy projekt rozchodził się natychmiast stu-gębnem echem.

Znajdujemy się tedy wobec wielu pierwiastków, działających jednocześnie w sposób rozkładowy na ustrój społeczeństwa. Niepodobna pominąć tutaj Au­

gusta Comte’a, twórcy filozofii pozytywnej. Doktryna jego kiełkowała w nauce Saint-Simona i przygotowy­

wałacały szereg pierwszorzędnych myślicieli jak:Lit- tre, J.JStuart Mill^ Darwin, Herbert Spencer i t. d., którzy cały organizm nauki nowoczesnej przeistoczyć mieli. Zanim te potężne pierwiastki pozytywizmu przenikną wmasy, potrzeba będzie czasu i nie oskarża­

my go o bezpośredni wpływ na ruch socyalny tej epoki. Alemimotego przyznać należy, że ta swoboda, z jaką filozof kreślił zarys swojejsocyologii, że wybry­ ki jego fantazyi tak samo jak jednostronne pojęcia, w których sobiepodobał, oswajały stopniowo publicz­

ność z tą myślą, że organizm społeczny jest giętkim substratem, z któregojak zwosku lub gliny można ule­ pić rozmaite całokształty. Nierezultaty tedy pozyty­

wizmu powtarzamy, rezultaty zachowawcze, alejego

137

metoda naukowa utorowała już wówczas drogę różnym socyalistycznymteoryom.

Prawdziwyto las, w którymzgubićsięłatwo. So-cyetaryzm Wiktora Consideranta, humanitaryzm Piotra Leroux, reformizm Franciszka Raspaila, komunizm Stefana Cabeta: oto są główne cztery strumienie, który­

mitoczy się socyalizm francuzki w epoce lipcowej mo­ narchiii którydoprowadzanas do organizacyi Ludwika Blanca i doanarchii Proudhona. Zobowiązku dajemy imtujedynie streszczające słowo.

Cousiderantbył(araczej jest, gdyż żyje dotąd oto­ czonyczciąnie tylko socyalistów francuzkich ale wszyst­ kich przedstawicieli demokratycznych idei), utopistą dobrej wiary, o gorącem sercu, szlachetnem, pełnem humanitarnych popędów. Obłąkany teoryami Fouriera starał się jew czynwprowadzići zadaniutemupoświę­ cił całe swoje życie. Byłzanadto praktyczny, abynie widzieć, że w pomysłach Fouriera obok prawd zasad­ niczych jest mnóstwo fantazyj nie wytrzymujących krytyki. Tak jak Littre zanaszych dni wyrzucił z sy-stematu Augusta Comte?ateustępy,którebygo wszelkiej powagi w oczach ogółu pozbawiły, tak samo Conside- rant oczyścił furieryzm z jegopotwornych pomysłów.

Zachował za tojądrojego nauki: ideę stowarzyszenia, ajako organizacyą takowego-falanster. Socyetaryzm stawał jako przeciwieństwo znienawidzonego indywi­ dualizmu. Organem jego doktrynybył dziennik Demo- cratie pacifiąue, którego wpływ w ciągu całej epoki, po­ przedzającej wybuch rewolucyi1848 roku, był ogromny.

Starał się wprowadzić swe ideały w czyn, ale kilka prób założenia falansterów rozbiło się wówczas tak samo, jak rozbiły się później w środkowej Ameryce,

138

w Texasie, gdzie się za czasów napoleońskiej reakcyi przesiedlił Considerant wraz ze swoją małżonkąi kilku przyjaciółmi. Można uczcić wp. Considerant półwie­

kowe wytrwanie przy tych samych pojęciach, oddać hołd tej wytrwałości,która nie ulękłasięani prześlado­ wań, ani wygnania, anipoświęcenia znacznej fortuny dla wspólnego, dzieła, ale niemożna mimo tego twier­

dzić,żeby byłchoć o źdźbło jedno posunął rozwiązanie problematu społecznego.

Humanitaryzm Piotra Leroux wypada raczej od­

nieśćdo kategoryi mglistej metafizyki aniżeli do prak­ tycznych doświadczeń na polu reform społecznych.

Przez osobiste swoje związki z gronem postępowych reformatorów ówczesnych, przezgłębokośćswej■wiedzy i czystość swej etycznej doktryny Piotr Leroux wy­ warł silny wpływna działanie socyalistówówczesnych.

Należymuoddaćsprawiedliwość, że lepiej igłębiej, niż jakikolwiek z jego poprzedników, wykazał i udowodnił solidarność pomiędzy ludźmi jako członkami rodziny kraju. Dążyłbezustannie do reorganizacyi takowych;

pragnął, ażeby ziemia, kapitał i narzędziapracy dawa­

ne były na wspólny użytek ludzkości, ażeby ramy ojczyzny rozszerzyły się do objęcia w nie wszechludz-kości. Ale ponieważ nie dawałżadnychśrodków doty­

kalnych, namacalnych do wprowadzenia w czyn tych górnolotnych poglądów, nie mamy potrzeby dłużej się nadnim zastanawiać.

Nie możemy wreszcie pominąć osobistości Fran­ ciszka Raspaila, znanego agitatora ówczesnej i póź­

niejszej epoki. Zjednej strony zdążałon do praktycz­ nych reform, jakdo ulepszeń systemu karnego, do za­

139

prowadzenia glosowania powszechnego; z drugiej nieu­ stannie przedstawiał stowarzyszeniejako jedyną zbaw­ czą organizacyą dla jednostek. Obszerny system sto­

warzyszeń miał podług jegodość licznych zresztą teo-ryj objąć całe społeczeństwo. Każda gmina miałaso­ lidarnie dostarczyć funduszów stowarzyszeniom protek­

cyjnym. Oczyszczona z fantastycznych wybryków myśltaistotnie należy do przyszłości.

Nie podobna przyznać nawet tej względnej war­ tościpomysłom Stefana Cabeta. Jego słynne dzieło: Podróż po Ikaryi,wyszłena świat w 1840roku,nie było niczem więcej jak nową edycyą humanistycznych desi-deratów Tomasza Morusa i jego Utopii. Wszystko, co tylkobujna wyobraźnia jest w staniewymarzyć do­ brego, przyjemnego i rozkosznego, wszystko to w ma­ rzonej tej Ikaryiznajdować sięmiało. Mogło to rozo­

gnić powierzchowne albo niedojrzałe umysły klasy ro­

botniczej ówczesnej, mogło zachęcić autorado czynnej propagandy, ale obecnie, po upływie latczterdziestu, fantazya ta nie zasługuje doprawdynaściślejszy roz­

biór. Leży na dłoni,że w realistycznym wieku naszym, matter of fait, takich snów na jawie nie bierzemy na seryo. Jedyny punkt, który nawet u Cabeta zasługuje na uwagę jest, że nie sądził on bynajmniej,abytenraj­ ski świat Ikaryi mógł byc odrazu urzeczywistniony, że on nawet uznawał potrzebę50-letniej przejściowej epoki,któraby przygotowywała i wychowała dzisiej­

sze społeczeństwo na nieposzlakowanych kumunistów.

W tym celuuznał jako potrzebne znieść cały organizm administracyjnyipaństwowy, całą hierarchią urzędniczą, otworzyć warsztaty narodowe dla robotników, których

140

utrzymanie miało kosztować skarb publiczny co najmniej 500 milionów rocznie; przez zniesienie spadkobrania chciał stopniowo zagarnąć całą własność prywatną izro­

bić z niej państwową. Zgadzałsię wprawdziena istnie­ nieinstytucyj małżeństwa i rodziny, ale było to jedyne ustępstwo, które czynił dla indywidualizmu. Nawet wtymnawskróś romantycznym utworze,niezbędna logi­ ka zmuszałago pokazać swoje tyraniczne instykty, gdyż panować miała w Ikaryi jednostajność ubioru, zajęć, nie byłotam swobody drukuetc. Istotnie zdrowyroz­ sądek pokazuje, że bez despotyzmu komunizm ani na chwilę ostać się nie potrafi.

Jedne po drugich wydania Podróży po Ikaryi i liczne inne tegosamego nastroju publikacye przycią­

gałyumysły mas do wprowadzenia w czynmarzeń Ca- beta. W 1847 roku udało mu sięzresztą istotnie zna­ leźć dość stronników, abysię targnąć na urzeczywist­

nienie swoich pomysłów: kolonia ikaryjska miała po­ wstaćw Texasie. Założonąteż została naprzódw Nau-voo, potemw Jowa. Były to jedynie próby bez zna­ czenia, ale aby się chwilowo nawet utrzymać mogły, trzeba było wyrzec się całkiem komunizmu Cabeta.

Zapewne przedsięwzięcie całe byłoby uległo kompro­ mitującemu rozkładowi, gdyby wybuch rewolucyi 1848 rokunie byłod niego odwrócił uwagi publicznej.

W epoce naszej niema zresztą miejsca dla tych mistycznych reformatorów i jakakolwiek mogłaby być wartośćtych abstrakcyj, masa ludowa ma nazbyt roz­

budzone apetyty i instykty, aby czekać na morze zlemo­ niadyiinne gruszki na wierzbie, obiecywane im przez ideologów. Uwaga warstw ludowych zwraca się do

141

praktyczniejszychdziałaczy. Wpośród takowychznaj­ dujemy na pierwszym planie dwie osobistości: Lu- ; dwika BlancaiProudhona. Jak przedtem imiona Saint- >

Simona i Fouriera, tak teraz te dwa imiona sta­

wiane będą ciągle na jednej linii, mimo zasadniczych różnic, jakie ichdzieliły.

Polityczna a nawetpisarska działalność Ludwika Blanca przechodzikilka faz całkiem odmiennych. Tu­

taj dotkniemy jednej tylko, tej mianowicie, któ­ ra sformułowaną została w jego zasadniczem dziele:

Organisation du travail. Wydanemono zostało w 1840 roku a zatem jednocześnie z utopiami Cabeta. Częste przedruki i żywa polemika, jaka się około tego dzieła wszczęła, oswoiły z jego treścią umysły. Gdy wy­ buchła rewolucya 1848 r.,nie zdziwiło nikogo, żeautor Organizacyi pracy byłjednym z członków nowegorzą­ du : skoro zadaniem tego przewrotu miało byćrozwią­

zanie problematów społecznych, rola ta przypadała przedewszystkiem tym, co się odznaczyliposzukiwania­

mi natej drodze, ba, którzy się nawet chełpili znale­

zieniem tej kwadratury koła.

Ludwik Blanc był zawziętym nieprzyjacielem in­ dywidualizmu, odosobnienia jednostki, w którem leży źródło tej walki, jaka bezustannie rozdziera i krwawi łono ludzkości. Przeciwstawia indywidualizmowi stan istotnie towarzyski, socyalny, solidarny. Instytucya, która ma celu tego dopiąć, jest warsztat społeczny.

Wszyscy robotnicy jednego zawodu mieli powiązać się w jeden związek i utworzyć wspólny warsztat; po utworzeniu takich organizmów cięściowych masię utwo­

rzyć między nimi solidarny pakt. Wszyscy krawcy,

142

stolarze,rzeźnicyetc.kraju zamiastwspółzawodniczyć z sobą, będą iść ręka wrękę iwywalczać dla siebie po­ lepszenie bytu. Jako ostatnieogniwo łańcucha wszyst­

kie warsztaty rozmaitychzawodów powiązać sięmają nowym paktemwimię solidarnych interesów wytwór­

czych iekonomicznych i stworzyć w ten sposób praw­ dziwy warsztat narodowy. Jako przygotowawczy przej­ ściowy środek L. Blanc podaje bezprocentową pożycz­

kę,udzieloną przezrząd stowarzyszeniom robotniczym.

Pracując lepiej i taniej,mają stowarzyszenia te w krót­

kim przeciągu czasu złamaćindywidualną pracęi przy­ ciągnąć jąprzez swojekorzyścido swojejekonomicznej sfery. Organizacya ta nie miała się ograniczać do pracy rzemieślniczej po miastach; miały obok niej powstać stowarzyszenia produkcyjne rolnicze, które autor uważał za możliwe przez zniesienie spadkobra­ nia w bocznych liniach. Rząd nie miał się mięszać

do zarządu wewnętrznego warsztatów, które same wy­

bierały swoję administracyą, stanowiły cenę zarobku etc. rola jego ograniczała się do prawodawczej działal­

ności, a przez dostarczenie funduszów pracownikom, nieposiadającym takowych, rozszerzał zakres kredytu,

czyniącgo zosobistego—rzeczowym.

Organizacya pracy, sformułowana w ten sposób przezLudwika Blanca, nie była pozbawionązalet.Wpra­ wdzie na dnie jej leżała wszechtyrania państwa, którą autor starał się jak mógł osłonić, wprawdzie nie był wszedłwrozmaite szczegóły i drobiazgi, którebymo­ gły jak najlepiej pokazać słabe strony doktryny, ale mimo tegobezstronność nakazuje nam wyrazić zdanie, że naukowa wartośćprojektu Ludwika Blancabyła dale­

143

kowyższą, aniżeli wszystkich jegopoprzedników. Prze­

ciwstawienie stowarzyszenia odosobnionej jednostce dokonane zostało przezeń po mistrzowsku i nigdy odtąd w obozie rewolucyjnego socyalizmu, taksamo jakw za­ chowawczych szeregach ekonomistów, zasada ta nie została zapomnianą. Nie pytamy się chwilowo o to, czy poza obrębem państwa nie będzie można znaleźć sposobu dostarczenia stowarzyszeniom produkcyjnym kapitału niezbędnego do produkcyi; dość nam będzie położyć nacisk na tę okoliczność, że w epoce, co poprze­ dziłarewolucyą socyalną 1848 r., znalazł się reformator społeczny, który, jako kamień węgielny marzonegono­ wego ustroju ekonomicznego, uznałstowarzyszenie.

Nie myślimy bynajmniej bronić Ludwika Blanca od wszystkich zarzutów, jakimigo zasypano, niemyślimy przedewszystkiem bronić jego formuły: „każdemu po­

dług jego potrzeb, akażdej podług posiadanych zdol-ności“, formuły ciasnej a jednostronnej, ale razjeszcze powtarzamy, żeprojekt jego organizacyi pracy ma tę wyższość nadinnymi, iż nie jestfantastycznym utwo­ rem rozkiełznanej wyobraźni, ale żebierze rzeczywiste istniejącestosuuki na uwagę, że pozwalana stopniowe przekształcenie społeczeństwa i że stowarzyszeniejest aktem swobody człowieczej, a zatem że nie można w niem widzieć tyranicznego narzucenia pewnej żelaz­ nej formy.

Proudhon Piotr-Józef urodzony w 1809 r., był jak Cabet synem bednarza, a jak Piotr Leroux uczniem drukarskim zamłodu. Jest to jedna z najśmielszych, najpotężniejszych umysłowości naszego stulecia; jest to olbrzym, który na długie jeszcze czasy będzie mógł

144

służyć jakoprzedmiot dociekań, spostrzeżeńi studyów.

Pod względem teoretycznym stoi on samotnie i niemoże być policzony do adeptów żadnej szkoły. Jakofilozof zastosował on metodę dyalektyczną Hegla do swoich wywodów, wymierzał nią ciosy na prawo i na lewo, ogłuszał przeciwników tezą, antytezą i syntezą, tątka­

niną paradoksów isofizmatów.

Jako socyalista jest Proudhon także oryginalną osobistością. Nie należał on do żadnej z istniejących przedtem szkół i można powiedzieć, że niewytworzył żadnej. Jest on tak samo zawziętym wrogiem indywi­

dualizmu, własności, religii, państwa a zatem całego dotychczasowegoustroju społeczeństwa, jak wrogiem, pełnym pogardliwego lekceważenia socyalistycznych i komunistycznych utopij iprojektów czyli tego ustro­ ju społecznego, ku któremu jak ku lepszej jutrzence zwracałysięztrwożną ufnością umysły wydziedziczo­

nych. Całą siłę swej dyalektyki użył Proudhon do udowodnienia, że błąd i fałsz rozsiadły się tryumfująco wśród świata i że grożą mu nadal. Wśród nagroma­ dzonych ruin stanął w tytańskiej, złowieszczejsamot­

ności. Szereg jego pism przetrwał nie tylko lipcową monarchią, ale i epokę rzeczypospolitej 1848 r. i więk­

szą część reakcyi drugiego cesarstwa. Trudno jest podzielićtedy jego działalność iograniczyćtę, która do tej epoki przygotowawczej należy. Ale teorye jego oprócz słynnych pamfletów w kwestyi własnościzna­

lazły najbardziej naukowe ugruntowanie w jego poważ-nem dziele: Sprzeczności ekonomiczne, które wyszło na widokpubliczny w 1846 r., a zatemw dwa lata przed wybuchem rewolucyjnym.

145

Gdy po odrzuceniu kolczystej łupiny nie bez tru­

dności dobijemy się do jądra jego naukowego credo, znajdujemy, że podług Proudhona najwyższą ideąwśród wszechświata jest ideasprawiedliwości. Ta szczytna zasada powinna być podstawą społecznego ustroju.

Sprawiedliwość — podług Proudhona — uzmysławia się w równości. Ponieważ równość we wszystkich, swych fazach i zastosowaniach nie może istnieć tam gdzie istnieje kościółze swojem objaśnieniem i dogma­

tyczną religią, gdzie istnieje państwo ze swoją hierar-hiąadministracyjną, gdzie istnieje własność ze swoją wszechwładząkapitału, zatem dourzeczywistnienia na ziemi ideału równości alias sprawiedliwości trzeba nie tylko znieść kościół i państwo, ale znieść także włas­ ność osobistą. Nie myśli on jednak zastąpić tej osta­

tniej, jak powiedzieliśmy już wyżej, przez komunizm albo własność wspólną, lecz przeciwnie chce rozwinąć indywidualność, daćjej wszystkie zasoby zaspokojenia potrzeb i wymagań swoich i swojej rodziny za pomocą używania, za pomocą posiadania dożywotniego wszyst­

kichdóbr ziemskich, którychpotrzebować może. Włas­

ność indywidualna i komunizm stanowiły tezę i anty­

tezę; syntezę stanowić miała wzajemność posiadania, wymiany, używania, mutualności od łacińskiego mu-tuum. Mutualizm i federacya: oto dwa pojęcia zasa­ dnicze, około których obracał się świat, abstrakcyjnie wymarzonyprzezProudhona.

Ażeby zastąpić organizacyą społeczną opartą na własności przez nową opartą na wzajemności, należało przedsięwziąść szereg reform,których całość stanowić miała likwidacyąsocyalną. Wiele razy odtądusłyszeć/

Socyalizm. 10 '

146

nam przyszło to straszne słowo: Proudhon jest jego odpowiedzialnym autorem!

Do zlikwidowania społeczeństwa potrzeba było naprzód ustanowić podatek postępowy od wszystkich form dochodu. Podatek od dochodu miał zastąpić wszystkie inne podatki i przez swój ogrom zapełnić kasę społeczeństwa. Wszyscy dzierżawcy gruntów i lokatorowie domów będą płacili raty dzierżawcze ikomorne zmniejszone, a po upływie dwudziestu lat grunta idomy wynajmowane przejdą w ich posiadanie bez dalszej opłaty. Odsetek od kapitału miał być tak­

że zmieniony i wielki bank ludowy, bank wymianymiał ześrodkowywać wszystkie kapitały i przez bony wy­ mienne dostarczać bezpłatnie kapitału stowarzyszeniom,

któreby takowego potrzebowały.

Ześrodkowaniewszystkich źródeł bogactwa naro­ dowego iich ciągłyobieg za pomocą wzajemnejwymia­ ny i bezpłatnego kredytu: oto zasadnicze idee organi­

zacyjne, do których sprowadzić się dają teorye Prou- dhona.

Nie będziemy się wdawali w obszerne obalanie takowych. Leży na dłoni, że daremność, bezpłatność kredytu zniszczyłaby od razu jednym zamachem dzia­ łalność produkcyjną; nie szłoby nikomu o zaoszczędze­ nie zdobytego kapitału, gdybytakowy nie miał naprzy­

szłość żadnej zapowiadać korzyści. Próbybezpłatne­ go kredytu nawet na najmniejszą skalę nie wytrzyma­

łyby krytyki przy dzisiejszym indywidualnym organi­

zmie społecznym —nieuszło to też bynajmniej bystrego oka Proudhona i jeżeli w burzliwej epoce 1848 roku starał się urzeczywistnić reformy społeczne przez

147

utworzenie banku ludowego, doczego zachęcał wówczas właścicieli i kapitalistów, to było to jedyniejednem ogniwem łańcucha, jedynie pierwszym krokiem do urze­ czywistnienia jego teoryj o an-ar cliii.

Nie będziemy potrzebowali, aby uniknąć zdradli­ wych sideł,do którychdyalektykaProudhona i jegopo­

zornabezstronność nas wciąga, nie będziemy potrzebo­

wali zejść do szczegółów jego teoryj i wykazywać ich niemożliwość. Niemożliwośćta, powtarzamy, nieule­ ga wątpliwości. Ograniczymy się na wykazaniu za­ sadniczego błędu, na zdruzgotaniu tego sofizmatu, na którym całyswój systemat zbudował. Sprawiedliwość, podstawa społeczeństw, jestnieodłączną odbezwzglę­ dnej równości. Bynajmniej. Dla sprawiedliwości wy­

wali zejść do szczegółów jego teoryj i wykazywać ich niemożliwość. Niemożliwośćta, powtarzamy, nieule­ ga wątpliwości. Ograniczymy się na wykazaniu za­ sadniczego błędu, na zdruzgotaniu tego sofizmatu, na którym całyswój systemat zbudował. Sprawiedliwość, podstawa społeczeństw, jestnieodłączną odbezwzglę­ dnej równości. Bynajmniej. Dla sprawiedliwości wy­