31 książę lub magnat. — A szczególniej też w dniu'takiej uro
czystości i takiego święta, jakiem jest Narodzenie Chrystu
sa — z przykładną pokorą i z prawdziwie chrześciańską mi
łością wszyscy od króla począwszy, przyjmowali przybywają
cych w gościnę i łamali się z nim Chlebem bożym, i sadzali za stołem razem z drugimi, i raczyli szczerze tern wszyst- kiem, czem ch ata była bogata. A naó wczas dzięki Bogu isto
tnie jeszcze bogatym był dwór królewski w Polsce. Stół ugi
n ał się od srebrnych nacżyń i gęsto zastawionych kandela
brów czyli świeczników; a potraw było poddostatkiem, że się jeszcze z niejednym przybyszem podzielić było można temi
resztkam i, które po jedzeniu z komnaty wynoszono.
Owóż tedy, gdy się już uczta królewska miała ku koń
cowi — gdy jedenasta godzina na zamkowym wybiła zegarze, dostojni goście poważną zajęci rozmową, za przykładem swej ulubionej królowej, aż do dwunastej samej czekać postano
wili, aby potem przez krużganki zamkowe zejść do kaplicy na mszę pasterską , którą się obchód Bożego Narodzenia rozpoczyna..
Jeden z dworzan królewskich zbliżył się wtedy do króla i oznajmił m u, że ktoś z kapeli zamkowej prosi o łaskawy wstęp ,do Jego komnaty.
—' Jest próżne miejsce dla gościa przy stole, — rzekł n a to łagodnym i uprzejmym głosem król Stefan — proście go, aby raczył przybyć, a radzi go przyjmiemy wszyscy.
Gdy dworzanin wyszedł, natenczas biskup krakowski P iotr Myszkowski powstawszy, w te się odezwał słowa do króla:
— Przebacz Miłościwy Królu i Panie, że to zjawienie się nieproszonego gościa wyjaśnię. Jest to moja sprawka. Pewny byłem, że ktokolwiek do Waszych drzwi dziś zapuka, przy
ję ty będzie gościnnie i dla tego też nakłoniłem sam młodego muzykusa, aby się ze swoim darem , który mi z wielką nie
śmiałością ofiarował dziś rano, pochwalił i zprezentował przed samym królem. Sądzę bowiem, że dar ten, który tu za chwilę
32
ujrzymy, godnym jest względów i łaski Waszej królewskiej Mośei.
— Bardzo Wam wdzięczny jestem Mości Księżę — od- rzekł na to Stefan Batory i z niecierpliwością spojrzał na drzwi wprowadzić mające niespodziewanego gościa.
— Któż jest ten młody m uzyk, — spytała Anna księ
dza biskupa krakowskiego, lubiła bowiem bardzo muzykę kościelną, i rada przysłuchiwała się kapeli zamkowej, wyko- nywającej różne piękne m elędye przy grobowcach jej ojca i brata.
— Jest to Mikołaj Gomułka — odpowiedział z usza
nowaniem ksiądz biskup — krakowianin, ma la t dwadzieścia k ilk a , a ju ż wielkie okazuje zdolności w muzyce. Jeździł o niewielkim koszcie do Włoch i tam uczył się od-znakomitego mistrza Palestryny, znanego Wam Miłościwa Pani i królowo z dzieł swoioh kościelnych, których melodye raczyliście nie
dawno tak wysoce chwalić.
— Tern bardziej radzimy poznać jego ucznia — powie
działa na to królowa -— a wtem drzwi się otwarły i w nich ukazał się młody i urodziwy człow iek, na którego miłem obliczu jaśniała prawdziwa miłość sztuki i wyraz boskiego natchnienia. Kędziory czarnych włosów dużemi pierścieniami spadały m u n a szy ję, a w oczach świecił blask m łodzieńcze
go zapału i w zruszenia n a widok ta k dostojnego grona zna
kom itych osób. Strój n a nim b y ł ówczesnej epoki szczero- polski. — D ługa toga czarna z białemi w ylotam i, rodzaj żu- pan a białego i pas złocisto haftowany. W chodząc trzy m ał pod p ach ą sporą paczkę książek, k tó rą zaraz złożył n a k rze śle, a sam przyjętym obyczajem przyklęknął n a jedno kolano na znak pow itania królewskiej pary.
— W itaj nam — witaj m iły gościu — mówił uprzejm ie Stefan —- prosimy bliżej; oto wolne miejsce przy stole, cze
k a W aścinego przybycia.
Po należnych ukłonach i pow itaniach, drżący ze wzru
szenia, Gomułka przybliżył się następnie do królewskiego
sto-33 łu i przed naznaczonem sobie miejscem stanąwszy, nieśmia
łym przemówił głosem:
— Uroczysta i wielka dla mnie chwila nadeszła, za którą Bogu najprzód składam podziękę — a potem Wam Najmiłościwszy królu i Najmiłościwsza królowo! — i Wam Wielce Miłościwi Panowie Dostojnicy. — Owoce pracy mojej,
3
34
nauk mych i natchnienia Bożego, składam tu dzisiaj przed Wami — niechaj służą na chwałę Boga i pożytek mojej naj
droższej polskiej ziemi, — Com uczuł w sercu mojem i po
słyszał w duszy mojej, korzącej się zawsze przed Panem nad Pany, z tego powstały te oto moje melodye, dorobione do Psalmów Dawidowych, na nasz ojczysty język tak dziwnie pięknie przełożonych przez Jana Kochanowskiego, naszego najpierwszego wieszcza. Są to prostacze nuty i nie wykwintne tony, hom je dla prostaczych serc moich rodaków zgotował.
Do Ciebie się teraz zwrócę powtórnie Najdostojniejszy Księże i Pasterzu naszej krakowskiej owczarni — i poproszę raz je
szcze o przyjęcie tej pracy mojej do, Twego kościoła i po
błogosławienie jej na użytek, i pociechę Twbjej pieczy odda
nych owieczek. — Podniósłszy zaś z krzesła złożone na nim książki, które był przyniół ze sobą, wziął jednę z nich w czer
wony aksamit oprawną i- doręczył z kornym ukłonem królo
wi — drugą królowej, a trzecią krakowskiemu biskupowi. — Doręczając zaś swoje dzieło księdzu Piotrowi Myszkowskiemu, odezwał się doń następującym wierszem, który też w onej książce był wydrukowanym:
Ja też snopek pierworodny Niosęć Panie — acz niegodny Twoich rąk wielkiej zabawy,
Nie gardź proszę; lecz łaskawy Okaz wzrok ofierze małej,
Którą, daję z chuci całej.
Niosęć nowe Melodyje Dawidowe Psalmodyje, Które na nowo wydany
Psałterz Tobie przypisany Są łacniuchno uczynione
Prostakom nie zatrudnione.
Nie dla Włochów, dla Polaków, Dla naszych prostych domaków.
Wszakże jeśli te łaskawą
Ujrzą twarz, k’temu chęć prawą,
35
Podam lepsze do rąk T w oich:
Bo to skutek posług moich Które chucią. zapalone
Służyć wiecznie zniewolone.