• Nie Znaleziono Wyników

Skandal stulecia i inne felietony

We wstĊpie do Morza utraconych opowiadaĔ i innych felietonów Ryszard KapuĞciĔski pisze:

Dziennikarzem Gabriel García Márquez byá zawsze. Od dziennikarstwa zaczynaá, z dziennikarskiej pasji zapisywania wydarzeĔ powstawaáy jego opowieĞci, dziennika-rzem czuje siĊ do dzisiaj70

.

To prawda. Granica miĊdzy publicystyką Márqueza a jego prozą literacką jest páynna, czĊsto niezauwaĪalna. W wielu jego powieĞciach czy opowiada-niach spotykamy typowo dziennikarskie ujĊcia, i odwrotnie, felieton, reportaĪ, czy notka prasowa, to pasjonująca opowieĞü. CzĊsto zdarza siĊ, iĪ jedno bywa zaczynem drugiego i nie sposób dostrzec gdzie „koĔczy siĊ” Márquez dzienni-karz, a „zaczyna” Márquez prozaik. W przeáoĪeniu na Ğwiat muzyki moĪna fe-nomen ów porównaü do nielicznych wielkich twórców, bĊdących jednoczeĞnie wykonawcami dzieá innych kompozytorów. Tworzenie wáasnej wizji i opisywa-nie cudzej, innej – poprzez swoje osobiste doznaopisywa-nie – to poáączenie, z którego rodzi siĊ genialny mistrz muzycznej opowieĞci, taki, jakim jest Gabriel García Márquez w Ğwiecie sáowa.

Skandal stulecia i inne felietony to zbiór tekstów Márqueza publikowanych

w kolumbijskim „El Espectatorze” w latach 1955–1960. Máody, początkujący dziennikarz poznaje w tym czasie EuropĊ. Jako korespondent gazety odkrywa tĊ czĊĞü Ğwiata, niejednokrotnie wprawiającą go – co zrozumiaáe – w zdumienie

69

nie pozbawione wątpliwoĞci, jak i Īartobliwie przymruĪonego oka. To wáaĞnie oko i ucho, dociekliwe, czuáe i cierpliwe w postrzeganiu Ğwiata i Īycia, sprawia, iĪ we wczesnej publicystyce moĪna juĪ dostrzec w Márquezie dziennikarza z krwi i koĞci. W felietonach z owych lat niewiele jest muzyki. Zazwyczaj po-brzmiewa ona w tle wielkiej polityki, czy innych doniosáych wydarzeĔ (poza jednym wyjątkiem, jakim jest publikacja ukazująca sylwetkĊ tenora kolumbij-skiego, Rafaela Ribero Silvy). Felieton ten, zatytuáowany Artystyczny sukces

w Genewie, napisaá Márquez w Rzymie w listopadzie 1955 roku, po tym, jak Silwa zająá ósme miejsce w finale MiĊdzynarodowego Konkursu Interpretacji Muzycznej, który odbyá siĊ tego roku w Genewie.

Dowiadujemy siĊ, iĪ Silva – od 1949 roku mieszkający w rzymskiej dzielni-cy Parioli – stanowiá dla tutejszych mieszkaĔców rodzaj „Īywego budzika”, rozpoczynając codziennie, punktualnie o siódmej rano, üwiczenie wokalnych wprawek, które sąsiedzi wspaniaáomyĞlnie, choü nie bez pewnych oporów, zgo-dzili siĊ tolerowaü. Silva pochodziá z rodziny na wskroĞ muzykalnej, Ğpiewają-cej, grającej i sáuchającej muzyki ze staromodnego gramofonu z tubą. Począt-kowo Silva studiowaá inĪynieriĊ, lecz spotkawszy na swojej drodze Gila Díaza – flecistĊ i dyrygenta orkiestry La Voz de Antioquia, wiedziaá juĪ, Īe jego mu-zyczny los jest przesądzony. UsuniĊty z Akademii Górniczej, zmuszony przez rodzinĊ do zawodu ksiĊgowego, wytrwaá w nim jeszcze krócej. W Rzymie Silva usiáowaá rozpocząü naukĊ Ğpiewu u commendatore hrabiego Carla Calcagni. Wtedy jednak hrabia i jego Īona, sopranistka, uznali, iĪ gáos Silvy jest nic nie wart. Mimo to, Silva przez szeĞü lat, budząc sąsiadów o siódmej rano, codzien-nie uparcie üwiczyá. Swój sukces przypisywaá póĨniej takĪe pokaĨnym iloĞciom soku z jabáek, który wypijaá przed wystĊpami. Nie zaniedbaá teĪ kursu gry aktor-skiej. W chwili, gdy Márquez pisaá o sukcesie na genewskim konkursie, Silva miaá w repertuarze dziesiĊü oper, naturalnie znając je na pamiĊü. ĝpiewaá w Cit-tà di Roma, w Instituto de Cultura Hispánica, w Victoria Hall oraz w Genewie i w Strasburgu. Jego motto Īyciowe, a przede wszystkim zawodowe brzmi: „NajwaĪniejsze to siĊ nie zaáamywaü”71.

Felieton ukazuje Rafaela Ribero SilvĊ takiego, jakim jest, bez zbytniej prze-sady podkreĞlając jego zalety i dowcipnie zdradzając caákiem niewinne sáabost-ki. Osoba Silvy pojawi siĊ póĨniej w jednym z Dwunastu opowiadaĔ tuáaczych zatytuáowanym ĝwiĊta.

Skandal stulecia i inne felietony otwiera relacja Márqueza z konferencji

Wielkiej Czwórki – Eisenhovera, Edena, Faure i Buáganina – w Genewie w 1955 roku. Muzyki tu niewiele, co zrozumiaáe. Jedynie od czasu do czasu stanowi ona táo owego wydarzenia. Oto przybyá na konferencjĊ Edgar Faure z maáĪonką:

[...] uĞcisk dáoni prezydenta Szwajcarii, olbrzymi bukiet róĪ [...] dla pani Faure [...] i akordy francuskiego hymnu, w wykonaniu orkiestry wojskowej 26 puáku. Pewna fran-cuska gazeta donosiáa wczoraj, Īe orkiestra otrzymaáa z wyprzedzeniem partytury wszystkich hymnów – z wyjątkiem radzieckiego. W ostatniej chwili muzycy musieli go w poĞpiechu spisaü z páyty72

.

Drobny, muzyczny akcent towarzyszyá spacerowi prezydenta Eisenhowera po Genewie w chwili, gdy znajdowaá siĊ on na moĞcie nad Rodanem. Byáa to zapewne niezwykáa sytuacja, kiedy „po obu stronach mostu szli, równieĪ pieszo, wtopieni w obojĊtny táum, mijani przez rozĞpiewanych rowerzystów, potĊĪni ochroniarze w marynarkach skrywających pistolety”73.

Nie ulega wątpliwoĞci, iĪ premier Wielkiej Brytanii – Anthony Eden – miaá wiele wspólnego ze sztuką pianistyczną, gdyĪ w chwili przybycia do rezydencji Le Respoir spodziewaá siĊ tam fortepianu, lecz zamiast niego zastaá... tylko ma-szyny do pisania. DomyĞlamy siĊ, iĪ doznaá w gáĊbi duszy uczucia zawodu74.

Osobne miejsce w relacji Márqueza zajmują maáĪonki prezydentów. Z wáa-Ğciwą sobie dozą humoru opisuje, jak damy przeĪyáy burzĊ na jachcie znajdują-cym siĊ akurat na Ğrodku Jeziora Genewskiego, cierpiąc katusze. Ocháonąwszy, przebrawszy siĊ w eleganckie toalety, zjawiáy siĊ póĨniej na przyjĊciu wydawa-nym przez madame Petitpierre, maáĪonkĊ prezydenta Szwajcarii.

Jedyny mĊĪczyzna obecny na damskim przyjĊciu stwierdziá, Īe specjalnie zaangaĪowana Ğpiewaczka wykonaáa utwór wyjątkowo pasujący do tamtego nastroju. Jeden jego wers brzmiaá: „Ach BoĪe mój, w nieszczĊĞciu mi dopomóĪ!”75

Na koniec – akcent kolumbijski. Podczas gdy osobistoĞci jadaáy w odpo-wiednio wytwornych miejscach, agenci ochrony wszystkich czterech krajów posilali siĊ w jednym z tajnych lokali, takich, „które wymyĞlono dla potrzeb filmów kryminalnych, [...] gdzie o Ğwicie wylewa siĊ przez okna strumieĔ mam-bo. [...] Nikt by nie uwierzyá, Īe [...] w tej samej Genewie Kalwina znajduje siĊ nocny przybytek, którego nazwa pochodzi z mambo Damazo Pereza Prado”76.

Z Genewy przenieĞmy siĊ do Rzymu, ĞciĞle mówiąc – do Castel Gandolfo, skąd w 1955 roku Márquez dwukrotnie relacjonowaá pobyt Jego ĝwiątobliwoĞci, Piusa XII, w sposób niezwykle zajmujący opisując zarówno postaü papieĪa, jak i atmosferĊ towarzyszącą jego podróĪy z Rzymu do wakacyjnej rezydencji. W sierpniu „placyk w miasteczku peáen byá flag, zaĞ [...] na jednej drewnianej scenie zasiadali przedstawiciele wáadz, a na drugiej, drewnianej scenie orkiestra. Kiedy 72 TamĪe, s. 16–17. 73 TamĪe, s. 21. 74 TamĪe, s. 24. 75 TamĪe, s. 33.

rozeszáa siĊ wiadomoĞü, Īe papieĪ dotará do paáacu, orkiestra – typowo wiejska ka-pela – zaczĊáa dąü co siá w páucach [...] wzruszający hymn Biaáy Ojciec”77.

Z kolei z grudniowego felietonu dowiadujemy siĊ miĊdzy innymi, jak spĊ-dzają czas pielgrzymi przed i po audiencjach papieskich:

Z drugiej strony paáacu, naprzeciwko gáĊbokiego i piĊknego jeziora, maáe restauracyjki czekają na koniec audiencji, aby nowi klienci przyszli napiü siĊ wina i taĔczyü bolera aĪ do Ğwitu78

.

W swoistej przeciwwadze do wakacji Piusa XII pozostaje publikacja z sier- pnia 1955 roku, w której Márquez opisaá Ğwiatowy kongres Ğwiadków Jehowy odbywający siĊ w Rzymie. Oto dowcipnie ujĊty muzyczny akcent towarzyszący zakoĔczeniu kongresu:

WaĪna sesja zamykająca obrady zakoĔczyáa siĊ hymnem odegranym przez murzyĔską orkiestrĊ, jednak zrezygnowano z chórów, albowiem kongresiĞci nie mieli czasu uzgod-niü, jaki ma byü oficjalny jĊzyk. KaĪda grupa znaáa hymn w swoim wáasnym jĊzyku, a doĞwiadczenie biblijne poucza, Īe czáowiek byá bezradny wobec poplątania jĊzyków na wieĪy Babel79

.

Z 1955 roku pochodzi kilka felietonów poĞwiĊconych europejskim wyda-rzeniom filmowym. PublikacjĊ z grudnia Márquez poĞwiĊciá Sophii Loren i Ginie Lollobrigidzie, aktorkom pozostającym ze sobą w stanie „ĞwiĊtej rywali-zacji”, podniecającej táumy wielbicieli, szczególnie we Wáoszech. 5 grudnia oczekiwali oni (na dworcu Termini w Rzymie) powrotu Loren z Oslo, gdzie odbywaá siĊ tydzieĔ filmu wáoskiego. Niestety, tym razem Wáosi odnieĞli siĊ z dezaprobatą do aktorki, dotaráa do nich bowiem wiadomoĞü, iĪ Loren niezbyt elegancko znalazáa siĊ w Oslo, potĊĪnie spóĨniając siĊ na kolacjĊ wydawaną na jej czeĞü w hotelu Bristol. Márquez pisze, Īe jeszcze po godzinie 23.30 Wáosi, takĪe zaproszeni na przyjĊcie, stukali do jej pokoju, báagając by raczyáa zejĞü do sal recepcyjnych. W tym na pozór báahym incydencie dopatrywano siĊ dla Wáoch powaĪnych konsekwencji, tak dla wáoskiego przemysáu filmowego, jak i turystycznego, który w tym czasie odnotowywaá kaĪdego lata liczbĊ 70 000 norweskich turystów, dysponujących sporą dolarową gotówką.

Dla samej Wenecji, miasta pozbawionego przemysáu i handlu, arogancja aktorki moĪe oznaczaü katastrofĊ. Powszechnie wiadomo, Īe w Wenecji są romantyczne gondole z gondolierami Ğpiewającymi przy blasku ksiĊĪyca, bo taką wizjĊ rozpowszechnili tury-Ğci. A tak naprawdĊ teraz, po sezonie, gondole spoczywają w skrzyniach z naftaliną, a romantyczni gondolierzy zawiesili swe romantyczne gáosy na gwoĨdziu i wydają pie-niądze zarobione przez poprzednie miesiące, w oczekiwaniu na powrót lata.

77 TamĪe, s. 45.

78

Radio Oslo zapowiada, Īe z powodu niewczesnego zmĊczenia aktorki, byü moĪe w przyszáym roku 70 000 Norwegów nie przybĊdzie na przejaĪdĪkĊ gondolą80

.

O tym, czy tak rzeczywiĞcie siĊ staáo – nie wiemy. W pozostaáych grudnio-wych felietonach Márquez przybliĪyá czytelnikom powody, dla których obie wáoskie piĊknoĞci, delikatnie mówiąc, nie okazywaáy sobie sympatii. Wydaje siĊ, iĪ w jego opinii, dalekiej od Ğmiertelnej powagi, z lekka zabarwionej drwią-cym uĞmieszkiem, odrobinĊ bardziej sprzyja on Ginie, uznając oczywiĞcie wszystkie „obfite” walory Sophii, o której nb. dowiadujemy siĊ, Īe jest córką pianistki i Īe to wáaĞciwie matka wbiáa jej do gáowy pomysá kariery filmowej”81.

Oto maáy przykáad „rozgrywki” obu paĔ:

Gdy Gina oznajmiáa, Īe w filmie zaĞpiewa, Sophia wziĊáa udziaá w konkursie piosenki neapolitaĔskiej. Gina postanowiáa nagraü páyty, Sophia poszáa w jej Ğlady z Bambo Bacan82

.

I tak dalej, i tak dalej. DziĞ wiemy, Īe miáoĞnicy filmu pokochali i cenią obie aktorki, zaĞ czytając o ich niegdysiejszych animozjach, moĪna zadaü pytanie, zapewne wspólnie z autorem felietonów: czy naprawdĊ na tym Ğwiecie nie ma wiĊkszych nieszczĊĞü?

We wrzeĞniu 1955 roku Márquez obserwowaá festiwal filmowy odbywający siĊ w Wenecji, opisując miĊdzy innymi atmosferĊ towarzyszącą filmowi repre-zentującemu Stany Zjednoczone:

Stany Zjednoczone przywiozáy bombĊ w postaci Filmu Traper z Kentucky (The

Kentuc-kian), wyprodukowanego i wyreĪyserowanego przez Burta Lancastera, w którym on sam odtwarza jedną z ról. [Z tej okazji] urządzono haáaĞliwe przyjĊcie w Luna Parku, na które przybyáo 1200 osób [...]. Dla czterech parkietów graáy dwie orkiestry: jedna muzykĊ roz-rywkową, druga kentuckiaĔską muzykĊ ludową [...]; czáonkowie delegacji radzieckiej na-áoĪyli kowbojskie kapelusze i Īwawo taĔczyli caáą noc przy akompaniamencie typowo kentuckiaĔskiej muzyki. Ciekawe to byáo widowisko: w takt basowych uderzeĔ tancerze wykrzykiwali i skakali jak Kozacy znad Woági83

.

Wiele uwagi poĞwiĊciá Márquez Michelangelo Antonioniemu, którego film

Przyjacióáki, z muzyką Giovanniego Fusco, przedstawiono na weneckim

festi-walu. Przy okazji felietonista przypomniaá inny, wspaniaáy film Antonioniego,

DamĊ bez kamelii z Lucią Bosé, w którym twórcą niezapomnianej ilustracji

muzycznej byá równieĪ Giovanni Fusco84.

Postaci reĪysera francuskiego, René Claira, Márquez poĞwiĊciá caáy wrze-Ğniowy felieton, opisując szczegóáowo konferencjĊ prasową, w trakcie której 80 TamĪe, s. 184. 81 TamĪe, s. 191. 82 TamĪe, s. 192. 83 TamĪe, s. 67.

reĪyser poruszyá sprawĊ dubbingu filmów oraz róĪnych wersji ich tytuáów dla róĪnych krajów (problem ten jest dobrze znany kinomanom, szczególnie tym, którzy znają jĊzyki obce). Jako przykáad podaá René Clair swój film pt.

Milcze-nie jest záotem. W Ameryce Póánocnej rozwaĪano dwie wersje tytuáu: The

Silen-ce is Gold i The Golden SilenSilen-ce. WczeĞniej, chcąc poznaü zdanie widzów, Insty-tut Gallupa przeprowadziá ankietĊ, której pytanie zasadnicze brzmiaáo: co suge-ruje tytuá The Golden Silence, na co ankietowani odpowiedzieli, iĪ jest to histo-ria kobiety szpiega mordującej swoich kochanków zatrutym sztyletem. Prawda zaĞ jest taka, Īe Milczenie jest záotem to komedia muzyczna z Maurice’m Cheva-lierem85.

NajdáuĪszą publikacją w omawianym tu tomie felietonów jest Skandal

stule-cia z 1955 roku, poĞwiĊcony gáoĞnej w owym czasie, tajemniczej, tragicznej Ğmierci máodej rzymianki, Wilmy Montesi. Márquez drobiazgowo i wnikliwie przedstawiá okolicznoĞci zgonu Wilmy oraz przebieg Ğledztwa prowadzonego w tej sprawie. Jedyny akcent muzyczny napotykamy przy okazji pojawienia w caáej tej historii nazwiska Gian Piero Piccioniego, ministra spraw zagranicz-nych i znanego kompozytora muzyki rozrywkowej86.

Relacja ta jest tak fascynująca, Īe czyta siĊ ją jak Ğwietny kryminaá, który nadto mógáby posáuĪyü za scenariusz filmowy. To jeden z wielu przykáadów wzajemnego przenikania siĊ u Márqueza publicystyki i prozy.

Jesienią 1955 roku Márquez opisuje swój pobyt w Wiedniu, wiele miejsca poĞwiĊcając obcym jĊzykom, szczególnie niemieckiemu. Niezwykle trafnie – a i dowcipnie – dzieli siĊ z czytelnikiem osobistymi spostrzeĪeniami z róĪnych miejsc w Europie, gdzie osobiĞcie przekonywaá siĊ, w jakim jĊzyku moĪna byáo siĊ bez wiĊkszych trudnoĞci porozumieü (szczególnie z taksówkarzami). Lepiej czy gorzej, taksówkarze genewscy, paryscy, rzymscy na tyle znają jĊzyk angiel-ski, by – jak mówi Márquez – „móc choüby zamówiü coĞ do jedzenia”. Jednak – kontynuuje – ci przy dworcu wiedeĔskim znają jedynie niemiecki. Tak wiĊc owej nocy 21 wrzeĞnia, swym surowym a nieprzeniknionym niemieckim oznaj-mili pisarzowi, Īe wszystkie wiedeĔskie hotele są peáne.

Przeciwnie, niĪ w innych europejskich miastach, na Südbanhoff nie ma áawek [...]. Wáo-Īyáem rĊce do kieszeni, a potem zrobiáem coĞ, co zrobiábym równieĪ, gdybym usiadá i páakaá: zacząáem pogwizdywaü merengue w stylu vallenato, na wiedeĔskim dworcu, o pierwszej w nocy i w strumieniach deszczu!87.

Tego roku WiedeĔ przygotowywaá siĊ do uroczystego rozpoczĊcia sezonu. W operze, od czasu zakoĔczenia wojny dotąd nie otwartej, 5 listopada 1955 roku

85 TamĪe, s. 121.

86

miano wystawiü Fidelio L. van Beethovena. Márquez pisze, Īe mimo iĪ jeszcze nie zlikwidowano rusztowaĔ, biletów nie byáo juĪ od dwóch lat, a zarezerwowali je Aga Khan, szach Persji, ksiĊĪna Windsoru i caáa miĊdzynarodowa elita88.

Wreszcie na koniec wiedeĔskich wojaĪy Márquez, jak kaĪdy turysta, posta-nowiá zobaczyü wielki, zielony diabelski máyn.

Tam teĪ znalazáem otwartą tancbudĊ [...], gdzie haáaĞliwa orkiestra gra muzykĊ latyno-amerykaĔską. Po drugim solidnym drinku zagrali La molinera Rafaela Escalony. O Ğwi-cie zagrali Cumbia Ğwi-cienaguera. Podczas póágodzinnej przerwy potrafią przerobiü na wer-sjĊ orkiestrową kaĪdą kolumbijską melodiĊ89

.

ĝledząc pobyt Márqueza w Wiedniu, trzeba pamiĊtaü, iĪ dziaáo siĊ to zaled-wie kilka lat po wojnie. DziĞ obraz europejskich metropolii jest juĪ zupeánie odmieniony.

Jeden z felietonów, z paĨdziernika 1956 roku, poĞwiĊcony jest cesarzowej Sorai, maáĪonce szacha perskiego. Caáy Ğwiat Ğledziá wówczas tragediĊ kobiety, która zgodnie z prawem Koranu i prawem iraĔskim musiaáa pogodziü siĊ z od-rzuceniem przez mĊĪa, w ciągu piĊciu lat nie urodziáa bowiem szachowi potom-ka páci mĊskiej. Przed nieuchronną detronizacją Soraya spĊdza czas na Lazuro-wym WybrzeĪu, „woli chyba nocne lokale, niĪ nudne wieczory w paáacu w Gu-dĪastanie, gdzie dla sprawienia goĞciom przyjemnoĞci grywa na fortepianie kla-syków muzyki europejskiej”90.

W innym felietonie rok 1957 uznaá Márquez za najsáynniejszy rok Ğwiata, opisując szereg wydarzeĔ, od wielkiej polityki do narodzin KsiĊĪniczki Monaco, Karoliny. ĝwiat muzyki obiegáa w styczniu wiadomoĞü o Ğmierci Arturo Tosca-niniego, czáowieka – jak pisze Márquez – obdarzonego niezwykáą siáą oddziaáy-wania, a zarazem jednego z najbardziej majĊtnych. Zaraz po tym dowiadujemy siĊ, Īe w lutym londyĔska máodzieĪ wykupiáa milion egzemplarzy páyty Rock

Around the Clock, iloĞü niewątpliwie rekordową91.

TakĪe tego roku na Kubie zakazano prezentowania rock’n’rolla w telewizji hawaĔskiej, uznając, iĪ jest to taniec niemoralny i poniĪający, a jego melodia sprzyja dziwnym ruchom, które obraĪają moralnoĞü i dobre obyczaje92. Donie-sienia muzyczne koĔczy jeszcze jedna smutna wiadomoĞü – o katastrofie lotni-czej, w której zginąá meksykaĔski piosenkarz, Pedro Infante93.

88 TamĪe, s. 152. 89 TamĪe, s. 153. 90 TamĪe, s. 285. 91 TamĪe, s. 374. 92 TamĪe, s. 377.

Styczniowy felieton z 1958 roku opisuje londyĔski Hyde Park, z caáym cha-rakterystycznym bogactwem róĪnorodnoĞci i – nierzadko – paradoksalnych ze-stawieĔ:

[...] jakaĞ wojskowa orkiestra wykonywaáa marsz Īaáobny. Grupka dzieci graáa w hokeja pod okiem kobiet w wielkich butach, robiących na drutach w takt muzyki94

.

Ze stycznia 1958 roku pochodzi felieton Kelly wychodzi z mroku, ukazujący historiĊ zbiegáego z chilijskiego wiĊzienia Patricia Kelly’ego, historiĊ niemal niewiarygodną, a jednak prawdziwą. Kelly, przywódca Alianza Revolucionaria Argentina, „wielbiciel dáugich drinków i ludowej muzyki swego kraju”95, zbiegá ze wspomnianego wiĊzienia przebrany za kobietĊ, po czym elegancko ubrany, pewny siebie, widziany przez wszystkich, taĔczyá przez dáugie trzy godziny z damą, która towarzyszyáa mu przez caáą niedzielĊ96. Nie moĪna nie sympaty-zowaü z tym peánym fantazji Ğmiaákiem, wyraĨnie uwielbiającym ryzyko, w myĞl powiedzenia, iĪ pod latarnią najciemniej, grającym na nosie wáadzom i policji.

Trzy felietony z 1958 roku relacjonują moment obalenia reĪimu Péreza Jimé- neza w Wenezueli. Nastąpiáo to ostatecznie 23 stycznia. Od tego momentu We-nezuelĊ zaczĊli masowo opuszczaü emigranci hiszpaĔscy i wáoscy. Márquez drobiazgowo przedstawia poáoĪenie robotników, dla których dotychczasowa dyktatura Jiméneza nie wydaáa ani jednej chroniącej ich ustawy, przy czym do-tyczyáo to takĪe pracowników krajowych. Doszáo do tego nasilenie w owym czasie nastrojów ksenofobicznych. JeĞli dotąd tylko przez poáowĊ roku emigran-ci mieli pracĊ, teraz – przy zastosowaniu Ğcisáych kryteriów zatrudnienia okre-Ğlonej liczby cudzoziemców – perspektywa znalezienia pracy staáa siĊ w pewnej mierze loterią. Cudzoziemcy wyjeĪdĪają. Pewnej lutowej niedzieli w porcie La Guaira panowaá niecodzienny ruch. Na hiszpaĔskim statku „Montserrat” opuĞci-áo kraj 580 emigrantów, w wiĊkszoĞci WopuĞci-áochów, choü najhaáaĞliwiej zachowy-wali siĊ Hiszpanie, którzy ciesząc siĊ z powrotu do ojczyzny, Ğpiewali ludowe piosenki i grali na dudach. Naturalnie Wáosi takĪe Ğpiewali i taĔczyli w La Guaria, jak czyni to kaĪdy, kto wyjeĪdĪa, zdaniem Márqueza, wszĊdzie na Ğwiecie97.

W tym okresie Ğrednio 1000 Wáochów miesiĊcznie opuszczaáo WenezuelĊ, jako Īe w ciągu dziesiĊciu lat stanowili oni najliczniejszą grupĊ emigrantów – 170 tys. Pozostali emigranci to Hiszpanie (80 tys.), Portugalczycy (60 tys.) i Niemcy (16 tys.). Márquez z wáaĞciwą sobie dociekliwoĞcią przedstawiá histo-riĊ tych ludzi od przybycia do Wenezueli do chwili jej opuszczenia, choü ci, 94 TamĪe, s. 387. 95 TamĪe, s. 395. 96 TamĪe, s. 391.

którzy „nie lubią przygód, mają dom i wenezuelskie dzieci”, nigdy juĪ Wenezu-eli nie opuĞcili.

Inne trzy felietony w omawianym zbiorze, dotyczą spraw kolumbijskich, tematycznie zróĪnicowanych.

Felieton z 1960 roku, zatytuáowany Kiedy kraj byá máody, ukazuje sylwetkĊ prezydenta Alfonso Lópeza, który na fotografii z 1935 roku, wraz ze swymi dziewiĊcioma ministrami, tworzy Īywy wizerunek liberaáów u wáadzy, máodych i stojących w zawadiackich pozach, wrĊcz nie mających oporów przed trzyma-niem rąk w kieszeniach. Stąd tytuá felietonu. López marzyá o rewolucji postĊpu, o liberalnej republice, o przeniesieniu Kolumbii w wiek XX ruchem konse-kwentnym, zdecydowanym i szybkim. W ostatnim, wygáoszonym na kilka tygo-dni przed Ğmiercią, przemówieniu López pokazaá kraj legendarny (niczym Mis-sisipi Marka Twaina), kraj, w którym karawany muáów schodzą z gór obáado-wane kawą, a wracając, Ğlizgają siĊ pod ciĊĪarem fortepianów. To Ğmiaáa, nie-zwykáa, piĊkna wizja. W felietonie, obszernie charakteryzującym postaü i ide-ologiĊ Lópeza, odnajdujemy jeszcze jeden akcent muzyczny: rząd prezydenta miaá byü rządem „wesoáym, dziaáającym w atmosferze ludowej fiesty, z muzyką, jadáem i napitkami; masową zabawą, na której ministrowie bez skrupuáów wáo-Īyli rĊce do kieszeni i zadrwili sobie z fotografa”98.

Pozostaáe dwa felietony „kolumbijskie” poĞwiĊciá Márquez malarzowi Obre- gónovi i fotografowi Guillermo Angulo. Obaj wybitni, ekscentryczni, nietuzin-kowi, nieobliczalni. Przyglądając siĊ obrazom Obregóna w jego pracowni, pew-na austriacka hrabipew-na „wyglądaáa jakby w tej samej chwili sáuchaáa nadal posĊp-nych marszów w wykonaniu orkiestry wojskowej w Hyde Parku o zmierzchu”99. Z kolei Angulo, wybitny fotograf, na zawsze zachowaá swoją „dzikusowatoĞü”. We Florencji powiedziaá np., Īe „Dawid Michaáa Anioáa jest zupeánie taki sam jak Gumersindo Oquendo, przygáup grający na flecie w Sonsón”100.

Obregón i Angulo to przyjaciele Márqueza, który w felietonach ukazuje, obok niewątpliwych walorów artystycznych, takĪe dziwactwa artystów, przecieĪ nieszkodliwe, a przydające kolorytu niejednej wybitnej (czĊsto znanej i nam, postaci).

Niezmiernie ciekawą pozycjĊ w tym zbiorze felietonów stanowią relacje Márqueza z podróĪy za Īelazną kurtynĊ, zawierające wiele osobistych, cieka-wych spostrzeĪeĔ czáowieka, który przeniesiony z egzotycznego (w naszym odczuciu) Ğwiata Karaibów, obserwując bacznie socjalistyczną rzeczywistoĞü lat 50., bywaá czĊsto zdumiony, a i nierzadko – przeraĪony.

98 TamĪe, s. 570, 575.

99

W 1957 roku, wraz z miĊdzynarodową delegacją liczącą 18 obserwatorów, Márquez odwiedziá Budapeszt, w drodze do Moskwy na VI ĝwiatowy Festiwal MáodzieĪy. Po krwawych wydarzeniach 1956 roku delegacja ta byáa pierwszą,

Powiązane dokumenty