• Nie Znaleziono Wyników

(D okończenie.)

W uzupełnieniu spisu obecnych na Zjeździe Dele­

gatek dodajemy, że z Stew . Młodzieży Żeńskiej pa­

rafii św. Wojciecha przybyła p. B. Pokryw ka.

Ks. sekretarz generalny przedstawiła sprawozda­

nie kasowe, które wykazuje, że remanent na rok 1917 kasy głównej wynosił 5 861,57 mk., a kasy po­

śmiertnej 702,25 mk. Ks. sekretarz zaznacza, że cztery ostatnie stowarzyszenia, które miały jeszcze

kasę chorych, zniosły ja na początku b. r. tak, że obecnie Związek nie posiada już tej kasy.

Komiśya rewizyjna co db1 kasy zdała następu­

jące sprawozdanie:

Poznań, dnia 2. czerw ca 1917.

Komiłsya rewizyjna zbadała na dniu 2. czerwca 1917 księgi dochodlu i rozchodu oraz kw ity i do­

wody1 i stwierdziła zgodność takowych.

Komisya rewizyjna:

M arya Wroniecka. Florenityna Majewska.

Anna Smoczyńśkai.

Następuję punkt 6-ty porządku obrad: referat p. dr. Sułdrzyńskiej: „Znaczenie religii w życiu ko­

biety “ .

Referentka stwierdza, że w t. zw. ruchu kobie­

cym religia jest kobiecie koniecznie potrzebna. P rze­

chodząc wszystkie fazy w życiu kobiety, przedsta­

wia prelegentka dziewczę młode, mężatkę, matkę, kobietę w życiu społeczinem i narodowem, a w szę­

dzie religia musi być podstawą życia kobiety, bo ina­

czej nie podoła licznym i ciężkimi obowiązkom1 swoim, nie spełni swego zadania, bo złamią ją troski i zawody. Nawet oświata, potrzebna tak bardzo kobiecie, nie ostoi się, jeżeli nie będzie zbudowana na fundamencie religijnym. Nie mniej obfawiązki wobec Ojczyzny spełniać będzie m ogła należycie tylko kobieta religijna. Bóg tak umiłował kobietę, że powołuje ja często do spełniania wielkich rze­

czy, czego liczne mamy przykładly w historyi dzie­

jów naszych i obcych.

Zebrane oklaskami dziękują referentce za prze­

mówienie, poczem p. Zofia Rzepecka mówi „o zada­

niach kobiety w rodzinie i społeczeństwie**.

W serdecznych i gorących słowach przedstawia referentka zebranym obraz kobiety-córki i siostry1, która jako dobry i jasny, promień w rodzinie, po­

winna być pomocą matce, a przykładem i w ycho­

w awczynią milddszegfo rodzeństwa. Zdawałoby się, że w życiu społecznem kobieta nie ma znaczenia, a przecież prelegentka wykazuje, jak wielkie i donio­

słe znaczenie ma kobieta w społeczeństwie, jak powinna spełniać wszystkie swoje, choćby najdrob­

niejsze obowiązki zawodowe, z myślą o korzyści ogółu, a dobru społeczeństwa, a okaże się, ile zyska Ojczyzna na pracy takiej.

Długotrwałe oklaski były dowodem, jak sie w y­

kład ten podobał. Dwie z zebranych delegatek dzię­

70

k u ją p relegen tce serdecznie i p ro sz ą o w y d ru k o w a ­ nie refe ra tu .

Do Z arząd u G łó w neg o w y b ra n o ponow nie p.

H offm annów nę. ks. p ra ła ta K łosa i p. S zafran ó w h ę.

Doi borni sy i rew izyjnej ponow nie pp. A. S m o­

c z y ń sk ą i M. W ro n ieck ą, a w m iejsce ustępującej p.

FI. M ajew skiej, p. F r. S k ro balank ę.

Ks. p rezes przy p o m in a Z jazdow i, że w ty m ro ­ k u p rz y p a d a 10-cie lecie zało żen ia Z w iązk u, ze w zg lęd u jed nak że na c z a s y w ojenne, rad z i odło żyć obchód u ro c z y s ty doi cz asu 25 letniego jubileuszu, na oo g o d zą się zebrani.

N a tem k o ń czą się obradly, a ks. p re z e s z am y k a Z jazd o godz. 6/4 pochw aleniem P a n a Boga.

Grunwald.

D rogim i p am iętnym jest dla n as dzień 15. lipca, łą c z y się bo w iem z wspomnieniem! jedlnego z n aj­

w ię k szy c h n a szy c h n a ro d o w y c h tryu m fó w , z w sp o ­ m nieniem z w y c ię stw a , k tó re p rz e d p rzeszło 500 laty odnieśli P o la c y n a d K rz y ż ak a m i p o d G run w ald em .

Niem iecki zakon ry ce rz y ' im ienia N ajśw . M aryi P a n n y , z w a n y u nas Krzyżackimi, od znaku k rz y ż a noszonego p rzez ty ch zakonników n a b iały m p łasz ­ czu, u tw o rz y ł się przed m niejw ięcej 800 la ty pod­

cz as w ojen k rz y ż o w y c h , , p ro w a d z o n y ch p rzez ch rz e śc ijan celem o d e b ra n ia Ziemi św . pogańskim A rabom . Z adanie K rz y ż ak ó w by ło szczy tn e, mieli bow iem ' p ielęg n o w ać c h o ry c h i b ro n ić w ia ry , byli zakonnikam i, a zara z em ry ce rz am i M ary i. G dy o s ta ­ tecznie P a le s ty n ę zag arn ęli A rabow ie, i w ojny k r z y ­ żow e u sta ły , sk o ń c zy ła się p ra c a Zakonu w P a le ­ sty nie. K rz y ż ac y p rzen ieść się m usieli do Euiropy,

O C Z Y .

Młoidfzieniaszkiem jeszcze b ę d ą c, dzifwny ra z m iałem1 sen. O tóż w idziałem ' siebie sam eg o , śp iące­

go w łóżku, a n a d uśpionym s ta ł pochy lo ny mój A nioł-S tróż. Ze skupioną u w a g ą w p a try w a ł się w e m nie, o d g a rn ia ją c mi r a z po ra z w ło sy z c z o ła lub kład!ąc delikatnie n a niem ręk ę, chw ilam i robił ręk ą ruch o d p ę d z ają cy , pod no sząc ró w n o cześn ie oczy jak w m odlitw ie.

D ziw ne jakieś uczucie w zbudził ten w idok w e minie. W ię c t'o jest mój A nioł-S tró ż! A zatem od z a ra n ia dni m oich te n duch niebieski ta k czu w a na- demlną, nie o d stępu jąc m nie ani n a chw ilę! C óż to z a m ozolna fu n kcy a i ja k a n iew d zięczn a! Anioł- S tr ó ż ? C hoć sobie m oże teg o nie uśw iadam iam iy, w g ru n cie r z e c z y jed n a k m am y A n io ia -S tró ż a ja k b y za rze c z d o b rą ty lk o dla dzieci, p o trz e b n ą ty lk o m a ­ luczkim . G dzież jest s e rc e z w d zięczno ścią odno­

szące się do teg o duch a opiek u ń czeg o ? Ja k to m usi b y ć okropnie — m yślałem , — p ra c o w a ć tak b ez o d robin y uznania, b y ć ta k zupełnie zapom nia­

n y m ! A do tego te ciągłe z a w o d y i to poczucie tru ­ du darem nego', g d y czło w iek idzie w stro n ę w rę c z p rze c iw n ą w sk a z y w a n e j, z a podszeptem d u c h a z łe ­ go. J a k ż e to b y ć m oże, a b y ten duch. z a ż y w a ją c y p rzecież szczęśliw ości w iecznej, b y ł w o b ec tego isto tnie sz c z ę ś liw y ? J a k b y w, odpow iedzi na to- p y tan ie anioł podniósł tw a rz i sp o tkałem się z jego w zro kiem . Ach, co to b y ł za w z r o k ! W głębokich, św ie tlisty ch jego o czach ta k ie b y ło ro zrad o w an ie, ta k ie b e z m iern e m o rze szczęścia, ż e doznałem tak głębokiego w z ru sze n ia , iż się obudziłem . W uszach mi ty lk o b rzm iały , nie w iem , czy w y m ó w ion e przez

gdzie groził im n iec h y b n y upadek, g d y b y nie b y ł p rz y sz e d ł niesp o d ziew an y ratu nek z Polski.

W ó w c z a s w P o lsce p an o w ał L eszek B iały, a księciem n a M azo w szu b y ł b ra t k ró la , K onrad.

Kraj jegb pustoszyli u sta w ic z n ie pogań scy P ru s a c y , a K onrad nie m ając dość sił, a ż e b y skuteczn ie od­

p iera ć n a p a d y .sp ro w ad ził db pom o cy K rz y ż ak ó w i w zam ian z a pom oc dał im k a w a ł ziem i polskiej.

O tw ie ra ło się w ielkie pole p ra c y dla K rzy żak ó w , g d y ż o prócz o d pierania n a p a d ó w , mieli ró w n ież n a ­ w ra c a ć p ogańskich P ru sa k ó w .

R y ch ło jed nak że sp rz e n iew ie rzy li się zadaniu sw em u. N iety lko że za d b b ro odpłacali z d rad a, lecz jako zakonnicy m iasto w ia rę C hrześcijańską głosić, ta k jak C h ry stu s ro zk a z a ł, m iłością i dobrocią, sz e ­ rzyli ją o gn iem -i m ieczem . P o stra c h e m dla pogain b y ło imię K rz y ż ak a , bo w ra z z niem łą c z y ło się w spom nienie spalo ny ch w iosek, p o m ordo w anych b raci.

L e c z nietylko na k ra je pogan napad ali K rz y ­ ż a cy . S ąsiadu jąc z P o lsk ą i jej nie dali spokoju, łu­

pili ją i n ie ra z P o la c y k rw a w e z nim i w alki sta c z a ć m usieli. C zęsto b y ły te w a lk i z w y c ięsk ie; za słab e jednakże P o lsk a m iała siły, a żeb y zgn ieść zupeł­

nie, u czy n ić nieszkodliw ym i n iebezpiecznego w roga.

Aż p rzy sz e d ł ten, k tó ry m iał im: w y m ie rz y ć s p ra ­ w iedliw ość, a b y ł nilm król polski. W ła d y s ła w J a ­ giełło.

R odem k siążę litew ski, m ąż królo w ej pol­

skiej Jad w ig i, p o sta w ił sobie Ja g ie łło jako jedno z zadań ży cio w y ch zg nieść ra z n a z a w sze potęgę K rzy żak ó w , uw olnić P o lsk ę od te g b najniebezpie­

czniejsze go w ro g a . W ty m celu p rz y g o to w y w a ł się d o w ojn y, skupiał w o jsk a polskie, litew skie, ru ­ skie i czeskie. K rz y ż a c y ró w n ież nie p ozo stali b e z ­ anioła, c z y też ta k mi ty lk o p rz y s z ły n a m yśl. te trz y w y r a z y : D la um iłow anego P a n a . Z rozum ia­

łem tera z, że m ożna b y ć szczęśliw y m w najcięj- szej. najnieznośniejszej p ra c y , jeżeli się w ie, dla ko^

go jest podjęta.

Dużo lat m inęło. Z biegiem czasu sen ten z a ta rł się w mej pam ięci. P rz y p o m n ia ł mi1 go znów pew ien w a ż n y epizod m ojego ży c ia . Byłem ' w ó w c z a s na sta n o w isk u re w iz o ra k siąg handlow ych. Z d a rzy ło się, że sp ro w ad zo n o m nie do m ia sta pow iatow eg o N., gdzie p ew n e p ry w a tn e p rzed sięb io rstw o p rz e ­ m y sło w e zam ienione b y ć m iało w spółkę. C h cia­

łem1 koniecznie sk o ń czy ć tairn p rac e w p rzeciąg u pół­

to ra tygodlnia, g d y ż już czekała m nie p ra c a gdzie­

indziej. O b aw iałem silę zaś, ż e „in d y w id u aln a11 ksią ż k o w o ść z a p ro w ad z o n a p rze z d o ty c h c z a so w e ­ go w ła ścic ie la n iem ało mi sp ra w i kłopotu. T y m c z a ­ sem poszło: mi w s z y s tk o jak po m aśle, g d y ż do po­

m ocy dbdanoi mi osobę n a d zw y czaj dobrze o b e z n a ­ ną z całymi interesem), w n ajd ro b n iejszy ch n a w e t szczegó łach. B y ła to m ło dziu tka d ziew czy n a. w y ­ g ląd ająca raczej n a dziecko, n iż n a o sobę dorosła, z w ie lk a jedn ak p o w a g ą w oczach. T e jei oczy szczególne n a m nie ro b iły w rażen ie. Zdlawało mi się bow iem , że je już gdzieś w id ziałem . Ale gdzie i b ie d y ? U p o rc z y w ie m ęczy ło m nie to py tan ie p rze z c a ły czas m ego p obytu w N. Ilek ro ć panna O rsk a — ta k się b ow iem n a z y w a ła — podniosła na fhmie wzfrok, ty le r a z y z a p y ty w a łe m s ię sam ego siebie: kogo mi ona p rzy p o m in a? gdizie ja ją w i­

działem ? Ż e ta k częste o d w ra c a n ie u w a g i nie p rz e ­ dłu ży ło mli p racy , m iałem do zaw d zięczen ia tylko s p ra w n o śc i mojej to w a rz y s z k i i jej pracow ito ści.

P ó ł dnia n a w e t zy sk ałem , bo już w południe w

so-cz y n n y m i; u d ało im się n a w e t z y s k a ć pom oc cesa­

rza niem ieckiego. S iły o bustronne b y ły olbrzym ie.

W ła d y sła w Jag iełło o c ią g a ł się z rozpoczęciem w o j­

ny, g d y ż nie chciał ro z le w a ć k rw i chrześcijańskiej.

O fiaro w ał n a w e t sam zgodę K rzy żako m , lecz ci.

ufni w z w y c ię stw o , butnie odrzucili w szelkie w a ru n ­ ki pokoju. Nie b y ło zatem innej drogi, jak tylko zgnieść K rz y ż a k ó w zapomiocą w alk i orężnej. P o kilku m niejszych p o ty czk ach sta n ę ły w o jsk a n a p rz e ­ ciw k o siebie dnia 15. lipca 1410 r. na polach G ru n ­ w aldu i T an n en b erg u , W obozie polskim odbyło się ran o u ro c z y ste nabożeństw o', w k tó re m o p ró cz ry c e rs tw a b ra ł i W ła d y s ła w Jag iełło udział. Ż arli­

w ie modlił się król o z w y c ię s tw o 1, a wraz; z nim nie­

p rzejrzan e z a stę p y w o jsk a polskiego. O koło połu­

dnia p rzy sła li K rz y ż a c y -dwudh posłów z nagim i m ieczam i, k tó re w rę c zy li k rólow i, u rąg a jąc p rzy te m i n aśm iew ając się z rze k o m eg o tc h ó rz o stw a P o la ­ k ów . Król p rzy ją ł m iecze — „i one się p rzy d a d z ą n a klarki w a s z e " odrzekł b u tny m K rzyżakom . Z a­

ra z też ro zp o c z ę ła się b itw a. W ojsko polskie, śp ie w a ­ ją c pieśń św . W o jciech a „ B o g a ro d zic a", szło w bój.

W a lk a b y ła k r w a w a i z a w z ię ta, sz ły przecież n a ­ p rzeciw k o siebie dw ie potęgi, d w a odmiennie sz cz e ­ py — germ an ie i słow ianie, a zw ycięstw o- z a d e c y ­ duje, c z y N iem cy z aleja wschóldi po tęg ą sw ą , lub te ż sło w ia ń sz c zy z n ą p o zo stać m oże n a ziem i sw ęj.

D latego te ż nietylk o P o la c y skupili się n a p o ­ lach g ru n w ald zk ich , lecz L itw ini, C zesi, R usini, M oraw ianie, — a ż e b y w spólnem i siłam i bronić się p rze d w ro g iem o d w ieczn ym . W ojsko lite w ­ skie w połączen iu z C zecham i i R usinam i u d e ­ rz y ło n ajp ierw n a nieprzyjaciela. D ow ód cą w ojsk litew skich b y ł W ito ld, b r a t stry je c z n y W ła d y s ła ­ w a Ja g ie łły . K rz y ż ac y n ap arli na w ojsko z

nieby-- 71

b otę zak o ń czy łem sw e czynności. N ad w ieczo rem m iałem odjeżdżać. C h cąc sk o rz y s ta ć z prześlicznej w iosennej pogody, w y sz e d łe m z domu rychlej niż b y ło po trzeb a, obiecu jąc sobie godzinkę przepędzić w pięknym parku, położonym1 tu ż p rz y d w o rcu k o ­ lejow ym . Z godzinki jed n ak zrobiło się tro c h ę miniej, a to wiskutek czynności, k tó re d o d ro d ze m u­

siałem spełniać, czynności w cale nie kupieckich.

O tó ż p rzy ścianie jednej z kam ienic sta ł jakiś m alec głośno łk ają cy i rozpaczliw ie w p a tru ją c y się w że­

lazn ą k r a tę z a m y k a ją c ą dół od o k n a p iw n icy . Ł z y jak g ro ch (sp ły w ały m u po tw a rz y c z c e , n a której m a ­ lo w a ła się o b a w a i stra c h , z a p e w n e p rze d cz ek a jąc ą go k a rą . P rz y p o m n ia ły mi się dziecinne la ta i te

„ciężkie" dziecinne sm utki, i żal mi się zrobiło dzie­

ciaka. N iezaw odnie coś mu w p ad ło do tego sklepu, pom y ślałem sobie. T a k t e ż b y ło . W diole leżał ja ­ kiś przedm iot o w in ięty w papier.

— Go ci tami w pad ło, m a le ń k i? — sp y tałem .

— T o sm o — sm o — sm o czek d la K — K — K azia — odpatrł, łkając.

— SmOiczek dla K a z ia ? Hmi, tru d no go będzie sta m tą d w y d o b y ć . W ie sz co. m asz tu p ieniądz i kup inny.

M alec w ziął m achinalnie pieniądz, w cale jednak nie ru sz a jąc się z m iejsca i nie p rz e s ta ją c płakać.

— D laczego nie idziesz po n o w y ?

— Bo już nie m a — łk ał ciągłe.

J a k mu tu pom ódzi? S zu k ać g o sp o d arza dom u, a b y z dołu k a z a ł oknem- w y ją ć z g u b ę ? E, najlepiej będiziie, ż e mu ją sam w yd o będę. S p o jrzałem na mój w io sen n y1 g a rn itu r, c h c ą c Spraw dzić, "ezy b y zb y t n ie u c ie rp ia ł; następ n ie o b ejrzałem się w około: ni­

k ogo nie b y ło w idać. U kląkłem w ięc, zdiałemi

ka-w a łą furyą. tak że- u d a ło im się p rz e ła m a ć szyki i zniew olić L itw inó w do ucieczki. N astępnie w sz c z ę ­ ła się z a cię ta w a lk a m ięd zy P olakam i a K rzyżakam i.

N iem cy, zupełnie już pew n i zw y c ięstw a , nacierali n a P o la k ó w coraiz goręcej. P o la cy zaczęli się c h w ia ć ; — w- zam ęcie up ad ła n a w e t ch orąg iew k ró le w sk a z b iałym orłem . Z d aw ało się, że dla w o jsk a polskiego w y b iła o s ta tn ia godzina. Zdołano jedn akże odbić ch orągiew ze znakiem o rła ; lecz je­

szcze ch w iało się z w y c ięstw o . Król sam n a ra ż o n y b y ł na n ieb ezpieczeń stw o ży cia, i g d y b y nie Zbi­

gniew O leśnicki, k tó ry odbił cios niem ieckiego r y ­ c e rz a , b y łb y J a g ie łło pod; G ru n w ald em znalazł śm ierć. T y m c za se m z w y c ięstw o zaczęło- s-ie chylić w stro n ę P o la k ó w , — z niezw y k łem m ęstw em i z a ­ c ięto ścią rzucali się P o la c y na K rzy żak ó w aż o sta ­ teczn ie k rw a w e z a p a s y s k o ń c z y ły się św ietnem z w y c ięstw e m P o lak ó w . P o tę g ę n ieprzyjacielsk ą zniesiono doszczętnie. P o le g ło m n ó stw o ry c e rs tw a niem ieckiego, a w ra z z niem W ielki M istrz k rz y ż a c ­ ki, Ulrich v. Ju ngingen i p ra w ie cała starsizyzrją w o j­

sk ow a. Kto m ógł ra to w a ł się ucieczką. Z aledw ie g a rs tk a zd o łała zbiedz do M alborga, stolicy K rz y ­ żak ów , a ż e b y tam: ro zsie w a ć w ieści o stra sz n y m pogrom ie Zakonu. O p ró c z k ilkunastu ty się c y , w z ię ty c h do niew oli, zdobyli P o la c y działa, broń i 52 ch o rąg w i, k tó re później zatk n ięto u grobu św'. S ta n is ła w a w k a te d rz e n a W aw elu . W obozie k rzy ż a c k im znaleziono te ż dużo łań cu ch ó w i pęt, któhym i chciano w ią z ać jeń ców polskich. L ecz B óg inaczej po k iero w ał losam i. P o n iż y ł b u tę i p y ­ chę k rz y ż a c k ą , a d a ł z w y c ię stw o -dobrej sp raw ie.

Z w y c ię stw o to. n ajw iększe w dziejach Polski, w sła w iło imię n asze, u g ru n to w ało po tęg ę i znaczenie P olski, uchroniło S ło w ian od zalew u niem ieckiego.

pelu-sz i p rze c h y liw sz y się w tło cz y łem g ło w ę w o tw ó r, w y c ią g n ąłe m ręk ę jak ty lk o m ogłem , lecz sm oczek leżał za daleko. Nie dając za. w y g ra n ą , w yciągnąłem ! klucz z kieszen i i d o p iero z a jego po­

m o cą udało- m i sie u c h w y c ić ów nieszczęsn y sm o ­ czek. G d y podniosłem- g ło w ę ujrzałem rozprom ie­

nione oiczy dzilecka i drugie rozprom ienione oczy...

(gdzie je już w id z ia łe m ? ) oczy... p a n n y O rskiej.

T ro ch ę z a a m b a ra s o w a n y z a c z ą łe m o trz e p y w a ć się z kurzu, lecz ona w y c ią g n ę ła do m nie b e z nam ysłu obie ręce, w o ła ją c :

— Co z a dobroć! Go za poczciw ość!

W tej sarniej ichwili, ja k b y lęk ając się, c z y nie z ro b iła z a w iele, chciała rę c e sw e cofnąć, lecz już ująłem je w mio-je dłonie.

TymczalSeml dzieciak, p o z b y w sz y się sm utku, p rzy p o m n iał sobie -otrzym aną pdemnie: m o n etę i po­

sp ie sz y ł sie pochw alić p rzed p ann ą Orską.

— Patrz;, to d o sta łe m od niego ! C z y to tw ój ta tu ś ?

P a n n a O rs k a uśm iechnęła się nieco z a ż e n o w a ­ na. W y rę c z y łe m ją w odpow iedzi.

— A dlaczego ta k s ą d z is z ? C zy p odobny jes­

tem dó ta tu s ia ?

C hłopiec o b ejrzał minie od1 g ó ry do dołu i p rze ­ ch y liw szy g ło w ę , rz e k ł:

— T a tu ś m a w ięk sze w ą sy .

Uśm iechnęliśmty się. T ra fił bow iem1 w sam o sedno, b o m oje ozdoby tw a rz y rze c z y w iście jakoś n iedom agały.

— A ja, — p y ta ła się panna O rsk a —- czy po­

dobna jestem- do tw ojej m am u si?

T y m razem m alec p o trz ą sn ął energicznie g ło ­ w ą :

W ięcej niż 500 lat m ija od ow ej chw ili. P o l­

sk a p rzech o d ziła różne koleje. W z ro s ła w potęgę, znaczenie, s ta ła się w ielka, p rzed m u rzem c h rze­

śc ija ń stw a ; później u tra c iła b y t p o lityczn y, s tra c iła sw obodę i w olność. L e c z nie s tra c iła w spom nienia dni g ru n w aldzk ich. P rz y ś w ie c a ono ja k prom ień sło n eczn y , budzący) do ż y d a , do w ia ry , ż e w róci w olność, ż e n a ró d podźw ignie się z pod grom u. A ch w ila w y z w o le n ia zd a się nie ta k b a rd z o d alek a — g d y ż

„O to znow u św it

Złoci b laskam i ta trz a ń sk i szczy t, A nad turniam i p ta k b ia ły m im ie Hej! w ró c ą jeszcze g ru n w ald zk ie dmie,"

— 72

Powiązane dokumenty