• Nie Znaleziono Wyników

Gazeta dla Kobiet : dwutygodnik poświęcony sprawom kobiet pracujących : organ „Związku Stowarzyszeń Kobiet Pracujących” z siedzibą w Poznaniu. 1917 [całość]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Gazeta dla Kobiet : dwutygodnik poświęcony sprawom kobiet pracujących : organ „Związku Stowarzyszeń Kobiet Pracujących” z siedzibą w Poznaniu. 1917 [całość]"

Copied!
176
0
0

Pełen tekst

(1)

R O K 1917.

Gazeta dla Kobiet

D w u t y g o d n i k

poświęcony sprawom kobiet pracujących.

I ) ^ ^ ' i; '•

Organ „Z siązli Stomarzyszeń Katolickich Kobiet Pracujących 1

z siedzibą w Poznaniu.

Redaktor:

Ks. Stanisław Grzęda — Ks. Józef Schulz.

ROCZNIK IX.

Poznań.

Nakładem Związku Stowarzyszeń Katolickich Kobiet Pracujących.

Czcionkami Drukami i Księgarni św. Wojciecha w Poznaniu.

(2)
(3)

Spis rzeczy

umieszczonych w „Gazecie dla Kobiet“ w roku 1917.

Str.

Artykuły treści religijnej.

Człowiek a r e l i g i a ...10, 11

Wielki post . . . . 13

Święto^ z m a r tw y c h w s ta n ia ... 25

Miesiąc M a r y i 33, 34

Zniesienie ustaw y wyjątkowej przeciw Jezuitom 40, 41 Kiedy powstało nabożeństwo majowe1 . . ■ 46, 47 Historya obrazu M. B. Częistochowskiej 110, 111, 112 Z a d u s z k i ...133, 134 Nowy rok kościelny — Adwent . . . _. 149, 150 Trzechsetna rocznica założenia Bractw a Miłosier­

dzia przez Św. Wincentego' a Paulo . 150, 151, 152 Boże Narodzenie . . . . 165 W wigilijny w i e c z ó r ... 167 Artykuły treści społecznej, dotyczącej kwestyi kobiecej.

Praca społeczna dziewcząt w. obrębie rodziny . . 2 Nowe czasy ... 54 Wojna g o s p o d a rc z a ... 77, 78 Nasza przyszłość gospodarcza . . . 8 5 , 86, 87

Praca społeczna kobiet . 93, 94

M ałżeństw o... '. 109, 110 VIII Zjazd Delegowanych Zjednoczenia Tow. Ko­

biet O ś w ia to w y c h ... 122 Artykuły dotyczące Stowarzyszeń i Związku Kobiet

Pracujących. *

Co znaczy przepis kasy pogrzebowej: składki płat­

ne do 55-go albo 62-go roku* życia . . . . 3 Z ruchu naszych Stowarzyszeń . . 4, 8, 12,

15, 16, 19, 20, 24, 28, 32, 35, 36, 44, 51, 52, 59, 60,, 68, 76, 84, 92>„ 99, 100, 116,

124, 132, 139, 140, 147, 148, 156, 164 Wiadomości związkowe . 5„ 9, 25, 29, 33, 37,

45, 61, 69, 77, 85, 93, 109, 131, 133, 149, 166 Walne z e b r a n i a ... 5 Jak się rozwija S to w a r z y s z e n ie :... 5 Wytłumaczenie niektórych przepisów kasy pogrze­

bowej ... 6 Jeszcze o1 kasie p o g r z e b o w e j ...11 Sprawozdanie Związku Kobiet Pracujących za rok

1916 . . . . . 17, 18, 21, 22, 23 O g ło s z e n ia ... 20, 59, 124, 132 Na nowy kwartał ... . 2 1 XI-ty Zjazd D e le g o w a n y c h ... 37, 53 Dziesięciolecie Sto w. Kob. Prac. w „H. i K-“ w

Gnieźnie ...50 Na Z j a z d ... . 53 Sprawozdanie ze. Zjazdu Delegowanych 61, 62, 63, 69, 70 Tęlegram, Najprzewieleb, Ks. Arcybiskupa . . . 69

S t r .

W rażenia z wycieczki do Gniezna . . . . 74, 75 Czytajcie artykuły w gazecie ^ . . . 77 Szanownym T o w a r z y s tw o m :... 131 Obchód Kościuszkowski na Łazarzu . . . 138, 139 Uwagi przed walnemi z e b r a n ia m i... 157

Artykuły treści moralno-wychowawczej i oświatowej.

Nowy r o k ...1, 2 W łaściwy t o n ... 9, 10 O potrzebie zbytkownych s t r o j ó w : ... 12 P o d e jr z e n ie ... . . 13, 14 Porządek d o m o w y ... 18, 19 Świąteczne p o p o łu d n ie ... . 26, 27 Co zrobimy z córek i sióstr naszych 27, 28, 30, 31, 32

Najważniejszy krok . . 29, 30

Na p r z e c h a d z k ę ... 46

Młodość . . . 57

Przyjemność i k o r z y ś ć ... 65 Letnie w y w c z a s y ... 72, 73 Nasze s ą s i a d k i ... 78, 79, 80 W cieniu d r z e w ... 8 0 Pogodne usposobienie . . ...80, 81 Pouczajmy młodzież, aby nie: niszczyła drzew: . 81 Niepotrzebne z a j ę c i e ...82 Do dziewic ... 82 Kształćmy nasz u m y s ł ...87, 88 Nowa z n a jo m o ś ć ... 94, 95

Kółka oświatowe . 101

Służka, — wyjdź z pod ł ó ż k a ... 102

S ąsiadki 102, 103, 104

Pracujm y nad s o b ą ...105, 106 Czego nauczyć się można przy ścieraniu kurzu 112, 113

Czas to p i e n i ą d z 113, 114

Poszanowanie: cudzej w ł a s n o ś c i ...117

Z niczego c o ś 117, 118

Z życia dzieci . . . > 119, 120 Dobra rada dla wszystkich . . . 120 Po uroczystościach Kościuszkowskich . . 134, 135 Oszczędność przedewszystkiem . . . . 135, 136 O pracy i jej w a r t o ś c i 137, 138 P o ś w ię c e n ie ... 141

Umysł i s e r c e 141, 142

Jak i co c z y t a ć 143, 144

Życie to nie i g r a s z k a 153, 154 Niedzielne p o o b ie d z ie ... 157, 158, 159 Kilka słów o p o r z ą d k u 160, 161

P r z y j a ź ń 161, 162

Obowiązki wobec mężów, synowi i braci w polu

i' po w o j n i e ... 166 Krótkie reguły ż y c i o w e ...171

(4)

Powieści i nowele.

Kaprys panny J u l i i ...2, 3, 6, 7, 10, 11, 14, 18-, 22, 26, 27, 30, 34, 35 Nic nie z r o b i ę ... . 37, 38, 39, 40 Doniczka pelargonii . . . 3 8 , 39, 40, 46, 47, 48 Jak gdyby już nie żyli . .. . 54, 55, 56, 62, 63, 64 O c z y ... 70, 71, 72, 78, 79, 80 S tara panna . ' . ... 86, 87, 88, 94, 95, 96 Salony Obrzydlówfca 102, 103, 104, 105, 110, 111, 112, 113 Dwie M a t k i ... 118, 119,

'120, 121, 134, 133, 136, 137, 138 Kolejarka . . ... . . . . 142, 143 Szczęście rodzinne . 150, 151, 152, 158, 159, 160 Wigilia Bożego N a ro d z e n ia ... 166

Legendy, monologi i drobiazgi opow.

Trwale d z i e ł o ...49

Ach! te plotki . ... 58, 59 Kartki na obuwie . Św. Antoni P a d e w s k i ... 65, 66, 67 ~

Nieporządna ... 81, 82 . . . . . Skarby zakonnika ... 95, 96 Zapomogi dla' niemających pracy Mróz, słońce i w i a t r ... 97

P a n i ... ... . . . . 97, 98 Ojczysty zagon . . . 106, 107 Sen Matki . . . *... 114, 115, Bobuś... 120J 121, 122 Legenda . . . . . . . . . 128

Str.

Z dobrych r a d ...u W Palmową n i e d z i e l ę ... 25, 26 S i o n k o ... 30 Hołd? w i o s n y ...42 Na dzień Zesłania Ducha Ś w ię te g o ...45

P r o c e s y a ’ 5 4

Pieśń o d o m u ...53

Siedzi ptaszek na drzewie . 88

W setną rocznicę (obrazek sceniczny) . . 89, 90, 91

Biezdrowo . . . 104, 105

W październikową noc roku 1917 . . . 127, 128 Śmierć K o ś c iu s z k i...134

Nie c h c ę 142, 143

Wspomnienia j e s i e n n e ...150 K o l ę d a ... 166

Str.

Artykuły na czas wojny.

i\ai tivi 1 ta u u u w i c ...

Pomoc prawna dla wojaków i ich rodzin w listo­

padzie ...14 . . . 56, 57 Ku nauce i rozrywce.

Pogadanki i głosy czytelniczek.

Pogadanka . , ... 42, 50, 58, 66, 74, 75, 90, 98, 114, 131, 146, 154, 170 Głosy c z y te ln ic z e k ... 49, 83,

98, 99, 123, 138, 147, 154, 155, 163, 171

Artykuły historyczne i życiorysy.

Konstytucya 3-go m a j a ... 34 Mikołaj Rej ... 35 G r u n w a l d ...70, 71, 72 Kościuszce w setną rocznicę zgonu . . . 125, 126 Bitwa pod R a c ła w ic a m i... 126, 127, 128 Tadeusz Kościuszko — Jego życie i czyny . 129, 130 Powstanie L is to p a d o w e ... t . 152, 153 Adam M i c k i e w i c z ...■ . . . . 1 6 8

Wiadomości literackie.

Polecenia godne k s i ą ż k i ...19, 108, 172 Nowe w y d a w n ic tw a ... 43, 44, 132 O błędach j ę z y k o w y c h ... 57, 67, 68

Nasze p i e ś n i 63, 64

Kącik j ę z y k o w y ... 82, 83, 107 Nowe p i s m o ... 148

Henryk S ie n k ie w ic z 162, 163

Artykuły przyrodnicze.

Z naszej przyrody ... 42, 43 Gwiazdy i księżyc . . . 48, 49

P o w i e t r z e ... 73 Słońce . . ... ... 88, 89

Babie l a t o ... 131, 132

W esoły list ż o ł n i e r s k i ... 44

Zagadki . . . . . 44, 100

Zagadki przyrodnicze . . . 5 1 , 59, 75, 92, 107 Zagadki historyczne . . 51, 68, 83, 100, 116, 172 Rozwiązanie zagadek . . . 51, 59, 68, 75,

76, 83, 84, 92, 107, 108 116, 123, 124, 132 139 Różne.

Życzenia n o w o r o c z n e ...1 Wspomnienia -z pobytu mego na obczyźnie . . 3, 4 Chcemy dużo umieć . ... 7, 8 Dzień wstrzemięźliwości i ofiary x w Królestwie ’

P o l s k i e m ...8 Stypendya dla p a n i e n e k ... 12 Kilka uwag o d e k la m a c y i ... 14 Korespondencye z K u j a w ... . 1 5 Dyecezye rzymsko-katolickie na ziemiach Polskich

... . 23, 24 Zamówienie „Gazety dla Kobiet11 na poczcie . . . 32 W i o s n a ... 41, 42 Bezdomni ... " ... 43 R o z m a ito śc i... 51, 60, 148, 156 Odpowiedzi od R e d a k c y i ...50, 6$

Oklaski ...67 Pożegnanie . . . ... . . 73, 74 Z gospodarstwa domowego . . 91, 92, 100, 108, 115 iiskupi komitet r a t u n k o w y ...99 Notatki hygieniczne . . . . . , 122, 123 Pytania i o d p o w i e d z i ...123

Droga Maryniu 1 144, 145

Siostra szpitalna . 145, 146, 147

Praktyczne rady dla z d r o w i a ...163 Zwyczaje wigilijne . . . . 170

Składki ] pokwitowania.

Pokwitowania 8, 16, 20, 28, 32, 36, 52, 60, 116, 140, 172 Składki . . . 12, 28, 32, 52, 60, 100, 140, 172

Wiersze. Anonsy.

Kolęda N o w o r o c z n a ... 2, 3 P o ś m ie r tn e 8, 16, 20, 24, 36, H a s ł o ... 7 44, 52, 60, 84, 92, 100, 108, 124, 140, 156

(5)

Nr. 1. Poznań, dnia 7 stycznia 1917. Rok IX.

GAZETA DLA KOBIET

Dwutygodnik poświęcony sprawom kobiet pracujących.

Organ >Związku Stowarzyszeń Katolickich Kobiet Pracujących« z siedzibą w Poznaniu.

Wychodzi co dwa tygodnie na niedzielę. Zamó­

wienia przysyłać należy do Ekspedycji: Poznań - ćw. Marcin 69. — Abonament na poczcie 50 fen.

kwartalnie. — A d re s R e d ak c y i: Poznań —

—= ów. Marcin 69. Nomer telefonu 2082. =*

R E D A K T O R :

Es. Stanisław Grzęda.

Ogłoszenia: jednotomowywierszpetytowy 25 fen.

Ogłoszenia stowarzyszeń w części inseratowej na ostatniej stronie wiersz 10 fen. — Ogłoszenia przyjmuje Ekspodyoya Poznań — św. Maroin 69.

; = Numer telefonu

Najprzewielebniejszem u Księdzu A rcypaste- rzow i. N ajczcigodniejszym Księżom Biskupom, Przew ielebnem u D uchow ieństw u, w szy stk im K się­

żom Patronom i W icepatronom n aszych S to w a r z y ­ szeń, czytelnikom G azety i członkom Związku z a s y ­ łam y w tym p ierw szym num erze naszego w y d a ­ w n ictw a na rozpoczynający sie rok serd eczne ż y ­ c z e n ia obfitego b ło g o sła w ień stw a B o żeg o

W R O K U N O W Y M !

REDAKCYA „GAZETY DLA KOBIET“ .

N O W Y R O K

S to ją c u p ro gu ro ku n o w ego, niepew ni, co on n am p rzy n ie sie , c z y sp ełn ią się n a jg o rę ts z e n a sz e ż y c ze n ia, c z y sk o ń czą się niedługo n a sze tro sk i i o sch ną łzy... p rzeb ieg n ijm y w m y ślach ro k u bieg ły .

K rw a w y m b y ł i ciężkim ten rok m iniony dla c a ­ łej ludzkości, ale szczególnie b olesnym i żało b n y m d la nas.

S tra s z n a , k r w a w a z a w ie ru c h a w o jen n a sro ż y się z c o ra z td w ię k s z ą g w a łto w n o ś c ią i pokój, choć dużo się o nim m ów i i pisze, zdaje sję jesz c ze d a le ­ kim od n as. C o ra z w ięcej ż a ło b y i m ogiły c o ra z liczniejsze p o k ry w a ją ziem ię polską, c o ra z liczniej­

sze jej sie ro ty . N iezbadan e w y ro k i B oże z a b ie ra ła s p o łe c z e ń stw u n a sze m u m ło d e i najlepsze, siły , od k tó ry c h ty le o c z ek iw a liśm y , n a k tó ry c h sp o g lą d a ­ liśm y z ta k ą w ia rą i n ad zieją.

C a łą P o lsk ę d o tk n ął cios b o lesn y p rz e z śm ierć n ajlep szego jej s y n a H e n ry k a S ien k iew icza, k tó ry w n ajc ięż sz y c h chw ilach um iał nas podnosić — k r z e ­ pić. S e rd e c z n y m sw oim i p o tężn y m głosem o po ­ w ia d a ł św ia tu całem u o n ę d z y i niedoli ludu polskie­

go, n a w ied zo n eg o w ojną, z y sk u ją c p rz e z to pom oc dla b rac i n a sz y c h i zajęcie się s p ra w a n aszą, b m ie rć S ie n k ie w ic za to k rw a w a ra n a w k ażdem sercu polskiem , a jednak z w oią B ożą p o godzić nam się trz e b a.

N a g o rę tsz e n a sz e p rag n ien ia nie ziściły się. a n ad to , i w ty m czasie ciężk ich d o św ia d cz e ń , s z e rz ą się s w a ry , n iez g o d a i n ie n a w iść w sp o łe c z e ń stw ie n aszem . M łodzież n a sza , p o z b a w io n a najczęściej tro sk liw ej opieki i rę k i o jcow skiej, m arn ieje i ginie dla s p ra w y n aszej.

P rz y g lą d a ją c się z w ła sz c z a nam ko bietom pol­

skim , tru d n o u w ie rz y ć , że ta k a b ied a panuje na św iecie, że ty sią c e dom ów polskich zn iszczało , a m ie sz k a ń c y ich, tu ła c ze bezdom ni, nie m ają gdzie g ło w y sch ro n ić — że k ro cie dzieci polskich m rze z głodu i zim na, a u nas p an u ją z b y tk i n a k ażd y m kroku.^ Z aledw ie m in ęły p ie rw sz e m iesiące w o je n ­ ne, k tó re to g ro zą , lękiem i n iep ew n o ścią p rz e ję ły ś w ia t c a ły , a w ięc i n asze sp o łe c z eń stw o , obecnie z d a w a ło b y się, p a trz ą c na nas, że w o jn a nam k rz y w d ani s tr a t nie w y rz ą d z iła ża d n y ch . B a w i­

m y się, u b iera m y , w y d a je m y n iep o trzeb n ie pienią­

dze, jak z a n a jle p szy c h c z asó w . W p ra w d z ie u rz ą ­ d z a m y lo te ry e , b a z a ry , k o n c e rty i t. p. dla b e z- d o m n y c h. ale ta k O sw oiliśm y sie z b rzm ien iem teg o s tra sz n e g o sło w a , że p o w ta rz a m y je b e z m y śl­

nie, a w w sz y stk ic h ty ch d o b ro czy n n o ściach .za* m a­

ło s e rc a i ciągle jeszcze b ra k w s p ó łp ra c y o g ó łu : z a ­ w sze ty lk o te sam e jednostki do w sz y stk ie g o .

D zisiaj, w ita ją c R ok N o w y , a z nim i n o w e n a ­ dzieje, p rz y rz e k n ijm y sobie p o p raw ę . Nie og ląd aj­

m y się na inne, k tó re źle postęp ują, nie z a sta w ia jm y się niem i, ale k a ż d a niech zaczn ie o d -sie b ie . O d ­ n ó w m y w se rc a c h n a szy c h w ia rę g łęb o k ą w tego

J e z u s a m ałego', którego* co d opiero w ita liśm y p rz y żłó bk u i p rz y rz e k n ijm y mu p o stę p o w ać w ed le woii Je g o i nauki, w y p e łn ia ć ob o w iązk i n a sze jak n a jsu ­ m ienniej. P rz y rz e k n ijm y D zieciątku B ożem u u czy ć dzieci n a sze w ia ry i m o w y ojczy stej, w y c h o w y w a ć m łodzież n a sz ą nie ty lk o sło w em , ale n a d e w sz y stk o p rz y k ła d e m , có rki i sio s try n a sze ch o w a jm y w skrom no ści i cnocie.

N iech u stą p ią w śró d nas s w a r y i k łó tnie, k o ­ ch ajm y b rac i n a szy c h i te d ziatki bezdom ne, nie u sty , ale se rc e m g o rącem , p a m iętajm y o nich z a w ­ sze, a g ro sz zb y tn i niech idzie, nie n a dogodzenie próżności naszej, ale na o tarc ie łez, ukojenie bólu i n ę d z y ty ch n ajb ied n iejszy ch.

P a m ię ta jm y w ty m n o w y m R oku o ojcach, b ra ­ ciach i m ężach n a szy c h , z o sta jąc y c h na polu w alki już ty le m iesięcy , zdała od ro d zin y, s ta ra jm y się częstem i listam i p o d trz y m y w a ć w nich d u ch a i w ia -, rę, m ódlm y się za nich serd eczn ie, a b y w ró c iw s z y

(6)

w progi doivow e, po ty c h k rw a w y c h latach w o je n ­ n y c h , zastali s e rc a k o ch ające i w iern e, dziatki, choć i! b ez ojców , w y c h o w a n e jak najlepiej.

Jeżeli tak ie postanow ienie n asze będzie sz c z e ­ re, m odlitw a g o rąc a . D zieciątko B etlejem skie b ło ­ g o sław ić nam będzie, w y słu c h u ją c próśb n aszy ch , a K ró lo w a n a sza N iebieska w y p ro si nam u S y n a S w ojego ziszczen ie n a jg o rę tsz y c h n a szy c h p ra g ­ nień, zlito w an ia się nad P o lsk ą biedną, da nam rok i ż y cie now e. _______ _ _

Praca społeczna dziewcząt w obrębie rodziny.

W d zisiejszy ch c z a sa c h ro d zin a cz ęsto nie m o­

że b y ć przytułkielm dla d o ra sta ją c y c h c ó re k aż do ich zam ążpó jścia. W o b e c dro gich ś ro d k ó w u tr z y ­ m ania z a ro b e k o jca -w licznięjsizej rodzinie nie w y ­ s ta rc z a . D la teg o z a ro b k u ją już nie ty lk o sy n o w ie, lecz i córki. O dzie tęg o zachodzi p o trz e b a, p o w in n y córk i to zro z u m ie ć i p o św ięcić ze sw ej s tro n y p r a ­ cę s w ą dla ro d zin y. Nie p o w in n y u ż y w a ć g ro sz a zaro b io n eg o n a d ro biazgi nie koniecznie p o trzeb n e, lecz p o w ię k sz y ć pieniądz n a u trz y m an ie dom u i po­

n osić c z ęść k o sz tó w , k tó ry c h w y m a g a w y c h o w an ie ro d z e ń s tw a m łodszego. C ześć z a ś sw o ją w ła s n ą zaro b io n eg o g ro sz a , k tó ra po zo stan ie jeszcze, có rk a z a ro b k u ją c a z u ż y w a n a rz e c z y dla siebie koniecznie p o trz e b n e i zanosi tak ż e na k sią ż e c z k ę oszczęd n ości do ban ku jako p o d sta w ę późniejszego m ająteczku .

P o z a p ra c ą o b o w ią z k o w ą c ó rk a d o ra s ta ją c a p o ­ w in n a p o m ag a ć m a tc e w gostpodarstw ie dom ow em . W y n ik n ie z teg o dla niej k o rz y ś ć w ie lk a i rz e c z y ­ w ista , g d y ż po zam ążpójściu od p ro w a d z e n ia dom u i g o s p o d a rs tw a dom ow ego z a le ż y w w ielkiej m ierze s z cz ę śc ie rodzinne. P rz y te m p rą c a około g o sp o d a r­

s tw a je st p e w n y m o d p o czy n k iem u m y sło w y m po

A L B E R T W IL C Z Y Ń S K I.

KAPRYS PANNY JULII.

K o m e d y a .

(C iąg dalszy.)

Tymczasem zamiast spodziewanego Seweryna, wcho­

dzi z całym impetem maleńka, szczuplutka, pretensyonal- nie ubrana kobiecina. Duży nos sterczy przed małem rondem kapelusza, a wielkie pióro kogucie naprzód skrzy­

wione;, nieustannie muska poorane starością policzki. Za nią miody blondynek z miniy i czupryny czysty syn Al- bionu, zdaje się żywcem: zdjęty z humorystycznych wi­

niet „Journal Amusant“ — dalej jeszcze we drzwiach znajomy’' nasz Hipolit widocznie zmięszany obecnością staruszki, której się tu zastać nie spodziewał.

— Panie Janie — szepce blondynkowi — ja tu zosta­

nę w przedpokoju ma wszelki w y p ad ek . . . proszę ata ­ kować odrazu, panna jak anioł, posag okrąglutko sto ty ­ sięcy . , .

— Przepraszam y panią — odzyw a się w dygach przybyła — tu jest podobno mieszkanie do w ynajęcia. . . Co ja widzę — woła po chwili, rzucając się na szyję ciotki — jak Pana Boga kocham, a toż to moja dlroga Pysznicka!

— Sędżina O sełkow ska, . . droga Basia! — odpo­

wiada uradowana ciotunia, powtarzając całusy bez liku...

— Jaki cud!’

— Jaki szczęśliwy w ypad ek . . . siadajcież, siadajcież

— dodaje uśmiechnięta ciotunia.

— Mój! syn Jan, pamiętasz, ten m ały złotowłosy J a ś . . .

jednostajnej p ra c y w fa b ry c e c zy b iurze. N ie ste ty często dzieje się w rę c z p rzeciw n ie. M a tk a sta je się słu g ą córki z a ro b k u jącej i w sz y stk o w, dom u dla niej się w y k o nuje. J e s t to p rz y k ła d z ły dla m łod- sjzego ro d ze ń stw a , bo co s ta rs z e s io s try czynią, to c h c ia ły b y n a śla d o w a ć tak że m łodsze.

O bjaw em duch a społeczn eg o d o rasta ją c ej córki je s t także, że tak p o w iem y , jej z m y sł rodzinny. J a k to pięknie, jeżeli m a tk a m oże powiiedzieć o sw ej c ó r­

ce; że jest jasn y m prom ieniem sło ń c a dla całej r o ­ dziny. S z c z e re usposobienie, d ro b n a ro z ry w k a , pię­

k n a p iosnka w dom u są to rz e c z y p o trzeb n e, c ó r­

ka' pow inna się zd o b y ć n a to, a b y w ro dzinie m ogła ukoić sm utek, w n ie ść w ięcej rad o ści do domu.

W sz y stk ie te n a pozór d ro bn e posługi są w ie l­

kiej w a rto śc i dla rodzin y, bo u czy n ią ją miejslcem m iłem i lubianem ; ro d z in y tak ie s ta n ą się p o d sta w a dia sp o łe c z eń stw a . U sposobienie z a ś tak ie p rz y n ie ­ sie w ielka, k o rz y ś ć c ó rc e d o rasta ją c ej, bo n a u c z y ją sw o b o d y i z a p arc ia , k tó re g o 1 w życiu ta k często po­

trz e b a. i \

K O Ł ę o f l f l o w o f * o e z r i f l . Tobie bądź chw ała Panie wszego świata, Żeś nam doczekać dał nowego lata;

Daj, byśmy się i sami odnowili,

Orzech porzuciwszy, w niewinności byli.

Łaska Twa święta niechaj będzie z nami, Bo nic dobrego nie uczynim sami;

Mnóż w nas nadzieję, przyspórz prawej wiary, Niech uważamy Twe prawdziwe dary.

Użycz pokoju nam i świętej zgody, Niech się nas boją pogańskie narody, A Ty nas nie chciej odstępować Panie, I owszem, racz nam dopomagać na nie.

— A niechże go u śc isk a m ... pójdź Jasieczku, nie bój się starej b a b y . . . Cóż to za ładny chłopiec wyrósł z niego. Dalibóg nie poznałabym — mówi, całując go w pachnącą głowę. Co w y tu robicie w mieście?

— My tu zjechali na mieszkanie; stary mój umarł, w iesz? Majątek, powiem ci otwarcie, trochę zaszargal na tym urzędzie honorowym— puściłam Małe Grze­

chotki w dzierżaw ę. . . A Jaś, mój kołeczek podróżował ciągle po śwlecie i chciałabym, aby się tu u nas rozpa­

trzył . . . Boją się — dodaje ciszei— puścić samego ; czas mu dobrać żonę po mojej m y śli. . . A ty co ?

— Ja tu z pułkownikiem, i jego wnuczką, pamię­

tasz Juleczkę, z którą spotkałyśmy się dziesięć lat temu na odpuście . . .

— A, a, a, przypominam sobie, ta bledziutka. . .

— Jak teraz wyładniała, moja droga, anibyś jej nie poznała. . . Czekaj, czekaj, zaraz ci ją przedstaw ię. . . Maryniu, Maryniu! — woła, uchylając drzwi sąsiedniego pokoju — proś-no panienki, aby tu przyszła do n a s . . . Tylko jaką mam. z nią biedę, to niech Bóg Najświętszy broni.

— Cóż to za biedę, moja droga? — pyta ciekawie sędzina, zbliżając swoje krzesło do krzesła ciotki.

— Strasznie to rozpieszczone, roztrzepane — mówi ciocia do przyjaciółki — pułkownik pojechał za granice na kuracyę j zostawił nas tutaj z narzeczonym . . .

— Co, idzie już za m ąż?

— Miała iść za Seweryna P o d g ó rsk ieg o ... i w y­

staw sobie, kochana Basiu, 'pokłócili się przedwczoraj, ale tak się pokłócili, że; z e rw a li,.. Ja miałam pisać do pułkownika i zbieram się i zbieram s ię . . .

— To' jeszcze nie wielkie nieszczęście, taka boga­

ta panna — przeryw a sędzina.

— Sto tysięcy guldenów gotówką po m atce. . .

— Ładna sum ka. . .

(7)

— . 3

Błogosław ziemi z Twej szczodrobliwości, Niechaj nam dawa dostatek żywności, Uchowaj głodu i powietrza złego;

Daj wszystko dobre z miłosierdzia twego.

J a n K o c h a ń o w s k i.

Co znaczy przepis kasy pogrzebowej:

Składki płatne do 55-go albo 62>go roku życia.

G d y sto w a rz y s z o n e o d e b ra ły polisy n a z a b e z ­ p ieczenie k a s y po g rzeb o w ej, to podobno n iek tó re z nich b a rd z o się zan iep oko iły, że m ają p łacić sk ład k i do 55-go, a n iek tó re do 62-go rok u, z d a w a ło im się to b a rd z o długo i tw ie rd z iły podobno, że to jest p o ­ g o rszen ie w sto su n k u dp d aw n iejszy ch w a ru n k ó w . O tóż tak ie z a p a try w a n ie jest zupełnie błędne, p o lega n a nieznajom ości albo błęd n em rozum ieniu reg u lam in u ; Z a rz ą d to już kilk ak ro tn ie tło m ac z y ł, a jeżeli nie zupełn ie n iera z w szczeg ó łach , to ty lko dla tego, że n a w e t nie przypus_zczał, a b y ten p rz e ­ pis m iał b y ć źle zrozu m iany.

D zisiaj w y tło m a c z y m y ten p rz e p is; nie b ęd zie­

m y pisali o tem , dla czego jedne m ają p łacić do 55-gó1,. inne do 62-go ro k u ż y c ia ; — o tem n a p isz e ­ m y w n a stę p n y m num erze. W y tło m a c z y m y tylko , c o z n a c z y : s k ł a d k i p ł a t n e d o 55-go a l b o 62-go1 r. ż y c i a.

Nie zn aczy to. a b y sto w a rz y sz o n a , k tó ra um rze ry ch lej, m iała stra c ić p ra w o do k a sy , bo inny p rz e ­ pis p o w iada, ż e już po 3 latach należenia do kasy odbierze zabezpieczona w razie śm ierci całą sume.

A w ięc p rzep is p łac e n ia 4 ° 55-go albo 62-go rok u ż y cia z n a c z y tylk o , że s to w a rz y s z o n a w r a ­ zie d o ży cia p łacić będzie sk ład k i do 55-go albo 62-go roku ży cia, od b ierze zaś c a łą sum ę zab ezp ie-

— Dwie czyściutkie wsie po dziadku dostanie. . . i znasz w jakiej ziemi.

Rozmowa ta ożywiła angielską twarz. pana. Jana, po­

żądliwy błysk oczu ma cyfry gotówki i wiosek zwrócił w stronę rozmawiających kobiet.

— Eh, Basiu, — odzywa się pianissimo słowiczym głosem pani sędzina — gdyby też po naszej starej znajo­

mości, mojego Jasia zaprotegować, co ? Pamiętasz, jak zawsze byłyśm y w przyjaźni jeszcze na pensyi p. Smo­

lińskiej w Kutnie . . . Żeby tak zbliżyć m łodych?. . . Spoj- rzyjno na Jasia? No i cóż? walny chłopiec; po fran­

cusku ci panie expedite, po włosku expedite. . . Gra, śpiewa, ta ń c z y . . . a szalone ma szczęście do kobiet! I dlatego właśnie pilnuję go jak oka w g ło w ie. . . No, cóż się zamyślasz, Basieczku, co? zrób to dla starej przyja­

ciółki. Jakby nam to kiedyś było przyjemnie, tak usiąść razem przy stoliczku. . . ogień bucha na kominku, kawa pachnie..'. bułeczki trzeszczą przy łamaniu, a: my o da­

wnych czasach gadu, gadu . . .

— Możeby to i nie źle — przeryw a zamyślona i o- czarow ana tą milą perspektywą ciotunia — tylko ten pułkow nik. . .

— Et, co tam mężczyzna znaczy! Jak my uradzi­

my j panna się zgodzi, to on nic. nie możei. Osełkowscy, wiecz przecie, dobra familia, Grzechotki M ałe. . . tylko nie myśl, żeby one były małe, one są wielkie, tylko się ta k _fatalnie n a z y w a ją ... Mój był sędzią pokoju, rmnie rodżi Kozikowsfca, chłopiec m a s z y k . . .

— Trudna to: spraw a — odzywa się prawie zdecy­

dowana ciotunia — trudna, jedinak spróbujemy.

— Jasiu, J a s iu ... pójdź tu! — woła uszczęśliwiona sędzina — słyszyć, pani Pysznicka przyrzeka cię prote­

gować do paniny i . Jakże to jej na im ię ? . . .

— Julia1.

— No, podziękujże, czego tak stofez jak kamień?

czoną, jeżeli n a le ż a ła do k a s y p o g rzebo w ej p r z y ­

najm niej 3 lata. .

J e s tto w ięc u lepszenie w ielkie w sto sunk u do w a ru n k ó w d oty ch czaso w y ch , bo w ed łu g nich m iała p łac ić sk ła d k i k a s y pogrzebow ej do k oń ca życia, a w ięc ł do 70-go i późniejszego roku.

To te ra z u stało . N ajw y żej zab ezp ieczo n a płacić będzie sk ład k i do 55-go< albo 62-go r. ży cia, p o tem już ich o p ła c a ć nie po trzeb u je, a d ostan ie w y p ła tę c a łą w ra z ie śm ierci rychlejszej.

P o n ie w a ż za ś sto w a rz y sz o n y m , k tó re daw niej n a le ż a ły do k a sy , liczy się dzień w stą p ie n ia od z a ­ pisania się do k a s y d aw niejszej, dla tego' już n a jw ię ­ k sz a c z ęść z nich p rz e b y ła o w e 3 la ta n ależenia do k a s y i już dziś w ra z ie śm ierci m aja p ra w o do pełnej sum y.

Dla ty c h zaś, k tó re jeszcze 3 lat do k a s y nie n ależą, p rzy p o m in am y przep is regulam inu, w edłu g k tó re g o w ra z ie śm ierci w p ierw sz y m ro k u p r z y ­ należen ia do k a s y w y p ła c a im się sk ła d k ę w p ła c o ­ ną, w drug im ro k u w y p ła c a się jedn ą trz e c ia , to z n a ­ cz y p rz y 100 m ark a ch su m y zabezpieczonej 33 m a r­

ki, w trzecim roku d w ie trz e c ie , to z n a c z y p rz y 100 m ark a ch — 66 m are k , a po trz e c h lata ch w razie śm ierci już c a łą sum ę. A w ięc i te, k tó re nie n a le ­ ż a ły jesz c ze 3 la ta do k a sy , nie ty lk o nic nie tra c ą , ale o w śz e m zy sk ają.

P ro sim y w sz y stk ie s to w a rz y s z o n e , a b y d obrze sobie te p rz e p isy sp a m ię ta ły i w y tło m a c z y ły je tym , k tó re b y ich jesz c ze nie m ia ły rozum ieć.

Wspomnienia z pobytu mego na obczyźnie.

(L is t S to w a r z y s z o n e j do „ G a z e t y " .)

Pozostając choć krótki czas na obczyźnie, odczuwa się tęsknotę za stronami ojezystemi, bo wszystko tam

— Do śmierci będę wdzięczny kochanej pani — przemówił Jan, całując w rękę ciotunię, a jednocze­

śnie pomyślał: Głupstwo się zrobiło, dając temu fakto­

rowi deklaracyę na dw a procent: dyabli wiedzieli, że to znajom ość. . .

— Siadajno tu przy nas, bliżej — mówi sędzina, głaszcząc syna po głowie — trzeba coś uradzić. Widzisz moje dziecko, to los dla ciebie.

— Ja, nie chwaląc się — dodaje ciotka — mani wpływ na nią, ale trzeba, panie Ja n ie . . .

— Mów Jasiu, — dorzuca matka.

— No, Jasiu, żebyś się jej starał podobać, i to bar­

dzo prędko, bo jak pułkownik przyjedzie, to gotów ich pogodzić z Sewerynem.

— Eh, to najmniejsza rzecz — odpowiada z całą pe­

wnością siebie— żeby nie wiedzieć jaka była, to musi mię pokochać.

— Nie bardzo ufaj, Jasiu — przestrzega ciotka — bardzo dobra, z najlepszem sercem dziewczyna, ale ka­

pryśna jak mało. Tylko stroje,' tylko bale, teatra, spa­

cery . . . o tem' myśli, o tem m arz y . . .

— I na to mamy sposoby — w trąca z tą samą pe­

wnością Anglik — pochlebiać tylko, nic innego tylko po­

chlebiać, chwalić, adorow ać! Kobiety bez wyjątku nad­

zwyczaj czułe na wszelkie pochlebstwa.

— To, to, t o . . . ona lubi. . .

— A nie mówiłam? — przeryw a sędzina — powta­

rzam ci, huitaj chłopiec okrutnie sprytny. Jeszcze to małe było, a iuż jak przylepka. . .

— Coś nie widać mojej) panny Julii — pozwólcie, ja pójdę sama po nią. Spodziewając się tu młodego ka­

walera, niezawodnie stoi przed lustrem.

— A my później. . . słuchajino Basiu — woła sędzina za odchodzącą — wyjdziemy sobie niby obejrzeć miesz­

kanie, zostawimy ich sam ych . . . Jasiu pam iętaj. . .

(C iąg dalszy nastąpi.)

(8)

obce, obyczaje in ną mowa obca, Indzie nieznani, niema z kim choć słów. parę pomówić po polsku. Jak świętą i drogą jest dla nas nasza polska ziemia ojczysta., zrozu­

miemy najlepiej, znajdując się zdała od niej; chociażby inne kraje b yły bogatsze i piękniejsze, nie zadowolą du­

szy polsko-katolickiej, bo obce.

Na naszej drogiej ziemi ojczystej co krok wspom­

nienia drogie sercu polskiemu; tam mieszkali i rządzili królowie nasi wielcy, ówdzie sławni walczyli rycerze, chadzali święci nasi Patronowie, ucząc i nawracając lud­

ność, a diziś relikwie i szczątki ich przechowanie w w spa­

niałych, często bardzo bogatych kościołach. Na zacho­

dzie kościoły, które widziałam, bardzo ubogie, a nabo­

żeństw,^ wszystkie, t. j, śpiewy, modlitwy, kazanie po nie­

miecku (choć Msza św,., tak jak u nas, i' tam, i w całym świecie katolickimi, odpraw ia się w języku łacińskim.

Kiedy cofniemy się myślą w lała dziecięce, przypo­

mnimy sobie, z jaką to radldścią ii ciekawością, choć nie­

raz i z lękiem;, słuchałyśmy tych groźnych opowiadań o ziarnkach zbójeckich, rycerzach zaklętych i skarbach ukrytych. Opowiadacie takie często zmyślone, choć zdarzały się i prawdziwe niekiedy. Zamków takich ry-

•cerskich-zbójeckich nad Renem pełno wszędzie. Poezę- ści zbudowane wysoko , na wzgórzach, u stóp ich roz­

ciągają się rzeki lub row y głębokie, ponad któremi most zwodzony prowadzi na zamek. W razie pogoni czy spodziewanego napadu, spuszczała służba zamkowa most-, zabezpieczając mieszkańców zamku.

W zamkach pełno pamiątek z czasów dawnych: są zbroje najrozmaitsze, pancerze stare, kule armatnie, a w bogato rzeźbionych szafach niewieście wspaniale szaty, klejnoty, kosztownści! najróżniejsze i dawne, stare pie­

niądze1. Są także stare, cenne obrazy, z których pozna­

łam nawet kilka, n. p. św. Katarzynę, kilku królów pol­

skich i Napoleona, stojącego nad; brzegiem w yspy św.

H eleny, ro zm y śla jąc o m inionej św ietn o ści i sław ie.

W szystko to zabytki dawne, pochodzące bądź to z rabunków i napadów rycerskich, bądź też z wojen w sze­

lakich,. przechowane bardzo starannie, a zwiedzane licz­

nie przez; gości, zjeżdżających w te strony dla poratowa­

nia zdrowia lub też zwiedzania pięknych okolic.

Mimo wszystkich tych okropności, które żywo sta­

wiają przed oczy groźne historye mieszkańców tych mu­

rów, zawsze przy zamku stoi kapliczka, choćby naj­

mniejsza. Dziś one zaniedbane, rozsypane w gruzy, rzadkoi tylko pozostał kamienny ołtarz i na nim krzyż.

Widzicie, drogie Czytelniczki, że dużo na obczyźnie rzeczy-pięknych i ciekawych, to też na twarzach zwie­

dzających maluje się zachwyt i zadowolenie, mnie prze­

cież tęsknota za stronami rodzinnemi i brak mowy oj­

czystej spokoju nie dawały, pragnęłam jak najprędzej po­

wrócić do Ojczyzny ukochanej. Nigdy tak, jak tam, zda­

ła od swoich, nie odczuwałam, czern jest dla mnie zie­

mia Polska, mowa ojczysta, rodzina i wy, drogie Tow a­

rzyszki, z któremi dzielę się wrażeniami mojerni, powta­

rzając za królem poetów naszych, nieśmiertelnym Ada­

mem :

Ojczyzno moja, Ty jesteś jak zdrowie.

Ile Cię cenić trzeba, ten; tylko się dowie, Kto Cię u tra c ił___

Kartki na obuwie.

„Reichsanzeiger“ zamieszcza trzy rozporządzenia, na mocy których ludność cywilna zobowiązana jest do zakupywania obuwia, począwszy od 27 grudnia, tylko za pomocą kartek. Obuwiem w myśl rozporządzenia jest tow ar sfabrykowany w całości lub w części z skóry, m ateryałów włóknistych, filcu i t. p.

Dla. obuwia luksusowego mogą być wydane kartki, # bez badania konieczności zakupna, jeżeli osoba starająca

się o kartkę dowiedzie, że oddała parę obuwia możli­

wego do użycia Urzędowi Rzeszy dla odzieży bezpłat­

nie lub za opłatą. Osoby takie mają prawo do końca 1917 roku do kwitów na dwie pary butów.

Obuwie luksusowe jest 1. takie, którego, cholewy w całości lub w części uszyte są ze skóry koźlej (chevreau):

lub cielęcej lub z laku;

2. obuwie do tańca z laku, atłasu, brokatu, jedwa­

biu, pluszu;

3. obuwie domowe lub pantofle z obcasami w yż­

szymi niż 3 centym etry z takich samych m ateryałów ; 4. buty do jazdy konnej, których cholewy w cało­

ści1 lub częściowo są ze skóry.

Kto już do 27 grudnia 1916 zamówił sobie obuwie, może je do 31. stycznia 1917 odebrać bez kartki.

R e p a r a c y e nie podlega“ą obowiązkowi kartek.

■Sm wina i nalahi 11 FOdzfi u Upadzie.

Także w trzecim miesiącu istnienia Biur Pomocy Prawnej korzystano z nich bardzo licznie. Biuro poznań­

skie udzieliło w listopadzie 604 porad ( w październiku 536, we wrześniu 415). Liczba zgłaszających się, jak wi­

dzimy, rośnie, tak że zniewoleni byliśmy przyjąć drugie­

go' stałego urzędnika. Z Poznania było interesentów 229, z Księstwa 317, z P rus 17, ze Śląska 5, z Królestwa 2, z obczyzny 20, z pola walki 14. Osobiście zgłosiło się po poradę 437 osób, listownie 147, pism napisano 423.

Biura Pom ocy Prawnej, istniejące w Księstwie, u- dzieliły w listopadzie następującą liczbę porad: Byd­

goszcz (od 15. 11.) 42, Gniezno 126, Ostrzeszów 22, Sul­

mierzyce 14, Szamotuły 97, W rześnia 102, Zbąszyń ?, razem 403 porad.

Do 7 biur już istniejących przybyły 2 nowe, miano­

wicie Poniec i Leszno. O założenie dalszych Komitet Główny się stara. P rzy tej sposobności zaznaczamy, że ponieważ Biura Pomocy Praw nej są instytucyą społecz­

ną, potrzeba, aby wykonywano nad niemi nadzór spo­

łeczny. One też dbają o to, aby bez względu na zmiany urzędników biuro utrzymać. Z tej przyczyny Komitet Główny na tworzenie Biur Pomocy Prawnej bez Komi­

tetów miejscowych godzić się nie może.

Wszelkich informacyi i m ateryałów do tworzenia Ko­

mitetów miejscowych i zakładania nowych biur udziela chętnie

Komitet Główny Pomocy Prawnej dla wojaków i ich rodzin w Poznaniu (św. Marcin 69.)

Sprawy Związku i Stowarzyszeń.

Z ruchu Sto w arzyszeń .

O g ło s z e n ie .

stow arzyszenie Pracownic Konfekcyjnych w Pozna­

niu urządza w niedzielę, dnia 14 stycznia 1917 w ieczór ku czci Henryka Sienkiewicza.

Na program składiają się wykład z życia Sienkiewi­

cza do świetlanych obrazów, deklamacye, śpiew solo, i występ muzyczny.

Początek punktualnie o godz. 7-ej wieczorem. O li­

czny udział członków i gości uprasza Za r z ą d.

Zarazem przypomina się członkom, .iż legitymacye na obchód odebrać można każdego czasu u sekretarki Maryi Rempulskiej, W. G arbary 44.

Składajcie oszczędności

w S p ó ł c e z w i ą z k o w e j :

Poznań. Kasa Wzajemnej Pomocy E. O. m. u. H. Posen, Alter Markt 79.

Czcionkami i drukiem Drukarni i Księgarni św. Wojciecha G. m. b. H. w Poznaniu.

(9)

_

GAZETA DLA KOBIET

Dwutygodnik poświęcony sprawom kobiet pracujących.

O rgan »Z w iązk u S t o w a r z y s z e ń K a to lic k ic h K o b ie t P r a c u ją c y c h , z s ie d z ib ą w

Poznania.

Nr. 2. Poznań, dnia 21 stycznia 1917. Rok IX.

Wychodzi oo dwa tygodnie na mtidziel<j. Zamó­

wieni* przysyłać należy do Ekspedyoyi: Pozcaft - im. Marcin 69. - Abonament na poczcie 50 fon.

kwartalnie. — Adr e s Kedakot i Poznań - mm tm. Marcin ?fl Nofooi M!»ft>eu 20N-. w

K E D A H T O R :

Ki. Stanisław Grzęda.

W IA D O M O Ś C I

Z W I Ą Z K O W E . Ze w zg lęd u n a zm ian ę rok u i zam k n ięcie k a s y i k siążek , B iuro Z w iązk u u p ra s z a o ła s k a w e u re ­ g u lo w an ie sk ła d e k n a k w a r ta ł IV. i p rz e s ła n y c h w s z y s tk im T o w a rz y s tw o m w p ie rw s z y c h dniach s ty c z n ia ra c h u n k ó w z a druki.

S to w a rz y s z e n ia , k tó re nie n a d e s ła ły jesz c ze sk ła d k i ro czn ej z a r. 1916, p o w in n y to u czy n ić n ie ­ zw ło c zn ie .

R ó w n ież p ro sim y up rzejm ie o n a d sy ła n ie s p ra ­ w o zd ań ro cz n y c h , k tó ry c h n iek tó re s to w a rz y s z e n ia lesz c ze nie p rz y s ła ły .

W a l n e z e b ra n ia .

P ie rw s z y k w a r ta ł k aż d eg o ro k u — to c z a s w a l­

n y c h z e b ra ń , o k tó ry c h u rzą d z a n iu już n ie ra z pisali­

śm y . D ziś p rz y p o m in a ją c je, p o d a m y k ró tk o p o rz ą ­ d ek o b ra d , z o bjaśnieniem w a ż n ie jsz y c h p u n k tó w .

P o sz c ze g ó ln e p u n k ty o b ra d w aln eg o z e b ra n ia : 1) Z a g a je n ie; 2) p rz e c z y ta n ie p ro to k ó łu z o sta tn ie g o z e b ra n ia ; 3) sp ra w o z d a n ie ks. p a tro n a albo p rz e w o ­ d n iczącej. P r z y ty m p u n k cie m o żn a d ać p o g ląd n a ogólne p o ło żen ie, k o b iet p ra c u ją c y c h w o b ecn y m c zasie, om ó w ić sto su n e k ko b iet danej m iejsco w o ści do s to w a rz y s z e n ia , dla czego n ie k tó re nie należą, ile ich pow inno b y ć w to w a rz y s tw ie , co u czynić, , a b y je p o z y s k a ć d la to w a rz y s tw a . N a stęp u je 4) s p ra w o z d a n ie s e k re ta rk i, w k tó ry m w y m ien ia się liczb ę człon k ó w , p o siedzen ia, w y k ła d y , obch o dy.

5) sp ra w o z d a n ie sk a rb n ic zk i ze stan u k a s y . p rz y tern s ta n z a b ez p iec z e n ia w k a sie p o g rz e b o w e j; 6) s p ra ­ w o zd an ie b ib lio te k a rk i ze sta n u b iblioteki. 7) Do sp ra w o z d a n ia sk a rb n ic z k i p o w in n a p rz e c z y ta ć s p r a ­ w o zd an ie k o m isy a re w iz y jn a , k tó ra p rz e d ‘w alnern z e b ra n ie m z b a d ała k a sę. 8) W w ię k sz y c h p rz y n a j­

m niej s to w a rz y s z e n ia c h trz e b a d a ć ta k ż e p o g ląd na c z y ta n ie g a z e ty z w ią zk o w e j i p rz y p o m n ieć z e b ra ­ nym , gdzie i k ied y ją p o w in n y o d b ierać.

P o s p ra w o z d a n ia c h n a stę p u je 9) d y s k u s y a nad p oszczegó lny m i p u nktam i. W re s z c ie w y b o r y 10) n o w eg o Z a rz ą d u ; 11) kom isyi k o n tro lo w e j; 12) ko- m isyi re w iz y jn e j; 13) w to w a rz y s tw a c h m ają cy c h ch o rą g iew — ch o rą ż a n ek . P r z y k o ń cu : w oln e g ło ­ sy , w nioski i zakończenie.

J e s tto do ść obfity m a te ry a ł do ob rad . T rz e b a jed n a k ż e w y k o rz y s ta ć p o szczeg ó ln e r o z p r a w y do u- P o rz ąd k o w a n ia sp ra w to w a rz y s tw a . D o b rze u rz ą -

I dzone w a ln e z e b ra n ie s ta n ie sic z n a k o m ity m ś ro d -

; kiem agitacyjnym ; i p rzy p o m n i w sz y s tk im czło n ­ kom obo w iązk i w o b e c s to w a rz y s z e n ia .

Jak rozwija się Stowarzyszenie.

Do Z w iązk u n a sze g o n a le ż y trz y d z ie śc i k ilk a S to w a rz y s z e ń , a w s z y s tk ie ta k podobnie do siebie się ro zw ija ją , ż e o k a ż d e m n o w o p o w sta ją c e m s to ­ w a rz y sz e n iu z g ó ry już p o w ie d z ie ć m ożna, jak ie b ęd ą p rz e c h o d z iły koleje.

K siądz p ro b o sz c z z a p o w ia d a z am b o n y , ż e dziś po n iesz p o rac h m ają sic z e b ra ć d z ie w c z ę ta w s z e l­

kich s ta n ó w , bo w m y śl N ajp rzew iel. K się d za A re y - p a s te rz a c h c ia łb y z a ło ż y ć s to w a rz y s z e n ie d z ie w c z ą t polsk o -k ato lick ich .

D z ie w c z ę ta , z a cie k aw io n e tern w e z w a n ie m k się d z a p ro b o sz c z a , s ta w ia ją się b a rd z o licznie, w s z y s tk ie c h c ą się d o w iedzieć, co te ż to będzie.

S ły s z a ły ju ż o s to w a rz y s z e n ia c h ró ż a ń c o w y c h , o sto w . M atek i M ężów , o sto w . R o b o tn ik ó w , nie m a ­ ją d o tą d s to w a rz y s z e n ia d z ie w c z ą t p olskich. S a i tak ie, w p ra w d z ie m niej liczne, k tó re « ró żn e w z g lę d y i w zg lęd n ik i w s trz y m u ją od p rz y jś c ia na salę. M u­

s z ą się n a jp ie rw d o w ied zieć, k to te ż to n a le ż e ć b ę ­ dzie do teg o s to w a rz y s z e n ia , bo ć p rz e c ie ż nie z k a ż d ą c h c ą się łą c z y ć i w sp ó ln ie p ra c o w a ć . W ię k ­ sz o ść je d n a k ż e d z ie w c z ą t sp ie sz y o w y z n a c z o n ej godzinie n a sa lę i d o c z e k a ć nie m oże ro zp o c z ę cia z e b ra n ia .

Z w y k le z p ie rw sz e g o z e b ra n ia w s z y s tk ie w y ­ ch o d zą z a c h w y c o n e , bo k sią d z p ro b o sz c z , a c z ę sto jesz c ze gość z a m iejsc o w y , ta k p ięk n ie p rze m aw ia ją , ta k um ieją p rz e d s ta w ić w g o rą c y c h s ło w a c h liczne k o rz y śc i dla s to w a rz y s z o n y c h w n o w e m z g ro m a ­ dzeniu, o p o w ia d a ją o b ecnym d z ie w cz ę to m , ile tu n a ­ u c z y ć się m o g ą p ięk n y c h rz e c z y , ja k a to c h w a ła będzie B ogu, a k o rz y ś ć s p o łe c z e ń s tw u ; ja k a s iła jest w jedności i w spólnej p ra c y , że z a słu c h a n e d z ie w ­ c z ęta z ap isu ją się na cz ło n k ó w n o w eg o s to w a rz y ­ szenia. W y b ie ra ją d la niego n a z w ę , zo b o w ią zu ję s i ł p łacić, n iek ie d y w y s o k ie n a w e t sk ła d k i, choć im k siąd z p ro b o sz c z z w r a c a n a to u w ag ę.

P ie rw s z e z e b ra n ia są z w y k le b a rd z o liczne.

D z ie w c z ęta w y b ra n e do z a rz ą d u , dum ne i z a d o w o ­ lone, że je sp o tk a ł ta k i z a sz c z y t, p rz y rz e k a ją sobie, p ra c o w a ć jak najpilniej. U p ra sz a ją z n a n e z p ra c y sp o łecznej o so b y s ta rs z e n a panie ra d n e — datew -

(10)

c z ę ta z g ła sz a ją się do b ro w o ln ie do d ek laraacy i, tw o - I r z ą się k ó łk a śpiew u, sto w a rz y s z o n e obiecują sobie n a p o rę la to w ą ró ż n e w y c ie cz k i i z a b a w y . — s ło ­ w em ra d o ść i zad o w o len ie ogólne.

N ie ste ty je s t to n iera z z w y k ły , n am P o lak o m tak i w ła ś c iw y , sło m ian y o g ie ń : ta k jak się z a p ala m y ła tw o do s p ra w y , ta k te ż znó w ^ a p a ł g aśnie, c z ę ­ sto b e z p o w ro tn ie.

I w n aszem . n o w em sto w a rz y s z e n iu coś się p su ć z a cz y n a , z e b ra n ia m niej liczne. Je d n e z a d ro - sz c z ą ta m ty m urzędu, cho ć w ied zą, że ten u rz ą d p rzy n o si z so bą w iele o b o w iązk ó w , k tó ry c h b y one w y p e łn ić ani u m iały, ani ch ciały .

Inne znów sto w a rz y s z o n e p o g n ie w a ły się z s w ą p rz y ja c ió łk a , sk o ro w ię c o w a Z osia n ależy , to ona, M a ry sia , już ta m b y ć nie m oże. Je sz c z e innej w y ­ d aje się, że ty c h sk ła d e k z a w iele, a zap om n iała, że p rze c ie ż sa m a . z w łasn ej w oli ty le u ch w aliła. — S ą jęsz c ze i tak ie d z ie w cz ę ta , k tó re tw ie rd z ą , że d o ­ s y ć nauki m ia ły w szkole, te ra z , do ro słe, u c z y ć się już nie p o trz e b u ją ; nie w ie d z ąc o tern, że i n a jm ę d r- c y c z ło w ie k z a w iele nie um ie. Je d n em sło w em k a ż ­ d a s ta r a się, sw o ją n a g łą dla s to w a rz y s z e n ia obo­

jętn o ść u p o z o ro w a ć czem ko lw iek. —

Ale B ogu dzięki, i ten cz as nieporozum ień i ch w i­

low ej obojętności p rzechodzi, czego d o w o d em s ta r ­ sz e s to w a rz y s z e n ia n a sze g o zw iązk u . C zło n k o w ie p o z n a ją w re sz c ie , jakiego ro d zaju k o rz y ś c i m ają ze sto w a rz y s z e n ia , a iuż dziś n a ogół s ły s z y m y z u st czło n k ó w z a rz ą d u i Ks. Ks. p a tro n ó w : N asze k o ­ b ie ty p rac u jąc e b io rą się do dziełall Z n ikły k w a s y i nieporozum ienia, dla o so b isty ch w z g lę d ó w m am y takie, k tó re g o rliw ie ag itu ją z a w stę p o w a n ie m do sto w a rz y s z e n ia .

6

ALBERT WILCZYŃSKI.

KAPRYS PANNY JULII.

K o m e d y a.

(C iąg dalszy.)

— A co, nią idzie ci szczęście w rękę? — mówi Osełkowska do syna. — Nie trzeba to losu, abym spot­

kała Pysznickę, co? Ograniczona baba, śmieszna, słu­

żąca, ale może pomódz. Tylko wiesz Jasiu, szkoda, że się ten faktor wmięszał.

— A nie sprzeczałem się z mamą, po co szukać fa­

ktorów, co? Ale mama mysi się zawsze swoim rozumem rządzić, zawsze mamie pilno, teraz niech mama mu płaci dwa procent.

— Serce moje, tu nie było co czekać. Grzechotki wystawione na sprzedaż za Tow arzystw o kredytowe, jak za dw a miesiące nie będzie sześciu ty się c y . . . pójdą do ludzi.

— Pal dyabli Grzechotki! — rzecze z lekceważe­

niem pan Ąnglik — od urodzenia samego tylko mi w u- szach grzechoczą. Za sto tysięcy sześć takich Grzecho­

tek kupić. . .

— I ty myślisz, że się uda?

— Hm — odpowiada opryskliwy synek. — Mama tylko zawsze, czy się uda. Zapewne, tam gdzie mama rządzi, to się nigdy nie uda, ale tam gdzie ja, to się zaw ­ sze uda, a naw et mówię mamie, żę się już u d a ło . . .

— A ty niewdzięczniku jak iś. . . nieustannie masz do tej matki jakieś pretensye. . . Pójdźże, niech cię uści­

skam!

— Mama to nawet całować po ludzku nie umie —

S to w a rz y sz e n ia , m ające dużo czło n ków , dzielą je na k ó łk a, tw o rz ą ró żn e d ziały , n. p. religijny, o ś­

w ia to w y , kółko śpiew u, zajęć g osp o d arsk ich i w iele innych. U rz ą d z a się k u rs y nauki, p o trzebn ej do p r a ­ c y z a w o d o w ej, s to w a rz y s z e n ia s łu ż b y m ają w ła sn e sc h ro n isk a i t. p.. a w s z y s tk o to z d o b y w a się w ła sn ą, zbożną, w y tr w a łą i sz c z e rą p racą, dla c h w a ły B o­

żej, d o b ra O jc z y zn y f k o rz y śc i sam y ch członków .

Mnenle nlieri m ii lasu i m .

W e d łu g n o w y c h p rze p isó w zw ią zk o w e j k a s y po g rzeb o w ej p rz e w a ż n a w ię k sz o ść z a b ez p ieczo n y ch m a o p łacać sk ła d k i n ajw y ż ej do 55-go ro k u ży cia.

S ą jednak n iek tó re s to w a rz y s z o n e , k tó re o p łacać je m ają aż do 62-go ro k u ż y c ia na w y p a d e k dożycia.

S k ąd ta n ieró w n o ść i d laczeg o ta k je s t?

O tó ż p rzy p o m n ieć sobie m usim y, że u s ta w y k a ­ s y p o g rzeb o w ej ro z ró ż n ia ją tak ie s to w a rz y sz o n e , k tó re dop iero te ra z now o w p isu ją się do k a s y po­

g rzeb o w ej, i tak ie, k tó re już d aw niej (p rzed 1-szym lipca 1916) n a le ż a ły do zw ią zk o w e j k a s y p o g rzeb o ­ w ej, a te ra z p rz e s z ły do k a sy , po łączonej z W e sta . W sz y stk ie , k tó re now o się zapisują, p łacić b ęd ą sk ła d k i n ajw y ż ej do 55-go ro k u ży cia, lecz trz e b a m ieć na u w a d z e , ż e s ta rs z y c h po n ad sk o ń czo n y ro k 39 k a s a p o śm ie rtn a w og óle nie p rzy jm u je i nie u b e z p ie c za : a o p ró cz tego, now oi-w stęp ujący czło n ­ kow ie. p o w y żej 35-ciu lat o d b io rą w ra z ie śm ierci ty lk o 45.00 m k. W s z y s c y p rzy z n a m y , że p rz e ­ p isy te s ą słu szn e, b o ć k a s a p o g rz e b o w a nie m oże p rz y jm o w a ć c zło n k ó w w s ta rs z y m w ieku. N a­

le ż y się bow iem z tern liczyć, że sk ła d e k d łu g o b y nie o p łac a ły , i dla teg o ż ad n a k a sa nie m oże im dąsa się Anglik synalek, poprawiając zmięty nieco przy całowaniu róg kołnierzyka. — Na co te karesy, dotąd nie może mama *pozbyć się tej kutnowskiej parafiańsz- czyzny całowania. Eh, do dyabła — mówi dalej, zbli­

żając się do lustra — lewy kołnierzyk na nic. a stał czy­

sto po angielsku.

Rozmowę matki z synem przeryw a Pysznicka, pro­

wadząc podi rękę nad podziw bardzo skromnie przy­

strojoną panienkę.

— Moja w ychow anka i moja pieszczotka Julia! A to dawna koleżanka z pensyi, sędzina Osełkowska z Ma­

łych Grzechotek . . . to syn jej, pan Jan . . .

Nastąpiły ceremonialne i poważne ukłony stron o b y­

d w ó c h ...

— Nie przesadziłaś, kochana Pysznisiu, panina Julia wyro»ia na cud panienkę — rzeknie z zachwytem sę­

dzina, gdy syn jej pozując zawsze na Anglika, przybierał odpowiednią do przyszłej batalii pozycyę.

— Pozwól się, kochanie moje, ucałow ać. . . jakie to śliczne stworzonko . . . Mój Boże, jaki wdzięk! — kończy sędlzina, cmokając Julię w oba polkziki/.

— T a matka niepoprawma — syczy do siebie obu­

rzony kandydat — dopiero co mówiłem o całow aniu. . . P an Jani przysuw a krzesło, tow arzystw o rozdziela się na dwie grupy: Julia i Jan przy jednym stoliku, dwie starowiny przy drugim na jednej kanapce.

— P an dlawno u nas W mieście? — pyta Julia.

— Od trzech tygodni, p a n i. . . ale jestem zachwy­

cony naszą stolicą. Najeździłem się dosyć po za grani­

cami kraju i nie mówiąc o innych pięknościach, jednak tyle pięknych kobiet, jak u nas, niema na całym św iecie.

Co za szyk, co za wdzięk — dodaje, ogarniając spojrze­

niem swoją sąsiadkę. . .

— Widocznie, pan, tylko za kobietami zwracasz swoją u w a g ę . . .

(11)

p rz y o b ie c a ć w y p ła t. T a k sam o s łu sz n y jest p rzepis, j że im k to w stą p i w sta rs z y m w ieku, tern m niejszych . m oże o c z ek iw a ć w y p ła t.

P o ró w n a jm y te z a s a d y z położen iem ty ch , k tó re już daw niej n a le ż a ły do z w ią zk o w e j k a s y p o g rze b o ­

w ej. O tóż p rzy te m w y k a z u je sie, że n ie k tó re w s tą p i­

ły w późniejszym w ieku, aniżeli sk o ń czo n y m 3 9 -ty m ; w s tę p o w a ły , m ając la t 40, 45, a n a w e t 50 i w ięcej.

D zisiaj już żadnej s to w a rz y sz o n e j _w j y m w iek u do k a s y 1 p rz y ją ć b y ś m y nie m ogli. A m im o to n o w a n a ­ s z a k a s a p o g rz e b o w a i te sto w a rz y s z o n e p rze jęła . A p o zatem , n o w o d ziś w w iek u od la t 35—39 w stę p u ją c a do k a s y będ zie p ła c iła sk ła d k i n a jw y ­ żej do 55-go ro k u ży c ia , o d b ierze jed n ak że ty lk o 45 m k. pośm iertnego . T e za ś s to w a rz y s z o n e , k tó re w s tą p iły już d aw niej, o d b ie ra ć b ę d ą 60 m k., choć w s tą p iły po 3 4-tym i 39-Jtym a n a w e t 50-tym , m u­

s z ą jed n ak że dłużej o p łac a ć sk ładk i, to z n a c z y aż do ro k u 62-go, o cz y w iśc ie n a p rz y p a d e k dożycia.

S tą d to tło m a c z y się. że n ie k tó re zabezp ieczone m ają o p łac a ć sk ład k i aż do 62-go roku. Nie je s t.to d la nich ż a d n a niesp raw ied liw o ść, ty lk o sta ło się to d la ich dobra.

Z a z n ac z y ć jesz c ze n ależy , że “sto w a rz y sz o n e , n a ­ leż ą c e już daw niej do k a sy , k tó re o rz y za p isy w a n iu się m ia ły m niej niż 35 lat. p rz e s z ły do now ej k a s y n a ty c h sa m y ch w a ru n k a c h co o b ecnie się zap isu ­ ją c e , to zn a cz y , że p łac ić b ęd ą sk ła d k i n ajw y ż ej do 5 5 -g o rok u życia.

- 7

H A S Ł O .

Do nieba ufnie kieruj wzrok, Na pługu połóż dłoń,

— Czyż wobec pań można widzieć co innego?

— A co, a co? — mówi ciszej sędzina, trącając ciotkę.

Tęgi chłopiec, szarm ancki. . .

— Dziwna rzecz, jak różne są gusta panów — pro­

wadzi dalej Julia, bawiąc się jakąś ryciną wziętą ze sto­

łu — przed dworna dniami jeden pan mówił mi, że ko­

bieta stworzoną jest do obow iązków . . .

— Barbarzyniec! — przeryw a Jan. — Jakto? naj­

powabniejsze stworzenie boskie, kobieta, ideał piękna całej natury, ma być sprowadzona z tego piedestału, dla zadośćuczynienia nędznym potrzebom codziennego życia?

— w żadnej książce jeszczem tego nie czytała — mówi do sędziny ciotunia.

— Ja ci mówię — odpowiada ciszej sędzina — w kąt wszystkie książki przed mojem Ja sie m .

— Pan jesteś p o etą. . . — rzecze Julia. — Żal mi T>ana. . .

— Tak, pani;, jeżeli cześć dla piękną stawowi poe- zy ę, to jestem poetą. Żal pani będzie dla mnie tylko za­

szczytem . . . ostrzeżeniem, wykażującem szlachetną stro­

nę jej s e rc a . . . Jednak nie zejdę z tej drogi. Wiem i dobrze wiem, że mogą m ię'spotkać rozczarowania bez k o ń c a . . .

— Panie łaskawy, życie jest to tw ardy i ciężki

•obowiązek _ przeryw a Julia widocznie zadziwiona le­

pszą deklamacyą, niż to na anonsowego konkurenta przy­

stało i z zamiarem stawiania opozycyi,

— Nie uwierzę, aby to były przekonania pani — odpowiedział na ekspektoracyę Julii pan Jan. — Nie wierzę, patrząc na anielską postać pani, na te oczy, z których bije zdrój czystego szczęścia, rozkoszy, wesela,

sw obo d y. . .

— Zawiele, zawiele, na miłość boską! — wola Ju­

lia, machając trzymaną w ręku ryciną. — Złym pan fe-

I walcz,■ na świt, na nowy rok! "

I wiary silnie broń!

Choć krw aw e1 ślad'y twoich nóg, Idź zawsze prosto w zw yż — Nie szukaj świata błędnych dróg, Bo szczęściem tylko — krzyż!

E w a n.

Chcemy dużo umieć.

Dnia 1 stycznia b. r. ukazał się w Krakowie pierw­

szy numer pisma dla młodzieży, pod tytułem „Młodzież PoIska“.

W ydawca i redaktor znany i całem sercem oddany służbie Boga i Ojcżyzny, dobru młodzieży naszej, tak męskiej jak żeńskiej, ks. Ludwik Kasprzyk, który także gorliwie pracuje w stowarzyszeniach kobiet polskich i pracami swemi zasila organ związkowy „Kobieta pol- ska“ — nowe to pismo poświęca sprawom młodzieży mę­

skiej. Ponieważ w tym pierwszym numerze znajdujemy drogi każdemu sercu polskiemu objaw u młodzieży na­

szej, mianowicie pragnienie i ukochanie nauki, podajemy artykuł ten dtrogim-Czytelniczkom. naszym w całości, z serdecznem życzeniem, aby i nasza wielkopolska mło­

dzież, synowie i bracia, córki i siostry nasze, podobnie jak tamci chłopcy w Królestwie, do nauki się garnęli.

W artykule o powyższym napisie, opowiada jedna z pań nauczycielek, która pewien czas prowadziła szkołę polską wi Jednemu z1 miasteczek w Królestwie, następujące zdarzenie, malujące usposobienie naszej młodzieży tam­

tejszej :

„Po kilku dniach mego pobytu w miasteczku J.

przyszła do mnie gromadka chłopaków, w wieku 15—20 lat, prosząc o przyjęcie ich do szkoły. „W dzień“

— powiadali — „jestemy przy robocie, ale wieczorem steś fizyonomistą. . . jestem sobie zwyczajna, kapryśna, prozaiczna dziewczyna; prawda, ciociu? czasem zła, do­

kuczliwa, roztrzepana.

— A nie cenzorulże się tak, droga moja Julciu — mówi ciotka.

— I dodaj pani — wtrąca Jan — że chcę się taką przedstawić. Ale to nie zmieni mego przekonania.

W szystkie w ady, jakie sobie pozwoliłaś pani przypisać, wyjdą ną moje. W naturze ma w szystko swoją ‘racyę bytu. Kontrasta stanowią harmonię piękna. Czemże byłby wdzięk kobiety bez kaprysów ? Bladą i nużącą jednostronnością, praw da? Cukierki bardzo nam sma­

kują, ale nie z a w s z e ...

Co prawidła1, to prajwda — przeryw a ciotka — mnie najczęściej zęby od nich drętwieją. . .

— A ja, moja Basiu, pamiętasz, od dzieciństwa miałam w stręt db łakoci. MÓJ Jaś, widać, w tem jest mojej natury.

— A cóż ban powiesz o zbytkach, o strojach ko­

biet? — mówi dalej uśmiechnięta Julia z tego nawiasu sędziwych ma/tron z kanapy. — Czy i to przymiot kobie­

ty, k tóry w dzisiejszych czasach rujnuje całe familie?

— Daruje pani — odpowiada Jam — wi tem nie mogę być bezstronnym sędzią. Sam jestem zwolenni­

kiem mody i każdego, co ma na to, usprawiedliwiam.

Dla mnie kobieta w zaniedbanym stroju przypomina a- niołów strąconych. . . Piękność powinna piękno otaczać.

— Widzę, że nie przekonam pana. . . względem ko­

biet jesteś pan optymistą — rzecze Julia.

— Przepraszam clę, droga Juleczko, pan Jan jest dziedzicem Grzechotek Małych — mówi ciotka z powagą.

— I syn byłego sędziego pokoju — dodaje matka.

Lecz spostrzegłszy surową minę synalka, powstaje nagle, proponując Pysznickiej obejrzenie mieszkania i objaśniając Julię, że to był pierwiastkowy cel ich tutaj

obecności. (C. d. n.)

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zebrane doświadczenia z projektowania i budowy nasypu na słabym podłożu w rejonie Biłgoraja wskazują, że georusz- ty dedykowane zwykle do stabilizacji niezwiązanych

Ciosem tym, to oddalenie się ojca od rodziny, zobojętnienie dla niej, dlatego, iż kobieta jakaś lekkomyślna i wyrachowana rozdm uchała w nim namiętności, jakie

Profesor w łączyła się do pracy naukowo-badawczej w Ko­ misji Badania Zbrodni Hitlerowskich (KBZH), w Łódzkiej Okręgowej KBZH pełniła funkcję w iceprezesa

Sylwana Borszyńska, Praca kobiet w Łodzi przed I wojną światową 25 Iza Desperak, Martyna Krogulec, Łódzki ośrodek badań nad pracą kobiet 57 Teresa Makowiec-Dąbrowska,

Projekt poświęcony zapominanej historii pracy kobiet oraz badań nad tą dziedziną miał przypomnieć między innymi dorobek badań nad pracą kobiet, realizowanych w Łodzi

kiej nikłą jest liczba 260 członków', która małą tylko stanowi cząstkę kobiet pracujących w kupiecwie, te więc, które należą do nas, mech tern gorliw iej

W przeciwnym razie żyć będzie sa- molubstwem i nienawiścią. Otóż musimy sami wszystkiego się uczyć i uczyć też tę młodzież; trzeba nam.. uczvć się tej

Zimnicę czyli ograżkę leczą wódką, którą zaczyniono mąką z bliźniaczego kłosu żytniego; lub cebulką narcyza, utartą i przez trzy doby moczoną w