• Nie Znaleziono Wyników

I. T o w a r z y s tw o lic z y (p o d z ie ń 28 s t y c z n ia b. r.) w K r a k o w ie c z ło n ­ k ó w 169, w in n y c h m ie js c o w o ś c ia c h 67, r a z e m 2 36.

I I . P u b lic z n e p o d z ię k o w a n ie s k ła d a W y d z ia ł K r a k o w s k ie g o S to w a r z y ­ sz e n ia o c h r o n y z w ie r z ą t d e le g a to m ta r n o w s k ie m u i m y ś le n ic k ie m u za g o r liw e i e n e r g ic z n e p o p ie r a n ie i r o z s z e r z a n ie c e ló w to w a r z y s tw a o c h r o n y z w ie r z ą t.

O ba j j a k k o l w i e k z a j ę c i o b o w ią z k a m i s z k o ln y m i i in n y m i z a tr u d n ie n ia m i, m im o to b e z w y t c h n ie n ia o d d a ją o s t a t n ie w o ln e c h w ile p o z a s z k o łą d la d o b r a p u ­ b lic z n e g o , a p r z e d o w s z y s tk im d la d o b r a lu d u n a s z e g o . O św ia ta n iż s z y c h w a r s tw s p o łe c z e ń s t w a n a s z e g o , p r z e d e w s z y s t k im k m io tk a , le ż y im n a s e r c u . A w s z a k d o p o d n ie s ie n ia j e j d ą ż ą to w a r z y s tw a o c h r o n y z w ie r z ą t. P o ję li to d o b rze n a s i S z a n o w n i D e le g a c i i m a m y n a d z ie ję , że n ie z a d łu g o p o w ita m y p ie r w s z e filije n a s z e g o T o w a r z y s tw a w T a r n o w ie i M y ś le n ic a c h .

D e le g a t t a r n o w sk i d la ty m s k u t e c z n ie j s z e g o d z ia ła n ia w y d a ł do m ie ­ s z k a ń c ó w m . T a r n o w a o d e z w ę t r e ś c i n a s t ę p u ją c e j :

K rakow skie Stowarzyszeuie ochrony zwierząt podaje do publicznej wiadomości, że według rozporz. min. z I5 lut. 1855 (Dz. u. p. nr. 3I), obowiązującego we wszystkich krajach k o ­ ronnych, każdy, co na miejscach publicznych dręczy zwierzęta w sposób obrażający uczucie ludzkie, bez względu na to, czy one są jego własnością lub nie, winien być przez władzę poli­

tyczną, a gdzie istnieje władza policyjna, przez tęże według

S I I - ces. rozp. z 20 kwietnia 1854 (Dz u. p. nr. 96) karą pie­

niężną od I do 100 złr. lub aresztem od 6 godzin do 14 dni karany. Mimo tej ustawy, biorącej świat zwierzęcy w obronę, można być w mieście naszym, przedewszystkim na jego przed­

mieściach, niemal codziennie świadkiem uajbrutalniejszego obcho­

dzenia się publicznie z wielu zwierzętami, a szczególnie z końmi.

Dążności humanitarne Stowarzyszenia ochrony zwierząt rozga­

łęziającego się po całym kraju,' w tedy tylko zdołają, osiągnąć skutek i ulżyć smutnej doli wielu zwierząt, jeżeli do niego p rzy­

stąpi ja k największa ilość ludzi, jeżeli cała Publiczność szlachetne Cele jego wspierać zechce.

Imieniem ted y Stowarzyszenia tego odzywam się do Sza­

nownych Obywateli i mieszkańców m Tarnowa, jakoteż o k o ­

licy jego, aby nie puszczali płazem gdziekolwiek dostrzeżonego, dręczenia koni lub jakiegokolwiek innego przekroczenia w tym kierunku, aby dręczycieli zwierząt napominali i surowo karcili a w razie potrzeby do pomocy W ładzy policyjnej się uda­

wali. A b y zaś skutecznie działać, potrzeba i u nas utworzyć filiją tego Stowarzyszenia, potrzeba przystąpić do niego i gro­

madnie i z szczerymi chęciami a położyć można tamę żnęcaniu się nad biednym zwierzęciem bezbronnym i opuszczonym, któ­

rego katowanie i męczenie jest hańbą społeczeństwa ucywilizo­

wanego,

Wiem, że znajdzie się wielu ludzi w Tarnowie, którzy odczuwają potrzebę takiego Stowarzyszenia, którzy zagrzani dobrymi chęciami i pięknym celem do Stowarzyszenia ochrony zwierząt przystąpią; upraszam przeto wszystkich tych P. T., których los biednych zwierząt obchodzi, aby się do podpisanego zgłosić i do rychłego zawiązania filii K rak. Stow. ochr. zw.

u nas przyczynić raczyli.

W kład ki roczna wynosi i złr. 5° ct- w a (dla nauczycieli i złr.), za które członkowie otrzymywać będą wydawane przez towarzystwo czasopismo p. t. „Opiekun zwierząt'1 i różne inne pisma nakładem Stowarzyszenia wychodzące. K a rty przyjęcia do towarzystwa i pokwitowania wydaje na razie podpisany.

W Tarnowie, dnia 9 stycznia 1888.

Prof. Zygmunt Morawski,

D e le g a t K ra k . S to w . och r. zw .

P o w y ż s z ą o d e z w ę r e z le p io n o w lic z n y c h e g z e m p la r z a c h p o r o g a c h u lic m . T a r n o w a i j e g o p r z e d m ie ść , ja k o t ć ż r o zrz u c o n o p o z n a c z n ie js z y c h s k le ­ p a ch i r e s ta u r a e y ja c h , w r e s z c ie r o z e s ła n o do w a ż n ie js z y c h m ie js c o w o śc i, ja k W o j n ic z a , D ą b r o w y i t. d.

S ta r a n ie m za ś d e le g a ta m y ś le n ic k ie g o , prof. S ta n . B o r n a r d e g o , p r z y s p ó łu d z ia le k i l k u s z la c h e tn y c h m ężó w , z a w ią z a ło s ię w M y ś le n ic a c h to w a ­ r z y stw o p sz c z e ln ic z o -o g r o d n ic z e . Ż y c z y m y m u j a k n a jle p s z e g o p o w o d z e n ia . S e ­ k re ta r z e m j e g o j e s t p. St. B e r n a r d y . Z p o w o d u p r z e r ó ż n y c h d ręczo ii z w ie r z ą t w c z a s ie ja r m a r k ó w , n a k tó r e , c h o ć b y b y ły n a jo k r u tn ie js z e , o r g a n a p o lic y jn e p r a w ie w c a le n ie z w r a c a ją u w a g i p o d c z a s sw ej s łu ż b y p rzy sp r z e d a ż y b y d ła lu b d ro b iu , w n ió sł te n ż e d e le g a t w im ie n iu S to w a r z y sz e n ia o d e z w ę (4. X I 18*7) do c. k . S ta r o stw a i z w ie r z c h n o ś c i g m in n e j m. M y ś le n ic , k tó r ą p r z y ta ­ cz a m y :

W każdy jarmark zdarza się widzieć najrozmaitrze sposo­

by dręczenia zwierząt, t j. bydła rogatego, koni, trzody chlewnej i drobiu, z których najważniejsze przytaczam.

Przechodząc po targowicy, można być świadkiem, jak kro­

wy przyprowadzone na sprzedaż, same z siebie wydzielają mle­

ko, które przedający dla oszukania kupiciela przez kilka dni po­

zostawiają niewydojone Fakt ten z dwóch względów jest obu­

rzający. Raz dlatego, że przedawca stara się tym sposobem oszu­

kać kupiciela, powtóre, że bydlę w ten sposób dręczone jest nielitościwie. Bardzo też często można widzieć, jak wychudłe, nędzne koniska ciągną z wytężeniem ostatnich sił przeładowane deskami lub innymi materyjałami wozy, okładane do tego bi­

czyskiem w sposób katowski. Taksamo ma się rzecz z cielę­

tami na targu, przeznaczonymi na rzeź, jak srodze i bez miło­

sierdzia bywają dręczone przez rzucanie nimi na wóz z powią­

zanymi razem nogami, grzbietem na spód, jedno na drugie, a czę­

stokroć w tensam sposób z wozu na ziemię, które podczas tego beczą żałóśliwie. Również i nierogacizna w nieludzki sposób bywa dręczoną, a nie ma ani jednego wypadku, gdzieby inaczej była na targ prowadzoną, jak za tylną nogę, około której owią­

zany powróz do kości się wrzyna i okrutnie rani nogę.

Co się tyczy dręczenia drobiu, to dla braku miejsca nie chcę przytaczać faktów, wystarczy przypatrzyć się tylko na targu, a można mieć wyobrażenie o sposobie dręczenia tych biednych istót. Szkoda, że nie mogą w ydaw ać jęków bolesnych, bo może tym sposobem pobudziłyby niejedno zakam ieniałe serce do litości. Dzisiaj już nasz lud wiejski do tego dręczenia tak na­

w ykł, że nie potrafi odczuć tej boleści, jaką zadaje niewinnym stworzeniom. K tó ż jest, kto może położyć tamę tej srogiej t y ­ ranii ? — Wszak mamy ustawy, które surowo zakazują srogiego obchodzenia się ze zwierzętami i wysokie grzyw ny nakładają na dręczycieli. Niestety ustawy te, pożal się Boże, są tylko na papierze, a o ich przestrzeganie nikt się nie troszczy, Mówię to z własnego przekonania, gdyż na własne oczy widzę, jak organa c. k. żandarmeryi i władzy gminnej obojętnym okiem spoglą­

dają na wszelkie rodzaje dręczenia zwierząt, a nie ma ani je ­ dnego wypadku karania winnych. A ileż to można widzieć sa- motrzasków, sideł i t- p. pozastawianych po drzewacli, która to czynność stała się prawie rzemiosłem starszej i młodszej gene- racyi. I możnasz się nie dziwić, gdzie się podziały śpiewaki przyrody i dlaczego nasze sady nie przynoszą spodziewanych owoców ? Świetna Zwierzchności! pomny słów: «Kto nie ma miłości nad zwierzęciem, nie ma jej także nad człowiekiem i naodwrót, ten tylko okaże spółczucie dla bliźniego, kto je ma dla zw ierzę­

c ia *, upraszam jako delegat K rak. Stow. ochr. zw. dla tutej­

szego powiatu o łaskawą opiekę nad zwierzętami i

porucze-34

nie organom, aby zapobiegały wyżej rzeczonym nadużyciom, oraz o łaskawe uwiadomienie mnie o skutku mej prośby celem złożenia sprawozdania W ydziałowi Stow. ochr. zwierząt w K r a ­ kowie.

II I. O d e z w ą z 13, X I . 1887. L . 2 19, w n ie sio n ą d o P r z e ś w ie tn e g o P r e - z y d y ju m M a g istr a tu m. K r a k o w a , u p r a sz a ło K r a k . S to w a r z y s z e n ie o w y d a n ie o d p o w ie d n ic h z a r z ą d z e ń c e le m z a p o b ie ż e n ia d r ę c z e n iu k o n i p r z y w s z e lk ic h b u d o w a c h w m ie ś c ie K r a k o w ie (ob. O p i e k u n z w i e r z ą t , 1887 str. 125).

O d e z w ę tę o d s tą p ił M agi-d rat tu te js z e j c. k. D y r e k c y i P o lic y i, j a k n a s o ty m M a g istr a t z a w ia d a m ia p ism em z 13. g r u d n ia 1887 L . 22759.

W sp r a w ie ta r g o w ic y k o ń s k ić j, p o r u sz o n ó j p r z e z to w a r z y stw o o d e z w ą z 23. X . 1887 L. 210 (ob. O p i e k u n z w i e r z ą t , 1887, str. 124) o d p o w ie ­

d z ia ł M a g is tr a t p ism e m z 11. s ty c z n ia b. r. L . 2 1 0 8 0 /8 7 , j a k n a s t ę p u je :

Na podanie Szanownego Towarzystwa z dnia 23. paździer­

nika 1887 r. L. 210, w którym podniesiono nieporządki na tar­

gowicy końskiej na Groblach i dręczenie koni tamże, mam zaszczyt oznajmić:

1) że przeniesienie targowicy z placu, na Groblach na inne miejsce będzie mogło nastąpić dopiero wówczas, gdy Rada miej­

ska uchwali organizacyją targowisk w mieście. Sprawa ta jest w to k u ;

2) ustawienie na targowicy końskiej baryjer z pierścieniami i wytyczenie alei dla ujeżdżania koni uskuteczni się wtenczas, gdy będzie urządzone stale targowisko końskie;

3) że żądaniu dodania do instrukcyi dla rewizora koni po­

stanowienia, według którego rewizor koni miałby moc nie wpuszczać na targowicę koni niedołężnych, słabych, pokaleczonych, ku­

lawych i ślepych, zadość stać się nie może, bo według obowią­

zujących przepisów wykluczyć z targowicy można tylko konie zaraźliwe chore. K onie niedołężne, słabe, pokaleczone, kulawe i ślepe są także przedmiotem obrotu handlowego, a ogranicze­

nie tego obrotu po myśli żądania. Szanownego Stowarzyszenia nie leży w mocy Magistratu;

4) że wreszcie na targowicy jest dostateczny dozór le­

karski i policyjny; na każdym bowiem targu jest rewizor koni, straż targowa i straż policyjna, które ściśle przestrzegać mają wykonania przepisów obowiązujących, nad czym ich władze przełożone należycie czuwają.

Co do p u n k tu 4 m u s im y z ż a le m z w r ó c ić u w a g ę Ś w ie tn e g o M a g is tr a tu , ż e ta k n ie j e s t , j a k p o w ia d a c z w a r ty u stę p p o w y ż s z e j o d e z w y . N a d z ó r n a ta r g o w ic y k o ń sk ie j j e s t n ie d o s ta te c z n y . N ie d o sy ć b o w ie m j e s t s ta ć n a p la c u ta r g o w ic y k o ń s k ie j i p r z y p a tr y w a ć s ię z za m r u ż o n y m i o c z y m a te m u , co s ię p od w z g lę d e m o b c h o d z e n ia z k o ń m i n a o k o ło d z ie je i słu c h a ć z z a tk a n y m i u sz a m i, j a k r a z y — j u ż n ie b a to g a m i, a n i b ic z y s k a m i — lo c z n a h a jk a ra i,

p r z y p o m in a ją c y m i c z a s y t a ta r s k ie , i k ija m i s p a d a ją n a g r z b ie ty n ie d o łę ż n y c h i z m a ltr e to w a n y c h k o n i w śró d w r z a sk ó w h a n d la r z y w s z e la k ie g o r o d z a ju , p o ­

p ę d z a ją c y c h j e ju ż to d o j a z d y w ie r z c h e m , j u ż te ż d o p o c ią g u . G d y b y n a d zó r b y ł e n e r g ic z n y i c z y n n y , n ie b y ło b y t y le p r z y p a d k ó w d r ę e z e ń k o n i. T y m c z a ­ se m w e d łu g o p n w ia d a ń m ie sz k a ń c ó w z P o d z a m c z a i p r z y le g ły c h u lic o d b y ­ w a ją s ią n a ta r g o w ic y co w to r e k b r u ta ln e s c e n y z k o ń m i. P r z y p o m in a m y ty lk o Ś w ie tn e m u M a g is tr a to w i p r z y p a d e k o k r u tn e g o d r ę c z e n ia k o n ia p rzez ż y d a h a n d la r z a A b ra h a m a L a n g n e r a , k tó r y z a s z e d ł d n ia 27. g r u d n ia r. z.,

•d o k ła d n ie o p is a n y w k r o n ic e „ K u r j e r a K r a k o w s k i e g o * z 30. g r u d n ia z . r. (nr. 298). T a k ic h lu b p o d o b n y c h d r ę c z e ń k o n i m ożna b y ć ś w ia d k ie m co w to r e k . P o ż ą d a n y m j e s t , a b y stra ż p o lic y jn a , ta r g o w a i r e w iz o r k o n i ty m o k r u c ie ń stw o m k o n i, i l e m o ż n o śc i, z a p o b ie g a li. T o w a r z y stw o o c h r o n y z w ie ­ r z ą t n ie m o że w s z y s tk im tym n a d u ż y c io m sta n o w c z o z a p o b ie c , c h o c ia ż c z y n i -co m o że, j e ż e l i g o w ła d z e o d p o w ie d n ie i c a ła in te lig e n t n a p u b lic z n o ś ć w ta k h u m a n ita r n y m c e lu n a le ż y c ie n ie w e sp r ą .

W P Ł Y W W I W 1 S E K C Y I .

Do jakich smutnych rezultatów doprowadzają wiwisekcyje, przytacza M ie s ię c z n ik g a l . t o w a r z y s tw a o c h ro n y z w i e r z ą t w nrze 12 z r.

1887 na str. 182 następujące prawdziwe zdarzenie.

Pewien urzędnik niższy we Lwowie, ulegając życzeniom syna, wysiał go na studyja medyczne. Odejmując sobie literalnie kawałek chleba suchego od ust, znosząc najwyższy niedostatek z całą rodziną, zastawiając ostatni łaszek, brnąc w długi, utrzy­

mywał syna przez pięć lat studyjów.

Po ukończonych studyjach po odbyciu egzaminów, których koszta ojca i całą rodzinę do szczętu zrujnowały, uzyskał wreszcie syn posadę lekarza. Przed objęciem tej posady zawiadomił ro­

dziców, że ich odwiedzi we Lwowie tego lata. Matka z powodu niedostatków i zgryzot wpadła w ciężką chorobę i przebywała wówczas u krewnych na wsi. Przybył wreszcie tak upragniony dla serca macierzyńskiego syn i udał się z ojcem na wieś do matki. Radości nie było końca. Lecz cóż się dzieje ? Matka nie mając o czym leczyć się i zasięgać rady lekarzy, z całą ufnością udaje się do syna z prośbą, by stan jej zdrowia zbadał i co mógł poradził. Syn zbadawszy stan matki, rzekł stanowczo, źe choroba jest zadawniona, życiu zagrażająca, iż dyjagnozy ściśle przeprowadzić nie może i że d o p ie r o s e k c y ja p o ś m ie r c i w y k a ż e , co

•m a m ie b r a k u je . — Słowa wyrzeczone przez syna u łoża matki

z zimną powagą męża nauki wprawiły ojca i matkę w stan otrętwienia i niemej rozpaczy.

Syn ten wychowany najtroskliwiej pod okiem matki aż do złożenia matury, odznaczał się wielką moralnością i skrom­

36

nością. Teraz zaś chełpił się, że gdy dawniej bez przykrego uczucia patrzyć nie mógł na zarzynanie kury, wiwisekcyjami w czasie swych studyjów tak się znieczulił, że z najzimniejszą krwią rękami własnymi rozdziera króliki żyw'e jak kawał papieru!

„ B o d a jb y p r z e p a d ł a ta k a n a u k a , k tó r a m i z s y n a z r o b iła ta k ie g o

r z e ź n ik a u , powtarza dziś złamany na duchu ojciec').