W kołach naszych gospodarzy panuje pra
wie ogólnie przekonanie, że Erfurt jest ziemią klasyczną, dla h o d o w l i nasion, że tam szcze
gólne jakieś warunki klimatu i gleby skojarzyły się ku wytwarzaniu dobrych nasion i że dare
mnym trudem byłoby kusić się u nas o otrzy
manie podobnych, jak tam rezultatów. Hołdu
jąc temu przekonaniu składamy zagranicy dań w postaci ceny za nasiona pastewne, warzywne i kwiatowe — dań, która rokrocznie miljonowych cyfr dosięga. Nie mam pod ręką dat autenty
cznych za jaką sumę sprowadza Galicja nasion z zagranicy; ale jeżeli Rossya, w której jest wiele gospodarstw nasiona na sprzedaż produku
jących, za same nasiona roślin pastewnych płaci zagranicy 3 7 2 miljona rubli rocznie (podług An- nuaire de 1’economie Politiąue et de la Statistiąue p. Maurice Błock z r. 1884), to pewna, że i Galicja za nasiona wszelkiego rodzaju miljonów sięgające sumy po za swe granice wywozi. Wo
bec tego, wielkiej wagi nabiera pytanie, czy rze
czywiście jest ziemia nasza tak od natury upośle
dzoną, że nie możemy na niej wyprodukować nasiona choćby tylko na swoją potrzebę.
Weźmy naprzód glebę, jako pierwszy z czyn
ników, które na produkcją nasion wpływać mogą.
Całe dziesiątki mil kwadratowych ziemi mogli
byśmy znaleść u nas o glebie zupełnie podo
bnej do Erfurckiej, — a zresztą te nasiona, które przez rynek erfurcki przechodzą. Bóg wie, w ja
kich zakątkach Niemiec, F rancji lub rannych krajów wyrosły, — Bóg wie, na jakich glebach zebrane. Erfurt przecież razem z twą okolicą, nie produkuje może i dziesiątej części tych nasion, które sprzedaje. A więc nie w glebie leży nasza niższość — chyba może w kimacie?
Jadąc od nas w kierunku do Niemiec zbli
żamy się stale po wielkiej masy wód morskich, co oblewają Europę z zachodu i północy. Bod wpływem bliskości tych wód przybiera klimat niemiecki po troszę, właściwości klimatów m or
skich. Zima staje się łagodniejszą, lato zaś chło- dniejszem ; niebo z częsta przyćmione mgłą lub chmurami. U nas inaczej. My szczególnie na wschodnich krańcach, mamy klimat czysto lą
dowy. Zimy srogie, długie i mroźne, ale za to lata gorące a suche. Z niezmąconego chmurami nieba sypie słońce ogniem i światłem, a nasze podolskie niwy większą masę ciepła i światła otrzymają, niż łany niemieckie, choć lato u Niem
ców dłuższe. Że klimaty suche a świetlne scze- gólnie sprzyjają rozwojowi nasion to rzecz i
teo-rją uznana i w praktyce stwierdzona, W wilgo
tnym mglistym klimacie Anglji nasiona licho się darzą, Anglija zwraca się też po nasiona do F ran cji i do Niemiec. O ile zaś Niemcy lepiej w tym względzie stoją od Angliji, o tyle my, (szczegól
nie na podolskiej wyżynie) stoimy lepiej od N ie
miec. Tak więc klimat nasz nadaje się nawet le
piej do hodowli nasion, jak klimat niemiecki.
Nie gleba więc i nie klimat, nie naturalne warunki winny temu, że u nas produkcja nasion tak licho stoi; wina leży w nas samych. Nie u- miemy nasion dobrych produkować, a gdybyśmy i umieli, to kto wie, czy znalazłoby się u nas na tyle cierpliwości i staranności, ile do tego po
trzeba. Umiejętność to zresztą nie wielka a po
lega cała w tem, by na nasienie dobierać takie tylko okazy, które najbardziej zbliżają się do idealnego typu, jakiśmy sobie w naszej wyobraźni utwo
rzyli. Postępując tak wytrwale przez cały szereg pokoleń stwarzamy odmianę czyli rasę, w której prawie wszystkie indywidua będą posiadać ten kształt i te własności, jakieśmy w nich mieć pragnęli. Lecz tu nie koniec. Gdybyśmy zanie
chali systematycznego usuwania od rozmnażania tych indywiduów, które nie mają wszystkich cech naszej rasy, to powoli powoli nasza sztuczna rasa przetworzyłaby się w rasę naturalną. Bo ze
wnętrzne warunki życiowe wyciskają swe piętno na wyglądzie rośliny, a przystosowując roślinę do siebie kształtują ją nie tak, jakby nam po
trzeba, ale tak jak roślinie wygodnie. Bezpośre
dni wpływ zewnętrznych warunków życiowych na kształtowanie się rośliny nie bywa nigdy należycie oceniony, dlatego może, że działanie ich maskowane jest występywaniem na mocy dziedziczności kształ
tów, które są wynikiem działania- innych zewnę
trznych warunków w przeszłych pokoleniach. A jednak wpływ ten jest bardzo znaczny. Na do
wód przytoczę doświadczenie, które w roku bie
żącym zrobiłem, Z jednego okazu pieszej fasoli (perłówki), który pomiędzy wszystkich okazów na polu rosnących, odróżniał się płodnością, gdyż miał na sobie 673 ziarn, wziąłem 25 ziarn i za
sadziłem je w iuspekt. Gdy młode roślinki miały po kilka liści przesadziłem je znowuż w inspekt w bardzo żyzną ziemię, gdzie już pozostały. Wy
nikło stąd ciekawe zjawisko: Wszystkie 25 ro ślinek, pomimo tego iż macierzysta roślina była typowo piesza, dostały wijący się pędy i poczęły się przemieniać w fasolę tyczną. Tak więc zmie
nione życiowe warunki, jako to większa żyzność gleby, większy zasób wilgoci w inspekcie pocią
gnęły za sobą już w pierwszem pokoleniu zna
czną zmianę w kształcie rośliny.
Naturalnie zewnętrzne warunki życiowe bę
dą zawsze bróździć specjalnym celom kultury, a chcąc utrzymać jakąś sztucznie wytworzoną rasę roślinną musimy ciągle i konsekwentnie wy
bierać na nasienie tylko te indywidua na których cechy rasowe najwybitniej się uwydatniają, innemi słowy musimy umieć tę rasę stwarzać. I w tej właśnie nieustannej pilności, w tej żmudnej skru
pulatności, jakiej ta procedura wymaga, leży przyczyna, dla której my po dobre nasiona zwra
camy się do pilniejszych od nas obcych.
Wybór rośliny na nasienie nie jest zresztą tak prostą i łatwą, jakby się to wydawać mogło.
Weźmy np. zwykłą głowiastą kapustę. Od dobrej kapusty wymagamy 1) żeby przy możliwie wiel
kiej masie zajmowała jak najmniej przestrzeni, czyli żeby głowa była wielką, liście boczne zaś, które w głowę się nie zwijają, nie rozprzestrze
niały się poziomo, lecz by sterczały pionowo, 2) by liście wewnątrz głowy silnie przylegały do siebie nie pozostawiając wolnych przestrzeni, czyli żeby głowa była zbitą, 3) by trzon pod głową krótki i cienki gdyż wtedy należy przypuścić, że i wewnątrz głowy będzie on słabo rozwinięty, czyli że przeważną część głowy stanowią pożywne liście a nie nieużyteczny kaczan, 4) głowa ka
pusty ma być ile możności białą, gdyż taka ma smak delikatniejszy jak zielona. 5) nerwy liścio
we mają być słabo rozwinięte, 6) w czasie, kiedy wybieramy kapustę, ma być ona całkowicie wy
kształconą tj. dojrzałą etc.
Wyjdźmyż teraz na pole szukać osobników, któreby wszystkim powyższym wymogom odpo
wiadały, były więc ze wszech miar godne kul
tury, a przekonamy się, że dobrze naszukać się trzeba, nim zbierze się niewielka ilość wzorowych osobników na nasienie.
Trudniejsza jeszcze sprawa, gdy dobroci ro
śliny nie można poznać z zewnętrznego wyglądu, gdy nie forma zewnętrzna, stanowi o dobroci ale zawartość we wnętrzu, jak to ma miejsce np. u buraków cukrowych. Dla fabrykanta cukru jeden procent cukru mniej lub więcej, w jego burakach nieraz stanowi o stracie lub zysku przed
siębiorstwa, to też dobór buraków na nasienie ze szczególną się odbywa troskliwością. Dzieje się to różnemi metodami. I tak jedni rzucają bu
raki w roztwór soli kuchennej o koncentracji 6 -75 Beaumego i wybierają na wysadki tylko te buraki (o tęższej widocznie treści), które toną w tym roztworze. Inn i jeszcze skropulatniej postę
pują przy doborze wysadków i posługują się
a-paratami optycznymi, którymi badają skrawki
Ó
każdego buraka na zawartość cukru.
Z powyższych słów widać z jednej strony, jak niezmiernie dla sprawy kultury ważnym jest dobór najlepszych osobników na nasienie, a z drugiej strony widzimy, że gdybyśmy tylko u.
mieli i mieli wytrwałość stosować konsekwentnie ten dobór, moglibyśmy produkować nasiona przy
najmniej tak dobre, jak niemieckie.
W hodowli własnych uasion mamy próe:
zatrzymania pieniędzy na zakupno nasion wyda danych w kraju, jeszcze i tę korzyść, że nasz nasiona wydadzą rośliny do naszych miejscowyci warunków przystosowane, które mrozom zimo
wym i upałom letnim skuteczniej się oprzeć po
trafią, niż cudzoziemskie. Nasiona zagraniczne wyrosłe w krajach, gdzie lato dłuższe, wilgotniej
sze a chłodniejsze, przynoszą ze sobą tendencje powolnego rozwijania się, i z tego powodu w naszym kraju, mającym krótszy okres wegeta
cyjny nie zdążą się nieraz dojrzeć. Tam darzą się płody imponujące masą, wielkością, u nas przeciwnie wielkie nie wyrosną, ale będą treściv - sze. Wschodnio europejskie zboża np. pszenń ma ziarno mniejsze ale twardsze, na przełon szkliste, co z tąd pochodzi, że złożone w zaschi tym pierwoszczu ziarnka skrobi tak są zbite, ,e nie pozostawiają między sobą żadnych wolnych przestrzen i; na Zachodzie pszenica będzie większa ale miększa a na przełomie mączną, nieprzerzy- stą. Burak u nas nie dorośnie tej wielkości, co na Zachodzie, ale będzie bogatszy w cenne składniki.
Słynny hodowca buraków cukrowych na Po
dolu rosyjskiem pan Gawroński twierdzi, że je
dna i ta sama odmiana buraków daje na Podolu 2 —3 °/0 cukru więcej, jak na Zachodzie.
Bądź co bądź każda roślina z nasienia za
granicznego wyrosła przebywa ciężką walkę we
wnętrzną, zanim zdoła się przystosować do na
szych warunków. Klimatyczne warunki, jako siła natury działająca bez przerwy i niezmiennie, mu
szą zwyciężyć i uczynić cudzoziemską rasę po
dobną naszym swojskim, przyczem częstokroć giną te dobre własności rasy, dla których ją spro
wadziliśmy. Czyż nie lepiej więc zamiast spro
wadzać nasiona za drogie pieniądze, które w dwu, trzech latach, z bardzo nielicznymi tylko wyjąt
kami, z pewnością się „zwiodą1*, uszlachetniać za pomocą konsekwentnego doboru przez kilka po
koleń nasze swojskie płody w celu otrzymania ras przystosowanych do naszych miejscowych warunków ?
Odpowie mi kto, że wygodniej jest brać go
towe dobre rasy obce i „aklimatyzować" je u nas, Aklimatyzacja jest terminem, którego zdałoby się
Święta Magdalena.
oględniej używać, niż się to zazwyczaj dzieje. Bo właściwości rasy roślinnej albo są wyrazem, skuikiem tej różnicy, jaka zachodzi między na
szymi warunkami, a warunkami życiowymi jej ojczyzny i wtedy aklimatyzacja jest niemożliwą, rasa z pewnością się zwiedzie; albo też w łaści
wości rasy są spowodowane tymi z zewnętrznych warunków, które i u nas się znajdą, a wtedy aklimatyzacja jesi niepotrzebną. Krzew winny a- klimatyzuje się nad Renem już od 4go wieku przed Chrystusem, a przecież wymarza dzisiaj przy — 18°C tak, jak marzł przed 2000 laty.
Słowem, wszystko za tem przemawia, byśmy się zabrali do stwarzania swojskich szlachetnych ras roślinnych a nie zapomagali się cudzemi na
sionami, bo jak wyżej powiedzieliśmy, same pra
wa przyrody sprawiają, że obce nasiona są dla nas niestosowne. Nadto sprawa nasion ma tę właściwość, że przez nasiona reprodukują się cenne własności, kilkanaście i kilkadziesiąt kroć. W ża
dne przedsiębiorstwo nie może być kapitał tak rentownie włożonym, jak w hodowlę nasion. Przed
stawmy sobie dwa pola o zupełnie równych wa
runkach i zupełnie jednakowe obrobiono. Na morgu pierwszego pola wysiejmy korzec zwykłej pszenicy w cenie 8 z łr .; na tej samej przestrzeni drugiego pola korzec pszenica starannie wyczy
szczonej, o ziarnie jednostajnem , ciężkiem, psze
nica przez systematyczny dobór nasienia stała się plenniejszą od tej, która nas kosztowała 12 złr. za korzec. Przypuśćmy że na pierw
szym morgu będzie 8 korcy pszenicy po 8 złr.
na drugim zaś 10 korcy, choćby także tylko po 8 złr. to pierwszy morg da nam 64 zł. dochodu brutto, drugi 80 złr.; czyli że nadwyżka w ce
nie za nasienie w kwocie 4 złr. = (12—8), dała nadwyżki w dochodzie 16 złr. = (8 0 —64) t. .j.
4 0 0 °/0 !
W powyższym przykładzie, który wcale nie jest przesadzonym, przypuszczałem, że uzyskany plon przedaje się na mąkę (po 8 złr.), gdybyśmy jednak przedawali go na nasienie, to cenę mogli
byśmy postawić znacznie wyższą. Wszakże w Erfurcie przedają „galicyjską ja rą “ pszenicę po 38 marek czyli po 23 złr. za 100 kilogr.
Zarzucić mi kto może, że ceny za nasiona rychło by spadłyby, gdyby się gospodarze rzu
cili na produkcję nasion. Odpowiem na to, że dużo, bardzo dużo wody jeszcze upłynie, zanim my zdołamy zaspokoić nasze potrzeby; że przed nami ogromne pole zbytu, gdybyśmy umieli u włościan naszych wzbudzić ochotę do użycia do- borowszego, lepsze plony wydającego nasienia;
a wreszcie dlaczegobyśmy nie mieli produkować na eksport, kiedy nasz klimat lepiej się nadaje
do hodowli nasion, niż zachodnio-europejski. Nasze Podole np. zdaje mi się jakby stworzonem na to, by zaopatrywać w nasiona wszystkie czarnoziemne gubernie Rossji. A szmat to kraju nie lada! Po
cząwszy od wschodnich granic Galicji rozszerza się czarnoziem rosyjski olbrzymiem klinem i cią
gnie się w kierunku północno wschodnim aż do Uralu. Charakter gleby na całej tej przestrzeni w ogóle jednakow y; jest to glina dyluwialna przesycona humusem, czarnoziem poduralski miewa do kilkunastu procentów humusu w miarę zaś jak klin czarnoziemu zwęża się w kierunku południowo zachodnim, procent humusu w glebie staje się co raz mniejszem a na naszym Podolu (z wyjątkiem oaz t. zw. słomianego Podola) wynosi zaledwie 4 —5 ° /0 a nawet mniej. Ze względu na glebę więc jest Galicja w całym tym pasie najprzyda
tniejsza do hodowli nasion, wiadomo bowiem że wysoki procent humusu powoduje wybujanie ło
dyg i liści a zawiązywaniu nasienia jest mniej przychylny. Co się zaś tyczy klimatu, to muszę zwrócić uwagę, że kierunek pasu czarnoziemu idzie równolegle z izotermami t. j. liniami łą- czącemi miejsca o jednakowej temperaturze le
tniej, że więc latem cały czarnoziem ma równą tem peraturę; otóż i względy na klimat przema
wiają za przysądzeniem galicyjskiemu Podolu takiej roli w obec czarnoziemu rosyjskiego, jak powyżej zaznaczyłem. Z drugiej strony mogłoby Podole produkować nasiona dla tęższych ziem Zachodniej Europy, bo tendencja wcześniejszego rozwoju, jakąby przynosiły nasze nasionaze sobą, jest we wszelkich okolicznościach własnością pożądaną.
Rozchodziłoby się tylko o to, w jaki sposób ożywić w kraju produkcję nasion. N ajskuteczniej
szym ku temu środkiem byłoby, mojem zdaniem, założenie subwencyjnowane stacji hodowli nasion, któraby stała pod kierownictwem człowieka obzna- jomionego z produkcją nasion, ze stosunkami krajowymi jakoteż posiadającego potrzebne wia
domości handlowe. Obowiązkiem kierownika sta
cji byłoby dostarczać chcącym produkować na
siona, doborowy m aterjał nasienny dla rep ro dukcji, pouczać producentów w kulturze nasion, służyć dla nich informacjami tyczącemi się zbytu nasion, ewentualnie starać się samemu o zbyt etc.
To byłby według mego zdania najskuteczniejszy sposób dźwigania produkcji nasion, ale taka insty
tucja wymagałaby pewnych ofiar ze strony Rządu, o które u nas trudno. Wyobrażam sobie, że możnaby dopiąć choć częściowo tego samego celu, gdyby które z naszych towarzystw gospodarskich lub o- grodniczych wziął tę sprawę w swe ręce. Organa czy członkowie Towarzystwa zebraliby daty, gdzie jakie produkta szczególnie dobrze się darzą, i do
nieśli by Zarządowi Towarzystwa. Bywają u nas w Galicji takie miejscowości, które na kilka mil w około słynne są z jakiegoś produktu, w tych miejscowościach istnieje swoja domorodna rasa z dobremi własnościami, które jej wziętość w o- kolicy jednają np. drohobycka eebula. W takie miejscowości należałoby wysłać wędrownych na^
uezycieli, którzyby ludność miejscową uczyli u- szlachetniania ras, zachęcali do hodowli nasion
na większą skalę i zapewnili im odbyt na n a sienie w Towarzystwie, któreby rozprzestrzenienie nasienia na swoją rękę wzięło. Wreszcie zakłady hodowli nasion pojedynczych obywateli ze zna
jomością rzeczy prowadzone, mogłyby im zna
czne zyski przynieść, jakoteż i odbiorców w kraju lepiej zadowolnić, jak nasiona zagraniczne.
D r . O le s k o w .
O D G O R Y C Z A N I E
Ziarno łubinu bardzo jest pożywne, lecz z powodu smaku bardzo gorzkiego żadne go zwie
rzę jeść nieche. Długo tak u nas jak i za gra
nicą próbowano w najrozmaitszy sposób odgory- czać czyli pozbawić goryczy to ziarno, ale bez
skutecznie, aż dopiero powiodło się dokonać tego znakomitemu polskiemu gospodarzowi panu L.
Seelingowi z Izdebnika pod Kalwarją Zabrzy- dowską, tu w Galicji zamieszkałemu. Jest jeszcze i parę innych sposobów odgoryczania łubinu, wszystkie jednak jak dotąd przynajmniej ustępują pierwszeństwa temu, który jest pomysłu Seelinga a to tak pod względem swej dokładności w skutku, jak i w prostocie w wykonaniu, które jest przy
stępne zarówno dla dużych gospodarstw, jak i dla najmniejszych włościańskich. I na tem to polega właśnie jego wyższość nad inuemi sposo
bami i z tego powodu podamy tu tylko postę
powanie P. L. Seelinga, o innych zaś sposobach odgoryczania łubiuu, jak i o jego uprawie odno
śnie do różuych celów użytkowania, będzie wię
cej w osobnem dziełku o łubinie napisanem przez P. Zygmunta Gawareckiego, mającej wyjść nie
zadługo nakładem Macierzy Polskiej.
P. Seeling wypróbował dobrze swój sposób, gdyż od roku 1880 corocznie w Izdebniku spasa bydłem, owcami, trzodą chlewną, końmi i dro
biem przeszło 500 cetnarów metrycznych (czyli po 100 kilo mających) ziarno łubinu odgo- ryczonego. Zdanie więc jego w tem postępo
waniu można przyjąć w zupełności jako powagę i każdy, który je przyjmie i będzie się ściśle trzy
mał podanego przepisu, nie dozna w tej miarze zawodu. Postępowanie P. Seelinga jest ta k ie :
Od godziny 6tej rano dana ilość łubinu na
lewa się czystą gorącą wodą i pozostawia tak w spokojności podczas cieplejszej pory do 3 po południu, a w zimowej 2 godziny jeszcze dłużej czyli do 5tej wieczorem. Przez ten czas łubin
Z I A R N A Ł U B I N U .
zafermentuje sam z siebie, a wtedy o godzinie 3 czy 5 po południu, jakieśmy to wyżej wska
zali, odlewa się od łubinu woda mająca woń kwasu mlecznego, która przez wyciągnienie z ziarna łubinoweg-o oprócz goryczy, jeszcze i nieco pożywnych części, nabywa własności nawozowych i dla tego P. Seeling, jak najsłuszniej, każe ją wy
lewać na gnojowisko, lub wprost wylewać po trawnikach.
Po oddzieleniu wody, potrzeba łubin prze- płókać świeżą wodą, poczem nalawszy go znowu zimną wodą gotować w garnku lub w kotle — stosownie do ilości _ aż do ugotowania. Nale
wając go teraz wodą do tego gotowania dodaje się soli biorąc jej pół deka czyli dekagramu, na każdy litr suchego łubinu, tak jak był wzięty ze składu do namoczenia a następnie do wygotowania.
Gotowanie w tej słonej wodzie jest konie
cznie potrzebne, gdyż nie tylko że potem odlana woda pozbawi do reszty łubin goryczy, ale przy- tem staje się dla zwierząt smaczniejszy, stra- wniejszy, a nadto jeszcze i łatwiejszy do rozgnie- cenia na gniotowniku. Pogniecenie ziarn łubinu jest także konieczne, ponieważ jeżeli to ziarno niezostało pogniecionem, to go dużo niestrawio- nego przez żołądek zwierząt z nawozem odcho
dzi. Dla prędszego ugotowania łubinu, trzeba ko
cioł. a jak w mniejszej ilości to garnek pokrywą nakryć.
Tym sposobem łubin nalany zimną wodą o 6 tej godzinie rano, po spuszczeniu jej o 3 lub 5 tej popołudniu, przepłókaniu i dopiero z do datkiem soli gotowanej w świeżej wodzie poczem odlany i pognieciony, może już być jako zupeł
nie odgoryczony, tegoż samego dnia o godzinie 8 wieczorem, czyli w 14 godzin po rozpoczęciu czynności, zadany na pokarm zwierzętom. Jestto zatem i pospieszne postępowanie, co tem więcej na jego korzyść w użyciu wpływa.
R o z b r o je n ie .
i
Jeżeliby jednak łubin odgoryczony miał być dopiero nazajutrz rano użyty na paszę, to w takim razie o godzinie 3 lub 5 po południu po oddaniu pierwszej wody i przepłókauiu go, na
lewa się świeżą wodą zimną i tak pozostawia przez noc całą aż do rana, poczem się ta woda oddziela, nalewa się świeżą, dodaje soli i gotuje.
Pan Seeling tak właśnie postępuje, ponieważ on odgoryczonego łubinu potrzebuje dopiero na drugi dzień na rano, około 10 godziny dla swych krów dojnych.
W niektórych razach może zachodzić po
trzeba ususzenia odgoryczonego łubinu dla dłuż
szego przechowania go w tym stanie, lub też dla
szego przechowania go w tym stanie, lub też dla