• Nie Znaleziono Wyników

Prof. Stefan Białobok we wspomnieniach pracowników Instytutu Dendrologii PAN (zebrane wiosną 2009 r.)

prof. dr hab. Krystyna Bojarczuk

Człowiek niezwykle życzliwy i troskliwy. Troszczył się nie tylko o nasz rozwój na-ukowy, ale również o nasze życie osobiste, pomagając w wyjazdach zagranicznych i zapewniając nam dach nad głową. W domach i mieszkaniach, które powstały dzięki staraniom Profesora, mieszka wiele szczęśliwych, również przez niego sko-jarzonych, par małżeńskich.

prof. dr hab. Krystyna Boratyńska

Prof. S. Białobok bardzo dobrze tańczył. Przychodził na wszystkie instytutowe imprezy taneczne i tańczył ze wszystkimi paniami. […]

Profesor Białobok miał wiele cech charakteru typowego dla choleryka (trochę mu to przeszło z wiekiem). Reagował bardzo spontanicznie, kiedy coś mu się nie podobało. Potrafił zrugać zarówno głównego księgowego, rzucając w niego książ-ką, jak i sprzątaczkę. Z pochwałami było podobnie.

Prof. Białobok chętnie zatrudniał małżeństwa, dawał im mieszkania i w ten sposób, jak mówił, „związywał” ich z Instytutem.

Lubił rozmawiać z nami. Kiedy rozpoczęliśmy budowę domu, przychodził po-południami na plac budowy i żywo się wszystkim interesował, intrygowało go zwłaszcza kopanie studni.

W dawnych czasach, kiedy telefony działały tak, jak działały, prof. Białobok miał swoje zdanie na ten temat i często mówił: „Panie, jedź pan do tego Poznania i daj sobie spokój z tym dzwonieniem, będzie szybciej”.

Pod koniec życia natomiast czasem wspominał o tym, że jest osobą samotną, ujmując to w ten sposób – „umarli moi przyjaciele, mój prawnik, mój lekarz..., chyba żyję za długo”.

prof. dr hab. Adam Boratyński

Pierwsze wrażenie po zatrudnieniu w Instytucie Dendrologii – prawdziwy uczony.

Wszystkie późniejsze kontakty na ogół ugruntowywały mnie w tym osądzie i doda-wanie dalszych przymiotników przed słowem uczony uważam za zbyteczne.

Profesor był jednak nie tylko uczonym, ale także przyjacielem tych, których zatrudniał w Instytucie. Znał najczęściej ich zalety (zapewne też i wady), upodo-bania, ale i problemy, które niejednokrotnie pomagał rozwiązywać.

Instytut pojmował nie jako budynek z laboratoriami, ale jako pracowników, którym starał się stworzyć warunki do pracy, a w miarę możliwości także do życia.

dr Barbara Bujarska-Borkowska

Prof. Białobok był życzliwymi człowiekiem, pozdrawiał znajomych pracowników miłym uśmiechem.

prof. dr hab. Władysław Chałupka Prof. Białobok w moich oczach:

– świadomość wagi podjętego dziedzictwa historycznego,

– całościowa, aktualizowana wizja Instytutu i kierunków jego rozwoju,

– dbałość o kariery naukowe pracowników: stała stymulacja młodych pracowni-ków do podejmowania badań, nowości literatury przywożone z zagranicy dla każdego,

– umiejętność doboru współpracowników,

– docenianie aktywności naukowej pracowników na różnych polach, dbałość o nagrody i wyróżnienia dla pracowników,

– umiejętność wycofania się z błędnych decyzji,

– dbałość o integrację pracowników (słynne bale instytutowe), – wielka dbałość o promocję Instytutu.

dr hab. Jakub Dolatowski

Bardzo lubiłem (choć może to było meczące, gdy Profesor był dyrektorem – ja tych czasów nie znam), gdy wieczorem przychodził z Rewą pod okno w nowym pawilonie – często siedziałem wieczorem w pracy; rozmawialiśmy wtedy najwię-cej, bardzo blisko, o różnych sprawach, przez okno. Profesor miał duże, bardzo duże wyczucie psychiki rozmówcy i dar „współodczuwania” – na przykład wiele razy nakłaniał mnie do porzucenia Kórnika i pójścia na uczelnię, co zrobiłem do-piero po Jego śmierci. Te wieczorne rozmowy wspominam bardzo silnie.

Był życiowo dzielny i taki jakiś „męski” – jak nie było pieniędzy w czasach fundacyjnych, to woził do Poznania konnym wozem warzywa, na sprzedaż, na ży-cie zakładu (to wiem oczywiśży-cie nie z autopsji, a z Jego opowiadań). Był dobrym gospodarzem, w dawnym stylu (cieszył się każdym sukcesem czy dobrą robotą pracowników, wszelkiego stopnia pracowników, przyjmował ich powodzenie wy-łącznie z radością, bez cienia zazdrości czy deprecjonującego te cudze dokonania spojrzenia – żył „Kórnikiem”!). W niedzielę bryczką objeżdżali ze śp. Waligórą, szefem PAN-owskiego kórnickiego gospodarstwa, całość dóbr.

Gdy był już chory na białaczkę, dwa razy wspominał w szpitalu, że chciałby mi narysować dokładnie, jak wyglądał kórnicki kirkut – ta sprawa, formalnie w po-rządku, w innym wymiarze – niejasna i trudna, wyraźnie go męczyła, mieszkał na granicy cmentarza, ogród miał na cmentarzu. Rysował i malował pięknie, o czym mało kto wie! Powiedział: „jak stąd wyjdę, to muszę to panu koniecznie naryso-wać”.

prof. dr hab. Maciej Giertych

Z doktoratem Henryka Fobera łączy się w  mojej pamięci pewne ciekawe do-świadczenie. Jako promotor musiałem uczestniczyć w egzaminie z filozofii, a w owym czasie oczywiście chodziło o  filozofię marksistowską. W  egzaminie brał

udział też dyrektor Instytutu – prof. Stefan Białobok. Fober jak zawsze był dobrze przygotowany. Ja zupełnie nie rozumiałem ani pytań, ani odpowiedzi. Zaraz po odpowiedziach, gdy zostaliśmy już sami, bez egzaminowanego, prof. Białobok zaczął gwałtownie mówić, jak ogromnie jest zaskoczony wiedzą Fobera, że po-znaje go z zupełnie nieznanej mu strony, że podziwia erudycję i przygotowanie merytoryczne, swobodę wypowiedzi i głębię zaangażowania w to, co mówi. Po-tem ja wybąkałem jakieś zdawkowe pochwały. Wreszcie egzaminator, profesor filozofii marksistowskiej (nazwiska nie pamiętam), zaczął trochę krytykować, że jednak nie wszystko było w porządku, że coś tam Fober pokręcił, ale generalnie tak, uznaje egzamin za zaliczony. Potrzebny podpis na przygotowanym protokole złożył. Gdy wyszliśmy z prof. Białobokiem, zapytałem go, co mu się tak bardzo podobało w wypowiedziach Fobera. Powiedział mi, że nie ma pojęcia, o czym był egzamin, i to zupełnie nieważne, co Fober mówił. Chodziło o wywarcie presji na egzaminatorze, by nie mógł odesłać kandydata na egzamin powtórkowy, bo prze-cież wiadomo, że to wszystko same bzdury. Potem kilkakrotnie widziałem prof.

Białoboka w  podobnej akcji. Zawsze bronił swoich pracowników przed jakimś trudnym wymogiem formalnym, ale w gruncie rzeczy zupełnie zbędnym.

Była w  Kórniku kolekcja roślin drzewiastych Miczurina, z  którą wiąże się ciekawy incydent. Niemcy, gdy dotarli do jakiegoś miczurinowskiego ośrodka badawczego w  Rosji, nie byli pewni, czy w  tych doświadczeniach nie ma ja-kichś wartości. Na wszelki wypadek pobrali zrazy różnych roślin drzewiastych z  kolekcji Miczurinowskiej i  zaszczepili je w  szkółkach kórnickich (wówczas na terenie Rzeszy, w Kraju Warty). Gdy wojska radzieckie dotarły do Kórnika i  próbowano zainstalować w  arboretum skład amunicji, dr Białobok, świeżo mianowany przez PKWN dyrektorem Arboretum, zaprotestował, utrzymując, że może to zaszkodzić kolekcji Miczurina, którą Niemcy ukradli i którą trzeba będzie Rosji oddać; gdyby uległa zniszczeniu, to byłyby niepowetowane straty dla dorobku Miczurina, za które dowódca będzie odpowiadał. Miczurin to było w owym czasie wielkie nazwisko w ZSRR i na wszelki wypadek wojska radziec-kie usunęły się z arboretum.

dr hab. Marian J. Giertych

Profesor Białobok w mojej pamięci pozostał jako starszy pan, o którym wszyscy zawsze mówili, że jest twórcą Instytutu Dendrologii. Zapewne miał on świado-mość roli, jaką odegrał w rozwoju Instytutu, jednak był człowiekiem skromnym i widział rolę swoich współpracowników – pozwalał też innym działać. Był on najzwyczajniej w świecie życzliwy ludziom. Zawsze bardzo przychylnie patrzył na to, co robią inni. Wspierał każdy przejaw ludzkiej aktywności służącej spo-łeczności lokalnej, nawet jeśli odbywało się to na terenie budynków Instytutu czy Arboretum. Pamiętam, gdy jeszcze jako młodzi adepci gry w tenisa grywaliśmy z kolegami na zaimprowizowanym przed głównym budynkiem Instytutu korcie tenisowym, wielokrotnie widywaliśmy Profesora, jak wychodził po południu na spacer z nieodłącznym psem lub przychodził jeszcze jakiś czas popracować. Za-wsze zatrzymał się na chwilę, popatrzył i zapytał, kto dziś wygrywa. Nie prze-szkadzało mu, że robiliśmy trochę hałasu, a niekiedy stłukliśmy szybę.

Przychylnym okiem patrzył również na liczne grono ornitologów biegających po Arboretum (niekoniecznie po ścieżkach). Cieszył się, że Arboretum służy też ptakom jako miejsce lęgów czy jako zimowa spiżarnia oraz że są ludzie chcący te ptaki obserwować.

W mojej pracy zawodowej zetknąłem się z  Profesorem w  momencie, kiedy przygotowywał wydanie monografii „Biologia sosny zwyczajnej”, i rzecz, która rzucała się wtedy w oczy, to młodzieńczy zapał, z jakim podchodził do tej pracy sędziwy już człowiek.

prof. dr hab. Piotr Karolewski

Był człowiekiem potrafiącym się cieszyć z osiągnięć innych pracowników, widząc je jako osiągnięcia Instytutu i własne. Umiał powiedzieć i przyznać: „na tym się nie znam”, ale mając dobre i szerokie rozeznanie naukowe, z dobrym skutkiem kontaktował nas ze specjalistami z danej dziedziny. Należał do ludzi, o których mówi się, że potrafią nie tylko mówić, ale i słuchać. Był przyjacielski w stosunku do pracowników, nawet bardzo młodych. Jednocześnie czuło się ogromny dystans wynikający wyłącznie z szacunku i uznania dla niego. Nigdy nie wypominał nie-powodzeń, ale wykazywał zrozumienie i starał się pomóc, zarówno w sprawach naukowych, jak i osobistych.

Był bardzo aktywny i nie tolerował próżniactwa. Kiedyś wypominał mi, że jem śniadanie w pracy: „Ja panu nie żałuję śniadania, ale nie marnotraw pan czasu i czytaj przynajmniej w tym czasie gazetę”.

Dawał przykład zaangażowania w badania, bez oszczędzania siebie. Nigdy nie narzekał na uciążliwości i nie starał się wyegzekwować dla siebie lepszych warun-ków (w hotelu, w terenie). Pamiętam przejazd maluchem z Kórnika do Olsztyna, podczas którego ani razu nie narzekał, a wręcz twierdził, że jest mu wygodnie.

Nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek powoływał się na miłość do bliź-niego i Boga. Jednak w widocznym stopniu kierował się chęcią posiadania czyste-go sumienia. Starał się (nieraz na pokaz) nie okazywać własnych odczuć, ale jeczyste-go działania wskazywały zawsze na to, że był człowiekiem wyjątkowo wrażliwym.

Pamiętam, jak nieraz wściekał się podczas przygotowywania mów pogrzebowych po śmierci niektórych pracowników. Nie wynikało to z uciążliwości tej pracy, ale z tego, że był zmuszony do odsłonięcia przed innymi swoich myśli i uczuć, czego nie lubił robić.

prof. dr hab. Barbara Kieliszewska-Rokicka

Prof. Białobok posiadał niezwykłą umiejętność wychwytywania nowych kierun-ków badań na świecie i wdrażania ich w Instytucie Dendrologii. Z każdej podróży zagranicznej przywoził najnowsze publikacje z różnych dziedzin nauki z myślą o konkretnych pracownikach ID, także tych najmłodszych. Po powrocie osobiście przynosił te publikacje i opowiadał, co widział i nad czym pracuje się na świecie.

Było to w czasach (lata 70.), gdy dostęp do literatury był trudny.

Prof. Białobok dużo rozmawiał ze swoimi pracownikami. Odwiedzał pracow-nie, gabinety. Jego obecność w Instytucie było widać i słychać.

dr Kazimierz Krawiarz

W pierwszym dniu mojej pracy, 1 września 1967 r., w dniu imienin profesora, trafiłem do jego gabinetu, w którym do dzisiaj urzęduje dyrektor Instytutu. Dla nowicjusza zaskoczeniem było imieninowe spotkanie wszystkich pracowników.

W ówczesnym Zakładzie Dendrologii i Arboretum Kórnickim PAN panowała ro-dzinna atmosfera, w  takiej właśnie atmosferze dokonywano poważnych badań drzew […].

Prof. Stefan Białobok był wyśmienitym nauczycielem, znawcą ludzkich cha-rakterów, temperamentów, ich umiejętności i słabości. Dzięki temu po 1945 r.

stworzył w Kórniku od podstaw zespół naukowy i techniczny całkowicie oddany nauce zajmującej się poznawaniem tajemnic drzew w jej wszystkich aspektach.

W 1945 r. w Kórniku współuczestniczył w tworzeniu Miejskiego Liceum Ogólno-kształcącego, w którym przez rok uczył matematyki.

Mnie zachwycał demokratycznością. Decyzje podejmował po niezliczonych rozmowach z  kierownikami zakładów lub bezpośrednio z  pracownikami. Po-dejmował je osobiście. Rzadko się mylił w sprawach osobowych. Był w Polsce jednym z  nielicznych bezpartyjnych dyrektorów. Znał prawdę i  potrafił wbrew odgórnej polityce realizować program rozwoju placówki naukowej. Pracownicy ani na chwilę nie byli ograniczani w swoich planach wyjazdowych do placówek naukowych w Europie czy w USA.

prof. dr hab. Leon Mejnartowicz

Profesor był nieprzeciętnym człowiekiem, duszą i  ciałem oddanym Zakładowi Dendrologii. Wszystkie działania były podporządkowane potrzebom Zakładu.

Gdy w 1975 r. wróciłem z Uniwersytetu w Getyndze z możliwością kontraktu pięcioletniego w Instytucie Genetyki, profesor powiedział: „Nie ma mowy – musi pan w Zakładzie zorganizować pracownię izoenzymów i uczyć innych. Jak tacy wyjadą, to kto tu zostanie?” No i zostałem w Polsce. Profesor był bardzo otwarty na nowe trendy w różnych dziedzinach dendrologii – poczynając od drzew do-borowych i plantacji nasiennych, a kończąc na fizjologii i genetyce drzew. Łączył w sobie pasję z pracowitością i bujnym temperamentem. Będąc jego doktoran-tem, doświadczyłem opieki, często bardzo ludzkiej, odnoszącej się do warunków materialnych i bytowych. W tym zakresie, jak nikt inny, pomagał nawet swoim realnym lub domniemanym wrogom. Jego bujny temperament powodował nie-kiedy dosadne oceny, nie zawsze słuszne – ale zawsze umożliwiał wyjaśnienie i wtedy potrafił wycofać się z błędnego stanowiska.

inż. Elżbieta Nogajewska

Prof. Białobok był energicznym starszym panem zainteresowanym każdą sprawą w swoim otoczeniu.

prof. dr hab. Stanisława Pukacka Cechy prof. Białoboka:

– wysoka kultura osobista, – sprawiedliwość,

– szczerość, otwartość,

Prof. Białobok – twórca Instytutu Dendrologii, dobry organizator, dobry dyrektor, dyrektor, z  którego jestem dumna. Autorytet. Człowiek otwarty na nowe idee (wówczas: izoenzymy, skażenie środowiska, mykoryza). Aktywny naukowo do końca swoich dni.

prof. dr hab. Bolesław Suszka

– Profesora cieszyły nasze sukcesy naukowe i dawał temu wyraz.

– Profesor wspierał nasze wyjazdy zagraniczne, dzięki niemu Kórnik stał się dla nas oknem na świat.

– Profesorowi bardzo zależało na rozwoju naszego Instytutu – osiągnięciach na-ukowych i stworzeniu bazy materialnej dla tego rozwoju (budynki, bibliote-ka, laboratoria, szklarnie, zielnik, tzw. „fitotron”, odzyskanie obszaru leśnego

„Zwierzyniec”, publikacje takie, jak rocznik „Arboretum Kórnickie”, seria Na-sze Drzewa Leśne, podręczniki dendrologii).

– Dzięki dbałości o Arboretum i jego rozwój istniała baza wyjściowa dla nadania naszym pracom związku z roślinnością drzewiastą strefy klimatu umiarkowa-nego Europy, wschodniej Azji i Ameryki Północnej.

– Profesor wspierał wyprawy dendrologiczne do krajów innych stref klimatycz-nych i sam brał w nich udział.

– Profesor nawiązywał do dorobku naukowego Ogrodów Kórnickich sprzed wojny i do powstałych wtedy kontaktów z przodującymi placówkami dendro-logicznymi i botanicznymi. Profesor bardzo sobie cenił możliwość kontynu-acji kierunków badawczych twórców Arboretum (Działyńscy, Zamoyski, Wró-blewski) i stale nawiązywał do dziedzictwa przeszłości i je szanował. 

– Profesor umiał zdobywać we właściwych momentach fundusze na rozwój In-stytutu .

– Gdy chodziło o rozwój Instytutu, profesor wyszukiwał wśród personelu osoby kompetentne do wykonania związanych z tym zadań, powierzał im te zadania z pełnym zaufaniem i zapewniał samodzielność w działaniu. 

– Profesor wiązał się bliską przyjaźnią z bardzo nielicznymi osobami z Instytutu i spoza niego, jednakże w kontaktach z niższym personelem naukowym (np.

podczas wspólnych podróży koleją czy innymi środkami lokomocji) chętnie nawiązywał rozmowy i prowadził dyskusje na nurtujące nas wówczas tematy, chętnie dzielił się z nami swoimi przeżyciami i nabytym (w Polsce i różnych krajach) doświadczeniem życiowym, nie troszcząc się obowiązującą wówczas

„poprawność polityczną”.

– Profesor miał talent do znajdywania w kraju i za granicą przyjaciół Instytu-tu, umiał też przy ich pomocy nadawać Instytutowi właściwe kierunki badań w poszczególnych zakładach i pracowniach. 

– Gdy trzeba było, w sposób zdecydowany likwidował kierunki mogące stać się źródłem konfliktów z innymi ośrodkami w przyszłości (np. likwidacja szeroko rozwiniętego działu sadowniczego).

– Profesor wyszukiwał kandydatów na przyszłych pracowników naukowych sposobami bardzo niekonwencjonalnymi, po sprawdzeniu wspierał ich rozwój i stwarzał dla niego materialne podstawy (wyposażenie, pracownie, źródła dla badań, kontakty z przodującymi ośrodkami i naukowcami).

– Profesor miał nieprzeciętny talent do znajdowania wśród personelu admini-stracyjnego PAN osób przychylnych Instytutowi, wszyscy na tym korzystaliś-– Profesor sprzyjał organizacji w Instytucie sympozjów naukowych krajowych my .

i z udziałem uczestników zagranicznych.

dr hab. Tadeusz Tylkowski, prof. ID PAN

W moich wspomnieniach zachował się obraz prof. Białoboka jako wytwornego, dystyngowanego dżentelmena i dobrego menedżera. Można było z nim porozma-wiać na każdy temat, nie tylko o sprawach zawodowych. Dziwi mnie do dzisiaj, jakim strachem napawał wielu pracowników.

Zakład Badania w zamiarach Władysława