• Nie Znaleziono Wyników

Last night I saw the h ouse o f an g els A nd they were singing different songs

(L a u ri e A n d e r s o n , Strange A ngels)

Sw eden bo rg up ozow any ja k o anioł czuw a nad grobem.

N ie k o n ie c z n ie musi to być rola w yłączn ie rzeźby na ­ g ro bnej, choć n iew ą tp liw ie j e g o pism a, p orzucone jak pusty całun, spełniają rolę znaku p o zo staw io nego przez śm ierć. D w ie ryciny prze z na cz o n e do wydania Grobu (The Grave) R oberta Blaira przekonują nas, że m eta fo ­ ryka fu n era ln e g o i n e k ro p o lita ln e g o c z u w ania nie jest obrazem bezruchu: oby dw ie postaci m u skularnych m ło ­ dzie ń c ó w spra w u ją staż nad tajem nicą podziem ia, sami p o z o sta jąc m ie sz k ań c a m i pow ierzchn i. Napięcie kilku biegunów : nocy i dnia (na jed nej rycinie w idzim y pejzaż nocny, druga zalana je s t światłem słońca), form y d u c h o ­ wej eg zystencji (m łodości) i m aterialności kształtu p o d ­ ległej władzy czasu (sylw etka starca w k ra c za jąc e g o we wrota śm ierci), spojrzenia w dół i spojrzenia ku górze.

G dyby więc S w edenborg, tak ja k życzył sobie Blake w M ałżeństw ie nieba i piekła, był aniołem u m ie sz czo ­ nym przy grobie, z jed n e j strony troskliw ie śledziłby ruch duszy e ksp lorującej tajem nice otchłani śm ierci, z drugiej — byłby o dźw iernym przy drzw iach śmierci.

G dyb y o drzu cić więc neop h ito ń sk ą ek splikację p o w y ­ ższych ról, wedle której anioł ó w byłby odpow ied zialn y za inicjację d uszy w świat śm iertelnych i za jej „ o d ro ­ d z e n ie ” w p o na dc za so w y m świecie ducha, w ó w czas m o ­ g lib y śm y w jej m ie jsc e postaw ić inną interpretację, w myśl której anioł / Sw edenborg byłby patronem stanu

dośw iadczenia gran iczneg o (Wrota śmierci), który jest,

e-ra, iż myśl m oże nie „ p r z e p isy w a ć ”, m oże być w isto­

cie „ n o w a ” i „ o r y g in a ln a ”.

N iezależnie od s w ojeg o w izjon erstw a Blake uw ażał, iż istnienie p rze d m io tó w je s t o sad zo n e w m ożliw ości ich p o w ią z an ia (ko respon d en cji) z innymi p rzedm iotam i, a więc ja k b y p ow ielania ich identycznej stru k tury w n ie ­ s k oń czo n ość, choć „p o w ie la n ie ” nie o znacza tu — rzecz ja s n a — prostej duplikacji, ale je d y n ie p o w tór z e n ie ist­

nienia z m o d y fik a c ją , ze zm ian ą czy, ja k b y p ow ie­

dział D errid a, z „ r ó ż N I C ą ” (différance). I tak, z w ie ­ rzęta w Pieśniach doświadczenia „ p o w ta rz a ją ” faunę Pieśni niewinności, a słynny p o czątek Wróżb niewinno­

ś c i zakłada identyczność m ikro- i m ak ro stru k tu r rze c z y ­ wistości.

„Z o baczyć świat w ziarenku piasku, N iebio sa w je d n y m kwiecie z lasu, W ściśniętej dłoni zam knąć bezmiar, W godzinie — niesk o ń c z o n o ść c z a s u .”

(pr z e k l. Z. K u b iak )

„ N o w o ść ” myśli polega na odkryciu stopnia, do jak ie g o stanow i ona odbicie innej myśli, a p raw dziw ą tw órczość cechu je św iadom ość od kryw ania tychże właśnie ukry­

tych przed mniej dociekliw ym i um ysłam i relacji.

(W. B l a k e : Małżeństwo nieba i pieklą...; F. N i e 1 /. s c h e: lako rzecze Zaratustra..., s. 47)

Blake z ap raszający na obiad Izajasza i Ezekiela mieści się do sk on ale w p a ra d y g m a c ie myśli Sw ed en bo rga, który notu je w ie lo k ro tn e spotkania z ducham i i aniołam i wszelkich stopni, skru pu latnie zauw ażając, iż istoty te nie są wolne od zam iło w an ia do rozkoszy gastronom ii. („Co więcej, m o żna też w zbudzić u d uchów apetyt na pew ne potrawy, ch ociaż wiedzą i sam e potw ierd zają w rozm ow ie, iż nie mogą jeść. Tego, że m ożna w z b u ­ dzić ich chęć do pew nych potraw, dośw iadczyłem dzisiaj, kiedy p rz y rz e ­ kłem, że zjem dzisiaj pewne dania, je d e n z duchów uspokoił s ię .” 1 „Jedzą i piją ja k w świecie naturalnym ; lecz jed z e n ie je s t d u c h ow e go pochodzenia, a zatem nie o trz ym u je się go na zapas, lecz dostarczane je s t każdego dnia.

W czasie o biadu i kolacji pojawia się stół zastaw iony m ięsiw em , który zo~

1 E. S w e d e n b o r g : The Spiritual Diary (dalej: SD], Vol. I — 5. Przekl. ang.

L. W. A c t o n . Lon d o n 1977 (n u m e ry o d n o s z ą się d o n u m e r ó w p o s z c z e g ó l n y c h h aseł D ziennika). C ytaly z pracy S w ed en b o rg a Heaven and H eli p o c h o d z ą /. przekładu G. D o l e ’a (N ew Y o rk 1976); b ę d ą o z n a c z o n e : 1111 i o p a tr z o n e n u m e r e m strony.

staje tam , póki się posilają, a znika, kiedy ju ż skończyli obiad lub k o lac ję ” ; SD, 6088).

Niem niej ja k przystało na epokę, w której konw ersacja stanow iła u lu­

biony żywioł społecznej kom unikacji, duchy okazują się rozm o w n e , a n a ­ wet gadatliw e. Nie m ożna nie zauw ażyć p roblem u języka: w jaki spo sób śm iertelni p orozum iew ają się ze światem nieśm iertelnych, w jakim d y s k u r­

sie m oże nastąpić d yskusja nieba i ziem i? R óżnica m iędzy ję z y k ie m lud z­

kim a jęz y k iem aniołów jest zarów no ilościow a (kiedy śm iertelni usiłują znaleźć dosłow nie i w przenośni „wspólny j ę z y k ” w świecie dyspersji j ę ­ zykow ej i po babelow skiej m nogości dyskursów , „w niebie istnieje tylko je d e n w spólny w szystkim j ę z y k ”, HH, 236), ja k i ja k o śc io w a („oni [anio­

łowie] m ów ią ze sobą w sposób m ądrzejszy niż czynią to lu d zie ”, HH, 234). Dzieje się tak dlatego, że m o w a niebios nie polega na z n ajdyw aniu w yrazu dla p o s zczeg ó ln y ch słów, lecz pojęć i nastrojów . 23 m arca 1728 roku S w edenborg zapisuje, iż aniołow ie zam ieszkujący Jupitera posługują się takim ję z y k ie m , w którym „m ów ią nie słow am i, lecz m y śla m i” (SD, 1649), i takie właśnie stan o w isko lingw istycznego intelektualizm u wydaje się n a jb a rd zie j ty p o w e dla s z w e d z k ie g o mistyka. Kiedy „aniołow ie P a ń ­ s c y ” naw iązują kontakt z ducham i M erkurego, p o rozum iew ają się „bardzo szybko, za pom ocą myśli, których nie m ogłem z ro z u m ie ć ” (SD, 3238), co sug eru je jed n o z n a c zn ie , że różnice m iędzy m ową człow ieka a dy sku rsem anielskim są w ynikiem fundam entalnej różnicy w sposob ie m yślenia. R ó ż ­ nica owa zostaje uzupełniona tym, że m owa anielska jest, j a k gdyby, w stan ie „kom pletnej g o to w o ś c i”, nie w y m aga uczenia się, nic j e s t w y s ­ pecja lizo w aną czy n n ością o rg anizm u, lecz zdaje się w yp ełn ia ć i p r z e n i­

kać całe ciało.

Nie istnieje więc proces akw izycji jęz y k a tak ważny i uciążliw y w lu d z­

kiej rzeczy w isto ści lin g w isty czn ej. W szy stkie te elem enty odn ajd ziem y w' dobrze znanym frag m encie S w ed en bo rgo w skiego Niebu i piekłu.

„Języka nie trzeba się tam |w niebie — T. S., T. R .| uczyć, każdy p rz y ­ chodzi z nim na świat. W istocie w ypływ a on z ich afektów i myśli.

D ź w ię k mowy k oresponduje z ich afektam i, a elem enty dź w ię k o w e — p o szczeg óln e jed n o stk i tw orzące mowę — o dp ow iadają pojęciom m y ­ ślow ym m ającym początek w afektach. Jako że jęz y k jest o d p o w ie d ­ nikiem tych elem entów , przeto rów nież i on jest natury d ucho w ej, jest bow iem ud źw ięcznianiem się afek tó w i w ypow iad aniem się m y śli.”

(HM, 236)

M owa stanow i naturalną k o nsekw encję relacji m iędzy nam iętn ością, em ocją (afekty) i pojęciam i, przy czym to właśnie afektom przypada rola zasadnicza: myśli znajdują swój fundam ent w afek tow ej struk turze

c z ło w ie k a . Teoria Sw edenborga upatruje zatem po c z ątk ó w ję z y k a w tym, co H eidegger nazyw ał Stimmung, a co znajduje w yraz w sy stem ie ludzkich nam iętności („jedzenie i picie, [...] w ędró w ka i p o d ró ż e ”), lecz ró w n o c z e ś ­ nie otw arte je s t na o d d ziały w anie sił d uchow ych z zew n ą trz („w szystkie m oje p ragnienia [...] przez d łuższy czas p ozostaw ały we władzy duchów i aniołów, które zm ieniały je do woli SD, 215). Dzięki afek tom c z ło ­ w iek staje się dostępny dla transcen d encji, ale rów n o c z eśn ie to w łaśnie a fe ­ kty u m o żliw ia ją mu realizację ziem skiej egzystencji. O b sz a r nastro jó w (afekty, Stimmungeń) j e s t tym terytorium , na którym ludzka w oln ość (w łaś­

nie do realizow ania owych afektów ) zostaje w s po sób zasadniczy o g ra n i­

czona przez fakt, że sam e nam iętności okazu ją się daram i sił z e w n ę trz n y ch wobec człow iek a. W olność je s t subtelną ró w now agą m iędzy nam iętnością a n iebiań sk ą kontrolą nad pragnieniem .

„M ożn a zatem w spo só b jasn y w y w n io sko w ać, że wszelkie n a m ię tn o ­ ści, jak ie g o k o lw ie k nie byłyby rodzaju, które spraw ują w ładzę nad ż y ­ ciem i m yślą, pochodzą od d u ch ó w i aniołów, wtedy gdy pozw ala na to Bóg M esjasz, dając p ozw olenie w edle sw ego ż y c z e n ia .”

(S D , 21 5 )

M amy więc do cz y nie nia z całą serią przesunięć: na jp ie rw człow iek, którego fundam entem ontolo g iczny m są afekty, następnie „duchy i a n io ły ” , które kierują afektam i, w reszcie Bóg funkcjonujący j a k o d ystry b u to r m o ­ żliwości. W istocie ontologiczny fundam ent istnienia podlega p rze s u n ię ­ ciom kolejno odsu w ający m go od sam eg o człow ieka. G dyby więc Blake m ógł przystać na koncepcję „człow ieka a fe k ty w n e g o ” i naw et na to, iż in ­ terw en cja transcendencji steruje p rzejaw am i nastrojów (choć p rzyję ło b y to u n ieg o postać przek o n a n ia o otchłani niesk oń czo no ści ukrytej w przed­

m iotach), w ów c za s z d ecyd o w an ie nie m ógłby przyjąć koncepcji Boga j a k o instancji spraw ującej cen traln ą władzę w system ie reglam entow an ia a fe k ­ tów. Blake dostrzega „ p rz e p a ścisto ść ” bytu w sam ej je g o istocie (byt j e s t

„ o tc h łan n y ” , w znosi się na doznaniu niesk o ń czon ości), S w ed en b org z m ie ­ rza poprzez silni) h ierarchizację porządków do odkrycia i opisania o w e ­ go fundam entu .

Poszukuje go z pasją anatom a. 18 lutego 1748 roku notuje, iż u su n ą ­ wszy („jak to uczynić, tego w żaden s po só b nie m ogę w y ja w ić ”) zrogow a- ciały n askó rek (porównaj uwagi Sm arta na podobny tem at na s. 4 0 —41), m ożna dotrzeć do sfery afektów, a więc — ja k wiemy — do siły, która „ k ie ­ ruje życiem i m yślą” . W p rzeciw ieństw ie do zrogow aciałej zew nętrznej p o ­ włoki ob szar ten to „m iękka tk ank a ” (soft body) lub „ m ó z g ” . S w edenborg daje d ow ód swojej pew ności, że oto dotarł do centralnego punktu c z ło w ie ­ ka, pisząc, iż „kiedy czyny człow ieka |. . .| biorą tutaj swój początek, p o s ­

tęp u je on w ted y w edle swej w ew nętrznej d y sp o z y c ji” (SD, 856). J e d n ak centrum ma c h a ra k te r ulotny i ju ż w na stępnym zdan iu Sw eden borg musi p rzyzn ać, że „pod nim znajduje się inne podobne ciało, j e s z c z e m ię k sz e ” , które ró w nież nie j e s t w ła ściw ą siedzibą autentyczności człow ieka, zawiera b o w ie m je d y n ie ślady i ruiny (Remains) pozostałe po działaniu innej, p o ­ tężniejszej siły („są tam ruiny z a ch o w an e przez Pana i które Panu tylko są z n a n e ”).

A fekty są zatem n iem ożliw ym do zlo k alizow a n ia m iejscem r e alizo­

w a n ia się a u ten tyczn ości czło w ieka , cen tru m , którego to p og ra fia p o z o ­ staje nie znana; są m iejscem bez m iejsca i centrum bez centrum .

Ale rów n o c z eśn ie z tego n iem o ż liw e g o m iejsca bierze swój początek m ow a , a ściślej m ów iąc dźw ięk mowy. W prze c iw ie ństw ie do „ g ło su ” d ź w ię k j e s t atry butem signifiant ju ż to p o zb a w io n eg o signifié, ju ż to, któ ­ reg o sig n ifié zostało, by tak rzec, „ sk o m p ro m ito w a n e ” (niebaw em z o b a cz y ­ my, na czym polega ów proces). D źw ięk je s t nie tyle a rtykulacją afektu, co j e g o o dpo w ie d n ik ie m , to znaczy signifiant je s t jakby przedłużeniem a fe ­ ktu. W filozofii Sw edenborga an iołow ie „nie m ogą w istocie w ypo w ied zieć niczego, o ile nie zgadza się to całkow icie z ich a fe k ta m i” (HH, 237), lecz ro zszerzm y tę obserw ację i pow iedzm y, iż dźw ięk stanowi takie ennonce przedm io tu, które pozostaje w całkow itej harm onii z je g o eg zy sten cją, a zatem nie je s t naw et n ajczęściej od bierane j a k o próba z a k o m u nik ow ania czego k o lw iek. Jeżeli j ę z y k pow staje w przestrzeni oddzielającej signifiant o d signife, dźw ięk, p ozo stając poza o d ręb em tej różnicy, m usi rów n ież znaleźć się poza zasięgiem jęz y k a . D źw ięk je s t tym , czeg o nie jestem świadom j a k o j ęz y k a ; tym , co spra w ia , że przed m iot m ów i, lecz p o n ie ­ w a ż „nie ma u s t ”, przeto m uszę założyć, iż nie posługuje się jęz y k ie m , ale „ ty lk o ” przejaw ia i m a nifestuje swoją ob e c n ość (na przykład szelest liści, szum zakłóceń radiow ych). U S w edenborga czytam y:

„Język, którym p osługuje się świat duchowy, je s t instynktow ny w k aż­

dej jed n o s tc e , lecz mieści się w d ziedzinie jej bardziej w e w n ętrzn e g o rozum ienia. Skoro je d n a k o b sz ar ten w przypad ku człow ieka nie z n a j­

duje drogi do słów, które byłyby odpow iednikiem afektów, tak ja k to m a m iejsce u aniołów, przeto czło w iek nie jest świadomy, iż ma w ogóle do czy nienia z ja k im ś j ę z y k ie m .”

(H H , 243)

N ieu m iejętn ość odnalezienia ję z y k a w dźw iękach jest skutkiem tego, iż czło w iek p ozostaje „ ś le p y ” na dwa pod staw ow e fakty: po pierw sze na to, iż „ a fe k ty ” są jedyną m o żliw ą (choć nielok alizo w alną) naturą człow ieka, po drugie, na uporczyw e u przy w ilejo w an ie signifiant kosztem signifié.

G dy więc m owa an ie lska opiera się na w ew nętrznym rozum ieniu , mowa

„ p ro steg o ludu je s t bardziej zew n ętrzn a, a zatem skład a się ze słów, z któ ­ rych należy zebrać znaczenie, tak ja k to się d zieje w ludzkiej m o w ie ” (HH, 244). Z je d n e j strony m am y więc sw oiste „gesty fo n ic z n e ” , ja k im i są dźw ięki (znaki dź w ię kow e ), z drugiej n ato m iast znaki głosow e radykalnie od m ienn e w sw oim charakterze.

G łos je s t u S w ed e n borg a d o m eną „p o szc z e g ó ln y c h je d n o s te k tw o rz ą ­ cych m o w ę ” (speech units), to znaczy terenem , gdzie następu je podział s tru m ie n ia m ow y dź w ię k ow e j na p o sz cz e g ó ln e w y o d rę b n io n e całostki, określo n e „ z ró żnicow aniam i d ź w ię k u ” (distinctions o f sound). Podczas gdy znaki d ź w ięko w e są o dpo w ie d n ik a m i afektów, znaki g łosow e je d y n ie „bio ­ rą tam swój p o c z ą te k ” (stem); w p ierw sz y m przyp adku istnieje z w iązek tożsam ości i istoty, w d rugim tylko h isto rycznego początku. A fekty — o d ­ p ow iedniki (correspondences) — znaki d źw iękow e: oto seria w spólnego pa ra d y g m atu , który m o g lib y śm y określić ja k o model rzeczyw isto ści i j ę ­ zyka ja k o sta w ania się przez pow tarzan ie (N ietzsche), energię (Blake) i upartą w alkę o p rzetrw anie (pojętą filo zo ficzn ie w duchu Spinozy raczej niż ew o lu cy jnie w duclni Darwina).

W Niebie i piekle S w edenborg p rzedstaw ia teorię korespon d en cji ja k o nie ty lk o filozofię o d p o w ie d n io śc i m iędzy rozm aitym i rodzajam i bytów, ale — co w ażniejsze — ja k o ko n cepcję świata opartą na n ieusta nny m n a ­ pięciu m iędzy d yna m iką staw ania się a stabilizującą tendencją sa m y c h b y ­ tów z m ie rz a ją c y c h do z a c h o w a n ia istnienia. „ K o re sp o n d e n c ja ” zatem to nie tylko analogon, lecz przede w szy stk im także i agon.

„[...] w świecie natu ra ln y m w szy stk o się pojaw ia (emerge) i z a c h o w u ­ je swój byt (persist) na m ocy świata d u c how ego , a z arów n o świat n a ­ turalny i duchow y pojaw iają się i utrzym ują dzięki Sferze tego, co Św ięte. Mówi się rów n ież, iż coś utrzym uje się, w s z y stk o bow iem u trz y m u je się tylk o do tego stop n ia, do ja k ie g o w ciąż się pojaw ia, a zatem po d trz y m y w a n ie istnienia je s t stałym w ynurzaniem się .”

(H H , 106)

Na po dstaw ie tego fragm entu m ożem y pow iedzieć, iż znak dźw ięko w y j e s t tym, co „w ynurza s ię ” i „po d trzy m u je sw oje istn ien ie ” , p ozostając w zgo d zie z ogólną konstrukcją afektów, które — ja k w idzieliśm y — r ó w ­ nież p o m yślane są j a k o nieustan n y regres w stronę coraz „ de likatniejszych s u b s ta n c ji” . Sam a artykulacja takiego znaku j e s t więc tylko ja k b y „ ro z s z e ­ r z e n ie m ” przed m iotu i je g o istoty (szelest liści poruszanych wiatrem to przejaw ich istnienia, ale nic nie p ośredniczy tu m iędzy p rzed m iotem i je g o artyku lacją, tak j a k nic nie p o w inno o d d zielać łucznika od łuku w dobrze znanej buddyjskiej nauce łucznictw a). Znaki d ź w ięko w e w skazu ją zatem

na taką ja k o ś ć ennoncé, która istnieje wcześniej niż i n iezależnie od po ję­

cio w eg o signifié, p ojaw iająceg o się na p o ziom ie głosu.

„K iedy d u ch m ówi [...] w ó w czas słyszy się z sam ych dźw ięk ów je g o m o w y i słów, ja k a je s t j e g o [...] radość [...j a także czy m am y do c z y ­ nienia z udaw an iem , zdradą, p ogodą ducha i tym p o d o b n y m i.”

(S D , 2 1 8 1 )

"Innym pojęciem , którym p osłu gu je się Sw edenborg, by opisać relację m iędzy d ź w ię k ie m a p rzedm io tem , jest „ e m a n a c ja ” . D źw ięki są więc „ w y ­ d y c h a n e ” lub „ w y p ły w a ją ” z przedm iotu, co o czyw iście um ożliw ia ujęcie w spom n ianej relacji na p o ziom ie zw iązku „ n a tu raln e g o ”, takiego, który n a ­ leży do sam ej istoty przedm iotu. Pozw ala to na sw oistą „ k o n d e n sa c ję ” n a ­ rracji, d o k on yw anej przez arty k ulacje przedm iotu: każdy dźw ięk będący artykulacją istnienia przedm iotu ma moc zaw ierania w sobie „ w sz y stk ie ­ g o ” , co p rzedm iot „ma do p o w ie d z e n ia ” .

„Jako że m o w a a nio łów e m a n u je wprost z ich a fek tów |. . . | przeto a n iołow ie m ogą p ow iedzieć więcej w ciągu jed nej m inuty niż c z ło ­ w ie k zdoła w yp o w iedzieć w pół g od zin y.”

(UH, 240)

„[...] niem alże cały umysł (animus) [aniołówj znajduje wyraz w j e d ­ nym ledw o słow ie ich mowy

(S D , 2182)

Znaki g ło sow e n a tom iast pozostają w innej relacji do afektów ; zw iązek ten — j a k w idzieliśm y — został przez Sw edenborga ujęty w pojęciu „ w y ­ ra s ta n ie ” (stemming), p o d kreślający m daleką w spólnotę, ale przede w s z y ­ stkim odległość i m ożliw ość rozdzielenia, „o d c ię c ia ” , dysem inacji raczej niż kondensacji znaczenia (dlatego też w je d n y m z cy tow any ch fra g m en ­ tów Sw edenb org mówi o tym, iż znaczenie pojaw iające się w znakach g ło ­ sow ych musi być „ z b ie ra n e ”). Naczelnym problem em sem iotyki s z w e d z ­ kiego m isty k a w ydaje się zatem pytanie o m o żliw ość uczestniczenia przez człow ieka (oddanego żyw iołow i zn ak ó w g łosow ych, „m ow ie z e w n ę trz n ej”

„zw iązanej z p a m ię c ią ” , HH, 246) w ję z y k u d uchów i aniołów.

A n ioło w ie, czyli istoty, które w stratyfikacji społeczności niebiańskiej znajdują się na n a jw y ższym szczeblu, o siągnęły rów nież najczystszy p o ­ ziom kom un ikacji, w ich bow iem strukturze afekty i pojęcia są ze sobą to ż ­ same. Anioł je s t bytem , którego istota (afekt) nie jest różna od m entalnej reprezen tacji tejże istoty (pojęcia). Sem iotyczną konsekw encję takiego s ta ­

nu rzeczy stanow i to, że gdy czło w ie k p o sługuje się m yślą po łączoną z p a ­ m ięcią i w ten sposób, dzięki konieczności a rc h iw isty c z n eg o o dw oływ ania się do „tego, co by ło ” , alienuje się od m om entu teraźniejszego, aniołow ie m ów ią „głębiej, z sam ej m y śli” (HH, 234), a myśl ta o dw o łuje się nie do pam ięci, lecz w łaśnie do afektów. Stąd m ow a ludzka fu nkcjo nu je w ro z ­ dziale m iędzy dośw iadczeniem a w yrażen iem ow ego dośw iadczenia, n a to ­ m iast anio łow ie posługują się d ysk u rsem opartym na jed n o ś c i trzech p o d ­ s ta w o w y c h e le m en tó w afektów, pojęć i słów.

Pojęcia i słow a jęz y k a anio łó w zatem są jed n y m i tym sam ym , niczym p rzy czy na i jej skutek. W słow ach bow iem przejaw ia się ja k o rezultat to, co j a k o p rzyczyna było obecne w pojęciach m entalnych.

(H H , 240)

Gdy m owa ludzka opiera się na arch iw isty czn ej działalności pam ięci, S w edenborg pragnie, by m owa anielska była p rzejaw em m om entu „ te raz ” ; je d n a k sam jęz y k , którym posługuje się filozof, chara k te ry sty c z n y zresztą dla o s iem nastow iecznej myśli, zdaje się p rzeszk adzać takiej tezie. P rz y c z y ­ na i sk u tek, choćby najściślej przyległe, im plikują przedział i dystans, jak i musi upłynąć, zanim przyczy n a w yw oła swój skutek. W dużej m ierze myśl S w ed e n b o rg a p rop o nuje więc aniołom lingw istykę i sem io tyk ę m om entu

„ n ie m o żliw e g o » tera z« ” . Sw ed en b o rg usiłując nakreślić obraz tej se m io ­ ty k i, dr a m a ty c z n ie podkreśla kond en sa cyjn y w a lo r dyskursu a n ie lsk ie ­ go, lecz nawet najw iększa kond en sacja nie j e s t w stanie o siągn ąć z a ­ m ierzon ego przezeń celu: d ystans nieustannie w k rad a się m iędzy afekt i j e g o w y ra z, dośw iadczenie i znak. Nawet teoria znaku d ź w ię k ow e go nie daje g w arancji pow odzenia.

Sw ed enb org zwróci się więc w stronę filozoficznej medytacji na tem at relacji m iędzy jęz y k iem a strukturą osobow ości. Gdy ludzkie „ja” jest ośrodkiem krystalizow ania się jęz y k a , jaźń anioła pozostaje, by tak rzec,

„ o tw a rta ” : jej istota (afekt) okazuje się być form ą istnienia w yższej siły i to pojętej niem al z precy zją nauki ścisłej. A nioł jest bytem , którego istota polega na zm iennej konstytucji ciepłoty niebios i ich oświetlenia; jest stru k tu rą , której istota polega na braku istoty.

Pojęcia w ystęp ujące w myśli aniołów i które są źródłami ich słów, są rów n ież zm ianam i nieb iesk ieg o światła; afekty zaś, które dają p o c z ą ­ tek tonom i dźw iękom ich głosu, są zm ianam i ciepłoty nieba.

Istn ieje tysiące rzeczy, które nie m ają o d p o w ie d n ik ó w w po jęciach

per-nie d y sk u rsu pow staje dyskurs p ra­

rcgo je s t w s z y stk o do bro i w s z e l­

kie praw a; w istocie, kiedy oni chcieli pouczać m nie o czym , rz a d ­ ko było to coś innego niż k łam ­ stwa: d latego zakazano mi w ierzyć w to, co m ów ią [...]” (SD, 1647).

(M. H e i d e g g e r . Sein uncl Z eil..., # 35)

M owa anielska (czyli to, co jest ciszą zm ieniającego się blasku nieba

M owa anielska (czyli to, co jest ciszą zm ieniającego się blasku nieba

Powiązane dokumenty