ten szereg wielkich ludzi, co w wieku Leona X.
i Ludw ika XIV. ży li; ciągnie się on pomimo klęsk przez XVIII. stu le cie , w dziewiętnastem wreszcie nowi pow stają szerm ierze, którzy zakosztow aw szy błędu we w szystkich jeg o odcieniach , spieszą za
wiesić swoje zdobycze u w rót katolickiego kościoła.
Cóż to za dziwo ? Gdzieże widziano kiedy po dobną szkołę , sektę lub religię ? Ci ludzie b ad ają w szystko, rozpraw iają o w szystkiem , odpow iadają na w szystko, w iedzą wszystko, lecz zawsze w z g o dzie z jednością n a u k i, pochylają przed w iarą swe czoła promienne światłem i dumą. P atrząc na nich, zdaje s ię , jak b y się widziało nowy planetarny sy stem, gdzie świecące ciała ogrom ne odbyw ają obroty, przyciąganie ustawiczne siłą tajemniczą ciężkości do w spólnego środka. T a siła środkow a, co im nie dozw ala się zbłąkać, nie ujmuje im nic z ich wiel
kości, nie tam uje ich ruchu, lecz zanurza je w świe
tle i znaczy ich pochód pełną m ajestatu regularnością.
Rozdział IV
PR O T E ST A N T Y Z M I UM YSŁ LUDZK I,
*
Niewzruszoność zasad, siła woli, m ądrość i ja s ność p lan u , postępow anie krokiem zawsze pewnym do w ytkniętego celu, wreszcie cudowna ta jedność nauki uznanej przez wszystkich, oto, co sam p. Guizot kościołowi katolickiemu przyznaje, a czego nie zdo
łali nigdy naśladow ać protestanci ani w złem ani w dobrem słowa tego znaczeniu. I rzeczywiście p ro testantyzm ani jednej nie po siad a m yśli, o którejby mógł powiedzieć : „Ona jest m oją“. U trzym yw ał on, że sobie zasadę krytycyzm u (examen prive) w rz e czach wiary przyswoił. Jego przeciwnicy nie za
przeczali mu te g o , nie m ogąc się w nim dopatrzeć innej z a s a d y ; czuli też d o b rz e , że protestantyzm przechw alając się, że dał początek wspomnianej za
sadzie, sam siebie potępia, podobny do ojca, który w tern chwały swej s z u k a , że ma przew rotnych i ze
psutych synów. Pomimo to je st fałszem, że zasada ta krytycyzm u od protestantyzm u początek swój w zięła, możnaby raczej pow iedzieć, że ona p ro te stantyzm wydała. P rzed protestantyzm u początkiem tkwi ona w łonie wszystkich s e k t , jest nasieniem wszystkich b łę d ó w ; głosząc ją chwycili się tylko p ro testanci konieczności wspólnej wszystkim sektom o d łączonym od katolickiego kościoła.
Nie było w tern żadnego planu, przewidzenia, systemu. Sam opór staw iony pow adze kościoła za
w ierał w sobie konieczność tego krytycyzm u bez granic i uznania rozumu za najwyższego sędziego.
Napróżno przew ódzcy protestantyzm u starali się p rze
szkodzić skutkom i zastosowaniu tej z a s a d y ; tam a została zerw an ą, strumienia niepodobna było p o wstrzym ać. M yślałby kto — mówi jedna znakomita p ro testan tk a (p. Stael w dziele o Niemczech 4 ictz$ść Rozdział 2) że wolność dociekania jest podstaw ą Protestantyzm u. Pierwsi reform atorowie inaczej s ą dzili — zdawało im s ię , że zdołają postaw ić słupy H erkulesa dla ludzkiego ducha na granicy jego światła i w ie d zy ; niesłusznie spodziewali się, ż e , duch ludzki p o d d a się ich pow adze jako nieomylnej, g d y sami odrzucili w szelką teg o rodzaju pow agę , w k o ściele katolickim. Dow odzi t o , że protestantom nie przew odniczyła żadna z tych myśli, któ ra w yrzuca
jąc umysł z jego kolei, objawia przynajmniej pew ną szlachetność i wspaniałość serca. Nie o nich może powiedzieć duch lu d z k i: W prow adzili mię w b ł ą d , lecz na to, abym tent pełniej używał wolności. „Re- wolucya religijna XVI. w ie k u , mówi p. Guizot, nie znała praw dziw ych zasad wolności u m y słu : osw o
bodziła ona ducha ludzkiego a chciała dyktow ać mu praw a".
N apróżno walczy człowiek przeciw samej rze
czy n aturze, napróżno usiłował też protestantyzm położyć granice zasadzie wolności dociekania. P o d niósł g ło s , miotał nieraz ciosy, z którychby wnosić można, że Chce tę zasadę zniszczyć, lecz, krytycyzm tktw iący w jego łonie, zrósł się z nim, rozwijał i dzia
łał pomimo niego. Nie było śro d k a dla p ro testan tyzmu, tylko, albo rzucić się w objęcia powagi, tj.
uznać swój błąd, albo pozwolić, b y pierw iastek ro z
kładow y czyniąc sw oje, zniszczył w nim wszelki naw et cień religii Jezusa C hrystusa i sprow adził Chrystyanizm do rzędu szkół filozofiicznych.
G dy bunt przeciw pow adze kościoła raz p o d niesiono, łatwo było można przew idzieć, co potem n astąp i, rzeczą już było w idoczną, że zatrute to
ó45
ziarno, rozw ijając się, pociągnie za sobą zniszczenie wszystkich praw d chrześciańskich. A jakżeż nie miało się ono szybko rozwijać na ziemi, gdzie ferment b y ł tak silny? K atolicy potężnym głosem w skazy
wali na wielkość i g ro zę niebezpieczeństw a, trzeb a naw et przyzn ać, 'że kilku protestantów widziało ją jasno. Rzecz to wiadoma, że najznakomitsi członko
wie tej sekty od sam ego początku wypow iadali swoje zdanie w tym względzie. W ielkie zdolności nigdy nie czuły zadowolenia w protestantyzm ie, ow
szem czuły próżnię o g ro m n ą, i dla teg o albo się przechylały do niereligijności albo do katolicyzmu.
Czas, ten wielki sędzia opinii, stwierdził słusz
ność tych smutnych przeczuć. Dziś rzeczy tak stoją, że trzeba b yć pozbawionym wszelkiej świadomości i krótkowidzącym, aby nie poznać, że religia chrze- ściańska w ykładana na sposób protestancki jest opi
nią i niczem w ięcej, systemem ułożonym z tysiąca nietrzym ających się części, zniżonym do rzęd u szkoły filozoficznej. Nie można tem u się d ziw ić, że chry- styanizm naw et u protestantów jeszcze zachow ał niektóre z tych śladów , których próżnoby szukać tam, gdzie wszystko ludzkiego jest tylko wymysłu.
Czy wiecie zkąd to pochodzi ? O to z tej wzniosłości jego nauki wiary, z tej świętości zasad moralności, które chociaż mniej albo więcej zepsute, jaśnieją zawsze tam , gdzie tylko je st ślad słowa Jezusa C hrystusa. Lecz słabe to światełko, co jeszcze przed ciemnościami się broni, g d y jasn a gw iazda z h o ry zontu już znikła, nie d a się porów nać do jasności dnia; ciemności postępują i rozszerzają się, gasząc odblask słaby i pogrążając ziemię w noc straszną.
T a k ą je st nauka chrześciańska między p ro te stantami. R zu t oka na ich sektę w sk azu je, że nie są sektami czysto filozoficznemi, lecz także i to, że
nie m ają znamion prawdziwej religłi. Znajduje się tam Chrystyanizm bez żadnej pow agi, a w skutek tego stał się podobnym istocie pozbawionej swego elementu, — drzewu, co wyschło z korzeniem. P o stać jeg o blada, zeszpecona, jako oblicze, którego już nieożywia dech życia. Protestantyzm mówi o wie
rze, a zasadnicza jeg o podstaw a zabija j ą ; wynosi ewangelię, a jeg o z a sa d a , oddając ją pod rozbiór człowieka, pow agę jej podkopuje. Jeśli mówi o świę
tości i czystości moralnej chrześciańskiej, trudno zapom nieć, że sekty odszczepione przeczą bóśtwu Jezusa C hrystusa, m ogłyby więc w łasną sobie utw o
rzyć m o raln ą, nie uchybiając w niczem z a sa d z ie , która za punkt oparcia im służy. G dy bóstw o Je
zusa C hrystusa raz zaprzeczonem zostanie lub po- danem w wątpliwość, Bóg-człowiek schodzi co naj
więcej do rzędu wielkich filozofów albo praw odaw ców , nie ma on już więcej koniecznej powagi, aby swym prawom dać sankcyę, któ rab y je w oczach lu
dzi czyniła św iętem i; nie może wycisnąć im piętna, któreby je wznosiło po nad wszelkie myśli ludzkie, a szczytne jeg o ra d y przestają być zarazem up o mnieniem płynącem z ust niestworzonej mądrości.
G d y się odejmie duchowi ludzkiemu pod p o rę jakiejkolwiek powagi, o cóż on się oprze? O ddany swoim marzeniom i swemu szałow i, zostanie znowu popchniętym na ścieżki sporów bez k o ń ca, co już do zamętu doprow adziły filozofów szkół dawnych.
Rozum i doświadczenie zg ad zają się na to , że jeśli się krytycyzm religijny postaw i w miejsce katolic
kiej powagi, wszystkie wielkie p y tan ia, tyczące się B oga, człowieka, bez rozstrzygnięcia zostają; w szyst
kie trudności zjawiają się na now o, umysł błądzi w ciemności, napróżno szukając światła, któreby go mogło bez myłki prow adzić; oszołomiony krzykam i setnych szkół, które sprzeczając się nieustannie, nb
47
moc, w jakiej chrystyanizm go z asta ł, a z której z takim go trudem wydobył. W ątpliw ość , pyrłió- nizm, indeferentyzm stan ą się udziałem najwznio
ślejszych umysłów, próżne te o ry e , niepewne syste- m a ta , marzenia, pożywieniem uczonych m ierności, zabobon i potw orność, paszą pospóltwa.
N a cóżby więc się przy d ał Chrystyanizm, jakim by łby po stęp lądzkości ? N a szczęście dla rodzaju ludzkiego, religia chrześciańska nie stała się ofiarą sekt protestanckich. W pow adze kościoła znalazła ona silną podstaw ę do oparcia się i odparcia b łę
dów. Bez tego ęoby się z nią stało? W zniosłość jej d o g m a tó w , m ądrość jej p rzep isó w , nam aszcze
nie jej r a d , nie stałożby się to wszystko obecnie pięknym snem opowiadanem w zachw ycający spo
sób przez znakom itego filozofa. T a k , powtarzam , bez pow agi kpścjoła, nic z w iary nie jest pewriem;
Bóstwo Jezusa (Jhrystusa staje się wątpliwem, jeg o posłannictwo podległe sporom , jednem słowem re ligia katolicka znika. Boć jeśli nie jest w stanie oka
zać nam znamion swych boskich, dać nam tę pew ność zupełną, że zstąpiła z łona Przedw iecznego, że słowa je j, są .słowami Boga, że zeszła na ziemię dla zbawienia ludzi — nie ma żadnego praw a, żądać od nas czci i uszanowania. Zepchnięta do rzędu myśli czysto ludzjkich, powinna się poddać po d s ą d nasz, jak reszte ludzkich opinii. P rzed trybunałem filozofii może ona, zresztą bronić swej nauki, jako mniej lub więcej ro zu m n ej, lecz sp o tk a ją zarzut, że nas chciała oszukać, po d ając się za b o sk ą , g d y ludzką tylko była, a tak, zaczem się zacznie rozbiór jej nauki, ma przeciw ko sobie uprzedzenie straszne, że historya jej początku, je st historyą niegodnego fałszu.
Protestanci .chełpią się z niezawisłości swego
49