• Nie Znaleziono Wyników

UMIEJSCOWIENIE CIAŁA

W dokumencie Strychy/piwnice : inne przestrzenie (Stron 39-53)

Ściśle biorąc, także postaci utworu są two-rami przestrzennymi […]1.

Spośród wielu tekstów Stasiuka poświęconych miejscu wy-bieram tych kilka najstarszych kawałków, w których miejsce definiowane jest za pomocą źródłowych znaczeń. Trafią tu więc pod lupę pierwszy rozdział debiutanckich Murów Hebronu oraz Opowieści galicyjskie.

Ów pierwszy rozdział opowieści więziennych — który jedno-cześnie jako jedyny z dwunastu pozbawiony jest tytułu — w cało-ści wystawia nas na doświadczenie ciała zamkniętego w ciasnym pomieszczeniu, ale przede wszystkim ciała zamkniętego, po-mieszczonego w sobie samym. „Od ściany do ściany. Do ściany od ściany. Od okna do drzwi. Od drzwi do okna. Od ściany do ściany. Do ściany od ściany”2 — tak się rozpoczyna. Nie ma tu wszelako mowy o doświadczaniu niewoli jako takiej czy klaustro-fobii. Próżno szukać rozpaczy — świadectwa utraconego czasu.

„Przyniosłem tutaj wszystko, co miałem. Resztę mi dano […]”3. O współwięźniach powiada narrator:

h. Markiewicz: Czas i przestrzeń w utworach narracyjnych. W: Idem: Wymiary dzieła literackiego. Prace wybrane. T. 4. Kraków 1996, s. 147.

 A. Stasiuk: Mury Hebronu. Warszawa 1996, s. 5.

 Ibidem.

38 Dariusz Mężyk

Mówią, że odebrano im wszystko i dlatego idą korowodem, parami lub oddzielnie w zakamarkach tego miejsca. […] Nie potrafię tego zrozumieć. Kiedy patrzę, widzę, że są tym samym co ja. Ich wargi poruszają się. Wypowiadają słowa. Ich ręce. Ich nogi. Nie są trupami.

[…] Mówią, że pozbawiono ich wszystkiego. Nic nie pozostawiono.

To zapewne kłamcy. Albo ulegli jakiemuś zbiorowemu przywidzeniu i wciąż powtarzają te same płaczliwe słowa4.

Więcej nawet: rysuje się tu wyraźna pretensja, że oto „Każą mi opuścić to miejsce, gdzie już wrosłem”5. Tym, co uderza najbardziej, jest dojmująca świadomość cielesności, nieustanna introspekcja ciała, które staje się miejscem samym w sobie. To osobliwa konstrukcja szkatułkowa, w której ciało posadowione w jakimś miejscu samo się umiejscawia, staje się miejscem:

Wchodzę głęboko w swoje ciało. W grę bebechów. W cichy wil-gotny ślizg kości w stawach. W bulgotanie krwi, w jej chlupot na zakolach arterii. W szelest mięśni przesuwających się pod skórą.

W plusk moczu spływającego do pęcherza i dalej cewką na zewnątrz.

Wchodzę w ściany, w podłogę, w powietrze, co mnie otacza. We wszystko, co mnie otacza teraz6.

Widzimy, jak umiejscowione ciało, a zarazem ciało jako miejsce, zlewa się w jedną całość z otoczeniem, ale też powraca w głąb siebie. Dwa osobliwe ruchy: dostrojenie ciała do miejsca, zlepienie z miejscem, a zarazem zstępowanie w głąb ciała jako miejsca same-go w sobie stanowią tu ośrodek wszelkich znaczeń. Ucieleśniona zostaje wreszcie sama cela więzienna: „Pozorne okno. Zakneblo-wane oko. Przepasane matową opaską ze szkła. Wydłubane oko powleczone bielmem. Regularnie metalowe nerwy w chłodnej, lekko pofalowanej tkance”7.

 Ibidem, s. 6.

 Ibidem, s. 7.

 Ibidem, s. 10.

 Ibidem, s. 9.

39 Umiejscowienie ciała

Innymi słowy, następuje tu odwrócenie pierwszej relacji i prze-niesienie środka ciężkości w stronę ciała jako miejsca właściwe-go. Zewnętrzne otoczenie nie stanowi tu — by tak powiedzieć

— punktu startowego. Aby mówić o miejscu, należałoby zatem wpierw przemyśleć ciało i przestrzeń wokół ciała.

***

Ze względu na dojmujący brak pisma próba wywiedzenia etymologii obydwu pojęć (miejsca i przestrzeni) ze wspólnego prasłowiańskiego źródła wydaje się niemożliwa lub co najmniej ryzykowna. Słownikowe rekonstrukcje utykają w martwym punk-cie domysłów i przypuszczeń. Niemniej spoza warstwy niejasnych zapożyczeń i zależności wyłania się pewien zarys obrazu, wskazu-jący nam kierunek, jaki może obrać interpretacja. Wyraz „miejsce”

byłby zatem kontynuantem prasłowiańskiego „mestьce”, leksemu utworzonego formantem „-ьce” od rzeczownika „město”, ozna-czającego obszar, przestrzeń życiową, z którego to wywodzi się

„miasto”. Jako formy pokrewne zestawia się zwykle litewskie

„mintů”, „měšti” („mieszkać”, „żyć”) i „maistas” („pokarm”) oraz kaszubskie „ḿesce” („miejsce”, „gospodarstwo”, „posada”, ale także „błony płodowe”, „łożysko” — u zwierząt) i czeskie

„městce” („miasteczko”, „plamka”). Mielibyśmy więc dwa słowa

— „miasto” i „miejsce” — wyłaniające się na skutek repartycji znaczeniowej od wspólnego źródłosłowu „město”. W pierwszym przypadku (miasto) „gród” (o określonej przestrzeni, otoczony murami, palisadą) jako zespół budowli, odgrodzony i objęty stosowną jurysdykcją, w drugim miejsce jako określony wycinek przestrzeni, naczynie, pojemnik znajdujący odpowiednik w ciele i z ciałem związany, wreszcie wolna przestrzeń. W tym ostat-nim znaczeniu wyraz uprawomocnia się nieprzypadkowo wraz z upowszechnieniem pisma w XVI wieku.

Przestrzeń natomiast jako archaiczny derywat miałaby swój początek w prasłowiańskim „persterti” („rozpostrzeć, rozciągnąć,

40 Dariusz Mężyk

rozłożyć”). Od tego czasownika pochodzi „perstorъ” („stwór”) — „to, co się rozpościera, rozległa przestrzeń”, prze-kształcony przez etymologię ludową przez skojarzenie z czasow-nikiem „stworzyć”. Widać w tym geście rozpostartych ramion akt wykraczania poza miejsce, w dziedzinę tworzenia/stworzenia (boskiego?). Byłoby to zatem doświadczenie wpisane w dwa całkiem odmienne pojęcia. Doświadczenie ucieleśnionego miej-sca oraz transcendującej przestrzeni. Stąd też dwa odmienne rodzaje lektury. Lektura miejsca i perspektywa przestrzeni. Kie-dy Adam Mickiewicz w Stepach akermańskich pisał: „Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu […]8”, znajdowaliśmy się w mocy ducha przestrzeni. W więziennych zapiskach Stasiuka mamy do czynienia z tym, co nazywamy tu ciałem miejsca. Podobnie rozu-muje yi-Fu Tuan: „Zamknięta i uczłowieczona przestrzeń staje się miejscem. W porównaniu z przestrzenią miejsce jest spokojnym centrum ustalonych wartości. […] Miejsce jest pauzą w ruchu”9. Nieco dalej dodaje: „Życie człowieka jest dialektycznym ruchem między bezpiecznym schronieniem a przygodą, przywiązaniem a wolnością”10. Można by mówić o miejscu jako skrawku zado-mowionej przestrzeni, w której ciało może swobodnie realizo-wać swoje potrzeby — tak biologiczne, jak i społeczne. Tuan używa tu wielce obiecującej formuły: „Ciało ludzkie samo jest pojemnikiem”11. Upatrując jednak w intymnym doświadczeniu ciała własnego oraz ciał innych zasadę organizacji przestrzeni, przekuwania przestrzeni w miejsce, zdaje się pomijać fakt, że analogia między ciałem i miejscem to nie koniec poszukiwań.

„Słowo »ciało« kojarzy się bezpośrednio z przedmiotem raczej niż z żywą i działającą istotą. Ciało to »to« — i »to« jest w przestrzeni albo zajmuje przestrzeń”12.

 A. Mickiewicz: Stepy akermańskie. W: Idem: Poezje. Kraków 2003, s. 201.

 yi-Fu Tuan: Przestrzeń i miejsce. Przeł. A. Morawińska. Warszawa 1987, s. 175.

10Ibidem, s. 75.

11 Ibidem, s. 65.

12 Ibidem, s. 51.

41 Umiejscowienie ciała

Owo „to” żyje i domaga się wypowiedzenia w innym języku.

Stasiuk umiejętnie gra dwoistością ciała jako pojemnika bio-logicznych potrzeb, które — jako popędowe — są dosłownie nie-do-wypowiedzenia13 i doświadczaniem ciała-miejsca w jego symbolicznym wymiarze:

Muszę się dotykać. Muszę się upewniać. Szukać faktów, w które mogę niezachwianie uwierzyć. Tłuszcz na włosach. Brud pod pa-znokciami. Zaschnięte grudki gówna dookoła odbytu. Zakrzepłe nasienie na poskręcanych i sztywnych włosach. Topografia istnienia.

Marzę o zejściu w głąb, o spływie arteriami, o wspinaczce kominami pełnymi szpiku14.

W powyższym fragmencie zostaje zarysowana paradoksalna struktura nakładania się kolejnych zbiorników: 1) celi więzien-nej, 2) ciała więźnia, 3) struktur cielesnych w łonie ciała więźnia, 4) przestrzeni poza murem więziennym na kształt ciała (arterie, kominy) lub struktur cielesnych w łonie ciała przypominających przestrzeń zewnętrzną, przestrzeń języka.

Kiedy spoglądamy na tę przedziwną konstelację ciała/ciał pisanych przez Stasiuka, dostrzegamy próbę wykreślenia cie-lesności z obrotu rzeczy. Nie cielesność ma tu być pisana, lecz ciało. Tylko ono. Dotknięcie literą ciała. Chodzi zatem o drama-tyczne zmaganie na granicy wyrażalnego. Jeśli bowiem myśląc o miejscu, niechybnie brniemy w ciało, dotknięcie tego ciała musi dokonać się w piśmie. Stasiuk pisze na ich styku, na krawędzi wyrazu. Tak by nie wypuścić z rąk ciała, wpisując je w kulturowe kody. Na granicy pomiędzy pismem i moim ciałem istnieje prze-cież tylko skurcz mięśni i dotyk. „Pismo — powiada Jean-Luc Nancy — dotyka ciał podług absolutnej granicy, to jest takiej, która oddziela sens od jednej strony skóry, a nerwy od drugiej.

Nic tu nie przechodzi przez środek. I właśnie tego miejsca

do- To Freud zauważył, że popędy są milczące.

 A. Stasiuk: Mury Hebronu…, s. 12.

42 Dariusz Mężyk

tyka pismo”15. Ruch odchodzenia od siebie, w sobie, w miejscu, z miejsca na miejsce w stronę innych ciał. Stasiuk rozkłada „to”

na rozliczne pierwiastki, schodzi w głąb, w najmniejszą szczelinę.

Ale też przenika na zewnątrz. Brak tu po-myślności. Są jedy-nie organy w ruchu. „Od ciała do ciała, z miejsca na miejsce, w każdym miejscu — tam, gdzie tylko ciała lokują się w strefach i punktach cielesności, to znaczy wszędzie — ma miejsce owo kapryśne rozkładanie się czynników, mających doprowadzić do wyłonienia jednego ciała”16.

W ten sposób (analogiczny w formie i treści) literatura i filozofia dotykają ciał i miejsc. W oddzieleniu, „odchodzeniu od siebie, ku sobie”.

Ta gra zwierciadlanych odbić nie ma końca ani początku, otwie-ra nas ona na problem pisania miejsca. Kto może pisać o miejscu i jak to w ogóle jest możliwe?

KTO MOŻE PISAć O MIEJSCU?

W Opowieściach galicyjskich Stasiuk podejmuje próbę opisania życia mieszkańców Beskidu Niskiego w sytuacji zmian politycz-nych i upadku PGR-ów. Postacie pojawiające się w tym cyklu piętnastu opowiadań wydają się zrośnięte z miejscem, w którym żyją. Traktorzysta zasypiający w miejscu, gdzie akurat zastał go sen, babka, której twarz „odbija” zmęczenie ziemi, czy duch Kościejnego, który powraca z tęsknoty za świniobiciem — to tylko część galerii dziwnych postaci zamieszkujących stronice tej książki. Głębokie zakorzenienie, wrośnięcie w miejsce powinno czynić ich — każdego z osobna i wszystkich razem — doskona-łymi powiernikami pamięci miejsca i tego, co z nim związane.

Tak się jednak nie dzieje. „Wydziedziczeni żyją w teraźniejszości.

 J.-L. Nancy: Corpus. Przeł. M. Kwietniewska. Gdańsk 2002, s. 13.

 Ibidem, s. 32–33.

43 Umiejscowienie ciała

Jeśli posiadają jakąś przeszłość, to jest ona wspomnieniem, czymś równie nieokreślonym jak przyszłość”17.

Owego wydziedziczenia nie należałoby tu rozumieć jako utraty

„mitycznego” PGR-u, spajającego ich we wspólnotę pracy. Sama, by tak rzec, homogeniczność doświadczenia rujnuje tutaj pamięć o miejscu. Brak dystansu między językiem a doświadczeniem miejsca odbiera bohaterom Stasiuka klucze do fabuły, odbiera im ich własne historie.

Jedną z ciekawszych scen jest scena rozmowy między kowa-lem Krukiem, sędziwym, ale raźnym miejscowym opowiada-czem, a narratorem, który przychodzi z zewnątrz. Siwizna (znak pamięci i doświadczenia) oraz świetna kondycja czynią Kruka potencjalnym wyrazicielem genius loci — ale rozmowa kończy się fiaskiem:

[…] jego umysł nie czyni rozróżnień, jakby tkwił w jakimś pier-wotnym czasie, gdy rzeczowniki, czasowniki i przymiotniki były na stałe przywiązane do przedmiotów, zdarzeń i atrybutów, w czasie gdy język był tylko lustrzanym odbiciem świata i żył w absolutnej z nim zgodzie18.

Podobnie jest w przypadku Józka, z którym narrator spotyka się w przestrzeni knajpianej, a więc niejako eksterytorialnej, gdzie obcy może na równych prawach funkcjonować z miejscowymi.

Opowieść bohatera przechodzi w bełkot, bez ustalonego porządku i związku z miejscem:

Tyle tylko że wyrafinowane asocjacje dźwiękowe i znaczeniowe zastąpił jakimś kluczem logopedycznym, w którym chodzi o łatwość układania kilkuset słów, bo tyle mniej więcej zawiera słownik Józka, w potoczyste ciągi, za pomocą których można opisać całość

egzy- A. Stasiuk: Opowieści galicyjskie. Wołowiec 2011, s. 6.

 Ibidem, s. 24.

44 Dariusz Mężyk

stencji. Chodzi tutaj o wygodę języka, dosłowną łatwość poruszania tym kawałkiem mięsa w ustach19.

Przesadna, oślepiająca bliskość, homogeniczność i zrośnięcie z miejscem paraliżują i wykluczają trwanie na straży pamięci miejsca. Dlatego właśnie pamięć musi być powierzona komuś z zewnątrz. Trzeba by — innymi słowy — zasięgnąć języka u obcych, skorzystać z obcego pisma. Doskonale ten paradoks pamięci ujmuje Derrida:

Podobnie jak mit początku, pamięć zbiorowości okazuje się zdana nie tylko na pismo, ale na pismo innego, na zarząd innej społeczności.

Pamięć musi zatem być podwójnie fałszowana, by móc ocaleć, bo chodzi tu wszak o ocalenie, ocalenie pamięci zapisanej na ścianach świątyń. Żywą pamięć należy wygnać do graficznych śladów nale-żących do innego miejsca, które jest także inną społecznością i inną przestrzenią polityczną20.

Paradoksalnie więc warunkiem koniecznym geo-grafii miejsca są dystans i doświadczenie wyzucia z miejsca. Stasiuk powie tu o konieczności występku:

Kiedyś zdrzemnął się w konfesjonale i obudziło go bicie zegara.

Zapadła już noc. W Kościele nie było żywej duszy. Przez chwilę nie wiedział, gdzie jest. Powietrze drgało od barytonowych uderzeń.

Kilka sekund przebywał w nieznanej przestrzeni i nie mógł sobie przypomnieć, kim jest, jak się nazywa, nie wiedział nic21.

Rysuje się tu zasadnicza trudność w obrębie samej narracji.

Obcy, wyjściowo neutralny i wierny odbiorca miejscowych hi-storii w obliczu słownej plątaniny swoich rozmówców wchodzi w rolę notariusza sprawującego władzę w ich imieniu. Fabuła przechodzi w cudze ręce. Jak w takiej sytuacji — zdaje się pytać

 Ibidem, s. 7.

0 J. Derrida: Chora. Przeł. M. Gołębiewska. Warszawa 1999, s. 66.

 A. Stasiuk: Opowieści galicyjskie…, s. 114.

45 Umiejscowienie ciała

Stasiuk — przezwyciężyć problem uzależnienia od innego, które przypomina relację pana do niewolnika, kolonizatora względem tu-bylca? Oczywiście nie da się tego zrobić.

Chciałbym powrócić teraz do pytania, które postawiłem na początku. Czym właściwie jest miejsce? Czy istnieje jakaś pozy-tywność możliwa do wyrażenia przez tę nazwę bez desygnatu?

Wszak związki tego rzeczownika z innymi wyrazami wskazują często na pojęcie luki, wyrwy w większej całości. Powiadamy przecież o bolesnym, czułym miejscu, byciu na swoim miejscu, o niemożności znalezienia sobie miejsca, zajmowaniu miejsca w wyścigu lub ruszaniu z miejsca. Możemy też odszukać odpo-wiednie miejsce w tekście. W żadnym z tych związków frazeo-logicznych nie odnajdujemy pozytywności. „Wyrażenie tworzyć miejsce, dawać miejsce nie odsyła do gestu podmiotu — dawcy, podstawy lub źródła czegoś, co byłoby komuś dawane”22 — pi-sze Derrida. I nieco dalej pyta retorycznie: „Nie mieć niczego na własność, czyż nie jest to właśnie sytuacja miejsca, warunek chory?”23.

***

Jeden z rozdziałów Opowieści galicyjskich zatytułowany jest Miej-sce. Tam, gdzie kiedyś stała cerkiew, przeniesiona później kawałek po kawałku do muzeum, dochodzi do dziwnego spotkania dwóch postaci. Z jednej strony mamy narratora, pełniącego tu rolę eks-perta udzielającego informacji, z drugiej turystę wyposażonego w narzędzia współczesnego imperializmu podróżniczego (plecak, mapę, aparat fotograficzny). Ten drugi znajduje się w pewnym sensie w niechlubnej sytuacji konserwatora: „Konserwatorzy przy-nieśli ze sobą zapach śmierci. Za pomocą chemikaliów o ostrej, nieprzyjemnej woni zatrzymali rozkład. W sierpniowym upale

 J. Derrida: Chora…, s. 33.

 Ibidem, s. 45–46.

46 Dariusz Mężyk

wszystko cuchnęło jak jakiś szpital. Potem zawijali belki w specjal-ne materiały i ładowali na samochody niczym mumie”24. Narrator natomiast zwraca uwagę na skłonność pamięci do mitologizacji:

„Im obraz dalej sięga w przeszłość, tym jego kolory, kształty i zdarzenia bardziej przypominają alegorie i symbole”25. Podejmuje jednocześnie wysiłek imaginacyjnego odpominania historii miej-sca: „Najprawdopodobniej wszystko zaczęło się zimą. […] Niektó-re drzewa użyte do budowy musiały mieć u podstaw blisko metr średnicy. […] Na pewno rwały się uprzęże, pękały łańcuchy”26.

Pozostałości, resztki budowli walające się po pustym placu doma-gają się własnej historii, która jest im ofiarowana przez życzliwego pielgrzyma, który chce zostać „przeszyty przestrzenią”. „Przeszy-cie przestrzenią” równa się przepisaniu jej na nowo. Te dwie figury

— życzliwego pielgrzyma i turysty („badacza owadzich nogów”)

— stanowią w zamyśle Stasiuka dwa przeciwstawne bieguny: do-świadczania i zawłaszczania miejsca. Opowiadanie inicjuje gest za-właszczenia: „Pozostał prostokąt szarej, gliniastej ziemi. W lesistym i bezludnym pejzażu ta nagość wygląda jak płatek zdartej skó-ry”27. Koniec przynosi próbę pozytywnego definiowania miejsca:

W świątyniach najmniej fascynujące są obrazy i przedmioty. […]

Natomiast zamknięte w bryle powietrze, uformowane sklepieniem, ścianami i architektonicznym szczegółem przestrzeń stanowią naj-doskonalsze odwzorowanie tęsknoty. Można wejść, czuć na skórze dotyk, lecz wszystko przepływa między palcami, można zatrzymać w płucach, lecz tylko na chwilę28.

Miejsca nie można jednak przenieść. Miejsce nie ma wymiarów.

Jest punktem i nieuchwytną przestrzenią. Dlatego wciąż nie mam pewności, czy rzeczywiście ją zabrano:

 A. Stasiuk: Opowieści galicyjskie…, s. 46–47.

 Ibidem, s. 41.

 Ibidem, s. 40.

 Ibidem, s. 38.

 Ibidem, s. 43–44.

47 Umiejscowienie ciała

Mężczyzna zamknął futerał aparatu.

— A w którym miejscu było wejście? — zapytał.

— Tu. Stoi pan na progu29.

W takim ujęciu miejsce wyrażałoby pewien tylko stopień blisko-ści, jej zapowiedź i obietnicę domagającą się odpowiedzi. Sferę, gdzie spotykają się duchy kreujące miejsce i duchy piszące jego historię, które z czasem coraz trudniej odróżnić. Duchy, dodajmy, w ich zarówno polskim, jak i łacińskim źródłosłowie związane są z oddechem. Jeśli „pisać” znaczyłoby trwać na straży genius loci, to trzeba jednak pamiętać, że odpowiedzialne byłyby za to nie tylko duchy opiekuńcze, ale i demony. Imię tych ostatnich — zgodnie z grecką etymologią — znaczy także „ten, który coś rozdziela”.

Praca rozdzielania, mnożenia i nakładania się sensów okazuje się nieskończona. Duchy, demony — zwodniczy opiekunowie — nie tylko udzielają, ale i rozdzielają, wzbraniając dostępu. Skazują nas, piszących, na wieczne niespełnienie, plątanie się w gęstwinie nakładających się na siebie historii.

W gruncie rzeczy każda narracja — jej zawartość fabularna:

fikcja, legenda czy mit — mieści w sobie inną narrację. Każda opowieść jest zatem naczyniem dla innej opowieści. Istnieją tylko zbiorniki narracyjnych zbiorników30.

***

Szukając w piśmie drogi od ciała do miejsca, od miejsca do ciała, wielu ciał i wielu miejsc, znajdujemy się zawsze na gra-nicy wyrażalnego. Wszelkie ruchy palców po klawiaturze są niepewne, a niepewność ta daje o sobie znać w znakach. Miast dotykać problemu, muskamy jego powierzchnię. Niemniej wobec postępującej globalizacji — zawłaszczającej miejsca i ciała — po-trzeba wmyślania się w te pojęcia wydaje się paląca. Na

zakoń- Ibidem, s. 47.

0 J. Derrida: Chora…, s. 71.

48 Dariusz Mężyk

czenie przywołam nieco dłuższy passus z Teologii systematycznej Paulla Tillicha, w którym, analizując współczesne struktury zła, tak pisze on o doświadczaniu przestrzeni i zagrożeniach z nim związanych:

Gdy doświadcza się przestrzeni bez „wiecznego tu” jako obec-ności mocy samego bytu, doświadcza się jej jako przestrzennej przygodności, tj. bez koniecznego miejsca, do którego człowiek przynależy. Postrzega się ją jako rezultat gry bosko-demonicznych sił (heraklit), które ignorują jakąkolwiek wewnętrzną relację osoby do fizycznego, socjologicznego czy psychologicznego „miejsca, na którym ona stoi”. Człowiek próbuje przeciwstawiać się tej sytuacji.

Usiłuje w sensie absolutnym przywłaszczyć sobie określone miej-sce. Pragnienie to przejawia się we wszelkiej tęsknocie za finalnym

„domem”. Ale człowiek ponosi fiasko; pozostaje „pielgrzymem na ziemi”, a ostatecznie jego miejsce już go nie zna (hiob). Taki jest też rezultat, jeśli próbuje on przywłaszczyć sobie jak najwięcej miejsc, czy to na drodze faktycznego, czy też imaginacyjnego imperializmu.

Zastępuje wymiar „wiecznego tu” wymiarem „uniwersalnego tu”.

Usiłuje przeciwstawiać się przestrzennej „oboksiebności”, która za-wiera jego skończoność; ponosi jednak klęskę i popada w rozpacz ostatecznego wykorzenienia31.

ThE LOCATION OF BODy S u m m a r y

Does the connections between body and place, spirit and space really exist?

how can we write about place and who is the right person to undertake this?

Starting from Opowieści Galicyjskie and Mury Hebronu by Andrzej Stasiuk I’m trying to face those questions.

My reflection leads to the conclusion, that in an attempt to capture what is called genius loci, we are always on the border of the expressible, and our work is potentially infinite. This is because the place is always only a promise and only an anticipation.

 P. Tillich: Teologia systematyczna. T. 2. Przeł. J. Marzęcki. Kęty 2004, s. 70.

49 Umiejscowienie ciała

Despite the fact that the issue of body and space are fragile, contemporary reflection on them is crucial. Both the body and place are about to be totally incorporated by the economy (because of increasing globalization) and soon reflection on it will be impossible.

E l ż b i e t a O w c z a r e k

O WyOBRAźNI PRZESTRZENNEJ

W dokumencie Strychy/piwnice : inne przestrzenie (Stron 39-53)