• Nie Znaleziono Wyników

We władzy performatywów

gim cieniem, ale dzięki przemieszczeniu wartości, alternatywie cnót.

Autorytet ojca zostaje przekształcony i przemieszczony poza prawo i władzę – w sferę mocy duchowej i biologicznej, ale o wyraźnie ko-biecej, macierzyńskiej proweniencji. Widać to szczególnie wyraźnie w Potopie, w którym symbolika kobiecości ma podwójny ciąg zna-czeń. Jeden tworzą figury: Oleńka – Częstochowa – Matka Boska;

drugi zaś: Kmicic – szlachta – naród. Pierwszy szereg symboliczny reprezentuje moralny wzorzec; drugi: kobiecość kapryśną, łatwą do uwiedzenia przez silnego mężczyznę, tak swojego (Jeremi w Ogniem i mieczem), jak i przez uzurpatora (Karol Gustaw). W Trylogii to nie silny wódz bierze rozwydrzoną szlachtę w karby, ale zawsze triumfu-je fabuła nawrócenia, w której bohater i naród rehabilitują się same;

kobiecość uwiedziona wraca do swego porzuconego wzorca. Nawró-cony męski bohater staje się w ten sposób reprezentantem „kobie-cych” sił historii.

2. We władzy performatywów

Aby zachować prawdopodobieństwo zdarzeń powieściowych przy tak silnym skonwencjonalizowaniu fabuły, jak ma to miejsce w Try-logii, Sienkiewicz często sięga po swoiste gwarancje powieściowe-go ładu, jaki zapewniają zobowiązania podejmowane przez bohate-rów. Mają one zwykle charakter wypowiedzi performatywnych. Są to obietnice małżeństwa (Helena, Krzysia, Baśka), śluby rycerskie (Podbipięta, Zbyszko z Bogdańca, Michał i Ketling), śluby Jeremiego i „lwowskie” śluby Jana Kazimierza, testament pułkownika Billewi-cza, list Jana Kazimierza oczyszczający Kmicica. Z punktu widzenia analizowanej w tym rozdziale topiki „nieobecnego ojca” najważniej-szym zobowiązaniem jest zapis w testamencie pułkownika Herakliu-sza Billewicza. Dziadek Aleksandry miał umrzeć na wieść o tym, że jego chorągiew została „w ataku na najemną piechotę francuską pra-wie w pień wycięta” [P I 7]. Zanim umarł, zdążył jeszcze zaprojekto-wać los swej wnuczki i Kmicica, którego znał ze wspólnych wojen. Na mocy zawartej przed laty umowy Herakliusza z ojcem Kmicica oraz na podstawie testamentu tegoż Billewicza Kmicic i Oleńka mają stać się małżeństwem:

Za wspólną zgodą postanowiliśmy obyczajem dawnym szlacheckim i chrześcijańskim, że dzieci nasze, a mianowicie syn jego Andrzej z wnucz-ką moją Aleksandrą, łowczanwnucz-ką, stadło uczynić mają. Czego sobie najmoc-niej życzę i wnuczkę moją Aleksandrę do posłuszeństwa tu wypisanej woli obowiązuję, chybaby pan chorąży orszański (czego Bóg nie daj) szpetny-mi uczynkaszpetny-mi sławę swą splaszpetny-mił i bezecnym był ogłoszony. […]

Wszelako, jeśliby za szczególną łaską Boga wnuczka moja chciała na chwałę Jego panieństwo swe ofiarować i zakonny habit przywdziać, tedy wolno jej to uczynić, albowiem chwała Boża przed ludzką iść powinna [P I 9].

Słowo „ojca”, „patriarchy wszystkich Billewiczów” [P I 5], jest pier-wotne wobec rzeczywistego spotkania bohaterów. Jego wypowiedź wy-głoszona w sytuacji stanowiącej prawo (ogłoszenie testamentu) okreś-la ich przyszłość. Przez dziesięć okreś-lat Oleńka rozmyśokreś-la o tym, kto i co kryje się pod imieniem „Andrzej Kmicic”. Sam Kmicic wie więcej, ponieważ nosi jej miniaturowy portret, ale nie spieszy się, aby zoba-czyć oryginał: „Mam czas! żeniaczka nie przepadnie! panny na woj-nę nie chodzą i nie giną” [P I 19]. Czytelnik szybko przekonuje się, że to prawie wyłącznie pusta rezonerka. Przewaga Kmicica jest pozorna, a performatywna klauzula testamentu Billewicza, mimo swej ostroś-ci, nie wydaje się nienaruszalna. Egzekutorzy i interpretatorzy testa-mentu, czyli szlachta laudańska, są zbyt mocno podporządkowani Oleńce, aby jedyną alternatywą wobec Kmicica był w jej życiu klasz-tor12. Sposób, w jaki rozmawia z Pakoszem, Kasjanem i Józwą, kiedy ci próbują wybadać, co panna sądzi na temat Kmicica, jasno pokazu-je, do kogo należy decyzja. Narrator przypomina nam dodatkowo, że szlachta przywykła wszystko, „co wychodzi z ust billewiczowskich, za ewangelię uważać” [P I 90].

Republikańska wspólnota równych przedstawicieli stanu szlachec-kiego okazuje się utopią, a szlachta laudańska objawia się w tym kontekście jako czysto symboliczny gwarant wypełnienia postano-wień testamentu. Dostrzegamy to ponownie w scenie, kiedy

12 Ewa Kosowska, omawiając szeroko antropologiczne osadzenie tekstu postaci w kul-turze szlacheckiej, potwierdza taką interpretację. „Praktycznie jej stosunek do Kmicica w okresie narzeczeństwa cechuje duża niezależność” (E. Kosowska, Postać literacka jako tekst kultury, Katowice 1990, s. 145). Kontynuację tej problematyki stanowi analiza norma-tywnej funkcji wstydu w relacjach bohaterów Potopu, zwłaszcza Kmicica i Oleńki (E. Ko-sowska, Negocjacje i kompromisy. Antropologia polskości Henryka Sienkiewicza, Katowice 2002, s. 113–137).

2. We władzy performatywów 71 kunowie Oleńki” wpadają na pomysł, aby w miejsce Kmicica wstawić Wołodyjowskiego, skoro „tamten zdrajca bezecnymi uczynkami tak się splamił” [P I 98]. Billewiczówna ucina te spekulacje, dając im jas-no do zrozumienia, kto jest interpretatorem prawa: „tego [pana Mi-chała], choćby był najgodniejszy, nie przywoźcie, bo wcale do niego nie wyjdę” [P I 98].

Sienkiewicz, choć świadom realiów opisywanej epoki, nie przepi-suje jednak historii, ale tworzy jej fikcyjny apokryf. Demistyfikacja utopii o równości stanowej nie prowadzi wcale do cynicznego uzna-nia dominacji majątku i rodu. Autor wprowadza Kmicica do powieści od razu jako rebelianta, który nie rozumie struktury władzy w świe-cie, do jakiego ma przynależeć. Wydaje się mu, że skoro dziad i ojciec nie żyją, przybywa zająć swoją własność, odebrać legat. Potwierdze-niem sukcesji, a w rzeczywistości utwierdzePotwierdze-niem pomyłki bohatera, jest scena strzelania do portretów przodków – symboliczny mord oj-ców Oleńki. Wstrząśnięty tym „ojciec Kasjan” informuje ją, że „pierw-szego dnia w Lubiczu z bandoletów palili – i do kogo? – do wizerun-ków nieboszczywizerun-ków Billewiczów” [P I 53].

Spektakularny gest nie powoduje przejęcia miejsca symbolicznego w strukturze rodu i zaścianka, ale przeciwnie, Kmicic powoli zaczyna odkrywać, że nie ma tu szans na symboliczną rywalizację z „ojcem”, ponieważ ojca nie ma, a zatem jego władza zmieniła charakter, ulega-jąc transformacji i rozproszeniu. Kiedy Oleńka mówi Kmicicowi, że liczy się ze zdaniem swych szaraczkowych opiekunów, Kmicic czuje się urażony: „gdym tu już raz nogą stanął, nikt inny prócz mnie opie-kunem nie będzie” [P I 25]. Myli się, ponieważ nie rozumie, że to test pokory, zasłona, za którą czeka decydująca o wszystkim wola dziew-czyny; sama wszak mówi, że „to będzie opieka, jakby jej nie było…”

[P I 25]. Testament i opieka szlachty to istotnie gwarancje, ale nie praw Kmicica, tylko wolności jej decyzji; stanowią furtkę dla niej sa-mej, gdyby Kmicic się jej nie spodobał. Na dodatek autor, jakby zapo-mniał, że testament pozwalał jej na wolny wybór męża, gdyby Kmicic

„szpetnymi uczynkami sławę swą splamił”, ponieważ Oleńka nie tyl-ko nie tyl-korzysta z tej możliwości, ale kilkakrotnie „gra” testamentem przeciw niechcianym konkurentom. Dzieje się tak w odpowiedzi na oświadczyny Michała Wołodyjowskiego i Bogusława Radziwiłła. Stryj Aleksandry – pan Tomasz, odurzony wielkopańską propozycją księ-cia, sprzyjałby małżeństwu, gdyby nie jej uwaga o testamencie:

„Kon-dycje dziada nieboszczyka albo trzeba wszystkie przyjąć, albo wszyst-kie odrzucić” [P I 25]. Także w finale powieści, wszyst-kiedy zapada decyzja o pójściu do klasztoru, jest raczej wyrazem żałoby po nieszczęśliwej miłości, niż wypełnieniem woli nieboszczyka Billewicza. Najdosad-niej fasadowość testamentu obrazuje scena, w której Wołodyjowski prosi Billewiczównę o rękę, wiedząc, że wobec czynów Kmicica jego prawa do Oleńki przestają obowiązywać.

– Od twojej woli zależy…

– Właśnie dlatego wręcz waćpanu odpowiadam: nie! [P I 135]

Mimowolnie Wołodyjowski demistyfikuje performatywną słabość testamentu, a zwłaszcza jego rzekomą jednoznaczność. Jest to tym cie-kawsze, że Oleńka wykorzystuje testament, nie tyle osłabiając jego siłę, ale wręcz przeciwnie, radykalizuje jego performatywność, nadając jej moc, której tekst nie posiada. Tymczasem, to nie słowo „patriarchy”, ale jej własna wola mówi Wołodyjowskiemu: „nie!”13. Ani konwencje prawne czy obyczajowe, ani kontekst sytuacyjny wypowiedzi (umowa opiekunów) nie panują nad znaczeniem i mocą wypowiedzi, którą rzą-dzi teraz wola zakochanej kobiety. A to znaczy, że nie mamy do czynie-nia z performatywem niefortunnym14, który nie zachodzi z prawnych bądź przypadkowych powodów. To zła wola interpretatora (Oleńki) podsyca płynność jego znaczenia, którego nie zatrzymują zmieniają-ce się konteksty wypowiadanej treści. Austin, z nutą rezygnacji, opi-suje taką niemożliwą do sklasyfikowania niefortunność:

Ale załóżmy, że mówię: „Obiecuję, że cię poślę do klasztoru żeńskiego” – gdy myślę, że to będzie dobre dla ciebie, ale ty tak nie myślisz; albo gdy ty myślisz, że będzie dobre, ale ja tak nie myślę, lub nawet gdy oboje my-ślimy, że będzie dobre, ale w rzeczywistości, jak może się okazać, nie bę-dzie. Czy powołałem nieistniejącą konwencję w niewłaściwych okolicz-nościach? Widać bez słów, a jest to sprawa ogólnej zasady, że nie może być żadnego zadowalającego wyboru między tymi ewentualnościami, które są zbyt toporne, by mieścić się w subtelnych klasach. Nie ma

13 Michał świetnie pojmuje, gdzie leży przyczyna odmowy, nie rozumie jednak natury miłości: „Ale czym ją tak skaptował? Kto zgadnie. Inni mają już takowe szczęście, że byle na niewiastę spojrzał, ta i w ogień za nim gotowa… Żeby tak wiedzieć, czym się to dzieje, albo jakowego inkluza dostać, może by i człowiek co wskórał. Zasługą do niczego z bia-łogłową nie dojdziesz!” [P I 136].

14 J.L. Austin, Mówienie i poznawanie. Rozprawy i wykłady filozoficzne, przeł., wst.

i przyp. opatrzył B. Chwedeńczuk, Warszawa 1993, s. 567.

2. We władzy performatywów 73

kiego sposobu, by przedstawić po prostu całą złożoność sytuacji, która nie mieści się dokładnie w żadnej obiegowej sytuacji.15

„Cała złożoność sytuacji” powieściowej sprawia, że performatyw-ność testamentu Billewicza jest pozorna, jeśli nie wspiera jej egzeku-tywność prawa lub czysta przemoc. Jak powiada Austin, „poza pyta-niem […], co znaczy dana wypowiedź, istnieje różne od niego pytanie o to, jaka jest – by tak to określić – moc danej wypowiedzi”16. W tek ś-cie powieści nie ma wystarczających informacji dla określenia mocy prawnej testamentu Billewicza, natomiast bardzo wiele sygnałów, że decyduje o tym siła woli Oleńki, która zresztą rzadko ujawnia swoją podmiotową rolę w interpretacji testamentu, zadowalając się wymia-ną kontekstów, w jakich przytacza jego treść. Okoliczności wypowia-dania relatywizują znaczenie postanowienia dziadka, choć kontekst wypowiedzi miał przecież wzmóc jednoznaczność wypowiedzi. Au-stin przypomina, że „sytuacja, w jakiej pada wypowiedź, ma poważne znaczenie, oraz że użyte słowa trzeba w pewnej mierze »wyjaśniać«

poprzez »kontekst«, w jakim miały być wypowiedziane lub faktycznie zostały wypowiedziane w ramach wymiany językowej”17.

W powieści to Billewiczówna ustala kontekst określający znacze-nie tekstu testamentu, zwłaszcza że – jak informuje narrator – posiada wybitną inteligencję i talent prawniczy, „zadziwiając wszystkich zgo-ła nie niewieścim umysłem i sądem tak trafnym, iż mógł jej go nieje-den palestrant [podkr. moje – R.K.] pozazdrościć” [P I 89–90]. Prze-waga Kmicica była więc od początku iluzoryczna. Także jego majątek jest niepomiernie mniejszy niż odziedziczony przez Oleńkę. W zapi-sie Herakliusza Kmicic dostaje Lubicz być może dlatego, że sam nie posiada zbyt wiele, gdyż: „województwo Smoleńskie, w którym leża-ły fortuny Kmiciców, uważano za stracone” [P I 10].

15 Tamże, s. 585.

16 Tamże, s. 333.

17 Tamże, s. 646. Meyer H. Abrams, komentując pogląd Derridy na stabilizującą znacze-nie funkcję kontekstu, pisze: „Derrida uważa natomiast, że znacze-nie znajdujemy nigdy absolut-nie czystego przypadku, a zatem nigdy absolut-nie możemy mieć pewności, że spełnione zostały wszystkie konieczne i wystarczające warunki dla ustanowienia określonego i fortunnego performatywu” (M.H. Abrams, Ustalanie i dekonstrukcja, przeł. T. Kunz, w: Dekonstruk-cja w badaniach literackich, pod red. R. Nycza, Gdańsk 2000, s. 225).

Zasadnicza przyczyna przewagi Oleńki nad Kmicicem tkwi jednak w jej intelekcie. Żaden inny bohater Trylogii nie kocha kobiety miłoś-cią tak pełną szacunku dla jej rozumu, co wywołuje nawet drwiny:

Niechętni (bo któż ich nie ma) mówili wprawdzie, że żony we wszystkim zbytnio słucha, ale on się tego nie wstydził, owszem, sam przyznawał, że w każdej ważniejszej sprawie zawsze rady jej zasięga [P III 423].

Kmicic wyczuwa od początku tę przewagę intelektualną i już w pierwszej scenie zapowiada, cytowane wyżej, ostatnie zdanie po-wieści: „– Waćpanna mnie na nitce będziesz wodzić” [P I 20]. Błędnie jednak ujmuje tę siłę w obraz wyemancypowanej szlachcianki: „Nawet białogłowy u nas w butach i przy szabli chodzą i partiom hetmanią”

[P I 26]18. I my, czytelnicy, zbyt pochopnie sprowadzamy przemianę pana Andrzeja wyłącznie do nawrócenia moralnego i patriotyczne-go. Bohater musi najpierw zmądrzeć, a wzorem mądrości politycz-nej i etyczpolitycz-nej jest Billewiczówna. Jej pogarda wobec postępków Kmi-cica eksponuje w jego działaniach nierozumną przewagę instynktów nad refleksją, brak świadomości, kim jest i co robi:

Jeśli i niewinien, azali nie słuszna takim pogardzać, który tyle nawet rozmysłu nie ma, żeby zło od dobrego, występek od cnoty odróżnić?…

[P I 398].

Jak widać, autor pozwala jej nawet zakwestionować święte prawo Sarmaty do szczerej nieodpowiedzialności, do błędów popełnianych z głupoty. Oto kobieta lekceważy cnoty polskiego szlachcica: bujność temperamentu, szczerą bezmyślność, lojalność wobec „towarzystwa”

i mówi mu: „– Przemyśl to”. Zmiana pozycji między bohaterami spra-wia, że Kmicic już nie żąda, ale rozpaczliwie błaga ją o dotrzymanie mu wierności („jako ci dziad nieboszczyk z tamtego świata nakazuje”

[P I 91]). Performatyw testamentu dziadka, który literą szlacheckie-go, patriarchalnego postanowienia chce zagospodarować przyszłą hi-storię, jest dla Sienkiewicza anachroniczny. Prawo jest tu wtórne tak wobec woli, jak miłości i pożądania, co narrator wypowiada wyraź-nie w zdaniu, że Billewiczówna, gdyby miała mwyraź-niej surowy

18 Sienkiewicz, niechętny emancypacji, jest przekonany, że męska dominacja nad ko-bietą jest przesadzona, a jej odwrócenie poprzez rywalizację z mężczyzną, niepotrzebne.

Ilustruje to na przykład jego „nietzscheański” aforyzm: „Kobiety umieją być nie tylko nad-pannami i nadżonami, ale i nad… mężami” [D XL 64].

2. We władzy performatywów 75 ter, mogłaby się zakochać w księciu Bogusławie „wbrew testamentowi starego pułkownika, który jej wybór tylko między klasztorem a Kmi-cicem zostawiał” [P III 216].

Igraszki znaczeń, prowokujące fantazję o kobiecej woli mocy, muszą zostać powstrzymane „w imię ojca”, ale jakimi ścieżkami wraca jego moc? Inaczej pytając: co sprawia, że postać Kmicica, reprezentująca silny, „męski” dyskurs kultury szlacheckiej, nie traci swego „falliczne-go” prymatu, korząc się przed mądrością i wiedzą kobiety? Rozwią-zanie jest w części typowe dla autorskich bojów z kontrowersyjnoś-cią własnej opowieści. Znaczenia, które zagrażają spójności wielkich figur narracji, zostają odseparowane od siebie. Takim miejscem po-tencjalnego konfliktu jest zakłócenie statusu postaci Billewiczów-ny, która oscyluje między obiektem pożądania a podmiotem spraw-czym przemiany Kmicica. Autor dokonuje rozszczepienia tych sił kobiecości, aby uniknąć konfliktu między czcią a pożądaniem, mię-dzy szacunkiem dla rozumu żony a męską dominacją Kmicica, któ-ra wynika z jego pozycji kulturowej: żołnierza-męża-ojca. W efekcie tego rozszczepienia, Kmicic kocha Oleńkę-kobietę, natomiast czci Oleńkę-matkę. Jednak nie matkę ich przyszłego dziecka, ale włas-ną, która „rodzi” Babinicza, aby odrodzić mógł się Kmicic. Związek symbolicznego macierzyństwa zachodzący między parą bohaterów Potopu przygotowuje autor już wcześniej, w drobnych, lecz znaczą-cych zwrotach i obrazach, np. w smutnej skardze Andrzeja: „– Oleń-ka!… OleńOleń-ka!… – powtórzył z jękiem żałosnym, jak dziecko, któ-re krzywda spotyka” [P I 272]. Kmicic zaczyna działać racjonalnie, kiedy uświadamia sobie, że jego przeciwnikiem nie jest ani mężczy-zna, ani sama Oleńka, ale Bóg; co zresztą ukochana kobieta próbuje mu uświadomić:

Niczego więcej nie chcę, tylko mi jeszcze powtórz, że czekać będziesz, że za innego nie pójdziesz!…

– Waćpan wiesz, że mi wedle testamentu uczynić tego nie wolno. Jeno do klasztoru mogę się schronić.

– O, to byś mnie uczęstowała! Przez Bóg żywy, daj sobie pokój z klaszto-rem, bo mnie mrowie na samą myśl przechodzi [P I 259].

Bóg, którego reprezentantem powieściowym jest narrator, gwa-rantuje pewność, że świat powieści posiada ład, który trzeba tylko rozpoznać, a wszystko skończy się dobrze. Prawa realnego świata nie

dają takich gwarancji. Wołodyjowski trzeźwo przekonuje Oleńkę, że

„Więcej jest takich Kmiciców na świecie, więcej zapałów wzbudzisz, na więcej przygód cnotę swą narazisz” [P I 134]. W takim świecie te-stament to targ z Bogiem o kobietę. Umowa dziadka Billewicza szan-tażuje Boga, kusząc go, że jeśli uchroni Oleńkę od innych mężczyzn, a ona nie wybierze Kmicica, to będzie należeć do Niego. W obrę-bie przenikania się erotyki i władzy Kmicic jest zatem instrumentem

„ojca”, służącym mu do sprawowania kontroli nad ciałem „córki”. Al-bert Camus skomentował złośliwie słynne zdanie Hamleta: „»Ofelio, idź do klasztoru!« O tak, ponieważ nie ma innego sposobu, by ją po-siadać, jak sprawić, by nikt jej nie posiadał. Chyba Bóg, a jego prze-wagi łatwo się znosi: nie dotyczą ciała”19.

Motyw ślubów zakonnych pojawia się we wszystkich częściach Try-logii, które tworzą cykl opowieści o trzech wojnach z klasztorem o ko-bietę20. W Ogniem i mieczem jest to zaledwie epizodzik, który charak-teryzuje stan Skrzetuskiego po rzekomej śmierci Heleny. Pogrążony w żałobie poważnie myśli o wstąpieniu do zakonu, a na razie, „unikał gwarów, ciżby i pijatyk, chętniej z zakonnikami obcując, których roz-mów o życiu klasztornym i o życiu przyszłym chciwie, bywało, słu-chał” [OM II 292]. Nie ma tu jednak żadnej umowy z Bogiem, a je-dynie „cywilna” umowa z kniahinią Kurcewiczową. Skrzetuski kupuje Helenę, oferując jej opiekunce prawo własności do Rozłogów i stra-sząc ją jednocześnie zemstą Jeremiego za bezprawne zagarnięcie dóbr należnych Helenie. Ważniejsze są śluby Podbipięty o zachowaniu cno-ty do chwili ścięcia trzech pogańskich głów naraz. Jest to ślub, który gwarantuje równowagę między zadawaniem śmierci a płodzeniem życia. Wypełnienie ślubu „odblokowuje” stłumione siły pożądania i prokreacji. Wstydliwe zaplecze bohaterstwa Podbipięty znakomi-cie obnaża Zagłoba, mówiąc, że jego decyzja wyjścia ze Zbaraża ma jeszcze inny cel niż tylko sprowadzenie pomocy: „po prostu gamrat-ka z waszmości, która cnotą handluje! […] Nie do króla ci pilno, ale radbyś rżał po wsiach jak koń na błoni” [OM II 367].

19 A. Camus, Notatniki, w: Tegoż, Eseje, wybór i przekład J. Guze, Warszawa 1974, s. 548.

20 Może nawet czterech. Jak twierdzi Anna Leo, Baśkę także autor postanowił posłać do klasztoru:

„Pamiętam, gdy pod wrażeniem pogrzebu małego rycerza zapytałam Sienkiewicza:

»proszę pana, co zrobi Basia?« – odparł szybko: »ależ pójdzie do klasztoru naturalnie«”

(A. Leo, Wczoraj. Gawęda z niedawnej przeszłości, Warszawa 1929, s. 149).

2. We władzy performatywów 77 W Panu Wołodyjowskim motyw ten powraca i to zdublowany. To powtórzenie pokazuje też, jak wiele decyzji pisarskich było opartych na myśleniu o całości cyklu. W nieważnej z pozoru scenie Potopu pi-sarz zapowiada epizod klasztorny Pana Wołodyjowskiego. Na uczcie u Janusza Radziwiłła Michał siedzi pomiędzy dwiema pannami: El-żbietą Sielawską, „lat koło czterdziestu”, i Oleńką, która jest towarzysz-ką Kmicica. Boli go świeże odrzucenie, użala się w myślach nad swo-im losem „sieroty” i uczuciowego nieudacznika, który widzi, że przy każdej ładnej kobiecie „już tam inny żołnierz kwaterą stoi” [P I 264].

Kokietowany przez starą pannę odburknie proroczo:

– A po wojnie co waćpan myślisz czynić? – spytała nagle panna Elżbieta Sielawska złożywszy buzię „w ciup” i wachlując się mocnej.

– Do zakonu pójść – odparł opryskliwie mały rycerz [P I 264].

W następnej części Pan Michał, po śmierci Anusi, podejmuje nie-zrealizowany zamiar Skrzetuskiego i wstępuje do kamedułów, skąd podstępem wydobędzie go Zagłoba. Seria powtórzeń motywu na tym się nie kończy, bo kiedy Krzysia zabrnie w konflikt między obietnicą złożoną Michałowi a miłością do Ketlinga, uzna, że wyjściem z tego impasu jest pójście do klasztoru. Podobnie jak w Potopie, klasztor jest dla bohaterki szansą na ucieczkę przed niechcianym mężczyzną i za-chowaniem miłości odwzajemnionej. Uspokaja więc Ketlinga, że – co prawda – nie może mu wyjawić powodów swej decyzji, ale

– Możeć to przyniesie jakowąś ulgę, gdy powiem, że nie będę niczyją…

Idę za kratę… […] Bogu mię ustępujesz, nie komu innemu… pamię-taj! [PW 147]

W tym miejscu Sienkiewicz robi rzecz intrygującą, mieszając per-spektywy postaci. Decyzja Krzysi dotyka obu bohaterów. Ketling przyjmuje ją w milczeniu, ale Michał wybucha żalem, odpowiadając mimowolnie także w imieniu przyjaciela. Autor ujmuje ten żal w me-taforach handlu, uczuciowej wymiany, w której Bóg czerpie bezpraw-ny zysk z ludzkiego cierpienia.

Patrzże, co mu dajesz – siebie? Aleś ty moja, boś mi sama przyrzekła, więc cudze mu dajesz, nie własne; dajesz mu moje płakanie, moją boleść, może śmierć moją. Maszże do tego prawo? [PW 180]

Wraca znów motyw prawa, umowy, ale teraz jej brak daje

Wraca znów motyw prawa, umowy, ale teraz jej brak daje

Powiązane dokumenty