• Nie Znaleziono Wyników

W nyskim schronisku dla bezdomnych schronienie znajduje kilkudziesięciu męż

W dokumencie Nowiny Nyskie 2005, nr 3. (Stron 23-26)

czyzn z różnych stron Polski. Trafili tu w jednych, najczęściej podartych spodniach i jednej koszuli. Ten, który ma rentę i zasiłek, to już KTOŚ. C zę ść kasy musi

przekazać na noclegownię, ale reszta jest dla niego. Zawsze wystarczy na paczkę papierosów i na to, żeby się napić, choć oznacza to zakaz wstępu do schroniska.

Czy są alkoholikami? Nie, do tego się nie przyznają. Po prostu lubią się napić, bo jak człowiek wstawiony, to nie musi patrzeć w oczy życiu, które przegrał.

Janek, bardzo szczupły brunet w średnim wieku zgodził się opowiedzieć historię swego życia: - Mogę anonimo­

wo - stwierdza, a po chwili dodaje - ale i tak wszyscy będą wiedzieli o kogo chodzi. Znali mnie przecież, bo byłem listonoszem. A niech tam będzie...

W Y LEC IA ŁEM ZA U LO TKI - Ojciec odebrał sobie życie kiedy miałem czternaście lat - mówi. - Z o ­ stałem na świecfe z mamą - nauczy­

cielką - i siostrą. Tato nie wytrzymał psychicznie - podpisał komuś in blan­

co, a ten ktoś wykorzystał jego naiw­

ność i dobre serce.

Takiem u kilkunastolatkow i, zwłaszcza chłopcu, potrzebna jest oj­

cowska dłoń. Nie, złym dzieckiem nie byłem. Nawet starałem się ojcować siostrze i przejąć męskie obowiązki.

Z jednej szkoły średniej wylecia­

łem za ulotki. To było tuż przed sta­

nem wojennym. Bawiliśmy się z kole­

gami w podziemie bardziej z przeko­

ry młodzieńczej niż ze świadomości, że komuna jest wredna. Dzięki ma­

mie, która miała znajomości w środo­

wisku nauczycielskim znalazło się dla mnie miejsce w innej, do której do­

jeżdżałem kilkanaście kilometrów.

Życia tam nie miałem łatwego. N a­

uczyciele wiedzieli za co wyleciałem i że jestem niebezpieczny - taki napięt­

nowany. Kilka razy przesłuchiwano mnie na milicji. Chcieli kontaktów, a ja przecież nic nie widziałem, nic nie słyszałem... •

C Z Y S T E SU M IEN IE

Nadszedł stan wojenny i zabrali mnie do wojska. Byłem trochę w ko­

szarach w rodzinnym mieście. Na szczęście dostałem przepustkę na samą maturę, którą nawet ku swoje­

mu zdziwieniu zaliczyłem. Później mnie wywieźli do Zgorzelca. W woj­

sku byłem trzy i pół roku. Półtora roku dali mi dodatkowo, za niewykonanie rozkazu (Janek nie chce powiedzieć dokładnie, o co chodziło). - W ie pani, że wojsko wykorzystywali przeciwko bezbronnym ludziom? Nie żałowałem tego, że nie wykonałem rozkazu, bo chociaż dzisiaj mam czyste sumienie.

Tak - z czystego sumienia jestem dum­

ny. Do nikogo nie strzelałem, nikomu nie zrobiłem krzywdy.

Byłem w jednostce między Żara­

mi a Zieloną Górą. Nie było łatwo.

Teren jednostki był taki duży, że nawet grzyby można było zbierać.

Kiedy wróciłem do domu miałem dwadzieścia trzy lata. Pamiętam jak mama bardzo było szczęśliwa z moje­

go powrotu. Dziękowała Bogu, że wró­

ciłem. Przez półtora roku miała tylko ocenzurowane listy ode mnie.

Po powrocie zacząłem normalne życie. Dostałem pracę na poczcie: w administracji, a potem jako listonosz.

W sumie całe życie pracowałem na poczcie, wśród ludzi.

W 1987 roku ożeniłem się. Jak to było? Jak poznałem żonę? Pojechałem do mamy, która w czasie wakacji była kierownikiem kolonii letnich. Moja żona miała tam praktykę. Uczyła się wtedy na pielęgniarkę. I tak się zaczę­

ło. Pobraliśmy się, kiedy skończyła szko­

łę. To była wielka miłość.

Z A P IĘT E NA OSTATNI G U ZIK Przez dwa lata wynajmowaliśmy mieszkanie. Trochę nam rodzice pomo­

gli. Żona znalazła pracę w szpitalu. Po roku małżeństwa urodziła się nam pierwsza córka. Wszystko było wspa­

niale i życie wyglądało pięknie. Zmie­

niliśmy mieszkanie, żeby dziecko mia­

ło swój pokój. Czy piłem? Trochę. Ni­

gdy w domu. Z kolegami. Po pracy. Nie codziennie, nie na trzy zmiany, jak to niektórzy mówią. Z obowiązków wzglę­

dem rodziny się wywiązywałem. Pen­

sję oddawałem co do grosza, razem z odcinkiem. Tak mama mnie wychowa­

ła - wszystko musiało być zapięte na ostatni guzik.

Jak teraz na to patrzę to myślę, że zagalopowałem się w tym ciągu: pra­

ca, dom, dzieci. Chyba wtedy zaczęli­

śmy już z żoną od siebie odstawać.

Więcej zaczęło nas łączyć rzeczy mate­

rialnych niż uczuciowych. Przyszedł czas na kłótnie. Zawsze było mało pie­

niędzy, chociaż żyło się nam dobrze i dostatnio. Pojawiły się jakieś pretensje.

Żona twierdziła, że chciałaby się do­

kształcać, tak jakby przeze mnie nie mogła. Ja jej naprawdę niczego nie za­

braniałem!

TO BYŁO M O JE D ZIECKO Potem przyszedł prawdziwy krach - taki przełom w naszym życiu. Cho­

ciaż wybaczyłem to, co zrobiła żona, ale nigdy nie zapomniałem. Czy mnie zdra­

dziła? Prawdopodobnie tak. W innym wypadku nie mogłaby przecież tak po­

stąpić - usunęła dziecko. Skąd o tym wiem? Kiedy powiedziała mi, że jest w ciąży, tylko ja się z tego cieszyłem. Ona nie. Zawsze chciałem mieć gromadkę.

Pierwsza córka miała już trzy latka, więc co stało na przeszkodzie, żeby mieć drugą istotkę?

Któregoś wieczoru żona poszła na dyżur nocny. Wróciła rano i powiedzia­

ła, że poroniła. Jak to możliwe, żeby straciła dziecko i wróciła po kilku go­

dzinach jak gdyby nigdy nic?! Nie zo­

stawili jej w szpitalu?! Jak to możliwe, że nikt mnie nie powiadomił?! To było moje dziecko, choćby nie było, to ja uważałem, że dziecko mojej żony jest moje. Nie miała prawa odbierać mu życia!

TESTA M EN T MAMY

Po tym były ciche dni, które z cza­

sem się skończyły. Zostawiłem to za

sobą. Po prostu uciąłem sprawę i nie rozmawialiśmy na ten temat. Kiedy żona znowu powiedziała, że jest w cią­

ży, przez myśl przebiegł strach, że może zrobić to samo. Na szczęście nie zrobiła. Dostałem od niej drugą có­

reczkę.

Mimo tego atmosfera się pogar­

szała. Ciągle chodziło o pieniądze. Sły­

szałem tylko: mało, mało, mało... Było mało, chociaż każdą wolną chwilę wy­

korzystywałem, żeby dorobić: kładłem kafelki, robiłem instalacje. BywaFo, że przychodziłem do domu o godz. 22.00, doprowadzałem się do porządku, zno­

wu szedłem rano do pracy i dalej cią­

gnąłem nadgodziny.

Czarę goryczy przepełnił testa­

ment mojej mamy. Ona załatwiła to nienagannie pod względem prawnym - ostatnią wolę spisała przy świadkach.

Już wiedziałem, co będzie w tym do­

kumencie. Parę lat temu już na ten temat rozmawialiśmy.

M am a zapisała cały swój dom mojej siostrze. Zrozumiałem to, jak postąpiła, i nie miałem żalu. Siostrze wiodło się gorzej, dużo gorzej niż mnie.

Gdy powiedziałem o tym żonie rozpętało się piekło. Twierdziła, że zostałem wykorzystany, że nie dosta­

łem od matki nic, chociaż to ja naj­

więcej się tam napracowałem. Tłuma­

czyłem jej, że dom był mamy i miała prawo zrobić z nim co chciała. Prze­

cież to, co ona przepisała siostrze my już mieliśmy i mogliśmy mieć jeszcze więcej.

TAK S IĘ N IE ROBI!

Poczułem się jak pies. Okazało się, że jestem nieważny. Liczył się tylko majątek, na który chrapkę miała moja żona. Zacząłem trochę więcej zaglą­

dać do kieliszka. Kłóciliśmy się. Prze­

rzucaliśmy winę na siebie nawzajem.

Przyjeżdżała policja. Trzy miesiące spędziłem w areszcie za znęcanie się nad rodziną. Nie biłem żony. Raczej było odwrotnie. Żona założyła spra­

wę sądową. Dostałem wyrok. Zgodzi­

łem się z nim, choć dzisiaj wfem, że to był mój błąd. Myślałem, że to wszyst­

ko uciszy, że skończy się ten bajzel w moim życiu. Po wyjściu zza krat do­

stałem kuratora.

W czasie sprawy rozwodowej okrzyczano mnie alkoholikiem. Na kilku sprawach rozwodowych nie by­

łem. Listy polecone odbierała widocz­

nie moja żona i nie przekazywała ich.

W sumie nie wiedziałem o pięciu roz­

prawach. W rezultacie sąd orzekł roz­

pad małżeństwa z mojej winy. Dzieci oczywiście zostały przy żonie. Mnie pozostały alimenty. To był 2000 rok.

Żona w tym samym dniu, gdy orzeczono rozwód, wyprowadziła się z mieszkania. Dzieci nie widziałem.

Sąd podzielił majątek, ale oczywi­

ście więcej dostała żona, bo przy niej zostały dzieci: ja dostałem mniejszy, a żona większy pokój w tym samym N A S Z Y M mieszkaniu. Jej było jed­

nak mało. Zabiegała o wyeksmito­

w an ie m nie. C h c ia ła po prostu wszystkiego.

Przeciwko mnie byli sąsiedzi, znajomi, ludzie, których kiedyś uwa­

żałem za przyjaciół. Mam do nich bardzo duży żal. Tak się nie robi! Nie kłamie się!

B EZ P R A C Y

Rozsypała mi się rodzina i wte­

dy dopiero zacząłem pić. Byłem sam w mieszkaniu. Nikt mnie nie widział i nie słyszał.

Jeszcze wtedy do mnie to nie do­

cierało. Może dwa lata temu zrozu­

miałem, że już nie mam nic i niko­

go.

Straciłem pracę. O to też zadbała moja żona. Jak to, taki człowiek jak ja - z wyrokiem i kuratorem - miał być listonoszem?! Zwolniono mnie, a już wcześniej komornik wszedł mi na po­

bory. Tak czyścił mi konto, że po ca­

łym miesiącu pracy miałem 150 zł.

Żona wiedziała, że jeśli nie będę miał pracy to ona dostanie pieniądze na dzieci z banku alimentacyjnego.

W mieszkaniu mieszkałem jeszcze rok. Czynszu nie płaciłem, bo za co?

To, co zarobiłem na lewo, przeznacza­

łem najedzenie i picie.

Żona pojawiała się od czasu do cza­

su. Z czasem wstawiła nowe zamki.

NA BRUKU

Wyniosłem się. Wyszedłem z mieszkania tak jak stałem, nawet bez ubrania. Miałem jeszcze sporą sumę, odłożoną na czarną godzinę - ponad 30 tys. Co z nimi zrobiłem? Przepi­

łem. Nie, nie sam. Jak są pieniądze, to są koledzy. Oni pomogli mi się po­

zbyć tej sumy w ciągu dwóch miesię­

cy. Nie myślałem co będzie jutro. Trzy razy odbierałem sobie życie. Zawsze ktoś mi przeszkadzał.

Przez dwa lata od wyjścia z domu mieszkałem kątem u różnych znajo­

mych - najczęściej tych od wódki. B y­

wałem też u siostry, ale nie chciałem jej zawracać głowy swoimi problema­

mi, bo ona swoich miała dość. Sio­

stra też długo nie wiedziała, gdzie mieszkam. Dopiero niedawno się do­

wiedziała.

Trochę mam żal do niej, że nie zaproponowała mi kąta u siebie. Gdy­

by ją coś złego spotkało to bez dwóch zdań mogłaby liczyć na mnie. Jak się spotkamy, rozmawiamy tylko o jej sprawach. Moich spraw nie ma.

Prosić jej nie będę! To nie jest duma. To żal!

N IE O C E N IA J C IE MNIE SUROW O

Jak już mówiłem, zanim trafiłem do schroniska mieszkałem u kolegów.

Zawsze dawałem na swoje utrzyma­

nie. Nikt mnie nie trzymał u siebie za darmo. Pracowałem też na czarno w Warszawie. Bardzo dobrze płacili za to, że kładłem kafelki. Trochę odło­

żyłem, ale znowu wszystko przepiłem.

Pamiętam, że tak bardzo bałem się przyjść do schroniska. Ja - dorosły facet - bałem się, że to będzie mój ko­

niec. Nie umarłem za tym progiem:

mieszkam tu, czasami pracuję, roz­

mawiam. Dużo zawdzięczam pani Te­

resie Zarzyckiej, która kieruje schro­

niskiem. Ona postawiła mnie na nogi.

Czego oczekuję jeszcze od życia?

Zastanawiałem się nad tym bardzo długo. Chciałbym mieć pracę i stwo­

rzyć takie warunki, żeby mieć swój kąt. Mam bardzo słaby kontakt z cór­

kami. Chciałbym to zmienić. Nie będę im tłumaczył, że nic byłem taki zły, jak to na pewno wynika z opo­

wieści mojej byłej żony. Mam nadzie­

ję, że jak dorosną, spojrzą na to in­

nym okiem i nie ocenią mnie zbyt su­

rowo.

K ie d y ś na u licy zaczepiłem starszą có rk ę . Z a p y ta ła tylko:

„Tato, dlaczego?” . Nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć. Ja tego na­

prawdę nie chciałem.

21) stycznia 2005

■ M M M N M N N M M N N M N M M I

20 stycznia 2005

aft ■ -¿fe .

Polska jest krajem o bardzo w ysokim w spółczynniku

W dokumencie Nowiny Nyskie 2005, nr 3. (Stron 23-26)

Powiązane dokumenty