• Nie Znaleziono Wyników

U

ważam, że Ludwik Braille powinien być kanonizo-wany i to nie tylko za ofiaro-wanie niewidomym pisma.

Przeczytałam co najmniej dwie biografie Braille’a, z któ-rych można dowiedzieć się, ja-kim wspaniałym, dobrym był człowiekiem. Budzi podziw, iż mimo skromnej pensji na-uczyciela zrezygnował z intrat-nej posady organisty na rzecz ucznia będącego w potrzebie.

Brak przywiązania do pieniędzy pokazuje też fakt, że przed śmiercią kazał spalić wszystkie pokwitowania pożyczek, jakich udzielał swoim kolegom.

Prace nad pismem punktowym prowadził głównie nocami, kiedy inni uczniowie spali. Narażał się na zmęczenie, a w kon-sekwencji utratę zdrowia, jednak cel, jakim było opracowanie dostępnego dla niewidomych pisma, był ważniejszy. Za swój wynalazek nie oczekiwał żadnych wynagrodzeń, jedynie satys-fakcję czerpał z radości kolegów, którzy z łatwością pisali i czytali alfabetem nazwanym wkrótce brajlowskim.

Brajla nauczyłam się w szkole w Laskach koło Warszawy.

Małe dzieci początkowo wkładały drewniane kołeczki w otworki umieszczane po sześć w niewielkich prostokącikach, w ten spo-sób uczyliśmy się wyczuwania i ustawienia punktów w poszcze-gólnych znakach.

Następnie próbowaliśmy pisać ręcznie na tabliczkach, a do-piero później dostaliśmy maszyny brajlowskie.

Do tej pory mam zawsze w torebce małą tabliczkę, na której mogę zapisać numer telefonu, konta lub nazwisko nowych zna-jomych.

Uczniowie w Laskach na podstawie alfabetu brajlowskiego układali własne szyfry. Najbardziej popularny był tak zwany alfabet odejmowany, polegający na wybijaniu punktów, które w danym znaku brajlowskim były pominięte. Litera „a” zapisy-wana prawidłowo przy pomocy jednego punktu szyfrozapisy-wana była pięcioma punktami.

Już w szkole podstawowej czytałam bardzo dużo. Przeczy-tałam całego Curwooda, Verne’a i Londona. Interesowały mnie wtedy przede wszystkim książki o Indianach, a nie o grzecznych dziewczynkach, bo sama sprawiałam kłopoty wychowawcom.

W starszych klasach czytałam długie powieści, wydawane w wielu opasłych tomach, takie jak: „Przeminęło z wiatrem” w 20 tomach, czy „Wojna i pokój” wydana w 22 tomach. Zawsze było mi przy-kro rozstawać się z ich bohaterami. Czytałam w szkole podczas lekcji. Książkę brajlowską można było trzymać pod ławką na kolanach i nauczyciel tego nie zauważał.

Poszczególne tomy przemycałam w internacie do sypialni i kiedy wychowawczyni zgasiła już światło, zamiast spać, wraca-łam do losów moich książkowych przyjaciół.

Gdy moje własne dzieci były małe, też czytałam im wieczo-rami, a one szybko usypiały, bo było ciemno i nie mogły oglądać obrazków. Kiedy dostałam pracę w bibliotece, aż się zdziwiłam, kiedy w dokumentacji sprawdziłam, ile książek dla dzieci prze-czytałam. Będąc jeszcze w szkole, marzyłam, żeby zamknięto mnie chociaż na jedną noc w bibliotece, ponieważ książki mo-gliśmy wypożyczać tylko raz w tygodniu. Za to pracując jako bibliotekarka, mogłam czytać do woli, bo przecież poznawanie księgozbioru było moim obowiązkiem.

Oczywiście korzystam z nowych możliwości i często słucham książek czytanych przez dobrych lektorów, ale nic nie może zastą-pić mi brajla. Uważam, że wśród niewidomych też są wzrokowcy i słuchowcy. Ja, jeżeli chcę zapamiętać treść, muszę mieć tekst pod palcami. Łatwych powieści mogę słuchać, ale opracowania naukowe czy obcojęzyczne czytam zawsze własnoręcznie.

Bardzo cenię sobie możliwość czytania z monitora brajlow-skiego, gdyż jako niewidomy „wzrokowiec” nie umiem uczyć się ze słuchu.

Do tej pory zdarza się, że chcąc na komputerze napisać np.

cyfrę 4, uderzam klawisz z literą „d”, bo tak oznaczamy cyfrę 4 w brajlu. Jestem przekonana, że znajomość pisma brajla daje mi w życiu codziennym większą niezależność. Samodzielnie wy-bieram odpowiedni lek z apteczki domowej, bo na szczęście na opakowaniach są napisy brajlowskie, robię sobie notatki, zapisuję numery, kody do konta, spokojna, że nikt poza mną tego nie odczyta. Mogę dyskretnie sprawdzić godzinę na zegarku braj-lowskim podczas przedłużającego się spotkania.

Z prawdziwą zgrozą myślę o tym, jakie byłoby moje życie – życie analfabetki. Na pewno nie skończyłabym studiów i nie zdobyła ciekawej pracy. Na uniwersytecie nie miałam jeszcze

komputera i podczas wykładów szybko robiłam notatki, wyko-rzystując skróty brajlowskie. Szkoda, że w Polsce tak są one mało rozpowszechnione.

Z Ludwikiem Braille’em zaprzyjaźniłam się, pracując w Związ-ku Niewidomych, gdyż w szkole nie czytałam jego biografii. Stał mi się jeszcze bliższy, kiedy dokładnie w jego 190. rocznicę uro-dzin, 4 stycznia 1999 r., urodziłam najmłodszą córkę Małgosię.

Po pięciu miesiącach musiałam wrócić do pracy w bibliotece brajlowskiej. Małgosię często zabierałam ze sobą, a pracownicy wozili ją wózkiem do przewożenia książek. Gdy Małgosia trochę podrosła, bawiła się w chowanego między regałami, a czasami przeprowadzała niewidomych czytelników bibliotecznymi ko-rytarzami.

Moje dzieci bardzo wcześnie zorientowały się, że mama widzi palcami. Gdy chciały pokazać obrazek w książeczce, kładły na nim moją rękę i objaśniały, co się na nim znajduje. Kiedyś córecz-ka podprowadziła mnie do okna, położyła moją rękę na szybie i powiedziała: zobacz mamo, tam dzidzia płacze. Rzeczywiście, zza okna słychać było płacz dziecka.

Teraz dorosłe dzieci bardzo pilnują, żebym miała w domu książki brajlowskie. Jak zauważą ich brak, od razu zwracają uwa-gę. Ja zresztą nie potrzebuję żadnych zachęt i czytam z wielką przyjemnością.

Ogromną radość sprawia mi odczytywanie napisów braj-lowskich w miejscach odwiedzanych nie tylko przez niewido-mych, ale ogólnodostępnych, takich jak: muzea, windy, urzędy.

Ze wzruszeniem przeczytałam brajlem modlitwę „Ojcze Nasz”

umieszczoną na ścianie jednego z kościołów w Jerozolimie.

Bardzo jestem wdzięczna twórcy naszego pisma za to, że dał nam, niewidomym, takie wspaniałe narzędzie, dzięki któremu możemy żyć jak ludzie pełnosprawni, uczyć się i pracować z po-żytkiem dla siebie i innych. Wykształcony niewidomy ma

poczu-cie własnej wartości, niezależności, a co może najważniejsze nie jest ciężarem dla społeczności, w której żyje.

* * * Szanowni jurorzy

Z całego serca dziękuję za tak wspaniałe wyróżnienie. Oczy-wiście, jak pewnie każdy uczestnik konkursu, marzyłam o tym, żeby mój esej został zauważony przez jury. Nie spodziewałam się jednak, że będę zdobywczynią pierwszego miejsca.

Przystąpiłam do konkursu, ponieważ ogromnym sentymentem darzę samego Ludwika Braille’a, a poza tym na co dzień korzy-stam z jego wynalazku, za który chciałam wyrazić wdzięczność.

Obawiałam się, że z Polski będzie mało prac, a zależało mi, żeby niewidomi w Europie dowiedzieli się, jak brajl jest nadal popularny w naszym kraju.

Wiadomość o odniesieniu sukcesu przyszła w samą porę, bo ostatni rok był dla mnie wyjątkowo trudny, a teraz mam nadzieję, że od tej nagrody zacznie się lepsza passa. Pomoże mi to odzyskać utraconą wiarę w swoje możliwości i odbudować poczucie wła-snej wartości.

Od listopada obejmuję stanowisko redaktora naczelnego cza-sopisma dedykowanego niewidomym. Moją pasją jest zwiedzanie muzeów, może więc dzięki nagrodzie uda mi się nawet obejrzeć zabytki Luwru, o czym od dawna marzę. Chciałabym także wes-przeć ośrodek dla dzieci niewidomych w Rwandzie, w którym przez kilka lat moja najstarsza córka była wolontariuszką.

Jeszcze raz dziękuję Państwu i Ludwikowi Braille’owi, który na pewno mi pomaga i wie, że jestem jego wielką fanką. Gratuluję wszystkim koleżankom i kolegom, którzy wzięli udział w konkursie, udowadniając, jak ważną rolę pismo brajla odgrywa w ich życiu.

Teresa Dederko

Szkoła Muzyczna w Laskach w ubiegłym roku obchodziła 20-lecie swojego istnienia. Przez ten okres szkoła zaznaczyła się w naszym środowisku wieloma ciekawymi propozycjami edukacyjnym i artystycznymi. Udowodniła, że muzyka dla osób niewidomych jest jednym z najważniejszych obszarów ich roz-woju. Życzymy tej placówce kolejnych sukcesów, a trudności, jakie pojawią się po drodze, oby nie gasiły pedagogom oraz uczniom entuzjazmu i ducha.

Redakcja Elżbieta Harasiuk i Beata Dąbrowska*