• Nie Znaleziono Wyników

XX wiek. Wyższość białej ściany nad wzorzystą

Na wystawie światowej w Paryżu w 1925 roku publiczność pośród morza pawilonów zobaczyć mogła dwa, które dobrze oddawały różne kierunki w jakich rozwija się styl mieszkalnictwa.

Pierwszy z nich to pawilon nazwany Hotel du Collectionneur stworzony prze słynnego dekoratora – Émile-Jacques Ruhlmanna na podobieństwo rezydencji bogatego kolekcjonera. Szlachetne materiały – heban, marmur, tkaniny Beauvais, kość słoniowa, złoto, srebro i kryształ, skóra polarnego

niedźwiedzia, elegancko zakomponowane tworzyły prawdziwą „ucztę dla oka”, podsycaną przez staranie dopasowane obrazy i rzeźby. Był to wyśmienity przykład stylu Art Deco, który popularność torował sobie już od czasów przedwojennych, a w dużej mierze zdeterminuje styl 20-lecia

międzywojennego.

Drugi pawilon, uznany przez krytykę i publiczność raczej za niesmaczny żart, to Esprit Nouveau Le Corbusiera. Nowy Duch odstraszał ówczesną publiczność pustką, surowością i ogołoceniem. Żadne ozdoby nie znajdowały się ani na zewnątrz ani wewnątrz. Schody z metalu, fabryczno-sklepowe gotowe meble. Rewolucyjna „maszyna do mieszkania” miała być nowoczesną, funkcjonalną i praktyczną propozycją dla nowego człowieka ery zmechanizowanej. Jednak rewolucyjność polegała głównie na nowej formie, charakteryzującej się brakiem zdobień, gdyż pod względem

technologicznym i funkcjonalnym Nowy Duch był wręcz uwsteczniający. Problem ogrzewania czy wentylacji nie zostaje poruszony, w pawilonie nie ma nawet gniazdek, nie mówiąc już o ułatwiających prace w domu nowoczesnych sprzętach. Le Corbusier „...w pewnym sensie nadal pozostał

dziewiętnastowiecznym architektem, toczącym bitwę o style. O to właśnie chodziło w Nowym Duchu – o nowy styl, styl pasujący do XX wieku, styl dla Wieku Maszyn, styl dla sprawniejszego domu. Jego dom nie był po prostu nowoczesny, lecz w y g l ą d a ł nowocześnie”31. 20 lat wcześniej kilka kobiet w USA podjęło wysiłek stworzenia faktycznie nowoczesnego domu, obliczonego na ekonomizacje pracy, co miało ułatwić życie kobietom w nich pracującym. Mierzyły, liczyły i obserwowały, czerpiąc

inspiracje z zakładów produkcyjnych i fabryk. Pomysł sprawnie działającego domu zrodził się więc dzięki mariażowi wysiłku kobiet aby zracjonalizować i zorganizować prace w domu i teorii mających na celu poprawianie produkcji przemysłowej. Wiele z ich pomysłów jak np. blaty robocze

31 Witold Rybczyński, Dom. Krótka historia idei. Gdańsk 1996, s. 194

dopasowane do średniego wzrostu człowieka, czy wbudowane klozety do dziś stanowią standard.

Jednak w powszechnej, teraźniejszej świadomości ich obecność jest raczej nikła. Christine Fredrick napisała Houshold Engineering już w 1915 roku i zachęcała do przebudowy kuchni podług

praktycznych zasad podpatrzonych w warsztatach fabrykanckich. Mary Pattison wydaje w tym samym roku The principles of Domestic Engineering, oraz Lillian Gilberth, żona inżyniera (sama była

pracującą w zawodzie inżynierką oraz matką 12 dzieci), wraz z którym badała problem

gospodarowania zasobami i opublikowała w tym temacie 2 książki: The home maker and her job oraz Managment In The Home. To nie wszystko – wraz z swym mężem, Frankiem Gilbrethem, stworzyła (fotograficzny!) system studiów ruchu, który miał służyć naukowemu zarządzaniu pracą i miał

doprowadzić do optymalizacji pracy w fabryce. Należy także wspomnieć ich poprzedniczkę Catherine Beecher, uznaną za prekursorkę współczesnej architektury, która już w 1869 roku wydała wraz z siostrą książkę The American Woman’s Home, gdzie pisała między innymi o wentylacji i centralnym

ogrzewaniu!

Il. 10: Wnętrze pawilonu l'Esprit Nouveau, Le Corbusier i Pierre Jeanneret, 1925

W Europie rozpieszczona klasa próżniacza nie interesuje się zbytnio nowinkami technologicznymi. Nie było potrzeby ulepszania i usprawniania domów, dopóki było dość służby, która mogła wykonywać prace tak, jak była ona wykonywana „od zawsze”, czyli własnymi rękoma. Udogodnienia

technologiczne stają się sprawą wręcz kontrowersyjną – praktyczna klasa średnia, która sama wzbogaciła się na industrializacji, czyli postępie, raczej jest zwolennikiem wszelkich nowinek – wentylacji, centralnego ogrzewania oświetlenia gazowego czy wreszcie elektryczności. Arystokracja po części po to, by się odróżnić od klasy średniej, ale też dlatego, że nie jest im samym praktyczność potrzebna, uważa wiele z tych wynalazków za wulgarne, a zmiany za niepotrzebne. Spadek liczebny służby (szczególnie po I wojnie światowej), elektryfikacja i coraz większe przywiązanie do intymności i komfortu, oraz rosnący szacunek do pracy sprawiają, że szczególnie w USA dom robi się coraz bardziej funkcjonalny, natomiast w Wielkiej Brytanii powoli nie ma komu obsługiwać wielkich,

niemodernizowanych od dziesięcioleci zamczysk. Tak jak budynki, tak całe majątki tkwią w minionych wiekach, nie reformowane i nie unowocześniane masowo podupadają, co ostatecznie doprowadza to licznych bankructw i w efekcie upadku dawnego stylu życia arystokracji.

W pałacach, zarówno tych burżuazyjnych jak i arystokratycznych, każdy detal wystawiony na ogląd miał zaświadczać o statusie i sile właściciela, a bogactwo można powiedzieć, że wyrażano, mieszając symetrię i harmonię z bogatą ornamentyką i szlachetnym wykończeniem wynikającym z drogości użytych materiałów: złota, jedwabiu oraz stosowania uniwersalnych symboli. Kontynuacją tego podejścia będą XIX wieczne mieszkania-futerały – nieco bardziej prywatne, noszące ślady i odciski rzekomej indywidualności właściciela, pełne przedmiotów, za pomocą których prezentuje on swój dobry smak i swoją osobowość posiłkując się odniesieniami do historii. W XX wieku wygrywa Nowy Duch z jego nowoczesnym stylem, który przez długie dziesięciolecia będzie wyznaczać normy dobrego gustu. Przeciwstawiony kiczowatej dekoracyjności (kojarzonej z XIX wiekiem) odwołuje się do w zasadzie dość starych „wizualnych metafor wartości, takich jak szlachetna prostota, czyste linie, powściągliwość”32. W XX wieku obserwujemy, jak najpierw modernizm a potem minimalizm staje się nowym stylem klas wyższych by zresztą w końcu także szeroko się upowszechnić.

32 Maria Poprzęcka, O zlej sztuce. Warszawa 1998, s. 290

Wyższość białej ściany nad wzorzystą, linii prostej nad krzywą, kąta prostego nad łukiem, gładkiej powierzchni nad »zeszpeconą ozdóbkami«, skromności materiałów nad »fałszywym blichtrem« – te opozycje stosunkowo łatwo pozwalały określić coś jako kicz. Nowoczesność miała dążenia uniwersalistyczne. Ta tendencja najwyraźniej zamanifestowała się w architekturze, tam zresztą – wypaczona i zwulgaryzowana – przyniosła najbardziej katastrofalne, a zarazem trwałe skutki w postaci zuniformizowanego budownictwa, od tropików po koło podbiegunowe.33. Zanim jeszcze owe katastrofalne skutki zostały zauważone długo funkcjonowało przekonanie o

„wyższości białej ściany” – reprezentującej nowoczesność i awangardowość myślenia, nad

„konserwatywną” dekoracyjnością. Świetnie problem ten pokazuje opisana34 przez Douglasa Crimpa historia usunięcia pracy Daniela Burena z wystawy Sixth Guggenheim International Exhibition w 1971 roku w słynnym budynku „celebrycie” – Muzeum Guggenheima w Nowym Jorku. Buren w ogromnej pustej przestrzeni rotundy zawiesił płótno pomalowane w biało czarne paski – długie na 18 metrów a szerokie na 9. Praca ta została usunięta jeszcze przed otwarciem wystawy. Inni artyści uczestniczący w wystawie zaatakowali pracę Burena jako zbyt dekoracyjną – niczym „francuska draperia” i nie dość konceptualną. Jak wykazuje Crimp, wyprzedzająca swój czas krytyczna warstwa tej pracy, uderzająca w tego typu modernistyczną architekturę, nie została nawet dostrzeżona przez kuratorów wystawy, jak również innych artystów biorących w niej udział (to właśnie artysta Dan Flavin, porównał pracę do

„francuskiej draperii”). Dekoracyjna strategia została zrozumiana jako dosłowna dekoracyjność.

Dopiero później stało się jasne, że dekoracyjność i skala Burenowskich pasków miała ukazać, jak hipermodernistyczny STYL budynku Franka Lloyda Wrighta, nie różni się w swej istocie tak bardzo od udrapowanych na bogatych paniach francuskich jedwabiów. Jak w niemożliwych do noszenia

balowych sukniach projektanta Charlesa Jamesa (którego w swym eseju także przywołuje Crimp), tak i w tego typu budynkach – forma wcale nie podąża za funkcją. Jest to po prostu kolejny styl, a nie redefinicja instytucji muzeum, jak niektórzy wówczas uważali. Dla mnie Buren dostrzegł po prostu pałacowość budynku Wrighta. Być może każdy nowy styl jest w gruncie rzeczy inkarnacją tej samej potrzeby. By wyjść przed szereg, ukazać swoją odmienność, innowacyjność, awangardowość,

doskonały smak – stworzyć swój pałac, który niezależnie czy ma złote stiuki czy czyste białe ściany i

33 Tamże, s. 291

34 Douglas Crimp, Before Pictures. University of Chicago Press, Chicago 2016

beton jest manifestacją tej samej potrzeby, którą kiedyś tak ostentacyjnie i bez ogródek manifestowały

„dosłowne pałace” i za co tak długo były znienawidzone przez „nowoczesnych” estetów.

Dziś minimalistyczne „białe ściany” królują w masowej przestrzeni popularnych mieszkań dzięki stylowi określanemu jako skandynawski. W jasnych (na fotografiach) wnętrzach z dużą ilością bieli i jasnych odcieni szarości, urozmaiconymi paroma starymi przedmiotami w stylu „vintage” (najchętniej z lat 50-60.tych) zaskakująco łatwo uzyskać miły dla oka (oraz aparatu) efekt. Styl ten cieszy się ogromną popularnością wśród mojego pokolenia, zmęczonego ciężkim pseudodworkowym gustem naszych rodziców, ewentualnie zimnym laboratoryjnym post minimalizmem nieco zamożniejszych rodziców. Co ważne jest też łatwo osiągalny, gdyż nie wymaga dużo środków – białe ściany, materac na stelażu z palet, kilka starych mebli wyszperanych w Internecie, palma. W czasach kariery takich pojęć jak recykling, DIY, świadomego konsumpcjonizmu czy bycia eko – ten swobodny tani styl, odnalazł się świetnie, gdyż ma również ideologiczne uzasadnienie. Białe ściany przestały więc już dawno być kojarzone z awangardą i wysublimowanym smakiem elit. O zasobności portfela i statusie znaczy już bardziej adres i rozmach budowli niż jakiś konkretny styl. Z jednej strony architektura wciąż podporządkowana jest wzrokowi, co najlepiej wyrażają budowle architektów-celebrytów w rodzaju Franka Gehrego. Za drugiej strony na naszych oczach polskie miasta zmieniane są w hodowle ludzi – zabudowywany jest każde metr kwadratowy wolnej przestrzeni, a nijakie

budynki stawiane są tak blisko siebie, że sformułowanie „widok z okna” przestaje mieć racje bytu – bo po prostu go nie ma. Starodawny podział na tych, którzy mieszkają w pałacach i całą resztę, jest tak samo aktualny jak kiedyś. Na szczęście styl skandynawski jest wręcz skrojony na małe metraże, a biel świetnie optycznie rozjaśnia niedoświetlone pomieszczenia. Na blogu prezentującym wnętrza

urządzone po skandynawsku o nazwie My scandinawian house znalazł się wpis pod hasłem

„Thoughtfully cureated dutch family home”. Teraz więc i domy się „kuratoruje”, choć słownik w edytorze tekstowym jeszcze nie uznaje istnienia tego czasownika. By nadążyć nad dynamiką mediów społecznościowych wypada przemodelować jakiś kąt mieszkania przynajmniej raz na pól roku.

Instagram jest idealnym narzędziem do prezentowania rezultatów. Mieszkania jak i nasze ciała a nawet praca i sposób spędzania wolnego czasu, podlegają podobnemu procesowi kuratorowania wizerunku.

Jeżeli pałac był podporządkowującym sobie wzrok pozorem – to czy w gruncie rzeczy te znacznie skromniejsze mieszkania, których pełno na blogach i pintareście, nie są również jedynie

przeskalowanym, ale wciąż pozorem?

Powiązane dokumenty