Bernard Newman: T h e C a p t u r e d A r c h i v e s . T h e S t o r y o f t h e N a z i - S o v i e t D o c u m e n t s (Zdobyczne archiw a. H istoria hitlerow sko-sow ieckich doku
m entów ). L atim er H ouse Ltd.
London 1948. Stron 222.
Niewyczerpany i niestrudzony popu
laryzator, jakim jest Newman, nie przechodzi obojętnie obok tematu sen
sacyjnego; przetrawi go i rozwinie do rozmiarów książki i poda go czytelniko
wi w postaci lekkiej, zrozumiałej i po
nętnej. Nie należy zapominać, że Newman jest autorem wielu powie
ści sensacyjnych. Wiadomo też, że ży
cie często zawiera więcej materiału sensacyjnego od wyobraźni powieścio- pisarzy.
Ogłoszone niedawno przez rząd Sta
nów Zjednoczonych dokumenty ze zdo
bytych w czasie wojny archiwów nie
mieckiego ministerstwa spraw zagra
nicznych, a odnoszące się do współ
pracy niemiecko-sowieckiej w latach 1939—1941, zawierały istotnie wiele ma
teriału sensacyjnego, który prosił się p o prostu o oświetlenie i podmalowa- nie tła. Newman, który zna dobrze kraje Europy środkowo-wschodniej i zagadnienia z nimi związane, miał więc dane po temu, by tego zadania się podjąć.
Przypomina on, że współpraca nie- miecko-rosyjska ma długą tradycję.
Dłużej nieco zatrzymuje się on jed
nak tylko nad stosunkowo świeżymi przejawami tej współpracy. Ten sam gen. Hoffman, który narzucał brutal
nie niemieckie warunki pokojowe w Brześciu Rosji bolszewickiej, po za
kończeniu wojny w 1919 r. ułatwiał bolszewikom zajmowanie terytoriów na wschodzie, z których wojska niemiec
kie ustępowały. Gen. Hoffman w swych pamiętnikach przyznawał zresz
tą, że ta zmowa niemiecko-sowiecka z 1919 r. miała przede wszystkim na ce
lu zniszczenie dopiero co odrodzonego Państwa Polskiego. A propos Polski Newman daje wyraz przekonaniu, że jej zwycięstwo nad bolszewikami w 1920 r. odsunęło na dwadzieścia kilka lat problem, który dzisiaj trapi Za
chód, zatrzymania fali komunizmu.
Polityka polska, zawsze czujna na niebezpieczeństwa, grożące Polsce, ale i Europie, zarówno od Rosji, jak od Niemiec, miała i tę zasługę, że reali
stycznie oceniła groźbę hitlerowską i zawczasu wskazywała na potrzebę za
bezpieczenia się przed nią. Gdy Hitler objął władzę w Niemczech, Piłsudski proponował wkroczenie do Niemiec i przeprowadzenie wojny prewencyjnej.
Projekt ten jednak nie znalazł uznania
na Zachodzie, a pakt nieagresji pol
sko-niemiecki był prostą konsekwencją tej odmowy. Polska zresztą już po śmierci Piłsudskiego ponowiła propo
zycję wkroczenia do Niemiec, gdy w 1936 r. Hitler dokonał remilitaryzacji Nadrenii- I tym razem Zachód pozo
stał głuchy na perswazje Polski.
Z drugiej strony Beck pięciokrotnie odrzucił sugestie niemieckie, by Pol
ska przyłączyła się do zamierzonych przez Hitlera wypraw na Rosję.
Jest rzeczą dla nas pożądaną i ko
rzystną iż autor uwypukla tak silnie pozytywną rolę polityki polskiej, która wcale nie kierowała się zarzucanym jej tak często romantyzmem, lecz, prze
ciwnie, nacechowana była prawdziwym realizmem, intuicją i odwagą.
Polityka sowiecka — pisze Newman
— była błędna i krótkowzroczna. Gdy
by bowiem Rosja zawarła w 1939 r.
pakt z W. Brytanią i Francją, woj
na nie byłaby wybuchła. Wskutek za
warcia paktu sowiecko-niemieckiego, wojna sala się nieunikniona. Rosja
tegicznej przez odsunięcie swych gra
nic na zachód. Bo przecież Niemcy równocześnie podsunęły się bliżej Ro
sji na terenie dysponującym dobrymi komunikacjami, podczas gdy wschodnia część Polski, zagarnięta przez Rosję, miała fatalne drogi i słabą sieć kole
jową. Rosyjskie nabytki terytorialne w czasie kampanii w 1941 r. rozpłynęły się w ciągu niemal kilku dni.
Pomijamy tu całą obszerną narrację faktów i okoliczności, ujawnionych przez opublikowane dokumenty współ
pracy sowiecko-niemieckiej. Ważniej
Konferencję w Teheranie określa jako
„pierwszą z serii moralnych klęsk“.
Jego sąd o polityce aliantów zachod
nich, zwłaszcza w stosunku do Europy środkowo-wschodniej jest słuszny, choć surowy. Pisze on m. in .: „Składali bezwarunkowego poddania się Niemiec, bo, gdyby było inaczej, Niemcy byliby się zapewne poddali wcześniej alian
tom zachodnim, zanim kraje Europy
*) „ P r z e g l ą d P o l s k i “ N r.3 (21) i 4 (22) — (marzec i kwiecień 1948).
P R Z E G L Ą D P O L S K I 70
środkowej i południowo-wschodniej do
stały się pod panowanie rosyjskie.
Jeśli chodzi o sprawy terytorialne Polski, to autor przy całej swej dla nas życzliwości, a ujawnia się ona wie
lokrotnie na kartach książki, zajmuje stanowisko dość giętkie i elastyczne.
Na temat zagarniętych przez Rosję pol
skich ziem wschodnich nie wypowiada się szczegółowo, jednak wyraża opinię, że niektóre pretensje terytorialne so
wieckie mają „rozsądne podstawy“.
Mówi jednak o obszarach dokoła Lwo
wa i Wilna, jako o terytoriach histo
rycznie polskich, które Polacy bez względu na przynależność polityczną pragnęliby odzyskać. Gdyby jednak tereny te miały przepaść bezpowrotnie
— pisze dalej — Polacy będą obsta
wali przy nowych nabytkach na za
chodzie, przyznanych im w Poczdamie.
Natomiast Niemcy nigdy nie pogodzą się z utratą tycłi ziem, które stanowią jedną szóstą ich dawnego obszaru pań
stwowego, tymbardziej, że — jak twier
dzi autor, były to ziemie czysto nie
mieckie, za wyjątkiem jednego obsza
ru (jeśli autor miał na myśli Śląsk Opolski, to zapomhiał o Mazurach, al
bo vice versa). Ziemie te stały się przedmiotem przetargów politycznych między Zachodem a Rosją, których ce bardzo znamienne i interesujące. Po
słuchajmy, co pisze Newman. Wskazu
je on na to, że układy w Teheranie, Jałcie i Poczdamie były wielokrotnie łamane przez Rosjan, a poza tym „by
ły one złą formą internacjonalizmu i w wielu szczegółach zgoła niemoralne.
Ich nieważność powinna być otwarcie uznana. Powinny one być określone jako nieobowiązujące (nuli) i należało
by rozpocząć sprawy od nowa. Po
ciągnęłoby to za sobą reorientację w stosunkach w państwach ^satelickich“, czy „klientowskich“, gdzie wolne wy
bory powinny się odbyć pod kontrolą Zjednoczonych Narodów. Uważa się, że nie jest obecnie konieczne istnienie rosyjskiej „strefy bezpieczeństwa“ , sko
ro Niemcy są pobite. Gdyby dawni alianci byli ideowo zjednoczeni, Niem
cy militarystyczne nigdy nie mogłyby odżyć, jeśli ze sobą się jednak nie zga
dzają, wtedy „strefa bezpieczeństwa“
nie będzie większą ochroną dla Ro
sji, niż nią była w 1941 r. (str. 214).
W razie wycofania się Rosji z Orga
nizacji Zjednoczonych Narodów, suge
rowane jest w pewnych kołach powo
łanie do życia „rządów na wygnaniu“
spośród przebywających na emigracji przywódców politycznych z państw sa
telickich, co miałoby niewątpliwie na
stępstwa nieprzyjemne dla Rosji na te
renie tych państw.
Newman miewa bardzo rozumne i trafne sformułowania pewnych prawd politycznych, o których zapominają niektórzy wielcy mężowie stanu. Trud
no się z nim nie zgodzić, gdy twier
Jest to książka symptomatyczna. Au
tor, w czasie wojny korespondent mo
skiewski „N e w s C h r o n i c l e“ , by
najmniej nie jest zasadniczo niechętny i nieprzychylny Rosji. Nie byłby tak długo mógł sprawować swych funkcyj w Moskwie. Jednak i wówczas nie stracił był całkowicie zdrowego sensu i obiektywizmu, a korespondencje jego nie były wolne od akcentów krytycz
nych. To też kariera jego, jako ko
respondenta zagranicznego w Moskwie, musiała się skończyć, bo Kreml tole
ruje tylko takich przedstawicieli prasy zagranicznej, którzy posłusznie pod- porządKowują się jego dyrektywom pro
pagandowym.
Książkę Wintertona określamy jako symptomatyczną, bo wyraża ona dość powszechnie odczuwane w społeczeń
stwach anglo-saskich rozczarowanie w stosunku do białego sprzymierzeńca, którego sympatię i współpracę starały się usilnie lecz bezskutecznie pozyskać kosztem tylu ustępstw — materialnych i politycznych (w zakresie terytorial
nym co prawda z cudzego konta).
Rosja sowiecka nie spełniła nadziei, pokładanych w niej na Zachodzie, a sojusz wojenny z Zachodem traktowa
ła nie jako pomost dla długofalowej współpracy nad urządzeniem pokojo
wym świata, lecz jako instrument do
raźny, służący do pokonania Niemiec i osiągnięcia określonych celów politycz
nych, które rozmijały się całkowicie z dążeniami Zachodu.
Zawiodły również nadzieje, wiązane z rozwiązaniem Kominternu, iż drogą ewolucji przepaść między komunizmem a światem pojęć zachodnich da się
P R Z E G L Ą D P O L S K I 71
zapełnić. Właściwie jednak wro
gość władców Kremla wobec Zachodu tylko przejściowo przestała się u- jawniać w czasie wojny. Na miejsce Kominternu przyszedł Kominform, na
dal wydawano w olbrzymich nakładach dzieła i rozprawy, jak n. p. „Historia partii komunistycznej w zarysie“ (31 mil. egzemplarzy), która zapowiada
„zwycięstwo komunizmu w całym świę
cie . . . na drodze gwałtu rewolucyj
nego przeciwko burżuazji".
W umysły współczesnych obywateli sowieckich wpajany jest dogmatyczny komunizm i naiwny szowinizm. Ten ostatni przybiera niekiedy groteskowe formy, gdy różne epokowe wynalazki przypisuje się Rosjanom, a odmawia istotnym wynalazcom, ponieważ są cu
dzoziemcami. To nie Franklin wyna
lazł piorunochron, lecz Łomonosow, nie Edison wynalazł żarówkę elektryczną, lecz jakiś Ładygin, wreszcie i penicyli
nę wynaleźli rzekomo Rosjanie już 50 lat temu.
W przeciwieństwie do bojowości i agresywności sowieckiej, mocarstwa zachodnie kierowały się w czasie woj
ny i w pierwszym okresie powojennym niezmierną ustępliwością i ugodowością wobec Rosji, swego sojusznika w cza
sie wojny. Głównym architektem tej polityki ułagadzania Rosji był zmarły prezydent Roosevelt. Autor jednak stwierdza, że prez. Roosevelt tuż przed śmiercią swoją opanowany był znie
chęceniem i rozczarowaniem i obawiał się, czy cele polityki jego wobec Rosji będą mogły być osiągnięte. Do wnio
sku tego doszedł przede wszystkim pod wpływem doświadczenia z niewykona
niem przez Rosję zobowiązań jałtań
skich w stosunku do Polski w zakresie tworzenia rządu i zapewnienia wolno
ści narodowi polskiemu.
Winterton ogólnie stwierdza, że kon
cesje Zachodu na rzecz Sowietów prze
kroczyły znacznie miarę dopuszczalną (went far beyond what was legitim ate), że państwa zachodnie zgodziły się wy
raźnie lub milcząco na oddanie za- rówmo sprzymierzonych jak nieprzyja
cielskich krajów pod wyłączną kontrolę
Na tle tak zasadniczo postawionego problemu, Winterton w książce swej bilansuje w poszczególnych rozdziałach wyniki tej ekspansywnej polityki ro
syjskiej z jednej strony, a defenzyw- nej i ustępliwej postawy Zachodu z drugiej strony. Bilans ten wypada dla Zachodu bardzo smutnie, jest bilansem porażek i niepowodzeń, z których za
czyna się dopiero ostatnio otrząsać przez zajęcie bardziej stanowczej po
stawy. W bilansie tym zawiera się właściwie powojenna historia politycz
na świata.
W postscripcie Winterton raz jeszcze tak ujmuje jądro problemu: „Przypa
dło naszemu pokoleniu stanąć ponow
nie do wielkiego pojedynku między ty walki. „Zachód nie rozpocznie strze
lania“ — pisze autor. To też trochę nierealne są jego zalecenia, które moc
no przypominają „wishful thinking“, gdy autor pisze: „Powinniśmy świa
domie pragnąć upadku (reżimu sowiec
kiego), jak pragnęliśmy upadku nazi
stów. Nie będzie nadziei na porozu
mienie międzynarodowe i bezpieczny pokój, tak długo, jak reżim ten będzie trwał“ (str. 280).
„Świadomym pragnieniem“ upadku reżimu sowieckiego nie osiągnie się celu, który niby miraż jakiś autor sta
wia w słowach, w których wyraża się jego bezradność: „W końcu — chociaż może on być bardzo odległy — nie tyl
ko satelickie ofiary imperialistycznego komunizmu, ale i cierpiący tak długo lud rosyjski, będą wyzwoleni. Wtedy, ale nie przed tym, wolni ludzie będą mogli stworzyć zjednoczony św iat“
(str. 281).
Wobec rozwiązania sprawy Polski Winterton zajmuje stanowisko krytycz
ne Dziś zresztą żaden szanujący się publicysta na Zachodzie nie może twier
dzić, iż Polska powojenna jest pań
stwem niepodległym. Wydarzenia po- jałtańskie, związane z Polską, autor opisuje obiektywnie. Nie zadowala go rozwiązanie problemu terytorialnego Polski; ale tylko od zachodu, bo nieja
ko aprobuje on przyłączenie polskich ziem wschodnich do Rosji („Russia's title to teritory east of the Curzon Line has been widely accepted“ ). Natomiast nabytki Polski na zachodzie — to „ob
szar bezspornie niemiecki, zamieszkały niegdyś przez 9 milionów Niemców“ . Pisze też, że nowa granica nigdy nie będzie uznana przez Niemców, przyzna
nie Polsce tych ziem, to „to z gruntu zła decyzja“ , autor lituje się też nad
„straszliwymi cierpieniami“ wydalonych przez Polaków z tych ziem Niemców. bardziej interesują i wzruszają opinię Zachodu, niż krzywdy i opuszczenie
Książka Wernadzkiego nie jest jesz
cze jedną historią Ukrainy w języku angielskim — w ostatnich latach po
jawiło się ich kilka — jest rosyjską wersją historii Rusi Kijowskiej. Au
tor, który jest Rosjaninem i profeso
rem historii Rosji na amerykańskim uniwersytecie w Yale, wychodzi z za
łożenia, że Ruś Kijowska była zaląż
kiem (nucleus) Rosji, przy tym posłu
gując się angielską terminologią „Rus
sia“, nie rozróżnia pomiędzy „Rusią“
oraz „Rosją“. Co prawda trudno by
łoby od niego wymagać, aby mówiąc 0 Rusi Kijowskiej używał łacińskiej formy „Ruthenia“ , lub anachroniczne
go pojęcia „Ukrainy“ (chociaż w paru miejscach posługuje się tym pojęciem, jako geograficznym, w sposób mało uzasadniony naukowo).
Wernadzki zaczyna swoją książkę od próby określenia miejsca „Rosji Ki
jowskiej“ w historii, oraz ustalenia w ogóle stosunku Rosji do Europy. Au
tor polemizuje z twierdzeniem histo
ryka angielskiego Marriotta (J. A. R.
Marriott. Anglo-Russian relations.
1689—1943. London, 1944), że „Rosja tylko pod względem geograficznym, lecz także politycznym i kulturalnym“ . Autor stara się podkreślić, że obok różnic, jakie istniały pomiędzy histo
rią Rosji a Europy, zachodziły także 1 podobieństwa. „Kontakty pomiędzy Rosją a Europą były wielorakie we wszystkich okresach jej rozwoju śred
niowiecznego i współczesnego i . . . mo w Bizancjum, gospodarka finansowa przeważała nad gospodarką naturalną“ . Pokrewieństwo Rusi z Zachodem wyra
żało się natomiast w rozwoju wolnych instytucyj oraz swobód, które jeszcze po jej upadku utrzymały się w repu
blikach miejskich Nowogrodu i Psko
wa.
Z historii Rusi Kijowskiej wyprowa- da Wernadzki trzy formy ustroju poli
tycznego, które rozwinęły się na Rusi
już po upadku samego Kijowa: de
mokracja w Nowogrodzie i Pskowie, autokracja w Moskwie oraz arystokra
cja na Rusi Litewskiej i polskiej.
„Arystokracja“ rozwinęła się na za
chodzie Rusi pod wpływem stosunków z Polską i Węgrami. Tam, na Woły
niu i na Rusi Halickiej „rozwinęły się pewne zwyczaje feudalne oraz insty
tucje“ . Wernadzki przypomina za kro
liccy starali się wytworzyć arystokra
cję feudalną“ oraz że „źródła wspo niektórych wypadkach polscy jeńcy wojenni byli osiedleni w miastach ru byli liczni osadnicy polscy". Wernadz
ki podkreśla, że kulturalnie Polska by
najmniej nie górowała w tym czasie nad Rusią, ale nie stara się, tak jak niektórzy inni historycy rosyjscy lub ukraińscy nadmiernie wywyższać „prze
wagę" kulturalną Rusi.
Stosunki polityczne pomiędzy Rusią Kijowską oraz Polską porusza Wer
nadzki przy rozmaitych okazjach, na ogół wiernie z historią. Pod r. 981 po
daje on, że Włodzimierz wyruszył
„przeciw Polakom i zajął Przemyśl, Czerwień oraz szereg miast zachodnio- ukraińskich. . . odtąd znanych jako ,Grody Czerwieńskie’“. Krok ten tłu
maczy Wernadzki chęcią Włodzimierza ..przeszkodzenia mieszaniu się przez Polskę w jego bezpośrednie stosunki z Czechami". Mówiąc następnie o sto
sunkach Bolesława Chrobrego z Świę
topełkiem i Jarosławem, nie zapomina wspomnieć, że Bolesław „ponownie przyłączył do Polski Grody Czerwień
skie". Opisując zaś przyjazne stosunki Jarosława z Kazimierzem Odnowicie
lem, którego nazywa „królem pol
skim", Wernadzki podaje mało zna
ny szczegół, że Kazimierz przy okazji swego małżeństwa ruskiego, odesłał na Ruś jeńców, pojmanych tam w swoim czasie przez Chrobrego. Natomiast milczy Wernadzki o przechodzeniu Grodów Czerwieńskich z rąk polskich do ruskich za tegoż Jarosława i za Bolesława Śmiałego. Późniejsze sto
sunki Polski z Haliczem i Włodzimie
rzem przedstawione są zgodnie z histo
rią.
Autor charakteryzując całokształt stosunków Rusi Kijowskiej z Polską, dzieli je na dwa okresy, pierwszy do połowy X II w., drugi od połowy X II ę. P R Z E G L Ą D P O L S K I 7 3
do najazdu tatarskiego. „W pierw polskimi miały charakter sporów mię
dzy dwoma narodami; w drugim przy
jęły one charakter bardziej lokalny, przy czym z księstw ruskich dotyczyły one tylko Wołynia i Halicza“. Zda
niem autora pierwszy okres zaznaczył się zamachami ze strony Polski na powodu ciągłej interwencji Węgier“ .
Książka Wernadzkiego kończy się na upadku samego Kijowa. Duża jej część poświęcona jest przedstawieniu stosunków gospodarczych oraz kultu
ralnych (architektura, sztuka, muzyka, literatura Rusi Kijowskiej).
Na niespełna trzydziestu stronach małej broszury prof. Brierly — jeden z najwybitniejszych specjalistów bry
tyjskich w dziedzinie prawa narodów — daje krótką, zwięzłą i — powiedzmy to odrazu — druzgocącą analizę porównaw
czą Karty Narodów Zjednoczonych i
stawą nowego porządku międzynarodo
wego. Sam zaś tekst dokumentu ni
gdy nie wystarcza do całkowitej ana
lizy, trzeba odczekać jak jest on sto
sowany i interpretowany. Prof. Brier
ly jednak przyznaje, że dotychczaso
wa praktyka nie jest zbyt zachęcająca.
Dodajmy, że od ogłoszenia broszury upłynęły dalsze miesiące jeszcze mniej zachęcające.
Autor nie wchodzi w szczegóły różnic i podobieństw Paktu Ligi i Karty N a
rodów Zjednoczonych, lecz ogranicza się do najbardziej zasadniczych zagadnień.
Przeciwstawia się on twierdzieniu, że w sformułowaniu paktu Ligi doszukiwać się należy bankructwa systemu zbio
rowego bezpieczeństwa i pokoju, usta
nowionego w Wersalu. Jest to jego zdaniem próba przerzucenia odpowie
dzialności za to bankructwo przez współczesnych na autorów Paktu. Tym
czasem doszłoby do drugiej wojny, pociągają za sobą zastosowanie sankcji jak też i zobowiązania członków Ligi na ten wypadek. W przeciwieństwie do tego, Karta Narodów Zjednoczo
nych bardzo ściśle określa rozdzielenie kompetencji między Ogólnym Zgroma
dzeniem a Radą Bezpieczeństwa. Za to zobowiązania członków są sformuło
wane bardzo ogólnikowo i Karta nie przewiduje, co w wypadku naruszenia zobowiązań ma postanowić Rada Bez
pieczeństwa, zostawiając jej całkowitą swobodę. W ten sposób nic np. nie stoi na przeszkodzie, aby Rada dla ra
towania pokoju, zamiast postanowić sankcję narzuciła coś w rodzaju no
wego Monachium. Jednakże najwięk
sze niebezpieczeństwo tkwi w rozwią
zaniu t. zw. reguły jednomyślności.
Podkreślano, że w przeciwieństwie do Ligi Narodów i jej Paktu, Karta zry
wa z tą zasadą, przewidując decyzje zapadające większością głosów. Jed
nakże w praktyce sprawa ma się wła
ściwie odwrotnie. Pakt Ligi przewi
dywał bowiem szereg wyjątków od za
sady jednomyślności, a w szczególno
ści w razie wybuchu sporu, glosy stron zainteresowanych nie liczyły się przy głosowaniu. Można więc było w prak
tyce powziąć decyzje mimo sprzeciwu np. napastnika przeciw sankcjom go dotykającym. Tymczasem Karta Na
rodów Zjednoczonych, znosząc zasadę jednomyślności, udzieliła prawa yeta wielkim mocarstwom. To prawo veta w praktyce może uniemożliwić jaką
kolwiek decyzję, gdyż wielkie mocar
stwo ma prawo go użyć nawet gdy jest samo zainteresowane. Oczywiście założy ono zawsze veto przeciw uchwa
le wprowadzającej sankcję przeciw nie
mu. Ponieważ zaś, dodaje prof. Brier
ly, w obecnych czasach jedynie wielkie mocarstwo może poważnie zagrozić po
kojowi świata i ważyć się na agresję, przeto system, który mieni się być sy
stemem zbiorowego bezpieczeństwa, a nie przewiduje możliwości użycia sank
cji przeciw wielkiemu mocarstwu, nie jest w ogóle żadnym systemem bez prawa. Zgromadzenie mogło zajmo
wać się wszystkim, co dotyczyło po
koju świata i zbiorowego bezpieczeń
stwa. Miało też prawo decyzji. W Karcie Narodów Zjednoczonych, Zgro
madzenie sprowadzone jest do ciała mającego jedynie prawo dyskutować i zatwierdzić budżet. Natomiast nie może powziąć decyzji, obowiązujących członków Organizacji. Wyłączne pra
wo decyzji zastrzeżone jest tylko dla P R Z E G L Ą D P O L S K I
Rady bezpieczeństwa, co sankcjonuje ich dyktaturę, powstałą w czasie trwa
nia wojny, również na okres pokoju.
W konkluzji swej pracy, prof. Brierly stwierdza: „To cośmy zrobili, to jest zamiana schematu organizacyjnego, który mógł działać lub nie, na sche
mat, który działać nie może. Zamiast ograniczyć suwerenność państw, roz
szerzyliśmy suwerenność wielkich mo
carstw“.
Jak widzimy z tych wywodów jedne
go z najwybitniejszych dziś interna- cjonalistów-prawników tak krytykowa
ny wielokrotnie system Ligi Narodów choć nie był na pewno doskonałością, dawał jednak ramy prawne, na któ
rych zależnie od dobrej woli państw, można było zbudować organizację po
koju świata. Natomiast Karta Naro
dów Zjednoczonych w samym już swo
im założeniu uniemożliwia to skut
kiem przyjęcia, pod naciskiem Rosji, nonsesownych postanowień prawno-sta- tutowych. W ramach stworzonych przez Kartę żadna organizacja świa
towa istnieć i funkcjonować nie może.
Praca prof. Brierly stanowi cenny fa
chowy przyczynek prawniczy do roz
ważań politycznych o sytuacji, w ja
ważań politycznych o sytuacji, w ja