• Nie Znaleziono Wyników

3. Po wojnie 25

3.2. Zawsze ró˙zaniec

Entuzjazm rozbudowy promieniował na miasto i na okolic˛e. Rosła wi˛ec duma lokalnej społeczno´sci. Szczególnie wida´c j ˛a było u młodzie˙zy paradu-j ˛acej z rado´sci ˛a i godno´sci ˛a w mundurkach z krawatkami i znaczkami szkoły. W nastroju tym znalazło si˛e równie˙z miejsce na ró˙zne refleksje. Kółko re-ligijne napisało list pocieszaj ˛acy do słynnego ju˙z doktora Nagai, gorliwego katolika, cierpi ˛acego na nieznan ˛a wcze´sniej chorob˛e atomow ˛a. W li´scie tym młodzie˙z pochwaliła si˛e, ˙ze nale˙zy do szkoły misyjnej, która rozwija si˛e i buduje z ˙zelbetonu, w której klasy i salony zaopatrzone s ˛a w wielkie okna oszklone witra˙zami. Poczciwy doktor odpisał im pr˛edko, doceniaj ˛ac to przed-si˛ewzi˛ecie i dzi˛ekuj ˛ac za okazan ˛a pociech˛e i za modlitwy. U góry listu nama-lował p˛edzelkiem statu˛e Matki Bo˙zej i dodał:

Kochani, nie chwalmy si˛e ˙zelbetonem i oknami, bo to wszystko przemija, ale chwalmy si˛e tym, co jest w niebie i módlmy si˛e, za-wsze Ró˙zaniec, razem Ró˙zaniec i osobno Ró˙zaniec!

dr. Paweł Nagai

Szkoł ˛a misyjn ˛a nazywano ogólnie cało´s´c naszego dzieła: uczelni˛e, gim-nazjum i liceum. Atutem szkoły i jej wyró˙znikiem byli bez w ˛atpienia jej profesorowie, pieczołowicie dobrani, ka˙zdy o szczególnych kwalifikacjach. W miejsce starego, odpowiadaj ˛acego doktrynie wojennej wychowania „pa-triotycznego” zacz˛eto prowadzi´c nieznane wcze´sniej lekcje socjologii powi ˛ a-zane z etyk ˛a chrze´scija´nsk ˛a według Przykaza´n Bo˙zych. Nauka religii była dobrowolna, a o nauk˛e katechizmu nale˙zało prosi´c specjalnym podaniem. W rankingach ró˙znych przedmiotów prym wiodła nauka j˛ezyka angielskiego prowadzona przez prawdziwych Anglików i Amerykanów.

To, co kiedy´s było sol ˛a w oku w nowych czasach stało si˛e ´zródłem dumy i szczerej rado´sci dla miasta i województwa. Wielki krzy˙z umieszczony wy-soko nad kru˙zgankiem, o´swiecony noc ˛a seledynow ˛a obr˛ecz ˛a dekoracyjnej ˙zarówki, stał si˛e symbolem miasta widocznym o ka˙zdej porze dnia i nocy, po-dziwianym tak˙ze przez przeje˙zd˙zaj ˛acych z okien poci ˛agu. Dla lokalnej spo-łeczno´sci wielkie znaczenie miały zdobywane przez młodzie˙z nagrody i przy-wileje. Zaliczano do nich zdanie egzaminu na wy˙zsz ˛a uczelni˛e. A trzeba wiedzie´c, ˙ze na egzaminach wst˛epnych do wa˙zniejszych uczelni zgłaszało si˛e

cz˛esto pi˛etnastu i wi˛ecej kandydatów na jedno miejsce, same za´s egzaminy nazywano „piekłem studenta”. Wiadomo te˙z było, ˙ze czterej prymusi ka˙zdej szkoły byli przyjmowani na wy˙zsze uczelnie bez egzaminów. St ˛ad miar ˛a po-ziomu danej szkoły była liczba jej wychowanków, którzy dostali si˛e na studia. Z tego powodu prywatne szkoły cieszyły si˛e do´s´c du˙zym zainteresowaniem, chocia˙z szkoły pa´nstwowe wcale nie pozostawały w tyle, oferuj ˛ac przy tym łatwiejszy dost˛ep i minimalne czesne.

Z miejscem powstania Hyuga Gakuin wi ˛a˙ze si˛e ciekawa i słynna histo-ria. Miyazaki („przyl ˛adek ´swi ˛atyni”) powstało jako osiedle przy uj´sciu rzeki Oyodo do morza. „Przyl ˛adek” wyst˛epuj ˛acy w nazwie miejscowo´sci ma swoje ukryte, historyczne znaczenie. Pierwotnie rzeka przed uj´sciem do morza tworzyła rodzaj zalewu, okr ˛a˙zaj ˛ac kilkukilometrowym łukiem pagórek. Lud-no´s´c zdecydowała si˛e usun ˛a´c ten w˛ezeł i przeprowadzi´c rzek˛e prosto, wyko-puj ˛ac nowe koryto. Dokonano tego kosztem kilkuletniego wysiłku. Z usu-ni˛etej ziemi zrobiono wysoki wał wysuszaj ˛acy zalew. Powstała wielka dolina nadmorska le˙zała odłogiem przez długie lata, zarastaj ˛ac sitowiem i słu˙z ˛ac jako siedziba ptaków i zwierzyny.

W pó´zniejszym czasie wał wykorzystano jako wygodny nasyp dla kolei, a w jego okolicy wybudowano ci˛e˙zkie wi˛ezienie, zbiorniki gazu, piece do pa-lenia zwłok, szałasy dla biedoty i otwory na odpadki. Wi˛ecej troski temu za-k ˛atku po´swi˛ecili katolicy z Nagasaki, którzy przenie´sli si˛e tam na skutek prze-´sladowa´n. Zało˙zyli pastwiska i pola do uprawy ry˙zu. Nareszcie salezjanie, dokopawszy si˛e studni przy pagórku, przenie´sli do tego opuszczonego za-k ˛atka Małe Seminarium z Oita. Teraz Małe Seminarium powróciło pod nazw ˛a „Aspirantat Salezja´nski” poniewa˙z diecezja zało˙zyła własne. Ładna histo-ria, prawda? Nieu˙zytków jeszcze troch˛e pozostało. Wyrosła na nich siódma szkoła podstawowa i nowe zgromadzenie zakonne Caritas, a dla misji zloka-lizowano tam cmentarz katolicki.

Gdy gmach szkolny został uko´nczony, po´swi˛econy i oddany do u˙zytku, wszyscy mocno odetchn˛eli. Teraz ju˙z było mo˙zna czerpa´c z owoców wyko-nanej pracy. Tymczasem pojawiła si˛e okoliczno´s´c, która podkre´sliła znacze-nie i warto´s´c powstałego dzieła. Na jesieni, jak zwyczajznacze-nie bywa, radio ogło-siło zbli˙zanie si˛e do wysp japo´nskich tajfunu nadzwyczajnej wielko´sci i siły. Sze´s´cset kilometrów ´srednicy i pr˛edko´s´c ruchu dziesi˛e´c kilometrów na go-dzin˛e. Znaczyło to trzy dni pobytu w jednym miejscu, dwóch zmian kr˛ec ˛ a-cego si˛e wichru i pi˛e´cdziesi ˛at milimetrów deszczu na godzin˛e. Prognozy nie pozostawiały ˙zadnych złudze´n. Miasto czekała powód´z i powa˙zne zniszcze-nia, na nic zdawały si˛e przygotowania nawet te najlepiej przemy´slane. Po-zostało tylko zabranie czego si˛e da i ucieczka. Wydano wi˛ec oficjalne rozpo-rz ˛adzenie adresowane do wszystkich, aby schroni´c si˛e w bezpiecznych miej-scach. Do takich zaliczono pałac województwa z ˙zelbetonu i Hyuga Gakuin, nasz ˛a szkoł˛e na pagórku za torem kolejowym. Na inne miejsca ewakuacji wskazywano wioski rozło˙zone na wy˙zu podgórskim.

Nasz przezorny ekonom zrobił pierwsze przygotowanie, wykupuj ˛ac du˙zy zapas chleba w piekarniach. Przył ˛aczono do nas mieszka´nców mieszkaj ˛ a-cych za torem kolejowym (około dwa tysi ˛ace osób) i miejski szpital zaka´zny. Ten cały lud trzeba było jako´s poukłada´c w szkolnych pomieszczeniach. Szpi-tal trafił na pi˛etro do akustycznej salki muzycznej z ła´zni ˛a i toalet ˛a na sa-mym ko´ncu jednego skrzydła budynku. Siostry Caritas z podopiecznymi jako pierwsze zgłosiły si˛e do pomocy i obj˛eły swym staraniem kuchni˛e z zapa-sami po˙zywienia. Poniewa˙z sieciowe zasilanie elektryczne miało zosta´c wy-ł ˛aczone, przez sale i korytarze przebiegł elektryk umieszczaj ˛ac tam malut-kie ˙zaróweczki podł ˛aczone do du˙zych baterii szkolnego zegara (to minimalne o´swietlenie ´swietnie zdało egzamin podczas pó´zniejszej nawałnicy). Po po-łudniu zgłosili si˛e wyznaczeni ewakuowaniu, a wieczorem po okresie ciszy jak na zawołanie gruchn˛eła burza.

Kto miał, przyniósł swoje drobne zapasy, wi˛ec na pocz ˛atek mo˙zna było sobie głowy prowiantem nie zajmowa´c. Ze wzgl˛edu na nawałnic˛e chyba nie-wielu skorzystało z nocnego wypoczynku. Dobrze, ˙ze cho´c nie było komarów, bo te w czasie tajfunu ukrywały si˛e same, jakby ludziom dla przykładu i na-uki. Nikt te˙z nie wychodził na zewn ˛atrz, bo ustanie tam na nogach graniczyło z cudem (chyba ˙ze czworakach, ale do tego nie było ˙zadnych ochotników).

Rano wszystko było ju˙z zalane. Niektóre dachówki na pawilonach, zwłaszcza te na rogu, nie wytrzymały. Ognia nie mo˙zna było rozpali´c, wi˛ec posiłki spo˙zywano na zimno. Tylko dla niemowl ˛at i dla chorych Siostry przy-gotowały co´s ciepłego na małym palenisku z w˛egla drzewnego. W mie´scie ruch zamarł i tylko radio nadawało, co si˛e dzieje na ´swiecie. U nas pierwszy dzie´n min ˛ał do´s´c spokojnie, ale z miasta dochodziły nas wiadomo´sci niepo-koj ˛ace. W centrum, cho´c pozamykano sklepy, pozostali mieszka´ncy (opu´sci´c swój dom to nie takie proste). Stra˙z po˙zarna i radiowcy monitorowali okolic˛e poruszaj ˛ac si˛e czołgami, jako jedyni wi˛ec mogli dotrze´c do ró˙znych zagro˙zo-nych miejsc. Przez krótk ˛a chwil˛e zawitali na zwiady równie˙z i do nas.

Po nocnych opadach poziom wody w rzece wzrósł niebezpiecznie. Za-cz˛eto wi˛ec zwozi´c worki z piaskiem i uszczelnia´c nasyp na zakr˛ecie. Na trzeci dzie´n powtórzono nawoływanie do opuszczenia nizin, bo rzeka zagroziła przerwaniem nasypu. Pojawili si˛e te˙z pierwsi ranni i zagubieni. Ostatnia noc była krytyczna. Mało kto spał wsłuchuj ˛ac si˛e w odgłosy wyj ˛acego wichru i na-wałnicy. O północy radio podało pocieszaj ˛ac ˛a wiadomo´s´c, ˙ze stra˙z po˙zarna wzmocniła nasyp zasypuj ˛ac tory kolei workami z piaskiem. Usłyszeli´smy te˙z, ˙ze chocia˙z wiatry nie folguj ˛a na sile, to jednak chmury z deszczem ju˙z opuszczaj ˛a okolic˛e. Nad ranem nagle wszystko ucichło wi˛ec wkrótce wszyscy bez słowa zacz˛eli opuszcza´c szkoł˛e. Tylko szpital oci ˛agał si˛e do Południa ze swoim powrotem by wpierw naprawi´c szkody zadane przez burz˛e.

Na drugi dzie´n po przej´sciu tajfunu nie było nauki w szkołach ani pracy w fabrykach. Ten czas po´swi˛econo na naprawy i porz ˛adkowanie. I cho´c ruch było wida´c prawie w ka˙zdym zak ˛atku, dopiero po tygodniu poznali´smy skutki

kl˛eski jaka nas nawiedziła. Przej´scie tajfunu spowodowało w mie´scie wielkie straty, a nawet kilka ofiar ´smiertelnych. U nas równie˙z zanotowano przykre niespodzianki. Jeden z pawilonów, który dla potrzeby zrobienia miejsca prze-suni˛eto o kilkadziesi ˛at metrów na brzeg posiadło´sci, w pierwszym dniu po-chylił si˛e ku podwórzu, a w trzecim wyprostował si˛e i run ˛ał na dom s ˛asiada (ukrywaj ˛acego si˛e w szkole z rodzin ˛a). Wszystkie dachy ucierpiały, a płoty i drzewa były albo połamane, albo wyrwane z korzeniami. Po wyprowadze-niu si˛e szpital przeprowadził dokładn ˛a dezynfekcj˛e całej szkoły i gdy nasze ˙zycie wracało do normy zacz˛eły do nas spływa´c podzi˛ekowania za udzielon ˛a opiek˛e i oznaki wdzi˛eczno´sci przewy˙zszaj ˛ace nasze oczekiwania i domysły. Władze wojewódzkie i miejskie, korzystaj ˛acy z opieki, radio, gazety i pisma – wszyscy stwierdzili, ˙ze nie tylko przyznaj ˛a si˛e do nas, ale uwa˙zaj ˛a szkoł˛e za wzór i dobrodziejstwo społeczno´sci.