• Nie Znaleziono Wyników

znaczy: a teraz muszę przestać się łudzić;

71 Lilia Weneda. Litości

W. 67 znaczy: a teraz muszę przestać się łudzić;

Żonie danego dotrzymuje słowa.

70 Ja, w słowie jego zaufana święcie, Na jego słowo dałam moje słowo:

Teraz on swoje święte słowo łamie;

A ja się muszę oszkalować sama I zaprzysiężeń moich nie dotrzymać...

75 Chodź tu, dziewczyno, wyzwałaś mnie dzisiaj Na zakład, że trzy razy ojca twego

Wyrwiesz od śmierci — a ja ci przyrzekłam, Że twego ojca oddam ci, jeżeli

Trzy razy śmierci go wyrwiesz okropnej.

80 O! łatwo zakład ci wygrać z królową, 0 której honor nie dba mąż i rycerz.

Ciesz się więc. — A ty, Lechu, tej dzieweczki Zdrowie pić będziesz moją krwią — ty znasz mnie!

Iślandzką jestem królewną, pamiętaj!

85 Do obelg takich nieprzyzwyczajona. (Chce odchodzić) Lech. Stój.

Gwinona. Idę z wieży się rzucić.

Lech. Kobieto!

Gwinona. Jak mię nie będzie, każesz z moich włosów Porobić struny do twej harfy złotej,

1 starzec ci ten będzie o mej śmierci

90 Grał — albo wicher iślandzki przyleci Z ojczystej mojej ziemi i na strunach Położy usta, przekleństwem wyjące.

Lech. Zanadto jesteś teraz rozżalona,

Mówić nie można z tobą. (Chce odchodzić) Lilia Weneda zatrzymując go. O! mój panie!

Lech. Czego odemnie chce ta wiedźma? wszyscy Przeciwko mnie są.

Lilia Weneda. Więc mój ojciec skona?

Lech. Twój ojciec na śmierć zasłużył sto razy.

Niechaj rycerze go dokończą — i niech Więcej nie słyszę o nim.

Lilia Weneda. Ach! okrutny!

ioo Słuchajże teraz mnie, straszny człowieku!

76

S łu c h a jż e te r a z m nie, ty p an i k r w a w a ! J a tu w y n a jd ę , a b y w a m n a k a rm ić Z e m s ty ła k n ą c e se rca , ta k i sp o só b ,

T a k ą w a m stra s zn ą r z e c z w y n a jd ę m y ślą , 105 T a k ą r z e c z p o w ie m , że w y s tru c h le je c ie

N a sa m ą p ie r w s z ą m y ś l tej o k ro p n o ś ci.

S łu c h a jc ie ty lk o ! s łu c h a jc ie ! T e n sta rz e c M a d z ie c i — d z ie c i te u w a s w n ie w o li.

D w ó c h m a c ie s y n ó w te g o sta rc a w r ę k a c h : 110 O tó ż w y b ie r z c ie z n ic h k tó re g o lo sem ,

D a jc ie m u w r ę c e to p ó r w y o s trz o n y , N ie c h o sto k r o k ó w stan ie i to p o re m R z u c i n a o jc a — c o ? c z y p o z w a la c ie ? Gwinona. P r z y w ie ś ć tu je ń c ó w .

Lilia Weneda. L e c z k r ó lu ! le c z k ró lu ! lis J e ż e li b r a t m ó j, r z u c iw s z y to p o rem ,

S ta rc o w i ty lk o w ło s u s tr z y ż e s iw y :

O ! p a trz a j — ten w ło s, co ta k p r z e z r o c z y s ty , J a k b la d y g w ia z d y b łę k itn e j o g o n e k ,

P o m ię d z y d rz e w e m a sta re g o g ło w ą , — 120 J e ż e li ten w ło s ty lk o m u u strzy że ,

T o w ię ź n ie b ę d ą w o ln i — c z y p r z y r z e k a s z ? Lech. Ó w , co r z e c z t a k ą zro b i, b ę d z ie w o ln y m . Lilia Weneda. Oba?

Lech. Tak, oba...

Lilia Weneda. I m ój o jc ie c ?

Gwinona. Ojciec Do mnie należy — zbaw go tak trzy razy,

A b ę d z ie w o ln y m .

125 Lilia Weneda. A c h , c z y liż n ie d o s y ć

Raz ty lk o o jc a ta k z b a w ić , k r ó lo w o !

Wchodzi LELUM i POLELUM. Oba łańcuchem złączeni tak, że prawa pierwszego ręka do lewćj ręki Polelum przykuta w. 1 1 11 w yd . ma p rzew ażn ie: topor, na tem m iejscu jednak:

topór, a także nieco dalej w . 1 4 6, 17 2, 1 7 1, 1 9 7, 2 0 6;

77 Gwinona. O tó ż są w ię ź n ie , m ó w , c z y się p o d e jm ą ?

T y sio stra sro gi targ z ro b iła ś z a n ich .

Lilia Weneda. O ! m ó w c ie d o n ich w y , — j a c a ła d rż ą c a . Lech. Je st w ie ś ć , że ce ln ie r z u c a c ie to p o rem .

Jeśli z w a s k tó r y o sto k r o k ó w rz u c i T o p o r n a o jc a , i ta k w e ń w y m ie rz y , Ż e w is z ą c e m u n a d rz e w ie z a w ło s y S ta rc o w i ty lk o w ło s u s trz y ż e s iw y : 135 T o b ę d zie w o ln y ra z e m z e s w y m b ra te m .

Lilia Weneda. N ie z e c h c ą ! oni nie z e c h c ą ! — P o le lu m , J e d y n y to je s t d la o jc a ratu n ek .

O jc ie c , n a d rz e w ie p o w ie s z o n y , sk o n a, J e ść m u nie d an o ani p ić — o n s k o n a !

h o O n w a s nie w id z i — w y d a r to m u o c z y . J e że li to p o r m u r o z trz a s k a g ło w ę , N ie b ę d zie w id zia ł, że to syn ta k rzu cił.

O n śm ie rc i sw o je j p rze d śm ie rcią n ie u jrz y . J e ż e li um rze... o śm ie rć n ielito śn ą

i45 S w e g o w ła sn e g o sy n a nie p o sąd zi...

P olelu m ... to p ó r w e ź . O jc ie c nie w id zi.

W e ź , ty lk o śm iało...

Polelum. D aj.

Lilia Weneda. A le go nie rań.

Polelum. I c ó ż m am ro b ić?

Lech. P s ie ! ty g o d zis z w e m nie.

Polelum. M ó w isz, że trz e b a g o d z ić w m e g o o jc a ? Lech. Z g n ije sz w k a jd a n a c h , je ś li nie p o słu ch a s z.

Polelum rzuca topor na ziemię

Lelum. B ra c ie , n a p ró żn o ta rg a s z się w ła ń c u c h u , N ie w o ln ik a m i je s te ś m y , P o le lu m .

P o m y ś l — ty d o b rz e w ła d a s z tem że la ze m . G d y b y nie se rce w tob ie, to b y ś trafił.

155 W ię c zatru j se rce n a ch w ilę i p o m yśl,

w. 129 1 wyd. ma: drżąca;

w. 130—197 zawierają reminiscencje z III aktu Schillerów- skiego Wilhelma Telia;

78

Ż e to n ie w o jc a w ło s u d e r z y ć trz e b a , L e c z w ło n o lu d zi ty c h , co b ę d ą c z u li H ań b ę ze s w e g o z w y c ię s t w a n a d nam i...

P o le lu m ! p o d n ie ś ten to p o r o k ro p n y ; 160 P r z y k u t y d o m n ie z a tw ą le w ą rę k ę , T y ś n ie w o ln ik ie m m o je j rę k i p r a w e j;

T y c a ły je s te ś m o ją r ę k ą p r a w ą ;

T y b ę d z ie s z rz u c a ł, a j a b ę d ę cie rp iał. — M am vż n a w ie k i i m y i n a sz o jc ie c 165 Ju ż p o k o n a n i b y ć d o lą, i n igd y,

N ig d y ty m k r w a w y m lu d zio m n ie p o k a z a ć , C o w r e s z c ie m o ż e r o z p a c z n ie w o ln ik a .

P o le lu m ! z e m s ty ! — J a sk o n a m w w ięzien iu ...

M nie trz e b a sło ń ca... to b ie z e m s ty trz e b a . A ch , b ą d ź o d w a ż n y .

no Polelum. O ! b o g i p ie k ie ln e ! Z je d n e j m i stro n y b r a t c ie r p ią c y k o n a — T a m o jc ie c n ę d z n y — tu m i d a ją to p ó r — C o r o b ić !

Lilia Weneda. O ! m ój P o le lu m ! o b ra c ie ! Z b a w is z n a s w s z y s tk ic h .

Polelum. D a j to p ó r. O ! B o ż e — 175 O d w r ó ć c ie o c z y , a b y m j a n ie w id z ia ł

N a w a s z y c h b la d y c h tw a r z a c h p rze ra że n ia . — W ię c trz e b a w ło s y te o d c ią ć — te w ło s y — T e siw e w ło s y ? — nie p a tr z c ie w y n a m nie, B o m i się o c z y łza m i ćm ią . O k ro p n ie ! lso C z y w y je s te ś c ie p e w n i, że m ię o jc ie c N ie w id z i — ty lk o c z y je s te ś c ie p e w n i?

Lilia Weneda. O n m a w y d a r te o c z y .

Polelum. P rz e z b ły ś m ę c ie M ego to p o ra u tr a c iłb y o c z y ,

G d y b y m u lu d zie o c z u nie w y d a rli.

185 A ch , d o s y ć b y ło t a k ą r z e c z w y m y ś le ć , A s ta rz e c - b y sa m so b ie w y d a r ł o c z y ,

w . 172 ojciec nędzny — w znaczeniu: n ieszczęśliw y ;

79

A b y n ie p a tr z a ł n a z a b ó jc ę sy n a.

O ! d o c z e g ó ż ty p r z y p r o w a d z a s z , B o że , C z łe k a , c o s tra c ił o jc z y z n ę ! — O ! p a trz c ie , 190 A ż e b y te ra z w y r a t o w a ć b ra ta ,

M u szę b y ć o jc a m e g o m ę c z e n n ik ie m . S io stra m n ie w ła s n a o z a b ó js tw o p rosi, L u d z ie z b o le ś c i m o je j u rą g a ją .

O ! p r z y jd ź , g o d zin o z e m s ty a lb o śm ie rci! , Gwinona. C ó ż to, w ię c n ie m asz o d w a g i?

,85 Polelum. B e z c z e ln a !

J a się o d w a g i m o jćj w ła s n e j b o ję .

P r o w a d ź c ie m n ie tam , s k ą d m a m r z u c a ć to p o r.

O tem ciśn ię c iu s tra s z liw e m W e n e d a .B ę d z ie w a m śn ić się...

Prowadzą okutych razem braci na metę rzutu - zasłona spada.

CHÓR DWUNASTU I1ARF1ARZY.

N ie ste ty ! n ie s te ty ! 200 G d zie s p ra w ie d liw o ś ć b o s k a ? g d z ie p io ru n y ?

Syn n a w ła s n e g o o jc a to p o r rz u c a , N ie b o się c a łe ćm i k r w a w e m i łun y, B ły s k a w ic o w y c h ch m u r r z y g n ę ły p łu c a ,

P io r u n ó w d e s z c z o k ro p n y — ś w ia t się w z d r y g a ! 206 C ó ż b ę d z ie , je ś li to p o r w c z a s z c e ję k n ie ?

T o p ó r , c o w d rż ą c e j r ę c e sy n a m ig a : O ! sy n u ! s e rc e tw e z b o le ś c i p ę k n ie ,

w. 1 8 8 —1 8 9 są w y ra ź n ą aluzją do niedoli narodu polskiego

w kajdanach n iew oli; ,.

w 191 muszę być ojca mego męczennikiem — sp od ziew ali­

byśm y się raczej w y ra z u : m ęczycielem ; ch o c z d ru ­ giej stron y Polelum je st także m ęczennikiem , gdyż cierp i z p ow odu tego, co k ażą mu u czy n ic;

w. 1 9 9- 2 1 4 jed en z najsilniejszych ch ó ró w , dom agający się zem sty za cierpienia narodu w n iew oli;

w. 2 0G I w y d . m a: w drżącej ręce;

80

O! córko, ojca twego krew cię splami!

O! biada wam! o! biada, niewolnicy!

210 Mięsza się wasza krew z waszemi łzami.

Serca dajecie krew pod dziób orlicy, Ona wyściela gniazdo waszemi włosami.

O niewolnicy!

Zemsta! zemsta! dopóki serce bije, zemsta

A K T T RZ E CI

SCENA I

Sala w zamku Lecha. LECH i SYGOŃ Lech. Poznałeś teraz Wenedów, Sygonie?

Wiesz, jak ciskają od oka toporem?

W uszach mi dzwoni okropne żelazo;

Ażem był jęknął, trwogą zadławiony,

5 Gdy nad Derwida głową zobaczyłem Drzazgi z żelaza rozsypane skrami.

Jużem się lękał, że w topora jęku Zarąbanego starca jęk usłyszę;

Lecz nie, wyciągnął ręce i od drzewa,

10 Jak widmo, z włosem równo odrąbanym Odstał; krwawemi łzami zapłakany, Z obliczem, pełnem boskiego uśmiechu...

Ach! czyn Weneda taki musi przeżyć Nasze mogiły. — Czy wiesz co? Sygonie,

15 Stań mi pod drzewem, stań mi tak na celu;

Niechaj na twoich włosach zaprobuję Oka i miecza!

Sygoń. Lechu, jestem łysy.

Lech. Ty łysy, prawda, to sęk! — lecz ja muszę Niedźwiedziom wydrzeć sławę pozyskaną;

20 Dziś spać nie mogłem; a kiedy nad rankiem Zamknąłem oczy, to widmo Salmona

Bibl, Nar. Nr, 16 (Słow acki: L ilia W eneda) 6

82

Jawiło mi się i mówiło do mnie

Samemi tylko urągowiskami. (Słychać trąbkę rycerską) Cóż to? czy słyszysz? słyszysz róg Salmona?

25 To Salmon trąbi przed zamkową bramą.

Jakże? — mówiłeś mi, że Salmon zginął?

Sygoń. Klnę się na Boga, żem go widział trupem.

Lech. Ale to Salmon, patrz 1 stoi przed bramą.

Sygoń. Ten mi się rycerz zdaje trochę chudszy.

Lech. Stare masz oczy — nie poznajesz zbroi?

To Salmon — o! mój Salmon! — Chodź, to Salmon!

Wychodzą

SCENA II

S a la ta ż s a m a

6winona wchodzi. Co słyszę? Salmon zatrąbił. — O! Boże!

Gdy ja tortury straszne wymyśliłam, Aby się pomścić za niego — on żyje.

Także to pewna, że serce przywyka

5 Do konieczności, choć najokropniejszej, I z jakiejkolwiekbądź rozpaczy nie chce Powracać w przeszłą radość i z trupami Powróconemi znów się zapoznawać;

Także to pewna, że osierocone

10 Przez zmarłych miejsca, gdy raz już są puste Muszą pozostać tak, dla niezmienienia

Naszych nadziei, które jak pająki Wnet zarabiają sieć, gdzie los przeleciał, By w niej nie widzieć pustki i rozdarcia?...

15 Zaczęłam się mścić za niego — on wraca.

Zemsta bez celu jest i bez przyczyny — A już jest rzeczą zaczętą. Więc znowu Do mego serca miłości nieczystej

w. 4—22 zawierają bardzo głębokie spostrzeżenie psycho­

logiczne;

83