• Nie Znaleziono Wyników

Glosa do tez - komentarz do dyskusji

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Glosa do tez - komentarz do dyskusji"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

Ryszka, Franciszek

Glosa do tez - komentarz do dyskusji

Komunikaty Mazursko-Warmińskie nr 1-2, 205-212

(2)

Franciszek Ryszka

GLOSA DO TEZ — KOMENTARZ DO DYSKUSJI

Zgadza się zapew ne z praw d ą to, o czym parok ro tn ie i z naciskiem w spom inano na tej konferencji: w okresie kryzysów , niepow odzeń i klęsk staw ia się w Polsce pytan ie o nasz c h ara k te r narodow y, jak b y w odpowiedzi na nie szukało się pociechy, a czasem i środków zaradczych. P ow tarza się św iadectw a żyw ych i przypom ina św iadectw a zmarłych. P rzyw ołuje się na pamięć dośw iadczenia dnia codziennego i obserw acje z kręgów Ipliższych i dalszych, lecz zawsze em pirycznie uchw ytnych. Co się widziało i słyszało od innych, przenosi się na papier. O bserw acja m iesza się z d y d aktyką, d y ­ d a k ty k a z anegdotą. Najważniejsze, że m am y gotowe tw ierdzenia. P rzek a­ zane w sposób kategoryczny schodzą w p ew nym m om encie z k a r t historio­ grafii, b y przekształcić się w publicystykę polityczną. T ak w łaśnie bywa, kiedy w publicystyce historycznej odgrzew a się daw no przebrzm iałe spory ro m antyków i pozytyw istów , m arzycieli i pragm atyków , irracjonalistów i racjonalistów . Nie są zresztą w ażne podziały w śród dom niem anych a n tag o ­ nistów. Ważne natom iast, że ilekroć się o tym m ów i i pisze, tylekroć w raca spraw a „ ch arak teru narodow ego” lub pew nych jego w zględnie trw a ły c h kom ponentów , k tó re raz biorą górę, innym razem u stęp u ją n a p lan dalszy.

Dyskusję tego rodzaju mogą w yw ołać i zapew ne w yw ołują w Polsce — osobliwie chyba w czasach obecnych — nieprzew idziane efekty w w yobraźni zbiorowej. Oto, skoro się ludziom w m aw ia, że m ają odpow iednie cechy cha­ ra k te r u zbiorowego (to znaczy „m a je k ażd y ” a w łaściw ie znacząca większość), są oni skłonni poddać się tak ie j sugestii. Sądzę, że d w a czynniki upraw do- dobniają tak ą możliwość. Po pierw sze — k iedy tw ierdzenia, pochodzą od a u to ­ rów u zn aw anych z ty ch czy innych powodów za auto ry tety , po w tóre — gdy m ów i się o cechach c h arak teru , któ re m ożna uznać za sym patyczne, poniew aż trad y c ja ,w łasnej k u ltu r y łączy je z powszechnie u zn aw anym i wartościami. D obrze cśuć się odw ażnym ■— choćby na pograniczu lekkomyślności, dobrze — zdolnym do poświęceń, choćby w y n ik ich był problem atyczny, dobrze — w iernym wobec w łasnych symboli, choćby sym bole kiepsko przy staw ały do rzeczywistości. Niegroźnie w zestaw ieniu z ty m zdają się w yglądać cechy m n iej sympatyczne: b ra k odpowiedzialności i lojalności, nieum iejętność o rga­ nizacji życia, n a w et gdy eufem izm am i p o k ry w a m y p rz y w ary dość pospolite: lenistwo, bałaganiarstw o, nieuczciwość i tem u podobne.

Nie chcę, bro ń Boże — bo byłb y m zaprzeczył sam sobie — czynić n a j­ lżejszych sugestii na tem a t m ojej w łasnej koncepcji polskiego c h ara k te ru n a ­ rodowego — optym istycznej czy pesym istycznej. P rag n ę tylko zwrócić uwagę, że ludziom można czasem wm ówić pew ne cechy, zam ieniając po prostu zdania powinnościowe na orzekające. Z abieg ów przyczynia się do konstruow ania świadomości fałszywej, jeśli za jej w a ru n ek m ożna uważać zbyt dobre zdanie o sam ym sobie, i jeśli z tego nazb y t dobrego w yobrażenia wyciąga się wnioski

(3)

2 0 6 F ra n c is z e k Ryszka

co do w łasnego losu. J e s t n am źle, czy dzieje się n am k rzyw da (rzeczywista, a nie dom niem ana!) — to w ina obcych, ' zew nętrznych sił. Pow odzi n a m się dobrze, zaw dzięczamy to sam em u sobie. Być może zdarza się tak niekiedy w historii i być może częściej niż się nam zdaje, ale po drugiej jed n ak stronie historycznych konstru k cji i ocen rozciąga się m ate ria rzeczy pogm atw ana i niejasna. Poszukiw anie nazbyt prostych w y jaśn ień przyczynow ych nie jest n ajlepszym sposobem dociekania o funkcji przeszłości dla teraźniejszości.

W łaśnie teraźniejszości. Historycy, w ierni w yjaśnieniom genetycznym, skłonni są dostrzegać w niej naw arstw io n e i przekazyw ane z pokolenia na pokolenie przeżycia czy dośw iadczenia zbiorowe, k tó re czasem będziem y n a ­ zyw ali ku ltu rą, a czasem tylko tradycją. W trad y cy jn y ch u p a tru je się kodu genetycznego „ch a rak te ru narodow ego” : jesteśm y tacy lub przede wszystkim tacy, jakim i stw orzyła nas historia.

Tymczasem abstrakcyjna' h istoria nie stw orzyła niczego. Jeśli ograniczyć do rozsądnego rozm iaru rolę pospolitego przypadku, wówczas trzeba po p ro ­ stu się ^godzić, że wszystko lub ściślej: p raw ie wszystko stw orzyli sam i lu ­ dzie, zm agając się z przyrodą i... z innym i ludźmi. Wszelkie determ inizm y (odrzucić ich przecież nie sposób) to tylko działania innych ludzi. O dw oływ a­ nie się do historii byw a zw ykle pobożnym życzeniem historyka, w lepszym razie — p rojekcją jego w łasn ej postaw y wobec przedm iotu obserwow anego i to przez p ry z m a t w y b ra n y ch zapisów o m inionych aktyw nościach ludzkich.

Rzecz dotyczy wszakże w yjaśnienia, a nie opisu, chociaż w y jaśnienie nie pow inno opisu wyprzedzać. Opis, najb ard ziej n aw et ogólny, by nie pow ie­ dzieć prym ityw ny, nie może się sprow adzać do szkicow ania fig u r jed now y­ miarowych, za jakie można uważać kopie bohaterów literackich albo postacie stereotypow e, zaludniające folklor auto- i heterostereotypów etnicznych. G dy­ byśm y przypisyw ali np. Hiszpanom w zorow anie się n a bohaterze C ervantesa Don Quijote, a sobie np. na postaci K o n rad a z M ickiewiczowskich D z ia d ó w ,

wówczas znaleźlibyśmy się poza granicą sensownego potrak to w an ia spraw y. Myślę, że rów nie m ało sensow ne byłoby w prow adzenie na k a rty naszych roz­ w ażań k ary k atu raln y c h ludzików ze szkicow nika Sław om ira Mrożka, które ten św ietny pisarz i rysow nik przedstaw ił kilkanaście la t tem u — głównie na szpaltach „P rzek ro ju ”: coś pośredniego m iędzy K rakow iakiem i Ułanem. Nieodzowne paw ie pióro albo w ysoką ro gatyw kę zastępuje berecik n asunięty na czoło, krak o w sk i strój — ortalion i teczka. T ak w łaśnie widział Mrożek (w k ary k aturze) postaci „przeciętnego P o lak a” oglądane n a ulicy, ną d w o r­ cach, przy budkach z piwem, na delegacjach, w dom ach w czasow ych/ rzadziej przy pracy, a jeśli już w codziennym trudzie to najczęściej przy biurku. W satyrycznym obrazie k u ltu ry m asowej p asuje do tego celna piosenka W ojcie­ cha M łynarskiego: „W Polskę idziemy...” , „Jesteśm y na wczasach, w tych gó­ ralskich lasach...” czy wreszcie długoletni bestseller na ry n k u piosenkarskim „Przyjdzie walec i w y ró w n a ”, dość trafn ie oddawać m iał polską stereotypow ą w ersję egalitaryzm u. A więc K onrad i trad y c ja rom antyczna czy raęzej ludzi­ ki Mrożka w aurze piosenki M łynarskiego? Co jest bardziej bliskie spłaszczo­ nem u do jednego w ym iaru „ch arakterow i narodow em u” ?

Osobiście optow ałbym raczej za tym drugim, przy jm u jąc za postaw ę tej opcji statystyczną częstość spotykanych postaci i ich zachowań. Sęk w tym, że taki sposób odczytania daleko nas nie zaprowadzi, poniew aż odw ołuje się do cech mimo wszystko mało znaczących w „Polaków portrecie w łasn y m ” , n aw et gdyby b y ły prawdziwe. Sądzę, zresztą jak wielu, że pozowanie na K o n ­

(4)

2 0 7 ra d a byw ało i jest udziałem bardzo nielicznej mniejszości. „Gorączka ro m an ­ ty czna” — niech m i prof. M aria Ja n io n wybaczy, że postponuję jej określe­ nie — leczy się szybko, chyba żeby się zam ieniała w sw oją w łasną k a ry k atu rę, jak na złośliwych ry su n k ach Mrożka.

M ów im y jed n ak na serio, gdy zaś m ów im y w ten sposób, tra k tu jm y „ch a­ ra k te r n arodow y” jako zbiór cech syndrom atycznych, któ re w ted y s ta ją się ważne, gdy pow odują zachow ania znaczące dla losów zbiorowości. Muszą to być cechy w ystępujące z dużą częstotliwością i w proporcjonalnym rozkładzie w całej populacji narodow ej, by móc powiedzieć, że posiada je w łaśnie „prze­ ciętny P o la k ”, to znaczy ,taki, jakiego najczęściej m ożna spotkać. Sądzę, że ani wzorce literackie, ani postulow ane n orm y czy tylko reg u ły zachow ań nie nadają, się w ogóle do jakiejkolw iek interp retacji, n aw et gdyby uczynić z nich m odele idealne, do jakich będziem y przymierzać zaobserw ow ane postaw y i zachowania. T u w łaśnie widać, jak wielce pomocna okazuje się wiedza o przeszłości, jeśli będziem y ją upraw iać gwoli poszukiw ania cech względnie trw ałych, tzn. silnie opornych wobec zm ian cywliizacji i ku ltu ry , w yw ołanych przew ażnie (choć nie tylko) przez silne przeobrażenia społeczne. Przesunięcia na d rabinie hierarch ii socjąlnej mogą powodować i zw ykle pow odują sk ło n ­ ności do naśladow ania ze stro n y tych, którzy przesunęli się dostatecznie w y ­ soko, by naśladow ać styl życia i obyczaje w a rstw do n iedaw na elitarnych. Frzynosi to jed n ak n ad er często efekty k a ry k atu raln e , kiedy beneficjanci aw ansu — niekoniecznie spostponow ani dostatecznie „prom inenci” — w yo­ brażają sobie, że trzeba" konsum ow ać dużo, gw ałtow nie i sp ektakularnie. Nie mogę zapomnieć, jak tw órcy film u T r ę d o w a ta (w nowej wersji) przedstaw ili przyjęcie we dworze ord y n ata Michorowskiego. Owe stoły zatłoczone byle jak upchanym jadłem — to doskonały przykład takiego k ary k atu raln e g o naśla­ dow nictw a przez projekcję swoich w yobrażeń w przeszłość. Trzeba oddać spraw iedliw ość Mniszkównie; ona znacznie więcej wiedziała o sty lu życia arysto k racji w sw ojej epoce.

Jedn ak że i realia współczesne, co p raw d a na wąskich, lecz znaczących dla opinii m arginesach, u k ład ają się w obraz k a ry k atu raln y . Owe wesele nie tylko na wsi, ale i w mieście, gdzie w y n a jm u je się sale dla p a ru dziesiątków osób, stoły uginają się od jedzenia i leje się strum ieniam i alkohol. Czy jest to p rzejaw „ ch arak teru narodow ego” o historycznej prow eniencji („zastaw się, a postaw ”), czy raczej ogólnoludzka potrzeba n aw iązyw ania więzi przez taką czy inną postać im ponow ania bliźnim i przek u p y w an ia bliźnich. Można to zaklasyfikow ać rów nie dobrze jako cechę pod nazw ą „gościnność”, jak i pod nazwą „rozrzutność”. Mniejsza o to, że w obu w ypad k ach będzie to zmienna nom inalna. Można ją przełożyć na język definicji operacyjnych i m ierzyć w e ­ dle odpowiednio d o b ranych wskaźników : niech to będzie liczba ugoszczonych osób, w ydanych pieniędzy itp. Rzeczowy przykład w skazuje na am biw alencję pew nej cechy, n aw et gdy jest w yrażona w te j sam ej w artości zmiennej, tzn. m a jednakow e natężenie, bo przecież samo zachowanie może być oceniane raz jako „gościnność” , innym razem jako „rozrzutność”. Zależy to od. norm y kulturow ej, jeśli takow a istnieje, albo od pospolitego zwyczaju, k tó ry w ydaje się ta k oczywisty, iż człowiek nie zastanaw ia się nad w artościow aniem swego postępowania.

W alencja postaw uw ażanych za należące do „ch a rak te ru narodow ego” za­ leży ted y od stosunku do w łasnej k u ltu ry . N ieprzypadkow o spraw a sta je na porządku dziennym, k ied y rodzą się wątpliwości, czy ten „ ch a rak te r” godzien

(5)

2 0 8 F ra n c is z e k Ryszka

jest rzeczywiście aprobaty. N ie sądzę, aby był to dostateczny powód n adania spraw ie ra n g i problem u naukow ego, a sąd m ój opieram m. in. na w rażeniach w yniesionych z toczonej na tej sali dyskusji. D yskusja zaś zdaje się p o tw ier­ dzać metodologiczną użyteczność tego pojęcia w łaśnie w tedy, gdy dzieją się sp raw y konfliktow e. „C h ara k te r n arodow y” byłby ciekaw ostką w studiach nad k u ltu rą zbiorowości etnicznej, gdyby nie to, że przypisuje się m u zdol­ ność w yw oływ ania zachow ań konfliktow ych albo w p ływ ania na taki, a nie inny przebieg konfliktu. Oczywiście można m u przypisyw ać istotne funkcje w różnych dziedzinach życia zbiorowego, np. w organizacji pracy, w zakresie dyscypliny społecznej itd., co w publicystyce b y w a t ulubiona dziedziną poszu­ kiw ań.

Śmiem twierdzić, że jest to m niej ważne od tego, o czym w spom niałem przed chwilą. Jeśli w ielu ludzi objaw ia naraz skłonność do jednakow ych z a ­ chowań, bo jednakow o tra k tu ją sytuację, w jakiej się znaleźli, a nie nakazuje im tego ani norm a, ani bodziec pochodzący z zew nątrz, wówczas nasu w a się myśl, że ci ludzie m ają coś w spólnego w charakterze. Myśl tak a byw a w p ra w ­ dzie projekcją z jednostki na zbiorowość, jeśli przypisuje się kom uś „ch a rak ­ te r społeczny” (ein S o zial-C harakter — jak to kiedyś nazyw ał W alter B en ja­ min), tzn. widzi się w jednej, m ożliwie znaczącej postaci historycznej takie nagrom adzenie cech osobowości, jak ie rzekomo typow e są dla całej zbioro­ wości, z k tó rej w yw odzi się nasz bohater. P rzy p ad k iem takiego „ ch arak teru socjalnego” m iałby być np. H itler dla Niemców, albow iem m iał on re p re z en ­ tować wszystko, co uw ażano za zło pan u jące w „duszy niem ieckiej”, czyli właściw ie dla ujem n ej strony niemieckiego „ch a rak te ru narodow ego”. W tym i innych podobnych przypadkach typowość oznaczałaby rangow e znaczenie danej cechy lub zespołu cech, a nie ich d y stry b u cję w zbiorowości. Ale i z tym ograniczeniem w alor nauk o w y k o n stru k cji „ ch arak teru społecznego” jest żaden. Lepiej już pozostać p rzy „ch arakterze naro d o w y m ” w in tuicyjnym pojęciu te j nazwy, m ając na uw adze rangow ą ważność i statyczną częstość danej cechy lub danego syndrom u.

W róćm y do przerw anego w yw odu. Skoro gra w a rta świeczki, bo tyle się o ty m mówi, w arto zacząć od w yraźnego określenia obu kryteriów : ważności cechy w zględnie syndrom u i ustalenia statystycznej istotności zjawiska. P r ó ­ by posługiw ania się m etodam i statystycznym i nie są rzeczą nową. Były u p r a ­ w iane co n ajm n iej od trzydziestu lat, n ajp ierw w S tanach Zjednoczonych, w „szkole” m etod k w an ty ta ty w n y ch , jeśli ta k określić wolno k ieru n ek zapo­ czątkow any przez P a u la F. L azarsfelda na tere n ie socjologii zachow ań poli­ tycznych czy w prost — w politologii. W kilkanaście la t później, nie bez w p ły ­ w u k ieru n k u behaw ioralistycznego skrzyżow anego z cybernetycznym p o tra k ­ tow aniem polityki (K. W. Deutsch) — próby w yodrębnienia cech „narodo­ w y ch ” przeszły do studiów nad konfliktam i zbiorowymi. Początek dały prace am erykańskiego psychologa R. B. C attella z lat czterdziestych: C attell posłu­ żył się konceptem cech, które nazyw ał cechami „syntalitycznym i”, a które oznaczać m iały cechy „osobowości zbiorow ej” — przede w szystkim na pozio­ m ie narodu, ściślej — populacji jednego państw a, oczywiście ze względu na dogodność posługiw ania się inform acją statystyczną. K ilkanaście lat później z doświadczeń C attella skorzystali am erykańscy badacze konfliktów w ew n ętrz­ nych i zew nętrznych, czyli po prostu w ojen (T. G urr, J. D. Singer, R. J. R um ­ mel i in.). Przyśw iecała im idea, aby przez taksonomiczny opis „narodów ” (sc. mieszkańców państw) w dłuższych lub krótszych interw ałach czasowych

(6)

2 0 9 w y k ry w ać związki m iędzy atry b u tam i, postaw am i i cechami, w skazującym i z kolei na konfliktow ość lub odw rotnie skłonność do współżycia z innymi. O bserw acje obejm ow ały n a tu ra ln y ru c h ludności — ze szczególnym zwróce­ n iem u w agi na w skaźniki śm iertelności (przede w szystkim niemowląt), szansę przeżycia i śm iertelność w sk u tek chorób epidemicznych. W dalszej kolejności rejestro w an o stan urządzeń socjalnych, ek w ip u n ek służby zdrow ia (ważne wskaźniki: liczba lekarzy i łóżek szpitalnych na jednostkę populacji), później zaś w a ru n k i ośw iaty powszechnej: stan literacji, liczbę uczniów w szystkich typów szkół w układzie pionow ym w p o rów naniu do rozkładu dan y ch gru p wieku, liczbę stu d iujących na wyższych uczelniach i w y d anych dyplomów. Opis rozciąga się dalej na poziom produktyw ności i ek w ip u n k u cyw ilizacyj­ nego, począwszy od (dyskusyjnego zresztą) w skaźnika, jakim jest dochód n a ­ rodow y b ru tto p e r capita, jakkolw iek w iary g o d n e dane w te j m ate rii dadzą się zestawić zaledw ie na 25—30 la t wstecz, a więc dotyczą cza sów po dru g iej w ojnie św iatow ej. Poziom cyw ilizacyjny „narodów ” objaw iać się m iał n a jle ­ piej przez sta n urządzeń kom unikacji i telekom unikacji (poczta i kolej, stan dróg i motoryzacji, radio i telew izja) oraz ek w ipunek gospodarstw domowych. S tan b udow nictw a mieszkaniowego i zagęszczenie pow ierzchni k u b a tu ry m ie ­ szkalnej oraz konsum pcja w ażnych arty k u łó w spożywczych (zwłaszcza mięso i cukier) uzupełniają obraz „poziomu życia” , jakkolw iek nie m ów ią jeszcze ° jego „jakości”. Do tego potrzebne b yły (trudne do ustalenia i w ątp liw e w e ­ dle ich relacji do indicatum!) w skaźniki konsum pcji kultu ro w ej. Je d n ak że Owe w skaźniki nieczęsto pojaw iały się w e w spom nianych wyżej opracow a­ niach. Słuszne n atom iast w ydaw ało się nieprzyw iązyw anie szczególnej wagi do poziomu pro d u k cji przem ysłow ej i agrarn ej, jakkolw iek ustalono ponad w szelką wątpliwość, że w ysoka w ydajność rolnictw a (w p rodukcji zbóż czy też jednostek um ow nych — „crop u n its”) k o reluje się dodatnio bardzo w y ­ soko ze w skaźnikam i poziomu cywilizacji technicznej, a wysoko ujem nie z przy p ad k am i śm iertelności w s k u te k chorób epidemicznych, śm iertelnością niem ow ląt i niską szansą przeżycia. R achunek korelacji w yk azy w ał — rzecz interesu jąca — silniejszy związek zm iennych z zakresu rolnictw a z „pozio­ m em ” (jakością) życia niż ze zm iennym i obrazującym i rozwój i sta n produkcji przem ysłow ej w dziedzinie stali surow ej i surow ców energetycznych (ropa naftow a nie stanow i wyjątku!).

P ow ie ktoś, że to b an ał nie w yjaśn iający w iele więcej (tyle, że dok ład ­ niej) niż się m ów i w popu larn y m powiedzeniu: „Lepiej być bog aty m i z dro­ w y m niż biednym i chorym ”. Nie d aje się stąd w yciągnąć w niosku, żeby „biedni i chorzy” byli bardziej skłonni do konfliktów niż „bogaci i zdrow i”. Teoria w alk i klasow ej każe n am w praw dzie poszukiwać źródeł k onfliktu w ciężkiej sytuacji w yzyskiw anych i upośledzonych, czyli „biednych i cho­ ry c h ”, jed n ak samo różnicowanie bogactw a bez uw zględnienia czynnika poli­ tycznego nie zaprow adzi nas daleko, ściślej — nie wskaże, k ied y ludzie o d ­ chodzą od prym ityw nych, prepolitycznych form w alk i klasowej. Polityka nie jest jednakże autonom iczną i autoteliczną aktyw nością ludzi. Gdzie jest więc granica, od k tó rej zaczyna się au tentyczny ko n flik t polityczny: w ew nętrzny?

Mimo wielce am bitnych wysiłków , polegających m. in. na zgromadzeniu w ielkiej liczby zm iennych (ponad dw ustu w projekcie Rum m ela z la t sześć­ dziesiątych, nazw anego „Dimensions of N ations”) m etoda taksomicznego opisu w sum ie raczej zawiodła. Zw iązki m iędzy atry b u tam i, postaw am i i zachow a­ niam i — te ostatnie opisać i przedstaw ić operacyjnie było n a jtru d n ie j — nie

(7)

2 1 0 F r a n c is z e k Ryszka

w y k azały dostatecznej mocy i trwałości, aby na ich podstaw ie m ówić o kon- fliktowości „narodów ” i innych w ielkich grup, podlegających obserw acji i za­ biegom porów naw czym . Niemniej, n ie m usi to od ra zu oznaczać, b y t r u d p o ­ szedł n a m arne. W praw dzie tw ierdzenia o zależnościach — m iędzy z m ien n y ­ m i opisującym i poziom (jakość) życia w d anym k ra ju (czyli g ru p y „narodo­ w e j”), a zachow aniam i ludzkim i zaobserw ow anym i w p ro st lub na podstaw ie odpowiednio d o b ranych indykatorów — rzadko tylko zdołały się obronić, ale z opisu i ustalen ia zależności m ożna było bądź w yprow adzić nowe, bądź uści­ ślić p rz y ję te wcześniej klasyfikacje i typologie. Podziały na „północ” i „po­ łu d n ie” lub bardziej dokładnie — na „protestancką północ” i „katolickie oraz praw osław ne połu d n ie” a także podziały m iędzy „bogatych” i „biednych” (sc. m iędzy społeczeństw a a g rarn e i industrialne), społeczeństw a zacofane i pozo­ stające na w ysokim poziomie cyw ilizacyjnym — dotyczy to n a jp ie rw E u ro ­ p y — okazały się zawodne, jeśli stąd i tylko stąd m iało się w yprow adzać do­ ciekania o „ch arakterze n arodow ym ” . Potoczna wiedza o naszym kontynencie zdaje się potw ierdzać p ra w d y odk ry te niem al sto lat tem u o tym , że „etyka p ro tes ta n ck a ” i „duch k ap italizm u ” łączy zasada w ynikania. N iem niej historia poszła daleko naprzód, a w iedza em piryczna o przedm iocie podniosła się do tego stopnia dokładności, że tw ierdzenia М аха W ebera — podw ażalne już w czasie ich ogłoszenia •— w y d ają się dziś cokolw iek zwietrzałe.

„D uch” form acji kapitalistycznej — gdyby tak o w y d aw ał się zidentyfiko­ wać — m ógłby zapew ne pokrzyżować się z „duchem ” narodu, ten ostatni zaś — zam iast „unosić się n ad w odam i”, m ógłby się zw yczajnie u jaw nić w d u ­ żych b ankach i m ałych k an to rk a ch w y m ian y pod każdą szerokością geogra­ ficzną, co więcej — pozostaw ać w zgodzie z religią i k u ltu rą duchow ą osob­ ników, w k tó ry ch m iałby się wcielać. P ew ne cechy ekonomiczne społeczeństw jaw ią się wszędzie i to nie na zasadzie dyfuzji k u ltu r, lecz zgodnie z reg u łam i krążen ia tow arów i usług. W y k ryw anie ich natężenia w rozkładzie staty sty cz­ nym d aje się do pew nego stopnia przeprow adzić w opisie taksonomiczno-histo- rycznym „narodów ”, lecz czy stą d m ożna w yindukow ać osobliwości „ch a rak ­ te ru narodow ego”, to już w yd aje się mocno wątpliw e.

A jed n ak m etoda może być i b y w a p rz y d atn a w politologii pod w a r u n ­ kiem, że n ad aje się jej w y m iar ograniczony i nie rozbudza zbytnich nadziei. Opis, n a w et najdokładniejszy, nie d a je nam możliwości zdefiniow ania danego „n aro d u ” (myślę w ciąż o populacjach mieszkańców pań stw b a d an y ch w d łuż­ szym czasie m etodam i statystycznym i) w edle jego „ ch a rak te ru ”. Nie m am y p raw a powiedzieć, że pew ien naród jest „w ojow niczy”, a in n y nim nie jest — chociaż dane państw o toczyło szczególnie dużo wojen. Nie sądzę, by inną zbio­ rowość można uznać jako „pracow itą”, poniew aż jej produktyw ność jest w y ­ jątkow a, niech to będzie n aw et p rzypadek Japończyków . Sądzę raczej, że trzeba by się tu posłużyć k ategorią „etyki sy tu acy jn ej” , np. kiedy spiętrzenie zależności system ow ych w czasie w ojny u ru ch am ia takie, a nie inne reakcje zbiorowe, „etyka sy tu acy jn a” może się u trw alić i wówczas byłoby to bliższe „ch a rak te ru narodow ego” , poniew aż cechy doń przynależne m ogą się objaw iać bez konkretnego bodźca. W olałbym jed n ak zostawić dociekania w ty m p rzed­ miocie psychologii społecznej. J e s t to na pew no dyscyplina najb ard ziej pow o­ łana, b y w ypow iadać się wiążąco w te j spraw ie — z pomocą lub bez pomocy historyka.

N atom iast nie rezygnow ałbym z posługiw ania się ch ara k te ry sty k ą zacho­ w a ń w politologii. J e j aspekt b eh aw io raln y jest, m oim zdaniem, niekw estiono­

(8)

2 1 1

w any, choćby behaw ioralizm jako u n iw ersaln y klucz do w iedzy o polityce uznać po p rostu za nieprzydatny. Sądzę, że w pew nych przy p ad k ach w arto m ieć na uw adze w y raźn ie zdefiniow ane cechy zbiorowe, k tó re d ały b y się zmieścić w pojęciu „ch a rak te ru narodow ego” , ale tra k tu ją c to pojęcie raczej jako koncept metodologiczny. Otóż z obserw acji pew n y ch konfliktow ych za­ chow ań w polityce, lub prościej — przy starciach p a rtii i ruchów politycz­ nych, m anifestu ją się ra p te m cechy, k tó re nie dają się w yjaśnić inaczej niż przez niepow tarzalne osobliwości d an ej k u ltu r y politycznej. Sam konflikt, od stro n y jego genezy, daje się w yjaśnić p rzy pom ocy „źródeł” m n iej lub więcej uniw ersalnych. „Źródła” dają się stosunkow o prosto opisać, a do tego są na ogół stopniow alne i można je w yrazić operacyjnie, aby je później pomierzyć. Można więc ustalić z pew nym stopniem dokładności prognozowania, k iedy k o n flikt pow inien w ybuchnąć.

Inaczej jed n ak przebieg konfliktu. Dlaczego jego stro n y zachow ują się tak, a nie inaczej, dlaczego np. z tęp y m uporem stronią od kom prom isu, sko­ ro w y g ra n a nie mieści się w rozsądnym przew idyw aniu? Tu, jak sądzę, jest pole do popisu dla badających zjawisko „ch a rak te ru narodow ego”. Tyle, że pow ierzchow na obserw acja, odw ołująca się do lite ra tu ry (często przestarzałej, tzn. bez żadnego w p ływ u kulturow ego na współczesność) albo jeszcze gorzej: do zestarzałych stereotypów (wszelkich rom antyzm ów , pozytyw izm ów, podzia­ łów dzielnicowych etc.) — niew iele nam chyba pomoże.

Chciałbym na koniec odwołać się do m niej lub bardziej (raczej: mniej) znanych w yników b adań opinii publicznej, jak ie jeszcze w latach sześćdzie­ siątych prow adził A dam Podgórecki na te m a t k u ltu r y praw nej. Okazało się — podobnie zresztą jak w innych zbiorowościach szczycących się w ielkim u m i­ łow aniem wolności — że nie w y stęp u je zbyt w iele postaw tolerancyjnych, w sensie p rzyznaw ania wolności innym. Odw rotnie: w ystępow ała skłonność do represyjności i penalizacji życia, p raw o zaś pojm ow ano n a d er powszechnie jako czynnik re p re sji lu b p rew encji posługującej się zagrożeniem, a więc jako środek depryw acji, a nie regulacji życia społecznego. Poglądy te zdają się dość trw ałe. W prow adzonych a k tu aln ie pod m oim kiero w n ictw em ogólno­ polskich b ad aniach nad k u ltu rą polityczną m usieliśm y na podstaw ie w s tę p ­ n ych ustaleń i b ad ań pilotażow ych przyjąć hipotezę, iż w erb aln e opow iadanie się za dem okracją i wolnością nie idzie w parze z autentycznym i postaw am i głosicieli podobnych poglądów. Co gorsza: możemy założyć w ystępow anie t a ­ kich postaw, jakie przyjęło się za składniki „osobowości a u to ry ta rn e j”, tj. psychospołecznych w aru n k ó w do szerzenia się ek strem alnych ruchów p ra w i­ cowych.

Nie tw ierdzę, by było tak źle. Nie m am y jeszcze w iarygodnych w yników zakrojonego na szeroką skalę sondażu demoskopicznego. Możemy jed n ak p rz y ­ jąć, że część naszych potencjalnych respondentów będzie się plasować dość wysoko na „skali F ” (zmodyfikow anej od czasów stu d iu m zespołu Th. Adorno w 1950 r.), czyli tak iej skali w em pirycznym b adaniu postaw, jak ą dziś na ogół bezdyskusyjnie p rzy jm u je się dla zidentyfikow ania „osobowości a u to ry ­ ta r n e j” . P rzypom nijm y, że cechuje ją nietolerancja, afirm acja siły, skłonność do pro jek cji w łasnych emocji („on nienaw idzi mnie, przeto muszę go niena- w idzieć”), konserw atyzm obyczajowy, skłonność do agresji, hołdow anie teo­ riom spiskow ym p rzy w yjaśn ian iu w łasnego losu i historii.

N a razie jest to tylko hipoteza, przyznam, iż niezbyt optymistyczna. Przypuśćm y jednak, że m o ty w y są głów nie „sy tuacyjne” , ściślej — d e te rm i­

(9)

nu ją je przeżycia w y w ołane przez a k tu a ln y ostry kryzys świadomości zbioro­ w ej. Jed n o w y d aje m i się pew ne: m u sim y p rzyjrzeć się dokładniej ludziom, któ ry m chcem y przypisać posiadanie określonego „ ch a rak te ru ”. Inaczej bę­ dziem y wciąż obracać się na niew ielkiej przestrzeni, w ytyczonej przez w łasny k rą g doświadczeń, w sp arty ch lite ra tu rą piękną (czy zawsze „p ięk n ą” ?) i anegdotą historyczną.

T ak a jest m oja glosa do teorii „ch a rak te ru narodow ego” i k o m entarz do toczącej się dyskusji.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Spółka, członkowie jej organów oraz kadry zarządzającej jak również akcjonariusze, doradcy, przedstawiciele Spółki nie składają żadnych wyraźnych ani dorozumianych

Książki z serii Czytam sobie to seria książek dla najmłodszych czytelników, rozpoczynających przygodę z książką.. Dzięki tym książkom możesz nie tylko rozwijać

Urządzenia wyjściowe to takie, które wysyłają informacje z komputera do użytkownika, tak jak na przykład:. słuchawki, monitor

Materiał edukacyjny wytworzony w ramach projektu „Scholaris – portal wiedzy dla nauczycieli"1. współfinansowanego przez Unię Europejską w ramach Europejskiego

Głównym założeniem było sprawdzenie czy zeolity naturalne oraz syntetyczne glinokrzemiany typu MSU mogą być stosowane do zatrzymywania lotnych aromatów i otrzymywania układów

Wykonawca powinien umieścić ofertę w zamkniętej, nieprzeźroczystej kopercie, opatrzonej pieczęcią firmową wykonawcy oraz dopiskiem: Oferta przetargowa: „Prawo jazdy kat.

Poczucie wyjątkowości nawet najmniejszych elementów, które składają się na świat będący w ciągłym ruchu, znajduje swe poetyckie manifestacje także w twórczości

o na podstawie rankingu wynikowego sztafet w sezonie halowym 2020 (rezultaty uzyskane w Polsce w halach ze świadectwem PZLA lub na mityngach z kalendarzy EA lub/i WA), letnim 2019