• Nie Znaleziono Wyników

View of On Norwid’s Poem Początek broszury politycznej

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of On Norwid’s Poem Początek broszury politycznej"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

IN T E R P R E T A C J E

S T U D I A N O R W I D I A N A

5-6, 1987 -1 9 8 8

Z O F IA T R O JA N O W IC ZO W A

O WIERSZU NORW IDA

P O C Z Ą T E K B R O S ZU R Y POLITYCZNEJ...

Nie wiadom o dokładnie, kiedy ten wiersz pow stał. W iele przem aw ia za tym , że w okolicach pow stania styczniowego, raczej później niż w cześniej, ale kiedy dokładnie - nie w iadom o. „W iele” oznacza w tym przypadku zarów no fakt za­ mieszczenia wiersza w cyklu Vade-m ecum (większość wierszy tego cyklu p och o­ dzi z lat 1865-1866, na te też lata przypadła p raca p oety nad ostatecznym u p o ­ rządkow aniem zbioru), jak i uderzająca zbieżność problem atyki, refleksji, n a ­ wet sform ułow ań i m etaforyki wiersza z pow stającą po pow staniu styczniowym - wiele za tym przem aw ia, że od początków 1865 r. - traged ią Tyrtej1. N ie są to oczywiście argum enty niezbite, dopóki jed n ak nie m a lepszych, trzeb a na nich poprzestać.

Początek broszury politycznej... należy do wcale sporej grupy wierszy N o r­ wida jaw nie, a naw et ostentacyjnie dydaktycznych. W ypow iedź p oetycka zosta­ ła pom yślana jak o seria pow tarzających się przestróg, w większości rozpoczyna­ jących się identyczną bezosobow ą form ułą „nie trze b a” . P rzestrogi, tow arzyszą­ ca im m otyw acja, w yłaniające się spoza niej w skazania nie staw iają czytelnika w sytuacji w yboru; po przeczytaniu w iersza czytelnik pow inien dobrze w iedzieć, czego „nie trzeb a” i dlaczego, a także - co „trzeb a” i dlaczego. Pod jednym wszakże w arunkiem : że będzie to czytelnik, który się łatw o nie zniechęca i zn a j­ duje satysfakcję w pokonyw aniu trudności lektury.

O to - dla przypom nienia - tekst wiersza:

1 W kom entarzu do D z ie ł zebran ych p oety (t. 2. W arszawa 1966 s. 206, 818-819) J. W. G om ulicki hipotetycznie przyjm uje, że P o czą te k b ro szu ry p o lity c z n e j... pow stał albo w 1862, albo w 1864 r., natom iast w P ism ach w szystk ich (t. 2. W arszawa 1971 s. 388 oraz t. 11. Warszawa 1976 s. 216; dalej cyt. PWsz z o d esłan iem do o d p ow ied n iego tom u. Pierw sza liczba oznacza tom , druga - stronę) przyjmuje albo r. 1862, albo - jako term inus ad qu em - r. 1865. Jeśli zaś idzie o T yrteja, Z . Przesmycki wskazyw ał na lata 1861-1862 ( P ism a zebran e. T. C. W arszawa 1911 s. 450), J. W . G om ulicki opow iad a się natom iast za latami 1865-1866 (PW sz 5, 398^104). Sprawa, jak widać, nie jest prosta; w miarę pew n e w ydaje się tylko to , że ob a utw ory powstać m usiały w bliskim sąsiedztwie czasow ym .

(2)

N ie trzeba robić z p ok oleń ofiary, Iż o n e nie są tylko: d a l s z y m c i ą g i e m ; Strona jest, z której człek rodzi się stary, C hoć kształtow anym urasta posągiem . Przenosić w drugich swą w łasną zaw ziętość G odzi się t y l e . . . ile czcisz ich św iętość.

L ecz jeśli m niem asz, że T y - t w o r z y s z c z ł e k a , J a k B ó g , n a o b r a z T w ó j ? . . . - to rad bym w iedział, C zem u jest C zasów i p ok oleń przed ział?...

Skąd postęp ? czemu? się go w dali c zek a ...

*

N ie trzeba robić się karykaturą Tw órcy - m niem ając o naszym planecie, Ż e on wszech-św iata środkiem , albo górą; G ród zaś ojczysty, że - najpierw szym w św iecie, A w grodzie jeszcze, że nad geniusz w szelki - Sąsiad, z którym się w ypienia butelki.

N ie trzeba s i e b i e , w ciąż s i e b i e , m ieć środkiem , B y, m im ow iednie, się nie stać w yrodkiem — N ie trzeba m yśleć, że jest pod obieństw o B yć dem okratą - bez B o g a i wiary (C zego jak świat ten nie b yw ało stary!) N i bez w yznania że bywa m ęczeństw o.

N ie trzeba kłaniać się O kolicznościom , A Praw dom kazać, by za drzwiami stały; Przedaw ać laury starym znajom ościom , M yśląc, że dziejów -rytm zgłu szą tym baly!

N ie trzeba s t y l u nastrajać ulicznie Ni E w an gelii brać przez rękawiczkę; B yć zacnym ckliw o, być podłym praktycznie, Z ap ełniać p r ó ż n i ę - s e n s u przez p o t y c z k ę , I rejterow ać... lubo - h e ro iczn ie!...2

Zam ieszczony w dodatk u krytycznym do D zieł zebranych poety kom entarz Juliusza W . G om ulickiego stwierdza:

W w ierszu nie chodzi o broszurę N orw ida, ale o początek cudzej broszury politycznej, a więc o jakieś zaw arte w niej w stęp ne uw agi o charakterze ogólniejszym , które w yw ołały spod pióra p oety natychm iastow y, jak się w yd aje, a iście piorunny protest ideologiczny. Broszury stano­

(3)

wiącej przedm iot owej krytyki nie ud ało się jeszcze zidentyfikow ać i m ożna się tylko dom yślać, że napisał ją jakiś partyzant stronnictwa dem okratycznego, zw olen nik czynu zb rojn ego, naro­ dow iec i antyklerykał (a przynajmniej pisarz w olnom yśln y)3.

W obec takiego wyjaśnienia genezy wiersza m ożna zgłosić zastrzeżenia. Nie dlatego naw et, że owej konkretnej broszury, k tó ra m iałaby być ew entualnym obiektem polem iki N orw ida, nie udało się d otąd ustalić. G łów nie z tej racji, że tekst wiersza i jego myślowa zawartość nie całkiem przystają do hipotezy g ene­ tycznej mówiącej o jednej broszurze politycznej jak o bezpośredniej przyczynie jego napisania. W arto bowiem - za Jadw igą Puzyniną i B arb arą Subko4 - zw ró­ cić uwagę na fakt, że w Norwidowskiej wypowiedzi krytyce pod leg ają dwa ró ż­ ne, a ze sobą niezgodne, ustosunkow ania się działaczy politycznych do B oga i religii: całkowity ateizm („Nie trzeba myśleć, że jest podobieństw o / Być dem o ­ kratą - bez Boga i w iary”) oraz pow ierzchow ne, m oże instru m en talne? jej tra k ­ towanie („Nie trzeba f...] Ewangelii brać przez rękaw iczkę”). T ak a rozbieżność stanowisk była oczywiście możliwa w ram ach jedn ego pro gram u politycznego, nie była natom iast możliwa w obrębie jedn ej wypowiedzi publicystycznej. I już to samo skłania do uchylenia dom ysłu, że w interesującym nas wierszu N orw ida idzie o polem ikę z jed n ą, konkretną broszurą polityczną. Idzie w nim raczej - i taka jest główna teza przedstaw ionej tu interp retacji - o pryncypialny spór z pewnym ogólniejszym m odelem propagandy politycznej, naw et chyba nie z konkretnym program em politycznym , lecz w łaśnie z m odelem m ogącym objąć szereg program ów , z konstytuującym i go regułam i i zasadam i5.

Norwid nie nazwał swojego wiersza Broszurą polityczną, co byłoby analogi­ czne do innych jego tytułów , jak D ziennik-W arszaw ski czy Pow ieść, ale właśnie Początkiem broszury politycznej... Z w ielokropkiem na końcu, co w V ade-m e­ cum należy do w yjątków , w jakiś sposób zw racających na tytuł uw agę, „d a ją ­ cych do m yślenia” . D la Norwidowskiej form uły tytułow ej m ożna przyw ołać dwa, niesprzeczne ze sobą, wyjaśnienia.

O tóż kiedy wiosną 1864 r. finalizow ała się spraw a nie drukow anego wcześ­ niej, a pochodzącego z okresu W iosny Ludów tra k ta tu poetyckiego N iew ola, w jednym z listów do M ariana Sokołow skiego nazwał N orw id ten utw ór „broszur­ ką polityczną” . Nie było w tym ironii, w tej „broszurce” - pisał dalej - „[...]

3 Tam że t. 2 s. 818-819.

4 J. P u z y n i n a, B. S u b k o . Interpretacja w iersza C ypriana N orw ida „P o czą tek b ro szu ry

p o lity czn e j..." „Pam iętnik Literacki” 76:1985 z. 2 s. 144. Z artykułu tego korzystam w ielok rot­

nie, częściej, niż m ogą to poświadczyć przypisy.

5 Nazwa „propaganda” w użytym wyżej znaczeniu pojaw iła się w polskiej publicystyce na przełom ie X V III i X IX w ., ale o szerokim jej rozp ow szechn ien iu m ożna m ów ić dop iero w pu­ blicystyce W ielkiej Em igracji, co wiązać trzeba z w pływ am i publicystyki francuskiej (zob. F. P e p ł o w s k i . Słow n ictw o i fra zeo lo g ia p o lsk ie j p u b licy sty k i okresu O św iecenia i R o m a n ty z ­

mu. W arszawa 1961 s. 278-284). N orw idow i ani ta nazwa, ani odpow iadający jej zakres i treść

(4)

cały jest abrys p o l i t y k i - m o j e j [...]”6. Lipska edycja z 1864 r. zaw ierała rów nież poem at Fulm inant, będący reakcją na zredukow ane w ocenie poety, bo pozbaw ione chrześcijańskich źródeł i uzasadnień, myśli i nastroje polityczne czasów pow stania styczniowego. O b a poem aty pisane były - jak Początek bro­ szu ry politycznej... - 11-zgłoskowcem; w obu - jak w wierszu z Vade-mecum - na pierw szy plan wybija się nastaw ienie persw azyjne w obec czytelnika; w obu - refleksja jest zogniskow ana w okół przekonania o nieodzowności głębokiej re- in terp retacji m yślenia o życiu n arodu, rein terpretacji w duchu praw d religij­ nych. W ydaje się zatem p raw do podobne, że Początek broszury politycznej... - poprzez tytuł uczytelniający niejako naw iązanie do świeżo wydanej w Lipsku „broszurki politycznej” - mógł być pom yślany jak o rodzaj krótkiego ideowego do niej w stępu. B yłoby to zaś tym bardziej uzasadnione, że wiersz Norw ida - jak b ęd ę to dalej chciała pokazać - przynosił poetycki w ykład przeświadczeń au to ra na tem at upraw nień propagandy politycznej, wiązał je z chrześcijańską ko ncepcją człow ieka i jej konsekw encjam i, a problem atyka ta, w takim kształ­ cie, nie była jeszcze obecna ani w poem acie Niewola, ani w Fulminancie.

A le i bez tego w yjaśnienia tytuł w iersza w ydaje się dobrze um otywowany, a przy tym zorientow any dydaktycznie. W wierszu uderza dom inacja problem aty­ ki m oralno-religijnej nad stricte polityczną, co niewątpliwie pozostaje w pewnej kolizji z oczekiw aniam i czytelnika kierującego się zapowiedzią tytułu. Z acho­ w ując ów dystans, łatw o zauw ażalny, m iędzy tytułem a tem atyką wypowiedzi, rów nocześnie przekazyw ał N orw id czytelnikowi ważną inform ację-pouczenie, że m ianowicie w polityce nie wolno abstrahow ać od pryncypiów natury m oral­ no-religijnej. „P oczątek” zatem , poniew aż wszelkie budow anie koncepcji poli­ tycznych i propagandow ych winno się rozpoczynać od fundam entu wiary. W postaci zw erbalizow anej analogiczny schem at m yślenia pojaw i się w innym w ierszu N orw ida z Vade-m ecum i do innej dziedziny ludzkiej działalności zosta­ nie odniesiony. O to w stępny fragm ent wiersza Prac-czolo:

„ P r a c o w a ć m u s i s z” - gtos ogrom ny wota - N ie z p otem dioni twej lub tw ego grzbietu ( I ż p r a c - p o c z ą t e k , dopraw dy, że nie tu), Pracować m usisz z p otem tw ego czoła!

W naszym wierszu idzie oczywiście o „polityki-początek” , „propagandy-począ- te k ” , który - zdaje się mówić p o eta - „dopraw dy, że nie tu ” , gdzie chcą go widzieć krytykow ani w wierszu ludzie, lecz zupełnie gdzie indziej; tam , gdzie to w skazuje m ój wiersz.

W świetle dotychczasowych wywodów nic nie stoi na przeszkodzie, by w P oczątku broszury politycznej... dostrzec poetycki ekwiwalent w łasnej,

6 List do M ariana S o k ołow sk iego z 13 kw ietnia 1864 r. PW sz 9, 138. 7 D z 1, 625.

(5)

Norwidowskiej broszury politycznej. H ipoteza tak a wym aga jed n ak spraw dze­ nia z tekstem w ręku - albo inaczej: wym aga tw ierdzącej odpow iedzi na p y ta­ nie, czy w wierszu zauważalne są takie cechy wypowiedzi, k tó re m ogą być u zna­ ne za poetycki odpow iednik cech znam iennych dla broszury po litycznej.

Samo pojęcie broszury wiąże się z niewielkim form atem i objętością książki, broszury politycznej - z kró tk ą publicystyczną w ypow iedzią, nierzadko p olem i­ czną (co podkreślają n iektóre XIX -wieczne encyklopedie francuskie8), n asta­ wioną na przekonanie i zjednanie czytelników dla jakichś idei czy postaw poli­ tycznych. W takim mniej więcej znaczeniu użył tego po jęcia M ickiewicz, kiedy po latach nazwał lekceważąco Konrada Wallenroda „broszurą polityczną”9, i w takim sensie pisał Norwid o N iew oli jak o o „broszurce politycznej” . N a m argi­ nesie przypom nę, że w wypowiedziach N orw ida odnaleźć m ożna rów nież użycie term inu „broszura” w innym , bardziej sceptycznym sensie (typu: „Inteligencja dzisiejsza przywykła do czytania b r o s z u r t r w a ł y c h d w a m i e s i ą c e i p a m f l e t ó w w d z i e n n i c z k a c h , śn ia d a ją c ...”10), gdy jed n ak uważniej tym wypowiedziom się przyjrzeć, widać, że zm ierzają one raczej do krytyki czytelni­ czych upodobań, niż do zdyskredytow ania broszury jak o form y zabierania gło­ su w pilnych sprawach publicznych. Pytanie zatem o elem enty broszury polity­ cznej w wierszu N orw ida będzie głównie pytaniem o sposoby realizow ania przez wiersz funkcji dydaktycznej, o zasób i ch a rak ter środków persw azji zasto ­ sowanych wobec odbiorcy.

Wcześniej pisałam już o ostentacyjnym wręcz dydaktyzm ie w iersza, zw raca­ jącym uwagę przy pierwszej lekturze. A więc anaforyczne, m ocno w ybite, ja k ­ by w ypunktow ane „nie trze b a” , bezpośrednio i dom yślnie p o rządku jące zaw ar­ te w wierszu przestrogi. A więc bezosobow a form a przestróg, n adająca im cha­ rakter prawd niesubiektywnych, lecz ogólniejszych, pow szechnych. N ależy też tutaj przywołać obserw ację J. Puzyniny i B. Subko na tem at język a i stylu N o r­ widowskiego wiersza. A utorki stw ierdzają, że „wszystkie figury stylistyczne są [...] stosunkow o łatw o czytelne” , że „nie m a w tym utw orze ani jednego neo lo ­ gizmu słow otw órczego, indywidualizm ów składniow ych ani też sem antycz­ nych” , a także, iż „zgodność toku składniow o-intonacyjnego, ograniczona ilość przerzutni oraz charakterystycznych dla składni N orw ida inw ersji - wszystko to wzmacnia rytm ikę w iersza, czyni go zrozum iałym i bardziej ekspresyw nym ” 11. K onkluzję ostatniego zdania auto rka niniejszej interp retacji chciałaby nieco zmodyfikować i zam iast: „wszystko to czyni wiersz zrozum iałym ” , chciałaby n a­ pisać: „wszystko to m a c z y n i ć wiersz b a r d z i e j zrozum iałym ” . Jakkolw iek bowiem niektóre ułatw ienia stw arzane odbiorcy w zakresie języ ka i stylu zdają

8 Por. hasto „brochure” w: D ictionnaire de la conversation et de la lecture. T . 7 -8 . Paryż 1833.

9 A . M i c k i e w i c z . D zieła w szystkie. T. 16. W arszawa 1933 s. 339. 10 List do Mariana Sokołow sk iego [ze stycznia 1865 r.]. PW sz 9, 156. 11 P u z y n i n a , S u b k o . Interpretacja w iersza s. 137-138.

(6)

się przekraczać Norw idow ską norm ę w tym zakresie, p oeta nie zrezygnował z pew nych kom plikacji i utrudnień, przed którym i postawił odbiorcę, a o których za chwilę. A zatem : wszystko to m a c z y n i ć wiersz b a r d z i e j zrozum iałym. A także: m a ułatw iać jego zapam iętanie, jeśli nie w całości, to przynajm niej we fragm entach.

W iersz N orw ida cechuje znam ienna dwubiegunow ość całej wypowiedzi. Pierwsza strofa, najdłuższa, została niem al w całości zdom inow ana przez dys­ kurs, przez co jej m iejsce w wierszu jest niejako o dręb n e, osobne. Jest jednak tak , że w raz z rozw ojem wypowiedzi nastaw ienie na dyskurs i argum entację wyraźnie m aleje i ustępuje m iejsca krótkim , n iejednokrotnie silnie em ocjonal­ nie nacechow anym konstatacjom , w śród nich m aksym om , zdaniem o charakte­ rze gnom icznym , niem al przysłow iow ym. Idzie tu o zdania: „Nie trzeba s i e ­ b i e , wciąż s i e b i e , mieć środkiem , / By, m im ow iednie, się nie stać w yrod­ kiem — ” , a przede wszystkim: „Nie trzeba kłaniać się Okolicznościom , / A Praw dom kazać, by za drzwiami stały” , „Nie trzeba s t y l u nastrajać ulicznie / Ni Ew angelii brać przez rękaw iczkę” . W yraziste, rytm iczno-intonacyjne u po ­ rządkow anie tych zdań, ich obrazow ość zderzona z abstraktem , także - pow ie­ działabym - ład m oralny utrw alony w tych zdaniach, wszystko to pow oduje, że łatw o w nas zap ad ają, łatw o je zapam iętać, więcej - chce się je zapam iętać. Z potocznego zaś dośw iadczenia wiem y, że niektóre z tych zdań istotnie są za­ pam iętyw ane i wykorzystyw ane, że czytelnikom N orw ida w różnych okolicznoś­ ciach niejako sam e się przypom inają. Tym instrum entem poetyckiej perswazji, niedostępnym prozie, Norw id posługiw ał się n iejedn okro tnie, głównie jednak w trak ta ta ch poetyckich obfitujących w łatw e do zapam iętania wierszowane sentencje i m aksym y. Ż e p o eta przywiązywał do tego sporą wagę, dowodzi fakt, iż swego czasu jedno z ukutych przez siebie zdań o charakterze przysłowia - „Nie m a m ienia bez sum ienia” - próbow ał popularyzow ać aż trzykrotnie, w ram ach swoich skrom nych możliwości, przedrukow ując je: w poem acie Pieś­ ni społecznej cztery stron, w Prom ethidionie, wreszcie w notatce w „G ońcu Pol­ skim ” , gdzie pełniło funkcję tytułu i m otta równocześnie.

G rom adząc dalej obserw acje na tem at charakteru i zasobu środków persw a­ zji zastosow anych w wierszu, zwróćmy z kolei uwagę na jasny i wyrazisty sy­ stem w artościow ania stawiający odbiorcę, jak najczęściej bywa w broszurach politycznych, poza sytuacją w yboru. Przyjrzyjm y się tem u nieco bliżej, koncen­ tru jąc uwagę głów nie, choć nie wyłącznie, na pierwszej strofie wiersza. Otóż pojaw ia się w niej tak znam ienne dla liryki N orw ida bezpośrednie skierowanie wypowiedzi do drugiej osoby:

[...]

Przenosić w drugich swą w łasną zaw ziętość G odzi się t y l e . . . ile czcisz ich św iętość.

L ecz jeśli m niem asz, że T y - t w o r z y s z c z ł e k a . J a k B ó g , n a o b r a z T w ó j ? . . . - to rad bym w iedział.

(7)

Czem u jest C zasów i pok oleń przed ział?... Skąd postęp? czem u? się go w dali czek a ...

W innych wierszach N orw ida zabieg ten buduje zazwyczaj płaszczyznę w m iarę rów norzędnego dialogu z drugą osobą bądź przynajm niej stw arza pozory takiego rów norzędnego dialogu. W naszym natom iast przypadku przyw ołanie owego „ty” , zgoła nieidentycznego z odbiorcą, nie służy wcale naw iązywaniu partnerskiego dialogu - urucham ia, jakby na praw ach w yjątku w tej bezoso bo ­ wej wypowiedzi, autorskie „ ja ” , którego przew aga jest jed n ak oczywista. Z a autorskim „ ja ” stoją bowiem poglądy wygłaszane bezosobow o, więc niejako ogólne i powszechne. Stanowisko „ty” , utożsam ione ze stanow iskiem krytyko­ wanym w wierszu, przedstaw ione jest ironicznie, doprow adzone do absurdu, jaw nie skom prom itow ane - jako uzurpacja w strofie pierw szej, „k aryk atu ra Twórcy” w drugiej, i wreszcie, w strofie trzeciej, jak o bezw iedne odstępstw o od prawd wiary.

O dbiorca, śledzący polem ikę ze swojej czytelniczej perspektyw y, postaw io­ ny został w sytuacji, w której w gruncie rzeczy nie m a w yboru: jeśli chce pozo­ stać wierny religii chrześcijańskiej, musi przyznać rację autorskiem u „ ja ” , za którym stoją praw dy religijne, musi jego argum entację zaakceptow ać. A le też zespół odbiorczych dyrektyw niesionych przez strategię N orw idow skiej w ypo­ wiedzi zdaje się nie przewidywać dla czytelnika konieczności dokonyw ania trudnych wyborów; cały wysiłek intelektualny odbiorcy został tu jakb y skiero­ wany w inną stronę, w stronę konieczności zrozum ienia wcale niełatw ego dys­ kursu i możliwych jego konsekw encji utrw alonych na różnych poziom ach w ypo­ wiedzi.

Sform ułow ana na samym początku wiersza polem iczna, dw uczłonow a teza - właściwie antyteza: „Nie trzeba robić z pokoleń ofiary, / Iż one nie są tylko: d a l s z y m c i ą g i e m ” - jeśli nadać jej pew ną ogólność, byłaby taka: politycy upraw iający propagandę nie powinni (nie m ają praw a?) narzucać następnym pokoleniom własnego systemu wartości i w łasnego rozum ienia obow iązków n a­ rodowych, poniew aż w tym zakresie kolejne pokolenia nie są tylko p rostą k o n ­ tynuacją poprzednich generacji. M ożna by mi zarzucić, że tę ogólność n ad aję wstępnej tezie wiersza bez racji, że bliskość pow stania styczniowego n adaw ała jej wymiar bardzo konkretny. A jed n ak uniw ersalny i ogólny ch a rak ter argu­ mentów wytoczonych w N orw idow skim dyskursie zdaje się sugerow ać, że cho­ dzi tu głównie o wyrazisty przykład stanow iska propagandy politycznej, co w jakiejś m ierze usprawiedliw ia m oje postępow anie.

D la motywacji wstępnej tezy posłużył się p o eta dw om a koronnym i argu­ m entam i, z których pierwszy należy do zespołu stw ierdzeń form ułow anych bezosobowo i pow ołuje się na praw dy religijne, drugi firm ow any jest autorskim „ja” i odw ołuje się do potocznego dośw iadczenia. A rgu m ent pierwszy:

(8)

Strona jest, z której człek rodzi się stary, C hoć kształtow anym urasta posągiem .

D rugi:

L ecz jeśli m niem asz, że T y - t w o r z y s z c z ł e k a , J a k B ó g , n a o b r a z T w ó j ? . . . to rad bym w iedział, C zem u jest C zasów i p o k o leń przed ział?...

Skąd postęp? czem u? się go w dali czek a ...

C zytelnik, który pow inien zrozum ieć logikę Norw idow skiego wywodu, staje tu w obliczu całej serii pytań: co to za „stro n a” , z której człowiek „rodzi się sta­ ry ”? co znaczy określenie „stary” w odniesieniu do człow ieka, który „się ro ­ dzi” ? czy i ja k a jest zależność określenia „stary” od biblijnych rozróżnień stare­ go i now ego człow ieka? a posąg, w który człowiek jest „kształtow any” , czy wiąże się z unieruchom ieniem , zastygnięciem ludzkich możliwości czy też raczej - skoro „urasta posągiem ” - z rozw ojem do pięknego, m onum entalnego kształ­ tu duchow ego? jaki jest związek logiczny m iędzy istnieniem przedziału pokoleń i czasów, oczekiw aniem człow ieka na postęp, a uzurpatorskim działaniem zm ie­ rzającym do m odelow ania świadom ości innych ludzi wedle własnego systemu w artości? Ż e te pytania i wątpliwości są uzasadnione, dowodzą tego dwa różne „św iadectw a o d b io ru ” (term in M. G łow ińskiego), zaw ierające dwie różne p ró ­ by odpow iedzi na niektóre z postaw ionych tu pytań. Idzie o książkę Jacka T rznadla C zytanie N orw ida i przywoływany tu już kilkakrotnie artykuł J. Puzy- niny i B. Subko.

W edług J. Trznadla:

[...] „stara” strona natury ludzkiej to oczyw iście już od początku istniejąca, rajska doskonałość jej jak o tworu boskiego. Instrum entalne traktow anie człow iek a jako ogniwa doskonalenia ducha jest b ezcelo w e, ten duch j e s t d o sk o n a ły 12.

Z tak ą w ykładnią nie w pełni zgadzają się obie autorki, chociaż różnica zdań nie jest duża i polega raczej na przesunięciu akcentu:

„Starość” , tj. dojrzałość człow iek a, rozum iem y jako pierw iastek boski w człow iek u, to, co w nim tw órcze, nie pod legające kształtow aniu przez innych13.

Z kolei pojaw iające się w zakończeniu pierwszej strofy „pytanie w stylu so- k ra te jsk im ” , zdaniem J. T rznadla, służy kom prom itacji uzurpatorskich dążeń ludzi na zasadzie takiego oto myślenia:

12 J. T r z n a d e l . C zytan ie N orw ida. P róby. W arszawa 1978 s. 82. 13 P u z £y n i n a , S u b k o . Interpretacja w iersza s. 142.

(9)

Chcą w ięc zastąpić B oga lub stać się B ogiem ! Jeśli jednak działają jak B ó g - to czem u d o k o n u ­ je się to tak pow oli, w periodach Czasu? W szak atrybutem boskości jest w szech m oc, działanie od r a z u ...14

0 tym samym J. Puzynina i B. Subko piszą:

Pytanie N orw idow e dotyczy zaś naszym zdaniem po prostu faktu zach odzen ia zm ian w k o le j­ nych pok oleniach, zm ian, które byłyby czymś nielogicznym , gdyby starzy bez reszty k ształtow a­ li m łodych15.

Cytow ane wyjaśnienia - autorka artyku łu skłonna jest raczej, choć nie bez pewnych zastrzeżeń, podzielać sugestie J. Puzyniny i B. Subko - przyw ołane zostały na dowód istotnych trudności w rozum ieniu argum entacji N orw ida. W jakiejś mierze były to zapew ne trudności i kom plikacje zam ierzone, w jak iej? - nie ma tu oczywiście pewności. M ożna by jed n ak zauważyć, chociaż tę o b ser­ wację dyktuje, być m oże, autorce nazbyt uporczywe przyglądanie się tekstow i wiersza, pew ne dążenie N orw ida do zm niejszenia czytelniczych w ahań. M iano­ wicie w strofie trzeciej - w zdaniu w trąconym i um ieszczonym w naw iasie, k tó re z inform acyjnego punktu widzenia nie w ydaje się aż tak bardzo konieczne 1 niezbędne - raz jeszcze posłużył się N orw id określeniem „stary” , i to w zn a­ czeniu zbliżonym do tego, jakie nadał tem u określeniu w strofie pierw szej. T ak jakby chciał naprow adzić czytelnika tej strofy na właściwy tro p interpretacyjny:

[...]

N ie trzeba m yśleć, że jest pod obieństw o B yć dem okratą - bez B oga i wiary (C zego jak świat ten nie byw ało stary!) [■•■]

„Stary” , stary jak świat; tu - w zw rotce trzeciej - w znaczeniu m iary istnie­ nia w czasie16; m ożna by dodać: trw ający od początku św iata, od sam ego stw o­ rzenia świata. „Strona jest, z której człek rodzi się stary ” , człow iek rodzi się wyposażony w atrybuty dane m u od początku, od stw orzenia człow ieka na obraz i podobieństw o B oga, atrybuty stare ja k świat. A więc istotnie, zgodnie z wykładnią J. Puzyniny i B. Subko, rodzi się wyposażony w to , „co w nim tw ó r­ cze” , w możliwość tw orzenia, możliwość przekształcania św iata, w to wszystko, co dziś wiążemy z pojęciem podm iotow ości człow ieka. Czy je d n a k te m ożliw o­ ści nie podlegają już dalszem u kształtow aniu przez innych ludzi? N orw id zdaje się sugerować, że owszem, podlegają, i że w tym w łaśnie cały problem . C zło­ wiek „rodzi się stary, / Choć kształtow anym urasta posągiem ” , posągiem kształ­

14 T r z n a d e l . C zytanie N orw ida s. 82.

15 P u z y n i n a , S u b k o . Interpretacja w iersza s. 142. lfi Por. tam że s. 136-137.

(10)

tow anym przez innych ludzi. Kwestia nie jest m arginalna, przeciw nie, wytycza ona horyzont problem ow y całej wypowiedzi, wyłania dalsze pytania, na które wiersz stara się odpowiedzieć: jak ie są nieprzekraczalne granice oddziaływania na cudzą świadom ość? jak pow inno się ją kształtow ać, by nie niszczyć, nie ograniczać danej każdem u człow iekowi i każdem u pokoleniu podm iotow ości, o której - poza dogm atem - przekonuje również ludzkie doświadczenie, „dzie- jów -rytm ” : przedział czasów i poko leń, realizow anie się postępu w historii.

D la upraw om ocnienia zaproponow anego tu odczytania dyskursu N orw ida - parę fragm entów z Tyrteja:

K o d r u s w ielk i, ostatni król, azali i dziś nie panuje nieobecn ością w szechprzytom ną?... [...] o n - kam ieniem stał się w ęgielnym p r z e o b r a ż e n i a 1 u d u [...]

N ie nauczał on służby warsztatu jako r z e m i e ś l n i k tępy i surow y, ale gestem jednym jak o m i s t r z tw orzył na wieki! [...] Inaczej sędziw y począł sob ie Likurg, w ód z ćwiczonych od dziecka chłopiąt - m armurowych m łod zień ców rzeźbiarz - m ąż, który nie w boskiej sile prze­ twarzania, lecz w w i e r n o ś c i s w o j e m u w ł a s n e m u z a r y s o w i całą siłę stanu z a ło ż y ł.

A nieco wcześniej:

Lud ten cały z -ż e 1 e ź n i a ł... już L iku rgow ego-testam en tu ostatn ie słow o przyszło na świat w p ok olen iu zrobionym przez p raw od aw cę... Już sk ończyło się w szystko, i bóg tam nic n i e t w o r z y w i ę c e j . . . [...] I oto p r z e s t a n e k - l a k o ń s k i stał się w lakońskich dziejach, tak jak w język u ic h ! ...17

C ytow ane fragm enty włożył N orw id w usta tytułow ego b o hatera tragedii Tyrtej. Tyrteuszow i, który swoją poezją rów nież upraw iał propagandę politycz­ ną, nakazał w dram acie stanąć przed tą sam ą problem atyką, przed tymi samymi pytaniam i, k tó re podjął w wierszu P oczątek broszury politycznej... Cały szereg prześw iadczeń tkwiących u p o dłoża wiersza N orw ida, jak potrzeba wychodze­ nia w polityce od praw d wiary, ja k krytyczna ocena pow tarzającej się w historii n aro d u ofiary krwi czy wreszcie jak przekon anie, że „każdy człowiek pojedyń- czy, każdy n aró d , każde pokolenie m ają bez w ątpienia strony takie, w których żaden inny człow iek pojedyńczy, żaden inny n aród , żadne inne pokolenie zastą­ pić ich nie m oże” 18, należy do stałej niem al aksjologii N orw ida. A le w ydaje się, że dopiero w tragedii Tyrtej i w P oczątku broszury p olitycznej... wyprowadził N orw id z tej aksjologii now ą, wcześniej nie zw erbalizow aną problem atykę: nie­ przekraczalnych granic w kształtow aniu cudzej świadom ości, czy - jak dziś p o ­ w iedzielibyśm y - m anipulacji dokonyw anych na cudzej świadomości zm ierzają­ cych do ubezw łasnow olnienia odbiorców . W Tyrteju dla jej eksplikacji posłużył się rozróżnieniem : m istrz i tępy rzem ieślnik. M istrz rozw ija dalej daną każdem u

17 PW sz 4, 497A-98.

(11)

człowiekowi „boską siłę przetw arzania” , tępy i surowy rzem ieślnik, narzucając innym własny wzór, m odelując ich na w łasne podobieństw o, niszczy d ar, który każdy człowiek otrzym ał: ludzką podm iotow ość. D latego w dziejach lakońskich jest „ p r z e s t a n e k ” , „tak jak w języku ich!”

Mimo uderzającego podobieństw a problem atyki w P oczątku broszury p o li­ tycznej... pod wieloma względami jest inaczej. W wypowiedziach T y rteja - już z racji samej gatunkow ej konieczności - przew ażają inform acje stem atyzow ane, dane odbiorcy w prost i bezpośrednio. W P oczątku broszury p o lityczn ej... p o ja ­ wia się natom iast cały szereg inform acji przekazanych samym sposobem ukształtow ania poetyckiej wypowiedzi.

Już samo w ielokrotnie pow tórzone „nie trz e b a ” , szczególnie tu znaczeniow o obarczone, należąc - po raz kolejny korzystam z uwag obu au to rek - do niena- cechowanej leksyki potocznej, odbiera wypowiedzi hieratyczność stylu19. T a hieratyczność byłaby tu czymś zbędnym i nie na m iejscu - za m ówiącym stoją argum enty pryncypialnej natury, a nie ton wypowiedzi. R ów nocześnie w ielo­ krotnie pow tórzone „nie trzeb a” staje się niezw erbalizow anym w yrazem n ie­ chęci do narzucania odbiorcy jakiegokolw iek św iatopoglądu politycznego, ja ­ kiegokolwiek program u politycznego. A jest to przecież wiersz zatytułow any Początek broszury po lityczn ej..., więc jakiegoś zarysu takiego pro gram u m ogli­ byśmy się spodziewać.

Raz jeszcze przypom nijm y:

N ie trzeba kłaniać się O kolicznościom , A Prawdom kazać, by za drzwiami stały;

[...]

U trw alona w języku poetyckim różnica m iędzy stanow iskiem postulow anym i krytykowanym jest właśnie taka ja k między ostrzegającym , argum entow anym „nie trzeb a” a przypisywanym propagandzie kategorycznym i dyrektyw nym „kazać” . Norw idow ska wypowiedź, m ówiąc o tym , ja k „nie trz e b a ” kształtow ać świadomości drugich, pośrednio mówi, jak „trzeb a” - przez wskazanie na m o­ żliwość upraw iania innej persw azji, persw azji nastaw ionej n a rozw ijanie i w zbo­ gacanie świadomości odbiorców o inform acje pozw alające im lepiej orientow ać się w świecie, w którym podlegają rozm aitym presjom i naciskom .

W ypowiedź N orw ida niczego odbiorcy nie nakazuje i nie narzuca - poza je ­ dnym: poza koniecznością zrozum ienia dyskursu ujaw niającego kolizję, w jak ą wchodzi inkrym inow any sposób oddziaływ ania na cudzą świadom ość z chrześci­ jańską koncepcją człow ieka. D opiero w tedy będzie mógł odczytać dalszy ciąg Norwidowskiej wypowiedzi nie jak o zbiór oderw anych um oralniających k o nsta­ tacji, lecz jak o konsekw entne obnażanie skutków tej kolizji - najpierw u tych,

(12)

którzy tw orzą propagandę (aż do bezw iednego „się stania w yrodkiem ”), a p o ­ tem w sam ej propagandzie - w jej koniunkturalnym stosunku do praw dy, w jej koteryjności, w jej niezrozum ieniu rytm u historii, w jej „stylu nastrojonym uli­ cznie” . T en dyskurs - myślę - zam ierzony był jak o niełatw y. Czy mógł być ła­ twiejszy, skoro układ ał go p o eta uporczywie dem onstrujący wiarę w sens rozwi­ jan ia podm iotow ości odbiorców , tego wszystkiego, co w nich twórcze?

Cytaty

Powiązane dokumenty

PKB .per capita Przyrost .PKB .per capi- ta .(przyrost .logaytmu),. racjonalnego .wyboru Fajnzylber .i. płaca Logarytm .średniej. realnej .płacy .w .cenach. społeczeń -

Computational Ecologies: Design in the Anthropocene Proceedings of the 35th Annual Conference of the Association for Computer Aided Design in Architecture (ACADIA).. Published

Mnożniki względem 10% wzrostu zmiennych z obszaru społeczno- ekonomicznych uwarunkowań przestępczości

dyczny był jedynym polskim teatrem , który grał Norwida (ale i mistycznego.. Norwid dziś 169 Słowackiego) w latach stalinowskich.. A wszystko w poetyce

Dzięki powyższemu twierdzeniu ten ostatni krok można wykonać już bez korzystania z warunku W.. Można to poćwiczyć na

Załamki P, jeśli są pojawią się na linii izoelektrycznej (bo brak QRS-ów).. Zdarza się, że mimo iż chcieliśmy jedynie przeprowadzić diagnostykę częstoskurcz się

Powoli obniżającą się liczbę seminarzystów zaczęli zastępować studenci świeccy przyjmowani na nowe kierunki, które ks. Bernard (przy współpracy niektórych nowych

The rule-based model of Table I performs better than all the models derived in [3], has fewer rules (seven compared to 30 in [3]), and is identified from noise contaminated data,