• Nie Znaleziono Wyników

Bożygród : powieść historyczna

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Bożygród : powieść historyczna"

Copied!
188
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)

, fs'*, \ « !

K-1

?

%

'i

¿

I

, V * i ' * i ' ■*>' ¿í i ti" ’’ 1 ;-■ . ■ I« -' / ■ 'ú í • ' i ‘* ■ Í !.- V • .«..'A • ’■ í . . V 1 ' ■1 -• i

(5)
(6)
(7)

POW IEŚĆ HISTORYCZNA

MAURYCEGO JOKAJA.

^ r z e k ł a d ^ t a n i s ł a w y j 3 .

OGÓLNEGO ZBIORU „WIECZORÓW POWIEŚCIOWYCH" D O D A T K U DO B IE S IA D Y L I T E R A C K I E J

T O M X X V II.

W A R S Z A W A .

N A K Ł A D E M „ B I E S I A D Y L I T E R A C K I E J ”.

(8)

;l,03B0 Je K 0 IJeiisypoto. B a p u ia u a , 9 A n p i j i a 1 8 8 5 ro sa .

(9)

W i r o g r ó d.

D o p iero c z te ry stu lecia u p ły n ęły , o d k ą d n a r ó d w ę g ie rsk i, pod w odzą A rp a d a p rz y b y ły , ro zsiad ł się na d olinach Cisy i D u n a ju . D w aj królow ie p a ­ n o w ali rów nocześnie n a w ęgierskim tro n ie : A n d rz e j II i syn je g o B ela IV . T a epoka, j a k k ażda in n a, m iała u je m n e sw o je stro n y . B ied y i k ło p o tó w nie- b ra k o w ało ; w ów czas już p o dnosiły się s k a rg i p rz e ­ ciw p o d atk o m i poborcom ; ty m o sta tn im d aw an o n azw ę izm aelitów alb o b u lg a ró w — b y li oni p o g a ­ nam i. N a w et papież g ło s podnió sł przeciw ich p o ­ stępow aniu, w bulli opatrzonój w iszącą pieczęcią. W s trę tn i Ci urzędnic)'’ w szystkie najw ażn iejsze s p r a ­ w y trzy m a li w sw ym ręku: bicie m o n ety od nich zależało, klucze od sk arb ó w całeg o p a ń stw a oni p o ­ siadali; n ie oszczędzali p rz y te m n ikogo — szlachcie, kró lo w i, duch o w ień stw u d aw ali się w e znaki, cóż d o p iero m ów ić o bied n y m ludzie!

W sz y stk ie je d n a k te s tra p ie n ia i tro sk i nie o b ­ ch odziły n a ro d u szeklerów . S zek lero w ie nie p rz y

(10)

-6 WIECZORY POW IEŚCIOW E.

b y li z a b ra ć te g o k ra ju , ani z księciem A lfonsem n a czele, ani z siedm iom a innym i; oni jeszcze przez p ra o jc a A tty lę i sy n a je g o C sabę zostaw ieni b yli w e w ła sn y c h siedzibach i pięćset la t ju ż w iedli ży­ w o t sp o k o jn y , g d y siedm iu „ h e tu m o g e ró w ,” m a­ l a r s k i c h książąt, w ta r g n ę ło w g ra n ic e p ań stw a. Co za ró żnica o g ro m n a istn ie je m iędzy szekleram i a przy b y szam i niepraw nym i! Czuli też oni sw ą w yż­ szość i w cale nie m ięszali się z m a g y a rsk im szcze­ pem , ja k u cz y n iły ro z sy p a n e tu i ow dzie plem ion a ja z y g ó w , połow ców , a w aró w i uzów — n a w e t się z nim i nie p okum ali j a k pieczonogow ie, chazaro w ie i k um ano w ie—a p rzeciw nie zw arli się m iędzy so b ą w zw iązek ścisły i tw a rd e m i w a ru n k a m i o b o strz o ­ n y . W a ru n k i te, ja k b y św ięte p ra w a , z o stały n a dw u k a m ien n y c h ta b lic a c h w y ry te staro-szekler- skiem ru n icz n ćm pism em , i do dziś d n ia są p rze­ ch o w an e w B udzie. N ie w tej w szakże B udzie n ad b rz e g a m i D u n a ju , w k tó rćj w ęgierscy k rólo w ie sw ą re z y d e n c y ą m ają, a zbudow anej n a rozkaz B eli, ale w innem m ieście przez b ra c i A tty li n ad b rz e g a m i K o k e li w zniesionem , w p ra s ta ry m g r o ­ dzie, gd zie za czasów A rp a d a w ielki Z an d irh a n książęcy d w ó r trzy m a ł.

O tóż ta n a kam ien iu w y ry ta u g o d a zw iązkow a opow iada: że n a ró d szeklerów nikom u d an in p ie ­ niężn y ch p łacić nie pow inien, n a w e t w ę g ie rsk iem u

kró lo w i, i od n ikogo rozkazów p rz y jm o w a ć nie m a p o trz e b y , n a w e t od w ę g iersk ieg o m o n arch y .

J e d n a ty lk o w olność istn ie je n a ziem i: w olność szek leró w , za tę wszakże w olność s p a d a ją n a nich obow iązki w ielkie, ja k o to o b ro n a g ra n ic S iedm io ­

(11)

g ro d u — rzecz n ieb łah a , zadanie ciężkie, bo za A l ­ pam i, za g ó ra m i p o czy n a się rzec m ożna A z y a, sk ą d p ły n ą h o rd y dzikich, b a rb a rz y ń sk ic h ludów .

A le n a ró d szek leró w p ow inn ość sw ą i p ra c ę p o d ją ł praw dziw ie dzielnie. K a ż d y m ężczyzna b y ł tu żołnierzem , co w ięcej, k ażd a n ie w ia sta . O becnie jeszcze w n ie k tó ry c h szeklersk ich w ioskach, g d y zo­ bac zy m y k o b iety zam iast w elon ów i czepków u b r a ­ n e w czarn e czapki, m ożem y b y ć pew ni, źe k ied y ś s ta w a ły ich poprzedniczki w je d n y m rzędzie i sze­ re g u ze sw ym i m ężam i i n a ró w n i z nim i b iły w ro ­ gów . N ic też dziw nego, źe g d y w szy sc y ta k b y li w ojow niczym d u ch em ożyw ieni, to i sto ty sięcy żołnierza p o d b ro n ią w y sta w ić um ieli w p o trze b ie, a po ło w a z te g o b y ła n a k o niach.

N ie je d e n sła w n y czyn zdobi przeszłość te g o plem ienia. Za czasów rh a b o b a n a (a rc y k a p ła n a ) U p o leta, pędzili oni ta ta rsk ie g o c h a n a A tle n -G ir a ja aż do m orza C zarn eg o i ta m wzięli go w niew olę z całóm w ojskiem . K a ż d y niem ało w ów czas d o s ta ł łu p ó w w zbroi, kon iach, n a w e t żyw ności — w y p ra ­ w a się o płaciła. K rw i zaś p rz elan ćj w ra c h u b ę nie p o d ciągano, k re w b y ła za d arm o ...

N a szeklerów sp a d a ł jeszcze obow iązek u trz y ­ m y w an ia tw ie rd z i m iejsc o b ro n n y c h . A b y ły ż to g ro d y nielada! W odzom trz e b a b y ło p o p ro stu uczyć się spo so b u w o jo w a n ia w ich ob ręb ie, ty le sztuk o n e za w iera ły . N ie b y ły to zw yczajne fo rty iik ac y e i okopy, a le istn e la b iry n ty . Jeśli n ie p rz y ja c ie l tam zabłądził, to ja k z m atn i w y p lą ta ć się nie m ógł, n ib y d y a b e ł z a k lę ty w a b ra k a d a b rz e . G d y n ie­ p rz y ja cielsk ie n ajście rozpoczynało się od do lin y

(12)

8 WIECZORY PO W IEŚCIO W E.

H orom szek u, w te d y n a p a s tn ic y w sam y m śro d k u płaszczyzny sp o ty k a li się w p ro st z g ro d e m V a r- h e ly , ja k b y św ieca strz e la ją c y m w g ó rę , i o te n sęk ła m a li sobie ro g i; ty m cza sem jeźdźcy szekler- scy obsk ak iw ali ze s tro n w szy stk ich i ra d y ju ż nie b y ło żadnej. A je ś li n ie p rz y ja c ie l p o m ija ł tw ie r ­ dzę i zap uszczał się g łę b ie j, w ów czas o tw ie ra n o śluzy i u p u sty od sztucznych jezio r, k tó ry c h w o d y p o w strz y m y w a n e b y ły w śród g ó r tam am i i g r o ­ b lam i. T e w ojen n e fo rte le i w y b ieg i p rz ech o w a ły się w spuściźnie po A g a th y rs a c h . N ie n a ty m w szakże b y ł koniec. W r o g a bow iem cz ek ały różne zasad zk i, n iety lk o lu d z k ą rę k ą p rz y g o to w an e; je ś li bow iem sk iero w ał się w stro n ę R e ty , ch cąc zd ała o b ejść sk a liste g ro d y , w ów czas n a p o ty k a ł now e n ieb ezp ieczeń stw a, poniew aż ta m zn a jd o w a ła się p u sty n ia p ia sz c z y sta w p o śró d lasów , w k tó ry c h m ie ­ szk a ły je d y n ie złe d u c h y , biesy, c z a rty i czarow nice. D y a b ły te, c z a ro w n ic e i u p io ry zw a b ia ły szalony ch w b ezd en n e trzę saw isk a, gdzie pod w a rs tw ą p iask u g n iją w b ło tn iste j w odzie tru p y to pielców , k tó rz y p odobnie znęceni b łę d n e m św iatłem o g n ik ó w , g rz ę ­ źli i za p ad ali się; sz a ta ń sk i w ich e r p ó łn o cn y N e m e re z a sy p y w a ł ich k u rz a w ą , ta k iż ledw o końce dzid w id ać było. P o za tą znów m iejscow ością ro z c ią ­ g a ją się s k a ły i sk ały , je d n e sp iętrzo n e n ad d ru - giem i, a p o k ry te p r a s ta ry m lasem , w k tó ry m g n ie ­ żdżą się żu b ry , dziki, niedźw iedzie, n a w e t la m p a r­ ty i różn e p o tw o ry , o k tó ry c h p raw d ziw em istn ie ­ niu św iadczą sk ó ry na b a rk a c h szeklerskich b o h a ­ teró w .

(13)

sty ch ciąg nie się w ielka g ro b la , p ro sto przez z a ro ­ śla, sitow ia, sk a ły i ła sy p o p ro w ad zo n a, a „p rze­ ko p em H u n ó w ” zw an a. Jed n o wszakże m iano tu nie w y sta rc z a , k a ż d a część m a oddzielne, ja k na- p rz y k ła d : K o g u c ia -b ru z d a, K u rz y -sch o d e k , D y ab li- g ru n t, W ielk o lu d ó w tam a.,, bo też ty lk o o lbrzym m ó g ł dokon ać tak ieg o dzieła. O lb rz y m te n przez c a łą p rz e c ią g n ą ł E u ro p ę ; każdy k ro k je g o z o sta­ w ia ł ślad y p o b o jo w isk a p ełn eg o tru p ó w , k aż d y o d ­ p o c z y n e k zaznaczał się g ru z am i m iast zburzonych; gdzie rę k a je g o spoczęła, t a m n ik n ą ł c a ły n aró d . L e g e n d y i g aw ęd ziarze zow ią te g o o lb rzy m a A t- ty lą , W ę g rz y d a ją m u m iano E tel. S łow iańskie je g o le g io n y u s y p a ły te b ajec zn e szańce w b e z lu ­ d n y ch pustk o w iach d la te g o , a b y h u n o w ie p o siad ali do sw y c h w y p ra w szlak bezpieczny. G ościńca te g o m a ją strzedz i p iln o w ać szeklerow ie.

...W iro g ró d stoi n a w y so k o sterc ząc y m cy plu sk ały , u stra sz liw e g o w e jśc ia do b a g n isk R e ty . D w a z g ó r s p a d a ją c e stru m ien ie, B oro snyo i K u r ­ ta , o ta c z a ją u po d n ó ża tę w y rw ę k am ien n ą .

N a sam y m zaś szczycie zn a jd u je się w ieża o k o ­ lo n a k am ie n n y m , o k rą g ły m m urem . W ie ż y c a ta d ziw aczneg o j e s t k ształtu : N iep o d o b n a do la ta rn i m o rsk ic h , szerokich zazw yczaj u g ó ry i d o łu a sm u ­ k ły c h w śro d k u , p ę k a ta j e s t i w y d ę ta j a k b y d zb an w ielki i j a k on m a n a w ierzch u p rz y k ry w k ę. O b ­ w ód je j w yn osi sześćdziesiąt kroków , w ysokość m ało co przechodzi w zrost w y b u jałej sosny. C ała z b u d o w an a j e s t z d rzew a; d ac h je j w szakże i bocz­ n e ścian y p o k ry w a m iedziana b lach a, tu i ow dzie

(14)

10 WIECZORY PO W IEŚCIO W E.

zieloną śniedzią p orosła. B ram y , w ejścia, nigdzie n ie w idać.

P o d sam y m ty lk o s k ra je m d a c h u d o strze d z m o ­ żn a do k o ła rz ą d okienek, ja k b y znaczków n a ko ­ ro n ie dzikiego m aku. N ie k tó re z nich o tw a rte są, in n e z a m k n ię te —w n o cy b ły s k a przez nie św iatło .

W ieża ta k rę ci się b e z u sta n n ie d niem i nocą, d la te g o też m iasto „ W iro g ro d e m ” nazw ane zo­ stało .

Z okien tej b a s z ty w id ać ro z le g łą p rz e s trz e ń , c a ły H a ro m szek , d o lin ę A lu ta od S zen tlelek do K okos, od Z a g a n do Z ala, n a w e t d ru g ą dolinę Bo- d za i okolicę n a d F e k e te u g y . N aw zajem w ierzch o ­ łe k i ok n a m iedzianej w ieżycy w id ać ze szczytów

g ó r B ib o rcze r, gdzie ta k zw a n y „ O g n io g ró d ” stoi; w idać też z S zac w ag ro d ii, P s a rn a b a s g ro d u , zkąd je d n e m k rzyknięciem d a ć m ożna hasło do B oźy- g ro d u i do p otężn eg o o rleg o g n ia z d a V a rb e re z . W iro g ró d je s t ja k b y s ta c y ą te le g ra fic z n ą d la sze- k leró w : o tw a r te lu b zam k n ięte o k ien k a u d zielają w ieści straż o m m ia st sąsiednich, g dzie w szystko zaznacza się p ism em runicznem , a p o tśm do za m ­ k ow ego w ó jta donosi. Jeśli w dalekiej b ard zo o d ­ le g ło śc i p o d n io są się k łę b y k urzu, lu b niszczący p ło m ie ń p o k a ż e —W iro g r ó d z a w iad am ia o te m oko­ licę i zaw czasu n a d olinie H a ro m sz e k u s ta ją zastę­ py w ojo w n ik ó w , k tó rz y w je d n e j chw ili p łu g i le ­ m iesz zam ienili n a m iecze, dzidy, m aczugi.

P o d o b n y c h w iecznie k rę c ą c y c h się g ro d ó w je s t kilk a w ty m k rajtf. N a le ży do n ich E re sz te v e n y n a d O lb rz y m ią -jam ą, A ld o b o ly n a O stro w zgó rzu i B ik a fa lv a n a Ś lim aczym -stog u.

(15)

W iro g ró d je s t w szakże o d m ien n y od in n y ch i sta n o w i czysto sze k lersk i w y n a la zek . P le m ię to n a w szy stk o zn a jd z ie sp osób i ra d ę. M iedziana ta w ieżyca b y ła g łó w n ie o b m y śla n ą n a czasy, g d y u żyw ano łu k ó w i pro cy; znakom icie bow iem n a d a ­ w a ła się do w ielu p o d stęp ó w w ojen n y ch . Nie m o ­ żna w niśj b y ło w y ła m a ć b ra m y , bo tru d n o nisz­ czyć co n ie istn ie je ; po d p alić je j tak że nie b y ło m o­ żna, choćby w lo n t o p atrzonem i strza ła m i, p oniew aż b la c h a c a ły w ierzch p o k ry w a ła ; w spiąć się n a d r a ­ b in k ach też b y ło n iep o d o b ień stw e m — w ązk a b o ­ w iem u g o ry i u dołu, a p ę k a ta w śro d k u , s ta w a ła się n ied o stęp n ą , tern w ięcej, że bez p rz e rw y w iro ­ w a ła j a k bąk. T e n to g r ó d podziw b u d zący n a ­ zw a n y j e s t w ludo w ych b a śn iac h szeklerskich „M iedzianym g ro d e m ,” o b ra c a ją c y m się n a k o g u ­ ciej łap ie.

W ja k i je d n a k sp osób w ieża ta o sad zo n a je s t n a k ogucićj ostro d ze i j a k ą m ocą k rę ci się n a niej — to p y ta n ie n a d p y ta n ia m i.

M aszyna ciąg le ru c h o m a , ow o p e rp e tu u m m obile, d o tą d nie w yn alezio na; m oże te d y o b ra c a ją b asz tę za pom ocą w ielkich koni czy baw ołów , może przez siłę w ia tru j a k w ia tra k i, a m oże rę k am i setek n ie ­ w olników , k tó rz y w ja rz m o zaprzęgnięci g n a n i są ja k b y d lę ta , b y le ty lk o w ielki g m ach w ru c h u utrzy m a ć. J e st to zaiste ciężka je d n o s ta jn a p ra c a niew olnicza! I n n y zastęp ludzi tk w i w o tw o ra c h m ied zian eg o dachu; ci znow u p a trz ą w ciąż n a k rę ­ c ą c y się p rz e d ich oczym a w id o k rąg , n a k tó ry m b e z u sta n n ie w y stę p u ją n ap rzem ian : g ó ry , lasy, rz e ­ ki, doliny, g ro d y ... o b ra z to piękny, w sp an ia ły , ale

(16)

12 WIECZORY PO W IEŚC IO W E.

śm ierteln ie m ęczący — n ik n ie n a p ra w o , a b y za chw ilę p o kazać się n a lew o. Z ad aniem o sa d z o n y ch ta m strażn ik ó w j e s t n a n a jm n ie jsz ą okoliczność zw raca ć u w ag ę, n a k ażd ą d ro b n o stk ę i zm ianę b a ­ czyć, a b y in n y ch o strze g ać i u p rzed zać. Jak im w szakże sp o so b em ci ludzie ta m się dostali? K to ich ta m zapędził? J a k im d o s ta rc z a ją n apó j i ży ­ w ność? Co zaw in ili, że ich n a ta k s tra s z n ą skazano pracę? Czy może ja k iś c z a r i u ro k z a k lą ł ich, alb o n ie u b ła g a n y p rz y m u s sk ło n ił do p o d ję c ia m ęczarn i bez końca? K to w re sz c ie oni są i kim j e s t ów, k o ­ go słu ch ają?

.„M iedziana w ieża g ó ru je w ysok o p o n a d cie- m nozielonem i la sa m i. W e dn ie św ieci się c z e rw o ­ no w złoty ch p ro m ie n ia c h słoń ca, a w n o c y m i­ goce p ło m iennem i oczym a, ja k b y n ig d y niezasy- p ia ją c y p o tw ó r.

...Innej w ieżycy w n ajb liższśm o toczen iu n ie w i­ dać; j e s t tu w praw dzie p ierw szy k ato lick i kościół, k tó ry tak że p o s ia d a wieżę, w y b u d o w a n y w T o ry i, ale g ó ry go zak ry w a ją ...

N iez m o rd o w an y W iro g ró d czasem przecież z a ­ sy p ia: g d y m g ły o p ad n ą i całę okolicę zasło n ią p o m ro k ą , w te d y j e s t d la ń chw ila o d p oczyn ku i w y ­ tch n ien ia.

(17)

I I.

K o c z u j ą c y n a r ó d .

O znaki n a niebie za p o w iad ały w ielkie na ziemi z m ia n y ; f a ta m o rg a n a p rz e ra ż a ją c e p rz e d sta w ia ła o b ra z y ; n a b a g n isk a R e t y w y s tą p iło niezm ierzone m orze; a ta m gdzie piaszczyste w zg ó rk i w y s ta w a ­ ły , D e lib a b p o k a z y w a ła p o o d w ra c a n e m iasta, k tó re ta k w y g lą d a ły , ja k g d y b y w ieże ich i dom y p o d ­ sta w a m i do n ie b a p rzy czep io n e b y ły . Jez io ra po- w y s tę p o w a ły z b rz eg ó w i p o zalew ały łąki; w źró ­ d le S z ó rre n y w oda w k re w się zam ieniła, co w e d łu g p o d a ń lu d u zap o w iad a śm ierć k ró la. D alój znów: n ie z n a n e , olbrzym iój w ielkości p ta s tw o p rz y la ty ­ w a ło od w sch o d u i n a w e t ludzi p o ry w a ło . W la ­ sach zaś w ilki i dzikie ź re b ię ta p rz e ra ż a ły p a s te ­ rz y , poż e r a ły trzo d y i ludzi, i n ik n ę ły n astęp n ie w ciem nościach d rzew i zarośli. N a p rz ek lęty ch trz ę sa w isk a c h w idziano p ostacie p lą sa ją c e a n a s tę ­ p n e g o d n ia w y ra s ta ły ta m g rz y b y tru ją c e . W re s z ­ cie d n ia je d n e g o dw a o g n iste sło ń ca z a b ły sły n a n ieb ie, a później około półn o cy czerw ona ś w ia ­ tło ść za p ł o n ę ła n a ca ły m horyzon cie, j a k g d y b y łu n a p o ż a ru . G w iazdy zaś t a k gęsto i siarczyście sy p a ły się z n ieb a, j a k g d y b y w szystkie dusze szek leró w n a p la n e ta c h i m g ław ica ch osadzone, sp a ść m ia ły z m lecznej d ro g i n a ziem ię. W końcu z h u k iem grzm o tó w o g n isty sm ok w ysk o czy ł z obło ­ ków , a za nim ca ły sz e re g p o d o b n y ch poczw ar;

(18)

14 WIECZORY PO W IEŚCIOW E.

w szystko to w pad ło w B oże jezioro , w sk u te k cze­ g o ca łe je g o b rz e g i z a ro sły ciem iern ik iem — co je s t p rzep o w ied n ią g ło d u i nędzy.

W sz y stk o sp raw d ziło się w rzeczyw istości. W m iesiącu w k tó ry m ja sk ó łk i i in n e w ę d ro w n e p ta k i o d la tu ją do k ra in ciep le jsz y ch , z W iro g ro d u rozeszła się w ieść, że po p rzez B odza i Oj to r c ią ­ g n ą o lb rz y m ie m a sy ludu. Z bliżanie się ich z a p o ­ w ia d a ły b ia łe tu m a n y k u rz u i o g n ie strażnicze w z n iecan e na p a g ó rk a c h okolicznych. P ostrzeżo no to ze szczy tu w ieży, i n a ty c h m ia s t z b a sz t fo rtecz- ny ch ro z le g ły się o d g ło sy ro g ó w , k tó re p o d b ro ń zw o ły w ały m ężów z c a łe g o k ra ju ; zarazem o s trz e ­ g a ły w szystkich m ieszkańców , a b y z dom ów p r ó ­ żno nie w ychodzili. Z am ętu je d n a k żad n eg o n ie b y ło , każdy w ied ział co m a czynić i d o k ąd sp ie­ szyć p o w in ien . T a m y u je z io r n a ty c h m ia s t o p a ­ trzo n o , d ro g i w g ó ra c h o b staw io n o k am ieniam i, a n a w ie rz c h o łk a c h p o za ty k a n o s y g n a ły ... S ęd zio ­ w ie zaś obnosili po m ia sta c h ró żn y ch m iecz w k rw i m aczan y i głosili, źe obce lu d y się zbliżają, w szy­ scy zatćm m ieszk ań cy ta k m ężczyźni j a k n iew iasty , pow inni b y ć g o to w y m i do walki.

W k ró tc e dow iedziano się p ew n iejszy ch w ia d o ­ m ości o g ro ź n y c h p rz y b y szac h . Z listu p a la ty n a dow iedzieli się k a p ła n i i w yżsi urzęd n icy k ró lew scy , że to n a ró d k u m an ó w zam ierza do ich k ra ju w ta r ­ gnąć, ty m w szakże razem nie w zły m celu, a za p rz y zw o len iem o b u w ę g ie rsk ich m o n arch ó w . K u - m an o w ie n ie m ieli o siąść n a s ta łe w S ie d m io g ro ­ dzie; chcieli oni d aló j w g łą b W ę g ie r p o c ią g n ą ć , gdzie m iędzy D u n ajem a C isą w ielkie b y ły p rz e ­

(19)

strzenie niezam ieszkałe. P le m ię to nie b u d o w a ło żad n y ch m iast a n i siedzib, a z kozam i i końm i o b o ­ zow ało p o d g o łem niebem . S zeklerow ie m ieli im pozw olić p rz e jść sw obodnie przez sw e ziem ie a oni zobow iązali się nie p ustoszyć i nie niszczyć po drodze.

K um anow ie! S ta r y to b y ł n iep rz y jaciel szekle- rów , a przecie szczep im p o k re w n y .

Z pom iędzy ró żn y ch plem ion w ęgierskich, sze­ klero w ie u w a ż a ją się za n a jp rz e d n ie js z y c h , a w y ­ m ien iając po sobie n a stę p n e , ku m an o m o sta tn ie zo sta w ia ją m iejsce. I słusznie S zeklerow ie n a jp ie rw w stąp ili na tę ziem ię i n a ojczyznę j ą sobie o b rali; n ik t ju ż ani k a w a łk a od ich p o sia d ło śc i nie m ó g ł od erw ać: an i k rw ią p rz e la n ą , an i pieniędzm i. O ni by li potom k am i A tty li i n ig d y , n a w e t przez m a ł­ żeń stw a, nie łączyli się z siedm iom a in n em i szcze­ pam i. Cześć d la przeszłości b y ła w n ich g łęb o k o zak o rzen io n ą; j a k b y re lik w ią p rz ech o w y w ali z n i e ­ b a sp a d ły m iecz A tty li i te s ta m e n t dow ódzcy Csa- by, n a koźlej skórze w y p isan y ; obok te g o p rz e c h o ­ w y w ali k am ien n ą tarc zę Z a n d irc h a n a , n a k tó re j w y ry te są g łó w n e p ra w a n a ro d o w e, i w reszcie k u ­ b e k z łu p in y o rz ech a kokosow ego zro b io n y , do k tó ­ re g o u taczali nieco k rw i d la u św ięcenia k ażdej um ow y. T o b y ły n ajd ro ż sze s k a r b y szek leró w , z k tó ry c h szczycili się; re lig ią zaś sw o ję p rz e c h o ­ w y w ali w nieskażonej czystości.

K u m an o w ie, p rzeciw nie, b y li szczep em w p ra ­ w dzie p o k re w n y m ale w ę d ru ją c y m ustaw icznie z m iejsca n a m iejsce, i łączący m się ze w szyst- kiem i innem i p lem ionam i; ani też o b y cz aje ich, ani

(20)

16 WIECZORY PO W IEŚCIO W E.

m ow a, an i k re w nie u trz y m a ły się w czy sto ści. W łaśc iw ie kum anow ie nie p o sia d a ją p ra w i o b y ­ czajów : w koczującem życiu ja k ie w iodą nic z a c h o ­ w ać nie um ieją; dość powiedzióć, że ich re lig ia je s t co raz to inna, n iestała, zaw sze bow iem czczą bogów ra z e m z k ra jo w c a m i u k tó ry c h p rz e b y w a ją ; b ó stw a coraz now e u n oszą z so b ą i d o tą d u w iel­ b ia ją , d o p ó k ąd nie zn a jd ą in n y ch .

T e ra z ci k um anow ie, z dziećm i i c a ły m ta b o ­ rem , n a jś ć m a ją k ra j szeklerów , ja k b y c h m a r a sza rań c zy , ja k b y h o rd a szatanów .

S ą ju ż w g ó ra c h pobliskich, o czem W iro g r ó d o strz e g a .

C ały sposób ich w ę d ro w an ia j e s t p rz eb ieg le o b ­ m yślan y : s tra ż p rz e d n ią sta n o w ią ludzie b u d zą cy nie ty le o b aw ę co w strę t i o brzydzenie. W s z y s t­ kie stare , szk a rad n e , p o tw o rn e k o b ie ty z e b ra n e są n a czele, a p rzew o d n iczk a tej b a n d y s tra s z y d e ł w y g lą d a j a k istn a fu ry a . W ś ró d tej z g ra i w lecze się m nóstw o kalek, lu n a ty k ó w , przez d y a b ła o p ę­ ta n y c h i g ro m a d y dzieci z a g ra b io n y c h po drodze.

B a b y j a d ą n a b aw o łach , pęd ząc za i p rzed sob ą tłu m n a g ic h dzieci, a c a ły ten h u fiec je s t znow u pędzo n y p rzez dzikich ludzi, k tó rz y w y ją c , u k az u ją się to n a przodzie, to z ty łu . S k ó ry zw ierzęce o k ry w a ją te postacie, a m ow a ich sk ła d a się ze śm iechów , pisków , w ycia i ry c z e n ia . S ta re owe ję d z e i to w arzy szą ce im p o c z w a ry m ów ią m iędzy so b ą ję z y k ie m zrozum iałym ty lk o d la nich sam y ch .

G dy ca łe to zbiegow isko ro z p o strze się n a po ­ chy ło ściach F e k e te iig y , w y g lą d a ono ja k ro zk op ane olb rzy m ie m row isko.

(21)

N ie p rz y p u szcz ajm y je d n a k , źe szeklerow ie p o ­ zwolili się n a p a ść znienacka: p rz y g o to w a li oni w szy st­ ko n a p rz y ję cie n iep ro szo n y ch przybyszów . P o ­ o tw ie ra li śluzy u je z io r — w o d a za la ła k ra j cały, z n a jd u ją c d o p iero w g ó ra c h oparcie.

A le zalew y nie p rzeszkodziły b y n ajm n iej w ta r ­ gnięciu n a trę tó w . B a w o ły ży ją w b ag n isk ac h , nie p rz e ra ż a ją się niem i, p rzeciw nie, w p a d a ją choćby w n a jc z a rn ie jsz ą kałużę, p o c ią g a ją c za so b ą c a łą tę m asę poczw ar i w rzeszczących dzieciaków . B y d lę ta ro z k ła d a ją się w m ule i im i ludziom je n o g ło w y w id ać p o n a d w o d ą s to ją c ą w b ag n isk u . T ej zbi­ te j tłu szcz y , ż a d n a siła z ta m tą d nie w ypro w ad zi, c h y b a g łó d je d e n .

G d y ju ż te c h m a ry p rz ejd ą, pokazu ją się w g ó ­ ra c h p ra w d ziw e nom ad y , w re g u la rn y c h , u p o rz ą d ­ kow an y ch h u fcach ciąg n ące; zd a ła podobni są oni do o lb rzy m ieg o w ęża, k tó ry p ełznie w dziw acznych g zy g z ak ac h . Ł e b te g o g a d u ju ż spoczyw a n a doli­ nie, a w y d łu żo n e cielsko jeszcze w ije się w śró d w ąw ozów górskich; sko ro ju ż u celu s ta n ą , zda się, źe cz arn y , w z b u rzo n y p o to k za la ł c a łą okolicę.

N a jle p sz ą część w tej k o czu jącśj arm ii sta n o ­ w ią jeźd ź cy w liczbie siedm iu ty sięcy , przez k sią­ żęcego sy n a K u te n a pro w ad zen i. Ci n a h a sło m y ­ śliw skiego ro g u , w jed n ó j chw ili m o g ą u tw o rz y ć półksiężyc; w te n bow iem sposób kum anow ie u sta ­ w ia ją sw e sze reg i do w alki. Za te m w ojskiem p o ­ stę p u je n a ró d cały , n a siedem p o d zielony szczepów ; trz y szczepy id ą n a jp ie rw ; z w a rte w sze reg i, cz te ­ r y o s ta tn ie n a końcu. W sam y m śro d k u z n a jd u je się książę ze sta rsz y z n ą sw eg o lu d u i z k ap łan a m i,

(22)

18 WIECZORY PO W IEŚCIO W E.

k tó rz y „B o k o lab ra zam i” się zw ali. M ężczyźni p r a ­ w ie w szyscy są n a koniach, a k o b ie ty i dziew częta, siedzą n a w ozach ciąg n io n y c h p rz e z w oły. W o z y te są o p a trz o n e ro d zajem d achu i u stro jo n e ziele­ nią; m łodzi ch ło p cy w ę d ru ją p rz y nich, p row adząc sfo ry psów . N a stę p n ie id ą p o g an iacze p iln u ją cy trzó d złożonych z k ró w , cieląt, kozłów , ź reb iąt, ko ­ by ł, z k tó ry c h m leka p rz y g o to w u ją kum ano wie o d u rz a ją c y n ap ó j. W k o ń c u zaś p o k a z u ją 's ię zmię- szane s ta d a dzikich koni, wołów, b a ra n ó w , czerw o- n o b ru n a tn e j n ie ro g a c iz n y , byków ; w szystko to strzeżo n e je s t przez łu czn ik ó w , k tó rz y stad o to u trz y m u ją w p o rząd k u , za pom ocą biczów i dzid kolących. S trz e lc y m a ją też obow iązek czuw ania n ad niew olnikam i, to je s t n ad m ężczyznam i i m ło ­ dzieńcam i za b ra n y m i w w a łk a ch . K o b ie ty zaw sze m a ją m niejszą w a rto ść; je ś li są m łod e i piękne, to kum an o w ie ja k o łu p w o je n n y ro z g ry w a ją je m ię­ dzy so b ą w kości; b rz y d k ie zaś i s ta re o d ra zu z a ­ b ijają.

Za tak im orszakiem c ią g n ą s ta d a w y jąc y ch w il­ ków , k tó re m a ją żer obfity z tru p ó w z o staw ia n y ch po drodze. R z e c m ożna, że s ą to n ieo d stęp n i t o ­ w arzysze n aro d ó w k o cz u ją cy ch ; c ią g n ą za niem i przez puszcze i lasy , a k a p ła n i p rz e p o w ia d a ją czę­ sto k ro ć przyszłość z ich w y c ia .

G d y c a ła ta d ru ż y n a c ią g n ę ła przez dolinę Ha* rom szeku, sp ad ł deszcz rzęsisty, a p o tśm siedmio* b a rw n a tęcza z a b ły s ła n a niebie, o p ie ra ją c je d e n koniec sw ego łu k u o w zgórza, a d ru g i to p ią c w d o ­ linie C zenku, zw anój w b a śn iac h ,,Z łotą-m isą.“ K u m an o w ie w stęp ow ali do S ie d m io g ro d u ja k b y

(23)

pod łukiera try u m fa ln y m . C ała ta m asa lu d u li­ czyła po trz y ra z y g łó w sto ty s ię c y , a w p o śró d te g o b y ło czterdzieści ty się c y z b ro jn y c h w o jo w n i­ ków.

S zeklerow ie m usieli w szystkie siły z b ie r a ć i w y ­ tężać, a b y tę nieproszoną ch m arę g o ści w p ew n y ch u trz y m a ć g ran icach . P o d „ B o ż y g ro d e m “ u staw io n ą b y ła k o nnica szeklerska, której p rz e w o d n ic z y ł a r ­ c y k a p ła n O p o u r z trze m a synam i: n a js ta r s z y m S zilam erem , średn im C zom borem i n a jm ło d sz y m Iszlą.

Z B u d a g ro d u p rz y b y ł a rc y k a p ła n S a n d o u r ze sw ym i w ojow nikam i; b y ł on oso b isto ścią znaczną, p o siad ał bow iem jeszcze sz ta n d a r A tty li, z p ió ra ­ m i cu d o w n y ch ptak ó w ; c h o rąg iew ta zw iasto w ać m ia ła zw ycięstw o. O d stro n y zaś B a rc z a sa g u z a ­ stępow ali d ro g ę najeźdźcom ,,n ie m ie c c y ry c e rz e ,“ przez „ k ró la A n d rz e ja je ro z o lim s k ie g o “ ze S y ry i sprow adzeni.

W śro d k u dolin y wznosi się cz w orobok z tw ierdz złożony. M u ry je g o je ż ą się d z id a m i, g ę s te rz ęd y w ojow ników sto ją d o k o ła .

K u te n , dow ódzca kum anów ze sw ą a rm ią p rz e ­ cisnął się aż do podnóża g ó r y ; n ie u stra sz o n y , p rz eb ił się przez w szystkie szańce, o k o p y i b a g n i- ska.

G d y s ta n ą ł tu ta j, p o g ań sk i k a p ła n K a jo n r a ­ dził m u po zostać i b og om złożyć ofiarę; to m iało n a ń ściąg n ą ć błogosław ieństw o. K a jo n b y ł „ H o r- kasem ,“ to j e s t k ap łan e m B o źy g ro d u ; w y s ła ł go p a la ty n naprzeciw kum anów , a b y słu ży ł im za p rzew odn ik a w szeklerskim k ra ju i za tłó m a cza .

(24)

2 0 WIECZORY PO W IEŚCIO W E.

M iał o n p rzy tera o b a plem iona z so b ą poznajom ić, a b y p rz y p a d k ie m z niew iadom ości za b ro ń nie chw ycili.

D o w ó d z ca k u m an ó w b y ł w szakże człekiem p rz e ­ b ie g ły m ; g d y tw ie rd z ę zobaczył, rz ek ł n ap o zó r w z g ard liw ie: „C óż m i ta m znaczy ta k ie k re to w i- sko?‘‘ A le w d u ch u m y śla ł sobie, źe do b rze b y ło ­ b y p o d o c h ro n ą deszczu, k tó ry strzelcom siedzącym n a b a sz ta c h zam oczy cięciw y, p rz em k n ąć koło fo r­ te c y cich a cze m i zajść j ą z ty łu . G d y bow iem po d ru g ie j stro n ie s ta n ę —ro zw ażał— to będę m ó g ł ja k zw ycięzca s a m staw iać w arunki, a nie p rz y jm o w a ć ich od szeklerów .

S k o ro j e d n a k pod m u ry m iasta się podsu w ali, z k u szy o sa d z o n ć j n a fo rteczn y ch okop ach w y le­ cia ła w ielk a j a k fa sa k u la g lin ian a, i p rz e rz y n a ją c p o w ie trz e , w p a d ła w szereg i n iep rzy jacielsk ich jeźd ź có w . T a m ro z p ry sła się n a szczątki, a ze śro d ­ k a je j b u c h n ę ła c h m a ra dzikich os i pszczół ta k g ę s ta , źe aż się dokoła zaciem niło. R ó j te n w oka m g n ie n iu o b siad ł ludzi i konie: k łó ł ich, g ry z ł, do k rw i k a le c z y ł. W chw ilę po pierw szej, w y p a d ła d r u g a k u la g lin ian a; z te j znów zjad liw e g a d y i w ęże w y p e łz ły , u p lą ta ły nogi klaczom i przez z a tr u te u k ąsz en ia p ra w ie do sza le ń stw a d o p ro ­ w a d z a ły zw ierzęta, k tó re z w ściekłością rz u c a ły się je d n e n a d ru g ie i ro z sz a rp y w a ły w zajem nie. D o d a ć je sz c z e trz e b a , źe kum anow ie, n a śla d u ją c tu re c k ą m odę, golili czaszkę i ty lk o n a śro d k u zo staw iali d łu g i kosm yk; pszczoły więc i o sy s ia ­ d a ły im sw obodnie n a k a rk i a w ęże sp o w ijały nogi.

(25)

B yło to lekk ie napo m n ien ie, a b y n ie za p rę d k o p ostępow ali naprzód; a b y d a ć poznać K u te n o w i, iż lepiój zsiąść z k onia i w zg o d n y sposób p ró b o w a ć gościnności u b ra m fortecznych. B ra m ę n areszc ie otw orzono, spuszczono m o st zw odzony i dow ódzca tw ie rd z y pokazał się n a czele tak iej liczby ludzi, j a ­ k a n iep rzy jacielsk iem u księciu to w a rz y sz y ła .

— D ow ódzca tw ie rd z y b y ł k o b ie tą . T o w a rz y ­ szący m u k o p ijn ic y m ieli n a sobie sk ó rz a n e p a n ­ cerze i czarne, do hełm ów p o dobne czapki, a le m ieli i niew ieście spódnice... W ą só w żad en nie p osiadał.

— Cóż-to, j a m am się k ła n ia ć b a b o m !—w w iel­ kim g n iew ie k rz y k n ą ł K u te n , g d y s p o s trz e g ł g ła d ­ kie lica ry c e rz y i poznał, źe to b ia ło g ło w y .

— D ziw ujesz się tem u?—śm iało o d p a r ł dow ódz­ ca. J a k ty , m am y miecz p rz y b o k u , h ełm n a głow ie, a i ty nosisz j a k m y sp ó d n icę.

D u m n y K u m a n ze w z g a rd ą o b ró c ił się do k a ­ p ła n a K a jo n a ,

— T a k więc m ało je s t m ężczyzn w p o ś ró d sze- k lerów , źe aż n ie w ia sty z b ro ję d ź w ig a ć m uszą?

— T rz e b a ci w iedzieć, dow ódzco — o b ja ś n ia ł go K a jo n —że k o b iety szeklerskie noszą hełm n a p a m ią ­ tk ę b itw y p o d Jelew ik, w k tó rć j ra zem z m ężczy­ znam i n a g ło w ę p o b iły ta ta r ó w .

— N ig d y nie lu b iłem w alczyć z am azo n k am i—od - m ru k n ą ł K u te n , a później d o d a ł — ra n y p rzez n ie ­ w ia s ty za d an e w iecznie się k rw a w ią, n ig d y n ie g o ­ ją ... Czy w tw ie rd z y tak że b iało g ło w a dow odzi?

— N ie b iało g ło w a ale ,,sy n -c ó ra” — p o p ra w ił k ap łan . U n as ta k i j e s t zw yczaj, że g d y w szla­

(26)

22 WIECZORY PO W IEŚCIO W E.

checkiej rodzinie m ęzka linia w y g a śn ie , w te d y całe m ienie, w ła d z a , w szy stk ie p ra w a , n a w e t im ię p rz e­ chodzi n a córkę. 1 ta w tenczas nosi m ian o „syn a- có ry .‘‘ T ra d y c y e n asz e w iele o p o w ia d a ją o ta k ic h k o b ie c y c h w ładzcach; n a w e t po drodze nap o tk asz g ro d y należące do niew iast. T a m tak że n iew iasty chodzą w hełm ach i za sia d ają w radzie.

— P rz e k lę te zw yczaje! M ięso w k rw i się g o tu je, kasza w m leku, je d n o z d ru g im iść nie m oże w parze; czegóż b a b y c h c ą w rad zie z m ężczyzna­ mi? D łu g ie w łosy, rozum k ró tk i.

— S tr z e ż się więcej ro zu m u tej ko b iety , niż je j w łosów . Jć j rozum d w a k ro ć ty le w a rt, co n as o b u r a z e m w zięty. P rz y p a trz się jen o : ta n iew iasta j e st s ła w n ą S a rą M ike, k tó ra n a w e t s ta re g o n asze­

go bożka w o jn y , D a m a sek a, ta k zakrzyczała, p rz y ­ g n ę b iła , źe te ra z siedzi sk u lo n y w kącie. W p r o ­ w adziła o n a do k ra ju w iarę c h rześc ijań sk ą i cześć

U k rzy żo w an eg o , k tó rem u w y b u d o w a ła św iąty n ię w yso k ą. W sz y s tk ie nasze w róźbiarki, w ieszczki u c ie k a ją p rz ed n ią ze strac h em . O! i ty drżyj p rz e d je j w zrokiem .

M ięd zy ż e ń sk im a m ęzkim dow ódzcą z n a jd o w ał się ja k b y sz e ro k i k a n a ł w od ą n apełniony, k tó ry ich od sieb ie oddzielał. M ost p ro w a d ząc y z je d n e j s tro n y n a d ru g ą jeszcze spuszczonym nie by ł.

— No, m ów czego chcesz?— za w o łała te ra z sil­ nym g ło se m w ład czy n i tw ierd zy.

(27)

III.

P r z y s i ę g n i j !

D ow ódzca k u m an ó w zd ją ł w ielki ró g m y śliw ­ ski, k tó ry m iał n a rzem ieniu przez p lecy p rz ew ie­ szony, i n ap ełn iw szy go w odą z k an a łu , w yrzucił w ysoko w pow ietrze; p o tem odczepił k rz y w y nóż od p asa, n a c ią ł g a rś ć tra w y i cisn ął j ą przez g ło ­ wę; nakoniec n a b r a ł p e łn ą ręk ę piasku, i w y c ią g a ­ ją c praw icę, rozłożył palce, a b y w szy stk ie z ia rn ­ k a pom iędzy niem i p rzeleciały.

W sz y stk o to b y ło u n aro d ó w k o czu jący ch św ia ­ dectw em p rz y c h y ln y c h zam iarów , oznaczało, że ani do w ody, an i do łąk, an i do g ru n tó w p ra w żad n y ch ro śc ić nie będą. R ó w n a ło się to p r z y ja ­ znem u p ow itaniu.

— W ita m cię z B ogiem !— o d p a r ła księżna i n a jć j skinienie p rzerzucono m ost przez k a n a ł a p o ­ te m cztery, w b o g a te p a sy p r z y b r a n e k o b iety p o ­ nio sły dow ódzcy k um anów chleb, sól, w ino i ogień w m isach za w a rte , flasze z d y ń w y d rą żo n e i b la ­ szane p an e w k i—w szystko to n a d ow ód serdeczn eg o przy jęcia.

P o w zajem n ej za m ia n ie u p rz e jm y c h p o w ita ń , k u m an g ło s zab rał.

— N a z y w a m się K u te n —m ów ił o n —je s te m do- w ó d zcą k u m an ó w , synem księcia T h a sh a i w y b ra ń ­ cem siedm iu szczepów. Ci oto m ężow ie po m ojej p ra w icy są: p ro ro k S e z a rm a i trzej je g o synow ie:

(28)

2 4 WIECZORY PO W IEŚCIO W E,

O sd, Z ab i B od—k a p ła n i. Ż yczym y sobie, a b y śc ie nam , w ojskom n aszym i całój d ru ż y n ie pozw olili p rz e jś ć sw obodnie przez w asze p a ń stw o , nie czy­ n iąc k rz y w d y ludziom i dzieciom . P ro sim y , a b y ś ­ cie nam użyczyli m iejsca n a w aszej ziem i, w o d y ze ź ró d e ł w aszych, p asz y z łą k i d rz ew a z lasó w — a je śli k tó ry z n aszy ch p rzew in i, za je d n e g o nie p o tę p ia jc ie ca łe g o n a ro d u . B ogów w aszy ch p rz e ­ ciw n am nie p o d b u rz a jc ie , w czasie sp a d a n ia g w ia z d z n ieb a i spuszczania się m g ły n a dolinę strzeżcie n a s od zły ch duchów . W końcu chciejcie to złoto p rz y ją ć łask aw ie, ja k o upom inek...

K sięż n a S a ra n ie p o trz e b o w a ła tło m a cza , a b y zrozum ieć sło w a K u te n a ; n arzecza ich b y ły do sie­ bie zbliżone.

— S ta n ie się w e d łu g w aszeg o ży czenia — o d ­ p a r ła . Im ię m o je znacie; d o d am ty lko, że je s te m p rz y ja c ió łk ą d o b re g o a w ro g iem złego; w ięcej nie m am do po w ied zen ia o sobie. D o k ą d n a naszej ziem i p rz eb y w ać będziecie, we w szy stk iem d o b re m p rz y jm ie c ie udział. G dy w as k to obrazi, nie m ścij- cie się sam i, sędziow ie u k a rz ą w in o w ajcę. Z a zło to w asze p rz y jm ijcie b ite w n aszy m k r a ju a zb y te c z ­ n e n am pieniądze. P o k o ju naszej ojczyzny nie n a ru sz a jc ie i n a ro d u nie ra ń c ie an i n a ciele, an i n a duszy. M y je d n e g o ty lk o m am y B o g a, ale d o ­ b re g o i łask aw eg o ; d rż eć p rz ed N im w o b aw ie nie p o trz e b u je c ie . P rz e d złem i d u ch am i nie u c ie k a j­ cie—u n as one n ie śc ig a ją i nie p rz e ś la d u ją . W asz p ro ro k i n asz a r c y k a p ła n oddzielą g ru n t, n a k tó ­ ry m będziecie m ogli obóz ro z b ić , p am iętajcie je n o strze d z dobrze, a b y k u ra w asza nie zam ięszała się

(29)

m iędzy nasze k u rc zęta. A zato bądźcie pew ni, że m y ró w n ie u sz a n u je m y w asze obyczaje... T e ra z z a w ie ra jm y p rz y m ie rze, z obu stro n m usi ono b y ć p o p a rte i o b w a ro w a n e p rz y się g ą.

K u te n p rz y s ta ł na w ym ien io n e w a ru n k i i o św ia d ­ czył, źe chce p rz y ja z n e g o zw iązku. W te d y księżna znak d a ła służbie. W tej chw ili c h o rąg w ie po w ie­ w ać zaczęły a z m ałej k a p lic y doleciał o dgło s dzw onów . W b ra m ie m ia sta p o k az ał się d u c h o ­ w n y z krucyfiksem w rę k u .

W ow ych czasach u szek leró w chrześciańscy k a p ła n i u b ie ra li się ta k sam o j a k sz la c h ta k r a jo ­ w a, to j e s t m ieli czapkę n a gło w ie i m iecz p rz y boku, n ie ra z bow iem m usieli z in n y m i n a pole w a lk i c ią g n ą ć , a co w ięcćj sta w a ć n a czele p o d ­ w ła d n y c h . T a ty lk o zach o d ziła różnica, źe św iec­ cy dow ódzcy trz y m a li w rę k u to p ó r, a duchow ni k rz y ż pośw ięcany , k tó ry b y ł ta k ciężki, z m iedzi w y k u ty , że m ó g ł w ra z ie p o trz e b y k rw a w e r a n y z a d aw a ć czaszkom p o g ań sk im .

K a p ła n te g o g ro d u , w sp an ia łó j, m a je sta ty c z n ć j p o staci człow iek, zw ał się o jcem D om onkosem .

K o ście ln e cerem o n ie b y ły jeszcze bardzo p ro ­ ste u szek leró w . Ś w ią ty n ie z d rz ew a b u d o w a n e p rz y p o m in a ły b azy lik i w ołoskie; n a ch o rą g w ia c h z safianu ro b io n y c h , w y h a fto w a n y m b y ł o b ra z M atk i B ożej.

S ta rz y w ę g ie rsc y p o m o cn icy proboszczów ś p ie ­ w ali i z k azaln ic nauczali w ja k im ś o b cy m języ k u ; czasem ty lk o p rz em aw iali do lu d u p ro stem i słow y, k tó re w k ro n ik a c h zap isan em i zostały: „L a tia tu c feleim zw m tw k h el m ie w ogm vc! Isa p o r es

(30)

cho-2 6 W IECZORY PO W IEŚCIO W E,

m o w -w o g m v c,” („ S p o jrz y jc ie b ra c ia w łasnem i oczy­ m a czem je s te ś m y , ty lk o p ro c h em i popiołem !“).

W śró d ogólnej p ro s to ty i p rz y s ię g a nie p rz e d ­ s ta w ia ła nic n ad z w y cz ajn eg o ; p rz y b e z u sta n n y m o dgłosie dzw onów , k siężn a p o ło ży ła lew ą rę k ę n a krucyfiksie, a p ra w ą ku n iebu p o d n io sła i bez w a ­ h a n ia m ów ić zaczęła:

— Ja w d o w a po S te fa n ie M ike, S a ra H o rw a t księżna n a V arb eszu , V a rh e ly i T o ry i, p rz y sięg am n a im ię O jca, S y n a i D u c h a Ś w ięteg o , je d y n e g o B o g a w trz e c h osobach, i n a św iętą M a ry ą P a n n ę i n a w szystkich Ś w ię ty c h w niebie, że p rzy m ierze, k tó re dziś z a w a rła m z p o k re w n e tn plem ien iem ku- m an ó w , zap ew n iając e im sp o k o jn y p o b y t w n aszym k ra ju , św ięcie we w szystkich p u n k ta c h d o trzy m am ! T a k m i B oże dopom óż, A m en.

K u te n z p o w ą tp iew an iem p o trz ą sn ą ł głow ą. — I nic w ięc ó j?— z a p y ta ł. Ż adnej ofiary, ani k ie lic h a ani p u haru ? Ż adnej k rw i n a cześć bog ów ? N ic co w w ę g ie rsk ic h o fiarach p rz y ję te?

K a jo n o b ja śn ił go, źe w szystkie te zw yczaje są ty lk o u staro w ie rcó w a ludzie n o w ą re lig ię w y ­ zn a ją c y , ty lk o n a U k rz y żo w a n eg o p rz y s ię g a ją .

— T o p rz y n ie ście tu krucyfiks! — zaw o łał do- w ódzca. — J a tak że n a U k rz y żo w a n eg o przysięgnę!

— T o b y ć nie może, dzielny ry c e rz u —o d ezw ała się księżna — k a ż d y p rz y się g a zgodnie z p rz e k o n a ­ n iam i sw ej w iary . T y p o stąp isz zatem w e d łu g o b y cz aju k um anów ; p rz y się g n ie sz n a p sa św iętego!

K u te n gniew n ie p o ru sz y ł g ło w ą.

(31)

— R zecz p ro s ta , in aczej nie m ogę. Z p o d n ie ­ sioną rę k ą zaklniesz się n a c z te ry żyw ioły i n a psa, ja k to u w as je s t w zw yczaju.

— Je ste ś k o b ie tą w ielkiego ducha! — w y rz e k ł K u m a n .

— A czy nie m ów iłem ? —*• s z e p n ą ł m u K a jo n . D ow ódzca sądził w szakże iż w p rzeb ieg ło ści sw e­ g o rozu m u jeszcze coś w ym yśli.

— R o zk az tw ój będzie spełnionym , księżno, otrzy m a sz pow yższą p rz y się g ę— m ów ił— ale od k się­ cia sam ego , od m ojego o jca T a s h y , k tó ry je s t g ło w ą n aszeg o n aro d u ,

— N ie, te g o nie p rz y jm u ję —stanow czo o d p a rła S a ra M ike—znam j a p ra w a i zw yczaje kum anów . G d y książę ra z się ze sta rze je , a syn je g o do w ie ­ k u d o jrz a ło śc i tym czasem dojdzie, to za b ija c ie s t a ­ rego. A d zieje się to zazw yczaj w ów czas, g d y g ra n ic e o bcego p a ń stw a p rz e stę p u je c ie , bo w t a ­ kim razie zobo w iązania nie w iążą m łodego. O jciec p rz y s ią g ł zachow ać p rz y ja ź ń i pok ó j— w y go w y­ p ra w ia c ie tam , gdzie w ieczna p a n u je cisza, a sy n ro zp o czy n a w ojnę, ja k o w ró g w ystęp u je. Z nam w a s — ty m usisz m i p rz y sią d z n a psa, bo je s te ś książęcym synem .

K u te n u d e rz y ł w m ied zian y p uklerz, aż zadzw o­ niło.

— T a k o b ie ta m a stra sz n ie p rzenikliw e oczy, p rz e g lą d a m nie aż do w nętrzności! N iech w ięc s ta ­ nie się w e d łu g je j w o li— złożę n ajw y ższą p rz y się ­ gę. P rz y g o tu jc ie w szystko, co do te g o p o trzeb n e. T rz śj synow ie s ta re g o p ro ro k a z a b ra li się n a ­ ty c h m ia s t do ro b o ty . Z elaznem i strze m io n a m i k o ­

(32)

2 8 WIECZORY PO W IEŚCIO W E.

p a ć zaczęli d ó ł czw oro k ątn y , a r c y k a p ła n ty m c z a ­ sem o d d alił się, a b y d o sta rc z y ć p o trz e b n e do ce­ rem o n ii zw ierzę. M u siał to b y ć b ia ły pies.

G d y dó ł ju ż b y ł ta k g łę b o k i, że człow iek m óg ł Się w eń po b io d ra schow ać, dow ódzca k u m an ó w ta m zeszedł, m iecz w y c ią g n ą ł z p och w y i tr z y m a ją c go za rę k o je ść, w ysoko po d n ió sł ku n ieb u . N a stę ­ pnie w ypow iedział s tra sz n e słow a p rz y się g i, któ- rem i p o g a ń sc y b o h a te ro w ie u m ow y p o p ierali:

— „Ja, g łó w n y dow ódzca K u te n , sy n księcia T a sh a , w y b ra n ie c siedm iu szczepów , p rz y się g a m n a c z te ry żyw ioły, źe u godę, k tó rą dziś z n a r o ­ dem szeklerskim z a w ie ra m , w e w sz y stk ic h szcze­ g ó ła c h w yp ełn ię, d o p o k ąd n a ziem i szeklerskió j pozostanę. Jeśli to p rz y m ie rze w ja k im k o lw ie k p unkcie naru szę, to niech ziem ia m ię poch ło n ie, g ó ry zm iażdżą, w o d y zatopią. M nie i c a ły mój n a ró d n iech miecz i o g ień w y tę p i do o s ta tn ie g o .”

P o d cza s g d y książę g ro ź n e te sło w a w y m a w ia ł, d w aj k a p ła n i trz y m a li p rz e d nim b ia łe g o psa, k tó ­ r y za św ięty sym bol słu ży ł. T e ra z K u t e n tę g ić m cięciem u d e rz y ł zw ierzę p rzez ś ro d e k ciała , ta k iż g ło w a ofiary p o zo stała w rę k a c h k a p ła n a , a re szta tułow iu w rę k a c h K a jo n a .

— T a k będzie ro z sie k an y m każd y , k to p rzeciw um ow ie w ykroczy !— za w o ła ł dow ódzca w y s k a k u ją c z dołu.

W te d y pom ocnicy k a p ła n ó w szybko za p ełn ili d ó ł ch ru ste m , złożyli ta m p sa ro z p ła ta n e g o i o g ień podniecili.

— N iechaj n a popiół, j a k pies te n zg o rzeje k a ­ żdy, k to p rz y sięg ę złam ie.

(33)

T o b y ły o s ta tn ie sło w a zaklęcia.

K o ści pozo stałe ze sp alo n eg o stw o rz en ia p o d zie­ lili m iędzy siebie p o g a ń sc y k a p ła n i, p ro ro k i a rc y ­ k a p ła n . N a ty c h bow iem ko ściach są nacięcia, odciski, ja k b y za ła m y , z k tó ry c h przyszło ść p rz e ­ p o w iad a n o . T o sta n o w iło część w iedzy kapłan ów . P o w y k o n a n iu p rz y się g i, K u te n w stą p ił n a m o st zw odzony, księżna w yszła n ap rzeciw niego. W p o ło w ie d ro g i sp o tk ali się i p odali sobie ręce.

S a r a M ike b y ła k o b ie tą w sp an iałej postaci; w łos m ia ła lśn iący , czarny; oczy p ełn e blasku, lica świeże, ru m ia n e —la ta śre d n ie . K u te n b y ł też w c a ­ ły m ro z w o ju m ęzk ie g o w ieku; lipa, k tó rą w dzień je g o u ro d z in zasadzono, ro z ta c z a ła ju ż b o g a tą k o ­

ronę.

Ś m ia ło sp o jrz a ł ksieżnie w oczy, ona tak że nie sp u ściła sw oich ku ziemi.

— G d y t a k za rę ce się trz y m a m y — zaczął do- w ódzca k u m a n ó w — pozwól, źe ci p ra w d ę powiem : p rzez c a łe życie nie sp o tk ałem n ig d y k o b ie ty po ­ dobnej d o ciebie. T y ś j e s t ja k b y dla m n ie stw o ­ rzona; chodź do m nie i bądź mi żoną. D a m ci d w a ty s ią c e w ołów , dziesięć ty sięcy ow iec, dam ci zło te kosztow ności i b o g a te suknie. Żadnej k o ­ b ie ty op ró cz c ie b ie trz y m a ć nie b ęd ę— t y je d n a zo­ staniesz m o ją żoną.

K s ię ż n a S a ra czuła silne uściśnienie je g o ż e la ­ znej d ło n i i ze skrom nością, p rz y s to jn ą d la n iew ia­ sty , o d p a r ła n a te ośw iadczyny:

— T w o je chęci zaszczyt m i w ielki p rzy no szą, ale ich p r z y ją ć nie m ogę, a to d la trz e c h p rz y ­ czyn.

(34)

30 WIECZORY PO W IEŚCIO W E. — M ów d la ja k ic h , chcę j e poznać.

— P ie rw sz y p o w ó d je s t ten , że ja k o p ra w d z i­ w a sze k le rk a, m ężow i m em u w iern o ści dochow ać m uszę n a w e t po śm ierci.

— Zapom nisz o nim , sk o ro m nie lepiej poznasz. — D rugi: źe ja k o tw o ja m ałżo n k a m u siałab y m alb o u ciebie m ieszkać, a lb o ciebie w dom w łasn y p rz y ją ć ; a u n a s ta k ie je s t p ra w o , źe p o siad ło ść ko b iety , k tó ra obcem u o d d a je ręk ę, m oże b y ć przez sąsiad ó w ro z e b ra n ą .

— T o n ajm n iejsza. J a dziesięć ra z y ty le m ogę ci d ać włości; od d am c i ziem ie m iodem i m lekiem p ły n ą c e , u p ra w n e, żyzne, w W ę g rz e c h , m iędzy D u n a je m i Cisą położone, a m oje...

— A trzeci pow ód j e s t ten , żeś ty p o g an in em , a j a w B o g a w ierzę, p ra w d z iw e g o B o g a i ś w ię te ­ g o je g o S y n a.

•— I to nic nie znaczy. P ozw olę ci o łta rz d la tw eg o U k rz y żo w a n eg o ob o k m oich kam ieni o fiar­ n y ch postaw ić.

— A l e ja b y m nie p rz y s ta ła n a to, a b y ś sw oje b a łw a n y obok m ojego B o g a staw iał!

T o rzek łszy S a ra M ik e uścisnęła ręk ę dow ódzcy kum anów , że aż m u kości zatrzeszczały. M iał w iedzióć, że choć je g o rę k a z żelaza, je j ze stali.

— No, a g d y ta k d ło ń w d łoni trz y m a m y —d a ­ lej m ó w iła k siężna—to i j a pow ażne słow o do cie­ b ie rzeknę. N a jśw ię tsz ą sw ą p rz y się g ą p rz y rz e ­ kłeś, że przezem n ie p o sta w io n e w a ru n k i w ypełnisz. J a zaś pow iedziałam : „N ie ra ń m ego ludu n a cie-, • lecie-, a n i n a d u sz y .” W i e s z co to znaczy?

rozu-^ W.Ć R'A a ■ “ I

(35)

— P am iętam , żeś to rzekła.

— A ty ś mi p o p rz y sią g ł. S łu c h a j ted y . N a ró d m ój, ja k ci w iadom o, należy do w yznaw ców nowój w iary , u zn a je je d y n e g o B o g a, m odli się do u k rz y ­ żo w an eg o Jezusa. Jeśli więc będziesz ofiary sk ła ­ d a ł tw oim b ałw a n o m , je ś li zaczniesz n a p a g ó rk a c h og n ie p alić i z c a łą okazałością, ze śpiew am i i ta ń ­ cam i cześć b o g o m tw oim o d d a w a ć — w te d y zranisz duszę m ego ludu. Jeszcze i pół w ieku nie u p ły n ęło , ja k je d e n z k ró ló w zb u n to w a n y n a ró d siłą u g n ę - b ił i k ra j c a ły k rw ią napoił. D ziś jeszcze po za­ k ą tk a c h z n a jd u ją się ludzie, k tó rz y do s ta re j w ia ­ r y w ra c a ją i p o ta je m n ie s k ła d a ją o fiary p o g a ń s k ie ­ m u bożkow i w o jn y , D am asekow i; g d y b y w ięc tw ój n a ró d o g n ie o fiarne w szędzie p o za p alał, w m oim n aro d zie w szcząłby się n ie p o rz ą d e k i zam ęt; w ielu w iaro ło m n y c h p o d niosłoby g ło w y , odszczepieństw o ro z szerzy ło b y się, bud ząc o baw ę w p ra w o w ie rn y c h . N iesnaski, bójki, n a w e t w o jn a m o g ły b y ła tw o w y ­ bu ch n ąć; d la te g o w iedz i p a m ię ta j, źe je ś li chcesz um ow y ze m n ą d o trzy m a ć, to m usisz k ap łan o m tw oim i p ro ro k o m su ro w o zakazać, a b y w obec lu ­ du szeklerskiego nie sk ła d a li o tw arcie ofiar sw oim bałw anom .

D ow ódzca w m ilczeniu p o trz ą sa ł g ło w ą , a le za to coraz głośniej p o d n o siły się szm ery i m ru cze­ n ia m iędzy kum ańskim i k ap łan a m i i c a łą służbą du chow ną. K a p ła n T u h u d u n ó w (p o g ań sk ich W ę ­ g ró w ) K a jo n w p a d ł w g n iew n ie sły c h a n y i k rz y ­ kn ął:

— W tej sp raw ie g łó w n y k a p ła n g ło s m ieć p o ­ winien!

(36)

3 2 WIECZORY P O W IE Ś C IO W E .

— S łu c h aj księżno—o dezw ał się K u te n —to n ie s ą m oje sp ra w y : należą one do duch ow n ych. O de- m nie nic nie w y m a g a j.

— D o b rze ted y ; p rz y m u sz ać cię do niczego nie będę. I j a c o p ra w d a nie p rz em aw iam w im ien iu c a łe g o szeklerskiego n a ro d u , ale w sw o jem w ła- snem . M usim y się narad zić, n am y śleć , a m oże do p oro zu m ien ia dojdzie. N ajlep iój zatem ab y śc ie się j u tr o staw ili z w aszym i m ęd rc am i i k a p ła n a m i ta m n a w zg ó rzu •— n ajzn a czn ie jsi z szek leró w ta k ż e p rz y jd ą . N a ogó ln em z e b ran iu lu d u w szystk o ro z ­ p a trz y m y i p o stan o w ien ia p rz y jm iem y . B ó g z w a ­ m i tym czasem !

D o w ódzca k u m an ó w zgodził się n a to i o b o je po d w a k ro k i w ty ł o d stąp ili. O na p o w ró ciła do g ro d u , on do obozu.

N oc za p a d ła , lu d k u m ań sk i ro z p o s ta rł się po dolinie i ty sią c e o gnisk strażn iczy ch zapalił; w śró d z a le g a ją c y c h ciem ności b ły s k a ły one j a k g d y b y w szy stk ie g w iaz d y z niebios s p a d ły n a łą k i i p a ­ stw isk a. W iro g r ó d ta k ż e cz erw o n e ślep ia w y ­ trzeszczał i k rę c ił się, k rę c ił c o ra z p ręd zćj, całój okolicy głosząc, a b y się n a z a ju trz n a n a r a d ę z g ro ­ m adzono.

D o czarow nic p o d o b n e n ie w ia sty p o g a ń sk ie po- p o d n o siły się w n o cy ze sw y c h łożysk w m ule i w ra z z dziećm i p rz e je c h a ły n a g rz b ie ta c h baw o łó w n a b a g n isk a R e ty .

(37)

T a m ro znieciły w ielkie ognisko, w y su szy ły p rze­ m oczoną odzież, z je rz y n o w y c h k rz ak ó w p o zb ierały sm akow ite j a g o d y i b e d łe k i g rz y b ó w szu k a ły w m o k ra d ła c h i p iask ach . Z b a g n is k w yłow iły jeszcze ż a b y i w rzu ciły j e do olb rzy m ieg o k o tła m iedzianego. M iędzy ja g o d a m i z n a jd o w a ły się ow o­ ce o d u rz ające , p ra w ie do sz a le ń stw a d o p ro w a d z a ­ ją c e ; g d y w ięc ję d z e z ia rn ty c h po g a rś c i p o łknęły,

oszołom ione, p ija n e obsk o czy ły ognisko w zw ierzę­ cych p o d sk o k ach i pląsach ; p a s te rz e z pobliża, k tó ­ rz y n ie ra z n a ta n ie c czarow nic p a trz y li, te ra z

z drżeniem p ocho w ali się w za ro śla.

P ię k n e zaś i m łode có ry ku m an o w podąży ły n a d b rz e g i O ltu i F e k e te iig y . T am p rz y ła g o d n e m św ietle księżyca k ą p a ły się, a n a stę p n ie w yszedłszy z w ody, ta ń c z y ły trz y m a ją c się n a ręce i śp iew ały . B y ły one czarodziej skiśj u ro d y .

III.

N a r a d a l u d o w a .

Z am ek B e ls a s a r w sp a n ia ły je s t i b o g a ty , ale ani p o ró w n a ć g o ze św ietn o ścią staro -szek lersk ie g o w zgórza, k tó re n a m iejsce o b ra d j e s t p rz ezn a­ czone.

S to p rz y n ajm n ie j lip ro z ło ż y sty c h o k ala szczyt p a g ó rk a , d rzew a te pięć w ieków s to ją i rosną. Z dała p a trz ą c n a nie w y d a je się, źe to sklepienie olbrzym ieg o k o ścio ła z k o p u łą n a w ierzchu. K

(38)

34: WIECZORY PO W IEŚCIOW E.

r y ich ro z ro sły się, ro z k rz e w iły i ta k spo iły z so bą, że tw o rz ą g ę s ty d ac h liściasty , przez k tó ry an i słońce n ie w p a d n ie do w e w n ą trz , an i deszcz się nie d ostan ie; n a dole ty lk o p rz e strz e n ie m iędzy p n iam i w y g lą d a ją j a k b y okna. L ip a b y ła św iętem d rzew em d la tu h u d u n ó w szeklerskich, d a w a n o jś j p ierw szeń stw o .

N a w iosnę p o d tó m sklep ien iem zielonćm sło ­ w ików i skow ro n k ó w .ty siąc e śpiew ało, pieśni sw e

śląc k u n ieb u n a ch w ałę P a n a . P ię k n iejszej św ią­ ty n i pew nie sam k ró l S alom on nie posiadał...

Z je d n ć j s tro n y m iędzy lipam i zo staw io n ą b y ła szeroka b ra m a ta k w ielk a j a k łu k try u m fa ln y . Z teg o p u n k tu ro z ta cza ł się w idok n a g ó ry S ie ­ d m io g ro d u , w części lodem p o k ry te , i n a szczyty d źw ig a ją ce g ro d y . W id o k w zniosły. P rz e z o d ­ stę p y m iędzy je d n ś m a d ru g iś m d rzew em n a dole, p o k a z y w a ły się d o k o ła cu d n e o b ra zy , na tle d o lin y H aro m szek u , u ro zm aicone to złocistem i ła n a m i pól u p ra w n y c h , to urw iskam i sk ał, lu b w ijącem i się rzek am i po przez rozkoszne łąki.

P r z y w ejściu do teg o sk lep ien ia leży k am ień ofiarny, o łta rz bałw ochw alcó w ; złożony on j e s t z o lb rzy m ieg o o d łam u sk a ły i z g ład k ió j p ły ty k am ien n ó j n a w ierzchu. W e w n ą trz zaś, w sam y m o b rę b ie k o ła z n a jd u je się d w ad zieścia trz y b iały ch p ły t k am ien n y c h , w półksiężyc ułożonych; są to m iejsca d la dw u d ziestu trz e c h plem ion szek lersk ich przeznaczone; a w śro d k u stoi w ielki kam ień: tro n d la k sięcia -k ap łan a .

(39)

k ro n ik ac h p o d m ian em M oja, p o tem M oxa, a dziś jeszcze M aksa znany.

P obożni królow ie zakazali tu p alen ia o g n i o fiar­ n y c h , ale w zgórze n a zaw sze zostało m iejscem o b ra d ludu. D aw niej m ięszano tu k re w b o h a te ró w z w o d ą ze św ięteg o ź ró d ła i w y p ija n o ra z e m —dziś i to było zan iech an e. W ie lu je d n a k b y ło jeszcze ta k ic h , k tó rz y czasy po d o b n ej czci bogów p am ię­ ta li d o k ład n ie i dziś naw et, p o k ry j om u, w y k o ­ n y w a li d a w n e o b rz ąd k i i zw yczaje.

O becnie zaś n a m iejsce o b ra d przynoszono ty l­ ko relikw ie szeklerskie: z B o ży g ro d u k am ien n e t a ­ blice z p ra w a m i n aro d u ; z B o n d a g ro d u kielich ofiarny, a z T o ry i św iętą chorąg iew . D zielni r y ­ cerze s trz e g ą ty c h sk arb ó w , d łu g ie dzidy trz y m a ją tłu m w n ależ y tem odd alen iu . D w aj niep o sp o litśj siły w ojow nicy, z o lb rzy m iem i h a la b a rd a m i, p iln u ­ j ą p rz y stę p u do k am ien ia ofiarnego. N a szczycie zaś s k a ły w id ać trz y k o lu m n y kam ienne, k tó re ,,ze studni P a n a ” pochodzić m ają. Poniżej w dolinie, za czy n ają p ierw szy kościół chrześciań sk i b u do w ać, a ludzie jeszcze z w ra c a ją się i m y ślą do sta re j w ia ry i zw yczajów . D o dziś w iedzą, iż w oda ze ,¡studni P a n a ” leczy ból g ło w y i ra n y .

...Z aledw ie p ie rw sz y b rz a sk p o ra n k u zru m ien ił śnieżne g ó r szczyty, g d y po całej okolicy ro z le g ły się od g ło sy ro g ó w i ze s tro n w szystkich n a p ły w a ć zaczęły szeklerskie szczepy w to w arzy stw ie d o s to j­ ników i starszyzn}'’. N a jp ie rw p rz y b y ł g łó w n y z pom iędzy k siąźąt-kapłanów , S tefan K a ld o r z U d- v a rh e ly ; o d d a w n a p rz y zn an o m u ty tu ł „ h ra b ie g o “ ale on zach o w y w a ł sw e po p rzed n ie skrom ne m ia ­

(40)

36 WIECZORY PO W IEŚCIO W E.

no. B y ł to człow iek b ard zo s ta ry : trz y n a jś c ia t a ­ ta ró w p rzeżył; g d y b y rozciąć pień lipy, k tó rą w d n iu je g o u ro d z in zasadzono, liczb a p ierścien i n a d rzew ie p rz e k o n a ła b y , ża s ta rc o w i ty lk o ro k je d e n do se tk i b ra k o w ało . M im o w szakże sędziw ego w ie­ ku, trz y m a ł się silnie i prosto , j a k sosna; nie p o d ­ p ie ra ł się zło ty m b u zd y g an em ; b ro d a je g o do p a s a sięg ają ca, b ia ła j a k sre b ro ; d łu g ie w ło sy śnieżyste, o p a d a ją n a ra m io n a , w zrok jeszcze ta k m a b y s try , źe n a w e t w półcieniu tw a rz k ażd ą rozpozna. W c a ­ ły m k ra ju w szy scy go sza n u ją , bo w iedzą, że s p ra ­ w ied liw y je s t i rozum ny. D w aj k a p ła n i nio są przed nim czaro d ziejsk i bęben, k tó ry p raw o m o cn o ść k a ­ żdego w y ro k u ogłasza.

S ta ry m zw y czajem , g ło w a ro d zin y za jm o w a ła p rz y n ależn e sobie m iejsce n a b ia ły m k am ien iu , a potom stw o g ro m ad z iło się z ty łu , d o b y te trz y ­ m a ją c m iecze. G łów ni p rz ed staw iciele m ieli zło te to p o ry , o p ra w io n e w trz o n z sę k a te g o g ru sz k o w e­ go drzew a.

A rc y k a p ła n z o g ro m n ą cią g n ie w sp aniałością; sy n je g o i n a stę p c a w urzędzie, i d ru g i sy n n a k ato lick ieg o p a s te rz a dusz w y ch o w y w an y , to w a ­ rz y szą m u w te j w y p ra w ie.

M iejsca po d lip o w y m dachem za p ełn iły się p o ­ woli. A rc y k a p ła n K e le u d , o prócz trze ch syn ów p rz y p ro w a d z ił lw y ułaskaw ione; szeklerow ie nie b o ją się niedźw iedzi ale lw a m ieć za są sia d a w cale nie p ra g n ą . K e le u d zaś chlu b ę sobie czyni z teg o , że lw a za uzdę p ro w a d zi i p an em je g o się czuje. T łu m lu d u p ierzcha, g d y g o w tem otoczeniu zo­ b aczy. O blicze te g o a rc y k a p ła n a j e s t n ie p rz y je ­

(41)

m ne, dzikie; blizny czerw one i sine zn aczą tw a rz je g o . W s z y tk ie te ra n y zaw dzięczał on w ła ­ snej ręce i śm ierci sw y ch k re w n y c h ; p o g a ń sk a re - lig ia bow iem n ak a z u je , a b y ro d z in a p o zo stała po zm arły m , szpeciła i k rw a w iła sobie lica z żalu. W ó w cza s żałobę k rw ią znaczono, nie łzam i. K e le u d w ielu p o ch o w ał ze sw oich, k ażd a b lizna p rz y p o m i­ n a ła m u ja k ą ś s tra tę . O n i trz é j je g o sy n o w ie nosili d łu g ie kosm yki z ty łu w w arkocz splecione, a p rz ed n ią część czaszki zu p e łn ie m ieli w ygolon ą; n a p o d b ró d k u tak że w łosów n ie m ieli, bo m iejsce to za raz po u ro d z en iu w y p a la ł im żelazem do te g o p rz ezn a czo n y k a p ła n . U p o g a n stan o w iło to św ię­ t ą cerem o n ią, ró w n a ją c ą się chrztow i u w yzn aw có w C h ry stu sa.

G d y K e le u d p rz y b y ł, z nam aszczeniem w stą p ił w koło, za nim synow ie. Z d u m ą za sia d ł n a sw ym k am ien iu i n a łb a c h lw ich o p a rł nogi. S y n ow ie sta n ę li koło niego. S zilam er b y ł n a js ta rs z y m z r o ­ dzeństw a; d o ro d n e j p o staw y , tw a rz m iał piękn ą, oczy ła g o d n ie b łyszczące, z a ro st i w łosy k asztano - w a té j b a rw y . N iezaw odnie m u siał on do m atk i b y ć podo b n y m ; d ru g i z rz ęd u C zom bor żyw y m b y ł o b ra z e m a rc y k a p ła n a : tę sam ą co on m iał b a rc z y s tą b u d o w ę, kości w policzkach w y s ta ­ ją c e , p o d b ró d e k p o d w ó jn y i zęb y w yszczerzo­ ne, oczy św id ro w a te, b rw i krzy w o za ry so w an e. G łos n a w e t je g o p rz y p o m in a ojca, j e s t też on j e ­ go ulub ień cem w ielkim . N a jm ło d szy Iszla tw a rz m a szeroką, w a rg i g ru b e , oczy w ytrzeszczone, w ąs rzad k i i d ro b n y , w łosy ja k len ja s n e , a n a lew y m policzku ciem ne znam ię.

(42)

3 8 WIECZORY PO W IEŚCIO W E.

P o d łu g iem czekaniu o d g ło s ro g u za w iad o m ił, że o statn ie pok o len ie p rz y b y w a .

K się ż n a S a ra M ike zsiadła z konia; i w je j rę- ku bły szczał z ło ty topór.

N ie b y ła sam ą, p rz y p ro w a d z iła sw ą córk ę. B ogi w y siliły się dla te g o dziew częcia, o b d a ro ­ w a ły j ą h o jn ie: g d y p a trz y sz n a nią, ra d u ją się oczy, j a k n a w idok m istrzo w sk ieg o dzieła. P o s ta ć je j szlachetna, w y sm u k ła a rozw inięta, każdy ru c h z d rad za siłę, k ażde spo jrzen ie duszę. Ztote je j w ło sy do stó p sp a d a ją , u sta — ach! te usta, m ów ią najw ięcej choć zam knięte; a z żelaza i k am ien ia będzie ten, kto o p rz e się b lask o w i je j o g n isty c h oCzu. N ie d o b rz e je s t p a trz ó ć n a tę dziew czynę, bo c a ła u ro d a , m im o sk ó rz an eg o p an c erz a, u p a ja i ćm i rozsądek.

P rz y boku je j m iecz wisi. S ko ro m a tk a n a ka- m ienn ćm siedzeniu spoczęła, c ó rk a s ta n ę ła p rzy niej i b ły szcz ącą b ro ń w y c ią g n ę ła z pochw y.

— Cóż to znaczy? Czego chce t a dziew ka!—za- k rz y cza ł n a g le K e le u d .

— T o je s t m o ja có rk a Im o la —ze sp o k o jem o d ­ p a r ła księżna S a ra .

— P o cóż o n a k rę c i się tu n a m iejscu ofiarnem ? po co p rzyszła?

— P o to sam o co i w y mężczyźni! C hciejcie je n o p rz e c z y ta ć u sta w y św ięteg o k ró la W ła d y s ła ­ wa, a dow iecie się, a rc y k a p ła n ie , że dziew czyna, k tó r ą m y sy n e m -c ó rą zow iem y, pod w szelkiem i w zględam i n a ró w n i z w am i stoi.

— Ż a rto w a ć z ta k ie g o ‘praw a! — w uniesieniu w o łał K eleu d .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Henryk Sienkiewicz (pseudonim: … …..), powieściopisarz, nowelista, publicysta, krytyk literacki, działacz społeczny.. uczęszczał do gimnazjum

Drugim zakresem problemowym etyki jest to, w jaki sposób postępować wobec innych ludzi, innych bytów czy też świata jako całości, a więc próba odpowiedzi na pytanie

Franciszek Wężyk jest autorem trzech powieści historycznych, dwóch opublikowanych na początku XIX wieku - Władysław Łokietek (1828), Zygmunt z Szamotuł (1830) - i

wysoki, silnej budow y, przystojny.. G dzienigdzie tylko dało się spostrzec pasterzy, goniących bydło i owce do domu... P rzebudził się ze snu las. K urpie bronili

wał z ognisk popiołem i dymem, Borowy położył się na ziemi, a przy nim jego towarzysze. Dołmaszy rozwiesił na krzakach grubą burkę i zasiadł pod jej

— Łatwo rzec: nie burz się, przemagaj, spokój chowaj... — Drewnu taki przy- kaz dawać, kamieniom, lodowcom. - Jakże? Dziewkęm sobie na żonę upatrzył, jak..

Jeśli o to spór szedł, że Żyd wziął w zastaw konia kradzionego i właściciel konia tego upominał się o jego zwrot, Żyd winien był konia zwró ­ cić, ale z