• Nie Znaleziono Wyników

Teofrast polski. T. 1

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Teofrast polski. T. 1"

Copied!
266
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)
(6)
(7)

P I S M A

Henryka hrabi Rzewuskiego.

^ * T o m 1 1 1 . j ¿m uz* h * ’

-•

■y

.

P E T E R S B U R G . N a h l a d e i n B . m. W o l f f a .

1 8 5 1

.

f

(8)

Cf

(9)

TEOFRAST POLSKI

P R Z E Z

AUTORA ZAMKU KRAKOWSKIEGO.

Paga g li adulatori, o ascolta la yerita.

Ar b t in o.

T O 186 I .

PETER SB U R G .

N A K Ł A D E M B. M. W O L F F A .

(10)

Pozwolono drukować pod warunkiem złożenia w Komitecie Cenzury prawem przepisanej liczby exemplarzy.

Petersburg, d. 25 Października 1849 roku. Cenzor J. S r e ź n i e w s k i .

<f'3

3 0 8 6

(11)

PRZEDMOWA

D o L e o n a T r y p o l $ k i e g o,

% dobrego mojego p r z y ja c ie la .

Z a d z i w i to Ciebie m o ż e , że nie będąc, j a k to m ó w i ą , a filio w a n y m do n a szej lite r a tu r y , z n a j d z i e s z T w o je n a z w is k o na czele tw oru literackiego. Ale p rze sta n ie sz się d z i w i ć , j a k p r z y p o m n i s z sobie te z w i ą z k i p r z y j a ź n i i zg o d n o ści, w g łów nych p r z y n a j m n i e j z a s a d a c h , które nas z a w s z e ł ą c z y ł y . Ż e b y śm y m ieli w io sk i do r o z d a n ia , bez w ą tp ie n ia m i ę d z y n a m i m o ż n ie js z y po trzeb n em u by z nich się u d z ie lił. Ale niestety, w szystk ie z a so b y m ate- ry a ln e z n i k ł y bez p o w r o tu , z o sta ło tylko t o , co najnie- fortunniejsze koleje o d ją ć n am nie m ogą — uczucia serca i ja k i e ś p r z y m i o t y u m y s łu .

Z a p e w n e , że i ta o statnia n asza spuścizna m oże być n a m z a p r z e c z o n ą ; bo j e ż e l i z w y k le je s te ś m y wielce

(12)

s a m o r z u tn i w m yślach i m o w ie , z drugiej strony do- g a m a m y się d o w o d ó w , ile r a z y ktoś się p r z y z n a j e do p o s ia d a n ia czegokolwiek, choćby tylko w ła sn o śc i p o ł o ­ żo n ej w krainach bezcielesnych. J a k ż e więc u tr z y m a ­ m y się p r z y łych p r z y m i o t a c h o których w sp o m n ia łem , k ied y ż a d e n z nas p o p is a ć się nie m o ż e , a n i że o t r z y m a ł p r e m iu m M on tyon a na d o b r o c z y n n o ś ć , a n i że m a sto­ p ie ń a k a d e m i c k i , a n i n aw et w zięto ścią u icsp ó ło b yw a -

telów, takiego r o d z a j u , która w s zy stk ie cnoty i z a s łu g i ich ulubieńca ro zsze rza mikroskopicznćm szkłem stron- n o ś c i , p r z y n a j m n i e j d o p ó k i in n y s z c z ę ś liw s z y nie w y ­ ruguje go z ich miłości.

Co do m n i e , n ig d y nie lubiłem chodzić p o bitym goś­ cińcu, a tćm m niej zbierać kreski d la o p in ij, które z p r z e k o n a n ia poślu biłem.

Z r e s z t ą te literalne d o w o d y , tak szan ow n e w p r a w o ­ d a w s tw ie cyw iln ćm i karnćm : bo in foro externo k ła d ą koniec w szelk im ro zterk o m , b yn a jm n ie j się nie d a j ą rozciągać do tych stanowisk , g d z ie innej j u r y z d y k c y i niem a oprócz sumienia , oświeconego chrześciańską p o ­ ch odn ią, i p r z y r o d z o n e g o ro z s ą d k u , opartego na j a k i e j ­ kolwiek nauce. M o żn a być p o c z c iw y m człow iekiem w obliczu p r a w a , i m y s a m i z a takiego b y śm y go u z n a li, p ia s tu ją c u r z ą d są d o w n ic z y : bo s ę d zia nie je s t twórcą ale w y h o n y w a c z e m p r a w a , co nie p r z e s z k a d z a , że ten

(13)

•poczciwy czło w iek m oże być bardzo grzeszn ym w obliczu su m ien ia .

N i e w ie m , m ó j drogi Leonie, c zy je steś członkiem j a ­ kiego T o w a r z y s t w a uczonego , c z y naw et odbyłeś cztery kursa n a u k , a n i s ły s z a łe m byś j a k i kom prom is o s ą d z ił, nie c z y ta łe m o Tobie w z m i a n k i w Bibliotece W a r s z a w ­ skiej, a n i w A th e n a e u m , a n i w T y g o d n ik u Petersburg- sk im , a je d n a k n adto długo z T o b ą o b c o w a łe m , bym nie m ia ł w ie d z ie ć żeś ś w ia tły i u c z o n y .

P o w o d o w a n y .o so b liw szy m szacunkiem dla Ciebie, p o św ię c a m Tobie to moje p ise m k o , ozdobione m oże nieco zu c h w a łą f i r m ą : Teofrasta p o lsk ie g o ; w s z a k ż e nie u m ia­ łem mu dobrać w ła ś c iw s z e j, w y s t a w u j ą c r y s y charakte­ rów ludzkich. I nie bez s ł u s z n o ś c i, ofiaruję ic z o r y z n a tu ry w z ię te c z ło w ie k o w i, k tó r y , ż y j ą c w y ł ą c z n i e w świecie u c z u c i o w y m , z d o ł a ocenić b a d a n ia moralne ty p ó w , na j a k i e m n ie j- w ię c e j lu d zk o ść się p o d z i e l a . Bo nie o s z a c o w a w s z y n a leżycie c h a ra k te ró w , z k tó re m i się często sp o ty k a m y w s p o łe c zn o śc i, ż ycie uczuciowe co krok m u si d o p r o w a d z a ć do d otkliw ych z a w i e d z e ń . N i e ­ stety ! p r z y n a jz im n ie js z e j r o z w a d z e , ktoż tego nie do­ ś w i a d c z y ł ? a cóż dopiero kiedy skłonność do p o k ła d a n ia w k a ż d y m u fn o ś c i, owa słabość d u sz s z la c h e tn y c h , nie j e s t p r z e z nie k ie ro w a n ą !

P ism o nin iejsze, j a k w s z y s tk ie moje p i s m a , m a j e d n ą z a l e t ę , a tą je s t n a jsk ru p u la tn iejs za sumienność. Mogę

(14)

b łą d z ić w moich z d a n i a c h , mogę g rz e s z y ć n iedostatkiem wiadomością za n ie d b a n ie m form g r a m m a t y c z n y c h , bra­ kiem ję d r n o ś c i w sty lu , r o z w l e k ł o ś c i ą , lekcew ażeniem tw ie rd ze ń o s ó b , ja k k o lw ie k n ie p rzy n o szą c y c h z a sobą ś w ia d e c tw a n i e o m y ln o ś c i, w s z a k ż e z a w s z e p o w a ż n y c h p o d w zg lę d e m u c z o n o ś c i : i k to ż w y l i c z y ć z d o ł a w s z y ­

stkie w a d y , którym p o d p a ś ć m ogłem ? ale to p e w n a , że we mnie ż a d n e j o b łu d y d o p a t r z y ć nie sposób. To co kie­ dyk o lw ie k n a p is a łe m , temu w i e r z ę , a z moich w ie rze ń n ig d y nikomu i niczem u n a jm n iejszeg o u stępstw a nie z r o b i ł e m . W y la łe m siebie całkowicie iv moich p is m a c h , i w ła sn e j n a tu ry nie p o k r y ł e m n ig d y s z tu k ą . K t o się o d w a ż a stanąć p r z e d p u b liczn o ścią z p ism e m w r ę k u , p o w in ie n w ie d z ie ć , że p o w o ła n ie p i s a r z a j e s t z a n a d to dostojne ż e b y się p l a m i ł o bezsu m ien n ością , dla nabycia chwilowej w z ię to ś c i. N i e o sz c z ę d z a n o mnie rozm aitego gatunku w y r z u t ó w , które j e ż e l i o d p ła c a łe m m ilczeniem , to je d y n i e dla t e g o , że w m ojem p r z e k o n a n iu nie b yło w nich dobrej w i a r y , a tylko chęć za sk a rb ie n ia sobie stronnictw a tych , których miłość w ła s n ą o b ra zić mogłem . Ale to p e w n a , że n ikt mnie d o tą d nie z a r z u c i ł , ż e b y m to n a p isa ł k ie d y k o lw ie k , o czem b y m nie b y ł p r z e k o n a n y .

Z n a s z mnie d o b r z e , L e o n ie , sam iciesz, ż e nie u b ie ­ gałem się z a p o p u l a r n o ś c i ą , bo nie mogłem takiego g w a łtu z a d a ć m ojej n a tu rze , żeb y a ż szacow ać tych, co j ą u nas r o z d a j ą . Od lat kilkunastu w id z ę tyle p ła sk o śc i

(15)

uw ieńczonych n a j d z iw a c z n ie js z y m e n tu z y a z m e m naszej pu bliczn ości, że p r a w d z i w i e g d y b y mnie za c z ę to chwalić, m oże czu łb y m siebie u p o k o r z o n y m , i bez w ą tp ie n ia stra­ ciłbym o dw agę w z ią ś ć p ió r o do r ę k i , bo m ię d z y chwa­ lą cym a ch w a lo n ym m u si być koniecznie j a k a ś styczność u m y s ł o w a , ale kiedy m ię d z y n a m i j e j n i e m a , a zatem w o lę ż e mnie g a n i ą , niech mnie nawet p r z e ś l a d u j ą ; w szy stk o to będzie dla mnie r z e c zą obojętną.

Z a p y t a s z m o że , dla czegóż nie p i s z ę w j ę z y k u innej społeczności, a nie w t y m , który je d y n i e od tej p u b lic z­ ności, m a ło odemnie cenionej, j e s t z r o z u m i a n y m ? I nie r a z sam sobie to p y ta n ie z a d a w a ł e m , a nig d y dostatecz­ nie go r o z w i ą z a ć nie u m ia łe m . B y ć m o ż e , ż e tego p r z y ­ c z y n ą j e s t w y g ó r o w a n a , ja k k o lw ie k z a m a s k o w a n a m i­ łość w ł a s n a , p r ó ż n o ś ć , od której ż a d e n człow iek w zupełności w y ł a m a ć się nie m o że . U d e rzy ic szy się w

i

p i e r s i , w y z n a j ę , że będąc k r w ią k r w i , i kością kości m o je j sp o łe c z n o ś c i, nie m a m a n i tego twórczego geniu­ s z u , a n i tej głębokiej n a u k i , które są rozpowszechnione w krainach Z a c h o d u . G d y b y m w y s t ą p i ł z p ism e m tam z r o z u m i a n e m , a g d y b y go u w a ż a n o godnem k r y t y k i — co j e s z c z e j e s t z a d a n ie m , — z p o d niej bez s zw a n k u b ym nie w y s z e d ł . J e ż e l i z d a r z a m i się zrozum ieć czego odemnie chce nasza k r y ty k a p iśm ien n a — co nie często b y w a , — mogę j e j n a g a n y p r z y j ą ć z a p o c h w a ł y , j a k to j u ż mądrość n a ro d ó w w y r z e k ł a w pew n em p r z y s ł o w i u ;

(16)

ale tej pociechy mieć nie mogą z k r y t y k ą ukształcon ej cząści św ia ta . l'a m k a ż d e słowo je s t s t r z a ł ą , k a ż d a m y ś l ogniem ś w iecącym , ale p a l ą c y m . J edn a p o d o b n a k r y t y k a z a m k n ę ła b y m ó j z a w ó d au torski. Bo ta m p i s a r z b y w a z ł y m , p o d ł y m , p o d p a la c z e m m o r a ln y m , ale być nie może ani g ł u p i m , a n i ignorantem . N i e tak j a k u n a s, co to nerriini p e n n a d e n e g a n d a . P a n N N . p r a w d a że niczego się m e d o u c z y ł , że nic nie w i d z i a ł , że do ż a d n e j n a d - gminności to w a rzysk iej n ig d y siebie nie p r z y b l i ż y ł , ale człowiek u c z c iw y , do b ry s ą s i a d , m a s w o ją p a r t y ą na w yb o ra ch , u niego zbiera się m ł o d z ie ż na fa jk i, dobry g o sp o d a rz — niech p i s z e sobie z d r ó w : on z d a je się głu­ p i , a często genialne r z e c zy sypie j a k z r ę k a w a . I p i ­ sze sobie P a n N N . , i d r u k u ją jeg o p i s m a , a n aw et się one r o s p r z e d a w u j ą , bo a w niebytność Jegom ości, dobry i P a n P o d sta ro śc i» .

K t o w ięc u nas p u s z c z a sw o ję n a w ę na ocean a u tor­ ski, bez w ielkiej z a r o z u m ia ło ś c i pochlebiać sobie m o ż e , że w i a t r p o m y ś ln y będzie dm u ch ał w j e j ż a g le , p r z y ­ n ajm n iej czas j a k i ś . W s z a k ż e nie d la tego, żeb y się p o ­ b r a ta ć z a u to r a m i n a s z y m i , w tak d o j r z a ł y m w ieku w z i ą ł e m się do p i s a n i a . J a k ą ż albow iem czuć mogę p r z y je m n o ś ć w kra k a n iu z w r o n a m i , m a ją c s a m o p o - z n a n ie , że o n i k r a k a ją a nie ś p i e w a j ą ; tern b a r d z ie j, że się o d z y w a j ą c m i ę d z y n i m i , będę pertu rbatorem choru, j a k to j e d e n p i s a r z , wcale nie k r a k a ją c y , w y r a z i ł . 1

(17)

V I I

----d la czegóż cicho nie s i e ----d z ę ? C zy by nie lepiej p o w a ż n ie m i lc z e ć , r za d k o kiedy się o d z y w a ć , i to lakonicznie, albo p r z y n a j m n i e j cedząc k a ż d e s łó w k o ... T em bym m ógł n abyć w n a szej p u b liczn o ści odgłosu rozumnego m ę ż a , je s z c z e łaticiej n iż p r z e z tuzin kow ych z a g ra n ic z­ nych p is m n a śla d o w a n ie. Cóż mnie korci p i s a ć dla tych, k tó r z y mnie nie r o z u m i e j ą ? O tó ż nie p o w ie m że p is z ę dla kilku p r z y j a c i ó ł , których rozum iem i od których je ste m z r o z u m i a n y , chociaż co t y d z ie ń kom u n iku jem y so­

bie nasze p r a c e , k r y ty k u je m y siebie w ż y w e oczy niemi­ łosiernie, śmiejemy się z sobą najserdeczniej, i , p o k a ż - dem n aszem ze b ra n iu , z d a je się n a m , że je szc ze więcej się kochamy ; w s z a k ż e j e ż e l i m am szczerą p r a w d ę p o w ie ­ d z ie ć , p o k a z u je się, ż e p i s z ę najwięcej dla siebie samego. B o j e ż e l i m y ś l i s z , m ó j kochany Leonie, że m ię d z y świeckim i p i s a r z a m i choć je d e n z n a l a z ł się t a k i , które- m uby j a k a ś m i ł o ś ć , b ą d ź dla k r a ju , b ą d ź dla z io m ­ k ó w , b ą d ź dla czegoś innego, coby p r z e k r o c z y ło obręby swojego j a , w ł o ż y ł a p ió r o do r ę k i : p r a w d z i w i e m a sz p r z e s a d z o n e w yo b ra że n ie o n a s z y m cechu. P osłu ch aj m n i e , j a ci w y k r y j ę w n ętrze każdego a u to r a , g d y ż o n i w szy sc y są na j e d n ą form ę u la n i, ja k ie k o lw ie k by było stopniow anie ich z d o l n o ś c i : tern śmielej tu mogę w yrzec p r a w d ę , że ż a d n y c h nie m am obow iązków j e j taić. N i k t mnie nie w p r o w a d z i ł do u p r a w y lite r a tu r y , j a k i e w niej p o sia d łe m stanow isko, złe czy dobre, to sobie samemu

(18)

winieniem; do ża d n e j k o te r y i literackiej n igdy nie nale­ ża łe m , ża d n e m u stronnictw u nie u ż y c z y ł e m mojego p ió r a , a n i je m u poch lebiałem ż e b y w z a m i a n z a te p o ­ chlebstwa o tr z y m a ć p o c h w a ły . Z a w s z e byłem w o lo n ta - ry u sze m w w ojsku pism ien n iczćm . W zg lą d em ża dn ego p i s a r z a nie za c ią g n ą łe m d łu g u w d z i ę c z n o ś c i , a n i sz u ­

ka łem u tw o r z y ć dla siebie p a r t y e . N i c z ć m nie p r z y w a ­ białem c zyteln ików do p is m m o i c h , owszem dość cierp­ ko ich od siebie odstręczałem . J e ż e li mnie c z y t a j ą to nie m o ja w in a , bo nie tylko ż e siebie n ig d y nie za le c a ­ łem , ale ile r a z y to b yło w m ojej m o żn o ści, za w sze u moich p r z y j a c i ó ł w y p r a s z a łe m się od wszelkich ich p o ­ c h w a l , ba naw et często b y ło u mnie upodobaniem d r a ­ ż n ić moich w sp ó łb ra c i autorów .

O w o ż tedy b ą d ź p e w n y , że ża d n e m u z nas się nie z d a je ż e b y z je g o p is m a j a k i ś r z e c z y w is ty p o ż y t e k m ógł s p ły n ą ć na to w a r z y s tw o : bo g d y b y lak m y ś l a ł , toby nie p i s a ł orygin aln ych tworów , aleby p r z e k ł a d a ł p i ­ sm a , z a granicą w ró żn y c h czasach w y d a n e , na sw ój ro­ d o w ity j ę z y k ; g d y ż coby nie n a p i s a ł , to sam o j u ż tam od d a w n a nierównie lepiej b yło napisane ; — a j a m niej n iż kto in n y : bo je ste m p r z e k o n a n y , ze c złow iek b a rd zo m ało rzeczyw istych w ia d o m o śc i n a b y w a z ksią­ żek , i że kiedy p rz e s ta je c z y ta ć w te d y dopiero z a c z y ­ na się u c zy ć . N il n o v i su b s o l i , p o w i e d z i a ł król mę­ drzec , je s z c z e w czasie kiedy pras drukarskich nie z n a ­

(19)

----no, a śm iało m o ż e m y to samo p o w t ó r z y ć o d k ą d te p r a ­ sy nie p r z e s t a j ą stukać.

J a k ie ż m ogą być p o w o d y tej p is o m a n ii, u trw a la ją c e j swoje p ł o d y s z k a r a d n y m w y n a la z k ie m F a u s t a , c zy j a k chcą n a si T w a r d o w s k ie g o , — g d y ż legendy o j e d n y m i drugim są d ziw n ie do siebie podobne. W e F r a n c y i, szczególnie p r z e d ostatn ią re w o lu c y ą , b y ł wielkim b o d ź­ cem do p isa n ia m i ł y grosz co go księgarz o d lic za ł p i­ s a r z o w i z a je g o rękopis. W y g o d n ie b yło p a p ie r z a m ie ­ niać na z ło to . I że tak było a nie in a c ze j, m a m y tego do w ó d o czy w isty : bo o d k ą d księgarze p r z e s t a l i dobrze p ła c ić , o d tą d F r a n c u z i p r z e s t a l i p is a ć . P a t r z co się stało z d w ó m a najw ięcej p ł o d n y m i p i s a r z a m i brzegów S e k w a n y : j e d e n teraz w y łą c z n ie z a jm u je się fa b ry k ą koszyków w W ersalu, a d ru gi a ż w naszych strefach szuka golowego chleba. N a w e t w ie lk i L a m a r t i n e , do­ piero naczelnik n a r o d u , dziś do n as, ic Petersburgu ż y ­ j ą c y c h , r o z s y ła listy strzeliste, g w a łty k rzy c zą c żebyśm y p ren u m ero w a li na kompletne w y d a n ie tcszystkich je g o pism ; — o nowych a n i m y śli. O ! nam ła k o m stw a w y ­ rzucać nie m o ż n a ; bo, j a k w i a d o m o , z a nasze własne m izeractw a p i s a n e , księgarze d a j ą n am cudze m izerye d ru kow an e, i m niej więcej na tern koniec. P o d w zg lęd em fin ansow ym lepiej być u nas tan cm istrzem , n iż autorem .

C z y nie łaknienie słaicy ? M ój B o ż e ! nie robię tej k r z y w d y braciom p i ó r a , p rzy p u szc ze n ie m z ich strony

(20)

lak grubej p o m y ł k i , żeb y m y śle li że odgłos chwilowy je s t tern samem co s ła w a , z n a tu ry swojej zaw sze nie­

śmiertelna. A czy w a r t odgłos p r a c y n a jn ędzn iejszego p i s a r z a , kiedy go tak ła tw o o tr z y m a ć u nas m o ż n a bur­ d ą j a r m a r k o w ą , dobrem graniem w w i s t a , w rzeszcze­ niem n a w yb o ra ch , nawet krojem kam izelek i p o ły s k ie m obuwia. A tobyśm y o s z a le li, że b y śm y pochlebiali sobie z p ism naszych o tr z y m a ć sła w ę.

I z k ą d ż e p o w s ta ła ta p iso m a n ia ? N i e p ow staw ajcie na n i ą , bo ona wkrótce u sta n ie, trochę tylko cierpliwości. P r z y j d z i e c z a s , że p i s a r z e , k tó rzy w sp ó łza w o d n ik ó w swoich p r z e ż y j ą , nie będą m ie li d la kogo p isa ć. Być m oże że nie p r z e s ta n ą p i s a ć , bo, j a k niesie p r z y s ło w ie , « testa im bu ta recen s, diu sercabit o d o r e m » , fezem się skorupa napije z a m ło d u , tern o d d a je na starość) , ale to p e w n a , ż e ż a d e n księgarz nie pod ejm ie się polskiego p ism a d ru k o w a ć.

P i s a r z ó w m o ż n a p o d z ie lić na dw ie k a te g o r y e , bez w zg lę d u na stopień ich wartości. J e d n i p i s z ą , bo nie m ogą nie p is a ć . Jest to n a tu r a , która sw oich p r a w ko­ niecznie dopełnić m u s i , i w ciągu swojego z a w o d u ni- czem się nie z r a z i . N i e r a z m ą ż ś w ia tły z o sta je na ło g o ­ w y m p ija k ie m . W szystk o co mu p o w i e d z ą , w szystk o co sam sobie p o w ie d z ie ć m o ż e , p rzeciw k o tak obrzydliw ego n a r o w u , j e s t n a p r ó ż n o . N a m ię tn o ś ć , n ałogiem p r z e ­ k s zta łc iw szy się w n a tu rę, je s t siln iejszą od r o z s ą d k u , od

(21)

X I

----n a u k i , n a w e t od b o j a ź n i B oga. N ie szc zę sn y p ła c z e n a d s o b ą , bo p r z e w id u je co go c z e k a , a j e d n a k ł z y o ta r ł­ szy p i j e; P ó k i g o r z a łk a w nim, się nie z a p a li. J a k b ry ­

l a n t p o d m achiną p n e u m a ty c z n ą z a ż g n i o n y , tak czło ­ w iek, ów b r y l a n t , p o d pociskiem n a ło g u z a m ie n ia się w węgiel. Jest to zapew n e p o ró w n a n ie p r z e s a d z o n e , w s z a k ż e je s t coś podobnego i w p is a r z u , który się w s z y - stkiego w y r z e k a , je d y n i e dla tego, żeby te m y ś li, którem i jest p r z e p e łn io n y , u p rze d m io to w ić z e w n ą tr z siebie.

D r u d z y p i s z ą dla tego tylko że ta m ci p i s z ą : j a k ta bajeczna żabci która nogę n a d s t a w i a , dla tego że w i d z i iż konia k u ją . J u ż część rzem ieślnicza pisa rstw a tak jest u ł a t w i o n ą , że bez wielkiego zachodu m o ż n a tom w y klecić. A że niema rze c zy tak s ła b e j, żeb y w ja k ie jś koteryi nie m o g ła znaleść c h w a lc ó w , że im p is a r z je s t n ie d o łę ż n ie js z y , tern więcej z a m iło w a ć się w sw oim p ł o ­ d z ie je s t z d o l n y m ; więc ta św ierzbiączka m oże p r z y b r a ć cechy nałogu i w y r a z ić siebie n a d z w y c z a j n ą p ł o d n o ­ ścią *.

*Jest lo p r a w o natur y, że im mniej je s t żywotn ości org anicz­ nej, tern w ię k s z a je s t s i ła pło dności. W ł o s y , p a z n o g c ie odcięte, r ych ło odrasta ją , samo ciało n ig d y . Rak str a c iw s z y n o g ę, no­ w ą d o s t a je , ale j u ż p o d o b n y fenomen obja wić się nie może w istotach m ających organizm więcej rozwinię ty. My autorowie powinniśmy się nad tern za s ta n a w ia ć.

*■ i

(22)

W której z tych h oteryj mnie p o m i e ś c i s z , kochany Leonie, czy w p ie rw sze j czy w d ru g iej, j e s t to dla mnie rze c zą o b o ję tn ą , byłeś mnie kochał z a w s z e , takim j a k i m j e s t e m , i to p r z y j ą ł j a k d o w ó d m ojej ż y w ej p a m ię c i o

naszych dawnych stosunkach przyjacielskich . XII

(23)

----W S T Ę P.

W y r a z i s t o ś ć indyw idualizm u je s t cechą o d zn acza­ ją c ą cz ło w ie k a w szere g u je s te s tw bytu jący ch na tym

św ie c ie , i o n a d ow odzi B o sk o ść jego pochodzenia. S iły tw ó rcze n a tu r y , po jej w yśliźnięciu się z ręki B oga, ro zw ijając się sto so w n ie do p ra w o g ólnych jej p o ło żo n y ch od W s z e c h m o c n e g o , w y rad z ają ro d zaje, g a tu n k i, ale nie indy w id u alizm szczególnem i rysam i o d cech o w an y . Indyw iduum je s t m o n ad ą p o d le g łą p r a w o m , że ta k pow iem odrębnej sw o jej n atury. Z tą d najw ażniejszą z pom iędzy w sz y stk ic h nauk, je s t n au k a czło w iek a. D o ś ć , g ru n to w n ie po zn ać ja k ik o lw ie k tw ó r o rg a n icz n y , żeb y tern sam em p o zn ać ca łk o w ity je g o r ó d ; ale w rodzie ludzkim , k ażd e in ­ dyw iduum p raw ie, pow inno b y ć stu d jo w an e z osobna. Bez w ątp ien ia, są ja k ie ś cechy ogólne, d ające p le ­ m ionom ludzkim fizyonom ią m o ra ln ą , a n a w e t fizycz­ n ą odrębną: b ez te g o n iem ogły by się skleić n a ro d o ­ w o ści , a n a w e t r o d y ; ale ta w sp ó ln o ść w szy stk ich

(24)

ze w szystkim i nie z a c ie ra in d y w id u aln o ści. Bo lubo w n aro d zie, n a p rz y k ła d , w sz y sc y w y ra ż a ją w sobie ż y ­ w io ły w sp ó ln ej n a ro d o w o śc i, w szak że w tem w y ra ­ żeniu p o ja w ią sie ja k ie ś s to p n io w a n ia , zach o w u jące indiw idualizm w n iesk aziteln o ści. W o k resach o rg a ­ nicznych ludzkości, ci co najd o b itn iej w y ra ż a ją cech y sw ojej n a ro d o w o śc i, p rz y ro d zo n y m spo so b em z y sk u ją ufność i w sp ó łd z ia ła n ie z io m k ó w , u z n ają cy ch w nich u rzetelnienie sw o je g o w ła sn e g o id e ału . Z d o ln o ść o s o ­ bista, sk o jarzo n a ścisłe z w półczuciem n aro d u , je s t p o d ­ sta w ą w ielk ieg o m ęża w jakim niebądź z a w o d z ie , a naró d p rzez n iego p rz ed staw io n y p o stęp u ję w z a w o ­ dzie h isto ry czn y m . W epok ach k ry ty cz n y ch , p rzeciw nie, w y so k i indyw idualizm sią z a c i e r a : nie ż e b y ludzkie zdolności z n ik a ły , ala że te zdolności p o b u d z a ją c w ziom kach nie w sp ó łczu c ie ale w s t r ę t , nie m ogą w y ­ ro b ić czynów . L u d zie zdo ln o ści nadgm innych, nic in ­ n e g o p rzed staw ić nie m o g ą , opró cz n ied o łeżn o śei swroich z lo d o w a c ia ły ch sp o łeczeń stw .

Nic pe w n ie jszeg o że teraź n iejszy okres je s t o k re­ sem k ry ty cz n y m . Z tą d nic rza d sz e g o ja k in d y w id u a l­ n o ść k tó ra b y w p o lity c e , w w o jn ie , w a d m in istra - cyi, w kunszcie, w literaturze* ja k ie ś n ad zw y czajn e

* W yłączajmy w ieszczów , którym żadne wiadome prawa niesłuźą, a nawet poetów, którzy nieco jak tamci są obywatelami innego świata.

(25)

w rażen ie sp raw iła. Bo w po d o b n y ch ok resac h ż y w io ły czynu sę za ro zrząd zo n e racyonalizm em — a ra c y o - nalizm prze m a g a w epokach k ry ty c z n y c h ; ta k ja k w ia ­ ra w epokach organicznych. W ia ra w y w o łu je czyny, a racyonalizm w y w o łu je ro z p ra w y i ro zk ład y . Tern sam em p o tęp iając z ap ał, enluzyazm i tę św ie tę nie w ia ­ dom ość k tó ra dałej i jaśn iej w idzi, niż te w sz y stk ie m eto d y czn e n a u k i: s k ę d -ż e się w y d o b ę d ę c z y n y ? A tylko c z y n y , i nic tylko c z y n y , ro b ię w rażenie w ludzkości. O kres płodny* w rozum ow ania a ubogi w czyny, w sk azu je sp o łe c z e ń stw a n a poziom ość. Nic d ziw n eg o że ju ż u tra c iły aż do zam ierzo n eg o zak resu , zd o ln o ść w y ra ż e n ia siebie w p o tężnych in d y w id u al­ nościach**.

* Wyrocznia przyrzekła Rzymianom panowanie nad światem — Rzymianin jej uwierzył i świat podbił. Gdyby wtedy racyonalizm już był wyrobiony, b y łb y najgrunto- wniej dowiódł że wierzyć wyroczniom jest głupstwem. N ie c h -ż e każdy osadzi, czy by miał większy zysk z r a - eyonalizmu, niż ten co go otrzymał z zabobonu. Filozof Cyneas był wielkim racyonalista. Otoź kiedy w przyto­ mności zabobonnego Fabrycyusza roztaczał swój systemat, ten podniósł ręce do góry i rzekł: „Dajcie Bogowie, żeby wszyscy nieprzyjaciele Rzymu takowa naukę uprawiali!“

** Pod pewnym względem epopeja dramatyczna naszej historyi mogła by się podzielić na trzy akta. W pierw ­ szym, w ystępują na scenę półbogi; w drugim, mędrcowie, pasterze ludów, genujsze polityczni, wojenni, poetyczni,

(26)

4

Ż y jem y w w ieku ciągle pa płacy m o potęd ze um y słu , a je d n a k w cale nie usp o so b io n y m do silnych p ra c u m y sło w y ch ; w w ieku, gdzie w sz y stk ie z a szcz y ty p ra w ­ dziw ej nauki, są p rz y w ła sz c zo n e p rzez ja k ie ś form uły n au k o w e, z a pom ocą k tó ry c h każdem u żak o w i z d a w a ć się m oże iż je s t uczonym . Przyjdzie czas, źe te licz— m any w ym iccone zo stan ą, ale dziś przy n ied o statk u rzeczy w istej m onety, one ja k k o lw ie k j ą zastęp u ją. Tern się tłu m aczy w zięto ść u nas p ew n e g o filozofa, k tó ry , pom im o n iezm o rd o w an y ch u s iln o ś c i, p o - z a g ran icą naszej ziem i najm niejszej u w ag i ku so b ie zw ró cić nie um iał. S k ą d -ż e to p o c h o d zi, że k ied y ten m ędrzec o so b liw szeg o ro d z a ju , taki z a p a ł p o b u d z ił w pew nej w a rstw ie n aszeg o s p o łe c z e ń s tw a , przynajm niej p rzez ja k iś c z a s , nie um iał p rzełam ać obo jętn o ści N iem ców n a je g o pism a, chociaż i ich językiem p isał, i z n ie­ m ałą sta te c z n o śc ią do nich się przym ilał. O to zląd , że lubo i w N iem czech dziś nauki są w rz e c z y w isty m upadku*, w szakże p o z o sta ły przynajm niej p o d an ia n a u ­

naukow i; w trzecim , bankierowie, juryści, dziennikarze, faktory, piśmidlarze i filozofowie bilarów. Otoż to je st widoczny postęp: to tylko szkoda, że po trzecim akcie kurtyna jeszcze nie zapada.

*Ilegel, ojciec wszystkich tych dzieci prawych i nieprawych odnowionego w Niemczech panteizmu, był bardzo mało uczo­ nym. Wiadomo źe kiedy ogłaszał licznym słuchaczom swoje prelek w cye Berlinie, sam się uczył fizyki, żeby czasem

(27)

k o w e,n a jak ich nam zbyw a. B iorę rzeczy jakiem i są,żad n ej niechęci nieczuję p rzec iw jak iem u b ąd ź zw olennikow i te jja k to dziś n az y w a ją Filozofii N iem ieckiej; je s t ow szem kilku z nich w ięcej w a rty c h sam i, niżeli sy stem at co go p o ślu b ili, z którym i żyję w z a ż y ło śc i, ich szacuję i od nich je s te m sz a c o w a n y , lubo m ojej niechęci p rzeciw k o kieru n k o w i um ysłow em u k tó ry przez żad en sposób d o d atn iej czy n n o ści pobudzić nie m o ż e , n ig d y przed nimi nie taiłem . I n a w e t częste m iew am z nimi s p rz e ­ czki , w k tó ry c h usiłuję im d o w o d z ić , że w iększą k o rz y ść nauce przy n ieść m oże stu d y o w a n ie p o je d y n ­ czych ch arak teró w lu d z i , niż zapu szczen ie m yśli w k rain y d o św iadczeniu n iep rzy stęp n e, żeb y d ociec p ra w w e d le k tó ry ch p o stęp u je lu d z k o ś ć , o w a w ielk a a b - s tra k c y a k tó rą u siłu ją w y sta w ić ja k o rzec z isto tn ą i d o ty k aln ą. W lakiem przekonaniu, to pism o ośm ielam się o g ło sić. J e s t to nic w ięcej, je d n o sz e re g o b s e r- w a c y ó w , co je przez la t k ilk ad ziesiąt uczynić m ogłem . J e s t to rzecz ta k d ale ce p ra k ty c z n a , że jeżeli p o z w a ­ lam sobie czasem ro zu m o w ać, w ciągu te g o pisem ka,

nadto wielki bąk nie wyleciał z jego ust. Matematyki n i­ gdy nie zdołał się nauczyć, i ztąd tej największej wiado­ mości ludzkiej nienawidził, i ciągle usiłował ją poniżyć. A jednak i teoretycznie i praktycznie dowieść by m ożna, że kto nie rozwinął w sobie nauk matematycznych do powa­ żnego stopnia, ten siebie filozofem nazywać nie ma prawa.

(28)

za w sze starałem się m oje rozum ow anie p o d ep rzeć faktem . I w tern tylko je s t ca łk o w ita je g o zaleta.

R ozliczne sa c h a rak tery m iędzy ludźm i, i lubo w iele z nich u siło w ałem o p is a ć , ta k opalnia u m y sło w a je s t ta k o b f ita , że się n ig d y nie d a w y cze rp ać. W eźm y n ap rz y k ład ludzi u których religijność daje się k o ja rz y ć z uleganiem nam iętnościom w szelk ieg o rodzaju: ile ź -to je s t ty p ó w odm iennych a ściśle w y rażający ch ten stan d u sz y tak m ało lo g ic z n y , a je d n a k ta k pospolity. A coż dopiero takich k tó ry ch p y c h a rozm aite k sz ta łty p rz y b ie ra jąc o p an o w ała. N ad terni dw óm a p rzed m io ta­ mi po zw o lę so b ie z a stan o w ić się.

C złow iek je s t zw ierzęciem religijnem , tak dalece ze nieb y ło i b y ć niem oże sp o łe c z e ń stw a lu d zk ieg o , b ez j a ­ k ieg o ś w yzn an ia religijnego. O d te g o p ra w a żad en racy o n alista, ch ociażby z o sta ł n a w e t ateuszem w zu ­ p ełn o ści siebie niew yłom ie. Tu pod w yrazem relig ij­ ność, uw ażam w szelk ie w ierzenie w rzeczy w y c h o ­ dzące z p orządku fizycznego i d o ty k aln eg o , nietylko nie ra c y o n a ln e , ale takie k tó re racyonalizm pow inien b y obalić. C zęsto się z d a r z a , że r a c y o n a lis ta , albo zniszczy w sobie C hrystianizm , albo co je sz c z e gorzej ta k go p rz e k s z ta łc i, że okrom n azw isk a nic z niego w nim nie p o zo stan ie, a obok teg o będzie w ie rz y ł w sn y , w p rzeczucia, w g u sła * , w kab ałę , w w ieszcz­

(29)

by. Bo czło w iek nie m oże siebie o sw o b o d zić od skłonności p rzy ro d zo n e j do czeg o ś w y ższeg o niż lo co je g o zdolności objąć m o g ą , do jak ich ś tajem nic, av których rozum daje sie sk ręp o w ać. Czynem w olnej w oli o d w ró ci siebie od ta je m n ic R eligii O b jaw ionej, ale n aty ch m iast puści swrój um ysł na pastwię tajem nic inn eg o ro dzaju. Tem u praw u u le g a ją pietylko rzekom i filo z o fo w ie , ale i ci k tó ry c h u m y sł ro z w in ą ł sie na p o d sta w ie praco w ity ch n au k i rz e c z y w istej p o tę g i m yśli.

K ażdy cykl filozoficzny m iał trz y p eriody: p ierw szy d o g m aty czn y , drugi ra c y o n a ln y * , trzeci m istyczny.

ale wyrazów. Człowiek wierzący w gusła, ogłoszony bgdzie za ciemnego, ale niech tylko te gusła napiętnuję nazwi­ skiem scientyficznym magnetyzm u, jasnow idzenia, żadna aberracja umysłowa nie uszkodzi mu w sławie rozumnego i uczonego męża. Jeżeli człowiek nawykły do silnych prac umy­ słowych, czuje sie być upokorzonym że nie rozumie wiele pism teraźniejszych uchodzących za filozoficzne, niech raczy dla pocieszenia swojego pam iętać, że w yraz nie jest rzeczą, a formuła nie je st systematem.

* Uśmiałem sig serdecznie nad jedną rozpraw ą pe­ wnego młodego pisarza, który ma siebie za filozofa racy o - nalnego, a nie rozumie co to je st filozofija racyonalna, i szczerze wierzy że każdy krok myśli jest rozumowaniem. W tej rozprawie nazywa empiryą rozumowanie na faktach oparte, i tym wyrazem go potępia. Żeby ten pisarz, nim zaczął metafizykować, wprzódy sig obeznał z logiką i

(30)

psy-W tern nie b yło w y łącz en ia. O d epoki siedm iu m ędrców aż do S o k ra te sa , filozofija b y ła dog m aty czn ą. S o k ra te s u tw o rz y ł m etode experym entiS ną czyli ra c y o - n a ln ą , a nak o n iec N eoplatonizm p o ch ło n ął w szy stk ie o d g a łę z ie n ia staro ży tn ej filozofii w sw oim m istycyzm ie. T oż sam o w n o w o ż y tn o ś c i: filozofija scholastyczna b y ła d o g m a ty cz n ą, B akon a po nim D ek art zrobili ją rac y o n a ln ą , a kiedy o stateczn y w y p a d ek K artezianizm u pod firmą E ncyklo p ed y zm u o trz y m a ł w ła d z tw o , filo­ zofija w stą p iła w koleje m istycyzm u. K ondorset ów

koryfeusz E n c y k lo p e d ii, b y ł zu p ełn y m m istykiem *. I k ied y filozoficzna i u czo n a F ra n c y a o d w ró ciła sie o d Chrystianizm u, n aty ch m iast w p a d ła w M esm erianizm , w Illum inizin , i w inne u łu d y um ysłow e. W o d g a

-chologiją, był by się nauczył ze jeżeli filozofija dogma­ tyczna obchodzi się bez faktów, a mistyczna, opiera się na faktach kłam anych; filozofija racyonalna która nie jest tém samém co racyonalizm, bo je st prawdziwą filozofija, je st nauką czerpaną z obserwacyi rzeczyAvistych faktów, i tylko ich przytaczanie daje jéj jakąś powagą. Sokrates, D ekart, Lejbnic winni więc być wywołani jako empiryści. Być wywołanym w tak dobrem towarzystwie, bynajmniej mnie nie upokarza.

* Dość odczytać jego dzieło: E squisse des progres de Tesprit hum ain, żeby się o tern przekonać. W nim utrzymuje, że nauka wynajdzie środki żeby ludziom nadać nieśmiertelność rnateryalną.

(31)

lezieniu filozoficznem N iem iec, ten -ż e sam fenomen sie objawia. Lejbnica szkoła była dogm atyczną; Kant um ysł szczególnie a n a lity c z n y , rozciągnął i dopełnił metodę racyońalną A ry sto te le sa : a czyż panteizm, an tro p o tef/m , Heglizm nie jest istnym mistycyzmem? unicestwieniem rozsądku przez siebie sa m e g o , usu­ nięciem pow agi i p o d a ń , by go poddać jakim ś for­ mułom um ów ionym , które rzeczyw istego znaczenia zm ysłowi nie p rz y n o s z ą , a usiłują praw dziw ą naukę zastąpić przez jak ąś inicyacyę *.

’‘Rzecz nad która warto sie zastanowić, że w okre-

c

c

7

sacli dogmatycznych i empirycznych filozofii, mistrz mógł zarzucać opierającemu się jego twierdzeniom, że nierozumie filozofii! Przecznik metody filozoficznej, często nową metode utwarzał, z czego byw ała walka między szkołami, ale obie siebie rozumiały; bo Filozofija była nauką jakichś rzeczy, a nie inicyacją do jakichś wyrazów dowolnie obmyślanych. Prawdziwa nauka albowiem nosi w sobie jasność która naw et obcego tej nauce oświecić może. Byle człowiek umiał rachow ać — a któż rachować nie umie — nie ma problematu geometryi, ani nawet astronomii, który by mistrz nie zdołał zrobić dostępnym dla jego umysłu. Toż samo ze wszystkiemi rzeczywistemi wiadomościami ludzkiemi. Jeżeli kto zadanie jakiejkolwiek nauki, nie umie zrobić po­ jętne, umysłowi wcale nieukszlałconemu, ale niezwichniętemu jakąś w adą organizmu, już tu nie wina słuchacza. Pseudo- filozof szkoły Heglowskiej, śmiało może zarzucićnajuczen- szemu mężowi, że jego filozofii nie rozumie: bo gdzie nie-

(32)

10

M ax S lirn er, je d e n z z a g o rzalcó w dzisiejszej szk o ły niem ieckiej, n ieu b ła g an y nieprzyjaciel w szelk ieg o uczucia relig ijn eg o , p o w sta ją c n a ateizm A rn o ld a R u g g c, z p o ­ w o d u iż mu się w y d aje b y ć je sz c z e za n ad to religijnym , tw ie rd z i że w sz elk a re lig ija , w szelk ie uczucie religijne, zniknąć m uszą koniecznie w p o stęp ie ludzkości. P o j­ m u ję , że czło w iek o w i b ez w ia r y , m arzyć się m oże zn iszczenie C hrystianizm u, ale nie pojm uję że b y c z ło ­ w iek m ający co k o lw iek n a u k i, m ó g ł u trz y m y w a ć że u czucie religijne d a się w y k o rzen ić z serca ludzkie­ g o *. T o uczucie m oże się p rz e k sz ta łcić w z a b o b o n ,

ma nauki, a tylko formuły umówione, ten który do nich się niewtajemniczył, skąd-że by je zrozumiał. Bez wątpie­ nia, każda nauka ma swoje formuły, które w kilku w yra­ zach znanych od ludzi rzem iosła, zam ykają to co by wy­ magało długiego rozumowania; wszakże mistrz prawdziwy umie się bez nich obchodzić, ile razy mówi z nieświadomymi a chce być od nich zrozumianym. Ale gdyby panteista naprzykład, odrzekł się formuł w swojem rozumowaniu, coż by w niem pozostało?

"Doktryna postępu ludzkości, rozumie się bezw zglę­ dnego — bo któż zaprzecza jej postęp względny — jest

wcale nieiilozoficzna; i ci co za nią szerm ują, jeżeli w nia szczerze wierzą, dowodzą tylko że siebie sami nie ro-c c? c v zumieją. Bo gdyby tej poślubionej z zapałem hipotezy, mieli jasne pojęcie, nie oburzali by się na tych co ją prze­ czą. Gdyż jeżeli postęp ludzkości je st bezw zględny, za­ równo mu posłuży jego zaprzeczenie, jako jego twierdze­

(33)

11

w inną ja k ą ś ab erra cy ą, ale n ig d y w y w łaszczo n e nie b ęd zie. W idzieliśm y p rz y sch y łk u XV III w ie k u , w e F ran cy i ludzi niezap rzeczo n ej uczoności, k tó rz y o d rz e ­ k łsz y się od C hrystianizm u, ja k o u p a k a rz a jąc e g o sw o je - mi tajem nicam i ich rozum n ad to p o tę ż n y , żeb y nie b y ł n iep o d leg ły m , je d n a k ta k odurzonych kuglarsŁwein sły n n e g o K a lio stra, ze byli p rzekonani iż z a p o ś re ­ dnictw em je g o sztuki, o b co w ali z o so b am i k tó re przed dw óm a tysiącam i la t z e sz ły z te g o św iata . T a k a je s t n a tu ra lu d zk a, że sk o ro człow iek oddali się od R eligii ściśle sk re ś lo n e j, niem a zabo b o n u , niem a ab erracy i u m y słu , k tó ry ch by nie m ógł zo sta ć ofiarą. R acyona- lizm zaw sze się o k aże bezsilnym , ile ra z y mu p rz y j­ dzie w alczyć p rzeciw k o sk ło n n o śció w przyro d zo n y ch .

Je ż e li w ięc czło w iek je s t z n a tu ry sw ojej isto tą religijną, tak d alece że n ajszlach etn iejsze je g o uczu ­ cia, koniecznie z ja k ie g o ś w zg lęd u o trzy m ać m uszą •> sa n k c y ą w je g o w y o b rażen iach religijnych * , zląd

nie. Wiec o coż im chodzi: ich oburzenie będąc bezza­ sad n e, wszystkie ich w jw ody są tylko chryja szkolarską a nie uczuciem miłości dla praw dy. Jeżeli zaś myślą że zaprzeczanie poślubionego od nich systematu, może uszko­ dzić postępowi ludzkości, tern samem nie myślą żeby miał być bezwzględnym, a więc kłócąc się z przecznikami, rzeczywiście podzielają ich zdanie.

* P ie ta s pobożność, w języku najpotężniejszego na­ rodu pogańskiego, odnosiła się nie tylko do czci Rogów,

(34)

— 12 —

w y p ły w a w niosek o c z y w is ty , że z pom iędzy w sz y ­ stkich ży w io łó w m oralnych, k tó re m a ro zw ijać, ży w io ł św ięto ści k tó re g o zaro d e k w k ażdym człow ieku się znajduje, je s t najdostojniejszym . W o dległej s ta ro ż y ­ tności p o g a ń sk ie j, ojczy zn o ch w alstw o b y ło rz e c z y w i­ ście je d y n ą religiją n a ro d u : to co n azy w an o B ogam i w R z y m ie , b y ło niczem in n e m , ty lk o p o ety czn em sym bolizow aniem sił ojczyzny. Z tej religii, żad en ko - d cx m oralny o b o w iązu jący sum ienie w y w ią z a ć się nie m ógł, g d y ż w szy stk ie obow iązki, w y łąc zn ie z p ra w o ­ d a w stw a w y p ły w a ły *. M iłość o jc zy zn y b y ła u R zym ian tern czem u w y z n a w c ó w p raw d z iw ej religii je s t m iłość B o g a ; z tą d a p o te o z y czyli u b ó stw ien ia m ężów w ielce ojczyźnie zasłu żo n y ch , z k tó ry c h p ó ź­ niej przem oc i szaleń stw o w yłączn ie k o rz y s ta ły , c zę­ sto się p o w ta r z a ły , i do te g o obrzędu n ajw iększą przy w iązy w an o w ag ę. K a n o n iz a c y e, czyli u rz ęd o w e o g łaszan ia św ięto ści n ajp otężniejszych in dyw idualności n a ro d o w y ch , z tegoż sam ego źró d ła pochodzę.

ale niemniej do miłości ojczyzny i rodziców. I m p i u s , oznaczał zarówno przecznika Bogów i złego obywatela.

*Russo to zauważył w swojem piśmie O u m o w ie s p o ł e c z e ń s k i e j . Przytacza on znany wypadek, że kiedy Cezar usiłując ocalić życie wspólnikom Katyliny, z tym się odezwał że śmierć nie jest kara, gdyż z nią wszystko się kończy dla człow ieka, Katon zmusił go do milczenia, nie dowodząc mu nieśmiertelności duszy, ale obwiniając go że się odzywa ze zdaniem szkodliwem dla rzeczypospolitej.

(35)

I w rzeczy s a m e j, coż m oże b y ć w ię k sz e g o , d o ­ sto jn iejszeg o , p o w a ż n iejszeg o w rozm iarach ludzkości, od św ię te g o m ęża. Bo je ż e li zw alczenie la d a nam ię­ tn o ś c i, ju ż j e s t objaw em w zn io słe g o d u c h a , ja k ieg o ż nie Avart uw ielb ien ia tak i, k tó ry zw y cięży ł w szy stk ie n am iętności naszej p rz y ro d y s k a ż o n e j, k tó ry cięgłem w głębianiem siebie w życiu d u c h o w n e m , u n icestw ił że tak pow iem nikczem ne żąd ze c i a ł a , a u d u c h o - w n iw szy je s te s tw o sw o je p rzez n ie u sta ję e e ofiary, z d o - . ła ł, pom im o m a te ry a ln e g o p ierw iastk u w ch o d zęceg o do s k ła d u te g o ż je s te s tw a , w ejść w ściślejsze stosunki z tym św iatem c z y s to -u m y s ło w y m , gdzie B ó g , o to ­ czony sw oim i w y b ra n y m i, w szechm ędrze i w szech ­ m ocnie króluje *. W sz a k ż e lubo k a ż d y Chi

ześcija-— 13 ześcija-—

*Pod względem prawdziwych korzyści nawet do­ czesnych, nikt się narodom więcej niewysłużył, ile ich święci. Nie ma kunsztu, ani pożytecznego rzemiosła w którem by jakiś święty nie okazał się mistrzem; a poda­ nia przechowały tego pamięć w patronowstwie cechów. Co do nauk, już uczony świat protestancki nie w ątpi, że w filozofii, w dziejopisarstwie, w archeologii, w naukach matematycznych, mamy najszczytniejsze wzory między na­ szymi świętymi. Jak się u nas rozprzestrzeni wskrzeszona nauka historyi, jak pamfleta zaprzestana przywłaszczać jej powagę, nikt o tern wątpić nie będzie. Zniżyliśmy się w naukach, a nasza społeczność co raz więcej się zniża, ale reakeya czystego światła prawdy, przeciwko samowładztwu pedantycznej ciemnoty naszego wieku, już się rozpoczęła.

(36)

— 14 —

nin ma w sobrc z aro d ek ŚAviefości^ nic rzad sze g o ja k pełne rozw iniecie te g o p ierw iastk u . P o k o ra w e w szelkich sto su n k ach ty czący ch się o so b isto ści, obok n ajw zn io ­

ślejszej energii w obronie praw dy; m iłość dla n ieprzyjaciół n a w e t, z zupełnem zapom nieniem o so b ie ; p o słu sz e ń ­ stw o dla w szelkiej zw ierzchności; cierpliw ość niezm or­ d o w a n a , p rzy m ęztw ie niczem nieus tra s z o n e m ; o stra k arn o ść dla siebie, p rz y najw iększej w y ro zu m iało ści n a słab o ści bliźnich, b ez czeg o niem a św iętości; s ta ­ n o w ią ry s y ch arak teru źe tak pow iem n ad lu d zk ieg o , i nie m ogą się p o jaw ić ty lk o w takim co częstem zaofiarow aniem s ie b ie , w y słu ż y ł u B o g a ła sk ę sk u ­ teczną, i tę siłę z niej w y p ły w a ją c ą , k tó ra ro zlew a

Już jeden znakomity publicysta, professor AkademiiMOxford- skiej, która ledwo że nietyle wyhodowała wielkich mężów, ile Lyceum krzemienieckie, a jeszcze protestant, ośmielił się wyrzec, że nauki muszą upaść, albo z protestantyzmu powrócić do powagi. To pewna źe dziś wielkie luminarze naukowe, albo pozostają w prawowierności, albo przynaj­ mniej do niej dążą. Antagonizm Religii Objawionej zawsze zły; przynajmniej, pokąd nieprzelrawił światła co go był z niej wyniósł, okazywał się uczonym i tym właśnie był niebezpieczny. Jeszcze trochę cierpliwości, a wkrótce po­ jawią się historije nie domniemawcze, ale dokumentalnej które okażą ile dla ukształcenia i oświecenia Europy zro­ bili Święci Bernard, Dominik, Tomasz z Akwinu, Franci­ szek Salezy, Anzelm, Bonifacy, Cyryl, Metody, Stanisław, Jan Kapistran, Jgnaoy, i tylu innych.

(37)

- 15 —

na w szelk ie cierpienia i t r o s k i , ja k ą ś sło d y c z nie­ w y p o w ie d z ia n ą *. M amy te g o w zo ry w ży w o ta c h św ięty ch , zeb ran y ch uczoną p ra cą B o llan d y stó w . Z w spólnych z nimi źró d e ł, nasz w ielki S k a rg a u tw o rzy ł n ieśm iertelną k s i ę g ę , słusznie u w a ż a n ą z a je d e n z n ajszczy tn ie jszy ch pom ników naszej litera tu ry . D o niej o d sy ła m ty c h k tó rz y b y radzi o b ezn a ć się z w a ru n ­ kam i p raw d ziw ej św iętości.

J e s t p raw o m oralne ciągle u rz ecz y w istn iają ce się p rzed naszem i o czym a, a n a d ktorem je d n a k nikt się n ie z a s ta n a w ia , że rodzina b ę d ą c przedłużeniem jed n ej i tejże sam ej o s o b y , p o to m ek sk o ro się n ieo d rzek a sp ad k u po sw o ich p rzo d k ach , b ierze na siebie o d p o ­ w ied zialn o ść za przew inienia, z w ła sz c z a p e w n e g o r o ­ dzaju, k ażd eg o z nich. T a k d a le c e , że d o g m at g rz e ­ chu p ie rw o ro d n eg o , p o d sta w a religii chrześcijańskiej, co go u m y sły zarozum iałe a nie w iele ro zw ażaw cze, radzi b y z a p r z e c z y ć , ciągle się u d o w ad n ia w ro d z i­ n ach , a szczeg ó ln ie w tych w ielkich rodzinach k tó re n arodam i zow iem y. Ci co p rzeczą że n a ro d y sw o je

‘ Cierpienie nie może być rozkoszą i natura świę­ tego tak od nich ucieka, jako i natura grzesznika. Bo bez tego niebyło by zasługi. Słodycz którą święty doświadcza, cierpiąc dla miłości Boga i bliźniego, nie niszczy uczucie cierpienia, ale daje siłę do jego znoszenia. Chrześcijanin jak waleczny rycerz ranny na pobojowisku, jubo czuje ból, cieszy się że cierpi dla swojego pana i swoich braci.

(38)

16

w y k ro c zen ia przeciw ko B o g u , o p łacać m uszą rew o lu - cyam i rozd zierającem i ich ło n o , u tra tą siły i sw o b ó d , czasem zag ład zen iem sw o jeg o b y t u ; w id ać że hisfo- ryi nic rozum ieją, chociaż zre sz tą m ogą b y ć uczonym i.

T łum aczyć je j fenom ena tern ze one są rozw ojem m yśli p o w szechnej lu d z k o ś c i, je s t to objaśnienie t a ­ jem n icy przez form ułę n iep rzy n o szącą bynajm niej j a s ­ n eg o p o ję c ia r z e c z y , ja k k a ż d a form uła um ów iona. J e s t ona firmą m istycznej filozofii H egla. A le ten fa ­ talizm h istoryczny logicznie w y ro śn ięty z panteizm u nie w z b o g a c a u m ysłu nabytkiem istotnym , bo form uła co n ajw ięcej m oże b y ć narzędziem do p o c h w y tu p raw d y , ale nie je j zdobyciem . T a form uła opiera się na b łę d z ie , bo fakta h isto ry czn e je j n iesp raw d zają *.

*Formuły umówione po szkołach, samem uzwycza- jeniem się do nich przybierają postać rzeczywistości; umy­ słom nieotrząśniętym z kurzawy szkolnej, zdaje się źe ro­ zumieją jaśnie: ale tu je st ułuda, którą rozwaga i doświad­ czenie rozprasza. Sam panteizm je st tylko formułą filo­ zoficzną, nie rzeczą; z tąd nie udowadnia się tylko rozumo­ waniem szkolnem, które do poznania tylko prawd umówio­ nych doprowadza; a wyznaję że nigdy w takowych nie umiałem wielkiego pożytku dopatrzyć dla światła powsze­ chnego. Jest to pod inną postacią owe j u r a r e in v e rb u m m a g i s t r i , tak wyrzucane wiekom średnim. Ludzie ostrze­ lani, obtynkowani nauką, ale którzy nie umieli jej zgłębić, łatwo dają siebie obałamucić logiką. Ona dla nich zw

(39)

ła-—

17

Z eszlą ona nie je s t żadną n o w o ścią Fatalizm bez panleizmu ; otrętw ił oddaw na gieniusz narodow y w y ­ znaw ców K oranu; fatalizm z panleizmu w y p ły w a­ jący , jak w ypadek z z a ło ż e n ia , od jeszcze dawniej skrystalizow ał gieniusz narodow y Indosfanu.

Naród je st człowiekiem zbiorowym, i dla tego je st ścisła analogia miedzy pochodem narodu a pojedyn­ czego człowieka. Ten nie postępuję prawam i których

wszystkie warunki w samym sobie by posiadał,

owszem musi ciągle ulegać prawom i okolicznościom zew nętrznym , albo przynajmniej z niemi w alczyć; a jeg o wolna w ola je st głów ną dźw ignią jego p o step

-szcza jeżeli siebie nazwie „Myślini.“ staje się rozumem, mądrością, jedyną drogą prowadzącą do prawdy. Nad po­

dobnym szałem zdrowy rozsądek rozśmiać się musi. Lo­ gika nigdy nic stanowczego nie zdobyła dla ludzkości- intuicya wszystko; a ta nie postępuje na szczudłach formuł, bo je st prawdziwą potęgą a nie macaniem. Więcej jest praw dy w Homerze niż w Platonie, a w mitologii greckiej, niż w całkowitej jej filozofii. I nic dziwnego gdyż poezya jest zewnetrznem wyrażeniem intuicyi, która zawsze je st jedną bo je st praw dą. Filozofija jeżeli tylko w yraża się w s y - stemacie (bo tu niema mowy o filozofii przyrodzonej, ale o piśm iennej), nie jest rozumem, ale rozumowaniem; z ląd je st rozliczną i wahającą się, naw et kiedy przemawia ma­ gistralnie, jako każda rzecz złożona. Poezya po prostu zdobywa praw dy, filozofija częstokroć doprowadza uczenie do błędu. #

(40)

18

-ko w , a tern sam em je g o p rzeznaczenia. A w łaśn ie fatalny czyli b ezw zg lęd n y postęp ludzkości u nicestw ia w istocie w o ln a w o lę , w całk o w itej je j dostojności. Bo jeżeli postęp je s t k o n ie c z n y , jeż e li je s t ja k o b y p u n k te m , do k tó reg o w sz y stk ie prom ienie z o b w o d u schodzić się m u sza , b ez w zg lęd u na ich p ie rw ia st­ k o w y k ie ru n e k ; różnica m iędzy czynnościam i ziem i a dobrem i b y ł a b y u łu d ą , gdyż jed n e i drugie do je d n e g o rezu ltatu dążą k o n ie c z n ie , b ez czego p o stę p n ie b y ł by bezwzględny. Je żeli w ięc k ażda czy n n o ść je s t o b o ję tn a , jeżeli koniecznie do je d n e g o fataln eg o celu d o p ro w a d z a , na cóż b y się p rz y d a ła w ałk a, na cóż b y się p rz y d a ł duch ofiary. N ajlogiczniejszy z w y z n a w c ó w tej panteistycznej filozofii, je s t ów fakir indyjski leżący nieruchom y p rzez la t kilkadziesiąt na jed n em m iejscu i na niem um ierający. * W sz a k ż e ten fakir, z d o ła ł przecie p rze zw y cięż y ć p raw o p rz y ­ ro d zo n e sw o jeg o je s te s tw a , je d y n ie p o tę g ą tej w olnej w o li, b ęd ącej udziałem k ażd eg o człow ieka. Jeżeli

* W Astrachaniu, w tej części miasta gdzie się za­ trzymują karaw any indyjskie, roku zdaje mi się 1801, um arł fakir, od lat przeszło d>vudziestu leżący nieruchomy na środku obszernego rynku, z ręką wyciągnioną. Po­ bożni jego współwyznawcę codziennie strawę i napój kładli mu do gęby. On to przyjmował nie podnosząc ręki, ani najmniejszego poruszenia nie pozwalał sobie; jego nieru- chawość była taka że ptaki obsiadały go bez obawy.

(41)

i 9

w śró d w szy stk ich ru szający ch się w o k o ło , on b v ł m ocen, p rzek ształcić siebie ja k o b y w p o są g , * dla czegoz naró d b ęd ąc zbiorem ludzi o b d arzo n y ch w olną w o la , nie m óg łb y siebie w sk a z a ć na nieruchaw ość i o d rzec się od w szystkich korzyści p o stęp u i uk ształcen ia.

D zisiejszy panteizm , ta k ro zp o w szech n io n y po sz k o ­ łach N iem ieckich lub zn iem c zały ch , nie lubi ro z cią­ g a ć się nad indyw iduum , rodziną, n a ro d e m , bo te są n ad to k o n k retn e, n adto rz e c z y w iste żeb y się d a ły objąć w form ach o b m y ślan y ch dła rozum ow ania. L u d zk o ść je s t ulubionym tem atem , nieustannym p rz e d ­ m iotem ich ro zp raw , w łaśnie dla leg o ze b ęd ąc rzeczą o d e rw a n ą , je s t d o stę p n ą do w szelkiego rodzaju o niej m arzeń.

Z o staw m y w ięc lu d z k o ść : bo la nie m ając żadnej rzeczy w isto ści, n ajw łaściw iej b y s p o c z y w a ła sobie w krainie fantastycznej, utw orzonej przez m arzenia s z k o l­ n e ; a raczej zajm ujm y się narodam i, rodzinam i, in d y ­ w iduam i, bo w nich w p atru jąc się z dobrą w iarą i m iłością p r a w d y , m oże się z teg o w y w ią zać k o

-* Ten fakir Astrachański, mający mnóstwo pokre­ wnych w każdem mieście Indostanu, je st dla mnie dosta­ tecznym dowodem, że człowiek nie ulega żadnemu śle p e ­ mu prawu przyrodzenia, ani konieczności, które by uszka­ dzało w nim użycie wolnej woli, bez czego nie mogło by być moralnego czynu. Wiloy, lisy, takowemu ulegają, ale też między niemi niema fakirów.

(42)

20

rz y sln a nauka. H isto ry a, o w a m istrzyni życia, je s t objaw em ż y cia n a ro d ó w w stanie c z y n n y m , tak d a ­ lece, że g dzie niem a c z y n ó w , tam niem a i historyi. A le i to p e w n a , że n aro d y nie p rz y stę p u ją do czy­ n ó w , ty lk o za p o śred n ictw em znakom itych in d y w id u ­ a ln o śc i, k tó re z ich ło n a p o w s ta ją , ażeb y p rz e d sta ­ w iać ich ż y w io ły m oralne. T e ż y w io ły z o sta ją w uśpieniu p o k ąd się w sw oich p rz e d sta w ia cz a c h nie obu d zą i nie sk u p ią. Z czeg o w y p ły w a w niosek o czyw isty, że p rz e d sta w ia cz e n a ro d ó w , dając im życie — bo h isto ry a je s t ich życiem — m iędzy nimi a ich społecznościam i istnieje solidarność. J e ż e li, o czem n ie w ą tp ię , w ielcy m ężow ie u o sab iając y n a ro d y , m ogą n ad zw y czajn e b ło g o sła w ie ń stw a w y s łu ż y ć dla nich od B o g a , nie mniej za przew in ien ia sw o je na nich m ogą sp ro w a d z a ć d o tk liw e k a ry . Z d aje się ż e w tein niem a n ie sp ra w ie d liw o śc i, ile że ta so lid arn o ść opiera się na n ajściślejszej w zajem ności.

T o się szczególnie sp o strz e g a ć daje w szafarstw ie sił p o lity czn y ch , ja k o w n ajg łó w n iejszy m ży w io le n a ­ ro d ó w . Pism o św ięte p o k azu je nam że B ó g c a ły n aró d u k a ra ł zap rz ew in ie nie je g o K róla D a w id a ; a historya św iec k a w p o trzeb ie nie m ało b y p o d o b ­ nych p rz y k ła d ó w p rzy n io sła. A le i to p e w n a że p a ­ ste rz e ludów niem niej o d p o w ia d a ją p rz e d B ogiem z a w y stęp k i ro zp o w szech n io n e w ich trz o d a c h ; i że skoro św iatło B oskie w y g a s a w naro d zie, św ia tło p o z o sta łe w sercu je g o w ładzcy, staje się często k ro ć bezsilne

(43)

21

do o d w ró cen ia k ary k tó ra za ró w n o p a d a n a w inny n aró d i n iew innego króla. Nie m niejsza je s t so li­ darność w obliczu B oga, m iędzy narodam i a p r z e d - staw iaczam i innych je g o ży w io łó w . I tak, jeże li n a - p rz y k ła d lite ra tu ra n a ro d o w a b ędzie u p raw ia n a przez ludzi b ez w iary i z a s a d , i to b ez p rz e c iw w a g i, nie pow inno w ątpieniu u le g a ć , że najw iększe k lęsk i s p a ­ dnę na sam że n a r ó d , lubo on się zdaje b y ć zu pełnie obcym tem u zb o czo n em u ruchow i intellektualnem u.

T a so lid arn o ść je sz c z e dobitniej się w yraża n a członkach rodziny. Jeżeli dzierżyciel sta ro ż y tn e g o i w ielkiego n azw iska, w yznaje z z ap ałem a ry slo k ra c y ę , ja k o z a sa d ę politycznę nie zb ęd n a i z a ch o w o w czą, p o ­

stę p u je ja k o m ęż p raw y , robi sw o ję p ow inność, i

chociażby cierpiał za sw o je wyznanie, niechaj nie traci o d w ag i, bo ona b ędzie w y n ag ro d zo n y av nim sam ym , albo w je g o potom kach. L ecz je żeli ja w y z n aw a dla w id o k ó w o so b isty ch ty lk o , dla w y n iesien ia siebie z k rzy w d a b liź n ic h , jeż e li usiłuje zd o b y ć je j k o rzy ści, zan ied b u jąc jej p o w o ła n ie , niezaw odnie poniesie k a rę jeżeli nic na s o b ie , to na sw ojem p o to m stw ie. Tern się ła tw o tłum aczy p o n iż e n ie , lub nawret zu p ełn y u p ad ek historycznych rodów * T oż i w mniej

* Lekkomyślni ludzie cieszę się z tego upadku, bo nie rozumieją źe on jest klęska publiczny: gdyż zatrace­ nie pewnych podań, niczem zastąpione być nie może.

(44)

22

-lśkniących się rodzinach szlacheckich. Z a d z iw ia nas i boli p o w sz ech n y upad ek m a ją tk ó w , nie um iem y ro ­ zeznać p rzy czy n y lego sz e rząceg o się n ied o statk u w sp o łe czn o ści je sz c z e nie daw no tak z a so b n e j; bo nie chcem y w y szu k iw a ć źró d ła z k tó re g o w y try sn ę ło tyle w ielkich fortun szlacheckich. O szu k ań stw o i k radzież tych którym się słu ż y ło , później uciski i łz y bliźnich, m ogą w y n ieść gm ach w ielk ieg o m iana, ale on d łu g o ­ trw ały m b ydź nic m oże. Jeżeli w jak im ś sp o łe c z e ń ­ stw ie rozpo w szech n i się m niem anie, że w szy stk o je s t g o d ziw e byle tylko się w zb o g acić, klęski po w szech n e n a stą p ią k o n ie c z n ie , ażeb y te sz k arad n e b o g a c tw a w g ru z ach z a sy p ać, b ez w zg lęd u n a o so b iste p rzym ioty ich o stateczn y ch posiad aczy , którym m ożna p o w ied zieć z H o racy m :

Delicta majorum innneritus lues,

Romanę, donec templa ne refeceris, etc. Niech mnie kto po k aże słu g ę ż ło d z ie ja , z a p rz e d a j- n eg o sę d zieg o , zdziercę p o d d a n y c h , sz a lb ie rz a , k tó ry b y b y ł zało ży cielem rodu przynajm niej przez trzy p o ­ kolenia ciesząceg o się z dostatków r. W sz y stk o p r z c

-Trudno jaśnie się wytłumaczyć przed takimi co nigdy nie— pojmą co to jest słowo tajemnicze narodu, i kto go wy­ mówić zdoła. Tyle tylko powiem źe jeżeli upadek aryslo- kracyi ma być skutkiem postępu cywilizacyi, z tego nic innego bym nie wnioskował, tylko że Anglija została na tyle wszystkich narodów w cywilizacyi.

(45)

23

m inie, a ty lk o sp ra w ied liw o ść B o sk a je st trw ałą. B olesną b y ło b y rzeczy ro z c ią g a ć się nad tak drażliw ym p rz e d ­ m iotem ; ale m yślą ze m ożem y niem ałą k o rzy ść o trz y ­ mać przez w p a try w a n ie się n asze na n iektóre w y p a d ­ ki nas sam y ch d o ty k a ją c e z b lis k a ; bo to nas zdoła

p rzek o n ać że p o rząd ek m oralny niem niej ścisłe m a p ra w a niż d edukcye m atem atyczne. P ospolicie m ów ią że lo g ik a cyfr je s t n ajw ięk sz ą z lo g ik , w szak że i ta je s t niczem w porów naniu z logiką B oską.

Filozofija historyi, czyli ja k inni ją n a z y w a ją H is lo - r y o z o iija , jeżeli nie p rz e sta ją c na tern że uchodzi za n au k ę p ra w d z iw ą , chce b y ć nią rzeczy w iście, niech- że zan iech a m arnego w y sz u k iw an ia p ra w , w ed le jak ich lu d zk o ść p o stęp u ję w zaw o d zie h isto ry c z n y m : g dyż w łaśn ie to w y szu k iw an ie d o p ro w ad ziło do absurdum . Bo ja k ż e inne dać nazw isk o tem u tw ierd zen iu , że ona je st je d n o litą cało ścią ro z w ija ją c ą się fatalnie wt czasie k tó ry sie n ig d y nie s k o ń c z y , k ie d y ow szem wr tym ruchu czy n n o ść O patrzności je s t w idoczną, lubo je j d ro g i są n iedocieczone. Jeże li nic sie nie p o ja w ia na św iecie , tylko sto so w n ie do w oli B oga, c z e m -ż e b ęd zie sy ste m a t n a fatalizm ie o p a r ty , je żeli n ie blużnierczem m arzeniem . Bo nic p e w n ie jsz e g o , że chociaż żad n a p o tę g a stw o rzo n a, w y ro k ó w Boskich cofnąć nie z d o ł a , je d n a k z sw o jeg o niesk o ń czo n eg o m iło sierd zia dla c z ło w ie k a , B óg n a d a ł je g o m odłom siłe odw le k a n ia , odw r ó c e n i a , a nawret odm ienieniac 7 7 w y ro k ó w J e g o sp ra w ie d liw o śc i: ja k o m am y te g o piękną naukę wr k siedze J o n a s z a .

o

ę>

(46)

24 —

Filozofija h is to r y i, niepow inna byó niczem innem , ty lk o poznaniem je j części m oralnej, a w y zn ać trzeb a ze tu zrobiliśm y je sz c z e bardzo m ało kroków . M yślę, że lu d zk o ść sk ład a jąc się z n a r o d ó w , a n a ro d y z p o je d y n czy ch lu d z i, slu d y a nad indyw iduam i z k tó ­ rych led w o ze nie k a żd y ma w sobie ja k ie ś w łaściw e c e c h y , p o słu ż y ć m ogę do o dgadnienia n a w e t n ie k tó ­ rych z a g a d e k h is to ry c z n y c h : bo przym ioty i w ad y częslek w y w ierają w p ły w y na całość. W tern p rz e ­ k onaniu , ośm ielam się p rzed sta w ić ziom kom zbiór rozm aitych ty p ó w z n atu ry w ziętych, je d y n ie dla ich p o żytku. Je ż e li kto ten zbiór przyjm ie uprzejm ie, będę się cieszy ł je g o życzliw ością. Inny jeżeli się obrazi, nie w iele to mnie zasm uci: bo n asunie się przedem na m y ś l , źe w tych o b razkach m usiał siebie p o z n a ć , a w ięc w ezm ę g n iew je g o za dow ód, źe um iałem sch w y ­ cić p o d o b ie ń s tw a ; i nic innego dla w ytłum aczenia siebie niepow iem .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Opracowanie i wdrożenie kompleksowego systemu pracy z uczniem zdolnym. Policz się

Znany był ze swojego negatywnego nastawienia do wroga Rzymu – Kartaginy (starożytnego państwa położonego w Afryce Północnej). Dlatego każde swoje przemówienie wygłaszane

Przez chwilę rozglądał się dokoła, po czym zbliżył się do cesarskiego podium i kołysząc ciało dziewczyny na wyciągniętych ramionach, podniósł oczy z wyrazem

Pismo każde opiera się na dwóch czynnikach:. na wysiłku wydawnictwa i redakcji oraz na życzliwym i ofiarnym poparciu

[r]

Przed wejściem do stołówki i do bufetu należy zdezynfekować ręce, obowiązuje maseczka ochronna zakrywająca nos i usta oraz zachowanie bezpiecznego dystansu

Spotykamy się, obdarowujemy słodyczami, posypujemy kolorowym proszkiem i oblewamy wodą zabarwioną

W dokumencie Papieskiej Rady do Spraw Rodziny z 1994 roku czytamy: „Jedną z najpoważniejszych konsekwencji starzenia się ludności może okazać się zanik