• Nie Znaleziono Wyników

View of Robert Stiller, Pokaż język! Czyli rozróbki i opowieści o polszczyźnie i 222 innych językach, t. II, Kraków 2013

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of Robert Stiller, Pokaż język! Czyli rozróbki i opowieści o polszczyźnie i 222 innych językach, t. II, Kraków 2013"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Robert S t i l l e r, Poka jzyk! czyli rozróbki i opowieci o polszczynie

i 222 innych jzykach, t. II, Kraków 2013

Jak czytamy na stronie przedtytuowej recenzowanego zbioru felietonów lingwistycznych Roberta Stillera, jest to ksika „równie fascynujca” jak jej cz pierwsza, która ukazaa si w 2001 r.1 W tym samym miejscu o tamtej ksice wydawca pisze, e „zasyna jako pierwsze dzieo jzykoznawcze dla kadego tak zrozumiae i atrakcyjne, e niektórzy uznali je za najwaniejsz ksik, jak czytali w yciu i której nie przestaj czyta codziennie albo co wieczór”. W niniejszej recenzji zamierzam omówi zbiór R. Stillera, zwraca-jc szczególn uwag na kwesti, co sprawio, e tak „fascynuzwraca-jca” i „atrak-cyjna” ksika nie zostaa dostrzeona w rodowisku lingwistycznym, nie do-czekaa si recenzji w pismach fachowych, takich jak „Jzyk Polski” czy „Po-radnik Jzykowy”, które przecie powoane s, by czuwa nad poprawnoci i piknem jzyka polskiego.

Omawiany tom zawiera 111 – jak czytamy w podtytule – „rozróbek i opo-wieci”, które to gatunkowe okrelenie R. Stillera mona zastpi konwencjo-naln i dostatecznie pojemn nazw gatunkow „szkice i felietony jzykowe”. Publikowane one byy wczeniej w rónych czasopismach. W ksice, co jest czst praktyk w publikacjach o podobnym charakterze, nie podano dokad-nych informacji bibliograficzdokad-nych. Jednak jaka nota o czasopismach i latach, w których teksty byy publikowane, byaby jak najbardziej na miejscu. Pamitam, e przed laty czytaem felietony R. Stillera w „Rzeczpospolitej”, ale dzi nie potrafi przypomnie sobie, czy weszy one w skad omawianego tomu, czy znalazy si w tomie pierwszym, czy te wejd do nastpnego zbioru. Z jednego z tekstów moemy si dowiedzie, e byy one publikowane w „Trybunie” („Mój cykl poka jzyk narodzi si by ze wspólnej inicjatywy mojej i ówczesnego red. nacz. dziennika Trybuna, Janusza Rolickiego […]”, s. 157), z innego, e ukaza si w tygodniku „Najwyszy Czas!” (por. s. 252). Do recenzowanego tomu weszy take teksty o innym charakterze, np. Wy-mowa kresowa i u Kostka (s. 231-237) to dodatek do przedruku zbioru opo-wieci Wacawa Kostka-Biernackiego Straszny go (Kraków 2006)2. Cho

1

Poka jzyk! Czyli rozróbki i opowieci o polszczynie i 111 innych jzykach, Kraków 2001.

2

Wyd. 1., Warszawa 1932. Wacaw Kostek-Biernacki (ur. w 1884 w Lublinie, zmar 25 maja 1957 w Warszawie) – przed II wojn wiatow polityk, dziaacz spoeczny, pisarz. Przez reszt ycia po wojnie wizie polityczny. Jego zbiór opowieci pt. Straszny go to zapoznane arcydzieo prozy polskiej II wieku. Uwag lingwisty przyciga kresowa polszczyzna utworu. Roczniki Humanistyczne 62(2014) z. 6

(2)

teksty w zbiorze zasadniczo dotycz lingwistyki, Autor – wychodzc od susz-nego zaoenia, „e od jzykoznawstwa do ycia jest bliej niby si wy-dawao” (s. 144) – porusza w nich róne zagadnienia, czasem blisze ling-wistyce, np. wielokrotnie pisze o problemie wielojzycznoci, ocenia jako przekadów, czasem do od niej odlege, np. Herbata herbacie nierówna (s. 183-193) to traktacik o herbacie w rónych kulturach, cho i z uwagami o charakterze lingwistycznym (gównie kwestie etymologiczne). Bywa, e z lingwistyk zwizane pozornie lub wcale. Na przykad, szkic pt. Szmata jednorazowa (s. 35-37) zaczyna si od tego, e „typowy Polak” nie odrónia rcznika, cierki i szmaty. T kwesti Autor kwituje zdawkowo („nawyk jzykowy nie róni si od yciowego”) i pisze ju tylko o niejzykowych zachowaniach „typowych Polaków”, a najwaniejsz kwesti staje si sposób oddawania moczu w Polsce w porównaniu z Zachodem. To tylko przykad do czstego w caym zbiorze mieszania porzdków opisu, tu usprawiedli-wiony formu „fenomen wraz z jzykowymi przylegociami” (s. 36).

Nie jestem w stanie sprawdzi, czy Autor Poka jzyk! rzeczywicie pisze w zbiorze o wymienionych w tytule 222 jzykach. Jak zreszt to liczy? Czy przykad z jakiego egzotycznego jzyka w wywodzie etymologicznym po-wiksza stan licznika jzyków omawianych w ksice o jeden? Wydaje si, e Autor zbioru uwodzi czytelnika magi cyfr – w tomie pierwszym tych jzy-ków w tytule byo 111. Czy w kolejnym bd 333? W wikszoci wypadjzy-ków – z braku kompetencji – nie jestem take w stanie stwierdzi rzetelnoci tego, co Autor pisze o jzykach nieindoeuropejskich. Moje ogólne wraenie jako czytelnika i recenzenta jest takie, e zbyt wielk wag przywizuje on do liter, do sposobów adaptacji zapoycze , do (nie)konsekwencji w tym procesie. Wszystkie jego sdy w tych kwestiach maj charakter kategorycznych stwier-dze , z których przebija – moim zdaniem odpychajcy od lektury – egotyzm i przekonanie o wasnej nieomylnoci (zob. np. „moje przekady reprezento-way najwysz jako; nie tylko dlatego, e tak jest na ogó moja twór-czo” – R. Stiller o sobie3).

Jak do tej pory naukowo nie opisana. Wydanie z 2006 r. oprócz wspomnianego tekstu o wymo-wie Kostka Biernackiego zawymo-wiera take tekst R. Stillera o Kostku Biernackim (Pk Biernacki

wród diabów, s. 209-242), Objanienia (s. 243-258) oraz Not edytorsk (s. 265-266).

3

„Jako prozaik, poeta, tumacz, krytyk, publicysta i edytor, a take jzykoznawca i religio-znawca, wydaem cznie okoo 300 ksiek, w tym sporo podstawowej wagi, a take best-sellerów, i mam za to kilka najwyszych odznacze . W masowym i popularnym odbiorze syn jako przysowiowy poliglota. W przekadach jestem na ogó (jeli nie liczy wrogów i pasz-kwilantów) uwaany za najwybitniejszego polskiego tumacza (cho wymienibym paru nie gorszych ode mnie)” (s. 298).

(3)

Wikszo tekstów dotyczy jednak jzyka polskiego. S wród nich bardzo zrczne i inspirujce, np. Rrr! w przymiotnikach (s. 78-81) po dodaniu tzw. aparatu (spis literatury, przypisy) mógby si ukaza w kadym fachowym pi-mie lingwistycznym – Autor pokazuje, e r w przymiotnikach takich jak do-bry, pikry (dzi pikny) nie jest rdzenne, cho – a to wydaje si równie wane w pracach z zakresu sowotwórstwa – brakuje wyra nego wskazania, jak funkcj ten zapomniany przyrostek przymiotnikowy w omawianych wyrazach peni. Bardzo interesujcy jest take szkic pt. Czy Polak myli po ydowsku? (s. 27-31), w którym Autor pokazuje, e liczne przysowia, których genezy upatrujemy w antyku greckim bd rzymskim, mog mie rodowód ydowski. O szczegóach trudno dyskutowa, ale ogólna teza wydaje si zasadna, a ta problematyka wymaga jeszcze bada lingwistycznych. Od siebie bym doda, e najtrudniejszy problem w tym wypadku to kwestia, czy przejlimy przy-sowia, o których pisze Autor zbioru, bezporednio od ydów, czy za pored-nictwem innych narodów, kultur i jzyków oraz czy niektóre z takich przy-sów nie powstay niezalenie w rónych kulturach, a zbieno formalna i semantyczna jest jedynie wynikiem tych samych zdolnoci poznawczych gatunku ludzkiego4. Odnoszcych si do jzyków i lingwistyki sensownych, odkrywczych czy wanych uwag, tez i twierdze w recenzowanej ksice znajdziemy sporo, czsto zdawaoby si oczywistych, lecz z rónych powo-dów nie goszonych publicznie, np. hitlerowcy zamiast Niemcy to wedug R. Stillera „wykrtny eufemizm” (s. 251), z czym trudno si nie zgodzi5.

Oprócz tekstów wietnych i spostrzee byskotliwych peno jednak w recenzowanym zbiorze sdów chybionych, bdnych, „zabobonnych”.

4

Na pocztku omawianego szkicu Autor pisze, e „[]atwiej byoby przyj, e w przysowiach wyraa si potoczny i masowy sposób mylenia narodów [...]” (s. 27-28). Tak podchodzi do tej kwestii lubelska szkoa etnolingwistyki prof. Bartmi skiego. Jzykowy obraz wiata (def. m.in. R. G r z e g o r c z y k o w a, Pojcie jzykowego obrazu wiata, w: Jzykowy obraz wiata, red. J. Bartmi ski, Lublin 1990, s. 42-49), który jest najwaniejszym przedmiotem zainteresowania szkoy, jest utrwalony w jzyku, a zwaszcza w leksyce i frazeologii. Literatur przedmiotu znale  mona m.in. w: J. B a r t m i s k i, Jzykowe podstawy obrazu wiata, Lublin 2006, s. 283-307. Natomiast obserwacja przysów polskich i korea skich prowadzi T. Lisowskiego (Yeoucheoreom

gyohwalhan, czyli chytry jak lis. Kilka uwag o genezie polskich i koreaskich frazeologizmów, w: Studia nad polszczyzna wspóczesn i historyczn. Prace dedykowane Profesorowi Stanisawowi Babie w 65-lecie urodzin, red. J. Liberek, Pozna 2004, s. 196) do konkluzji: „[w] centrum

uniwersum poj, wyobrae i wartoci o wiecie zawartych we frazeologizmach obu kultur stoi przecie czowiek, a ich semantyka nosi wyra ne znamiona antropocentryzmu”.

5

Podobnie w dyskursie publicznym funkcjonuje nazista, który w tekstach nie tylko moe by eufemistycznym synonimem hitlerowca i Niemca, lecz – z powodu leksykalizacji – ukry-wa fakt, e nazici to narodowi socjalici’.

(4)

bieram poniej kilka przykadów z rónych miejsc zbioru. Na stronie 24 Autor pisze o rymach w jzyku polskim m.in.:

Trzeba zauway, e w polskiej tradycji (1) istnieje [...] konwencja tosamoci niektó-rych gosek, zwaszcza w sylabach nieakcentowanych: ono | utsknion, dziwo |

po-krzyw, panicze | ycz, ale take (2) dzwonki | ki, w miecie | nareszcie. Takich

[ry-mów] nie uwaa si i nie odbiera jako rym niepeny, niedokadny, zwaszcza jeli sta-nowi mniejszo [w tekcie – H. D.].

Prawd jest, e „takich [rymów] nie uwaa si i nie odbiera jako rym niepeny, niedokadny”. Nie jest to jednak, przynajmniej nie zawsze, konwencjonalna „to-samoci niektórych gosek”, lecz tosamo rzeczywista, cho ukryta pod kon-wencjonaln ortografi. Czsto te w takich rymach znajduje odbicie dawna bd regionalna wymowa. Przykady Autora ksiki dobrze to ilustruj. W jzyku pol-skim wygosowe  ulega odnosowieniu, std rym panicze | ycz (fonetycznie pa-nicze | ycze), w grapach spógosek zachodz upodobnienia pod rónymi wzgl-dami, std moliwy rym w miecie | nareszcie (fonetycznie w miecie | narecie6). Rymy typu ono | utsknion odbijaj wymow regionaln, historyczn i wspó-czesn – to cecha historycznej polszczyzny kresowej7 oraz niektórych gwar8 i nieliterackich odmian polszczyzny na wschód od Wisy9. W tym wypadku Z. Stieber widzia konwencj, zwyczaj, cho z wyra nym wskazaniem na kreso-wy rodowód takiego rymowania: „od dawna jedynie poprawna jest kreso-wymowa id drog z wyra nym nosowym w wygosie, to jednak od z gór stu lat panuje zwyczaj rymowania wygosowych i o (ono – utsknion), cho powsta on na

6

Podrczny sownik poprawnej wymowy polskiej W. Lubasia i S. Urba czyka (Kraków 1990, s. 121) przestrzega przed wymow narecie zamiast nareszcie, co dowodzi niezbicie, e taka wymowa ju w niektórych rodowiskach jest upowszechniona. Zanim wic powiemy, e rym w miecie | narecie to konwencjonalna „tosamoci niektórych gosek”, trzeba sprawdzi, kto tak rymuje i jak wymawia ten wyraz.

7

Zob. np. Z. K u r z o w a, Jzyk polski Wileszczyzny i kresów pónocno-wschodnich

XVI-XX w., Warszawa 1993, s. 226. Zob. te: J. K o  , Polszczyzna poudniowokresowa na polsko--ukraiskim pograniczu jzykowym w perspektywie historycznej, Lublin 1999, s. 143-145. We

wspomnianym wczeniej szkicu o jzyku Wacawa Kostka-Biernackiego Autor podaje te wie-le mówicy przykad (s. 234): We to rko widel’ec!, tj. We t rk widewie-lec!, gdzie wida odnosowienie wygosowego (ortograficznie ).

8

Zob. Gwary polskie. Przewodnik multimedialny, red. H. Kara, wersja poszerzona i uzu-peniona z dnia 30 XI 2009 r.: http://www.gwarypolskie.uw.edu.pl/index.php?option=com _content&task=view &id=47&Itemid=58

9

Tak wymow sysz m.in. w Lublinie. W niezbyt odlegej przeszoci typowa dla miast poudniowej Lubelszczyzny (Bigoraj, Zaklików, Zamo). Zob. T. S k u b a l a n k a, J. M a z u r ,

Jzyk potoczny maych miasteczek na poudniowej Lubelszczynie, „Poradnik Jzykowy” 1973, z. 9,

(5)

podou niepoprawnej «kresowej» wymowy ido drogo”10. Natomiast rym dzwon-ki | dzwon-ki odbija wymow regionaln maopolsk – w poudniowej Maopolsce n w grupach nk, gdzie n i k nale do rónych morfemów (dzwon, dzwon-ek), wy-mawia si tylnojzykowo, tak jak w wyrazach typu bank11. Fonetycznie mamy tu voi | uoi, a wic rym fonetycznie dokadny. Nie kady rym niedokadny to konwencja, tym bardziej za konwencjonalna – jak pisze R. Stiller – „tosamo niektórych gosek”. Najpierw trzeba pozna autora, jego rodowisko jzykowe i epok powstania utworu.

May zdolny Amerykanin (s. 220-225) to filipika przeciwko zdrobnieniom w jzyku polskim, z czym od lat walczy take prof. W. Ma czak12. Prawdziwa obserwacja o sposobach tworzenia zdrobnie i zakresie ich wystpowania w jzyku polskim prowadzi jednak Autora do wniosków bardzo odlegych od lingwistyki i trudnych do udowodnienia bd falsyfikacji. W mocnych so-wach Autor sugeruje zwizek zdrabniania z – jak utrzymuje – najniszym w Europie poziomem inteligencji Polaków oraz stwierdza, e w ten sposób „Jasio, Stasio i Zbysio, Dzidzia i Niunia s u nas okaleczani w psychice, odru-chach i podwiadomoci na cae ycie” (s. 222). Wrómy do tez cile lingwi-stycznych. Po wymienieniu licznych zdrobnie typu rkawiczka, zegarek, kartka, R. Stiller przytomnie i w zgodzie z lingwistyk pisze: „w procesie lek-sykalizacji staj si one podstawowymi i normalnymi” (s. 223). I gdyby na tym poprzesta, trudno byoby si czepia. Zaraz jednak pisze:

Czsto nie oznaczaj ju nawet maych wymiarów: jak np. „kartka maego formatu, ogromna torebka, olbrzymia rkawiczka, duy soik” i tym podobne idiotyzmy.

Jakby zapomnia, co to leksykalizacja – skoro wyraz kartka zleksykalizowa si, to nie znaczy ju maa karta’, zleksykalizowana rkawiczka nie jest ju ma rkawic’ (w tym wypadku wida specjalizacj znaczeniow: rkawica moe by ochronna, robocza, narciarska, gdy rkawiczka ozdobna, modna itp.). Jeli zgodzimy si, e leksykalizacja jest naturalnym zjawiskiem jzykowym, to nie ma najmniejszych podstaw, by pisa o „tym podobnych idiotyzmach”13.

10

Przyczynki do historii rymów polskich. I. Rymy sandomierskie XVI i XVII wieku, „Jzyk Polski” 30(1950), s. 113.

11

Dokadny zasig zjawiska: K. D e j n a, Dialekty polskie, Wrocaw 19932, mapa nr 16.

12

Moda na zdrobnienia, „Jzyk Polski”60(1980), s. 69-71; por. J. M i o d e k, Rozmylajcie

nad mow, Warszawa 1998, s. 53-55.

13

O leksykalizacji zdrobnie szerzej m.in. R. L a s k o w s k i, Derywacja rzeczowników w

(6)

Szkic pt. Od kur... do hiszprosiaka (s. 225-228) ko czy si uwag: „[...] sekretem jzykoznawców sta si zwyczajny ksi z odmian ksicia, skró-con przez tych z awansu do ksicia [...]”. Nie zamierzam polemizowa z ab-surdaln tez, i – czy ja dobrze rozumiem tekst Autora? – lingwici ukrywaj przed niejzykoznawcami jaki sekret. Nie naley przeksztace wyrazu roz-patrywa w oderwaniu od caego systemu morfologicznego. Wyrazy ps. de-klinacji spógoskowej (dekl. pitej) byy nieliczne, charakteryzoway si tzw. rozszerzonym tematem, przy czym od dawna wystpoway wyrównania ana-logiczne w obrbie paradygmatu i midzy paradygmatami, np. kamie z ps. kamy przyj w mianowniku przyrostek -e- obecny w przypadkach zalenych, a ps. oko, ocz-es-e i nebo, neb-es-e przyrostek straciy (dzi: oko, oka; niebo, nieba). Gdy to ksi stao si tym ksiciem, zwizek formalny z pozostaymi wyrazami o takiej samej odmianie (jagni, jagnicia; pachol, pacholcia; ptasz, ptaszcia) zacz si zaciera i wyraz straci swoje - - (w l. mn. -t-) w przypadkach zalenych14.

W szkicu Wymowa kresowa i u Kostka (s. 231-237) R. Stiller broni d wicz-nego h. Pozwol sobie zacytowa duszy fragment, nie tylko po to, by przedsta-wi problem, lecz take by da wyobraenie o jzyku i stylu osobniczym Autora.

Bezwzgldnie za niedopuszczalne jest wymawianie h jako ch. Sprawa o tyle prostsza od poprzednich, e rozrónienie to wci obowizuje w kulturalnej polszczy nie, mimo e wród tzw. jzykoznawców szerzy si nieuzasadnione przekonanie jakoby utosa-mienie h i ch stao si ju powszechne i obowizujce. W istocie pomieszanie to jest nie tylko socjologicznym przejawem regresji kulturowej; cech nie narodow, lecz ty-pow dla nizin spoecznych, które rozpanoszyy si ju nawet na katedrach uniwersy-teckich i w Radzie Jzyka Polskiego; koliduje równie z wikszoci jzyków europej-skich, z których fonetyk ten rodzaj Polaka miewa coraz wiksze trudnoci.

Jako przedstawiciel nizin na katedrze uniwersyteckiej i „ten rodzaj Polaka” pozwol sobie zwróci Autorowi uwag, e w tej kwestii si myli i wpro-wadza w bd czytelników swojej ksiki. Rozrónienie h i ch prawdopodo-bnie w polszczy nie nigdy nie istniao. Jedynym d wicznym spirantem tylno-jzykowym w jzyku polskim jest d wiczne h w pozycji przed spógosk d wiczn wewntrz wyrazu (kleda, tj. klechda) albo na granicy wyrazów (da

̮

domu, tj. dach domu). Wszystkie wyrazy z tzw. d wicznym h s w jzyku polskim obcego pochodzenia. Tylko w poyczkach z jzyków

14

Problem jest bardziej skomplikowany, bo uwzgldni trzeba równie procesy zwizane z adaptacj zapoyczonego *kuning w jzykach sowia skich. Ostatni gos w tej sprawie zob. K. C z a r n e c k i, Ksidz / ksia / ksi, „Academic Journal Of Modern Philology” 2(2013), s. 7-18.

(7)

wia skich historycznie uzasadniona jest w nich wymowa d wiczna (np. ha-ba z czes., zamiast pol. gaha-ba, por. gani ; hoota z ukr., zamiast pol. goota, por. goy). Wymowa ta przyja si na kresach, gdy polszczyzna na tym terenie rozwijaa si pod silnym wpywem jzyków ruskich, które znaj t gosk (biaoruski, ukrai ski). Przez skojarzenie z ortografi przeniesiono t wymow i na wyrazy zapoyczone z innych jzyków (np. herbata), bez wni-kania, czy d wiczny spirant jest tu uzasadniony. Wymowa wyrazów pisanych przez tzw. samo h nie bya nigdy norm ogólnopolsk, lecz fonetycznym regionalizmem polszczyzny literackiej. I tak niech zostanie. Wydawnictwa normatywne za nie zabraniaj takiej wymowy, ale te nie wprowadzaj jej jako jedynej dopuszczalnej. Jak udowodni, e utosamienie w wymowie h i ch „koliduje [...] z wikszoci jzyków europejskich”, nie mam pojcia.

R. Stiller nie ma racji take, gdy zyma si na wymow budet z d, za-miast bud-et, „gdy od niedawna tak wymawiaj to niziny spoeczne” (s. 269). Czytelników zainteresowanych wyjanieniem genezy takiej wymowy odsyam do mojego artykuu „Drzesika” jedzie do „Kambody”15 i innych artykuów publikowanych w JP16.

Z jeszcze ciekawsz sytuacj mamy do czynienia w szkicu pt. Jzyk czy so-cjologia? (s. 84-86). Wida w nim, e Autor rozumie genez wymiany e : ø (piesek : pieska), widzi j w kontekcie historycznym i ogólnosowia skim, lecz nie chce dostrzec, e przyswajanie wyrazów obcych nie odbywa si z dnia na dzie , jest wieloetapowym procesem, którego nie sposób zadekreto-wa, std wahania w odmianie. Poajanka prof. Miodka za pedela jest zupenie bezzasadna17. O tym, czy wyraz pedel wo ny uniwersytecki’ ju wyszed z uycia18, przekona mog badania ankietowe, nie sowniki, które przecie

15

„Jzyk Polski” 86(2006), s. 293-302.

16

Zob. np. W. G ó r n y, Jeszcze o budecie…, strzycie (=szczycie) i polskim , „Jzyk Pol-ski” 39(1959), s. 295-298.

17

Gos J. Miodka (Rzecz o jzyku. Szkice o polszczynie wspóczesnej, Wrocaw 1984, s. 87) w sprawie odmiany rzeczownika pedel brzmi rozsdnie: „Trudno przewidzie losy odmiany niewtpliwie wychodzcego z uycia rzeczownika pedel, wycofujcego si wraz ze sabnc tradycj «kostiumowych» uroczystoci uniwersyteckich”.

18

Mona wskaza kilka wewntrzjzykowych i pozajzykowych przyczyn wyjcia tego kon-kretnego wyrazu z uycia: 1. Zmiana realiów ycia szkolnego i uniwersyteckiego. 2. Obawa przed pomieszaniem z wulgarnym peda (ani pedel, ani peda nie s wyrazami o przejrzystej budowie sowotwórczej). Marinie Cwietajewej np. kojarzy si pedel i peda (u fortepianu); por. M. C w i e -t a j e w a, Dom koo S-tarego Pimena. Szkice i wspomnienia, przek. W. Bie kowska, S. Pollak, Warszawa 1971, s. 104. W oryginale rosyjskim  –  (M. C w i e t a j e w a, Dom

u tarogo Pimiena, Moskwa 2013, s. 123). 3. Zmiany spoeczne – nikt nie chce dzi by

(8)

zawsze opisuj polszczyzn minion; e nazwisko Luter jest przyswojone i spolszczone nie trzeba przekonywa, e najczciej jednak Luthera bez e ru-chomego, gdy mowa o Martinie Lutherze Kingu te nie od dzi wiadomo19. Gdyby Autor uwaniej traktowa swoje wasne przykady, zauwayby, e obok nazwy rzeki Niemen (gen. Niemna) z „czysto sowia sk” (s. 85) obocz-noci e : ø wprowadzon do wyrazu niesowia skiego jest jeszcze nazwa osobowa (Czesaw) Niemen, ju bez tego e ruchomego (Niemena). O formie psek mona, parafrazujc Autora zbioru, napisa, e ju bya20, a „przodkowie dzisiejszych chamów czy profesorów uznali j za form niepoprawn i nie-naturaln”. Gdy wic na s. 82 zbioru R. Stiller uywa formy snajprów zamiast snajperów, to albo powiemy, e 1. w tej formie wida kolejny krok w ca-kowitej adaptacji wyrazu do systemu jzykowego polskiego (gramatyka opi-sowa) i w zgodzie z kryterium uzualnym (socjologia!) uznamy snajprów za form poprawn, albo stwierdzimy, e 2. Autor popeni bd gramatyczny, bo zgodnie z ustaleniami wydawnictw poprawnociowych ten proces jeszcze nie zaszed (jzykoznawstwo normatywne)21.

Nazwa Radom nie jest „form orzecznikow od dawno zapomnianego przymiotnika radomy” (s. 407). Wystarczy zajrze do ksiki K. Rymuta Na-zwy miast Polski22 lub S. Rosponda Sownika etymologicznego nazw miast i gmin PRL23. To samo dotyczy nazw Lubom, Strzegom (s. 409) i innych po-dobnych. S to dawne przymiotniki z sufiksem -j od dawnych zdrobniaych imion (nazw osobowych). Radom (z Radom-j) to gród Radoma, zdr. od Ra-domir’) itd. Onomastyki R. Stiller nie pojmuje. Dowodzi tego szkic pt. Naj-upiorniejsza z lektur (s. 44-49). T lektur jest Sownik nazwisk wspóczenie w Polsce uywanych K. Rymuta. Zdarzaj si Autorowi inkryminowanej ksiki i sdy zasadne, np. kiedy pisze o braku wyczucia jzykowego, gdy

nowemu (np. w jednej rosyjskiej (sowieckiej) piosence . Utiesowa izwozczik wo nica’ dumnie mówi o sobie: ja woditie kobyy dos. jestem kierowc konia’. Por. M.W. P a n o w,

Sowoobrazowanie sowriemiennogo ruskogo literaturnogo jazyka, Moskwa 1968, s. 126).

19

Por. np. M i o d e k, Rzecz o jzyku, s. 86: „[…] ostatnio coraz czciej w naszej prasie pojawia si zaadaptowana posta fleksyjna Martina Lutra Kinga; jest to zupenie naturalny proces jzykowy”. Podobnie na s. 173, cho tam Luther, Luthra itd.

20

Psek ju by: A gdy tak szed Tobijasz, a psek biea jego za nim (Biblia królowej Zofii, podaj za internetowym Korpusem tekstów staropolskich do roku 1500: https://www.ijp-pan.krakow.pl/images/publikacje_elektroniczne/korpus_tekstow_staropolskich/BZ.pdf).

21

Zob. Wielki sownik poprawnej polszczyzny, red. A. Markowski, Warszawa 2007, s. 1070 (s.v. snajper). Szybki test w internetowej wyszukiwarce Google daje nastpujce rezultaty:

snajperów 2100, snajprów 6 [stan z 22 sierpnia 2013 r.].

22

Wrocaw 1980. O nazwach omawianego typu na s. 17.

23

(9)

dzic(e) o nazwisku Ogryzek nadaj córce imi Andelika. Takie sytuacje si zdarzaj. miesz jednak tylko otoczenie, nie samych nosicieli nazwisk, gdy nazwiska, jak wszystkie „nazwy wasne, nie znacz, lecz oznaczaj”. Tego typu nazwiska wywodz si czsto z przezwisk. Pierwotnie miay motywacj, pó niej, gdy przezwisko stao si dziedziczne i urzdowe, tj. gdy stao si na-zwiskiem, o jego motywacji (znaczeniu strukturalnym) zapomniano. To jeden z licznych przykadów tzw. leksykalizacji. Cay wic passus o nazwiskach wywodzcych si bd jedynie brzmicych podobnie do wyrazów wulgarnych Pizdoliz, Chujor, Piczewska, Dupek (s. 47-48) i wniosek „masowa obecno i beztroskie zachowywanie nazwisk wiadczy po prostu o tym, jak powszech-ny jest u Polaków brak elementarnego wyczucia jzykowego” (s. 49) da si zakwestionowa. Trudno zreszt ustali, od jakiego momentu mówi o maso-woci. Jeszcze trudniej zdecydowa, czy o masowoci decyduje liczba hase w sowniku, czy czsto wystpowania oraz liczba nosicieli danego na-zwiska. Nie mona za to zapomina, e takie nazwiska te s pomnikami epok minionych. I jeli nie przeszkadzaj nosicielom, jeli ogó nie ma nic prze-ciwko nim, to niech trwaj, nawet jeli lingwista dostrzega ich znaczenie24.

Autor recenzowanej ksiki jest orientalist. Mam wic prawo oczekiwa, e bdzie rozumia róne kultury i pojcia, którymi posuguj si antropolodzy, próbujcy zrozumie inne kultury. Jednym z takich poj jest tabu – kultu-rowe i jzykowe25. W naszym jzyku i kulturze to wanie seks jest przedmio-tem tabu. Gdyby o tym nie zapomnia, nie ciskaby gromów, „e w odwiecznej hipokryzji Polaków w ogóle nie ma czasownika normalnie okrelajcego sto-sunek pciowy” (s. 405). Gdy kiedy – jeli w ogóle – seks przestanie by tabu, to i pojawi si sposoby mówienia o tej sferze naszego ycia.

To tylko wybrane przykady pomyek i bdnych informacji w ksice Po-ka jzyk!. Sdz, e pozwalaj one na zasadny wniosek, e ksik trzeba czyta z rezerw, bo chocia Autor orientuje si w zagadnieniach lingwistycz-nych, zna literatur przedmiotu, to daleki jest od wnikliwoci, a polemiczne zacicie szkodzi precyzji wyjaniania.

24

Moliwa te sytuacja odwrotna. Dzi niewinne nazwisko moe by zapomnianym bd znieksztaconym wyrazem wulgarnym, np. Ku, por. ku penis’. Por. K. R y m u t, Nazwiska

Polaków, Wrocaw 1991, s. 168-169. Por. te np. Mdzik, Mdzik itp. od menda gatunek

wszy, mendoweszka’ lub mdo jadro’, tame, s. 187 (s.v. Mda).

25

O definicji i rónych aspektach dziaania tabu jzykowego zob. np. Z. L e s z c z y s k i,

(10)

Obsesj Autora recenzowanej ksiki jest dziaalno wydawnicza (Wydawni-ctwa Naukowego) PWN (nazywanego w zbiorze Pfuen)26 oraz dziaalno niektó-rych jzykoznawców, przede wszystkim za prof. H. Zgókowej27, prof. J. Miodka i prof. A. Markowskiego. Prof. Markowski to m.in. „butny przywódca tej krucjaty [= krucjaty przeciw jzykowi polskiemu] spod Woomina” (s. 5), który tua si po rynsztokach („po jakich rynsztokach tuali si prof. Markowski &c”, s. 12), redaktor „kuriozalnego jednotomowego nieszczcia dla jzyka polskiego na koniec ubiegego wieku i tysiclecia” (mowa o Nowym sowniku poprawnej polszczyzny, s. 81 – sam sownik natomiast to dzieo „schorzaej leksykografii”, s. 83; Wielki sownik poprawnej polszczyzny PWN natomiast to „kuriozalne zjawi-sko”, s. 260). Przeciwstawia im R. Stiller przede wszystkim Andrzeja Ba kow-skiego („chwalebny wyjtek”, s. 9), Jerzego Bralczyka („bywa wyjtkiem”, tam-e), Krystyn Pisarkow, Danut Buttler, Zygmunta Saloniego, Ann Dbrowsk, Jadwig Twardzikow („rzetelnych polonistów”, tame). O Zygmuncie Salonim czytamy na s. 83: „czy wolno bkn pógbkiem, e od dawna niepokorny wo-bec establishmentu pewnych oficjaów?”. Nie mog tu wymieni wszystkich pochwa i poajanek rozrzuconych obficie w recenzowanym zbiorze. Nie mam te pewnoci, czy nie pominem kogo wspomnianego w zbiorze (ksika nie ma indeksu). Nie chc i nie mog w tym miejscu wnika w zasadno etykietek, pochwa i przygan, których w ksice sporo. Ograniczmy si wic do ogólnego wniosku – lektura zbioru dowodzi, e Autor jest dobrze obeznany z literatur jzykoznawcz i ze rodowiskiem lingwistycznym w Polsce. Szkoda, e jest przy tym w sdach tak arbitralny i niesprawiedliwy. W ksice dla szerokiego krgu odbiorców taka koncentracja na sprawach personalnych, nawet gdyby bya zasadna, niczemu nie suy.

Styl R. Stillera cechuj m.in. liczne wyrazy nacechowane emocjonalnie. Na przykad na pierwszych piciu stronach zbioru spotykamy nastpujce sowa i wyraenia o duym adunku emocji: idiota, niechluj, analfabeta, chamu, zdzi-czenie, chamstwo, wali z grubej rury, kiepski studenciak, ignorant. Zdarza si, e obraa nawet swoich rzeczywistych bd potencjalnych czytelników – tak jest np. gdy tych, którzy nie maj pojcia o budowie nazwisk polskich, nazywa „przecitnymi gupkami” (s. 369), lub jzykoznawców i redaktorów sowników: „Takie debile maj nas uczy pisowni (s. 381 przy okazji Wielkiego sownika

26

R. Stiller pisze PWN (i w przypadkach zalenych m.in. PWNu, PWNie [sic!]), cho przecie wydawc krytykowanych (Wielkie sowniki PWN) i chwalonych (Etymologiczny

sownik jzyka polskiego A. Ba kowskiego) jest Wydawnictwo Naukowe PWN.

27

Prof. Zgókowej powici R. Stiller ju tekst pt. Jak dziaa prof. Zgókowa? w pierw-szym tomie swojego zbioru (Kraków 2001, s. 261-264).

(11)

ortograficznego PWN). Uywa te rónego typu neologizmów: tfurca (s. 8 i w wielu innych miejscach zbioru) i Pfuen (tj. PWN)28, jzygnorant29 (s. 35: Czybymy zmuszeni byli przez tych jzygnorantów do rezygnacji z wikszej liczby ni jeden odbiornik radiowy, czyli jedno radio?), pierdolnik (s. 47: po-ród tego burdlu i pierdolnika), wspónadautorczak nadgorliwy redaktor tech-niczny ksiki, stawiajcy si nad autorem’ (s. 60), korekdatorka korektorka i redaktorka w jednej osobie’ (tame), telewizorczak (s. 291), ortografista i ortografoman (s. 413). Na uwag zasuguj te rónej urody, lecz zawsze prowokacyjne tytuy poszczególnych tekstów w zbiorze: Wielce szanowny chamie!, Trybuna ludzików, Kiebasa pokiebaszona, Bzdrzydziesit m i pó, Co Sajdek nasajda, Ggacze po gsiemu, Rada radzi nie umiejca, Co z ycia imbécile’ów itp.

W recenzowanym tu zbiorze Autor wielokrotnie podkrela swoje przywi-zanie do kultury polskiej i wystpuje w obronie jzyka polskiego. W jednym wypadku jednak jego jzykowa intuicja wyra nie go zawodzi. Nie zauwaa bowiem, e po polsku takie poczenia wyrazów, jak: (spostrzeenia i wnio-ski) nie dotycz kadego Polaka, Polacy s pozbawieni (poczucia humoru), typowy Polak itp. oraz ten kraj, ten naród w opozycji do nasz kraj, nasz naród, nie s neutralne. Taki sposób pisania i mówienia o Polsce, Polakach i polskich sprawach jest odbierany jako mowa kogo z zewntrz, jako jzyk kogo, kto nie utosamia si z kultur polsk, kto pisze niejako z zewntrz.

Patrzc na t kwesti w szerszym kontekcie, mona powiedzie, e by-skotliwym, erudycyjnym tekstom R. Stillera, bo przecie – chc wierzy – nie jemu samemu, brakuje „polskiej wraliwoci”30 – pisze o sprawach przewanie polskich, ale jake czsto od tych spraw si dystansuje, jake czsto czytelnik jego tekstów czuje, e przywizanie Autora Poka jzyk! do polszczyzny i kultury polskiej jest jakby tylko deklarowane. „Jzyk mylom kamie?”31 Wierz, e jest to tylko poza Autora, e ten dystans jest przez niego za-mierzony. Czy kady czytelnik jego zbioru to zauway?

Próbujc oceni inkryminowany tom Poka jzyk! Roberta Stillera, stajemy przed dylematem. Z jednej strony dowiadczony pisarz, tumacz, lingwista, czo-wiek wielorakich zasug i autor – nie mona zaprzeczy – bardzo interesujcych

28

Gra sów oparta na podobie stwie d wikowym: twórca i tfu, Pewuen i pfu.

29

Kontaminacja rzeczowników jzyk i ignorant.

30

Nawizuj tutaj do Josepha Telushkina, który odwouje si do pojcia „ydowska wrali-wo”, by odróni dowcip ydowski o ydach od nieydowskiego (zob. J. T e l u s h k i n,

Humor ydowski, Warszawa 2010, s. 15).

31

Zob. A. W i e r z b i c k a, Cross-Cultural Pragmatics. The Semantics of Human

(12)

szkiców lingwistycznych. Zebrane w jedn ksik pokazuj lingwistyczn i kul-turow erudycj Autora. Z drugiej ujawniaj wszystkie jego kompleksy, megalo-mani, brak wyrozumiaoci dla potkni innych, zacietrzewienie i niespra-wiedliwo sdów. Szczególnie negatywnie ocenia Autor polskie rodowisko lingwistyczne. Zamiast wyjania, przedstawia swoje stanowisko w kwestiach jzyka, kultury, przekadu itp. R. Stiller rzuca gromy. Gdyby tom Poka jzyk! mie-rzy miar jego Autora, musiabym napisa bd na bdzie, „kuriozalne zjawisko” (s. 260), „mtlik” (s. 164), „przestpczo nieodpowiedzialne ksiczydo” (s. 422), a jego autor „miewa powane braki w znajomoci jzyka polskiego (oraz innych jzyków) i czasami dopuszcza si jaskrawych niekompetencji w swoich wywo-dach” (s. 468 – tak R. Stiller ocenia J. Miodka). Lektura – moim zdaniem – nie dla czytelnika lingwistycznie niewyksztaconego, który nie potrafi w niej odróni ziarna od plew. W podtytule Autor okreli swój zbiór „rozróbkami i opowie-ciami”. Nawet w tym trudno si z nim zgodzi – naszym zdaniem s to bardziej rozróbki ni opowieci. Ale trzeba przyzna, czyta si z zainteresowaniem.

Henryk Duda Katedra Jzyka Polskiego KUL

Boena T a r a s, Agresja. Studium semantyczno-pragmatyczne, Rzeszów:

Wydawnictwo Uniwersytetu Rzeszowskiego 2013, ss. 315

„Idea poznawcza studiów nad jzykowymi zachowaniami wydaje si atrak-cyjn perspektyw rozwoju lingwistyki, poniewa jest wystarczajco pojemna, by wczy w swój obrb studia nad budow systemu jzykowego jako apa-ratu narzdziowego do bada nad jzykow komunikacj”. Powysza konsta-tacja pochodzi z opublikowanej w 2004 roku rozprawy Marii Peisert Formy i funkcje agresji werbalnej1, która w obszarze bada pragmalingwistycznych stanowia nowatorskie i kompletne opracowanie podjtego przez Autork te-matu. Opracowanie cenne dla lingwistów tym bardziej, i rzeczywicie skon-centrowane na jzykowych aspektach agresji. Ta wyrazista dominacja jzyko-znawczej perspektywy analiz ujawnia si ju w rozdziale powiconym synte-zie stanu bada – Peisert zapoznaje w nim czytelników z przegldem polskiej

1

Formy i funkcje agresji werbalnej. Próba typologii, Wrocaw 2004, s. 198. Roczniki Humanistyczne 62(2014) z. 6

Cytaty

Powiązane dokumenty

Opcjonalna przystawka skanująca) CUBE EXTEND – umożliwia stałe naświetlanie powierzchni zabiegowej światłem bezpośrednim (bez systemu zwierciadeł).. 607 400 920

 Regulacja głośności aparatu, kolorów, jaskrawości ekranu, wygaszacz ekranu, automatyczne wyłączenie Technologia Skoncentrowanego Pola Magnetycznego (FMF™ - Focused

W przypadku automatycznego naświetlania większych powierzchni zabiegowych, dostępny jest aplikator skanujący z wbudowanymi dwoma źródłami (promieniowania podczerwonego i

Biuro Prasowe - Rudna - Rynek - Ratusz, 15 minut po dekoracji konferencja prasowa ze zwyciêzc¹ etapu Press Office Rudna the market place the town hall 15 minutes after

Unikalny system, łatwy w obsłudze (intuicyjne menu i duży ekran dotykowy), umożliwiający dostęp do terapii falą uderzeniową każdemu terapeucie, możli- wość

 Walizka transportowa, która przeznaczona jest do ochrony spakowanej komory oraz akceso- riów podczas transportu oraz do ich magazyno- wania, gdy nie są używane, a także jako

1) Przetwarzanie danych za pomocą monitoringu wizyjnego i monitoringu dostępu odbywa się w celu zabezpieczenia Zakładu oraz zapewnienia bezpieczeństwa osób przebywających

Posiada wbudowany oświetlacz - wizualny wskaźnik aktywności pola magnetycznego oraz wbudowaną poduszkę w miejscu aplikacji zwiększającą komfort pacjenta w trakcie zabiegu