• Nie Znaleziono Wyników

Rzecz o roku 1863. T. 3, cz. 2

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rzecz o roku 1863. T. 3, cz. 2"

Copied!
396
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

€.

■ Miączyn.

(6)
(7)

RZECZ 0 ROKU 1863.

TOM III, CZĘŚĆ II.

W KRAKOWIE,

NAKŁAD I WŁASNOŚĆ KSIĘGARNI SPÓŁKI WYDAWNICZEJ POLSKIEJ. 1895.

(8)
(9)

Pierwsze wrażenie wywołane powstaniem. Zachowanie się wobec niego

różnych czynników. Rozpoczyna się rola Galicyi. • Zachowanie się ce­

sarza Napoleona i rządu francuskiego od zamachu na W. Księcia Kon­

stantego do wybuchu powstania. Postawa zajęta w pierwszej chwili wobec powstania. Po zawahaniu się, cesarz potępia powstanie. Mowa

ministra Billault. Wobec tego widoczny obowiązek wyparcia się pow­

stania. Położenie zewnętrzne jakiem było istotnie, nie jak się przed­

stawiało Polakom podczas powstania. Raptowny zwrot w skutku kon-

wencyi prusko-rosyjskiej. Trudne położenie stworzone Napoleonowi III

powstaniem. Opinia publiczna i opozycya. Zasada narodowości. Napie­

ranie ze strony Anglii. Rozmowa lorda J. Russella z margrabią Cador.

Cesarz Napoleon bierze konwencyę za punkt wyjścia w sprawie pol­

skiej. Protokuły posiedzeń Biura Paryskiego z 9 i 16 lutego 1863 r.

Konwencya znika z widowni, lecz zw'rot dokonany przez Napoleona III

już popchnął zachowawcze żywioły polskie do poparcia powstania.

Konwencya z 8 lutego 1863 r. Jej znaczenie i następstwa. Nowy zwrot

spowodowany oświadczeniami Austryi i Anglii w sprawie polskiej. Ce­

sarz bierze w ręce sprawę polską przeciw’ Rosyi. Missya księcia Ry­

szarda Metternicha. Zakryta podczas powstania gra mocarstw. Ma na celu poróżnienie Francyi z Rosyą, ale nie rozwiązanie sprawy polskiej. Powody Anglii, powody Austryi. Że nie wszystko w sprawie polskiej było tylko grą ze strony Austryi. Stanowisko' tego mocarstwa wobec tej sprawy. Dogodności i obawy chwili przeważają nad widokami i niebezpieczeństwami przyszłości. Niepowodzenie misyi ks. Metter­ nicha, lecz jednoczesne podniesienie myśli interwencyi dyplomatycznej. Misya ks. Metternicha, drugim, już rozstrzygającym, powodem przy­ stąpienia zachowawczych żywiołów do powstania. List ks. Czartory­ skiego do białych o skutku misyi ks. Metternicha i rozpoczęciu dzia­ łania dyplomatycznego. Złudzenia optyczne i konieczności wytworzone

przez błędne i zgubne czyny, są największą krzywdą, jakie one spra­

wie publicznej wyrządzają.

(10)

Powstanie wywołało w pierwszej chwili na ze­ wnątrz zdumienie. Tak uroczyście, tak wytrwale za­ pewniano z polskiej strony, że tylko siłą moralną wal­ czyć się będzie, że o zbrojnym ruchu nie myśli się że do niego nie przyjdzie, iż zagranica w to uwierzyła, pomimo wiadomego zakupna broni, które na karb naj- szaleńszycli kładziono, twierdząc, iż są nieznaczącą mniejszością wtedy, kiedy już cały kraj opanowali.

Nie mogła zagranica ani przypuścić, ani zmie­ rzyć — tak jak to łatwem było na miejscu. — lekko­ myślności, swawoli, nicości przedsięwzięcia. Odczula, przecież jego niebezpieczeństwo.

Współczucie dla narodu, który narażając się na największe ofiary, chwyta za broń, aby zasłonić się przed gwałtem, za jaki już od kilku miesięcy uchodził w Europie, wyjątkowy pobór, następnie, aby odzyskać niepodległość, musialo w pierwszych godzinach prze­ ważać.

Sam fakt powstania; potyczki, rozwijanie się w da­ nych warunkach walki zbrojnej, wszystko razem swoją nadzwyczajnością uderzyć musiało wyobraźnię i obcy zastanawiać się przestali nad zgubnemi, nieuniknio- nemi następstwami. Takie było pierwsze wrażenie, tak zwanej opinii publicznej europejskiej.

Inaczej się rzecz przedstawiała rozsądnym, myślą­ cym, odpowiedzialnym ludziom społeczeństwa polskiego. Oni zmierzyć musieli odrazu całą zgubność rzeczy, którą poczytywali przed jej spełnieniem za największe nieszczęście.

Przecież ani potępienie, ani wyparcie się czynu, znikąd nie nastąpiło. Społeczeństwo jakby otrętwiało wobec niego.

(11)

Powiedzieliśmy jak i dlaczego biali w Warszawie zachowali się, z nieznaczącemi wyjątkami, biernie i nie zdobyli się na zbiorowe jawne, stanowcze oświadczenie. Ze im w pierwszym rzędzie przypadało zadanie i obo­ wiązek oświadczenia się, że oni do tego byli upraw­ nieni, że bez potępienia z ich strony powstania, każde inne byłoby bezskutecznem, innych czynników postawa była tylko następstwem ich zachowania się. Prosty skutek pierwotnego pobłażania, zasłaniania swoją po­ wagą niebezpiecznego ruchu oraz demonstracyj, których początkiem i końcem był brak odwagi cywilnej.

W tej chwili rozpoczyna się wystąpienie i od­

powiedzialność w wypadkach, austryackiej dzielnicy

polskiej.

Mniemamy, że samoistne, stanowcze, zaraz w pierw­ szej chwili, jawne potępienie powstania przez Hotel

Lambert, byłoby wpłynęło na białych warszawskich, i na Galicyę.

Hotel Lambert nie mógł nie zmierzyć zgubności

powitania, odczuł ją niezawodnie tern więcej, iż wie­ dział, jak dalece nie odpowiadało widokom i położeniu Napoleona ILI, w którym główne, jedyne pokładał nadzieje.

Już zamach na W. ks. Konstantego nader nie­

przyjemne wywołał był wrażenie na dworze napoleoń­ skim w Fontainebleau. Odsłonił bowiem niebezpieczeń­ stwo dla rachub cesarza, dotychczasowego zachowania się wobec polskiego ruchu. Stanowczego przecież wy­ stąpienia rządu francuskiego nie wywołał. Monitor ogra­

niczył się na kilku słowach pochwały dla W. Księ­ cia. Konsula w Warszawie Segur, który naraził się był nieco, zachęcając jak wiemy do demonstracyj i oka­ zując przychylność sprawie polskiej, zastąpił rząd fran­ cuski, panem Yalbezan; ten przyjął był zaraz odmienną od poprzednika postawę.

(12)

Zamachy na Ltidersa, W. Księcia, Wielopolskiego wywołały były wogóle w Paryżu wielki niesmak, roz­ wiały złudzenia o rewolucyi moralnej i całą jej poe- tyczność. „'Opinia publiczna przestaje nas popierać" pisano w sierpniu do Czasu. Dyplomacja francuska, ta zwłaszcza, eonie sprzyjała sprawie polskiej, skorzy­ stała ze sposobności, aby zaznaczyć swoją dla niej oziębłość.

Ale 16 października 1862 Drouyn de Lliuys objął po Thouvenellu tekę spraw zagranicznych. System po­ lityczny, który przedstawiał, nieprzychylny jedności wło­ skiej , nachylający się do przymierza z Austryą, skła­ niał go równie jak pewne osobiste sympatye do sprzy­ jania Polsce. Lubił przypominać, iż kiedy był dzieckiem, bawił się z nim Kościuszko. Zaraz też dzienniki pół- urzędowe zmieniły były sposób wyrażania się o wy­ padkach polskich i znowu życzliwiej przemawiać o nich poczęły. W listopadzie Monitor, który od pewnego czasu

zamieszczał wiadomości z Polski pod Rosyą, wskrzesił rubrykę Polska.

Górowała jednak nad wszystkieni [potrzeba do­ brych z Rosyą stosunków. Rewolucya grecka połączyła była znowu ściślej gabinety petersburgski i paryski i przedłużała się dawna, znana nam gra, istna poli­ tyczna cliuśtawka.

Dnia 20 listopada baron Budberg mianowany zo­ stał ambasadorem rosyjskim w Paryżu w miejsce hr. Kissielewa, który wskutku podeszłego wieku, jak twierdzono, także z powodu trudności położenia stwo­ rzonego wypadkami polskiemi, zażądał był stanowczo dymisyi.

Dwunastego grudnia nowy ambasador wręczył ce­ sarzowi Napoleonowi uwierzytelniające listy i w nastę­ pujący sposób przemówił:

(13)

telniające mnie przy Nim jako ambasadora dostojnego

mego Monarchy.

Powołując mnie na tę posadę, Cesarz polecił mi

być tłumaczem jego uczuć szczerej przyjaźni dla W. C.

Mości. -— Szczęśliwym będąc, że mogę być jego orga­

nem, nie przestanę poświęcać wszelkich moich starań

rozwojowi sympatyi obu wielkich narodów, których po­

jednanie opartem jest na słusznem ocenieniu wspólnych

ich interesów.

Pozwól mi mieć nadzieję, N. Panie, że będę umiał

pozyskać wysokie względy, któremi W. C. Mość raczy­

łeś mnie zaszycać i które mi ułatwią zadanie ściślej­

szego spojenia, w każdem zdarzeniu, stosunków, które

szczęśliwie istnieją pomiędzy Francyą i Rosyą“. Cesarz odpowiedział:

„Winszować sobie tylko mogę stosunków, które od lat sześciu istnieją pomiędzy Cesarzem Rosyjskim

a mną. Tern więcej mają one prawdopodobieństwa trwa­

łości, iż się zrodziły ze wzajemnej sympatyi i prawdzi­

wych interesów obu państw. W istocie ocenić mogłem

wzniosłość umysłu, prawość serca twojego, Panie Am­

basadorze, Monarchy, i szczerą mam dla niego przyjaźń. Poprzednik twój, Panie Ambasadorze, czynił wszystko, aby wzmocnić te węzły, i dlatego najmilsze o nim za­ chowamy wspomnienie.

„Wiem, że jesteś temi samemi ożywiony uczuciami, znajdziesz więc pomiędzy nami przyjęcie najserdeczniej­ sze i miło mi, że mogę zapewnić Pana o moim wyłącz­ nym szacunku".

Przemówienie cesarza przygnębiające na Polakach paryskich sprawiło wrażenie.

Lecz znowu trzy dni po przyjęciu ambasadora, 15 grudnia, Constitutionnel, który nie przestał być. organem półurzędowym, prawdopodobnie z polecenia Drouyn de

(14)

Lhuys, ogłosił list z Warszawy, przychylnie wyrażający sie o Polsce i uniewinnił marszałków szlachty podolskiej z powodu adresu żądającego przyłączenia Prowincyj Za­ branych do Królestwa.

Do ostatniej zatem chwili trwała metoda, polega jąca na utrzymaniu dobrych z Rosyą stosunków z zastrze­ żeniem co do Polski i chęcią wyzyskania ich na jej korzyść.

„Niemoc Rosyi w polityce zewnętrznej — pisał do

Czasu Andrzej Koźmian 31 grudnia 1862 r. — coraz ja-

wniejszą się staje, a kiedyż mężowie stanu, kiedyż na­

ród rosyjski zrozumie, że dopóki będzie trzymał w ob­

jęciach swoich wyrywającą mu się Polskę, dopóty nie

będzie panem swoich ruchów, swojego chodu i że chcąc

w więzach trzymać niewolnika, sam się na niewolę

skazuje".

Ale Rosya zażądała naraz dowodu przyjaźni Fran-

cyi. Baron Budberg czy udał, czy też uległ złudzeniu,

podzielanemu przez władze rosyjskie, że naczelnictwo

spisku polskiego znajduje się w Paryżu, oświadczył 25

grudnia prefektowi policyi, iż jest na tropie Komitetu,

Centralnego i dołączył życzenie, aby aresztował Milowi-

cza, ćwierciakiewicza i Godlewskiego. Prefekt rozkazał ich przytrzymać i zabrał papiery, nie Komitetu Central­

nego, ale jego komisyi wojskowej, która bron za gra­ nicą zakupywała. — Rząd francuski jednak bronił się

przed Polakami, jakoby sprawował policyę na rzecz

Rosyi i twierdził, że jedynie poszukiwał ogólno rewo­ lucyjnego sprzysiężenia. Jednego z uwięzionych wypu­ szczono; dwaj inni na początku stycznia wydaleni zostali

z Francyi; papiery zatrzymano; na razie sprowadzenie

broni spełzło na niczem.

Wtem nadeszła do Paryża wiadomość o wybuchu

powstania. Cesarz Napoleon i rząd francuski, acz jawnie

(15)

poufnie okazali niezadowolenie, zarazem obawy, że to ruch rewolucyjny, nie narodowy, obawy podsycane przez ambasadora rosyjskiego. Przecież ńa wstępie nie

odezwali się z potępieniem, nie doradzili, nie zażądali

od Hotelu Lambert wyparcia się powstania. — Wpraw­

dzie niektóre dzienniki rządowe poczytały je za krok

„nierozważnej rozpaczy11, ale przedtem, tak jaskrawo

wystawiano okrucieństwo branki, iż wobec niej, krok

rozpaczy mógł się wydawać usprawiedliwionym.

Nie ulegało wątpliwości, że powstanie było zgub­

nym czynem, niszczącym, niweczącym odrazu wszystkie

korzyści, jakie w danych warunkach mogły być dla

sprawy polskiej z położenia wysnute, że było nie na

rękę cesarzowi Napoleonowi, nawet że było wprost szko-

dliwem dla jego polityki, że przychodziło w nieporę,

że na żadne poparcie Francyi liczyć nie mogło; prze­

cież w pierwszej godzinie dlatego, że przedstawionem

i poczytanem zostało jako opór przeciw proskrypcyi,

spowodowało zawahanie się i wytworzyło nieporozumie­

nie zgubne.

„Paryż, pisano do Czasu 24 stycznia, został zasko­

czony depeszą, według której pobór proskrybowanych

w Kongresówce miał popchnąć gromady do lasu11. Andrzej Koźmian pisał 27 stycznia: „Wiadomości z Polski w publiczności francuskiej bolesne sprawiły wrażenie. W sądach o nich dzienniki oględnemi się oka­ zują. Jedna tylko France, coraz jawniejsza służebnica Rosyi, odważyła się na bezwstyd pochlebstw dla cie­ miężców, potępienia dla uciemiężonych11. „La France

wyraża się jak rosyjski Norcl“. La France jednak' była

organem mającym bliskie z rządem francuskim sto­ sunki, ale podczas gdy ona wyraźnie występowała za­ raz w pierwszych dniach przeciw powstaniu; inny

dziennik, jeszcze więcej od niej półurzędowy, La Patrie,

(16)

spadnie na Rosyę, sprawczynię barbarzyńskiego poboru.

La Patrie nie ukrywała przecież żywej obawy, zatem nic dobrego z powstania nie wróżyła; lecz dzień znowu później doradzała rządowi rosyjskiemu nadanie Polsce konstytucyi i przemawiała za radykalnemi reformami.

Monitor zaś pośrednio tylko, ale niechętnie wyrażał się o powstaniu, przewidywał, że łatwo będzie stłumionem.

Objawiały się zatem wobec powstania obawy, na­ wet niechęć, ale wyraźnego potępienia ze strony rządu francuskiego nie było. Były do tego odmienne nieco za­ patrywania w sferach rządowych. Andrzej Koźmian do­ nosił, że deputowany Delalain, który zamierzał postawić w Ciele Prawodawczem, wniosek w sprawie polskiej, nie zrażony przestrogą prezesa ks. Morny, dającą do zrozumienia, że milczenie odpowiada życzeniu cesarza „w inną udał się stronę po radę", widocznie do Walew­ skiego, „i tam znalazł mniej stanowcze i bezwzględne zdanie. Wysłuchawszy je i pokładając ufność w niem, uznał właściwem, wstrzymać się od wniosku, który rząd musiałby zbijać i odepchnąć, a zamierzył ograniczyć się na mowie przypominającej prawa Polski, przedsta­ wiającej ich znieważenie i stan obecny kraju, mowie, którą rząd mógłby wysłuchać, bez ujrzenia się zmuszo­ nym do odpowiedzi". Czasowi donoszono z Paryża ‘29 stycznia: „Od dnia przybycia cło Paryża, ambasador baron Budberg rozwinął czynność i natarczywość. Do­ magał się aresztowania rodaków z kraju, wydania ich papierów, domagał się nadto skrępowania życia pol­

skiego we Francyi i między innemi zamknięcia Szkoły

Batignolskiej. Napoleon III odmówił tycli żądań. Wy­ padki w Polsce są dla niego kłopotem, ale nie uczyni on nic takiego, coby mogło szkodzić regularnemu po­ stępowi naszej sprawy".

Wobec takiej postawy rządu francuskiego, przy­ pominającej zachowanie się jego podczas demonstracyi,

(17)

Hotel Lambert nie zdobył się na potępienie powstania, •chociaż przed paru miesiącami, ks. Czartoryski w mo­

wie listopadowej, napiętnował był z wielką siłą wszelką myśl zbrojnej walki. Teraz Hotel Lambert osłupiał jak wszyscy; osłupieć jak wszyscy nie powinien był, mniej niż inni był do tego uprawnionym. Ale Hotel Lambert wziął tym razem dosłownie zobowiązanie, iż nie on kra­ jem, kraj nim ma kierować, i czekał na oświadczenie

się białych warszawskich. Niewątpliwie bierność, więcej niż bierność, bo pobłażliwe współczucie- rządu francu­ skiego i jego organów, wywołane zohydzoną branką, przyczyniło się do wprowadzenia go w ten błąd, który polegał na odsunięciu rzeczywistości bolesnej, dla zastą­ pienia jej dogodnem złudzeniem. Dodajmy jednak, że

Hotel Lambert nie znalazł w sobie siły potępienia po­ wstania, dlatego także, że przed dwoma laty nie miał odwagi potępić demonstracyi.

Zastanówmy się nad położeniem Napoleona III i jego polityką wobec wybuchu powstania. Wiemy, ja­ kie i jakiego rodzaju były jego chęci i zamiary w spra­ wie polskiej; wiemy, jaki był stan rzeczy i zachowanie się cesarza podczas ruchu.

Mogliśmy zbadać i osądzić powody, dla których cesarz Aleksander II pragnął kompromisu z Polakami. Nie mówiąc zatem o jego w tej mierze chęciach, które były szczeremi, stwierdzić winniśmy, iż cesarz Napo­ leon III był jedynym w swej epoce mężem stan u i władcą, który myślał i pragnął rozwiązać sprawę polską; on jeden z ludzi, mogących, coś w politycznych zadaniach zdziałać, chciał istotnie coś dla Polski zrobić. Cesarz Napoleon przywiązał się był do myśli rozwiązania sprawy polskiej, jak powiedzieliśmy, raczej uczuciowo, instynktownie^ tradycyjnie, niż politycznie i z wyrozu-

mowania; ztąd całe jego w niej działanie grzeszyło pod­ stawą. Zapoznał, iż jest to sprawa, której bezkarnie do­

(18)

tknąć się nie można, i że nie mając środków jej roz­

wiązania, podniesie się ją z nieuniknionem dla siebie

i dla niej niebezpieczeństwem.

Niespodziewane, przecież tak łatwe do przewidze­

nia powstanie zbrojne, odkryło mu całą grozę położenia stworzonego w pewnej mierze jego własnem zachowa­

niem się. Wybiła bowiem godzina postanowień nie­

możliwych, czynów nieprzygotowanych i działania, któ­ rego pole dla Napoleona III niedosięgniętem było.

Tym wybornym zmysłem politycznym, który brał

u niego w końcu górę, czul i wiedział doskonale, że sprawy polskiej, za pomocą powstania, ani skutecznie

poprzeć, ani załatwić nie zdoła. Powstanie wytrącało mu

z rąk jedyny na razie środek, układów z Rosyą, niwe­ czyło załatwienie za pomocą jak najdalej idących ustępstw Rosyi. Z drugiej strony wstrętnem było cesa­ rzowi wyprzeć się sprawy, którą upodobał sobie, zachę­

cał i przyrzekł nie opuścić. Apostołowi zasady narodo­ wości, wydawało się to niemożliwym, może niebezpiecz- nem. Powstanie zatem stawało się klęską dla jego polityki, uroku, wzięcia, wpływu i to tak dalece, że w sferach rządowych francuskich zapanowało przeko­ nanie, że hasło do niego wyszło z Londynu.

Nie można się dziwić, iż w pierwszej chwili, za­ wahał się i nie zdobył się na natychmiastowy stanow­ cze potępienie, które jedynie mogło się stać skutecznem i wywołać doniosłe wyparcie się powstania przez bia­

łych y Hotel Lambert i Galicyę.

Cesarz Napoleon, tak samo jak biali, jak Hotel Lam­ bert, zbierał owoce popełnionych podobnych do siebie,

podczas ruchu błędów.

W części źle usłużony przez własną dyplomacyę,

nie oświecony należycie raportami konsulów, zwłaszcza

w błąd wprowadzony przez Polaków, cesarz zanadto lekceważył sobie ówczesny stan Polski, ze zbytnią nie-

(19)

przezornością lub upodobaniem igrał z ruchem i de- monstracyami, przypuszczając, iż ułatwią mu uzyskanie ze strony Rosyi ustępstw, zwiększą jej od niego zależność,

i niedostateczny wywarł był wpływ na pozostających z nim w styczności Polaków, na kraj, aby demonstra-

cyom koniec położyli, aby się skupili koło W. Ks. Kon­

stantego i Wielopolskiego, przyjęli ich system, oraz

otrzymane ustępstwa, za podstawę szczerego działania

i związku. Zmienne w tej mierze oświadczenia dzien­

ników półurzędowycli, nawet Monitora, ‘nie były wystar-

czającemi wobec zwłaszcza innych poufnych zwierzeń.

Stanowcze,' jawne, nieodmienne oświadczenia orga­

nów rządowych, zwłaszcza nieodwołalne cesarza i jego

ministrów, byłyby ze względu na ówczesną wiarę w Na­

poleona III, niewątpliwie wpłynęły na zachowanie się

czynników po za spiskiem stojących; prawdopodobnie

byłyby wskrzesiły odwagę białych, umocniły i zużytko­

wały zdrowy sąd polityczny i sumienność Hotelu Lam­

bert, oszczędziły Galicyi smutnego w wypadkach udziału.

Takiemu zbawczemu oddziałaniu cesarza podczas ruchu,

stanęło było w części znowu na przeszkodzie zachowa­

nie się białych, którzy w jego oczach przedstawiali naj­

czystszą ideę narodową i uprawnione życzenia, a których

wyrazem i organem w Paryżu stał się był Hotel Lam­

bert, mający jedynie stosunki z cesarzem i rządem, fran­ cuskim. Było to znowu zaczarowane koło. Biali wpro­ wadzili w błąd Hotel Lambert; cesarza w błąd wprowa­ dzał Hotel Lambert; cesarz mimowolnie, wprowadzał w błąd białych i Hotel Lambert. Wzmogło to działanie czerwonych, i dopomogło im do przygotowania i spełnie­

nia dzieła zniszczenia.

I w końcu stało się, że w chwili wybuchu powsta­

nia, acz wszystkich przeraziło, nikt nie miał w sobie

dość odwagi, nikt nie zdołał się zdobyć na jego natych­

(20)

i sprawy polskiej. W takicli wypadkach, jak podczas bitwy, każda godzina jest ważną.

W trudnem teraz przez powstanie postawiony po­ łożeniu, cesarz Napoleon nie wiedział co. począć, i takie opłakane położenie stworzyć mogło tylko -tak bezmyślne przedsięwzięcie, jak polskie w styczniu 1863 r. chwy­ cenie za broń.

Przecież cesarz, w którym tkwił znakomity polityk i człowiek niezwykłej miary, zdobył się po chwili za­ wahania, na jedyne, rozumne w danych warunkach postanowienie; wybrał to jedno, co jeszcze zbawczem być mogło, przynajmniej najmniej niedogodności, naj­ mniej niebezpieczeństw i klęsk za sobą pociągało.

Powstanie nie narażało jeszcze dobrych między Francyą a Rosyą stosunków; rozerwać je mogło dopiero poparcie mu dane. Postanowił więc cesarz wytrwać w zamiarze utrzymania dobrych z Rosyą stosunków i doprowadzenia do skutku porozumienia z nią, szuka­ nia dalej wyjścia dla siebie i sprawy polskiej w przy­ mierzu z tern mocarstwem. Cliciał raz jeszcze swoją władzą, urokiem i ówczesną potęgą nawiązać; co swa­ wola spisku zrywała.

Po paru tygodniach wszystkie organa rządu fran­ cuskiego jawnie i poufnie potępiły powstanie, nie pozo­ stawiając już najmniejszej wątpliwości co do jego bez- użyteczności i zgubności. Dnia 5 lutego minister mówca Billault wypowiedział w Ciele Prawodawczem mowę, w której jak wiemy, wyparł się wszelkiej łączności rządu francuskiego i cesarza, z powstaniem, stanowczo napiętnował je jako błąd i nieszczęście, wreszcie w pa­ miętnych słowach odesłał Polaków „do wspaniałomyśl­ ności Cara“. W trop za mową ministra, dzienniki pół- urzędowe bez ogródek oświadczyły się przeciw powsta­ niu. Najbliższy rządu Constilutionnel pisał dnia !> lu­ tego: „Rząd francuski obrał był inną drogę dla Polski

(21)

i na tej drodze" — •oczywiście układów z Rosyą — „sprawa polska zbliżała się do pożądanego kresu". Dwa dni później tensam organ, wraz z nim La France za­ pewniały, że powstanie upada.

Był to mądry zwrot, a po nocie Monitoru z 23 kwie­ tnia 1861 r. najuczciwszy, najrozumniejszy czyn polityki napoleońskiej w sprawie polskiej ; kładł on koniec zbyt długo przeciągającym się dwuznacznikom i nieporozu­ mieniom. Żałować można było, iż wcześniej spełnionym w całej pełni nie został; przynajmniej wobec powstania już dokonanego, nie pozostawiał najmniejszej wątpli­ wości. Pomimo, iż ze strony polskiej usiłowano jeszcze złożyć na karb osobistego rozdrażnienia, słowa mini­ stra Billault, widocznem było, że wyrażały zgodnie z dziennikami rządowemi, myśl cesarską, postanowie­ nie, nie brania powstania za punkt wyjścia do jakiego­ kolwiek działania.

Położenie stawało się jasnem dla wszystkich po­ ważnych i rozsądnych czynników społeczeństwa polskiego. Stanowisko zajęte przez cesarza Napoleona, kładło ko­ niec pierwszemu osłupieniu i otrętwieniu. Nie usuwało powstania, nie.kładło mu na razie końca; czy zażegny- walo zgubne jego następstwa — wiadomem nie było, ale rozstrzygało zupełnie pytanie ważne i doniosłe: co należy począć wobec powstania i czy godzi się je w jaki­ kolwiek sposób popierać?

Skoro powstanie nie wywoływało — jedynie roz­ sądnie przypuszczalnej obcej pomocy — cesarza Napo­ leona; skoro cesarz to uroczyście także poufnie oświad­ czał, powstanie pozostawało złem, z którego nic dobrego, wszystko opłakane tylko wyniknąć musiało. Było od początku i w zarodzie błędem i nieszczęściem, teraz okazywał się ten błąd w całej nagości, to nieszczęście w pełni swoich rozmiarów; znikało nawet dla najbar­ dziej zaślepionych i krótkowidzących przypuszczenie, iż

(22)

zużytkuje je polityka Napoleona III, jedyna złączona zamiarami i chęciami ze sprawą polską.

Wobec tego ustawał wszelki pozór obowiązku po­ pierania zbrojnej walki, powstawał inny, dołożenia wszelkich starań, aby jej koniec położyć, i nie złączyć

z nią losów społeczeństwa, zrzucając na spisek całą od­ powiedzialność. Powstanie pozostawało tern, czem od początku i w swej istocie było, bezmyślnem dziełem

niedojrzałej części narodu, krokiem nieuzasadnionej roz­ paczy, jedną próbą więcej samozniszczenia, wypadkiem

groźnym bez przyszłości; pozbawione uznania i poparcia

znacznej, najpoważniejszej części narodu, pomocy Gali- cyi, rzecznictwa Hotelu Lambert, potępione przez cesarza Napoleona, było odosobnionym, szalonym czynem wpraw­

dzie najlepiej zorganizowanej, ale najmniej celnej części

narodu i upaść musiało po kilku tygodniach, zostawia­ jąc wolne pole Wielopolskiemu i W. ks. Konstantemu, których rzeczą było zużytkować jego odosobnienie i upa­

dek, na rzecz ich systemu, przeszkodzić, aby przeciwne

w państwie rosyjskiem wpływy, nie skorzystały z niego,

dla zwalenia tego systemu. Czy byliby zdołali tego do­ piąć, niepodobna powiedzieć, możliwem to było. Tak

zrozumieć musiał położenie, tak ocenić w tej chwili

obowiązek, każdy sumienny i rozsądny człowiek, tak każde poważne grono, zajmujące się sprawą publiczną.

Tak je zrozumieli młodzi wówczas ludzie, już wtedy zbliżeni do widowni wypadków, którzy mieli w przy­

szłości dla przeprowadzenia w społeczeństwie zwrotu i pewnych reguł życia publicznego, utworzyć około Prze­

glądu Polskiego zastęp publicystyczny i polityczny.

Ludzie ci do wybuchu powstania związkami przy­

jaźni złączeni, żadnego zbiorowego nie podjęli byli za­

dania, politycznem ciałem nie byli. Pozostawali w du-

•cliowem związku z Hotelem Lambert, niektórzy, jak wiemy, w stosunkach bezpośrednich z Biurem Pary­

(23)

skiem, ale stosunki, te były luźne i żadnego na wypadki

w krajach polskich pod panowaniem rosyjskiem nie wy­ wierały i nie wywarły były wpływu. Teraz rozpoczyna się ich działalność i odpowiedzialność. Wybuch po­

wstania zastał ich rozproszonych, lecz niewątpliwie je­

dno i to sann) obudził w nich uczucie spełnionego nie­

szczęścia, oraz gotowość zaradzenia mu wszelkiemi

możliwemi środkami. Pod pierwszem wrażeniem każdy

z nich potępił powstanie i byłby jawnie to uczynił,

gdyby tego dobro sprawy wymagało. Ufając patryoty-

zmowi i rozumowi Hotelu Lambert, oglądali się na niego,

ale z tego punktu widzenia wychodzili, iż uprzedzać białych warszawskich, Polacy w Galicyi, ani mogą ani

powinni, już dlatego, że takie uprzedzenie zamiast za­

mierzonego, .przeciwny odniosłoby skutek.

Tu powstaje tak nazwane w Części pierwszej grono krakowskie, którego wyświecić stanowisko, jest jednem

z zadań tej rozprawy.

Do tej godziny nie było ono niczem, ani skompro­

mitowane, ani związane z wypadkami, spiskiem, ruchem

i powstaniem. Znając może lepiej od innych położenie

zewnętrzne, nie przypuszczało, aby zbrojna walka mo­

gła na nie wpłynąć korzystnie, i nie zamierzało jej po­

pierać, przeciwnie, jak wiemy z Części pierwszej, czy­

niło wysilenia, aby rozsądną część społeczeństwa gali­ cyjskiego od łączności z powstaniem odwieść, i goto­ wało się, po zniesieniu się przedewszystkiem z białymi

w Warszawie, następnie z poważnymi ludźmi we Lwo­

wie, do wystąpienia przeciw niemu, i jawnego potępie­ nia zgubnego przedsięwzięcia. Grono krakowskie prze­ cież, jak rzekliśmy, czekało i czekać musiało także na.

stanowcze i ostateczne słowo Hotelu Lambert.

Oczekiwanie nie trwało długo. Hotel Lambert już

był zrozumiał położenie tak samo, jak grono, i swój

(24)

•ndomo - po mowie ministra Billault, oświadczenie, ■

wiadomo P początku w

przeswiad-1Z powstanie jes , największym błędem, najwię-czeniu rozsą ny ą, 4Pdvnie spiesznem usunięciem

Uie Hotelu Lambert, wyświeciły były z

i wskazały co ^Zie3o, niestety

-— powiedziana 'V ‘"fiyCZy do tej czyści naszej rozprawy, wktó-

kirśrSk

kim był istotni . ,j „aarzeniacli nawet na wra- faktach i dokumentach na a < _

działa-żeniach nieznanych po czf^3 krakowskiemu, na

czom i uczestnikom zwłaszcza gronu.kra

które zatem me można było się pon

Pi&rWZaufany sekretarz cesarza Napoleona Mopąuard

parcia europejskiego sprawy poM-M.

poparcia potrzebne™z «?eiem nia. Niebawem cess - P _ dla sprawy polskiej potwierdził W"toXck\Xa powsi a zobaezy-

ślXa temi wskazówkami mnożyłyzachpty ze strony nietylko najpowazniejszyc > Xykł był używać skim ludzi, ale i takich, który* X takich do przeprowadzenia swej myśli i zamiaiow

(25)

należał wówczas dyrektor rządowej Ajencyi Havas, Dan- jou. Zwrócił on był pierwszy uwagę ks. Czartoryskiego na zmianę położenia i zapatrywania się kół rządowych 'na powstanie, czego wtedy w żaden sposób nie mógł

był uczynić bez polecenia z góry.

Hotel Lambert wobec tego poczytał, a z nim wielu

w świecie politycznym europejskim mężów stanu, za­

warcie przez Prusy konwencyi z Rosyą, za nieroztropny krok Bismarka, niebaczny czyn człowieka ucliodzącogo wówczas za politycznego awanturnika, który wywołuje

zbyt śmiało zawikłania, aby odegrać w nich, role i tern

zbawi sprawę polską narażoną powstaniem. Przekona­

nie, że Bismark w skutku krewkości i namiętności, wpadnie w sidła i zgubi się, wyratuje przeciwne mu

sprawy, było tak przeważającem, że trzeźwego umysłu i wybornego sądu politycznego, Kalinka, poróżniony z Biurem paryskiem i bawiący w Rzymie, po zawarciu konwencyi, napisał do ks. Czartoryskiego, że teraz po­

wstały warunki powodzenia, że je wytworzył Bismark, że natychmiast powraca, aby brać udział we wspólnej pracy; co też uczynił.

Ministrowie cesarza, którzy od wybuchu powstania stronili od Polaków, sami teraz poszukiwali rozmowy z Hotelem. Lambert, / zapałem niezwykłymi dowodzili, że sprawa polska ma przyszłość. Walewski przywiązany do niej dawnem uczuciem i chwilowym interesem wy­ nikającym z walki wpływów w radzie cesarskiej, dotąd zimny i oględny, ostrożny i ostrożność zalecający pod­ czas deinonstracyi, w chwili wybuchu powstania potępia­ jący je ; obecnie w rozmowach z Andrzejem Koźmianem zagrzewał go, przedstawiał, iż powstanie trzeba wspie­ rać, że musi trwać, jeżeli sprawa polska ma być pod­ niesioną, że rozsądni i poważni ludzie winni mu nadać piętno narodowe a odjąć rewolucyjne, aby umożebnić rządom i mocarstwom poparcie; dodawał, że wszelkie

(26)

są widoki wmieszania, się mocarstw w zawikłania polsko- rosyjsko-pruskie, oraz interwencyi europejskiej; że Fran- cya nie może opuścić sprawy polskiej, a cesarz nie clice jej opuścić; że jednak Francya sama nie może wystą­ pić, że szuka porozumienia z Anglią i Austryą, że wszystko za tern przemawia, iż osiągniętem będzie — słowem — „zdaje się, że wybiła godzina Polski“.

Organa rządu francuskiego naraz podnosić poczęły znaczenie sprawy polskiej, przestały potępiać powstanie, postępy jego zaznaczały. W Monitorze z 12 lutego uka­ zały się przychylne i obszerne z Warszawy o powstań­ cach wiadomości. Pisano z Paryża do Czasu „Tempera­ tura sfer rządowych stała niżej zera. Zaczyna się nieco podnosić. Minister Billault już może żałuje swej mowy".

W Warszawie konsul francuski Valbezan, który — jak wiemy — w pierwszych chwilach surowo potępiał powstanie, mówił teraz do jednego z członków byłego Komitetu Towarzystwa Rolniczego: „Ostatecznie nie wiem,

czego się trzymać i cp sądzić ; widocznie są tu sekretni ajenci cesarza. Jeżeli rzeczy tak dalej pójdą, można liczyć na przybycie czerwonych spodni"', to jest wojsk francuskich.

Zmiana ta nastąpiła raptownie i dlatego tern do­ nioślejszą wydać się musiała.

Przyszłą chwila zbadania i przedstawienia prze­ biegu zaszłego w Paryżu zwrotu, odsłonięcia jego przy­ czyn, zaznaczenia powodów, inny cli niż początkowych rad i poleceń rządu francuskiego, które rozstrzygnęły o zachowaniu się Hotelu Lambert i pokrewnych mu w kraju żywiołów. Przyszła wreszcie chwila zajrzenia w grę mocarstw, zakrytą i niedostrzeżoną podczas wy­ padków, wykazania sprężyn ich postępowania.

Zmiana stanowiska cesarza Napoleona i rządu fran­ cuskiego wobec powstania, wypływała z chęci wyzyska­ nia dla siebie wypadków, ale także z potrzeby wyj­

(27)

ścia z trudnego położenia i z nadziei, że się nadarza sposobność rozwiązania sprawy polskiej.

Cesarz Napoleon, który zawsze nietylko przemyśli- wał, ale i próbował załatwić ją, spotykał się wciąż z nie- przepartemi trudnościami, których się nie domyślał w r. 1854, rozmawiając z ks. Albertem.

Próbował jak wiemy na początku i pod koniec wojny krymskiej podnieść sprawę polską, natrafił na niechęć i odmowę Anglii, na łatwy do wytłumaczenia opór Austryi, na groźną i rozpaczliwą nieprzyjaźń Rosyi i Prus. Musiał zatem od zamiaru odstąpić. Wtedy wstą­ pił na praktyczniejszą drogę układów z Rosyą. Jak wi­ dzieliśmy, od kongresu paryskiego i zjazdu w Stuttgar- dzie z cesarzem Aleksandrem II, do wybuchu powstania, wytrwale po niej postępował, nalegając na ustępstwa, usiłując rozszerzyć ich rozmiary do możliwie daleko idących granic.

Powstanie styczniowe zniweczyło, szczęśliwie w tym kierunku rozpoczęte i prowadzone dzieło Napoleona III, uczyniło go naraz bezsilnym w sprawie polskiej; ta bez­ silność stawała się porażką dla jego polityki i całego systemu, opartego na zasadzie narodowości. Dlatego uchwycił pierwszą sposobność, pozwalającą mu połączyć interes Francyi ze sprawą polską, a nie zmuszającą go jak mniemał, co było złudzeniem, do zerwania stanow­

czego z Rosyą. Tą sposobnością stała się konwencya 8 lutego, zawarta przez Prusy z Rosyą.

Naraz otworzyły się przed cesarzem widoki odzy­ skania granic Renu, zarazem działania w sprawie pol­ skiej i zachowania uroku apostola i obrońcy nowej, w międzynarodowych stosunkach, religii narodowości.

Uchwycił tern skwapliwiej tę sposobność, że tak zwana opinija publiczna we Francyi, po części w Europie, żywo zaczęła zajmować się wypadkami w Polsce, że ona, ale zwłaszcza przeciwne cesarstwu żywioły i stronnictwa,

(28)

wskazywały na krzyczącą sprzeczność między zasadami głoszonemi przez cesarza Napoleona a zachowaniem się jego wobec powstania polskiego. Opinia publiczna znaj­ dowała podnietę w brance wystawionej jako okrucień­ stwo, w niespodziewane™, utrzymaniu się i przedłużaniu powstania, w kilku początkowych zadziwiających je--o acz drobnych powodzeniach, w bohaterskich?czynach młodzieży, zwłaszcza w poetycznem i przesadnem przed­ stawianiu rzeczy przez dzienniki polskie także i fran­ cuskie, ktoremi rozporządzał Hotel Lambert.

Party, może jeszcze więcej drażniony w ten sno sob przez opinię publiczną i przeciwne mu stronnictwa wstam-- łP°i f°n był PrÓCZ teg° ZaraZ °d P°cz^ku po- ^iZich 7 " mił°ŚCi WłaSnej Przez

‘ noielskicli, zarazem przypierany do murit.

W chwili, w której wybuch powstania wprowadził cesarza niejako w stan otręt,yienia ,v skutku „dera cia •swej bezsilności, w chwili w której ani słowa zachęty nie wypowiedział, przeciwnie, odsyłał Polaków przez usta swojego ministra, do wspaniałomyślności cara, a po­ ufnie mówił, ze powstanie jest nieszczęściem, że jedynie spieszne jego ustanie, może dopomódz do uzyskania znośnych warunków bytu, i że tylko osobistym wply- V em w Petersburgu, będzie może mógł wyjednać prze­ baczenie; wtedy właśnie na obiedzie u lorda J. Russella podniesiono w obecności margrabiego de Cador za­ stępującego ambasadora francuskiego w Londynie ba­ rona Gros, rzecz o wypadkach w Polsce, z niezwykłem

ąep em i z goiącą sympatyą. Lord J. Russell oburzał się na postępowanie Rosyan, na ich okrucieństwa, i zwra­ cając się wprost do margrabiego de Cador, dodał — otoz to jest w calem tego słową znaczeniu sprawa na-

iocowosci, nie podobna, aby cesarz Napoleon III pozo­

stał wobec niej obojętnym, on, który postawił zasadę narodowości. Pan de Cador stosownie zapewne do swoich

(29)

instrukcyj, w każdym razie do dotychczasowego zacho­ wania się rządu francuskiego, odpowiedział na te zwie­ rzenia raczej na to wywoływanie zwierzeń, bardzo chło­ dno, obojętnie i wogóle zachował się odpornie Po obie dzie lord .1 Russeli wziął na bok mg,r de . parłszy go do muru, przedstawił, iż niepodobna zostawić Polskę na pastwę Rosyi, że dłużej milczeć nie można ze ego zw łaszcza uczymc nie może cesarz, że ostatecznie czuje się on w obowiązku przestrzedz go, iż jeżeli Fran­ cja nie weźmie inicyatywy, Anglia ją podejmie.

bvM 1 ył i®1 męŻÓW ®tanU ang'ie]skich i jakiem biło dalsze postępowanie Anglii, zobaczymy później.

i argrabia de Cador zaraz po obiedzie wysłał'ra­ port do Paryża, streszczający całe zajście; sprawił on tani nie małe wrażenie, zwłaszcza dlatego, że zrozu­ miano, ze dalsza bierność w sprawie polskiej, że dalsze zachowanie dobrych z Rosyą stosunków wobec powsta­ nia, staną się trudnenn, bodaj niemożliwemi. Wobec te<m zaw^ćim PaZ T Wamy’ niesP°^--any, który mini

zawazyc na szali nietylko polskich wypadków ale ' ’’ TOre P° nich nastąpiły. Prusy zawarły 8 lutego 1863 r. konwencyę z Rosyą, mocą której w razie po-

1M P°moc’ » się

na-p climiast utrudniać rozwój powstania. Teraz wiec cesarz Napoleon me chcąc się dać. ani zawikłać, ani uprze- < zic przez Anglię, skorzystał z konwencyi prusko-rosyj- si?’ sprawę p"lsl<ać ■“» ''■ystępuji.

I . . pizeciw llosyi, ani zrywając z nią związków lecz zwracając się do Prus. * > ?VyiZ'Vany Poniekąd przez konwencyę prusko-ro- • ■ JSva ros rzegi w mej cesarz Napoleon, sposobności,

nietylko podniesienia sprawy polskiej, także ziszcze­

nia innego, bezpośredniej go obchodzącego życzenia

przywrócenia Francyi straconej, wśród końcowych klęsk’

(30)

w razie danym wobec Francyi tym nabytkiem ofiar, które przyszłoby ponieść dla Polski; zarazem ominięcia pożądanego dla Anglii, bezpośredniego i nieodwołal­ nego zerwania z Rosyą, ominięcia tern łatwiejszego, że wiedział, iż w Petersburgu istniało silne stronnictwo, niechętne związkowi z Prusami, i że nie kto inny, jak ks. Gorczakow już 9 lutego pokazał był ks. Montebello tekst konwencyi.

Taki podwójny czy potrójny cel, zbyt odpowiadał usposobieniu Napoleona III, jego marzeniom i praktycz­ nym dążeniom, jego idealizmowi i realizmowi, zarazem ulubionej metodzie, aby mógł się mu oprzeć. Bez na­ leżnej też krytyki, ze zbytnim pospiechem, porzucił w sprawie polskiej mądre i roztropne stanowisko, które był zajął wobec powstania, gdy tylko pojawiły się po­ zory skutecznego w niej zwrotu i podniesienia jej.

Skoro Prusy wdawały się w wypadki polskie, miała i Francya powód uczynienia tego samego. Powiedziano sobie w Paryżu, skoro powstają związki przeciw Polsce, mogą powstać za Polską. Constitidionnel wystąpił prze­ ciw konwencyi, poczytując ją za pogwałcenie zasady nieinterwencyi. Zresztą konwencya istotnie jak najgor­ sze sprawiła była w kołach politycznych francuskich i w opinii publicznej, wrażenie., Minister spraw zewnętrz­ nych Drouyn de Lliuys w nocie z 17 lutego do amba­ sadora przy dworze berlińskim barona Talleyrand — omijając Rosyę — poczynił o konwencyi uwagi, do­ dając, że dotąd sprawa polska była lokalną, że kon­ wencya przemieniła ją w europejską. Przedtem jakby dla usprawiedliwienia i złagodzenia wobec Rosyi tego wystąpienia, Drouyn de Lliuys, wysłał był 13 lutego depeszę do ks. Montebello, ambasadora w Petersburgu, w której mówił: „Sprawa polska więcej aniżeli jaka inna, ma przywilej budzenia we Francyi sympatyi za­ równo żywych we wszystkich stronnictwach. W tym

(31)

względzie są one jednomyślne. Język najgorliwszych obrońców monarchii i katolicyzmu, różni się tylko od­ cieniami, od języka najpostępowszych organów demo- kracyi. Co może rząd przeciwstawić publikacyom, które stają na gruncie prawa i domagają się uznania zasad, którym zgoła zaprzeczyć niepodobna? Nietylko jest on bezbronnym wobec podobnych pism, lecz czerpiąc sam swoją siłę w opinii publicznej, musi rachować się z uczu­ ciami, które oddawna panują w kraju“.

W skutku tego zwrotu spowodowanego konwen- cyą, na podstawie w ten sposób rozpoczynającego się działania, dyplomatycznego, zmienił rząd francuski swoją mowę poufną wobec Hotelu Lambert i to spowodowało

Biuro Paryskie do zajęcia wyraźnego wobec powstania

stanowiska.

Podług protokółu z 9 lutego 1863 r. posiedzenia

Biura, Prezes ks. Czartoryski zawiadomił, iż wysłanym został kuryer G. F. na Drezno, do Krakowa i Lwowa z instrukcyami, jak wiemy już, tej treści, iż powstanie nie ma żadnych widoków poparcia ze strony Francyi lub też z jakiejkolwiekbądź, że zatem należy go za­ niechać.

Protokół zaś posiedzenia z 16 t. m. opiewa: „Prezes ks. Czartoryski donosi o odebraniu listu pana G. F. i o telegramach wysłanych do Krakowa w celu zachęcenia do jak najdłuższego przetrzymania walki“.

Taka zatem między mową ministra Billault, wy­ pierającą się powstania, wypowiedzianą 5 lutego, a kon- wencyą prusko-rosyjską, zawartą 8 lutego, nastąpiła była zmiana w położeniu i zwrot w zapatrywaniach i stanowisku rządu francuskiego, że kiedy przed 9-tym ks. Czartoryski wysłał był kuryera z potępieniem po­ wstania, już 16-go telegrafował, zachęcając „do jak najdłuższego przetrzymania walki".

(32)

Rząd francuski zrobiwszy pierwszy krok w Berli­ nie z powodu konwencyi, zawezwał Anglię i Austryę do wspólnego w tym kierunku wystąpienia. Austrya odmówiła, tłumacząc się tern, że już zaznaczyła swe stanowisko dostatecznie, nie przystępując do konwencyi.

Anglii wspólny krok w Berlinie wcale nie do­ gadzał ; odmówiła także, ale wyraziła życzenie, aby działanie mocarstw zwróciło się w stronę Petersburga. Cesarz jeszcze się zawahał i sam wprost się udał do Pe­ tersburga, nie z przedstawieniami lub żądaniami, ale z radami ustępstw na rzecz Polski.

Konwencyaprusko-rosyjska, przyczyna pierwsza tak obfitego w następstwa zwrotu, na niespodziewane tymcza­ sem weszła tory. Raptem wszystko około niej i z powodu niej uspokoiło się. Dano w Berlinie zapewnienia, wy­ tłumaczono, że paragraf sekretny, o który głównie cho­ dziło, nie zawiera w sobie nic ważnego, słowem, Bis- inark w samą porę wycofał ją. Widząc powstającą burzę, skorzystał z uchwały Sejmu, nieprzychylnej konwencyi, aby położyć koniec całej rzeczy i oświadczył w obecno­ ści posła rosyjskiego Oubrila, posłowi angielskiemu, iż konwencya pozostanie martwą literą. Konwencya też poczytaną została za niebyłą.

Ze swej strony cesarz Napoleon widząc, iż w tym kierunku nietylko liczyć nie może na poparcie Anglii i Austryi, ale że obudzą ich podejrzliwość, zatrzymał się i rząd francuski zaniechał dalszego na podstawie konwencyi działania, co minister Drouyn de Lliuys w osobnym okólniku zaznaczył.

Takim był ten psychologiczny w sprawie polskiej moment, który w pewnej mierze rozstrzygnął o zacho­ waniu się rozsądniejszej i wytrawniejszej części społe­ czeństwa polskiego wobec powstania, aczkolwiek sam jutra nie miał.

(33)

Miała przecież następstwa konweneya. Konwen­ eya praktycznie zbyteczna, gdyż wiadomem i widocz- nem było, źe Rosya posiadała do zbytku sił, aby po­ wstanie zwalczyć, była wielkiego politycznego znaczenia zdarzeniem. Przypominała światu łączność Prus i Rosyi, wspólność interesów rozbiorowych mocarstw, z tym ważnym w tym wypadku wyjątkiem, iż trzecie podzia­ łowe mocarstwo, wyłączało się z tej wspólności, i że tem trzeciem mocarstwem była Austrya, która jedna mogła przedsięwziąść geograficznie i wojskowo wykonalne działanie w sprawie polskiej. Konweneya prusko-rosyj- ska zdawała się dzielić Europę na dwa obozy, niejako

wyzywać jeden przeciw drugiemu.

W istocie była śmiałem posunięciem na. szachow­ nicy, które miało uczynić bezużytecznym wszelkie do­ tknięcie się sprawy polskiej i zgotować jej zupełną za­ tratę.

Niechętnie przyjęta przez wice-kanclerza ks. Gor- czakowa i stronnictwo nachylające się ku Francyi również przez opinią publiczną w Rosyi, która czuła jej bezużyteczność praktyczną, której miłość własną na. próbę wystawiała, która może dostrzegła w niej, pruski apetyt na kraj polski; konweneya spisaną została na wyraźny rozkaz cesarza Aleksandra, który z wielkiem zadowolnieniem, niemal rozczuleniem, przyjął był misyę jenerała Gustawa Alwenslebena, wysłanego zaraz po wybuchu powstania, z listem króla Wilhelma, w celu porozumienia się co do wspólnego zgniecenia, rozruchów w Polsce. Stać się ona miała w przyszłości punktem wyjścia dla niepamiętnego wywyższenia człowieka, któ­ remu posłużyła zarazem za dźwignię wzmocnienia nie­ słychanego własnego państwa i narodu, chociaż nie mógł tych jej następstw obliczyć.

Tradycyjną przyjaźń pruską dla Rosyi zużytkować miał Bismark w daleko sięgających zamiarach, zwię­

(34)

kszenia Prus i zjednoczenia koło nich Niemiec. Zajmu­ jąc bowiem konwencyą wybitne i stanowcze stanowisko, zasłaniające Rósyę w sprawie polskiej niebezpieczeń­ stwem zawikłań, sięgających aż do podstaw europejskich stosunków, miał ją Bismark poróżnić z Francyą i zwią­ zać wdzięcznością ciężką, jak wszelka wdzięczność, lecz od następstw której, Rosya uwolnić się zdołała dopiero po niewczasie.

Bezpośrednio po zniknięciu z widowni konwencyi z 8 lutego, wypadki inny przybrały kierunek i inne też, nowe powstały dla sprawy polskiej widoki.

Cesarz Napoleon naraz w najlepszem przekona­ niu uwierzył, iż wytworzyła się możność rozwiązania jej, już nie oszczędzając Rosyę i za jej pomocą, ale przeciw niej, i chwycił się pozorów tej możności skwa­ pliwie, mniej niż zwykle rozważnie. — Ujrzał bowiem znowu w nich wyjście z trudnego położenia, które po­ wstanie wytworzyło było dla niego, oraz widoki ko­ rzyści dla Francyi. Pozory te powstały naraz z dwóch stron; Anglia i Austrya w poufnych zwierzeniach po­ ruszyły sprawę polską, okazując chęć zajęcia się nią wespół z cesarzem Napoleonem.

Przedewszystkiem Anglia wyraziła wielkie zdzi­ wienie, iż cesarz — jak powiedział lord Cowley, am­ basador w Paryżu — wymierzył był swe działanie prze­ ciw współwinnemu, nie głównemu winowajcy, przeciw Prusom, nie przeciw Rosyi; wietrzyła bowiem w tym obrocie nadanym sprawie polskiej, daleko sięgające za­ miary cesarza, prawdopodobnie granicę Renu, zarazem

widziała życzenie niezrywania z Rosyą. Już 2 marca stosownie do tego, co zapowiedział był margrabiemu Cador, lord J. Russell, polecił odczytać ks. Gorczakowowi notę, przemawiającą za amnestyą i przywróceniem stanu rzeczy w Polsce z 1815 r. — Tego samego dnia lord

(35)

J. Russell wezwał Francyę, aby poczyniła w Peters­

burgu podobne przedłożenia. Czy cesarz Napoleon prze­ czuwał zły zamiar Anglii, czy też nie cliciał stawać na

gruncie wstrętnego mu traktatu wiedeńskiego, oparł się

jeszcze temu naciskowi w ten sposób, iż zamiast noty ga­

binetu paryskiego przesłał, jak nadmieniliśmy wyżej,

własnoręczny list do cesarza Aleksandra II z radą prze­

baczenia i pojednania. Gdy jednak odpowiedź na ten

list nie była zadowalniającą, a Anglia napierała o pod­

niesienie sprawy polskiej; zwłaszcza gdy jednocześnie

ambasador austryacki ks. Metternich zamienił — jak

"" ierny — podczas kadryla w Tuileriach z cesarzową

Eugenią, słowa zaznaczające clięć Austryi zajęcia się

wypadkami polskiemi ■— wtedy cesarz Napoleon uwie-

izył, iż wybiła tak dawno oczekiwana godzina po­

zyskania potężnych do rozwiązania sprawy polskiej sprzymierzeńców, tern chętniej, że otworzyły mu się

znowu widoki przeprowadzenia innych bezpośredniej

Francyę obchodzących geograficznych idei napoleoń­

skich.

Ze strony polskiej, ze strony Hotelu Lambert nie

szczędzono jednocześnie zabiegów, aby umocnić cesarza

.jego wierze, wmawiano w niego nawet, że wojna o Polskę znajdzie poparcie w samej Rosyi.

Gdy zatem cesarz Napoleon otrzymał odmowną z Petersburga odpowiedź, zachęcająca rozmowa kadry- lowa ks. Metternicha z cesarzową, stała się dla niego podstawą zwuotu przeciw’ Rosyi i powodem zaznacze­ nia, że bez względu już na nią, opuszcza odporne wo­ bec powstania stanowusko, na którem oby był do końca dla swojego i Polaków szczęścia pozostał.—Wtedy ce­ sarz w ziął w ręce sprawę polską i nie widząc już moż­ liwości załatwienia jej za pomocą przymierza z Rosyą próbowmł rozwiązać ją przeciw’ Rosyi. — Była to jedyna.

(36)

poważna oli wiła istotnych clioć zawiedzionych dla sprawy polskiej widoków, od wybuchu powstania.

Ks. Metternich powiedział był, że wypadki w Kró­

lestwie Polskiem wcale obojętnemi Austryi nie są, co sie zgadzało z poprzedniem, dawniejszem oświadczeniem hrabiego Rechberga, austryackiego ministra spraw ze­ wnętrznych, przesłanem do Paryża w epoce demonstra- cyj warszawskich. — Wtedy to, już w r. 1861 w depe­ szy do ks. Metternicha oświadczył był hrabia Rechberg, „że zajścia warszawskie są najważniejszym wypadkiem europejskim, jaki od dawna zaszedł*4. Ks. Metternich depeszę tę pokazał był ks. Władysławowi Czartory­ skiemu.

Wówczas nie podniósł był rząd francuski — opie- rający swoje działanie na przymierzu z Rosyą — tego oświadczenia Austryi; teraz, gdy powtórzonem zostało wyraźniej i dobitniej wobec powstania, uchwycił się go skwapliwie. Cesarz Napoleon poczytał za deskę zbawie­ nia zastawione na niego sidła, i tern największy popeł­ nił błąd, największą wyrządził społeczeństwu polskiemu krzywdę, chcąc przyjść mu z pomocą. Do popełnienia tego błędu głównego, popchnęło go bezmyślne powsta­ nie styczniowe, którego z góry przeznaczeniem było nieść zniszczenie i klęski.

Oświadczenia ks. Metternicha wzięte zostały za punkt wyjścia do działania w sprawie polskiej, za podstawę jedynie możliwego, skutecznego jej poparcia; samo bowiem przymierze Francyi z Anglią nie wy­ starczało, gdyż praktycznie i wojennie nie mogło do­ sięgnąć do Polski, dopiero za pomocą Austryi, jako sąsiedniego krajów polskich pod panowaniem rosyj- skiem mocarstwa, zdolnem się stawało przystąpić do wykonania i poparcia jakiegokolwiek programu sprawy polskiej.

(37)

Takie były drugie powody zmiany położenia w Pa­ ryżu i dalszego ze strony Hotelu Lambert nalegania o po­ pieranie powstania, o nadanie mu znamion wyłącznie., lecz ogólno narodowych.

Od początku rzecz się w ten sposób przedstawiała— aczkolwiek nie wszyscy w zapale i wirze wypadków, z tego dokładnie zdawali sobie sprawę, co jednak odrażu i do końca rozumiał jenerał Władysław Zamoyski —

że sprawę polską przeciw Rosyi rozwiązać można tylko za pomocą i za czynnem współdziałaniem Austryi. Była, to geograficzna prawda. Wyprawa przez Bałtyk mo­ gła być pomocniczą, sama dla rozwiązania zadania była niedostateczną.

W chwili też, w której już należało przystąpić do działania w kierunku wymierzonym przeciw Rosyi, zro­ zumiał to natychmiast Napoleon III, przezwyciężył swój wstręt do Austryi, i korzystając ze zwierzenia się amba­ sadora austryackiego wobec cesarzowej, wprost zwrócił się do niego z życzeniem zawarcia z Austryą przymie- iza w celu rozwiązania sprawy polskiej. Rozpoczyna sie tu pamiętna missya ks. Metternicha, która była jedy- neni doniosłem zdarzeniem, obejmującem warunki po­ wodzenia w sprawie polskiej. Była to krótka, ale roz­ strzygająca chwila, która niestety przesądziła osta­ tecznie i stanowczo udział w przedsięwzięciu, grona

krakowskiego i Galicyi. Zwrot bowiem spowodowany konwencyą pruską, nie był jeszcze nieodwołalnym. Ze strony Austryi nietylko chętnie ale zachęcająco wysłu­ chano zwierzeń i zamiarów cesarza Napoleona; wysłu­ chał je z upoważnienia swojego rządu, ze szczerem za- dowolnieniem, ks. Metternich. Różne były powody do­ brej woli młodego ambasadora; widoki odegrania znacz­ nej i świetnej roli; może poczucie, iż interes Austryi nakazuje jej szukać zadośćuczynienia za poniesione straty i doznane zawody; że trzeba, aby zabezpieczyła się od

(38)

strony, z której ojciec jego zdawał się czasem przeczu­ wać niebezpieczeństwa; że winna szukać w przymierzu francuskiem podpory przeciw dążeniom Prus; wreszcie mogła podziałać chęć zawiązania najściślejszych stosun­ ków, zawsze dla ambasadora pożądanych, z mocarstwem, przy którein jest uwierzytelnionym. Ks. Ryszard" Met­ ternich podjął odrazu rzecz z tern ciepłem i przekona­ niem, które-wzbudzają zaufanie i każą wierzyć w szcze­ rość zamiarów. Zaraz w pierwszej z cesarzem Napo­ leonem rozmowie, on to był, który do podniesienia sprawy zagrzewał. Tak dalece wielką zdawała się być jednomyślność zapatrywań i zamiarów obydwóch ne- gociatorów, że cesarz Napoleon postanowił powierzyć ambasadorowi austryackiemu, swoje do gabinetu wiedeń­ skiego posłannictwo, i że ks. Metternich podjął się go. Jaka była istotna treść rozmów Napoleona III z ks. Metternichem, jak cesarz określił warunki przy­ mierza z Austtyą, jakie stawił żądania, jakie dal rę­ kojmie, mniemamy, iż nikomu dokładnie wiadbmem nie jest. Zyjący dotąd ks. Metternich nie zwierzył się prócz oczywiście monarsze, a książę jeden mógłby w tej mierze dokładne dać objaśnienia, które nie znajdą się nawet w archiwach.

Tyle tylko doszło do wiadomości ogółu, ale jako

wieść niedokładna, iż podczas gdy w ciągu układów między cesarzem a księciem, wszystko zdawało się iść gładko ; w jednej z ostatnich rozmów, cesarz poru­ szył sprawy, które oblać miały zimną wodą ks. Metter-

niclia i wzniecić w nim obawę, że jego posłannictwo spełznie na niczem. Cesarz w tej rozmowie miał dotknąć granic Renu, o które Francya musiałaby się upomnąć, gdyby wypadki szersze przybrały rozmiary i gdyby w duchu znanej konwencyi, Prusy udzieliły Rosyi po­ mocy, w wojnie wydanej z powodu polskich wypadków'. ___Ks. Metternich nie zataił przed ks. Czartoryskim że

- i ■ C-lO* !■ /

(39)

cesarz Napoleon wciągnął w kombinację granicę Renu. Twierdzono również, że cesarz nie pominął spraw wło­ skich. Wieczorem w chwili wyjazdu ks. Metternicha do Wiednia, zawezwać go miał do Tuileries i powtórzywszy co poprzednio zaznaczył, dodać ogólnikowo: „A co sie tyczy Wenecyi, porozumiemy się później “. Słowa te miały znowu nieprzyjemnie dotknąć ambasadora i oziębić znacznie jego wiarę w powodzenie misyi już utrudnio­ nej granicą Renu.

Takie rozszerzenie programu, chociażby jak twier­ dzono, miał on przedstawiać ęlla Austryi widoki zadość­ uczynienia. za straty poniesione we Włoszech, musiało przerazić każdego męża stanu austryackiego i obudzić nawet w tak ściśle złączonym z dworem napoleońskim ks. Metternichem podejrzliwość, którą wówczas każdy sługa Habsburgów żywił do Napoleona HI, zwanego w Wiedniu z przekąsem Er.

Przecież ks. Metternich, czy że było już za późno, czy że posłuszny był poleceniom swojego rządu, zmie­ rzającym do innych celów niż te, które były przedmio­

tem jego misyi, nie cofnął się, podjął się pomimo wszyst­ kiego posłannictwa i wyjechał do Wiednia 12 marca. Jeżeli nie znamy dokładnie, w szczegółach, warun­ ków, które ks. Metternich wiózł do Wiednia, pewnem

jest, iż obejmowały wspólne, czynne, wojskowe działanie Irancyi i Austryi w sprawie polskiej przeciw Rosyi.

< > ile jednak sądzić wolno w rozmowach z ks. Met­ ternichem, cesarz Napoleon nie określił był bliżej, ani sposobu, w jaki miała być rozwiązana sprawa polska,

ani rozmiarów, w których miała być załatwioną, ani istotnych terytoryalnych korzyści, jakieby w zamian od­ niosła Austrya, ani nareszcie środków działania.

W Paryżu przecież bardzo poważnie zapatrywano się na misyę ks. Metternicha. Hotel Lambert przywiązy­ wał i nadawał jej w instrukcyacli przesłanych do grona

(40)

krakowskiego doniosłe znaczenie. Mówiono już o tern, że

czerwone spodnie w Tryeście wylądują, aby się połączyć z białemi mundurami. Cesarz Napoleon jednak nie zwie­ rzył się o tej misyi ks. Czartoryskiemu. Ks. Metternich mówńł mu, że jedzie do Wiednia w sprawie polskiej, ale instrukcye dane mu przez cesarza, znanemi ks. Czarto­ ryskiemu nie były, wiedział tylko jak nadmieniliśmy* że dotyczyły także granicy Renu, że ks. Metternich zabrał ze sobą mapę Europy, na której cesarzowa za­ znaczyła przyszłe granice mocarstw i państw, oraz gra­ nice przyszłej Polski, dowolnie i pobieżnie, jako szkic,, nie jako wykończony wedle reguł anatomicznych obraz.

W Paryżu missya nie była wcale tajemnicą, cho­ ciaż jej szczegóły znanemi nie były; przywiązywano do niej dlatego wielką doniosłość, raz że zaznaczała sta­ nowcze zwrócenie się Francyi przeciw Rosyi, powtóre* iż ks. Metternich dał do zrozumienia cesarzowi, że jej skutek będzie dobrym, a nie objawił mu zmiany zda­ nia, po końcowej rozmowie. Wiedziano, że cesarz po­ wiedział ks. Metternichowi, że przystanie na najdalej idące ustępstwa dla Austryi i pokazał ramie aż po pachę, byle złączyła się z 'nim przymierzem w sprawie polskiej.

W ty cli warunkach przedstawiała się ona w wiel­ kim stylu. W chwili wyjazdu ks. Metternicha do Wie­ dnia, znany z bystrości i wytrawnego sądu, polityczny sprawozdawca Reuue des deux Mondes Forcade dostał od naczelnego redaktora Buloz, polecenie zażądania od ministra spraw zewnętrznych instrukcyi. Po nara­ dzie z Drouyn de Lhuys rzekł: „Nigdy jeszcze sprawa polska nie miała tak dobrych jak teraz widoków. Francya bowiem nie może pospieszyć balonem z po­ mocą; skoro Austrya współdziała, wszystko się zmienia na korzyść Polski“.

(41)

przybywszy 14 marca, niespełna po dziesięciu dniach powrócił do Paryża.

W Wiedniu mniejszą do misyi ks. Metternicha, niż w Paryżu przywiązywano ważność, i zdaje się, że ks. Met­ ternich przecenił nieco przesłane mu przez gabinet wie­ deński instrukcye, lub nie zrozumiał istotnego ich celu, i tem w błąd mimowolnie wprowadził cesarza Napoleona. Pierwszem i przeważającenl w Wiedniu uczuciem, była głęboko zakorzeniona nieufność do Napoleona III, ztąd pomimo szeroko nakreślonego przez niego programu, pomimo jaknajdalej idących oświadczeń cesarza w roz­ mowach z ks. Metternicliem, poczytano propozycye przy­ wiezione przez księcia za nieokreślone, mgliste, nie da­ jące rękojmi dostatecznych a niebezpieczne. Sprawiły one w Wiedniu wrażenie życzeń ogólnikowych, nie zaś poważnej podstawy układów. We wszystkich przejściach tej sprawy, podczas misyi ks. Metternicha i później, występowała dla Austryi główna trudność, wynalezienia dostatecznego i dokładnie określonego wynagrodzenia za dwie prowincye, za Wenecyę, której utrata była tylko rzeczą czasu i za Galicyę w razie utworzenia Pol­ ski niepodległej. Otóż osądzono w Wiedniu, że ks. Met­ ternich nic stanowczego, ani zadawalniającego w tej mierze nie przywiózł. Z tego co mu powiedział cesarz Napoleon, wnosić można było, że się zostawia Austryi wybór kompensaty, raz nad Dunajem, to jest Mołdo- Wołoszczyznę, to znowu w razie wojny z Kosyą i Pru­ sami, utrwalenie przeważnego w Rzeszy Niemieckiej stanowiska i odzyskanie straconej w przeszłeni stuleciu części Szląska. Występowała przytem dążność Francyi, szukania dla siebie, przy tukiem przekształceniu karty europejskiej, wynagrodzenia nad Renem, a myśl sama odstąpienia ziem posiadanych przez Niemcy, wstrętną była Cesarzowi Franciszkowi Józefowi. W całości zatem

(42)

dniowi ani dość ponętnych, ani dość pewnych widoków, aby dla nich zdobyć się na zwrot wielki i stanowczy polityki monarchii, jakimby było połączenie się z Fran- cyą przymierzeni w celu utworzenia Polski niepodległej. A przecież nie brakło w Wiedniu zwolenników takiego zwrotu. Pierwszy za nim przemawiał ambasador cesar­ ski w Paryżu, chwilowy wysłannik Napoleona III. Mi­ nister spraw zewnętrznych lir. Rechberg mniej stanowczo i bardzo ostrożnie, nie zdawał mu się być bezwzględnie przeciwnym. W ministerstwie spraw zewnętrznych byli ludzie światli i przewidujący między niemi szefowie sekcyi zacny i wytrawny baron Aldenburg, oraz pan Bigeleben, którzy widząc, że wcześniej czy później star­ cie się Prus z Austryą, jest nieuniknionem, pragnęli i doradzali skorzystać ze sposobności, aby zapewnić sobie poparcie Francyi, nawet przyjąć w przymierzu z nią, raczej dzisiaj, niż jutro walkę z Prusami, któ- reby w sprawie polskiej stanęły niezawodnie po stro­ nie Rosyi. Dla ułatwienia kombinacyi i usunięcia tego, co Monarchę od. niej najsilniej odstręczało, wysuwano myśl utworzenia z prowincyj niemieckich na lewym brzegu Renu, neutralnego państwa pod berłem króla belgijskiego Leopolda, a oddania Francyi, Belgii.

Naprzeciw zwolenników przymierza z Francyą, stali przedstawiciele zakorzenionych, do niej przesądów i głębokiej nieufności do cesarza Napoleona, podejrzli­ wości bez granic względem niego, nareszcie wiecznie wahający się i nieśmiali lub niezdolni wielkich posta­ nowień. W zastępie przeciwnym połączeniu się z Frań-, cyą, niechętnym misyi ks. Metternicha, odznaczał się człowiek wybitny, wówczas wpływowy, hrabia Maurycy Esterhazy, który zasiadł bez teki, dla Węgier, w ra­ dzie korony po ustąpieniu lir. Seczena i utworzeniu pod prezydencyą Arcyksięcia Rainera ministeryum,

(43)

znanego pod nazwą Schmerlinga. Ani Rosyi, ani Prus zwolennik, lecz pomimo niezaprzeczonego rozumu, ule­ gający pewnym wyobrażeniom z góry powziętym i wra­ żeniom, które go nieraz z prostej drogi spychały, hra­ bia Maurycy Esterhazy, skrajny węgierski konser­ watysta, wszedł był wbrew zachowaniu się wielkiej większości swojego narodu, do gabinetu Schmerlinga. Zdolny, bystrego ale zmiennego sądu, wahającego się usposobienia, uprzedzony w wysokim stopniu do cesa­ rza Napoleona, i głoszonych przez niego zasad, stał się on wtedy głównym przeciwnikiem przymierza z Francyą i podjęcia przez Austryę sprawy polskiej, może z umy­ słu podnosząc i przesadzając brak rękojmi, który upa­ trywano i którego obawiano się w misyi ks. Metterni- clia.. On pierwszy miał wypowiedzieć owe znane słowa, powtórzone przez dostojne usta: „Zrozumieć można wojnę, której celem nabycie kraju, niepodobna pojąć takiej, w skutku której, stracić się ma, dwie prowincye“.

Temu rozumowaniu i wpływowi hr. Esterhazy, przychodziły w pomoc rady i nacisk Anglii, która wszel- kiemi sposobami oddziaływała przeciw misyi ks. Met- ternicha, odradzała gabinetowi wiedeńskiemu wstąpie­ nie na wskazaną przez nią drogę, siała, i wzmacniała podejrzenia przeciw Napoleonowi III; wreszcie prze­ ważnie przyczyniwszy się do zaszachowania misyi ks. Metternicha, podnieść miała myśl interwencyi dyploma­ tycznej w sprawie polskiej, zastępując takową, czynne i skuteczne działanie, któremu powodzenie posłannictwa cesarza Napoleona, dałoby początek.

Ks. Metternich znalazł w Wiedniu jedynie nie do­ brze określone poczucie, to samo, które miał jego ojciec, ważności sprawy polskiej dla Austryi, potrzeby zasłonię­ cia się za jej pomocą na przyszłość przed Rosyą. Dwaj ludzie zajmowali w rządzie ważne stanowiska. Jeden bystry i zdolny minister stanu Sclimerling; drugi ruty-

(44)

nista minister spraw zewnętrznych hr. Recliberg; naj­ większe oni przywiązywali wagę do stanowiska Austryi w Niemezech, dla nich sprawa polska i niebezpieczeń­ stwa grożące w dali od strony Rosyi, były podrzęd- nemi, choć nieobojętnemu Nie clicieli poświęcać, ani w najmniejszej mierze narażać niemieckich interesów Austryi, podniesieniem sprawy polskiej; raczej użyć jej pragnęli dla zabezpieczenia takowych. Obok nich a poniekąd nad niemi, działał wpływ hr. Maurycego Esterhazego.

Czuli oni wszyscy potrzebę zużytkowania sposob­ ności; dość jasnowidzący, aby spostrzedz kłopoty i do­ godności chwili; za krótkowidzący, aby odgadnąć ko­ rzyści i niebezpieczeństwa przyszłości. Ks. Metternich zastał zatem w Wiedniu, chęć zużytkowania wypadków w Królestwie Polskiem, ale nierozwiązania sprawy pol­

skiej. Takowe stało zaledwie na dalekim planie, czy­ niono je zależnem od namacalnych korzyści i uzyskania silnych rękojmi. Ks. Metternich natrafiał w dodatku na głęboko zakorzenione uprzedzenia nietylko do Napo­ leona III, ale do Polaków, zwłaszcza do rewolucyjnego ruchu, przypominającego włoski. Posądzano w Wiedniu władcę Francyi o złą wiarę, której już raz Austrya pa- dła ofiarą, o ukryte podstępne zamiary; nie wierzono w zdolność Polaków przekształcenia się w tym stopniu, aby za ich pomocą utworzyć silną zaporę, zasłaniającą i zabezpieczającą na przyszłość; widziano tylko przed sobą utratę Galicyi, konieczność odstąpienia Wenecyi. Obawiano się, iż Austrya poróżniwszy się z Rosyą i Pru­ sami, ujrzy się na łasce Napoleona III, który skorzysta ze sposobności, aby posunąć granice Francyi do Renu, bez względu na stonowisko i powagę Austryi w Niem­ czech, że zechce dokonać zapowiedzianego oswobodzenia Włoch aż do Adryatyku, że w końcu nie przysporzy w zamian domowi Habsburgów, żadnych istotnych na-

(45)

macalnycli korzyści, lub każę się mu zadowolnić bez- wartościowemi, oraz pięknem dziełem stworzenia Polski niepodległej.

Baron Wertlier poseł pruski w Wiedniu, donosił swojemu dworowi, iż otrzymał wyraźne od lir. Recli- berga zapewnienie, że Metternich wezwany został do Wiednia, jedynie dla wzajemnego wyjaśnienia, że o wnioskach francuskich, które miał ze sobą przywieść, nie ma mowy; Austrya pozostanie niezachwianą na swem stanowisku wobec sprawy polskiej i nie chce sły­ szeć o niepodległej Polsce. Zresztą przez cały bieg wy­ padków, lir. Recliberg zapewniał w Berlinie, iż Austrya łączy się z zachodniemi mocarstwami w sprawie pol­ skiej, na to tylko, aby ją zabagnić i przeszkodzić woj­ nie; nie dodawał oczywiście, że dlatego także, aby wobec Prus, znaleść poparcie.

Postawiony między korzyściami i potrzebą porozu­ mienia się z Francyą, a obawami i wstrętem połącze­ nia się i ścisłego związania z cesarzem Napoleonem, gabinet wiedeński szukał zabezpieczenia, pomocy i rady u Anglii, i od jej postanowień uczynił swoje zawisłemi.

Dla Anglii obawa porozumienia się Francyi z Ro- syą wogóle, zwłaszcza ze względu na Wschód, była po­ wodem ważnym i stała się regułą postępowania. Dzia­ łała zatem w Wiedniu w dwóch kierunkach. Zachęcała do wciągnięcia cesarza Napoleona w sprawę polską tak daleko, aby naraził sobie Rosyę, nie dość aby mu po­ dać środki rozwiązania jej. Słowem usiłowała skrzywić misyę ks. Metternicha, pokrzyżować jej dalej sięgające zamiary, ale zarazem zużytkować ją na razie w swoich widokach.

W istocie swej głównej i praktycznej, misya ks. Metternicha nie powiodła się, szkic traktatu Fran­ cyi z Austryą pozostał martwą literą — ale na nieszczę­ ście polskiego narodu, niepowodzenie jej nie położyło

(46)

Końca sprawie polskiej. Gabinet wiedeński nie chciał jej czynnie podnieść, nie cliciał wejść w ściślejsze co do niej z cesarzem Napoleonem zobowiązania; to jest, nie chciał zawrzeć przymierza w celu wydania Rosyi wojny dla odbudowania Polski niepodległej i przekształce­ nia Europy, czego odradzała mu Anglia, pełna obawy, aby to odbudowanie nie zwiększyło przewagi Fran­ cji i Napoleona III, to przekształcenie nie nastręczyło mu sposobności posunięcia granic Francyi do Renu; ale jednocześnie Austrya nie cliciała ani porzucić, ani za­ niechać w sprawie polskiej działania, uśpić i położyć koniec wypadkom w Królestwie Boiskiem, zanim te nie

spełnią swojego względem niej zadania, zachęcona znowu w tej mierze przez Anglię, która we wciągnięciu Na­ poleona III w wystąpienie przeciw Rosyi, upatrywała sposób zażegnania na długo, przymierza francusko-ro- syjskiego.

W Wiedniu za sprawą Anglii powstała myśl nie­ szczęsnej interwencyi dyplomatycznej, niepoprzedzonej porozumieniem się co do praktycznych środków działa­ nia; interwencyi dostatecznej, aby poróżnić Francyę z Rosyą i wykopać przepaść między Polakami a Ro­ syą, bezwładnej w zapewnieniu ich bytu.

Odtąd rozpoczęła się wobec cesarza Napoleona gra, polegająca na tern, że gdy szło o śmielsze i stanowcze wystąpienie i działanie, Austrya odwoływała się na Anglię, Anglia na Austryę. Cesarz zaś bez ich współ­ działania, skazany był na bezwładność, a już pozba­ wiony przymierza z Rosyą,

Tak więc istotnym celem europejskim wśród pol­ skich wypadków, nie była Polska, ale zażegnanie przy­ mierza francuske-rosyjskiego i pojednania Polaków z Rosyą. Anglia i Austrya zmierzały do niego, łącząc się pozornie z Francyą i cesarzem Napoleonem w dzia-

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jeżeli niewierny który chciał wrócić na łono Kościoła, musiał stawać przed pastorami swymi, a przez to mógł być przez nich odwrócon od wiary, to

go, i do _ odmiennej ordynacyi Bodzanty biskupa k ra ­ kowskiego z 1359 roku (52). Spór ten, w którym szlachta postanowiła areszt położyć na wszystkich

zawarła ze swoją siostrą Natalią S. umowę, na mocy której zezwoliła jej na nieodpłatne używanie należącego do Marioli S. W tym czasie wyjeżdżała bowiem na wakacje i

(Question word if there is one) - Auxiliary or modal - subject - main verb - (plus the rest of the sentence):.. Important:

Powtarzanie określonego elementu systemu daje się interpretować jako wyrażane przez nadawcę dążenie do zwiększenia prawdopodobień­.. stwa (uzyskania gwarancji) pełnego

13 września 2012 roku zmarł w wieku 83 lat profesor Griffith Edwards, założy- ciel National Addiction Centre – jednego z najlepszych na świecie ośrodków badań nad

1/2 LITRA PIWA ZAWIERA 25 GRAMÓW CZYSTEGO ALKOHOLU ETYLOWEGO NAWET TAKA ILOŚĆ SZKODZI ZDROWIU KOBIET W CIĄŻY.. I JEST NIEBEZPIECZNA

W usta samego Boleslawa Smialego Wincenty wklada wyjasnienie rnotywow postepowania krola: .Albowiem to, ze w wolnosci urodzone niewiasty wydane zostaly niewolnym na