• Nie Znaleziono Wyników

Widok Wielowymiarowy model pracy z rodziną

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Widok Wielowymiarowy model pracy z rodziną"

Copied!
11
0
0

Pełen tekst

(1)

R O C Z N IK I N A U K S P O Ł E C Z N Y C H T o m V III 1980

D A N U T A M OSTW IN *

. W IELOW YM IAROW Y M ODEL PR A CY Z RO D ZIN Ą

T roje stu d en tó w i w ykładow ca p row adzą te ra p ię rodziny, b a d ając jednocześnie w artość posunięć swego zespołu i ich skuteczność w o k re ­ ślonym czasie.

W ielow ym iarow y m odel p rac y z rodzin ą polega n a sk o n cen tro w an y m w ysiłku tera p eu ty c z n y m g ru p y osób, sk iero w an y m n a rodzinę ja k o sy ­ stem oddziaływ ających na siebie jed n o stek . C elem tego przedsięw zięcia je s t nie tylk o rozw iązanie tru d n y c h p roblem ów rodziny, lecz tak ż e p rz e ­ budow anie system u rodzinnego i uw o ln ien ie jego w ła śc iw o śc ii, w y ła ­ n iający ch się w form ie now ej energii, now ej w iedzy lu b obu łącznie.

N iniejszy a rty k u ł opisuje i a n a lizu je te n w y specjalizow any m odel p racy z rodziną, k tó ry jak o ra m teo re ty c z n y c h uży w a pojęć z z a k resu teorii system ów ogólnych 2, a jak o in stru m e n tu — in te rw e n c ji w „ je d ­ n ostkę społeczną n ak iero w an ą k u zad an iu ” s. In te rw e n c ja d o tyczy p rzede w szystkim rod ziny jak o g ru py, ale po n adto k ażdy członek te j g ru p y m a swojego tera p eu tę , k tó ry prow adzi te ra p ię ind y w idualn ą.

Czas trw a n ia te ra p ii je s t określo n y . W ty m ogran iczo n y m czasie zespół tera p eu ty c z n y osiąga p ełne rozezn anie s y tu a c ji ro dziny i p ra c u je

* Dr D anuta M ostw in jest p rofesorem o p iek i sp ołeczn ej w N a tio n a l C ath olic School of S ocial S erv ice na C atholic U n iv e r sity o f A m erica w W aszyn gton ie (U SA ).

1 B ardziej szczegółow ą d ysk u sję na te m a t p o jęcia „ w y ła n ia ją c y c h się w ła ś c i­

w o ści” (e m e rg e n t p r o p e r tie s ) m ożna znaleźć w pracy: B. A. O r c u 11. C a s e w o r k in ­

te r v e n ti o n an d th e p r o b l e m s of th e poor. „Social C asew ork ” 54:1973 (February) s. 85.

! O pracow anie k on cep cji sy stem ó w w rozw a ża n ia ch d ia g n o sty czn y ch m ożna zna­ leźć w: B. G e 1 f a n d. E m ergin g t r e n d s in social tr e a t m e n t . „S ocial C a sew o rk ” 53:1972 (M arch) s. 156. ,

8 A. R. S t o n e . T h e i n t e r d i s c ip l in a r y re s e a rc h te a m . „The J ou rn al o f A p p lied B eh a v io ra l-S cien ce” 5:1969 (Ju ly-S ep tem b er) s. 351.

(2)

nad w y tk n ię ty m i sobie celam i 4. P rz y p ad e k rodziny P. będzie służył jako ilu stra c ja tego postępow ania.

R odzina P., rodzina m u rzy ń sk a z niższej w arstw y średniej klasy, zw róciła uw agę pracow ników a m b u lato riu m klinik i chorób psychicznych w ielkiego m iejskiego szpitala w B altim ore (M aryland) przez szesnasto­ letnieg o R onalda P . P a n i P., 49-letnia gospodyni domowa, przyprow a­ dziła sy n a do k liniki, prosząc o pomoc w rozw iązaniu problem u: „nie p ra c u je i bezm y ślnie baw i się ze sw ym m łodszym b rate m Jo h n e m ”. R on sprecyzow ał te n arzekan ia: „oni m ówią, że ja nie chcę chodzić do szkoły i nie chcę praco w ać”. N ie w iedział zresztą, dlaczego przyszedł do kliniki, ale w yznał, że jego ojciea to sugerow ał, a m atka z nim przy ­ szła. Rodzice chcieli, b y pracow ał, a on jed y n ie chciał mieć zajęcie, które b y go cieszyło. O puścił szkołę w w ieku la t trz y n a stu , a jeszcze zanim to się stało, często w ag aro w ał i m iał słabe stopnie. We w stępnym w y­ w iadzie n ie została w yjaw io na w zra sta ją c a obaw a p ani P. wobec de­ zorganizującego zachow ania się R ona w dom u — bił się ze swoim ro­ dzeństw em , a ostatn io u d erzy ł m atkę.

tto n , a tra k c y jn y , siln y fizycznie, a społecznie nied ojrzały chłopiec, n arzek ał, że jego ojciec, 56-letni e m e ry to w an y podoficer, nie wiele in­ tereso w ał się rodziną. Ze w zględu na służbę w ojskow ą ojca rodzina p rze­ nosiła się z k o n ty n e n tu na k o n ty n en t, a dzieci rodziły się w różnych m iejscach. Sześć la t tem u p an P., po 2 3 'la ta c h służby w w ojsku, p rze­ szedł na e m e ry tu rę i stał się cyw iln y m pracow nikiem . Oprócz Rona było w dom u tro je dzieci: Ju n io r, 20-letni chłopiec z 6-m iesięczną historią p o b y tu w in sty tu cie dla psychicznie chorych i z diagnozą schizofrenii; c z te rn a sto le tn ia A nna, k tó ra w c ią g u 'o statn ie g o roku stale w agarcw ałą, i 12-letni Jo h n , k tó re m u nie szło dobrze w szkole.

W e w stępny m w yw iadzie postaw iono diagnozę o niew łaściw ym fu n ­ k cjo n o w aniu ro d zin y i zalecono terap ię. S praw a została przedstaw iona zespołow i czterech pracow ników (trzej stud enci drugiego rok u studiów i je d e n w y k ła d o w c a )5 do in te rw e n c ji k rótkoterm ino w ej, w ielow ym ia­ row ej, sk ierow anej na osiągnięcie celu.

P ie rw sz y m celem zespołu było asy sto w anie rodzinie w jej proble­ m ach. D odatkow ym celem było zbadanie w artości działań zespołu i ich skuteczności w o k reślon y m czasie. P ra ca zespołu okazała się bardziej skuteczna niż działanie jed n e j osoby.

4 W ielo w y m ia ro w y m od el p racy z rodziną u żyw a pod ejścia n ak ierow an ego na za d a n ie zgod n ie z op isem d ok on an ym przez W illiam a J. R e id a 'i Laurę E pstein w:

T a s k c e n te r e d c a s e w o r k . N e w Y ork 1972. C olum bia U n iv ersity Press.

5 A utorka w yraża sw e u zn an ie dla R onalda C olem ana. D ian y D ziduszko i E llen R iotto, stu d en tó w drugiego roku w N ation al C atholic School of Social S ervice, k tó­ rzy u czestn iczy li w pracy z rodziną.

(3)

K om unikacja m iędzy zespołem została u trz y m a n a przez cotygodnio­ we konferencje. Na k o n feren cjach ty c h dzielono się in fo rm a c ja m i o in ­ d yw idualnej te ra p ii członków rodziny, d y sk utow ano p lan y n a nad cho ­ dzące sesje rodzinne, analizow ano p ostępy i p ro b lem y terap ii.

Na początku tera p ii członkow ie zespołu podzielili się odpow iedzialno­ ścią. P rzew odnictw o sesjom ro d zin n y m pozostaw iono w ykładow cy,

a trzej studenci, działali jak o w spółleczący na zasadzie: je d e n na je d n e ­ go członka rodziny.

Chociaż została podkreślona potrzeb a obecności ojca, to je d y n ie pani P. z czworgiem dzieci staw iła się na p ierw szą sesję rodzinną. M atka i dzieci próbow ały nieobecnego pan a P. obarczyć w iną za w szystk ie t r u ­ dności rodzinne, ale terap eu ci u su n ęli tak ą postaw ę, bo n ie chcieli m ó­ wić o nieobecnym członku rodziny. Rodzina została poinform ow ana, że należy dokonać specjalnego w ysiłku, ab y w łączyć o jc a 6. Z w rócono się do ojca bezpośrednio i poparto go w jego roli, jak o ojca i jak o w ażnego członka rodziny, bez któ reg o tera p ia nie m oże być skuteczna. P rz y sz e d ł na drugą sesję i odtąd uczęszczał na w szystkie cotygodniow e spotkania.

Rozdźwięk m iędzy ojcem a resztą ro d zin y b y ł w y raźn y : dzieci sk u ­ piły się wokół m atki, a ojciec siedział z boku. Dzieci, n a początk u n ie­ śmiało i niezdolne do m ów ienia, zachęcone bez słów przez m atk ę, z a a ta ­ kow ały ojca, od którego oczekiw ały pom ocy dla ro d zin y („lub FB I go zmusi” ), ale k tó re m u nie okazyw ały w iele szacunku i p raw ie żadnej d e­ likatności.

W cotygodniow ych w yw iadach z pojed yńczym i osobam i .zespół s ta ­ rał się początkowo zachęcić rodzinę, b y w ypow iedziała się na te m a t ko n flik tu rodzinnego i — w ty m sam ym czasie — na te m a t in d y w id u ­ alnych problem ów członków rodziny. N astęp n y m k ro k iem było w łącze­ nie rodziny do p rac y nad w spólnie uzgodnionym i zadaniam i w o g ran i­ czonym czasie trzech i pół m iesiąca.

N astęp ujący fra g m e n t rozm ow y, n a g ra n y na taśm ę m agnetofonow ą, ukazuje pow ierzchnię k o n flik tu rodzinnego i pozw ala n a p ierw szy w gląd " w s tru k tu rę sy stem u rodzinnego:

P an i P.: J e s t jedn a rzecz, o k tó re j ci zaw sze m ów iłam Ron, k ied y coś m asz robić, to m usisz robić dobrze.

Ron: Nigdy m i o ty m nie m ówiłaś! (W skazuje na Ju n io ra).

P a n i P.: To dlatego, że jeste ś naszym głów nym p ro b lem em Ron. K iedy robisz posiłek, m usisz go robić dobrze.

6 A. R. Leade podkreśla potrzebę w łą czen ia w szy stk ich czło n k ó w rod zin y w se ­ sje: F am ily t h e r a p y for d iv o r c e d f a t h e r s an d o th e r s out^of hom e. „S ocial C asew ork ” 54:1973 (January! s. 13-19.

(4)

T e rap e u ta: Ron, czy uw ażasz, że m asz za dużo p rac y w domu? Ron: Nie, to ona robi m i rzeczy, k tó re są przede w szystkim dobre. Ju n io r: M yślę, że to, co m a tk a czasem m ó w i,'to w tedy, gdy Ron zrobi

posiłek, a posiłek je s t tłu sty .

T e rap e u ta: Na pierw szej sesji k ażd y w y stępow ał przeciw ojcu. Potem dzieci odczuły, że m atk a nie o k azuje im w ystarczająco serca. P otem trz e j chłopcy b y li p rzeciw A nnie. D zisiaj m atk a mówi, że Ron sta ­ now i problem . M usim y dojść, o k tó ry m problem ie będziem y mówić n ajp ierw .

P a n i P.: M yślę, że Ron je s t naszy m n ajw ięk szym problem em . Nie można z nim nic zrobić.. Pow iesz m u, żeby czegoś nie zrobił, a on pójdzie i to zrobi. J e s t w y starczająco duży, ab y odróżnić dobre od złego. W łaśnie to m n ie w kurza.

Ron: Jeg o n ig d y nie m a, on nic nie wie. M oja m atk a mówi m u wszystko. (W skazuje na ojca).

T erap eu ta: Z d aje się, że w szyscy jesteście przeciw Ronowi. Co je s t do­ brego w Ronie?

P a n i P,: Tak, czasem p y ta , czy m i coś pomóc.

Ron: A k to w y sta je przed dom em , czekając na ciebie do jeden astej w nocy?

P a n P.: T ak robisz, bo lubisz oglądać TV.

P a n i P.: To je s t dob re w Ronie. Pom aga, k iedy potrzebujesz, i m yślę, że to je s t dobre.

T e rap e u ta: Ron, w y d aje m i się, że czujesz się odpow idzialny za rodzinę. Ron: Tak. Np. k ied y m oja m atk a m usi iść do szpitala w nocy. Idzie do

m ojego ojca, a on mówi: „N ie m ęcz m nie. Nie wiesz, że m uszę w stać ran o do p rac y ? ”

P a n P.: N ie znasz, m ojego stan u . Czasem czuję się bardzo słaby. Ron: M oja m atk a też czuje się słaba. Je śli ją kochasz, pow inieneś ją

w ziąć do szpitala.

T e rap e u ta: Dlaczego p an i chodzi ta k często do szpitala, pani P.?

P a n i P.: Czasam i m a się w szystkiego dosyć. D ostaję ro zstro ju i idę do szpitala. R odzina zawsze n a s ta je na m nie.

T erap eu ta: Dzieci, czy m ożecie opisać, co robi w asza m atka, kiedy ma ro zstró j?

A nna: O na nie chce rozm aw iać; nie chce, żeby ją kto dotknął. Ron: O na m a n a p a d y złości. W pada w n a stró j gderania. T e rap e u ta: P a n ie P., ja k p an re a g u je n a ro zstrój żony?

P a n P,: K ie d y ona nie m oże nic robić, to m nie to też rozstraja. P an i P. je s t bossem te j rodziny.

(5)

O CENA W R A M A C H TEORII SY STEM Ó W

S kupiając sw ą uw agą na osobie w otoczeniu i rodzinie w o to c z e n iu 7, zespół podał trój w ym ierną oceną sy tu a c ji rodzinnej co do:

1. dynam iki m iędzyosobowej każdego członka g ru p y ro d zin n ej, jako zw iązanej z funkcjo now an iem sy ste m u rodzinnego.

2. m iędzyosobowej d y n am ik i w obrębie sy ste m u rodzinnego.

3. in te ra k c ji (w zajem nego oddziaływ ania) każdego członka rodziny i rodziny jako g ru p y z system am i otoczenia, jak o zw iązanym i z fu n k cjo ­ now aniem rodziny.

D ośw iadczenia pierw szych trz e ch tyg o dn i p ra c y z rodziną jako g ru ­ pą i z jej pojedynczym i członkam i oraz in fo rm a c je u zy sk an e ze szkół, do k tó ry c h uczęszczały dzieci i ze szpitala, skąd rodzina o trzy m y w ała pomoc lekarską, posłużyły jako podstaw a do n a stę p u jąc e j oceny rodziny.

P a n i P., chroniczna schizofreniczka, z cecham i paran o id aln y m i, c ie r­ piała na n adciśnienie i była leczona o p e ra c y jn ie n a otosklerozę. Często syn Ron bra> ją do a m b u la to riu m szpitalnego o ró żnych p o rach dnia i nocy, kiedy narzekała, że odczuw a bóle, niepokój i b y ła ro zstrojo na. Je j przyw iązanie do synów nie pozwoliło im na u zysk an ie sam odziel­ ności — przyczyniło się do załam ania um ysłow ego J u n io ra i n ie d o jrz a ­ łego zachow ania Rona. P o d ejrzliw a, m ało uczuciow a p ani P. m iała „ tr u ­ dności” w dokładnym przy p o m in an iu sobie przeszłych w y d a rz eń (choć była dobrze zorientow ana w czasie i w m iejscu). M anipulow ała rodziną przez sw oje k ap ry sy i okresow e w ycieczki do szpitala; trz y m a ła w szy­ stkich w domu, szantażując, że będzie chora.

Często nieobecność p an a P. w dom u spow odow ała, że p an i P. p rz y ­ jęła podw ójną rolę rodzicielską i stała się „bossem ro d z in y ” . J e j porozu­ m iew anie się (kom unikacja) z dziećm i n a sesjach rod zin n y ch b y ło czasem chaotyczne i nieuporządkow ane, a k o m u n ik acja m iędzy nią i jej m ężem nadzw yczaj uboga, ograniczona od początk u do w e rb a ln y c h ata k ó w i do sform alizow anej w y m ian y zdań.

P a n P. — człow iek o im ponującej p o stu rz e fizycznej i s ta le św ia­ domy, że w kłada swój n ajw ięk szy w y siłek w sp raw y pu bliczn e — m iał poczucie godności. O pow iadał z dum ą, ja k zaczął pracow ać od osiem na­ stego ro k u życia. S tracił sw ą m atk ę b ardzo w cześnie i id en ty fik o w ał się m ocno z ojcem — „najlep szy m i n a jw sp an ia lsz y m ” . N iezrealizow anie we w łasnej rodzinie tego w yidealizow anego m odelu dało p a n u P. poczu­

7 D ysk u sja na tem at sk u p ien ia się w lecz en iu na p rob lem ie o so b y w o toczen iu i rodziny w otoczeniu p rzed staw ion a jest w c y to w a n e j w y żej p ra cy O rcutta (por. przyp. 1). D. M o s t w i n . M u ltid im e n sio n a l m o d e l o f w o r k i n g w i t h t h e f a m i l y (W ie­

(6)

cie klęski. N a sesjach ro d zin ny ch i na in d y w id u aln y ch spotkaniach zdol­ ność pan a P. do o kazyw ania uczuć b y ła ograniczona. Jego gniew i w ro­ gość b y ły u k ry te za nadzw yczaj d żen telm eńsk im zachow aniem i n a d ­ m ie rn y m śm iechem .

P a n P . zgadzał się, ab y R on w w ielu w ypadk ach p rzejm ow ał jego ojcow ską rolę, poniew aż je s t dzieckiem fizycznie najsiln iejszy m i z tego w zględ u m oże być obrońcą m atk i; jednocześn ie m ówił, że chce, aby Ron szanow ał go jako ojca.

P a ń stw o P . nie d zielili ze sobą łóżka, a sto su n k i seksualne u stały w iele la t tem u , poniew aż pan P. pow iedział, że je s t „uczulony” na fi­ zyczny k o n ta k t ze sw oją żoną. N ie p rzestał utrzym yw ać rodziny, ale sam n ie robił zakupów ; pozostaw iał zarządzanie pieniędzm i w rękach p a n i P., chociaż w iedział, że robi to ona w sposób chaotyczny; k r y ty ­ kow ał przecież je j złe zarządzanie pieniędzm i.

W te j rodzinie podsystem rodzicielski nie był zdolny do życia. Nie było u zu p ełnian ia się ról. Pom iędzy rodzicam i istn iał e w id en tn y brak k o m u n ik a c ji i zgody, jeśli chodzi o dyscyplinę i w ykształcenie dzieci. O kazało się, że p an P. b y ł o d su n ięty od sy stem u rodzinnego; tk w ił w nim fizycznie z poczucia obow iązku lu b z obaw y; jego rodzicielska rola ogra­ niczała się do tego, że daw ał pieniądze.

T e rap e u ta: Z d aje się, że chcesz czegoś od ojca, Ron. O czekujesz uczu­ cia od m atki; a te ra z powiedz, co byś chciał od swego ojca? Ron: P ienięd zy. Chcę, aby zabezpieczył dla m nie pieniądze na naukę. P a n P.: D aję pieniądze [...].

Ron: O n ty lk o d latego d a je pieniądze, bo zaraz by się u niego zjaw iła FB I, g dyb y tego n ie zrobił [...].

N a jsta rsz y z dzieci Ju n io r, ze w zględu na em ocjonalne problem y i za­ żyw an ie dużej dozy środków farm aceu ty czn y ch nie b ył w łączony do in d y w id u aln e j terap ii. Ojciec tra k to w a ł go jako chore dziecko i źródło zm artw ień . J u n io r realizow ał rolę m u w yznaczoną i b ył „dobrym , po­ słuszn y m dzieckiem ”, od którego niew iele oczekiwano. Jego m atk a tr a k ­ tow ała go jako dziecko d w u letn ie, m ów iła m u, kiedy m a mówić, gdzie usiąść i rozp inała m u sw eter. Z daw ało się, że je st tra k to w a n y inaczej niż rod zeń stw o i so lidaryzow ał się z m atk ą przeciw niem u, tw orząc pod­ sy ste m m a tk a — sy n w e w n ątrz rodziny.

Je d y n a dziew czynka, w ysoka i k rze p k a 14-letnia A nna, cierpiała na egzem ę i nosiła u b ra n ie z d łu g im i rękaw am i, a b y p rzy k ry ć chorobę. B ierna, bezuczuciow a i z postaw ą „co m n ie to obchodzi” b yła odosobnio­ n a w dom u i n ie dzieliła uczuć dom ow ych. O pisyw ana przez m atkę jak o m ająca „ p a sk u d n ą ” postaw ę, a przez nauczycieli jako hałaśliw y, w rogi i d e s tru k c y jn y p rzyw ódca gangu, A n n a czuła się odrzucona przez

(7)

m atkę i w ydaw ała się sprzym ierzać z Ronem , in n y m o drzuconym dzie­ ckiem.

S tosunek ojca i córki polegał n a u n ik an iu siebie i obaw ie przed kontaktam i. Ten sam d y stans ch ara k te ry z o w a ł w zajem n y sto su n ek m atk i i córki. Je d n a k ojciec był wobec A n n y sztucznie u p rz e jm y i tra k to w a ł ją delikatnie, m atk a zaś w yrażała otw arcie sw e w»ogie uczucia i obaw ę wobec dojrzałości seksualnej A nny; p rzy pro w adziła ją n a w e t do szpitala na badania, czy je s t w ciąży; w y n ik b y ł n eg aty w n y .

Tylko najm łodsze dziecko, 12-letni Joh n , k tó ry w y g lądał n a s ta r ­ szego ze w zględu na nadw agę, id en ty fik o w ał się z ojcem , być m oże d la ­ tego że pan P. zakończył służbę w ojskow ą w k ró tce po urod zen iu się Johna i był obecny przy jego w ychow yw aniu. P a n P. d em onstrow ał uczu­ cie w stosunku do niego i w yd aw ał się być specjalnie d u m n y z tego, że Jo hn sprzedaw ał gazety, oszczędzał pieniądze, a n a w e t k u p ił sobie u b ra ­ nie. P ostępow anie Jo h n a było c h a ra k te ry sty c z n e dla dziecka ośm iole­ tniego; chłopiec był nieuw ażny, b rako w ało m u chęci do w y siłk u i nie pracow ał w szkole. Jego szkolne osiągnięcia b y ły ta k ubogie, że p o w ta­ rzał w iele klas. Był w p iątej klasie, ale jego czy tan ie (oceniane na żąda­ nie zespołu) w skazyw ało na poziom osiągany przez dziecko przed p ie r­ wszą klasą.

Rodzina P. jako system znajdow ała się na pochyłości i p rze jaw ia ła tend encję do dezintegracji. W kład i w y m ian a en ergii pozostaw ała na poziomie m inim um . In te ra k c ja ro d zin y ze społeczeństw em uzależniona była od choroby m atki. P a n i P. — osoba p o d ejrzliw a — n ie udzielała się innym . Jej in te ra k c ja z n ajb liższy m i sąsiadam i b yła k ró tk a , sp o ra ­ dyczna ; pow ierzchow na. Ze szkołą k o n tak to w a ła się p a n i P. z uw agi na niepow odzenia dzieci, a przez nau czycieli b y ła oceniana jak o w ojo­ wnicza i nieobliczalna. Ojciec nie b y ł w szkole znan y do tego stopnia, że jeden z nauczycieli na k o n fere n c ji z członkiem zespołu stw ierd ził, iż A nna i Jo h n m ają nieznanego ojca.

Tylko dw ie in sty tu c je społeczne — policja i szpital — zostały u ży te przez panią P.: pierw sza jako b ro ń przeciw ko w ojow niczości Rona, a d ru ­ ga — jako źródło zależności. Zdaw ało się, że rodzina sięga w p otrzebie raczej do bezosobowych, a u to ry ta ty w n y c h środków niż do pom ocy p rz y ­ jaciół czy krew nych.

Indy w idu alnie k ażdy członek ro d ziny dośw iadczył niepow odzeń w swej roli pozarodzinnej, o trzy m u jąc n e g a ty w n e sp rzężenie zw rotn e ze społeczeństw em . W zmocniło to jeszcze p rzek o n an ie b a d a n y ch o sw ej niezdolności do fun kcjono w an ia poza sy stem em rodzinnym .

W zorzec k om unikacji w ew n ątrz sy stem u nie był k o n tro lo w a n y przez a p a ra t k ry te riu m i dlatego n eg aty w n e sprzężenie zw rotne, k tó re po ­ w inno kontrolow ać chaotyczną organizację rodzinną, nie istniało. B ra ­

(8)

kow ało w e rb a ln e j k o m u n ik acji ■uczuć pozytyw nych, rodzice rzadko re ­ agow ali na do b re zachow anie dzieci. W ładza i a u to ry te t należały do m atk i, a w ładza fizyczna — do Rona, którego ojciec nazyw ał „złym. ja j­ kiem ro d zin y ” .

Ze w zględu n a m in im aln ą in te ra k c ję z otoczeniem om aw iany sy­ stem ro d zin n y pozostał niezróżnicow any i nie pozw alał na indyw iduali­ zację je] członków .

IN TER W EN C JA

In te rw e n c ja te ra p e u tó w ob jęła sw ym zak resem rela cje m iędzy osobą a otoczeniem i ro d zin ą a otoczeniem . D ziałanie zespołu było skierow ane jednocześnie na otoczenie bezpośrednie (rodzina) i dalsze (społeczeństwo) poprzez p lan o w anie z ro d zin ą n a stę p u jąc y c h zadań:

1. O tw orzyć k o m u n ik ację m iędzy członkam i ro dziny („Dać rodzinie szansę usiąść i p o dyskutow ać o sp ra w ac h ” — tak ie było sform ułow anie Rona).

2. Pom óc ojcu p rz y ją ć jego ojcow ską ro lę w dzieleniu odpowie­ dzialności za d y scy plin ę dzieci.

3. P o p raw ić k o m u n ik a c ję m iędzy p a rą m ałżeńską w budżetow aniu i p lan o w an iu razem dla rodziny.

4. Pom óc R onow i w p o w tó rn y m w ejściu do szkoły, podtrzym yw ać go i kiero w ać n im w s ta ra n ia c h o u zysk an ie zarobku.

5. Z achęcić A nnę do w erbaln eg o w y rażan ia sw ych uczuć. W yjaśnić je j s y tu a c ję szkolną przez n aw iązan ie k o n tak tó w ze szkolnym doradcą. P o sta ra ć się o przen iesien ie A n n y do in n ej szkoły, jeśli je j narzekania na w a ru n k i w szkole są uzasadnione.

6. Z badać tru d n o śc i szkolne Jo h n a, zorganizow ać m u lecznicze czy­ tan ie , w yjaśnić, szkolnem u d o radcy sy tu a c ję rodzinną i uzyskać jego w spółpracę.

P rz e z w ejście do sy ste m u rodzinnego zespół zabezpieczył w kład i po­ budzo n ą i p o d trz y m an ą w y m ian ę in fo rm a c ji i energii m iędzy członkam i ro d zin y i m iędzy rodziną a zespołem . W pływ czterech osób oddziaływ a­ jący ch n a rod zin ę złam ał je j szty w n ą s tr u k tu rę i w prow adził cztery now e su b sy stem y : R on i jego te ra p e u ta , A nna i je j tera p eu ta , Jo hn i jeg o te ra p e u ta , pań stw o P. i ich terap eu ci. W te n sposób rozpoczął się proces leczenia.

Z a in tereso w an ie zespołu pom yślnością rodziny, zintensyfikow anie p rzez jego spoistość, było k o m un ik o w an e n iew erb aln ie rodzinie na ty

(9)

-godniow ych sesjach. Ta zin ten sy fiko w an a energia, k tó ra w yłoniła się jako u n ik alna w łaściw ość zespołu jak o system u, w yw ołała w spółpracę rodziny i stw orzyła k lim at zaufania.

Na trz y n a ste j sesji p ani P. p rzem ów iła w im ieniu rodziny, w y ra ż a ­ jąc jednocześnie sw oje uczucia do zespołu: „Dzieci u w ażają w as za część rodziny. Możecie przychodzić i przeb y w ać z nam i — wy w szyscy i n a ­ praw dę uczyć; ja k uw ażacie” .

OCENA ZM IAN D O K O N A N Y C H PRZEZ IN TER W EN C JĘ

S esje rodzinne, połączone z w izy tam i dom ow ym i, zakończyły się, ja k planow ano, po c z te rn a sty m spotkaniu, ale sporadyczne — osobiste i te ­ lefoniczne — k o n ta k ty zostały u trz y m a n e z panem i pan ią P., z dziećm i

i ze szkołam i dzieci. ,

N astępna sesja połączona z w izytą dom ow ą (dziesięć tyg od ni p o ;o sta­ tniej sesji rodzinnej) potw ierd ziła p ew n e p o zyty w ne zm iany w rodzinie, w yw ołane przez in te rw e n cję zespołu. Sam dom w yglądał inaczej. B yły obrazy na ścianach, książki na półkach, rozłożone d y w an ik i i zasłony zawieszone w oknach sypialń. Pom im o b ra k u pieniędzy rodzina P. p ró ­ bow ała zrobić swój dom p raw d ziw y m dom em . A nna przeszła do in nej szkoły, a chociaż stopnie niew iele się popraw iły, już nie było p rob lem u z jej zachow aniem . Sam a uznała, że lu b i sw ą szkołę bardzo. R on przy , w ielkiej pom ocy opiekującego się nim p racow nika i poparciu zespołu poszedł na nowo do szkoły zaw odow ej. Uczęszczał do szkoły dość re g u ­ larnie, uczył się dobrze i m iał nadzieję pracow ać jako in s tru k to r na obo­ zach letnich.

P raw dziw ą niespodzianką b y ła p o praw a u Joh na. U m ieszczony w le ­ czniczej szkole czytania, rozw inął się jak o zdolny uczeń z obiecującym i zdolnościam i do ryso w an ia; sta ł się cdpow iedzialnym , dobrze p rzy sto so ­ w anym m łodzieńcem .

P an i P. dała tera p eu to m do zrozum ienia, że sto su n k i m iędzy dziećm i popraw iły się i że u sta ły b ija ty k i m iędzy R onem a jego m łodszym b ra ­ tem . Ona sam a chociaż b y ła b ard ziej „p o sk ład an a” i m n iej p rzestraszo na, ciągle była ro zstro jo n a ze w zględu n a m ęża, k tó ry poszedł do szpitala kilk a tygodni po ostatn iej sesji rod zin n ej, w czasie, k ied y R on zaczął chodzić do szkoły, A nna przeszła do now ej szkoły i Jo h n p o praw ił się w nauce. P a n P. został p rz y ję ty na w łasn e żądanie, a le bez w idocznych powodów m edycznych. L ek arz b a d a ją c y nie d ał żadnej diagnozy oprócz v w ysokiego ciśnienia k rw i i „ ro z stro je n ia ” . M im o że p a n P . n a rz e k a ł na

(10)

„plucie k rw ią ” kilka d n i p rzed pójściem do szpitala, nie zostało ustalone żadne źródło tego k rw aw ien ia. D w utygodniow y pobyt w szpitalu pana P. m iał finansow e ko n sek w en cje dla rodziny, gdyż nie płacono m u pod­ czas choroby.

Z m ian a w je d n y m sk ła d n ik u sy stem u pow oduje zm iany w innych składn ikach . C horoba ojca, jego w ycofanie się do szpitala i czasowe u k a ­ ra n ie ro d zin y przez „w yciągnięcie p ien ięd zy ” m ogą być uw ażane za tę zm ianę. P olepszenie u dzieci i żony w yw ołało u niego potrzebę uw agi i u zn an ia jak c osoby, a n ie ty lk o jak o do starczyciela pieniędzy.

P rz y ocenie rea liz a c ji u stalo n y ch zadań zespół b y ł zgodny co do tego, że — chociaż liczne p ro b lem y ro d zin y b y ły dalekie od rozw iązania — , n iek tó re zadan ia zostały zm odyfikow ane lu b zrealizow ane, a proces lecz­ niczy — zainicjow any.

Lepsza k o m u n ik acja w e w n ątrz rodziny, początki różnicow ania się sy ste m u rodzinnego w raz z zaczątkam i in d yw id ualizacji dzieci, p otrze­ ba w y rażan ia uczuć i u zn an ia m ogą być uw ażane za w y łaniające się po­ zy ty w n e w łaściw ości tego system u, zapoczątkow ane przez w spółdziała­ nie ro d zin y z zespołem i dzięki w łaściw ościom sam ego zespołu. Postęp w sy tu a c ji rodzinnej m oże b y ć podsum ow any następująco:

1. W początkow ym okresie in te rw e n c ji m atk a b yła ośrodkiem ro ­ dziny, ale je j k o m u n ik acja z dziećm i b y ła zakłócona. Bliższa kom uni­ k acja istn iała je d y n ie m iędzy m a tk ą a ch o rym em ocjonalnie Juniorem . Jo h n i Ron nie kom u n ikow ali się, ale istn iała ścisła więź m iędzy Ronem a A nną. In n y m i słow y, w zorzec k o m u n ik acji dzieci ze sobą m iał różno­ ro d n ą jakość. O jciec istn iał je d y n ie n a s k ra ju sy stem u rodzinnego. Jego k o m u n ikacja z podsy stem em dzieci i m a tk i b y ła przerw an a. Je d y n y kon­ ta k t ze społeczeństw em u trz y m y w a ł R on przez gru p ę sw ych przyjaciół. W kład do sy stem u rodzinnego w nosił jed y n ie ojciec poprzez d o star­ czanie pieniędzy. M atka uzyskiw ała em ocjonalne oparcie dla siebie w stały ch w ycieczkach do a m b u la to riu m szpitalnego. U kazany system m iał ten d e n c ję entropiczną.

2. Około m iesiąca po rozpoczęciu in te rw e n cji, k tó ra otw orzyła system rodzinny przez m asow y w kład en ergii i inform acji, .układ rodzinny zm ie­ nił się pod w pływ em zespołu. Ojciec m atk a zbliżyli się i zaczęli się po­ rozum iew ać ze sobą, chociaż ty lk o n a płaszczyźnie sprzeczności uczuć. John, m atk a i ojciec tak że zbliżyli się do siebie, co dało Johnow i moż­ liwość rozw oju dobrej k om u n ik acji z obojgiem rodziców. K om unikacja dzieci ze szkołą po p raw iła się, ja k ró w n ież k o m u n ik acji ojciec— dzieci. W izyty m atk i w am b u la to riu m szp italn y m sta ły się tylk o sporadyczne.

3. W dw a m iesiące po o statn iej sesji rodzinnej ojciec po leczeniu szpi­ ta ln y m w rócił do p rac y i p rzeszedł n a sw oją pierw o tn ą pozycję (przed in terw en cją), „k o n tro lu ją c ” rodzinę przez odm owę daw ania pieniędzy.

(11)

Rodzinny subsystem m atk i i dzieci p rzerw ał kom un ikację z ojcem , ale dobra kom unikacja rozw inęła się m iędzy trzem a braćm i i m atk ą, a ‘ko­ m unikacja m iędzy m atk ą i córką popraw iła się. S ystem rod zinny u trz y ­ m ał w ym ianę energii i info rm acji z otoczeniem przez szkoły m łodszych dzieci, szkołę Rona, poszukiw anie z a tru d n ien ia przez m atk ę i Rona przez sporadyczne k o n tak ty z zespołem. K ażde z dzieci zaczęło w spółoddziały- wać w system ie społecznym jako niezależna jednostka. In te rw e n c ja zes­ połu w płynęła na zróżnicow anie się system u rodzinnego i na in d y w id u ­ alizację członków rodziny.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jakie relacje utrwalą się, jest uzależnione od tego, jaką pozycję w rodzinie zajmował chory, jakie będą teraz ograniczenia funkcjonowania rodziny, czy pogorszy się

Materiał edukacyjny wytworzony w ramach projektu „Scholaris – portal wiedzy dla nauczycieli"1. współfinansowanego przez Unię Europejską w ramach Europejskiego

Charakteryzuje się znacznie podwyższonym stężeniem cholesterolu frakcji LDL, występowaniem żółtaków ścięgien oraz wysokim ryzykiem przedwczesnego rozwoju choroby

Marka Rymszy i Grażyny Romańczuk-Woronieckiej, którzy bardzo celnie wskazali co Ich uwiodło w lekturze nagrodzonej pracy; przy czym z jednej strony uwaga PT Publiczności

Rzecz Radziwiłłówien oparta jest o prosty schemat fabularny wielu baśni i posługuje się kilku motywami wędro- wnymi, jak rozmowa królowej ze zwier-.. ciadłem, oczywiście w

I z kolei on kiedyś zaniósł Tytusowi Wilskiemu, który prowadził kabaret „Czart” występujący w kawiarni „Czarcia Łapa”, moje teksty, oświadczając: „Masz

Staje się ona dziś nie tylko przywi- lejem, a także ważnym elementem profesjonalizacji działań służb pomocy społecznej zajmujących się rodziną, między innymi

Natomiast w przypadku tranzycji natychmiastowych wiemy, że prawdopodobieństwo odpa- lenia będzie takie samo jak poprzednio, z tym że odbędzie się to w czasie zerowym, a więc