nienia, wypełniające lukę w rodzim ej literaturze filozoficznej. Nauka w obec religii je st pozycją pom ocną, pouczającą i tw órczą dla czytelnika, którem u nie są obojętne m etodologiczne i praktyczne problem y zw iązane z badaniem i rozum ieniem religii.
Paw eł M azanka CSSR
R yszard F e n i g s e n, E u ta n a z ja . Ś m ie r ć z w y b o r u? , P oznań: W y d a w n ic tw o „W d ro d z e” 1993, ss. 150.
K siążka pt. Eutanazja. Śm ierć z w yboru?, napisana przez polskiego kardiologa z H olandii R yszarda Fenigsena, je st w szechstronnym opisem szerzącego się w św ię cie Zachodu, zw łaszcza w H olandii, zjaw iska eutanazji.
Autor zw raca uwagę na przyczyny i tragiczne skutki tego zjaw iska oraz dokonuje jego gruntow nej analizy filozoficznej, a na jej podstaw ie w yprow adza w iele trafnych wniosków, niekiedy m ających charakter prew idystyczny, bo sięgający przyszłości. Tow arzyszy temu jasny styl w ypow iedzi, logiczny i przejrzysty tok rozum ow ania, ciekawe przykłady oraz rozm ach kom paratystyczny.
R. Fenigsen zdaje sobie doskonale sprawę z rangi sporu o eutanazję, je s t do k ład ny i obiektyw ny. Często korzysta z logicznej i m erytorycznej analizy pojęć i „argu m entów ” , na które pow ołują się zw olennicy eutanazji.
Na 150 stronach publikacji, opartej na bogatej, liczącej 203 pozycje, literaturze podejm uje wiele zagadnień zw iązanych z eutanazją, które grupuje w sześciu ro zd zia łach poprzedzonych przedm ow ą do polskiego w ydania.
Rozdział I (najobszerniejszy), dotyczący tzw. m entalności tajgetejskiej, zaw iera - oprócz opisu tkw iącej u jej podstaw filozofii i w ynikającej z niej argum entacji z jej konsekw encjam i praktycznym i - także interesujące pytania, na które A utor udziela w yczerpujących odpow iedzi, np. Czy pom oc lekarska je st czym ś odm iennym od innych form pom ocy? Czy w olno odm ów ić pom ocy człow iekow i w niebezpieczeń stwie? Czy m edycyna tajgetejska daje się pogodzić z należytym w ykonyw aniem zawodu lekarskiego? Czy m entalność tajgetejska je st głów nym nurtem naszej cy w ili zacji? Co dzieje się w um yśle lekarza socjaldarw inisty?
Przez m entalność tajgetejską (nazw a pochodzi od w zgórz T ajgetos, na których Spartanie pozostaw iali skazane nakazem rządow ym na śm ierć głodow ą chore, kalekie i ułomne niem ow lęta) A utor rozum ie „św iatopogląd, w edług którego społeczeństw o pow inno się uw olnić od słabych i bezużytecznych jed n o stek ” (s. 38). R. F enigsen dokonuje oceny postępow ania w ynikającego z tej m entalności, a godzącego głów nie w ludzi ciężko chorych, starych, upośledzonych um ysłow o i sam otnych oraz w dzieci w ykazujące różne wady genetyczne i now orodki z uszkodzeniam i spow odow anym i urazem okołoporodow ym .
Do negatyw nej oceny praktyk tajgetejskich posłużyły mu w artości i norm y ety cz ne pow szechnie w naszej cyw ilizacji akceptow ane, jak rów nież badania porów naw cze
tych praktyk z praw em cyw ilnym i karnym , Europejskim T raktatem w O bronie C zło w ieka i Podstaw ow ych W olności, z przysięgą lekarską, M iędzynarodow ym Kodeksem Etyki L ekarskiej, ety k ą b ib lijn ą i poglądam i etycznym i I. Kanta. W ykazał on błędne rozum ow ania oparte na nieprecyzyjnych pojęciach, którym i posługuje się filozofia tajgetejska, np. uśm iercanie człow ieka dla jego szczęścia i w im ię jego interesu (elim inacji cierpienia), pojęcia „nadzw yczajnych” i „heroicznych” środków pomocy, „jakości ży cia” (jako kryterium oceny jego w artości). W skazał, że w ym ienione poję cia i h asła są pozbaw ione w artości tak intelektualnych, jak i m oralnych, z którymi w chodzą w ja w n ą sprzeczność.
P sychologicznym źródłem postaw y tajgetejskiej i św iatopoglądu socjaldarw inis- tycznego je s t - zdaniem Fenigsena - w łaściw a człow iekow i tendencja do podw yższa nia w łasnej w artości d rogą „zdom inow ania, dyskrym inacji, zdew aluow ania i wreszcie w ytępienia innych ludzi: słabszych i odm iennych. [...] Praw o, w ychow anie, nowy system pojęć p rzeciw działają dyskrym inacji i wytępieniu m niejszości rasowych. P ow strzym yw anie w innych dziedzinach, dążenie do dyskrym inacji, dewaluacji, eksterm inacji innych zw raca się dziś z dużą siłą przeciw ko osobnikom słabszym b io logicznie” (s. 40).
C zynnikiem sprzyjającym szerzeniu się tego zjaw iska jest niew iedza społe czeństw a i jeg o podatność na m anipulacje. Zażegnanie zła pow odow anego eutanazją je st m ożliw e d rogą pełnego uśw iadom ienia społecznego.
R ozdział II A utor pośw ięca kryptanazji, czyli „potajem nem u uśm iercaniu chorych, starych lub kalekich ludzi w brew ich w oli i bez ich w iedzy” (s. 41). Będąc m order stw em , kryptanazja je st ukryw ana z obaw y przed reakcją otoczenia wierzącego w szlachetne intencje lekarzy, którym nie zaw sze bardziej zależy na doskonałości m oralnej i uczciw ym spełnianiu obow iązków aniżeli na dobrej opinii, będącej ele m entem reklam y. A utor ujaw nia praw dziw e pobudki kryptanastów oraz ich niskie m orale. Podaje w iele przykładów niedobrow olnej eutanazji dorosłych i dzieci oraz wyniki badań socjologicznych nad tym zjaw iskiem . K ryptaniści - lekarze i pielęg niarki - nie m ają zdolności em patii, nie znają w yrzutów sum ienia, nie posiadają zinterioryzow anych w artości m oralnych (cnót) i nie odczuw ają potrzeby poświęcenia. Pacjentów traktują przedm iotow o i instrum entalnie, a naw et w rogo, gotowi dobijać tych spośród nich, którzy spraw iają najw ięcej trudności i w ym agają dużej cierpliw o ści. K ryptanasta nie kieruje się żadnym i w zględam i duchow ym i, a nierzadko w ykazu je ignorancję w rozpoznaniu i postępow aniu lekarskim , dbając jednak o to, aby uciążliw i pacjenci um ierali łagodnie i bezboleśnie. K ierują nim szaleńcze i niebez pieczne dla ludzkości idee: zaoszczędzenie kosztów społecznych i elim inacja nieuży tecznych jednostek, skłaniające do zbrodni, jakie pow inny trafiać do prokuratora.
W om aw ianym rozdziale podane zostały dane liczbow e dotyczące kryptanazji w H olandii. W jednym tylko roku (1990) zm arło tam na skutek aktyw nej niedobro wolnej eutanazji 5941 osób. C zynnikiem sprzyjającym kryptanazji było duże poparcie eutanazji przez społeczeństw o holenderskie (77% badanych).
U praw ianie eutanazji niedobrow olnej je st łatw iejsze niż praktykow anie eutanazji dobrow olnej, poniew aż uw alnia lekarza od obciążeń em ocjonalnych i przykrości doznaw anych w trakcie rozm ow y z pacjentem , a osiąga ten sam „dobroczynny” cel, tzn. elim inuje cierpienia unicestw iając cierpiącego. A utor w ykazuje także wspólne
obu odm ianom eutanazji podstaw y: traktow ana je st ona jak o dobrodziejstw o zarów no dla tych, którzy o nią proszą, jak też i dla tych, którzy sami nie są w stanie tego uczynić. Za najw ażniejszą przyczynę szerzenia się eutanazji w św iecie uw aża on popularyzację ideologii ruchu proetanastycznego tak w jeg o odm ianie w o l n o ś c i o w e j , liberalnej, w alczącej z bezw zględnym i zakazam i istniejącym i w patern a listycznym społeczeństw ie, jak też w odm ianie e k s t e r m i n a c y j n e j , aktywnie uczestniczącej w zabijaniu „now orodków z w adam i genetycznym i, kalekich dzieci, osób upośledzonych um ysłow o czyli psychicznie chorych” (s. 51) w im ię zdrowej i szczęśliw ej ludzkości.
Rozdział kończą rejestry ruchów proeutanazyjnych, w raz z nazw iskam i ich inicja torów, w USA, N iem czech, Francji i W ielkiej B rytanii.
Rozdział III, pt. ..Noworodki podlegają eu tan azji”, zaw iera argum entację eutanas- tów służącą do skłaniania rodziców dzieci z w adam i genetycznym i i rozw ojow ym i do podjęcia decyzji o ich uśm iercaniu.
Eutanaści (1) używ ają w szelkich pseudoargum entów , naw et skierow anych prze ciwko m edycynie, (2) jednostronnie i negatyw nie ocen iają interw encje lekarskie jak o często bezsensow ne, pow odujące ciężkie okaleczenia i niehum anitarne; (3) k o rzy stają ze zwrotów językow ych sugerujących niepełne człow ieczeństw o poszkodow anych noworodków („ciężko zniekształconych”, „niedokończonych” , „zupełnie zdefor m ow anych”, „bezw artościow ych” i „n iezdatnych”, a przez to skazanych na eg zy s tencję nieszczęśliw ą i „szczególnie prym ityw ną” , pozbaw ioną „w szelkiego sensu”) oraz (4) w yw ołują u rozm ów ców negatyw ne stany em ocjonalne i w yobrażenia dzieci- -potworków. W szystko to czynią w jednym celu: aby uzyskać zgodę na odm ow ę leczenia owych „dzieci-potw orków ” , a w rezultacie przyzw olenie na ich ek ster m inację.
Zdaniem A utora postępow anie eutanastów je st zdecydow anie niem oralne, gdyż nakłania rodziców do uczestnictw a w zabójstw ie ich w łasnych bezbronnych dzieci, które gdy dorosną, potrafią cieszyć się życiem i aktyw nie w nim uczestniczyć.
R. Fenigsen, polem izując ze zw olennikam i eutanazji, podaje konkretne rzeczow e argum enty. Przypom ina, że np. „dzieci z uszkodzeniam i spow odow anym i przez tali- domid [...] studiują, zakładają własne rodziny, [...] i tw ierdzą, że m ają takie sam o prawo do życia, jak w szyscy inni” ; „dzieci z ciężkim zespołem spastycznym w skutek urazu okołoporodow ego zdobyw ają nagrody literackie” , a „dzieci z zespołem D ow na ujaw niają świetny talent aktorski” (s. 56). Prezentow ane przez eutanastów su b iek tywne rozum ienie w artości życia, podobnie ja k postulow any przez nich relatyw izm etyczny, to tylko środki, będące pseudoracjonalnym i i pseudom oralnym i argum entam i na rzecz legalnego m orderstwa. Z historycznego punktu w idzenia nie są one czym ś nowym, tkwiły np. w głów nych założeniach hitlerow skiej polityki rasow ej.
W rozdziale IV om aw iana je st eutanazja dobrow olna, czyli na prośbę chorego. Autor ujaw nia w nim istotne, konform istyczne, utylitarne i hedonistyczne przyczyny przew artościow ania wartości życia przez lekarzy tajgetejskich. D okonują oni „unow o cześnienia” norm broniących życia ludzkiego poprzez zaw ężanie ich zakresu do obrony istnienia osób m łodych, zdrow ych, pożytecznych społecznie, dobrze sytuow a nych i um iejących korzystać z uroków cyw ilizacji technicznej. Ci m ają szczególne prawo do egzystencji i jej ochrony. N atom iast starzy i chorzy (cieleśnie, duchow o
i społecznie) m ają - zdaniem eutanasty - tylko (w przypadku w yboru śm ierci przed życiem ) praw o do łagodnej agonii.
W św ietle takiego, zresztą nieuzasadnionego naukow o, podziału m ożna by - kon sekw entnie postępując - zaliczyć do tej drugiej grupy także w szystkich ciężko cho rych m oralnie, a w ięc zabójców i m orderców , w tym - samych eutanastów . Żadne ze schorzeń organicznych nie prow adzi - jak sądzę - do tak w ielkich tragedii i nie szczęść społecznych, do jakich w iodą schorzenia m oralne i intelektualne. Również terapia je st niew spółm iernie trudniejsza, w ym agająca w iększych wysiłków i nakładów finansow ych na odpow iednią edukację lub reedukację, a rokow anie je st niepewne.
Skrupulatnie analizując argum entację eutanastów , A utor książki wytyka im wiele błędów , nieścisłości i niekonsekw encji. Na przykład: w imię w olności podw ażają oni jedne w artości (nietykalność życia), pozostaw iając inne (w łasność pryw atna). Poza tym przypom inają o obow iązku społecznego rozstrzygania pow ażnych problem ów ludzkości - celu uśw ięcającego w szelkie środki. Jeśli interes danego społeczeństw a w ym aga rozw iązania niem oralnego, naruszającego w artości i zasady, w ów czas uw aża ją , że należy je zastąpić now ym i w artościam i i norm am i odpow iednio uzasadnionym i, praw nie zalegalizow anym i i rozpow szechnionym i przez środki m asow ego przekazu. O czyw iście nie w szystkie problem y są - jak tw ierdzi A utor - rozstrzygalne, jak chociażby „tragiczny i bez ro zw iązania” los skazanego na cierpienia i śm ierć czło w ieka. W takich przypadkach rozw iązania m ogą być tylko pozorne. Przykładem jest eutanazja.
Jeśli w zakładach dla ludzi starych i przew lekle chorych dochodzi nagm innie do szerzenia się depresji, to zam iast uśm iercać cierpiących, należy zlikw idow ać lub przekształcić te instytucje, a jednostkom , które nie potrafią się w nich dobrze czuć, trzeba um ożliw ić pow rót do sw oich dom ów i rodzin, zapew niając w łaściw ą opiekę, ulgi podatkow e itp.
Innym argum entem eutanastów je st m ożliw ość tortur i cierpień spowodowanych przedłużaniem życia za pom ocą now oczesnej aparatury. K ontrargum entem jest jednak je j spraw dzenie się w praktyce klinicznej, tzn. uzyskiw anie niejednokrotnie stanu popraw y zdrow ia. P oza tym eutanazji dokonują głów nie lekarze rodzinni na chorych leczonych w dom u m etodam i tradycyjnym i, gdzie nie ma żadnych specjalnych urzą dzeń technicznych podtrzym ujących życie.
E utanaści, posługując się pojęciem „śm ierci godnej” (z ręki lekarza lub własnej), m ają w pogardzie śm ierć zadaną przez naturę jako „śm ierć niegodną”. Tym samym ubliżają całej zm arłej w sposób naturalny ludzkości.
O dm aw iają cierpieniu sensu na tej tylko podstaw ie, że go sami nie dostrzegają lub nie c h cą dostrzegać (np. z racji biologicznych, filozoficznych lub teologicznych) ze w zględu na swój utylitarny punkt widzenia. W artość życia jest tu traktow ana w zględnie, natom iast w artość legalnego unicestw iania - bezw zględnie. Ich argum ent 0 „bezsensow ności c ierp ien ia” pełni tylko funkcję instrum entalną: sens ma zabójstw o 1 to, co jem u służy (sam ten argum ent), bo je st pożyteczne (jedno i drugie). Autor przypom ina, że naw et w cierpieniach bardzo dotkliw ych może skutecznie pomóc m edycyna paliatyw na, uśm ierzająca bóle, oraz pełna pośw ięceń opieka. M otywowanie działań eutanastycznych cierpieniam i je st bezzasadne.
Pacjentow i potrzebny je st nie tyle naukow y kontakt z lekarzem ja k o „bezstronnym ekspertem ”, co duchow y kontakt z „człow iekiem niosącym pom oc (i p o ciech ę)” (s. 70). N adzieja może w pływ ać pozytyw nie na popraw ę stanu zdrow ia pacjenta. Będąc pozytyw nym elem entem nastaw ienia do życia, działa aktyw izująco na wolę i poszukiw ania sensu istnienia m im o choroby; dzięki temu spełnia funkcję p sychicz nego czynnika terapeutycznego. O debranie pacjentow i nadziei może rów nać się o de braniu mu poczucia sensu życia, co może z kolei skłonić go do w yrażenia zgody na eutanazję.
Gdy pacjent pyta lekarza o to, jak długo może jeszcze żyć ze sw oją chorobą, to popraw na, a zarazem nie niszcząca nadziei odpow iedź pow inna - zdaniem F enigsena - brzm ieć np. tak: „Skądże m ogę to w iedzieć? N ie w iem rów nież, co się ze m ną dziś w ieczorem stanie; starajm y się wszyscy żyć jak najdłużej” (s. 71).
A utor książki proponuje trzy proste reguły rozm ow y dobrego lekarza z pacjen tami, przypom inając, że zabieranie nadziei, niszczenie w oli życia, odw agi i skłanianie do rezygnacji (np. przez podaw anie tzw. obiektyw nej praw dy o przebiegu choroby i złym rokow aniu) jest zadaw aniem nikczem nej m oralnie duchow ej tortury.
Zadaniem eutanastów je st doprow adzenie ciężko chorych ludzi do rozpaczy, aby łatwiej uzyskać ich przyzw olenie na śm ierć. Ale przecież uśm iercanie nie je st tu podyktow ane koniecznością! Tam , gdzie konieczność, tam nie m a m ożliw ości w ybo ru. Podejm ow anie decyzji m oże mieć m iejsce tylko w w arunkach w olności. „Kto posługuje się tw ierdzeniem , że pozostaw ienie człow ieka przy życiu je st decyzją, kto stosuje ten argum ent, aby uzasadnić zabijanie, popełnia ten sam błąd logiczny, błędne koło, jaki ju ż spotkaliśm y we w szystkich rozum ow aniach eutanastów ” (s. 74). Ich argum enty zaw ierają w iele błędów logicznych, a zw łaszcza circulus in probando. W rzeczyw istości chodzi im nie o popraw ność rozum ow ania, ale o efekty praktyczne. Eutanazja nie jest więc ani koniecznością, ani działaniem pod przym usem . Z punktu w idzenia absolutyzm u m oralnego nie wolno z niej korzystać ani w imię w olności jako form y w yrażania się życia (tym bardziej odryw ając ją od niego i staw iając ponad), ani w im ię czegokolw iek. Praw o do sam ostanow ienia - ja k o w arunek w ol ności i podejm ow ania decyzji - nie odnosi się bow iem do konieczności, ja k ą jest śmierć: kto um iera, ten praw o to traci. Poza tym praw o to m oże być tylko uzasad nieniem wyborów w ramach życia. M a mu służyć. Praw o do utraty praw a do życia jest więc obiektyw nie bezsensow ne, a m oralnie je st najw iększym złem . Słusznie zatem A utor pisze: „N ikt nie je st wolny odebrać życia drugiem u, ale też ograniczona być m usi w olność tego, kto chce położyć kres w łasnem u życiu. W chorobach p sy chicznych, które stw arzają niebezpieczeństw o sam obójstw a, uzasadnione je st przym u sowe um ieszczenie w szpitalu. [...] Tradycyjnego poglądu na w artość życia nie m oż na zatem logicznie uzasadnić. M ożna jednak logiczną analizą w ykazać błędy m yśle nia w postaw ie przeciw nej” (s. 76). Stojąc na stanow isku absolutyzm u nie mam y m oralnego prawa do dysponow ania jakąkolw iek (w tym w łasną) osobą, jej życiem i sum ieniem : kto prosi o śm ierć, ten nie ma praw a czynić siebie ani kogokolw iek zabójcą; nie ma też praw a w ym uszać na społeczeństw ie w yrzeczenia się zasady nietykalności ludzkiego życia, niszcząc „barierę chroniącą życie w szystkich lu d zi” (s. 78). Zadaniem praw a pow inna być zaw sze obrona w artości życia, a nie obrona śmierci.
Ruch eutanastyczny - jak w skazują liczby zam ordow anych w wyniku eutanazji - „sam praw a do sam ostanow ienia nie uznaje” (s. 78), chociaż zarazem o to prawo w alczy, poniew aż chodzi mu o śm ierć, a nie o życie.
Z daniem R. Fenigsena prośba pacjenta o śm ierć absolutnie nie pow inna być uw zględniana, chociażby dlatego, że pacjent nie musi w pełni rozum ieć treści swego żądania (s. 80). W rzeczyw istości może mu chodzić o szybką i skuteczną pomoc, której nie w olno ignorow ać ani błędnie interpretow ać. Bywa, że prośba o uśm iercenie je st w ynikiem brutalnego nacisku psychicznego, prow adzącego do rozpaczy, bezsen
su, głębokiej depresji, a naw et psychozy reaktyw nej. Jest więc objaw em sprow oko w anego zaburzenia psychicznego, a nie racjonalnym , przem yślanym aktem woli i w łasnej decyzji. C złow ieka nie w olno zabijać ani w jego w łasnym interesie, ani kogokolw iek czy czegokolw iek!
Innym istotnym problem em om aw ianego rozdziału je st spraw a k o m i s j i e u t a n a z y j n y c h , których narady m ają poprzedzać każde uśm iercanie. Autor przew iduje, że w przyszłości te kom isje, „które się ostoją, składać się będą w yłącz nie ze zw olenników eutanazji” (s. 93). Poniew aż nie istnieje sum ienie zbiorowe, a tylko sum ienie jednostkow e, posiedzenia więc owych kom isji dla rozstrzygania kw estii sum ienia byłyby bezzasadne i bezsensow ne. Praw dziw ym zadaniem komisji jest zdjęcie z poszczególnych lekarzy m oralnej i praw nej odpow iedzialności za zabój stw o chorego. O dpow iedzialność grupow a - stw ierdza Fenigsen - to tyle, co niczyja. Z ebranie kom isji m ające na celu działanie sprzeczne z broniącym życia prawem w inno być nazyw ane spiskiem lub zm ow ą, tj. aktam i służącym i redukcji osobistej odpow iedzialności lekarzy za ich decyzje i dokonania. Pow szechnie w iadom o, że „podejm ow ane z góry uzgodnienia spraw iają też, że nikt już za nic nie jest odpow ie d zialny, sam czyn rozpływ a się i znika” (s. 95). Przykładow o: w H olandii decydow a nie o eutanazji „przestało być uw ażane za spraw ę sum ienia, je st to spraw a służbowa i załatw ia się j ą w trybie urzędow ym ” (s. 96). D la pozbaw ionych ham ulców psy chicznych eutanastów -praktyków człow iek z jeg o problem am i został sprow adzony do p rzedm iotu, a zabójstw o przestało być problem em m oralnym i praw nym , stając się tylko k w estią techniczną i adm inistracyjną. D ow odzą tego interdyscyplinarne dyskus je pośw ięcone eutanazji.
R ozdział kończą: (1) przedstaw ienie psychologicznego portretu eutanasty („dobro czynnego zabójcy” , sadysty i psychopaty pozbaw ionego hum anitarnych uczuć oraz zdolności do em patii, bezlitosnego i nikczem nego); (2) uzasadnienie tw ierdzenia, że „u podstaw kryzysu w spółczesnego człow ieka leży zanik poczucia sacrum ” (s. 102) na rzecz poszerzającego się profanum . Przez pojęcie „sacrum ” rozum ie się tu to, co bez uzasadnień je st św ięte, nietykalne (zw łaszcza życie), natom iast przez pojęcie „profanum ” - to, czym człow iek może zaw ładnąć. Chcąc zdobyć w szechśw iat, by nim zaw ładnąć, człow iek uczynił z sam ego siebie użytkow y produkt.
R ozdział V nosi tytuł „E utanazja a m edycyna”. Eutanazja - mówi A utor - nie je st tylko prostym rozszerzeniem zakresu postępow ania m edycznego, lecz jest zupeł
nym zaprzeczeniem celów i system u w artości zawodu lekarskiego. W jej świetle podstaw ow e cechy lekarza i jego um iejętności zupełnie tracą sens. Nawet „myśl o eutanazji prow adzi do zaniechania terapii lub niesłusznego je j ograniczania” (s. 105), zm ienia obraz zadań m edycyny, podw aża jej celow ość i narusza popraw ną
relację między lekarzem a pacjentem (zw iększa uzasadnione obaw y ciężko chorego przed potencjalnym zabójcą).
Eutanazja - przew iduje Fenigsen - może udarem nić zażegnanie istniejącego obecnie kryzysu m edycyny, spow odow anego trudnościam i opanow ania w niej „ in wazji nauk podstaw ow ych i techniki, nieum iejętnością podporządkow ania ich w kładu ludzkim celom m edycyny” (s. 109).
Aby eutanazja nie uśm ierciła samej m edycyny, konieczny jest naw rót do m edy cyny klinicznej, personalnej i hum anitarnej, w której dom inuje osobisty w kład leka rza, jego wiedza, sum ienie i pośw ięcenie. Z daniem A utora nauka pow inna być n arzę dziem m edycyny, ta zaś bardziej sztuką niż nauką (opierając się w yłącznie na sam ym system ie w artości nauk ścisłych nie da się udow odnić „nieskończonej w artości” ludzkiego życia, gdyż byłby to postulat pozanaukow y). Poza tym eu tanazja może sprzyjać w iększem u w yręczaniu liczącej 2500 lat m edycyny oficjalnej przez tzw. medycynę alternatyw ną, co groziłoby nieodw racalnym i następstw am i dla całej cy w ili zacji ludzkiej.
W rozdziale VI i najkrótszym (4 strony) autor przedstaw ia groźną w izję zm ienio nego, zniekształconego m oralnie społeczeństw a, akceptującego eutanazję jak o udos konaloną formę um ierania oraz popierającego w ładzę dążącą do jej zalegalizow ania. Eutanazja, jakkolw iek jeszcze nie zalegalizow ana form alnie, je st ju ż „praw nie uznana” i „w łączona do pakietu usług św iadczonych przez służbę zdrow ia, je st już rutynowym zadaniem zakładów leczniczych, w szędzie oferow ana konsum entow i”; „została zinstytucjonalizow ana, w ięcej; stała się w ażną instytucją społeczną” (s. 117). Pozw ala człow iekow i „zniknąć”, gdy tylko on sam tego zechce lub gdy tego zechcą inni. Potw ierdzona przez H olenderską K om isję R ządow ą bezkarność eutanazji doko nywanej sam owolnie przez lekarzy oznacza, że faktycznie praw na ochrona osoby została w H olandii uchylona.
Nie licząc na ochronę praw a, niektóre grupy ludności, św iadom e realnie istnieją cych zagrożeń (starzy, chorzy, zależni), łączą się w grupy i organizacje um oż liw iające protest społeczny i publiczne uspraw iedliw ienie sw ojej egzystencji.
„Już teraz - stw ierdza R. F enigsen - upraw iana eutanazja now orodków z w adam i rozwojowym i oznacza, że lekarze działający przecież pod nadzorem Inspektoratu Zdrow ia, czyli władz państw ow ych, jednym now o narodzonym obyw atelom w ydają pozwolenie na życie, innych zaś uśm iercają. Aby istnieć, człow iek m usi uzyskać pozw olenie od władzy; obala to i odw raca dem okratyczną zasadę, że w ładza, aby istnieć, musi być zaakceptow ana przez obyw ateli” (s. 119). Z tego w ynika, że e u ta nazja sprzeciw ia się dem okracji! W prow adzenie przym usow ej eutanazji osób upośle dzonych i um ysłowo chorych oraz ograniczanie długości życia (np. przez odm ow ę św iadczeń m edycznych osobom , które przekroczyły w yznaczony lim it w ieku) je st - zdaniem A utora - bardzo praw dopodobne, chociaż w ym agające głębokich zm ian istniejącego na Zachodzie system u politycznego.
W uwagach końcow ych R. Fenigsen przypom ina, że eutanazja jest jedynie p ozor nym rozw iązaniem problem u nieuchronnej śm ierci człow ieka, rozw iązaniem okrutnym i karygodnym : „Ludzką śm ierć, k tórą w szyscy um rzeć m usim y, zastępuje się je d y nym nieludzkim rodzajem śmierci: uśm ierceniem przez bliźnich” (s. 120). A kceptacja eutanazji m usiałaby wykluczyć z ludzkiej m oralności cały tradycyjny system w artości
w raz z ideą nietykalności i św iętości ludzkiego życia oraz z naczelnym hasłem m iło ści bliźniego; m usiałaby zniszczyć ludzką w iarę, nadzieję i m iłość, w ykluczyć natu ralne praw o do w olności, spraw iedliw ości i sam oobrony.
S połeczeństw o eutanazji byłoby pozbaw ionym ham ulców sum ienia, em patii i ja kichkolw iek hum anitarnych uczuć społeczeństw em egoistów , hedonistów i dobro czynnych m orderców .
W yprow adzony przez A utora książki ostateczny w niosek je st zdecydow anie pesy m istyczny: społeczeństw o potrafi w spółżyć z zabójcam i krym inalnym i, ale „nie wie, jak w spółżyć z w ielotysięczną arm ią zabójców dobroczynnych. Nie istnieją przeciw tem u żadne społeczne m echanizm y obronne. D em okracja [...] przed tym niebezpie czeństw em nas nie uchroni: dem okracja przestanie istnieć. Nie ma dem okracji tam, gdzie w szyscy m ają praw o głosow ać, ale nie w szyscy m ają praw o żyć” (s. 121).
K siążkę kończy „A neks” , który zaw iera: (1) Spraw ozdanie H olenderskiej Komisji Rządowej w spraw ie eutanazji (z 1991 r.); (2) Fragm ent przem ów ienia Autora z 1990 r. pt. E konom ia a eutanazja', (3) Fragm ent przem ów ienia pt. Eutanazja dzieci', (4) Fragm ent artykułu pt. D laczego H olandia? (5) Przem ów ienie z 1991 r. pt. Czy będzie eutanazja w Stanach Z jednoczonych.
K siążkę R. F enigsena m ożna traktow ać jak o przejrzysty i w szechstronny wykład 0 eutanazji, a zarazem jak o potężny głos przestrogi udzielanej w spółczesnej cyw ili zacji przed jej legalizacją. A utor w ychodzi z założenia, że jeśli ktoś zna błędy, jeszcze m oże się przed nim i ustrzec. A eutanazja niew ątpliw ie byłaby błędem ludz kości, gdyż je st „najstraszniejszym czynem , jak i człow iek może popełnić na tej Ziem i, i najgorszym złem, jakie w yrządzić potrafi sobie sam em u, swym pomocnikom 1 w szystkim nie sprzeciw iającym się naocznym św iadkom ” (s. 100).
D zieło polskiego filozofa m edycyny pow inni znać nie tylko studenci m edycyny, praktykujący lekarze i filozofow ie, ale rów nież w szyscy ci, którym nieobojętny jest los cierpiącego człow ieka, jeg o w ołanie o pom oc oraz niegodzący w godność ludz kiego życia rodzaj udzielanej pom ocy. M oże ono skłonić uw ażnych czytelników do w niosku, że zagrożenie eutanazją, ow ym najbardziej niebezpiecznym dla ludzkości program em zabójstw a, w ynika z coraz pow szechniejszej akceptacji relatyw izm u m oralnego przez lekarzy i społeczeństw o. Spór o eutanazję to spór m iędzy absolutyz mem uznającym transcendentny w ym iar ludzkiego życia w Bogu a niedostrzegającym go relatyw izm em .