• Nie Znaleziono Wyników

Przepis na meloromans

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Przepis na meloromans"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

Maria Grzędzielska

Przepis na meloromans

Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska. Sectio F, Humaniora 32, 135-147

(2)

U N I V E R S I T A T I S M A R I A E C U R I E - S K Ł O D O W S К A L U B L I N — P O L O N I A

VOL. X X X II, 8 SECTIO F 1977

I n s t y t u t F il o lo g ii P o l s k i e j -W y d z i a ł u H u m a n i s t y c z n e g o U M C S

M a r i a G R Z Ę D Z I E L S K A

P rzepis na m elorom ans 1

Р ец еп т на мелороман La rec e tte pour un m élorom an

P roponow any w ty tu le term in jest pew nego rodzaju skrótem , k tó ry m a objąć powieści podobne do m elodram atów . Józef Bachórz używ a o k re­ ślenia „powieść taje m n ic ”, lecz w om aw ianej odm ianie rom ansu m ożna spostrzec jeszcze inn e cechy. B rak tu np. osobliwej form y n a rra c y jn e j, lecz istn ieje szczególna k o n stru k c ja kreow anego św iata. Polski m elorom ans zrodził się w k ręg u recep cji Eugeniusza S ue i dlatego zajm iem y się Józefem Sym eonem Boguckim, którego K le m e n ty n a (1846) w prow adza pew nego ro d zaju „tajem nice W arszaw y”, a R odin naw iązuje bezpośrednio do Żyd a w iecznego tułacza.2

A kcja pierw szej z ty ch powieści rozpoczyna się od tego, że uw iedziona przez B ru no n a K rem ontow skiego K lem en ty n a B rańska m a nieślubną córkę. A ntecedencje tej w yjściow ej sy tuacji stanow ią zaw iły ciąg zda­ rzeń. Oto h r. Tyszowiecki m iał z żoną F rancu zką (à la M m e Vauban) syna A rtu ra , ale po rozw odzie opuścił z nim W arszaw ę. G dy zm arł w podróży, nieuczciw y opiekun zagarnąw szy pieniądze i p ap iery po nieboszczyku m alca porzucił na p lebanii w K rem ontów ku, którego dziedzic, ojciec trzech córek (!), usynow ił p o drzu tk a i dał m u na imię B runon. O piekun śm

iertel-1 O k reślen ie w z ię te z ty tu łu rep rezen tacyjn ej p o w ieści E ugeniusza Sue: T a ­ je m n ic e P a r y ż a (L es M y s tè re s d e P a ris, 1844). Por. J. B a c h ó r z : P o lsk a p o w ie ść ta je m n ic w p ie r w s z y m ć w ie r ć w ie c z u j e j is tn ie n ia [w:] F o rm y lite r a tu r y p o p u la rn ej. S tu d ia pod red ak cją A. O k o p ień -S ła w iń sk iej, W rocław 1973, s. 115— 135.

2 J. S. B o g u c k i (1816— 1855): K le m e n ty n a , c z y li ż y c ie s ie r o ty , t. I—VI, W ar­ szaw a 1845— 1846. R odin , c z y li du ch na d ro d z e p o k u ty . R om an s a le g o r y c zn y , t. I— VIII, W arszaw a 1846. K a p ita liś c i, t. I— IV, W arszaw a br. (1851), w yd . nast. 1852, stąd cytat.

(3)

nie ra n n y w pojedy nk u pow ierzył pieniądze i p ap iery pułkow nikow i w ojsk au striackich B rańskiem u, ten zaś, poszukując w W arszaw ie śladów A rtu ra , poznał panią Tyszowiecką, ożenił się z nią i przed w ykonaniem sw ojej m isji o tru ty przez żonę zm arł. M acocha K lem en ty n y oddała ją n a w ycho­ w anie rozw ódce N ałęczyńskiej, k tó ra w y kradłszy w ychow ance p ap iery po ojcu w ytrop iła tajem n icę B runona i postanow iła w ydać się za niego.

Tak zbudow ane anteced en cje w yk azu ją już sporo sensacyjności: p rzy ­ właszczenie cudzego dobra, porzucenie sieroty, m ężobójstw o itp. N ałęczyń- ska jest szantażystką: bierze na w ychow anie dziew częta ubogie i niskiego stanu, ażeby po św ietnym zam ęściu zmuszać m łode dam y w ykryciem ich m arn ej kondycji społecznej do opłacania się w ychow aw czyni. K oronuje tę osobliwą p rehisto rię uw iedzenie K lem en ty n y przez B ru n o n a 1 a m an t za­ łożył się z rozpustn ym i jak on przyjaciółm i, że zbałam uci pannę. W ygraną zakładu była rasow a klacz.

M otyw acje ow ych zdarzeń w y g ląd ają naiw nie, choćby adopcja pod­ rzu tk a z krzyw dą trzech córek. Naiwności tak ie świadczą raczej o niezręcz­ ności a u to ra niż o cechach genologicznych m elorom ansu. Cokolwiek by rzec o Eugeniuszu Sue, nie uznam y go za grafom ana, zbyt bow iem dobrym był m ajstre m w rzem iośle pisarskim . Inna wszelako sp raw a z Boguckim.

Rom ansow a p reh isto ria wyznacza bieg akcji: zabiegi K lem en ty n y o reh a b ilitu ją c y ją ślub z B runonem i sta ra n ia N ałęczyńskiej o m ariaż z A rtu rem Tyszowieckim. Tożsamość nosiciela dwóch im ion rodzi konflikt, w k tó ry m przeszkodą jest dla in try g a n tk i zw iązek m łodych, ich dziecko, ułożony przez rodzinę ożenek B runona, a wreszcie jego rom ans z n a d e r hojną hr. L aurą Zwołoszycową. B ru n o n -A rtu r nb. jest m łodzieńcem , N ałęczyńska zaś daw no w kroczyła w w iek średni, to jednakże potęguje ty lko aktyw ność in try g a n tk i, k tó ra dobiera sobie pom ocnice z różnych ciem nych fig u r powieści. M atka A rtu ra -B ru n o n a n atom iast, przepuściw szy m ają te k synow ski, w ynosi się do P aryża, ażeby tam n a bogobojnej pokucie w klasztorze dokonać grzesznego żyw ota i napisać pełen sk ru c h y p a m ię t­ nik, p rzy d atn y nieco do odkrycia tajem nic, k tó re daw no odgadł czytelnik, lecz któ ry ch nie um iały dociec ofiary czarnej intrygi.

Sojuszniczki głów nej in try g a n tk i to najciekaw sze chyba fig u ry pow ie­ ści. B runon ulokow ał K lem en ty n ę u nieleg aln ie zajm ującej się „babie­ n iem ” M üllnerow ej przy ul. Ś w iętojańskiej. Tam odw iedza ją potajem nie, zw iązany tym , że w rękach by łej kochanki zn ajd u je się kom p ro m itu jący go dowód zakładu. U M üllnerow ej posługuje żebraczka Slepietucha, od­ rażające babsko spod G nojow ej G óry.3 Z aw iera z nią znajom ość chodząca

3 P óźniej, po uporządkow aniu Z ielona Góra. D a w n e w y sy p isk o śm ieci u w y lo tu u licy C elnej. O pis B ogu ck iego w c a le dobrze od p ow iad a p óźn iejszem u d rzew o ry to w i A. G ierym skiego.

(4)

tro pam i B run on a N ałęczyńska i za jej pośrednictw em zn ajduje sobie po­ moc E stery z G rzybow skiego Placu. J e st to żona ju b ilera bez w arsztatu (podejrzane!), cała jej rodzinka prow adzi różne „ in te re sy ”, sam a zaś E stera roznosi po dom ach galan terię (dziś — „ciuchy”), o d d a je panom, paniom i pannom d y sk re tn e usługi, w yłudza co może i pośredniczy, w czym się da. B yłaby to genialna głow a do interesów , lecz z powodu niezaradności oraz tęp o ty o fiar tej kobiety tru d n o być tego pew nym . P rzy pomocy takich oto sojuszniczek N ałęczyńska osacza p a rę byłych kochanków, w yłudza pism o pośw iadczające zakład o cnotę K lem entyny, w y krada jej dziecko, a na koniec um ieszcza prześladow aną w pracow ni stro jów i h a f­ tów, k tó re j firm a n tk a N iesław ska (czyżby nom en-om en?) okazuje się r a j ­ furką. Z ryw a też N ałęczyńska m ający odbyć się ślub B runona z w ybraną przez rodziców panną, ucina jego stosunek z h o jn ą h rab in ą L au rą (w yda­ jąc se k re t hrabiem u), pozbawia go dziedzictw a i nadanego m u nazw iska. P olując w ten sposób na młodego lew ka nie ty k a sta re j lwicy, jego p raw ­ dziw ej m atki, czym przygotow uje sobie późniejszą klęskę.

W alna jej pom ocnica, E stera z Grzybow a, k u m u lu je w sobie za wiele fu n k cji jak na jedną Żydowicę, a to sam o m ożna by rzec o Slepietusze. Żebraczka z profesji, posługaczka z p rzypadku jest też złodziejką i hieną cm en tarn ą. Dziecko w ykradzione K lem en ty n ie zatrzy m u je przy sobie jako żebraczy rek w izy t, a później u siłu je je utopić w szczurzym kanale na Solcu. M aleństw o r a tu je od śm ierci inna baba z G nojow ej Góry, w pierw śm ieciarka, a na sta re lata rów nież żebraczka, Flisakow a. U darem nia też ona zam ach S lepietu chy na solecki kościół T ry n itarzy . S chw ytaną in fla ­

granti złodziejkę tra fia „szlag” , a że w kupionej w cześniej od Slepietuchy

pierzynce dziecka schow ane b yły listy B runona do K lem entyny, m ała zn ajd a ulokow ana u Sióstr M iłosierdzia o trz y m u je na chrzcie imię sw ojej m atki. Z kolei bierze ją w opiekę m iłosierna m atron a polska, hrab in a- -kasztelanow a Podolecka, k tó ra nb. już daw niej zainteresow ała się jej m atk ą i bezskutecznie usiłow ała ją wspomóc. T ak zapow iada się ocalenie b o h a te rk i m ającej w końcu tra fić do dom u kasztelanow ej.

N ie m ożna chyba odm ówić B oguckiem u pom ysłowości w konstruow a­ niu fab uły powieściowej i św iata, w k tó ry m sn u ją się czarne intrygi, a tajem nicze w ęzły łączą a ry sto k raty czn e salony z żebraczym i noram i i m elinam i hien cm entarnych. N abyw czynią ekshum ow anej galanterii jest rzeczona E stera z G rzybow a. Oto co opowiada Flisakow a N ałęczyńskiej, któ ra z p an n ą służącą (oczywiście — Żanetą) w y brała się szukać Slepie­ tu ch y w błocie i ru d erach G nojow ej Góry.

— S lep ietu ch a jakoś spom knęła się z Porębą i D ębaczką, aby w nocy w y g r z e ­ b yw ać na S m ętarzu trupy... N a m ó w iła każda sw ojego dziada... potem obdzierali. [...] S lep ietu ch a na jedno m ądra, na d ru gie głupia... n ie u m iała sobie p ostęp ow ać z rze­ czam i.

(5)

— Cóż ona z rzeczam i robiła?

— Sprzedaw ała... to jest złoto, srebro i drogie k a m ien ie zab ierali za w sze dziady, a su k n ie przech od ziły do bab. S lep ietu ch a w sz y stk ie nosiła na G rzybów .

— A tam do kogo? — Do jednej Żydów ki.

P ani N ałęczyń sk a i Ż aneta, uderzone p od ob ień stw em ze zb liżen ia się S le p ie - tu ch y z żydów ką w dom u M ülln erow ej, zap ytały bardzo ciek aw ie.

— A czy n ie zn acie czasem tej Żydów ki?

— O! jabym ją i teraz jeszcze poznała... w iem n aw et, jak się nazyw a. — W iesz n aw et, jak się nazyw a?

— Estera, w dow a, kupcow a... m ieszk a na G rzybow ie... sp rzed aje po dom ach tow ary.

(K le m e n ty n a , t. I, s. 147— 152)

M niejsza o stan cyw ilny E stery i o m ałe praw dopodobieństw o inform o­ w ania ledwo co poznanych „lepszych p a ń ” przez babinę zbierającą kości po śm ietnikach i w yprażającą z nich olej na cuchnącym podw órku ru d ery . W ażniejsze, co też E stera kupow ała:

[...] Już to b iałego atłasu to b yło u n iej jak w sklepie: a skąd żeż to w szystko?... jużci z sukien i poduszek krad zion ych z trum ien. A co ona sp rzed ała pięk n ych lok ów i w arkoczy dla p ań stw a! S lep ietu ch a w szy stk o do n iej nosiła, n a w e t trzew ik i i pończochy po trupach, a E stera rob iła grosze. U n iej k oszu l z P o w ą zek b yło na tuziny; w sz y stk ie poszły do ludzi... n a w et drugi raz i n ie w yp rała.

(K le m e n ty n a , t. I, s. 147— 152)

P rzy k ład an ie do tak skonstruow anego św iata obcych m u skali p ro b ier­ czych, szukanie w tak ie j powieści w artości poznaw czych obyczajow o i spo­ łecznie byłoby nieporozum ieniem . Liczy się tu fab u la rn a rola postaci, szta­ fażu, zdarzenia. Nie w prow adzając za w ielu osób a u to r k u m u lu je w nich m aksym alną ilość cech i funkcji, do granic praw dopodobieństw a zagęsz­ czając przez to kreow any w powieści św iat. Toż i na K lem en ty n ę spada law ina nieszczęść i przypadków , któ ry ch starczyłoby n a zaw iązanie nie tylko D ziejów grzechu 4, lecz b o h aterk a nie m a zadatków na Ew ę P o b ra- tyńską. Zw iedziona obietnicą ślubu, dziecko sw oje ona kocha, rozpacza po jego utracie, ra d u je się jego odnalezieniem . Z agubiona w świecie i n ie­ zaradna nie szuka porw anego dziecka, ale z dom u schadzek ucieka zaraz po zrozum ieniu sytuacji. Do zakładu popraw czego tra fia raczej p rzy p a d ­ kiem. M ający na n ią a p e ty t b aron Szw eryn s ta je się jej rycerzem i obrońcą. F orm alnie tylko poślubiając u końca powieści swego uw odzi­ ciela (zagrożonego nb. aresztem za złodziejstwo), naty ch m iast z nim roz­ wodząc się i oddając go w ręce policji, K lem en ty n a re h a b ilitu je się w e

* W ym ienioną pow ieść Ż erom skiego m ożna chyba rozw ażyć od tej strony. Jej sp ołeczn ik ow sk ie asp ek ty w c a le tem u n ie przeczą, skoro p o w ieści E. S u eg o n iosły spory bagaż id eologiczn y. Por. U m b e r t o E c o : R e to r y k a i id eo lo g ia u> „T a je m n i­ cach P a r y ż a ” E u gen iu sza Sue, przeł. W. K w i a t k o w s k i , „P am iętn ik L itera c k i”,

(6)

czci niew ieściej. O ddaw szy ręk ę szlachetnem u, choć ju rn em u baronow i, w raz z odzyskaną córką i spadkiem po śp. p ani Podoleckej bo haterka opu­ szcza o k ru tn ą W arszaw ę i ud aje się do N adrenii.

S kum ulow anym i fu n kcjam i obarczone są różne inne postacie, chociażby i baron. P oznajem y go u N iesław skiej jako rozpustnika, k tórem u uprzejm a pani dom u stręczy w łasną n ieletn ią córkę i k tó ry w ygląda na w ypróbo­ wanego w ygę, aliści d aje się on podczas uw ięzienia K lem en ty n y obełgi- wać i w yzyskiw ać E sterze na rzecz N ałęczyńskiej. Nie jego c h a ra k te r więc się liczy, lecz przypisana m u w fab u le funkcja: rycerza, ofiarnego obrońcy, k tó ry w istocie okazuje się m anekinem .

T ak skonstruow any św iat m elorom ansow y różny jest od św iata „ k ry ­ m in a łu ”, w k tó ry m nie zdarza się m ściw a zawziętość, z jaką in try g a n tk a w spólnie z pom ocnicą p rześlad u ją b ohaterkę. Nie jest też do pom yślenia w powieści k ry m in aln ej a m a n t w ro d zaju B runona: bałam uci, zniesław ia i w dodatku chce okraść, oszukać, zniszczyć m atk ę sw ojego dziecka. A m ant tak i zw ykle sta ra się „odejść w siną d al”. W K le m e n tyn ie nie ma też w iele m iejsca dla policji, k tó ra ty lk o nachodzi zakład pani N iesław ­ skiej, a pod koniec powieści a re sz tu je tró jk ę w inowajców: N ałęczyńską, E sterę i n a końcu B runona. N aw et S lepietuchę pochw yciła służba kościel­ n a przy pom ocy Flisakow ej. Na „g lin ę” co p raw d a w m elorom ansie p anuje zła k o n iu n k tu ra. W N ędznikach W iktora H ugo (jest to arcydzieło m eloro- m ansu) J a v e rta nie obdarzono n aw et tą odrobiną uznania, jaką w Zbrodni

i karze D ostojew skiego cieszą się Ilia Pietrow icz i jego im iennik po ojcu,

P o rfiry . P rześladow ania trap iące K lem en ty nę pozostałyby zupełnie bez­ karn e, lecz zbrodniarze sam i przygotow ują sobie porażkę. Czasem zaś in g eru je przypadek, niem alże krasnoludki.

Rożw ażm y spraw ę od inn ej strony. K am illa Tyszow iecka to zła m aco­ cha, co „z dom u w ygnała, jeść nie dała, pić nie d a ła ”, oddała K lem entynę złej czarow nicy — N ałęczyńskiej, k tó rej pom agają jeszcze dw ie jędze, E stera i Slepietucha. W b ajkach czarow nic oczywiście byw a m niej, lecz fu n k cjo n u ją one podobnie. N atom iast B runon w y stęp u je w dw u różnych funkcjach: jako zatw ardziały krzyw dziciel biednej sieroty, jednocześnie w y ro d n y ojciec, a w końcu oszust dybiący na m a ją te k byłej kochanki, w innym zaś ciągu w ydarzeń jako pokrzyw dzone porw an e dziecko. Nie jest on k rew n y m K lem entyny, albow iem jako syn jej m acochy może być n a ­ zw any „zim nym b ra te m ”. W tej roli m ógłby w ystąpić jako popraw iony, m oralnie zrehab ilito w any kochanek i mąż. B yłoby to oczywiście także m elorom ansow e, lecz zgodnie z poetyką b ajk i fu n kcjo naln ie niesprzeczne.®

5 W ł o d z i m i e r z P r o p p w studium M orfologia b a jk i, tłum . W. W o j t y - g a - Z a g ó r s k a , W arszaw a 1976, n ie w sk azu je sp rzężenia fu n k cji sprzecznych. P o ­ k rzyw d zon y n ie b y w a k rzyw d zicielem , ale m orfologia m elorom ansu jest dopiero do opracow ania.

(7)

Poza tym , pani Podolecka to zdecydow anie dobra w różka, a i Flisakow a, choć zbiera sta re kości, praży z nich olej i żebrze, to raczej ta życzliwa baba Jaga. K le m e n tyn a przypom ina b ajk ę „straszn ą”, w k tó rej b oh aterk a staje ustaw icznie na sk ra ju przepaści, lecz w y rato w an a przez dobre w różki nigdy w nią nie w pada.

Obok kreacji św iata w m elorom ansie zająć nas może jego układ. Ja k o powieść z tajem nicą, m elorom ans nie może być kom ponow any „od po­ c zątk u ”, ale jako powieść o w a rtk ie j, pełnej napięć ak cji nie m oże też być kom ponow any „od końca”, co obok k ry m in ałó w zdarza się ta k pow ażnym powieściom problem ow ym jak D ziurdziow ie Orzeszkow ej i Granica N ał­ kowskiej. R etroprogresyw ny uk ład m elorom ansu to kom pozycja „od środka”. N arracja zaś, ten problem w d anym w ypadku drugorzędny, p rzy ­ brała w K le m e n tyn ie postać trzecioosobową. N a rra to r m a zapew ne wiedzę w szystkich spraw , lecz udziela in form acji oględnie i stopniow o, często za pośrednictw em przytoczeń. W ejście w powieść w K le m e n ty n ie odbyw a się przy ulew nym deszczu, w ciem ny wieczór na Placu Z ygm unta, gdy jakaś kobieta śledzi jakiegoś m ężczyznę zm ierzającego do któregoś dom u przy ulicy Św iętojańskiej. K obieta tro p iąca m ężczyznę schodzi n astęp n ie do m ałego sklepiku w celu w y p y ty w an ia sprzedaw czyni o sp raw y dom u n a ­ przeciw ko położonego. Takie in fo rm acy jn e dialogi w y sy p u ją za w iele fak ­ tów naraz, z ich to p rzyczyny tajem niczość w K le m e n ty n ie zbyt szybko się rozjaśnia. G dy zaś B runon, skom prom itow any donosam i N ałęczyńskiej, zostaje wydziedziczony przez pana K rem ontow skiego, a następ n ie w y zuty przez wdow ę i jej córki z nadanego m u nazw iska, odbiorca w yzbyw a się reszty tajem nic, pozostają m ą tylko piętrzone przez N ałęczyńską intry gi. Inform ow anie p rzy pom ocy dialogu bardzo przypom ina ekspozycję w d ra ­ macie, pozornie ty lk o zw raca się do p a rtn e ra , ta k często niedom yślnego, czyni z postaci info rm ującej n ieo p atrzn ą gadułę. W istocie bow iem in fo r­ m acje te adresow ane są do odbiorcy tym bardziej, że B ogucki nie zna m yślowego toku w spom nień, reflek sji an i p ro jekcji m arzeń postaci m il­ czącej. Slepietucha w ęd ru jąca nocą z Pow ązek na Solec po pro stu gada do siebie, m onologuje jak na scenie.

— W szelki duch P ana B oga ch w ali! — zaw ołała w ch od ząc pod ark ad y — zd aje m i się, że kogoś w idzę... W im ię Ojca i Syna... m oże i człek a co ostrzegło... A le już nic n ie ma przed oczam i... eh! bo też w id zę jak w m align ie. — I śp ieszn y m krok iem zaczęła p rzebiegać pod kolum nadą.

S lep ietu ch a przystąpiła w reszcie do jed n ej fram u gi i w y cią g n ęła w ie lk i w orek w ypchany h eb low in am i, na którym spało n iesz c z ę śliw e d ziecię K lem en ty n y . — K ilka niedoperzy w y le c ia ło spod w orka, a d zikie ich p isk i o d b iły się o p osęp n e m ury i w n et znikły ponad krzyżam i.

— M asz ich przecie! — przem ów iła stara — znow u te czarn e m otylki!... jakże lubią się grzać przy ciep łym piecu!

(8)

— Już! już!... zaczyn asz śp iew a ć, ptaszku!... sp raw ię ja ci zaraz bankiet... p rzej­ d ziem y się ty lk o n a sp acer, bo tu złe duchy na sm ętarzu.

(K le m e n ty n a , t. IV, s. 125)

W tak ie j n a rra c ji postać tra k to w a n a jest od zew nątrz, obserw ow ana i podsłuchiw ana przez n a rra to ra , lecz te uzew nętrznione monologi sam e się k om p ro m itu ją, gdy p ad ają w nich w yrazy: m aligna i bankiet. M uzyka n ie jest ju ż ta k literack a, lecz w y stę p u je w literack im kontekście:

— P rzek lęty w ia tr od Pragi... lep sza już spraw a z ducham i... O kropnie gra w uszach ta w iśla n a m uzyka. — I obejrzała się za siebie.

(K le m e n ty n a , t. IV, p a ss im )

O pow iadanie od zew nątrz, k tó re w prow adza m owę niezależną w fu n k ­ cji m yśli, a więc krótko: niezależną m ow ę m yślaną, im plikuje coś w rodza­ ju scenicznej „m ow y na stro n ie ”, lecz Bogucki używ ając czasowników: przem ów iła, zaw ołała, pow iedziała sobie, czyli konsekw entnie podkreślając krea c ję n a rra to ra tropiącego krok postaci, ustaw ia tę postać blisko F lisa- kow ej, św iadka nie m ającego słyszeć monologu.

N a rra to r-tro p icie l to odpow iednik częstego w I połowie X IX w ieku n a rra to ra zew nętrznego, k tó ry p rezen tu jąc św iat, oglądowo d ram aty zu je jego obraz. W ty m sensie K le m e n ty n a to istotnie m elodram at opow ia­ dany — m elorom ans. Pow ieściow ym żyw iołem K le m e n ty n y jest jednakże przestrzeń — zm ienna, kreow ana przez ru c h postaci. Siedząca B runona N ałęczyńska w chodzi w ulicę, o bserw u je dom na piętrze, zstępuje do su te­ ren y , w siada do powozu, w k tó ry m przew dziew a m okrą salopę na w yw rót. W dalszych rozdziałach idzie b ło tn isty m i uliczkam i sław etnej Gnojowej G óry, w stęp u je do ru d e ry Flisakow ej, ze S lepietuchą naw iedza obskurny szynk Trędacza, jeszcze później odw iedza dom E stery na G rzybowie i decydującą rozm ow ę prow adzi nie we w spólnej izbie rodzinnej, lecz w ciem nej i ciasnej kom órce. T ak organizow ana przestrzeń nie m a aspektu scenicznego, m ogłaby zaś ukazać się w film ie, z n a tu ry rzeczy ukazującym św iat od zew nątrz, w p rzestrzen i i w ru chu . Szkoda tylko, że przepadłby w ów czas cały języ k n a rra c ji m elorom ansow ej i w iele z dialogów, n a sta ­ w ionych także n a m aksym aln e stężenie w yrazu. Postaci rozm aw iając z kim ś n ienaw istny m w yszczerzają zęb y, przem aw iają z drgającym i z za­

ciętości usta m i, a gdy zdradzona kobieta k ieru je lufę w pierś uw odzi­

ciela, woła: „Jeszcze jed en w yraz, a u jrz ę tru p a w m oim pokoju!” S tając z pistoletem w dłoni przed „nikczem nikiem ” d y k tu je m u słowa: „Znając tw oją cnotę podszedłem cię jak w ąż zdradziecki, niegodnym im ienia czło­ w ieka podstępem ”. In try g a n tk a rów nież um ie perorow ać: „Ha! zam ilk­ łeś — odrzekła z dziką radością — spoglądasz na m nie jak na kobietę po­ zbaw ioną zm ysłów ”. Na co on: „O niep ojęte w yrazy! czem u ta k dziw nie odbijacie się w m ojej duszy?” Słow a te p ad ają w sytuacji, gdy odbiorca w szystko ju ż zrozum iał, a zapędzony w kozi róg b o h ater nic jeszcze pojąć

(9)

nie może. Bogucki, jak widać, nie uruchom ił w n ętrza psychiki kreow a­ nych przez siebie postaci, a dialog w ystylizow ał n a w zorcach poetyckich. Toteż na wieść o śm ierci w yrodnej m atk i B ru n o n -A rtu r tak reaguje:

— M atko! m atko m oja! ja ci w sz y stk o przebaczam , boć ty ok rop n ie cierpiała w godzinę śm ierci!

I kończąc te w yrazy padł na krzesło n ieprzytom ny... Obraz ca łeg o życia m atk i jeszcze raz stanął przed oczam i jego duszy — zbladł jak w god zin ie skonania i m ęczył się jak w ostatnim oddechu.

(K le m e n ty n a , t. VI, s. 108)

W ym aw iający te słowa m atki nie znał, kochać jej nie mógł, d e lik a t­ ności sum ienia wcale nie w ykazuje, w yższych uczuć nie żywi, kw estia przytoczona jakoś w y pada z roli, więc a u to r w y jął m u ją z ust.

C yprian N orw id w późnych swoich latach ułożył taki epigram at:

W eź głu p iej szlach ty figur trzy — przepiłuj, B ęd zie sześć — dodaj Ż ydów z ekonom em , Zam ięszaj piórem albo b atem w yłój, I dolej w ody, aż sta n ie się tom em — Zagrzej to albo, gdy m asz czas, um iłuj!... N a reszcie pannę, zru m ien ion ą srom em Jak rzodkiew , zanurz — dla in try g i k rótszej Dodaj w ór rubli — zam ieszaj i utrzyj.

(P rz e p is na p o w ie ść w a r s z a w s k ą ) 6

Nie jest to b y n ajm n iej przepis na m elorom ans, lecz n a coś w rodzaju

Sp eku la n ta lub K ollokacji Korzeniow skiego, In teresów fa m ilijn y c h lub Miliona posagu K raszew skiego, a naw et w szedłby tu ze w zględu na daty Eli M akow er O rz e sz k o w ej7. k

K le m e n tyn a to jeden z m elorom ansów , na któ re przepis m usiałby mieć

inne sform ułow anie. Bogucki w rok po om ów ionej powieści w ydał Rodina, ową k on ty n u ację Żyd a w iecznego tułacza sw ego m istrza. K le m e n ty n a jest m elorom ansem tajem niczym , sensacyjnym i aw anturniczym , bez aspiracji ideologicznych, co jej zresztą u jm y nie przynosi. Sue n atom iast aspiracje takie żyw ił u p raw iając skandalizującą k ry ty k ę sfer w yższych z pozycji burżuazyjnych, ale z zam ierzonym kokietow aniem socjalizm u u to p ij­ nego 8. Pom aw ianie a ry sto k ra c ji o w szystkie grzechy głów ne i o pom stę do nieba w ołające, taje m n e pow iązania książąt i m arkizów z m ętam i społecznym i były środkiem kom prom itacji złych bogaczy, m ocno nb. m ito- peicznym . W K le m e n ty n ie tego nie widać, n ato m iast w Rodinie in ten cja ideologiczna rzeczyw iście w ystąpiła, choć w św iecie najzu p ełn iej kosm o­

8 C. N o r w i d: P ism a w s z y s tk ie , t. II, W arszaw a 1971, s. 243. 7 P o w ieść ta w y szła osobno w r. 1875, ep igram at n o si d atę 1879.

8 U. Eco (por. przyp. 4) prop ozycje E. S u ego zo w ie „reform ą ograniczoną tylk o do takich zm ian, by w zasad zie n ic się n ie zm ien iło ” (s. 293), a d alej m ów i o „m isty - fik atorsk iej k o n so la cji” (s. 294).

(10)

politycznym . Polska w y stęp u je tu ty lk o epizodycznie, m im o że zjaw iają się postacie Polaków.

P ostaci to nie ty le pozytyw ne, ile prześladow ane. M aksym ilian Iganicki był (antecedencje) chirurgiem w arm ii napoleońskiej, jego żona K reolką z w yspy R eunion, p orw ane i rzucone na flu k ta n iebyw ałych przygód dzie­ ci, Teobald i D elfina, w ychow yw ały się pod inn ym i im ionam i w Polsce, lecz wrogowie owej polsko-egzotycznej rodziny są aw an tu rn ik am i na skalę św iatow ą. D aw ny p lenip oten t Iganickiego, W iliam H arlesding obdarł chlebodaw cę z m a ją tk u i w spólnie ze swoim najzaw ziętszym wrogiem k apitanem R appinetem prow adzi nieczyste afery, w ty m handel M urzy­ nam i. Iganiccy, obdarci i rozproszeni, są w rękach wrogiego gangu m ario­ n e tk a m i i p rzepadliby bez ra tu n k u , gdyby nie k ilk ak ro tn a interw en cja p ok utującego na ziemi ojca Rodina. Ta figura p rzy ję ta z Z yda wiecznego

tułacza fu n k cjo n u je zatem jako spiritus e m achina. R om ans aw anturniczy

wzbogaca się ty m sposobem o elem ent fantastyczny, m istyczny, a w edług określenia Boguckiego — alegoryczny. To w zbogacenie jest w m eloro- m ansie fak u ltaty w n e , a pełni fu nk cje nie tylko fabu larn e. Rodin, wielki grzesznik w powieści Eugeniusza Sue, dem oniczny, przew rotn y jezuita zniszczył rodzinę R ennepontów i zm arł w przededniu swojego trium fu, jaki m iało m u dać najbliższe conclave w Rzymie. W rom ansie Boguckiego poznajem y zaśw iatow e dzieje Rodina: nie p rzy jm u ją go Niebiosa, odrzuca go Czyściec, brzydzi się nim Piekło, toteż potępieniec m usi powrócić na ziem ię i odrobić zło spełnione za życia. N iezm iernie to autorow i ułatw ia ra tu n e k Iganickich w płaszczyźnie fab u larn ej. Rodin za w łada m ajątkiem gangu pow stałym z pom nażania w y d a rte j Iganickim fo rtu ny , około 4 m ilio­ nów franków . R appinet i H arlesding używ ający obecnie nazw iska hr. Emy C ruchard, swoimi sposobam i dorobili się ponad 212 m ilionów . Otóż spiritus e m achina zw raca Iganickim 12 m ilionów , a całą resztę pow ierza ostatnim spadkobiercom R ennepontów , z k tó ry ch jeden jest plebanem wioski Vives- -E au x w Solonii, a d ru g i dobrym jezuitą w Paryżu. Są i tacy u m elorom an- sistów! Podzielona spraw iedliw ie fo rtu n a pójdzie na zbożne dzieła filan­ tro p ii w m etropolii i w ubogiej prow incji Saulogne, nb. krainie m acie­ rzy ste j francuskiego au to ra. Tak więc Bogucki p rze jął w Rodinie utopi- styczne w idoki m istrza razem z cudow nym i ich m otyw acjam i, albow iem w Ż y d zie w ie c zn y m tułaczu Rodin w ystępow ał jako człowiek ze krw i i kości, lecz przecie postacią z legendy okazuje się fig u ra tytułow a. Rodin stanow i zatem nieco inną niż K le m e n ty n a w ersję m elorom ansu: a w a n tu r- niczo-utopijno-m istyczną.

K apitaliści (1851) to o statn ia powieść Boguckiego, w ykazuje ona co

p raw d a związki z Suem , lecz rozgryw a się całkow icie w Polsce i przynosi w stosunku do m istrza p ew n e ak cen ty polem iczne. P rzy ty m u tw ó r za­ opatrzony jest w e dw a prologi i we dwa epilogi: A — fabu larn e i В —

(11)

egzem plarze. Te ostatnie przynoszą bu d u jący kom entarz. W Prologu В dw aj panow ie po u tra c ie m a ją tk u wzięli się do pracy, starszy do rolnictw a, a m łodszy (desperat) do przem ysłu. W Epilogu В starszy, po w ychow aniu i w ykształceniu swoich dzieci, rozdaje chłopom ziem ię n a własność. M łod­ szy nie um ie tak postąpić z fab ryk ą, pozostaw ia ją więc potom stw u. Pozy­ ty w n a propozycja utopii, w edle tego, byłaby rea ln a ty lk o w rolnictw ie. N atom iast inny prolog i epilog wiążą się ściśle z fabułą rom ansu. Prolog A , rozgryw ający się w r. 1804, i ak cja tocząca się w r. 1849 niew iele m ają wspólnego z dziejam i Europy od koronacji N apoleona I po W iosnę Ludów . Nie odm ów im y jed n ak znaczenia dacie końcow ej. W 1804 r. trzech m ałych oberw ańców powzięło p lan y życiowe: Nikodem postanow ił zbić m ajątek , B enedykt zostać księciem , a ty lk o D om inik dobrow olnie obrał łachm any żebracze. P rzyczyną ta k w ażkich decyzji było spotkanie nad W isłą m łodego księcia H eliodora Otosławskiego. Po 45 lata ch N ikodem nie żyje, zm arła jego żona, zapodziała się gdzieś córka Z uzanna i przepadł m ają te k po lichw iarzu i sknerze zm arłym w nędzy. Z am iast B enedykta zjaw ił się z rodziną bogaty i m iłosierny bigot, p an K am il Złotouski. A D om inik jest stary m dziadem pijanicą. Ironia te j k a rie ry jest oczyw ista, toteż k o n tra ­ stu je z m elorom ansow ą fabułą.

K siążę Heliodor w młodości rom ansow ał z pan ną Izabelą H ortensją, któ rą w pośpiechu w ydano za lekarza N iem ielnickiego. M ałżonek nie uznał za w cześnie urodzonego syna żony i zginął w p o jedynku z księciem . Eugeniusz, m łodzieniec piękny, u tale n to w an y i w ykształcony, nie m a naz­ wiska. Zam ieszkaw szy z m atk ą w daw nym lokalu N ikodem a Łacha, gdzie podobno straszy, odkryw ana, stry szk u obok sw ojej izdebki sk arb i te sta ­ m ent lichw iarza u p raw n ia jąc y go do objęcia pochow anych w sk ry tce kosztowności i złota. M otyw y podobne znajdziem y w M arcinie p o d rzu tk u i w M ilionerach Eugeniusza Sue. W dodatku ty tu ł K apitaliści odpow iada ty tułow i M ilionerzy. W tej powieści ubogi klerk, L udw ik R ichard, syn rzekom o ubogiego pisarza ulicznego, od kry w a po m niem anej śm ierci ojca w jego k a n to rk u złoto i p ap iery w artościow e. M ajątek zdobyty sk n e r­ stw em i spekulacjam i b o h ater obraca na szlachetną filan tro p ię, w jego przedsiębiorstw ach robo tn icy uczestniczą w podziale zysków, m ają domy, lekarzy i zaopatrzenie n a w ypadek kalectw a. Bogucki jednakże tę utopię sparodiow ał. Oto Eugeniusz w biedzie m arzy o popraw ie losu ubogich, o udziale robotników w zyskach przyszłych fab ry k itd., ra d by n aw et pałac swojego n atu raln eg o ojca przerobić na jak ąś in sty tu cję publiczną, ale gdy książę H elidor zaślubia in e x tre m is pan ią Izabelę i leg ity m u je syna, utopia rozw iew a się jak dym . Świeżo upieczony książę re s ta u ru je rez y ­ dencję, w yrzeka się p ięknej Zuzanny, k tó rej odzyskane bogactw a sp ła­ ciły ojcowskie długi, i żeni się z księżniczką A delaidą, w y d o b y tą tro ch ę jak królik z cylindra. Z uzanna zam yka się w klasztorze, a Eugeniusz, n a b ra w ­

(12)

szy w szystkich narow ów ary sto k racji, nie baw i się rów nież w filantropię. T akich sygnałów parodii znaleźć m ożna w ięcej. D r N iem ielnicki, dając chrzcić Eugeniusza, zaprosił n a ku m a D om inika. B ohater chce zapew nić o jcu ch rzestnem u dom i dostatek, ale dziad woli trz y ta la ry w łapę i zapija się n a śm ierć. Sąsiad E ugeniusza n a S ta ry m Mieście, szewc Ł ukasz w po- m iern y m stan ie w iele rozpraw ia o socjalizm ie, lecz obdarzony sporą sum ką, p rz y sta je całym sercem do kapitalistów . B ogucki zatem istotnie w ykpił u to p ię społeczną, a zw rot im plikow any w parodii m otyw ów Sue’ow skich m ożna tłum aczyć k ryzysem ideow ym po u p a d k u W iosny Ludów. W olno też przypuszczać, że odstępując od utopizm u a u to r zam ierzał zrew idow ać p o ety kę m elorom ansu, w czym przeszkodziła m u ry ch ła śm ierć (1855). Na m ożliwość ew olucji pisarza ku realizm ow i w skazuje tak a oto kom entacyjna dy g resja pośw ięcona w arszaw skiej Starów ce:

W p raw dzie i to jest C ité jak w P aryżu, C ity jak w L ondynie, ale na tak poczciw ą sk alę, że z ta m ty m i potw oram i n ie zn iosłob y żadnego porów n an ia, jeśli tylk o w ie ­ rzyć m am y na au to rsk ie słow o honoru tym w szy stk im obrazom rom ansopisarzy, k tórym i nas w ostatn ich la ta ch ty le p rzerazili w sw oich p raw d ziw ych i n iep raw d zi­ w y c h T a jem n ica ch ... T u n ie ma an i zbójców , ani złodziei, a n i galern ik ów , n ik t tu sob ie ro zm y śln ie n ie w y p a la w itrio lem tw a rzy ani obrzyna nozdrzów dla n iep ozn ak i przed p olicją jak w P aryżu. [...] Tu o sied li szczerzy, otw arci, choć prości w ob y cza ­ jach [...] m ieszczan ie, m ali o b y w a tele, m ali k upcy i kram arze, po piętrach em eryci i o fic ja liśc i, po poddaszach szw aczki, a czasem i m a li poeci lub a rtyści w szy stk ich m uz d ziew ięciu [...]

(K a p ita liś c i, t. I, s. 157)

T ak zapow iadany tem a t rozw inęli inni pisarze: W łodzim ierz Wolski, Bolesław P ru s, W iktor G om ulicki, O r-O t, granice m elorom ansów zostały przekroczone, w chodzim y w k rain ę realizm u i hum oru. M elorom ans bow iem był pow ażny aż do śmieszności.

P rop o n u jąc te rm in m e l o r o m a n s m usim y w końcu dać przepis dla te j odm iany powieści. W kategorii m elorom ansu m ieści się in tryg a, ta je m ­ nica i sensacja, k reow any w nim św iat tylko pozornie jest realny . M ie­ szają się w nim w o stry m przeciw ieństw ie góry i doły społeczne, rządzi nim p o etyk a efektyw nego zdarzenia, postaci zaś są n ad er stereotypow e, p rze jęte n ieraz z fab uły innych rom ansów , jakoby personae com m unes. Cóż rzec o zajęciu hrabiego Zwołoszyca? — Cały dzień czy tu je gazety angielskie, nie poluje, nie tow arzyszy żonie w świecie, a to m a być a ry ­ sto k ra ta à l’anglaise. Т ака sztam pow a ary sto k ra c ja znalazła się potem w

T ręd o w a tej H eleny M niszkówny. Skoro jedn ak czynim y to zestaw ienie,

om ijając m nóstw o ogniw pośrednich i późniejszych (choćby Znachora T adeusza Dołęgi-M ostowicza), su ponujem y pew ien zbiór genologiczny i pew ien w nim ciąg czasowy. K o n tra sty społeczne o raz in try g i w Trędo­

w a tej są dość ograniczone, te n m elorom ans jest ckliw y i m iejscam i nudny,

tym czasem m elorom ans reprezen to w an y przez Boguckiego, rów nie

(13)

rad n y stylistycznie, nie jest ani nu d n y, ani ckliw y. N iziny społeczne, a raczej dno W arszaw y ukazał on dosadnie i plastycznie, lepiej w każdym razie niż salony, który ch chyba nie znał i k tó re najw ięcej zaw ierają sztam py. M elorom ans jest też naiw n ie pow ażny, toteż hum or, ironia i co­ kolw iek p raw dy podająca sa ty ra obyczajow a ro zb ijają jego konw encje. Na to w skazuje o statn ia powieść om ówionego pisarza.

Р Е З Ю М Е Термин м елороман предлагается как сокращ енн ое название романа с м ел о­ драматическими элементами. Часто та к ж е уп отребляется так ое о п р едел ен и е как роман тайн, но в мелором ане кром е тайн м ож н о найти и другие элементы . П о­ пытка прим енения этого термина предприн ята зд есь на р ом ан ах Б огуцкого. „К лем ентина или история сироты ” (1845— 1846) — это история обм анутой, п р есл е­ дуем ой интригантами девуш ки. Героиню пресл едую т несчастья, она подвергается опасности, но благоприятное стечение обстоятельств спасает е е и приводит к сч а ­ стливому браку. Лю бовник и гонители наказаны . Роман п ереполнен слож ны м и, запутанны м и событиями. Иногда его м ож но сравнить со ск азк ой о сироте и к о л ­ ду н ь я х . К ом позиция романа ретро-прогрессивн ая, повествование хар а к т ер и зу ет ­ ся внеш ней разработкой образов. Н апример, п ер сон аж и прои зн осят в сл у х м о­ нологи. В торой роман „Роден или д у х на пути р аскаяния” (1846) является п р о д о л ж е­ нием романа Э ж ен а Сю „Еврей, вечны й странник” (L e J u if e rr a n t) и повествует о судь бах сем ьи Р еннепон ов и и езуи та Р оден а — д у х а , искуп аю щ его свои г р ех и на зем ле. Р оден избав ляет от несчастий и опасностей семью поляка И ганицкого, которую п р есл едует банда спекулянтов, при помощ и неч естн ы х сделок , н ап ри - · мер торговли неграми, во много р а з увелич ивш ая им ущ ество св ои х ж ертв. П осле гибели злоум ы ш ленник ов Р оден отдает И ганицком у 12 м иллионов своего состо­ яния, а 200 м иллионов п ер едает потомкам Р ен н еп он ов на благотворительны е цели. В последнем ром ане „К апиталисты ” (1851) и спользую тся некоторы е мотивы таких п роизведений Э. Сю как „М артин-подк иды ш ” и „М иллионеры ” причем Богуцкий пародирует утопичность последнего. П исатель как бы отказы вался от м елоромана и в дигрессивн ы х к ом м ентариях возвещ ал об обращ ении к р еа ­ лизм у, которого, он, однако, не у сп ел соверш ить. Ч ертами мелором ана в п р ои зв еден и я х такого р ода являю тся сл едую щ и е элементы : таинственность, условность мира, в котором переп л етаю тся р езк и е общ ественны е контрасты , стереотипность образов и, наконец, наивная с е р б е з- ность. Ирония, ю мор и сатира разбиваю т рамки мелоромана. R É S U M É

On p ropose le term e m é l o r o m a n com m e une ab rév a tio n pour: un rom an a v ec des élém en ts m élod ram atiq u es. On em p loie so u v en t la d éfin itio n : u n r o m a n d e s m y s t è r e s , m ais dans le m élorom an, à cô té du m y stère, il y a d ’a u tres élém en ts. L’essa i de l ’usage de ce term e on a fa it ic i sur le s rom an s d e J. S. B o ­ gucki. C lé m e n tin e ou l’h is to ire d ’une o rp h e lin e (1845— 1846) c ’e st l ’h isto ire d ’u n e fille séd u ite et ex p o sé e a u x p ersécu tio n s des in trig a n tes. L’h éro ïn e ép ro u v e d iv ers

(14)

m alh eu rs et e lle est e x p o sée a u x dangers, m ais l e concours fa v o ra b le des circon ­ sta n ces la sa u v en t et la co n d u isen t ju sq u ’au m ariage h eu reu x. L ’am an t m échant et le s p ersécu trices son t p u n ies à ca u se d e ses fau tes. Le rom an a des an técéd en ts em b ro u illés et u n e actio n p a reillem en t com p liq u ée. P a rfo is on le p eu t com parer à la fa b le de l ’orp h elin e et d es sorcières. La com p osition du m élorom an est rétro ­ -p ro g ressiv e, et la narration p résen te le s p erson n ages de dehors, d e façon caracté­ ristiq u e. L es p erso n n a g es par ex. én o n cen t d es m on ologu es à h a u te v o ix .

L e second rom an, R o d in ou l ’e s p r it en v o ie d e la p é n ite n c e (1846) est la con­ tin u ation du rom an d’E. Sue, L e J u if e r r a n t, il in trod u it l ’a ffa ir e de la fa m ille R en n ep on t et le jé su ite R odin en ta n t qu’un esp rit e x p ia n t sur la terre. R odin d éliv re du m alh eu r et des d an gers la fa m ille du P olon ais Iganicki, p ersécu tée par la bande des sp écu la teu rs qui on t fa it a ccroître bien d e fois l ’avoir d e ses v ictim e s a v e c d es a ffa ir e s m a lh o n n êtes, par ex. le tr a ffic des n ègres. A près avoir détru it le s m a lfa iteu rs, R odin restitu e a u x Igan ick i p lu s que 12 m illion s de sa fortu n e, et il rem et 200 m illio n s a u x d ern iers d escen d an ts des R ennepont pour le s oeu vres de la philan th rop ie, à P aris et à S au logn e.

L e dernier d es rom ans, L e s C a p ita liste s (1851), u tilise q u elq u es élém en ts des oeu v res d ’E. S u e, M a rtin , l’in fa n t tr o u v é et L e s M illio n a ires, m ais il parodie le caractère u top iq u e d e ce dern ier rom an. B ogu ck i sem b la it d e se détourner du m élo ­ rom an e t d ’annoncer, dans le co m m en teu r d e d igression , le détour v ers le réa lism e qu ’il n ’a pas eu de tem p s d e réaliser.

La rec e tte pour le m élorom an m et en év id en ce, dans c e tte v a ria tio n de rom an: le m y stérieu x , l ’in trigu e, la co n v en tio n n a lité du m on d e dans le q u e l de d iv ers con ­ tra stes so cia u x s'u n issen t, la stéréo ty p ie d es p erson n ages, et en fin le sérieu x n aïf. Ironie, h u m eur et sa tire fo n t éch ou er le cadre du m élorom an.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Машинне навчання застосовується для розв’язання задач кібербезпеки, пов’язаних з опрацюванням та аналізом великих обсягів даних: виявлення

Длярозміщенняматеріалупотрібновибратизібраннятанатиснутикнопку «Відправити ще у це зібрання» (рис. Сторінка з функціями зібрання Також це можна

His research interests are multi-disciplnarity, e.g., foundations of quantum physics and quantum information, foundations of probability (in particular, studies on

Wojciech W. The former was the founder of the Austrian praxeology considered as the aprioristic logic of action, and the latter praxiology considered as

In tabel 3.1 is een overzicht opgenomen van de verwachte ontwikkeling van de woningvoorraad van RVC Rijnmond op basis van de lage provinciale behoefteraming Deze

Multimode Integrated Optics on glass substrates reached a very advanced status of industrial technology1 2 in tbe mid-eighties , before tbe sudden turn of optical

Z tego przywileju nie mogą jednak korzy- stać banki hipoteczne, gdyż w katalogu czynności dla nich przewidzianych, nie zostało ujęte prawo do dokonywania obrotu (tzn. nabywania

44 Вот как в дальнейшем Пастернак опишет значение этого события для своей жизни: “Мне жалко 13-летнего мальчика с его катастрофой 6 августа. Вот как сейчас