Maria Grzędzielska
Przepis na meloromans
Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska. Sectio F, Humaniora 32, 135-147
U N I V E R S I T A T I S M A R I A E C U R I E - S K Ł O D O W S К A L U B L I N — P O L O N I A
VOL. X X X II, 8 SECTIO F 1977
I n s t y t u t F il o lo g ii P o l s k i e j -W y d z i a ł u H u m a n i s t y c z n e g o U M C S
M a r i a G R Z Ę D Z I E L S K A
P rzepis na m elorom ans 1
Р ец еп т на мелороман La rec e tte pour un m élorom an
P roponow any w ty tu le term in jest pew nego rodzaju skrótem , k tó ry m a objąć powieści podobne do m elodram atów . Józef Bachórz używ a o k re ślenia „powieść taje m n ic ”, lecz w om aw ianej odm ianie rom ansu m ożna spostrzec jeszcze inn e cechy. B rak tu np. osobliwej form y n a rra c y jn e j, lecz istn ieje szczególna k o n stru k c ja kreow anego św iata. Polski m elorom ans zrodził się w k ręg u recep cji Eugeniusza S ue i dlatego zajm iem y się Józefem Sym eonem Boguckim, którego K le m e n ty n a (1846) w prow adza pew nego ro d zaju „tajem nice W arszaw y”, a R odin naw iązuje bezpośrednio do Żyd a w iecznego tułacza.2
A kcja pierw szej z ty ch powieści rozpoczyna się od tego, że uw iedziona przez B ru no n a K rem ontow skiego K lem en ty n a B rańska m a nieślubną córkę. A ntecedencje tej w yjściow ej sy tuacji stanow ią zaw iły ciąg zda rzeń. Oto h r. Tyszowiecki m iał z żoną F rancu zką (à la M m e Vauban) syna A rtu ra , ale po rozw odzie opuścił z nim W arszaw ę. G dy zm arł w podróży, nieuczciw y opiekun zagarnąw szy pieniądze i p ap iery po nieboszczyku m alca porzucił na p lebanii w K rem ontów ku, którego dziedzic, ojciec trzech córek (!), usynow ił p o drzu tk a i dał m u na imię B runon. O piekun śm
iertel-1 O k reślen ie w z ię te z ty tu łu rep rezen tacyjn ej p o w ieści E ugeniusza Sue: T a je m n ic e P a r y ż a (L es M y s tè re s d e P a ris, 1844). Por. J. B a c h ó r z : P o lsk a p o w ie ść ta je m n ic w p ie r w s z y m ć w ie r ć w ie c z u j e j is tn ie n ia [w:] F o rm y lite r a tu r y p o p u la rn ej. S tu d ia pod red ak cją A. O k o p ień -S ła w iń sk iej, W rocław 1973, s. 115— 135.
2 J. S. B o g u c k i (1816— 1855): K le m e n ty n a , c z y li ż y c ie s ie r o ty , t. I—VI, W ar szaw a 1845— 1846. R odin , c z y li du ch na d ro d z e p o k u ty . R om an s a le g o r y c zn y , t. I— VIII, W arszaw a 1846. K a p ita liś c i, t. I— IV, W arszaw a br. (1851), w yd . nast. 1852, stąd cytat.
nie ra n n y w pojedy nk u pow ierzył pieniądze i p ap iery pułkow nikow i w ojsk au striackich B rańskiem u, ten zaś, poszukując w W arszaw ie śladów A rtu ra , poznał panią Tyszowiecką, ożenił się z nią i przed w ykonaniem sw ojej m isji o tru ty przez żonę zm arł. M acocha K lem en ty n y oddała ją n a w ycho w anie rozw ódce N ałęczyńskiej, k tó ra w y kradłszy w ychow ance p ap iery po ojcu w ytrop iła tajem n icę B runona i postanow iła w ydać się za niego.
Tak zbudow ane anteced en cje w yk azu ją już sporo sensacyjności: p rzy właszczenie cudzego dobra, porzucenie sieroty, m ężobójstw o itp. N ałęczyń- ska jest szantażystką: bierze na w ychow anie dziew częta ubogie i niskiego stanu, ażeby po św ietnym zam ęściu zmuszać m łode dam y w ykryciem ich m arn ej kondycji społecznej do opłacania się w ychow aw czyni. K oronuje tę osobliwą p rehisto rię uw iedzenie K lem en ty n y przez B ru n o n a 1 a m an t za łożył się z rozpustn ym i jak on przyjaciółm i, że zbałam uci pannę. W ygraną zakładu była rasow a klacz.
M otyw acje ow ych zdarzeń w y g ląd ają naiw nie, choćby adopcja pod rzu tk a z krzyw dą trzech córek. Naiwności tak ie świadczą raczej o niezręcz ności a u to ra niż o cechach genologicznych m elorom ansu. Cokolwiek by rzec o Eugeniuszu Sue, nie uznam y go za grafom ana, zbyt bow iem dobrym był m ajstre m w rzem iośle pisarskim . Inna wszelako sp raw a z Boguckim.
Rom ansow a p reh isto ria wyznacza bieg akcji: zabiegi K lem en ty n y o reh a b ilitu ją c y ją ślub z B runonem i sta ra n ia N ałęczyńskiej o m ariaż z A rtu rem Tyszowieckim. Tożsamość nosiciela dwóch im ion rodzi konflikt, w k tó ry m przeszkodą jest dla in try g a n tk i zw iązek m łodych, ich dziecko, ułożony przez rodzinę ożenek B runona, a wreszcie jego rom ans z n a d e r hojną hr. L aurą Zwołoszycową. B ru n o n -A rtu r nb. jest m łodzieńcem , N ałęczyńska zaś daw no w kroczyła w w iek średni, to jednakże potęguje ty lko aktyw ność in try g a n tk i, k tó ra dobiera sobie pom ocnice z różnych ciem nych fig u r powieści. M atka A rtu ra -B ru n o n a n atom iast, przepuściw szy m ają te k synow ski, w ynosi się do P aryża, ażeby tam n a bogobojnej pokucie w klasztorze dokonać grzesznego żyw ota i napisać pełen sk ru c h y p a m ię t nik, p rzy d atn y nieco do odkrycia tajem nic, k tó re daw no odgadł czytelnik, lecz któ ry ch nie um iały dociec ofiary czarnej intrygi.
Sojuszniczki głów nej in try g a n tk i to najciekaw sze chyba fig u ry pow ie ści. B runon ulokow ał K lem en ty n ę u nieleg aln ie zajm ującej się „babie n iem ” M üllnerow ej przy ul. Ś w iętojańskiej. Tam odw iedza ją potajem nie, zw iązany tym , że w rękach by łej kochanki zn ajd u je się kom p ro m itu jący go dowód zakładu. U M üllnerow ej posługuje żebraczka Slepietucha, od rażające babsko spod G nojow ej G óry.3 Z aw iera z nią znajom ość chodząca
3 P óźniej, po uporządkow aniu Z ielona Góra. D a w n e w y sy p isk o śm ieci u w y lo tu u licy C elnej. O pis B ogu ck iego w c a le dobrze od p ow iad a p óźn iejszem u d rzew o ry to w i A. G ierym skiego.
tro pam i B run on a N ałęczyńska i za jej pośrednictw em zn ajduje sobie po moc E stery z G rzybow skiego Placu. J e st to żona ju b ilera bez w arsztatu (podejrzane!), cała jej rodzinka prow adzi różne „ in te re sy ”, sam a zaś E stera roznosi po dom ach galan terię (dziś — „ciuchy”), o d d a je panom, paniom i pannom d y sk re tn e usługi, w yłudza co może i pośredniczy, w czym się da. B yłaby to genialna głow a do interesów , lecz z powodu niezaradności oraz tęp o ty o fiar tej kobiety tru d n o być tego pew nym . P rzy pomocy takich oto sojuszniczek N ałęczyńska osacza p a rę byłych kochanków, w yłudza pism o pośw iadczające zakład o cnotę K lem entyny, w y krada jej dziecko, a na koniec um ieszcza prześladow aną w pracow ni stro jów i h a f tów, k tó re j firm a n tk a N iesław ska (czyżby nom en-om en?) okazuje się r a j furką. Z ryw a też N ałęczyńska m ający odbyć się ślub B runona z w ybraną przez rodziców panną, ucina jego stosunek z h o jn ą h rab in ą L au rą (w yda jąc se k re t hrabiem u), pozbawia go dziedzictw a i nadanego m u nazw iska. P olując w ten sposób na młodego lew ka nie ty k a sta re j lwicy, jego p raw dziw ej m atki, czym przygotow uje sobie późniejszą klęskę.
W alna jej pom ocnica, E stera z Grzybow a, k u m u lu je w sobie za wiele fu n k cji jak na jedną Żydowicę, a to sam o m ożna by rzec o Slepietusze. Żebraczka z profesji, posługaczka z p rzypadku jest też złodziejką i hieną cm en tarn ą. Dziecko w ykradzione K lem en ty n ie zatrzy m u je przy sobie jako żebraczy rek w izy t, a później u siłu je je utopić w szczurzym kanale na Solcu. M aleństw o r a tu je od śm ierci inna baba z G nojow ej Góry, w pierw śm ieciarka, a na sta re lata rów nież żebraczka, Flisakow a. U darem nia też ona zam ach S lepietu chy na solecki kościół T ry n itarzy . S chw ytaną in fla
granti złodziejkę tra fia „szlag” , a że w kupionej w cześniej od Slepietuchy
pierzynce dziecka schow ane b yły listy B runona do K lem entyny, m ała zn ajd a ulokow ana u Sióstr M iłosierdzia o trz y m u je na chrzcie imię sw ojej m atki. Z kolei bierze ją w opiekę m iłosierna m atron a polska, hrab in a- -kasztelanow a Podolecka, k tó ra nb. już daw niej zainteresow ała się jej m atk ą i bezskutecznie usiłow ała ją wspomóc. T ak zapow iada się ocalenie b o h a te rk i m ającej w końcu tra fić do dom u kasztelanow ej.
N ie m ożna chyba odm ówić B oguckiem u pom ysłowości w konstruow a niu fab uły powieściowej i św iata, w k tó ry m sn u ją się czarne intrygi, a tajem nicze w ęzły łączą a ry sto k raty czn e salony z żebraczym i noram i i m elinam i hien cm entarnych. N abyw czynią ekshum ow anej galanterii jest rzeczona E stera z G rzybow a. Oto co opowiada Flisakow a N ałęczyńskiej, któ ra z p an n ą służącą (oczywiście — Żanetą) w y brała się szukać Slepie tu ch y w błocie i ru d erach G nojow ej Góry.
— S lep ietu ch a jakoś spom knęła się z Porębą i D ębaczką, aby w nocy w y g r z e b yw ać na S m ętarzu trupy... N a m ó w iła każda sw ojego dziada... potem obdzierali. [...] S lep ietu ch a na jedno m ądra, na d ru gie głupia... n ie u m iała sobie p ostęp ow ać z rze czam i.
— Cóż ona z rzeczam i robiła?
— Sprzedaw ała... to jest złoto, srebro i drogie k a m ien ie zab ierali za w sze dziady, a su k n ie przech od ziły do bab. S lep ietu ch a w sz y stk ie nosiła na G rzybów .
— A tam do kogo? — Do jednej Żydów ki.
P ani N ałęczyń sk a i Ż aneta, uderzone p od ob ień stw em ze zb liżen ia się S le p ie - tu ch y z żydów ką w dom u M ülln erow ej, zap ytały bardzo ciek aw ie.
— A czy n ie zn acie czasem tej Żydów ki?
— O! jabym ją i teraz jeszcze poznała... w iem n aw et, jak się nazyw a. — W iesz n aw et, jak się nazyw a?
— Estera, w dow a, kupcow a... m ieszk a na G rzybow ie... sp rzed aje po dom ach tow ary.
(K le m e n ty n a , t. I, s. 147— 152)
M niejsza o stan cyw ilny E stery i o m ałe praw dopodobieństw o inform o w ania ledwo co poznanych „lepszych p a ń ” przez babinę zbierającą kości po śm ietnikach i w yprażającą z nich olej na cuchnącym podw órku ru d ery . W ażniejsze, co też E stera kupow ała:
[...] Już to b iałego atłasu to b yło u n iej jak w sklepie: a skąd żeż to w szystko?... jużci z sukien i poduszek krad zion ych z trum ien. A co ona sp rzed ała pięk n ych lok ów i w arkoczy dla p ań stw a! S lep ietu ch a w szy stk o do n iej nosiła, n a w e t trzew ik i i pończochy po trupach, a E stera rob iła grosze. U n iej k oszu l z P o w ą zek b yło na tuziny; w sz y stk ie poszły do ludzi... n a w et drugi raz i n ie w yp rała.
(K le m e n ty n a , t. I, s. 147— 152)
P rzy k ład an ie do tak skonstruow anego św iata obcych m u skali p ro b ier czych, szukanie w tak ie j powieści w artości poznaw czych obyczajow o i spo łecznie byłoby nieporozum ieniem . Liczy się tu fab u la rn a rola postaci, szta fażu, zdarzenia. Nie w prow adzając za w ielu osób a u to r k u m u lu je w nich m aksym alną ilość cech i funkcji, do granic praw dopodobieństw a zagęsz czając przez to kreow any w powieści św iat. Toż i na K lem en ty n ę spada law ina nieszczęść i przypadków , któ ry ch starczyłoby n a zaw iązanie nie tylko D ziejów grzechu 4, lecz b o h aterk a nie m a zadatków na Ew ę P o b ra- tyńską. Zw iedziona obietnicą ślubu, dziecko sw oje ona kocha, rozpacza po jego utracie, ra d u je się jego odnalezieniem . Z agubiona w świecie i n ie zaradna nie szuka porw anego dziecka, ale z dom u schadzek ucieka zaraz po zrozum ieniu sytuacji. Do zakładu popraw czego tra fia raczej p rzy p a d kiem. M ający na n ią a p e ty t b aron Szw eryn s ta je się jej rycerzem i obrońcą. F orm alnie tylko poślubiając u końca powieści swego uw odzi ciela (zagrożonego nb. aresztem za złodziejstwo), naty ch m iast z nim roz wodząc się i oddając go w ręce policji, K lem en ty n a re h a b ilitu je się w e
* W ym ienioną pow ieść Ż erom skiego m ożna chyba rozw ażyć od tej strony. Jej sp ołeczn ik ow sk ie asp ek ty w c a le tem u n ie przeczą, skoro p o w ieści E. S u eg o n iosły spory bagaż id eologiczn y. Por. U m b e r t o E c o : R e to r y k a i id eo lo g ia u> „T a je m n i cach P a r y ż a ” E u gen iu sza Sue, przeł. W. K w i a t k o w s k i , „P am iętn ik L itera c k i”,
czci niew ieściej. O ddaw szy ręk ę szlachetnem u, choć ju rn em u baronow i, w raz z odzyskaną córką i spadkiem po śp. p ani Podoleckej bo haterka opu szcza o k ru tn ą W arszaw ę i ud aje się do N adrenii.
S kum ulow anym i fu n kcjam i obarczone są różne inne postacie, chociażby i baron. P oznajem y go u N iesław skiej jako rozpustnika, k tórem u uprzejm a pani dom u stręczy w łasną n ieletn ią córkę i k tó ry w ygląda na w ypróbo wanego w ygę, aliści d aje się on podczas uw ięzienia K lem en ty n y obełgi- wać i w yzyskiw ać E sterze na rzecz N ałęczyńskiej. Nie jego c h a ra k te r więc się liczy, lecz przypisana m u w fab u le funkcja: rycerza, ofiarnego obrońcy, k tó ry w istocie okazuje się m anekinem .
T ak skonstruow any św iat m elorom ansow y różny jest od św iata „ k ry m in a łu ”, w k tó ry m nie zdarza się m ściw a zawziętość, z jaką in try g a n tk a w spólnie z pom ocnicą p rześlad u ją b ohaterkę. Nie jest też do pom yślenia w powieści k ry m in aln ej a m a n t w ro d zaju B runona: bałam uci, zniesław ia i w dodatku chce okraść, oszukać, zniszczyć m atk ę sw ojego dziecka. A m ant tak i zw ykle sta ra się „odejść w siną d al”. W K le m e n tyn ie nie ma też w iele m iejsca dla policji, k tó ra ty lk o nachodzi zakład pani N iesław skiej, a pod koniec powieści a re sz tu je tró jk ę w inowajców: N ałęczyńską, E sterę i n a końcu B runona. N aw et S lepietuchę pochw yciła służba kościel n a przy pom ocy Flisakow ej. Na „g lin ę” co p raw d a w m elorom ansie p anuje zła k o n iu n k tu ra. W N ędznikach W iktora H ugo (jest to arcydzieło m eloro- m ansu) J a v e rta nie obdarzono n aw et tą odrobiną uznania, jaką w Zbrodni
i karze D ostojew skiego cieszą się Ilia Pietrow icz i jego im iennik po ojcu,
P o rfiry . P rześladow ania trap iące K lem en ty nę pozostałyby zupełnie bez karn e, lecz zbrodniarze sam i przygotow ują sobie porażkę. Czasem zaś in g eru je przypadek, niem alże krasnoludki.
Rożw ażm y spraw ę od inn ej strony. K am illa Tyszow iecka to zła m aco cha, co „z dom u w ygnała, jeść nie dała, pić nie d a ła ”, oddała K lem entynę złej czarow nicy — N ałęczyńskiej, k tó rej pom agają jeszcze dw ie jędze, E stera i Slepietucha. W b ajkach czarow nic oczywiście byw a m niej, lecz fu n k cjo n u ją one podobnie. N atom iast B runon w y stęp u je w dw u różnych funkcjach: jako zatw ardziały krzyw dziciel biednej sieroty, jednocześnie w y ro d n y ojciec, a w końcu oszust dybiący na m a ją te k byłej kochanki, w innym zaś ciągu w ydarzeń jako pokrzyw dzone porw an e dziecko. Nie jest on k rew n y m K lem entyny, albow iem jako syn jej m acochy może być n a zw any „zim nym b ra te m ”. W tej roli m ógłby w ystąpić jako popraw iony, m oralnie zrehab ilito w any kochanek i mąż. B yłoby to oczywiście także m elorom ansow e, lecz zgodnie z poetyką b ajk i fu n kcjo naln ie niesprzeczne.®
5 W ł o d z i m i e r z P r o p p w studium M orfologia b a jk i, tłum . W. W o j t y - g a - Z a g ó r s k a , W arszaw a 1976, n ie w sk azu je sp rzężenia fu n k cji sprzecznych. P o k rzyw d zon y n ie b y w a k rzyw d zicielem , ale m orfologia m elorom ansu jest dopiero do opracow ania.
Poza tym , pani Podolecka to zdecydow anie dobra w różka, a i Flisakow a, choć zbiera sta re kości, praży z nich olej i żebrze, to raczej ta życzliwa baba Jaga. K le m e n tyn a przypom ina b ajk ę „straszn ą”, w k tó rej b oh aterk a staje ustaw icznie na sk ra ju przepaści, lecz w y rato w an a przez dobre w różki nigdy w nią nie w pada.
Obok kreacji św iata w m elorom ansie zająć nas może jego układ. Ja k o powieść z tajem nicą, m elorom ans nie może być kom ponow any „od po c zątk u ”, ale jako powieść o w a rtk ie j, pełnej napięć ak cji nie m oże też być kom ponow any „od końca”, co obok k ry m in ałó w zdarza się ta k pow ażnym powieściom problem ow ym jak D ziurdziow ie Orzeszkow ej i Granica N ał kowskiej. R etroprogresyw ny uk ład m elorom ansu to kom pozycja „od środka”. N arracja zaś, ten problem w d anym w ypadku drugorzędny, p rzy brała w K le m e n tyn ie postać trzecioosobową. N a rra to r m a zapew ne wiedzę w szystkich spraw , lecz udziela in form acji oględnie i stopniow o, często za pośrednictw em przytoczeń. W ejście w powieść w K le m e n ty n ie odbyw a się przy ulew nym deszczu, w ciem ny wieczór na Placu Z ygm unta, gdy jakaś kobieta śledzi jakiegoś m ężczyznę zm ierzającego do któregoś dom u przy ulicy Św iętojańskiej. K obieta tro p iąca m ężczyznę schodzi n astęp n ie do m ałego sklepiku w celu w y p y ty w an ia sprzedaw czyni o sp raw y dom u n a przeciw ko położonego. Takie in fo rm acy jn e dialogi w y sy p u ją za w iele fak tów naraz, z ich to p rzyczyny tajem niczość w K le m e n ty n ie zbyt szybko się rozjaśnia. G dy zaś B runon, skom prom itow any donosam i N ałęczyńskiej, zostaje wydziedziczony przez pana K rem ontow skiego, a następ n ie w y zuty przez wdow ę i jej córki z nadanego m u nazw iska, odbiorca w yzbyw a się reszty tajem nic, pozostają m ą tylko piętrzone przez N ałęczyńską intry gi. Inform ow anie p rzy pom ocy dialogu bardzo przypom ina ekspozycję w d ra macie, pozornie ty lk o zw raca się do p a rtn e ra , ta k często niedom yślnego, czyni z postaci info rm ującej n ieo p atrzn ą gadułę. W istocie bow iem in fo r m acje te adresow ane są do odbiorcy tym bardziej, że B ogucki nie zna m yślowego toku w spom nień, reflek sji an i p ro jekcji m arzeń postaci m il czącej. Slepietucha w ęd ru jąca nocą z Pow ązek na Solec po pro stu gada do siebie, m onologuje jak na scenie.
— W szelki duch P ana B oga ch w ali! — zaw ołała w ch od ząc pod ark ad y — zd aje m i się, że kogoś w idzę... W im ię Ojca i Syna... m oże i człek a co ostrzegło... A le już nic n ie ma przed oczam i... eh! bo też w id zę jak w m align ie. — I śp ieszn y m krok iem zaczęła p rzebiegać pod kolum nadą.
S lep ietu ch a przystąpiła w reszcie do jed n ej fram u gi i w y cią g n ęła w ie lk i w orek w ypchany h eb low in am i, na którym spało n iesz c z ę śliw e d ziecię K lem en ty n y . — K ilka niedoperzy w y le c ia ło spod w orka, a d zikie ich p isk i o d b iły się o p osęp n e m ury i w n et znikły ponad krzyżam i.
— M asz ich przecie! — przem ów iła stara — znow u te czarn e m otylki!... jakże lubią się grzać przy ciep łym piecu!
— Już! już!... zaczyn asz śp iew a ć, ptaszku!... sp raw ię ja ci zaraz bankiet... p rzej d ziem y się ty lk o n a sp acer, bo tu złe duchy na sm ętarzu.
(K le m e n ty n a , t. IV, s. 125)
W tak ie j n a rra c ji postać tra k to w a n a jest od zew nątrz, obserw ow ana i podsłuchiw ana przez n a rra to ra , lecz te uzew nętrznione monologi sam e się k om p ro m itu ją, gdy p ad ają w nich w yrazy: m aligna i bankiet. M uzyka n ie jest ju ż ta k literack a, lecz w y stę p u je w literack im kontekście:
— P rzek lęty w ia tr od Pragi... lep sza już spraw a z ducham i... O kropnie gra w uszach ta w iśla n a m uzyka. — I obejrzała się za siebie.
(K le m e n ty n a , t. IV, p a ss im )
O pow iadanie od zew nątrz, k tó re w prow adza m owę niezależną w fu n k cji m yśli, a więc krótko: niezależną m ow ę m yślaną, im plikuje coś w rodza ju scenicznej „m ow y na stro n ie ”, lecz Bogucki używ ając czasowników: przem ów iła, zaw ołała, pow iedziała sobie, czyli konsekw entnie podkreślając krea c ję n a rra to ra tropiącego krok postaci, ustaw ia tę postać blisko F lisa- kow ej, św iadka nie m ającego słyszeć monologu.
N a rra to r-tro p icie l to odpow iednik częstego w I połowie X IX w ieku n a rra to ra zew nętrznego, k tó ry p rezen tu jąc św iat, oglądowo d ram aty zu je jego obraz. W ty m sensie K le m e n ty n a to istotnie m elodram at opow ia dany — m elorom ans. Pow ieściow ym żyw iołem K le m e n ty n y jest jednakże przestrzeń — zm ienna, kreow ana przez ru c h postaci. Siedząca B runona N ałęczyńska w chodzi w ulicę, o bserw u je dom na piętrze, zstępuje do su te ren y , w siada do powozu, w k tó ry m przew dziew a m okrą salopę na w yw rót. W dalszych rozdziałach idzie b ło tn isty m i uliczkam i sław etnej Gnojowej G óry, w stęp u je do ru d e ry Flisakow ej, ze S lepietuchą naw iedza obskurny szynk Trędacza, jeszcze później odw iedza dom E stery na G rzybowie i decydującą rozm ow ę prow adzi nie we w spólnej izbie rodzinnej, lecz w ciem nej i ciasnej kom órce. T ak organizow ana przestrzeń nie m a aspektu scenicznego, m ogłaby zaś ukazać się w film ie, z n a tu ry rzeczy ukazującym św iat od zew nątrz, w p rzestrzen i i w ru chu . Szkoda tylko, że przepadłby w ów czas cały języ k n a rra c ji m elorom ansow ej i w iele z dialogów, n a sta w ionych także n a m aksym aln e stężenie w yrazu. Postaci rozm aw iając z kim ś n ienaw istny m w yszczerzają zęb y, przem aw iają z drgającym i z za
ciętości usta m i, a gdy zdradzona kobieta k ieru je lufę w pierś uw odzi
ciela, woła: „Jeszcze jed en w yraz, a u jrz ę tru p a w m oim pokoju!” S tając z pistoletem w dłoni przed „nikczem nikiem ” d y k tu je m u słowa: „Znając tw oją cnotę podszedłem cię jak w ąż zdradziecki, niegodnym im ienia czło w ieka podstępem ”. In try g a n tk a rów nież um ie perorow ać: „Ha! zam ilk łeś — odrzekła z dziką radością — spoglądasz na m nie jak na kobietę po zbaw ioną zm ysłów ”. Na co on: „O niep ojęte w yrazy! czem u ta k dziw nie odbijacie się w m ojej duszy?” Słow a te p ad ają w sytuacji, gdy odbiorca w szystko ju ż zrozum iał, a zapędzony w kozi róg b o h ater nic jeszcze pojąć
nie może. Bogucki, jak widać, nie uruchom ił w n ętrza psychiki kreow a nych przez siebie postaci, a dialog w ystylizow ał n a w zorcach poetyckich. Toteż na wieść o śm ierci w yrodnej m atk i B ru n o n -A rtu r tak reaguje:
— M atko! m atko m oja! ja ci w sz y stk o przebaczam , boć ty ok rop n ie cierpiała w godzinę śm ierci!
I kończąc te w yrazy padł na krzesło n ieprzytom ny... Obraz ca łeg o życia m atk i jeszcze raz stanął przed oczam i jego duszy — zbladł jak w god zin ie skonania i m ęczył się jak w ostatnim oddechu.
(K le m e n ty n a , t. VI, s. 108)
W ym aw iający te słowa m atki nie znał, kochać jej nie mógł, d e lik a t ności sum ienia wcale nie w ykazuje, w yższych uczuć nie żywi, kw estia przytoczona jakoś w y pada z roli, więc a u to r w y jął m u ją z ust.
C yprian N orw id w późnych swoich latach ułożył taki epigram at:
W eź głu p iej szlach ty figur trzy — przepiłuj, B ęd zie sześć — dodaj Ż ydów z ekonom em , Zam ięszaj piórem albo b atem w yłój, I dolej w ody, aż sta n ie się tom em — Zagrzej to albo, gdy m asz czas, um iłuj!... N a reszcie pannę, zru m ien ion ą srom em Jak rzodkiew , zanurz — dla in try g i k rótszej Dodaj w ór rubli — zam ieszaj i utrzyj.
(P rz e p is na p o w ie ść w a r s z a w s k ą ) 6
Nie jest to b y n ajm n iej przepis na m elorom ans, lecz n a coś w rodzaju
Sp eku la n ta lub K ollokacji Korzeniow skiego, In teresów fa m ilijn y c h lub Miliona posagu K raszew skiego, a naw et w szedłby tu ze w zględu na daty Eli M akow er O rz e sz k o w ej7. k
K le m e n tyn a to jeden z m elorom ansów , na któ re przepis m usiałby mieć
inne sform ułow anie. Bogucki w rok po om ów ionej powieści w ydał Rodina, ową k on ty n u ację Żyd a w iecznego tułacza sw ego m istrza. K le m e n ty n a jest m elorom ansem tajem niczym , sensacyjnym i aw anturniczym , bez aspiracji ideologicznych, co jej zresztą u jm y nie przynosi. Sue n atom iast aspiracje takie żyw ił u p raw iając skandalizującą k ry ty k ę sfer w yższych z pozycji burżuazyjnych, ale z zam ierzonym kokietow aniem socjalizm u u to p ij nego 8. Pom aw ianie a ry sto k ra c ji o w szystkie grzechy głów ne i o pom stę do nieba w ołające, taje m n e pow iązania książąt i m arkizów z m ętam i społecznym i były środkiem kom prom itacji złych bogaczy, m ocno nb. m ito- peicznym . W K le m e n ty n ie tego nie widać, n ato m iast w Rodinie in ten cja ideologiczna rzeczyw iście w ystąpiła, choć w św iecie najzu p ełn iej kosm o
8 C. N o r w i d: P ism a w s z y s tk ie , t. II, W arszaw a 1971, s. 243. 7 P o w ieść ta w y szła osobno w r. 1875, ep igram at n o si d atę 1879.
8 U. Eco (por. przyp. 4) prop ozycje E. S u ego zo w ie „reform ą ograniczoną tylk o do takich zm ian, by w zasad zie n ic się n ie zm ien iło ” (s. 293), a d alej m ów i o „m isty - fik atorsk iej k o n so la cji” (s. 294).
politycznym . Polska w y stęp u je tu ty lk o epizodycznie, m im o że zjaw iają się postacie Polaków.
P ostaci to nie ty le pozytyw ne, ile prześladow ane. M aksym ilian Iganicki był (antecedencje) chirurgiem w arm ii napoleońskiej, jego żona K reolką z w yspy R eunion, p orw ane i rzucone na flu k ta n iebyw ałych przygód dzie ci, Teobald i D elfina, w ychow yw ały się pod inn ym i im ionam i w Polsce, lecz wrogowie owej polsko-egzotycznej rodziny są aw an tu rn ik am i na skalę św iatow ą. D aw ny p lenip oten t Iganickiego, W iliam H arlesding obdarł chlebodaw cę z m a ją tk u i w spólnie ze swoim najzaw ziętszym wrogiem k apitanem R appinetem prow adzi nieczyste afery, w ty m handel M urzy nam i. Iganiccy, obdarci i rozproszeni, są w rękach wrogiego gangu m ario n e tk a m i i p rzepadliby bez ra tu n k u , gdyby nie k ilk ak ro tn a interw en cja p ok utującego na ziemi ojca Rodina. Ta figura p rzy ję ta z Z yda wiecznego
tułacza fu n k cjo n u je zatem jako spiritus e m achina. R om ans aw anturniczy
wzbogaca się ty m sposobem o elem ent fantastyczny, m istyczny, a w edług określenia Boguckiego — alegoryczny. To w zbogacenie jest w m eloro- m ansie fak u ltaty w n e , a pełni fu nk cje nie tylko fabu larn e. Rodin, wielki grzesznik w powieści Eugeniusza Sue, dem oniczny, przew rotn y jezuita zniszczył rodzinę R ennepontów i zm arł w przededniu swojego trium fu, jaki m iało m u dać najbliższe conclave w Rzymie. W rom ansie Boguckiego poznajem y zaśw iatow e dzieje Rodina: nie p rzy jm u ją go Niebiosa, odrzuca go Czyściec, brzydzi się nim Piekło, toteż potępieniec m usi powrócić na ziem ię i odrobić zło spełnione za życia. N iezm iernie to autorow i ułatw ia ra tu n e k Iganickich w płaszczyźnie fab u larn ej. Rodin za w łada m ajątkiem gangu pow stałym z pom nażania w y d a rte j Iganickim fo rtu ny , około 4 m ilio nów franków . R appinet i H arlesding używ ający obecnie nazw iska hr. Emy C ruchard, swoimi sposobam i dorobili się ponad 212 m ilionów . Otóż spiritus e m achina zw raca Iganickim 12 m ilionów , a całą resztę pow ierza ostatnim spadkobiercom R ennepontów , z k tó ry ch jeden jest plebanem wioski Vives- -E au x w Solonii, a d ru g i dobrym jezuitą w Paryżu. Są i tacy u m elorom an- sistów! Podzielona spraw iedliw ie fo rtu n a pójdzie na zbożne dzieła filan tro p ii w m etropolii i w ubogiej prow incji Saulogne, nb. krainie m acie rzy ste j francuskiego au to ra. Tak więc Bogucki p rze jął w Rodinie utopi- styczne w idoki m istrza razem z cudow nym i ich m otyw acjam i, albow iem w Ż y d zie w ie c zn y m tułaczu Rodin w ystępow ał jako człowiek ze krw i i kości, lecz przecie postacią z legendy okazuje się fig u ra tytułow a. Rodin stanow i zatem nieco inną niż K le m e n ty n a w ersję m elorom ansu: a w a n tu r- niczo-utopijno-m istyczną.
K apitaliści (1851) to o statn ia powieść Boguckiego, w ykazuje ona co
p raw d a związki z Suem , lecz rozgryw a się całkow icie w Polsce i przynosi w stosunku do m istrza p ew n e ak cen ty polem iczne. P rzy ty m u tw ó r za opatrzony jest w e dw a prologi i we dwa epilogi: A — fabu larn e i В —
egzem plarze. Te ostatnie przynoszą bu d u jący kom entarz. W Prologu В dw aj panow ie po u tra c ie m a ją tk u wzięli się do pracy, starszy do rolnictw a, a m łodszy (desperat) do przem ysłu. W Epilogu В starszy, po w ychow aniu i w ykształceniu swoich dzieci, rozdaje chłopom ziem ię n a własność. M łod szy nie um ie tak postąpić z fab ryk ą, pozostaw ia ją więc potom stw u. Pozy ty w n a propozycja utopii, w edle tego, byłaby rea ln a ty lk o w rolnictw ie. N atom iast inny prolog i epilog wiążą się ściśle z fabułą rom ansu. Prolog A , rozgryw ający się w r. 1804, i ak cja tocząca się w r. 1849 niew iele m ają wspólnego z dziejam i Europy od koronacji N apoleona I po W iosnę Ludów . Nie odm ów im y jed n ak znaczenia dacie końcow ej. W 1804 r. trzech m ałych oberw ańców powzięło p lan y życiowe: Nikodem postanow ił zbić m ajątek , B enedykt zostać księciem , a ty lk o D om inik dobrow olnie obrał łachm any żebracze. P rzyczyną ta k w ażkich decyzji było spotkanie nad W isłą m łodego księcia H eliodora Otosławskiego. Po 45 lata ch N ikodem nie żyje, zm arła jego żona, zapodziała się gdzieś córka Z uzanna i przepadł m ają te k po lichw iarzu i sknerze zm arłym w nędzy. Z am iast B enedykta zjaw ił się z rodziną bogaty i m iłosierny bigot, p an K am il Złotouski. A D om inik jest stary m dziadem pijanicą. Ironia te j k a rie ry jest oczyw ista, toteż k o n tra stu je z m elorom ansow ą fabułą.
K siążę Heliodor w młodości rom ansow ał z pan ną Izabelą H ortensją, któ rą w pośpiechu w ydano za lekarza N iem ielnickiego. M ałżonek nie uznał za w cześnie urodzonego syna żony i zginął w p o jedynku z księciem . Eugeniusz, m łodzieniec piękny, u tale n to w an y i w ykształcony, nie m a naz wiska. Zam ieszkaw szy z m atk ą w daw nym lokalu N ikodem a Łacha, gdzie podobno straszy, odkryw ana, stry szk u obok sw ojej izdebki sk arb i te sta m ent lichw iarza u p raw n ia jąc y go do objęcia pochow anych w sk ry tce kosztowności i złota. M otyw y podobne znajdziem y w M arcinie p o d rzu tk u i w M ilionerach Eugeniusza Sue. W dodatku ty tu ł K apitaliści odpow iada ty tułow i M ilionerzy. W tej powieści ubogi klerk, L udw ik R ichard, syn rzekom o ubogiego pisarza ulicznego, od kry w a po m niem anej śm ierci ojca w jego k a n to rk u złoto i p ap iery w artościow e. M ajątek zdobyty sk n e r stw em i spekulacjam i b o h ater obraca na szlachetną filan tro p ię, w jego przedsiębiorstw ach robo tn icy uczestniczą w podziale zysków, m ają domy, lekarzy i zaopatrzenie n a w ypadek kalectw a. Bogucki jednakże tę utopię sparodiow ał. Oto Eugeniusz w biedzie m arzy o popraw ie losu ubogich, o udziale robotników w zyskach przyszłych fab ry k itd., ra d by n aw et pałac swojego n atu raln eg o ojca przerobić na jak ąś in sty tu cję publiczną, ale gdy książę H elidor zaślubia in e x tre m is pan ią Izabelę i leg ity m u je syna, utopia rozw iew a się jak dym . Świeżo upieczony książę re s ta u ru je rez y dencję, w yrzeka się p ięknej Zuzanny, k tó rej odzyskane bogactw a sp ła ciły ojcowskie długi, i żeni się z księżniczką A delaidą, w y d o b y tą tro ch ę jak królik z cylindra. Z uzanna zam yka się w klasztorze, a Eugeniusz, n a b ra w
szy w szystkich narow ów ary sto k racji, nie baw i się rów nież w filantropię. T akich sygnałów parodii znaleźć m ożna w ięcej. D r N iem ielnicki, dając chrzcić Eugeniusza, zaprosił n a ku m a D om inika. B ohater chce zapew nić o jcu ch rzestnem u dom i dostatek, ale dziad woli trz y ta la ry w łapę i zapija się n a śm ierć. Sąsiad E ugeniusza n a S ta ry m Mieście, szewc Ł ukasz w po- m iern y m stan ie w iele rozpraw ia o socjalizm ie, lecz obdarzony sporą sum ką, p rz y sta je całym sercem do kapitalistów . B ogucki zatem istotnie w ykpił u to p ię społeczną, a zw rot im plikow any w parodii m otyw ów Sue’ow skich m ożna tłum aczyć k ryzysem ideow ym po u p a d k u W iosny Ludów. W olno też przypuszczać, że odstępując od utopizm u a u to r zam ierzał zrew idow ać p o ety kę m elorom ansu, w czym przeszkodziła m u ry ch ła śm ierć (1855). Na m ożliwość ew olucji pisarza ku realizm ow i w skazuje tak a oto kom entacyjna dy g resja pośw ięcona w arszaw skiej Starów ce:
W p raw dzie i to jest C ité jak w P aryżu, C ity jak w L ondynie, ale na tak poczciw ą sk alę, że z ta m ty m i potw oram i n ie zn iosłob y żadnego porów n an ia, jeśli tylk o w ie rzyć m am y na au to rsk ie słow o honoru tym w szy stk im obrazom rom ansopisarzy, k tórym i nas w ostatn ich la ta ch ty le p rzerazili w sw oich p raw d ziw ych i n iep raw d zi w y c h T a jem n ica ch ... T u n ie ma an i zbójców , ani złodziei, a n i galern ik ów , n ik t tu sob ie ro zm y śln ie n ie w y p a la w itrio lem tw a rzy ani obrzyna nozdrzów dla n iep ozn ak i przed p olicją jak w P aryżu. [...] Tu o sied li szczerzy, otw arci, choć prości w ob y cza jach [...] m ieszczan ie, m ali o b y w a tele, m ali k upcy i kram arze, po piętrach em eryci i o fic ja liśc i, po poddaszach szw aczki, a czasem i m a li poeci lub a rtyści w szy stk ich m uz d ziew ięciu [...]
(K a p ita liś c i, t. I, s. 157)
T ak zapow iadany tem a t rozw inęli inni pisarze: W łodzim ierz Wolski, Bolesław P ru s, W iktor G om ulicki, O r-O t, granice m elorom ansów zostały przekroczone, w chodzim y w k rain ę realizm u i hum oru. M elorom ans bow iem był pow ażny aż do śmieszności.
P rop o n u jąc te rm in m e l o r o m a n s m usim y w końcu dać przepis dla te j odm iany powieści. W kategorii m elorom ansu m ieści się in tryg a, ta je m nica i sensacja, k reow any w nim św iat tylko pozornie jest realny . M ie szają się w nim w o stry m przeciw ieństw ie góry i doły społeczne, rządzi nim p o etyk a efektyw nego zdarzenia, postaci zaś są n ad er stereotypow e, p rze jęte n ieraz z fab uły innych rom ansów , jakoby personae com m unes. Cóż rzec o zajęciu hrabiego Zwołoszyca? — Cały dzień czy tu je gazety angielskie, nie poluje, nie tow arzyszy żonie w świecie, a to m a być a ry sto k ra ta à l’anglaise. Т ака sztam pow a ary sto k ra c ja znalazła się potem w
T ręd o w a tej H eleny M niszkówny. Skoro jedn ak czynim y to zestaw ienie,
om ijając m nóstw o ogniw pośrednich i późniejszych (choćby Znachora T adeusza Dołęgi-M ostowicza), su ponujem y pew ien zbiór genologiczny i pew ien w nim ciąg czasowy. K o n tra sty społeczne o raz in try g i w Trędo
w a tej są dość ograniczone, te n m elorom ans jest ckliw y i m iejscam i nudny,
tym czasem m elorom ans reprezen to w an y przez Boguckiego, rów nie
rad n y stylistycznie, nie jest ani nu d n y, ani ckliw y. N iziny społeczne, a raczej dno W arszaw y ukazał on dosadnie i plastycznie, lepiej w każdym razie niż salony, który ch chyba nie znał i k tó re najw ięcej zaw ierają sztam py. M elorom ans jest też naiw n ie pow ażny, toteż hum or, ironia i co kolw iek p raw dy podająca sa ty ra obyczajow a ro zb ijają jego konw encje. Na to w skazuje o statn ia powieść om ówionego pisarza.
Р Е З Ю М Е Термин м елороман предлагается как сокращ енн ое название романа с м ел о драматическими элементами. Часто та к ж е уп отребляется так ое о п р едел ен и е как роман тайн, но в мелором ане кром е тайн м ож н о найти и другие элементы . П о пытка прим енения этого термина предприн ята зд есь на р ом ан ах Б огуцкого. „К лем ентина или история сироты ” (1845— 1846) — это история обм анутой, п р есл е дуем ой интригантами девуш ки. Героиню пресл едую т несчастья, она подвергается опасности, но благоприятное стечение обстоятельств спасает е е и приводит к сч а стливому браку. Лю бовник и гонители наказаны . Роман п ереполнен слож ны м и, запутанны м и событиями. Иногда его м ож но сравнить со ск азк ой о сироте и к о л ду н ь я х . К ом позиция романа ретро-прогрессивн ая, повествование хар а к т ер и зу ет ся внеш ней разработкой образов. Н апример, п ер сон аж и прои зн осят в сл у х м о нологи. В торой роман „Роден или д у х на пути р аскаяния” (1846) является п р о д о л ж е нием романа Э ж ен а Сю „Еврей, вечны й странник” (L e J u if e rr a n t) и повествует о судь бах сем ьи Р еннепон ов и и езуи та Р оден а — д у х а , искуп аю щ его свои г р ех и на зем ле. Р оден избав ляет от несчастий и опасностей семью поляка И ганицкого, которую п р есл едует банда спекулянтов, при помощ и неч естн ы х сделок , н ап ри - · мер торговли неграми, во много р а з увелич ивш ая им ущ ество св ои х ж ертв. П осле гибели злоум ы ш ленник ов Р оден отдает И ганицком у 12 м иллионов своего состо яния, а 200 м иллионов п ер едает потомкам Р ен н еп он ов на благотворительны е цели. В последнем ром ане „К апиталисты ” (1851) и спользую тся некоторы е мотивы таких п роизведений Э. Сю как „М артин-подк иды ш ” и „М иллионеры ” причем Богуцкий пародирует утопичность последнего. П исатель как бы отказы вался от м елоромана и в дигрессивн ы х к ом м ентариях возвещ ал об обращ ении к р еа лизм у, которого, он, однако, не у сп ел соверш ить. Ч ертами мелором ана в п р ои зв еден и я х такого р ода являю тся сл едую щ и е элементы : таинственность, условность мира, в котором переп л етаю тся р езк и е общ ественны е контрасты , стереотипность образов и, наконец, наивная с е р б е з- ность. Ирония, ю мор и сатира разбиваю т рамки мелоромана. R É S U M É
On p ropose le term e m é l o r o m a n com m e une ab rév a tio n pour: un rom an a v ec des élém en ts m élod ram atiq u es. On em p loie so u v en t la d éfin itio n : u n r o m a n d e s m y s t è r e s , m ais dans le m élorom an, à cô té du m y stère, il y a d ’a u tres élém en ts. L’essa i de l ’usage de ce term e on a fa it ic i sur le s rom an s d e J. S. B o gucki. C lé m e n tin e ou l’h is to ire d ’une o rp h e lin e (1845— 1846) c ’e st l ’h isto ire d ’u n e fille séd u ite et ex p o sé e a u x p ersécu tio n s des in trig a n tes. L’h éro ïn e ép ro u v e d iv ers
m alh eu rs et e lle est e x p o sée a u x dangers, m ais l e concours fa v o ra b le des circon sta n ces la sa u v en t et la co n d u isen t ju sq u ’au m ariage h eu reu x. L ’am an t m échant et le s p ersécu trices son t p u n ies à ca u se d e ses fau tes. Le rom an a des an técéd en ts em b ro u illés et u n e actio n p a reillem en t com p liq u ée. P a rfo is on le p eu t com parer à la fa b le de l ’orp h elin e et d es sorcières. La com p osition du m élorom an est rétro -p ro g ressiv e, et la narration p résen te le s p erson n ages de dehors, d e façon caracté ristiq u e. L es p erso n n a g es par ex. én o n cen t d es m on ologu es à h a u te v o ix .
L e second rom an, R o d in ou l ’e s p r it en v o ie d e la p é n ite n c e (1846) est la con tin u ation du rom an d’E. Sue, L e J u if e r r a n t, il in trod u it l ’a ffa ir e de la fa m ille R en n ep on t et le jé su ite R odin en ta n t qu’un esp rit e x p ia n t sur la terre. R odin d éliv re du m alh eu r et des d an gers la fa m ille du P olon ais Iganicki, p ersécu tée par la bande des sp écu la teu rs qui on t fa it a ccroître bien d e fois l ’avoir d e ses v ictim e s a v e c d es a ffa ir e s m a lh o n n êtes, par ex. le tr a ffic des n ègres. A près avoir détru it le s m a lfa iteu rs, R odin restitu e a u x Igan ick i p lu s que 12 m illion s de sa fortu n e, et il rem et 200 m illio n s a u x d ern iers d escen d an ts des R ennepont pour le s oeu vres de la philan th rop ie, à P aris et à S au logn e.
L e dernier d es rom ans, L e s C a p ita liste s (1851), u tilise q u elq u es élém en ts des oeu v res d ’E. S u e, M a rtin , l’in fa n t tr o u v é et L e s M illio n a ires, m ais il parodie le caractère u top iq u e d e ce dern ier rom an. B ogu ck i sem b la it d e se détourner du m élo rom an e t d ’annoncer, dans le co m m en teu r d e d igression , le détour v ers le réa lism e qu ’il n ’a pas eu de tem p s d e réaliser.
La rec e tte pour le m élorom an m et en év id en ce, dans c e tte v a ria tio n de rom an: le m y stérieu x , l ’in trigu e, la co n v en tio n n a lité du m on d e dans le q u e l de d iv ers con tra stes so cia u x s'u n issen t, la stéréo ty p ie d es p erson n ages, et en fin le sérieu x n aïf. Ironie, h u m eur et sa tire fo n t éch ou er le cadre du m élorom an.