• Nie Znaleziono Wyników

Powinowactwa z wyboru : romans

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Powinowactwa z wyboru : romans"

Copied!
420
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

POWINOWACTWA

l

WYBORU.

R O M A N S G E T E G O .

PK7.ELOZONV Z NIEM IECK IEGO .

*

W A R S Z A W A .

w D r u k a r n i G a z e t y P o l s k i e j .

1866

.

Część I.

(6)

Wolno drukować, pod warunkiem złożenia w Komitecie Cenzury po wydrukowaniu, prawem przepisanej liczby

egzem-\Varszfyęh\ dnia 8 (20) Lutego 1 866 r,

\ Cenzor, J . IS o g a l§ S & i.

(7)

ROZDZIAŁ I.

Edward—tak nazwiemy bogatego barona w sile m ęzkiego wieku—Edward przepędził najpiękniejszą, godzinę kwietniowego popołudnia wowocowej szk ół­ ce swojego sadu, szczepiąc na młodych płonkach świeżo otrzymane zrazy. W łaśnie skończył robotę i składając narzędzia patrzał z zadowoleniem na spełnione dzieło, gdy nadszedł ogrodnik, uradowany pracowitem zamiłowaniem pana.

— Czyś nie widział gdzie pani? zapytał go zabie­ rający się do odejścia Edward.

— rPani na tamtej stronie, w nowym parku, odpowiedział ogrodnik. Dokończają. tam w łaśnie altany, która pani na przeciw ległej zamku skale wy­ stawić kazała. W szystko ślicznie się udało i wiem że się Wielmożnemu Panu podoba. Bo co to za wi­ dok: na dole wieś, nieco ku prawej stronie kościół, po

(8)

za którego wyniosłemi wieżami wzrok daleko gdzieś ginie; na przeciwko zamek i ogrody...

— Masz słuszność, rzekł Edward. O kilka kro­ ków ztąd można widzieć pracujących robotników.

. — Dalej na prawo, kończył $ woje ogrodnik, o- twiera się dolina, i przez zarosłe drzewami błonie widnieje dal w esoła. Ścieżka po skale ślicznie też jest poprowadzona. N asza Wielmożna Pani zna się na tem i człow iek chętnie pracuje pod jej roz­

kazami.

— Idź, rzekł Edward, i poproś pani niech tam na mnie zaczeki. Powiedz że chcę się widokiem now e­ go budynku nacieszyć.

Ogrodnik pobiegł szybko, Edward wkrótce po­ śpieszył za nim. Spuszczając się z tarasu na dół, obejrzał w przechodzie inspekta i cieplarnię, i prze­ bywszy rzuconą przez potok kładkę, wyszedł na miejsce, gdzie wiodąca do nowego parku dro­ żyna rozdzielała się na dwie ręce. Ominąwszy ścieżkę, która przez cmentarz prosto prawie pięła się pod górę, zwrócił się dalszą -nieco, przez wesołe zarośla wijącą się dróżką; a po chwilowym wypo­ czynku na ław ce, u zbiegu owych dwóch ścieżyn bar­ d z o trafnie postawionej, puścił się właściwym torem;

aż po rozlicznych schodkach i zakrętach, wazką i rozmaicie spadzistą drogą, d ostał się nakoniec do altany.

(9)

Karolina czekała męża na progu, a wprowadzi­ wszy do środka tak go usadziła, że m ógł na raz o - garnąć wzrokiem rozmaite widoki krajobrazu, przez

drzwi i okna, niby w ujęciu ram się ukazujące. E - dward wystawił sobie zaraz jak wkrótce wiosna wszystko to jeszcze pełniejszem ubogaci życiem, i rzekł do żony:

— To tylko jedno m iałbym do nadmienienia, że sama altanka wydaje mi się trochę za szczupłą.

— Jak dla nas obojga dość tu przestrono, odpo­ w iedziała Karolina.

— Zapewne, rzekł Edward, i dla trzeciego nawet znalazłoby się miejsce.

— Czemużby nie? dodała Karolina; zm ieściłby s ię jeszcze i ktoś czwarty. Dla liczniejszego zaś towa­ rzystwa przygotujem inne m iejsce zebrania.

— Tymczasem, rzekł Edward, póki nam nikt nie przeszkadza, i w wesołem usposobieniu umysłu spo­ kojnie sobie siedzim we dwoje, muszę ci wyznać, że od pewnego już czasu cięży mi na sercu rzecz, którą należało i należy ci wyjawić, a prz ecież zdobyć się na to nie mogłem.

— Uważałam ja to, w trąciła Karolina.

— Przyznam ci się, mówił dalej Edward, że gdy­ by mnie nie nagliła jutro odchodząca poczta i ko­ nieczność postanowienia czegoś dzisiaj, m ilczałbym

(10)

— I cóż to takiego? zapytała uprzejmie Karo­ lina.

— Dotyczy to naszego przyjaciela kapitana. Znasz smutne jego położenie, w które, jak się nieje­ dnokrotnie zdarza, popadł bez najmniejszej winy. Bezczynność musi być niezmiernie bolesną rzeczą dla człow ieka takiej jak on nauki, talentów i zdol­ ności. Dla tego też nie będę już ociągał się dłużej z tem, co pragnę uczynić dla niego: chciałbym, aby­ śmy go na czas jakiś wzięli do siebiq.

— Jestto, odezwała się Karolina, rzecz godna namysłu i wszechstronnego obejrzenia.

— Udzielę ci moich uwag w tym przedmiocie, rzekł Edward. List jego ostatni je st jakim ś cichym wyrazem najgłębszego zniechęcenia. Przecież, cier­ pienie jego nie ztąd pochodzi, żeby mu na czemś zbywać miało; jest to bowiem człow iek umiejący się ograniczać; ja zaś pom yślałem już o rzeczach konie­

cznej potrzeby. Ani go też to trapić może, że przyj­ muje coś odemnie; gdyż w tem długiem pożyciu przyjaźni naszej tylekroć tak wielkie długi jeden u drugiego zaciągał, że dziś niktby już nie zd ołał obliczyć, jak wzajemny nasz debet i kredyt stoi. Ale właściwein jego udręczeniem je st brak działal­ ności. Wielostronne ukształcenie swoje, co dzień, co godzina niemal na użytek ludzki obracaę, jest nie tylko całą jego rozkoszą, lecz namiętnością; ale ręce za pas założyć, albo ucząc się dalej wyrabiać w so ­

(11)

bie wyższe jeszcze uzdolnienia, kiedy tego co się już w pełni posiada zużyć nie m ożna,— dręczące to poło­ żenie, którego przykrość w sam otności swojej po­ dwójnie, potrójnie on

uczuwa-— Sądzę, rzekła Karolina, że mu z rozmaitych stron robiono rozmaite propozycje. Ja sama pisa­ łam za nim do wielu uczynnych osób, i o ile wiem nie pozostało to bez skutku.

— Prawda, odpowiedział Edward, ale właśnie te wciąż nastręczające się sposobności i propozycje sprawiają mu tylko nowy niepokój, nowe udręczenie. Żadne z przedstawiających się zajęć nie było dlań odpowiedniem. Nie byłby tam d ziałał, ale tylko poświęcić m usiał swój czas, sposób myślenia, osobi­ stość swoją, co jest niemożliwą dlań rzeczą. Im więcej to rozważam, tem mocniej to czuję i tem ży­ wiej pragnę ujrzeć go pomiędzy nami.

— Jestto bardzo pięknie i chwalebnie z twojej strony, że los przyjaciela z takiem współczuciem obmyślasz, ale zarazem pozwól mi żądać, abyś tak samo o so b ie, o nas myślał.

— N ie omieszkałem tego uczynić, odparł Edward. Zbliżenie przyjaciela może nam tylko przyjemność i korzyść zapowia dać. O wydatkach nie ma co wspominać, choć w każdym razie mniejsze będą sko­ ro do nas przybędzie, szczególniej kiedy sobie po­ myślę, że przytom ność jego nie zrządzi nam naj­ mniejszej niewygody. Może m ieszkać na prawem

(12)

skrzydle zamku, a reszta ułoży się sama. Jakąż to przecież ulgę mu sprawił Nam zaś towarzystwo je­ go przyniesie tylko rzeczy m iłe i pożyteczne.

Od dawna pragnąłem mieć pomiar dóbr i okolicy; on się tem zajmie rpokieruje robotą. Zamierzyłaś, aby po wyjściu lat obecnej dzierżawy, wziąść na sie­ bie zarząd majątku. J estto trudne przedsięwzięcie, w którem kapitan wspomódz nas może przygotowaw- czemi wiadomościami. Czuję, że mi brak zupełnie człowieka w tym kierunku uzdolnionego. W ieśnia­ cy znają się wprawdzie na rzeczy, ale ich sprawo­ zdania mieszają jedno z drugiem i nie są rzetelne. Agronomowie po m iastach i akademiach w ykształ­ ceni bywają zwykle porządni i tłómaczą się jasno; za to zbywa im na bezpośredniej znajomości przed­ miotu. Po kapitanie mogę się obojga tych przymiotów spodziewać, i z przyjemnością wyobrażam sobie ty­ siące innych jeszcze wywiązujących się ztąd stosun­ ków, które, właśnie przez wzgląd na ciebie, wiele dobrego mi wróżą. Tymczasem zaś dziękuję ci żeś mnie tak uprzejmie wysłuchała. Mów z kolei, wy­ łó ż mi szczerze i obszernie co masz do powiedzenia; nie będę ci przeszkadzał ”

— Bardzo dobrze, odpowiedziała baronowa, a na początek zacznę od ogólnego spostrzeżenia. Męż- czyzni więcej myślą o szczegółach, o chwili obecnej, i słusznie: bo ich powołaniem jest czyn, działanie; kobiety uważniej baczą na to, co życie w całości

(13)

spaja, i nie mniejsze mają do tego prawo, bo ich los, i los ich rodzin od takiej spójności zależy, i tego wreszcie świat po nich wymaga. Pozwól mi więc w ten sposób spojrzeć na teraźniejsze i na przeszłe nasze ży cie, a przyznasz, że sprowadzenie tu kapita­ na nie zgadza się znowu tak zupełnie z zamysłami, postanowieniami i porządkami uaszemi. Myśl moja z przyjemnością wraca do najdawniejszych naszych stosunków. Dwa m łode nasze serca kochały się szczerze; rozdzielono nas. Zabrano mi ciebie, po­ nieważ twój ojciec, w nigdy nienasyconej żądzy po­ siadania, ożen ił cię z bogatą, choć starszą od ciebie kobietą; mnie zabrano tobie, i musiałam wbrew skłonności pójść za niekochanego, choć szanowane­ go i zamożnego człowieka. Odzyskaliśmy wkrótce wolność: ty wcześniej, odziedziczywszy nadto wielki majątek po twojej mateczce; ja później; właśnie w tym czasie gd yś z podróży wrócił. Spotkaliśmy się: wspomnienia były nam m iłe, kochaliśmy wspo­ mnienia i moglibyśmy byli tak sobie żyć wespół spo­ kojnie. N alegałeś na małżeństwo; nie łatwo zgodzi­ łam się na to, bo choć prawie w jednym wieku j e ­ steśmy, jako kobieta zestarzałam się stosunkowo

więcej od ciebie. Ale w końcu nie mogłam ci od­ mówić tego, co zdawało się, że za jedyne szczęście życia tw ego uważasz. Po wszystkich niepokojach u dworu, w wojsku, w podróży przeżytych, pragną­

(14)

łeś przy sercu mojera odpocząć, opamiętać się nieja­ ko wśród życia, ale go tylko ze mną samą, tylko we dwoje używać. W ięc córkę jedynaczkę oddałam na pensję, gdzie bezwątpienia odbierze wykształcenie wszechstronniejsze, niżby to na wsi stać się mogło. Ale wraz z nią umieściłam tam O ttylię, ukochaną siostrzenicę moją, która pod mojem przewodni­ ctwem wyrobiłaby się może najlepiej na dobrą, do- mowemi sprawami zajętą gospodynię. W szystko to stało się za twojem przyzwoleniem, i dla tego jedy­ nie, abyśmy żyli sami tylko, i tak tęsknie oczeki­ wanego, a tak późno osięgniętego szczęścia używali w pokoju. W tym zamiarze przenieśliśmy się na wieś. Ja wzięłam na siebie wewnętrzną, ty zewnę­

trzną część gospodarstwa, i to co ogół interesów sta­ nowi. Mojem niezmiennem postanowieniem jest chęci twoje we wszystkiem uprzedzać i żyć w yłą­ cznie dla ciebie; pozwól przynajmniej abyśmy spró­ bowali przez czas jakiś, jak długo w ten sposób je ­ dno drugiemu wystarczy.

— Ponieważ, odezwał się Edward, ta spajająca siła życia, jak się wyrażasz, jest waszym żywiołem, nie trzeba nigdy wniosków waszych długo słuchać, albo zgodzić się na to zawczasu żc macie słuszność, tak jak niewątpliwie masz ją, aż do dnia dzisiejsze­ go. Dobrą j e s t podstawa, na którejśmy dotąd byt nasz opierali, ale czyż na niej nie zbudujemy już nic więcej i nic więcej nie rozwiniemy? To co ja w

(15)

ogro-Jzie, a ty w parku urządzasz, jestże tylko dla pustelników?

— Bardzo dobrze, odpowiedziała Karolina, bar­ dzo dobrze! N ie wprowadzajmy tu tylko nic obcego, nic co przeszkadza. Pam iętaj, że podług naszych zamiarów, to nawet co rozrywkę stanowi, tylko do naszego wzajemnego współistnienia ma się odnosić. Miałeś mi najpierw w porządnym ciągu dziennik twojej podróży przeczytać, układając przy tej spo­ sobności rozmaite przynależne do tego papiery, aby następnie z moim udziałem i za moją pomocą, ze stosu tych drogocennych ale porozrzucanych kartek ułożyć całość, tak dla nas, jak i dla innych przyje­ mną. Obiecałam dopomagać ci w przepisywaniu i myśleliśmy sobie tak wygodnie a grzecznie, i ci­ chutko a wdzięcznie przejechać wspomnieniem św iat, którego oglądać razem nam nie dano. Początek jest już zrobiony, przytem bierzesz się wieczorami do porzuconego niegdyś fletu, aby towarzyszyć mojej grze na fortepianie; a odwiedzin z sąsiedztwa i wy­ cieczek w sąsiedztwo nie zabraknie nam nigdy.. Ja przynajmniej myślałam spędzić wśród tego wszyst­ kiego pierwsze prawdziwie wesołe lato w mojem życiu.

— Gdyby mi tylko, zaw ołał Edward trąc sobie czoło, przy tej całej wymowie twojej, tak pełnej u- czucia i rozsądku ciągle jedno w myśli nie stało! Oto że przytomność kapitana nie tylko niczego nie zepsuje,

(16)

ale przeciwnie wszystko niezmiernie upiękni i nowem życiem natchnie! Podróż odbyliśmy po części razem, i on również z rozlicznych spostrzeżeń swoich poro­ b ił sobie notatki; i zużytkowawszy to razem, dopiero- byśmy piękną całość złpżyć mogli

— Kiedy tak, zaw ołała Karolina trochę niecier­ pliwie, to muszę ci się przyznać otwarcie, że mo­ je serce sprzeciwia się temu, a przeczucie coś niedo­

brego wróży.

— Tą, drogą idąc, odrzekł Edward, wy kobiety byłybyście uiezwyciężonemi. Najpierw tak roztro­ pne, że wam nic zaprzeczyć nie można; potem tak kochające, że wam się poddać milo; tak uczuciowe, że się was , urazić nie śmie, wreszcie tak przeczuć pełne, że przestraszacie.

— Nie jestem przesądną, mówiła dalej Karolina, i nie poddawałabym się żadnym ciemnym marze­ niom, gdyby to tylko marzenia były; ale przeczucie jest najczęściej nieświadomem siebie przypomnie­ niem tego, cośmy w skutek naszych własnych, lub cudzych działań przeżyli.' W każdym razie, przyby­ cie nowej osoby niezmiernie ważną jest rzeczą. W i­ działam rodzeństwa, przyjaciół, kochanków, m ałżon­ ków, których wzajemny stosunek przez przypadko­ we lub rozmyślne wmieszanie się trzeciego został wskroś przeistoczonym, a położenie zupełnie się zm ieniło.

(17)

— Tak, rzekł Edward, może się to zdarzyć lu ­ dziom po ciemku idącym przez życie, ale nie tym którzy doświadczeniem nauczeni nabyli świadomości siebie.

— Świadomość siebie, mój najdroższy, odrzekła Karolina, nie je st bynajmniej orężem obrończym, a niejednokrotnie nawet staje się niebezpieczeń­ stwem dla tego, kto go nosi; ale z tego wszystkiego razem niechże przynajmniej wyniknie wniosek taki, żeśmy tu niepowinni działać porywczo. Daruj mi jeszcze dni kilka; nie wymawiaj ostatniego słow a.

— Rzecz tak stanęła, odparł Edward, że nawet po dniach -bardzo wielu zawsze jeszcze zapośpieszuie działać będziemy. Jużeśmy za jedną i drugą stro­ ną wzajemnie głos wznosili; teraz tylko wyrok w y­ dać trzeba, i byłoby może najlepiej, żebyśm y się w tem na los spuścili.

— Wiem, rzekła Karolina, że w wątpliwych ra­ zach chętnie się zdajesz na rzut kości, albo przy­ padek zakładu; ale rzecz takiej wagi podobnie roz­ strzygać uważałabym za zuchwalstwo.

— Cóż mam więc kapitanowi napisać? zawo­ ła ł Edward; muszę bowiem zaraz wziąść się do

tego...

— L ist spokojny, roztropny i pocieszający, odpo­ wiedziała Karolina

(18)

— To znaczy taki, jak nic, rzekł Edward.

— Są przypadki, dodała Karolina, w których jest dobrą i potrzebną rzeczą raczej napisać nic, jak nic nie napisać.

(19)

ROZDZIAŁ И.

Edward usiadł samotnie w swoim pokoju, a wyszłe z ust Karoliny wspomnienie ich przeszłości, uobecnie­ nie wzajemnego ich położenia i zamiarów, przyjemnie wzruszyło żywy jego umysł. Obok niej, w jej towa­ rzystwie, uczuł się tak szczęśliwym, że postanowił napisać do kapitana list, wprawdzie przyjacielski i czuły, ale spokojny i nieobowiązujący do niczego. Kiedy przecież przysunąwszy się do biórka, wziął pi­ smo przyjaciela, aby je raz jeszcze odczytać, smutny los zacnego człowieka stanął mu znowu przed oczy­ ma; zbudziły się od razu wszystkie dręczące go przez cały dzień uczucia, i wydało mu się niemożliwą rze­ czą, aby w tak ciężkiem położeniu opuścić przyja­ ciela.

Edward nie był przyzwyczajonym odmawiać sobie czego zapragnął. Jedynak bogatych rodziców,

(20)

pie-szczotami skłonionym został do niestosownego, ale wielce korzystnego związku ze starszą od siebie ko­ bietą, która ze swojej strony psuła go wszelkiemi sposobami, usiłując, za dobre z sobą pożycie, wy­ wiązywać sig największą wspaniałomyślnością. W krót­ ce zaś, przez śmierć jej rychłą, pan własnej woli, wio­ dący niezależne życie podróżnika, władny do wszel­ kiej zmiany i odmiany, nie żądający niepodobieństwa, ale pragnący wiele i rozmaicie, -otwarty, szczodry i szlachetny, a odważny w potrzebie, jakież życzenie

m ógł mieć nie ziszczonem na świecie?

W szystko też dotąd szło po jego woli; nawet posia­ danie Karoliny zdobył sobie upartą, romansową wier­ nością,— a dziś po raz pierwszy w życiu uczuł, że mu się coś opiera, coś na zawadzie stawa, i to wtedy właśnie, kiedy sprowadzając do siebie przyjaciela lat młodych, chciał niejako dopełnić obrachunku z prze­ szłością. W prawiło go to w rozdrażnienie, w nie­ cierpliwość; kilkakrotnie brał i k ła d ł pióro, nie mo­ gąc wyrobić w sobie zgody na to, co pisać było trze­ ba. N ie chciał sprzeciwić się życzeniom żony, a nie m ógł iść za jej żądaniem; sam niespokojny, nie m ógł napisać spokojnego listu. Naturalnie więc zapragnął puścić rzecz w odwłokę. W kilku słowach przeprosił przyjaciela, że nie odpisał mu zaraz, i że dziś jeszcze nie może pisać obszernie, przyrzekając mu wkrótce list więcej dokładny i uspakajający.

(21)

Nazajutrz Karolina skorzystała z przechadzki w to samo co wczoraj miejsce, aby zwrócić rozmowę na przedmiot wczorajszy; sądziła zapewne, że najłatwiej jest zwalczyć jakieś postanowienie, często o niem rozmawiając.

Edward zadowolnionym był z takiego obrotu rze­ czy, i podług zwyczaju okazywał się słodkim i przy­ jemnym. Bo chociaż przy wielkiej wrażliwości łatwo się zapalał, a przez żywość wszystkich swych chęci stawał się nie raz natrętnym, i m ógł niecierpliwić uporem,— pozór przecież rzeczy łagod ził wielką ba­ cznością nieuchybienia nigdy nikomu, tak że często bardzo będąc uprzykrzonym, nie przestawał jeszcze być miłym.

W ten sam też sposób począł sobie tego ranka z Karoliną, to rozśmieszając przez w esołe żarty, to rozczulając przez słodkie słówka, zupełnie nie nale­ żące do przedmiotu; tak, że powiedziała mu w końcu: — Chcesz widzę abym zrobiła dziś dla kochanka, czegom wczoraj odmówiła mężowi?

Ale. mój drogi,— mówiła dalej,—wiedz przynaj­ mniej, że w obec życzeń twoich, wyrażonych z tak wdzięczny żywością, nie m ogłam pozostać zimną i nie­ wzruszoną. Tylko zmusza mnie to do pewnego wy­ znania; bo i ja dotąd coś przed tobą ukrywałam. Oto jestem w zupełnie podobnem jak ty położeniu, i za­ dałam już sama sobie gwałt, którego teraz właśnie żądam od ciebie.

(22)

— Śliczna rzecz,— zaw ołał Edward;— w m ałżeń- Я stwie jak uważam dobrze jest czasem posprzeczać się 1 trochę, aby się czegoś dowiedzieć.

— Dowiedz że się w ięc—rzekła Karolina,— że Otty- lja wprawia mnie w taką samą troskę, jak ciebie ka­ pitan. Niezmiernie mi jest przykrym jej pobyt na p en sji, gdzie biedne dziecko nie je st szczęśliwem. Moja córka Lucjanna, zrodzona do świata, światowe też odbiera tam wykształcenie. Zupełnie tak samo uczy się języków i tego, co jej udzielają z umiejętno­ ści, jak nabiera zręcznego układu, i z nut otwartych wygrywa warjacje. Przy żywem swojem usposobieniu i szczęśliwej pamięci, w jednej chwili można powie­ dzieć, dowiaduje się wszystkiego i o wszystkiem za­ pomina. Swoboda obejścia, wdzięk w tańcu, łatwość wysłowienia się, wyróżnia ją od wszystkich jej tow a­ rzyszek, a wrodzony duch panowania, czyni ją królo­ wą m ałego kółka. I ochmistrzyni zakładu widzi w niej jakby bóstwo jakieś, które w jej rękach dopiero roz­ wija się należycie, i zaszczyt jej ztąd przynosząc, ścią­ ga jej zaufanie świata i napływ uczennic. To też po­ czątek każdego listu przy m iesięcznych cenzurach, je st hymnem, na cześć doskonałości mojej córki skła­

danym; tylko że na szczęście umiem to sobie na do­ brą prozę przełożyć. Ale to znowu, co się Ottylji do­ tyczy, je st już z końca w koniec tłóm aczeniem i wy­ mówką, że się w tem dziewczęciu, tak zresztą pięknie wyrastającem, nie chce rozwinąć żadna zdolność,

(23)

ża-dne do czegobądź usposobienie. Wszystko to jednak nie jest wcale dla mnie zagadką: poznaję w ukocha- nem tem dziecku cały charakter matki, która naj­ lepszą przyjaciółką moją będąc, razem ze mną rosła. I wiem, że potrafiłabym wyrobić z jej córki szlache­ tne stworzenie boże, gdybym mogła wychowywać ją sama, albo przynajmniej wychowania jej doglądać.

Ale nie w eszło to w zakres naszego pierwszego układu; a nie dobrze jest stosunki życia nad miarę г-ozciągać i szamotać je, raz wraz coś nowego do nich wprowadzając. Dla tego wolę raczej wszystko znieść, a nawet przezwyciężyć i to przykre uczucie, że córka moja, wiedząca bardzo dobrze o zupełnej zależności, w jakiej Ottylja względem nas zostaje, pokazuje jej wyniośle górne stanowisko swoje, i tym sposobem do­

brodziejstwo nasze niszczy poniekąd.

Ale któż się tak wyrobił, aby wyższości swojej względem innych, okrutnie nieraz uczuć im nie dał? Któż tak wysoko stanął, aby pod uciskiem podobnym nie cierpiał nigdy? Wartość Ottylji wzrosła w takiem doświadczeniu; przecież odkąd bolesny ten stan rze­ czy wyraźnie poznałam, dokładam wszelkich starań aby umieścić ją gdzieindziej. Spodziewam się nawet co chwila pewnej odpowiedzi w tej sprawie, i wtedy już zamiaru mego zwłóczyć nie będę. Tak tedy co do mnie, stoją rzeczy; i widzisz mój drogi, że obojgu nam ciężą na sercu jednakowe troski, dotykające nas

(24)

w wiernem uczuciu przyjaźni. Więc znośmy je wspól­ nie, kiedy wzajemnie ulżyć ich sobie nie możem.

— Jesteśm y dziwnego rodzaju ludźmi — rzekł śmiejąc się Edward. — Skoro to co nas martwi, zdo­ łamy na bok usunąć, sądzimy żeśmy się już wszy­ stkiego pozbyli. W rzeczach ogólnych umiemy nieraz poświęcić bardzo wiele, ale rzadko kiedy możem się na to zdobyć w szczegółach. Moja matka m iała zu­ pełnie takie same usposobienie. Za chłopięcych, a potem młodzieńczych lat mego pobytu w domu, troskliwość jej o mnie nie przestawała czuwać ani na chwilę. Niechże kiedy spóźniałem się z powrotem, już niewątpliwie zdarzyć mi się musiało jakieś nie­ szczęście; a jeżeli przypadkiem deszcz mnie zmoczył, febra co najmniej była rzeczą niezawodną. Skoro zaś raz wyjechałem za granicę, zszedłem jej z oczu, zda­

wało się, że zaledwo pamięta o mnie.

Zastanówmy się tylk o—mówił dalej, — czy nie jest szaloną i odpowiedzialność ściągającą rzeczą, aby dla przypuszczalnego niebezpieczeństwa, zostawiać w zmartwieniu i przymusie dwie najszlachetniejsze, a sercom naszym tak blizkie istoty? Jeżeli nie na­ zywamy tego samolubstwem, nie wiem doprawdy, co na miano takie zasłużyć może. W eź więc Ottylię, po­ zwól mi sprowadzić kapitana, i w imię Boże niech się dzieje co zechce!-.

— Łatwiej by odważyć się można— mówiła zamy­ ślając się Karolina, — gdyby niebezpieczeństwo nam

(25)

tylko samym groziło. Ale jestże rozsądnie sprowa­ dzać pod jeden dach kapitana i Ottylję? Człowieka w twoim prawie wieku, w tym wieku... muszę już po­ chlebstwo w oczy ci powiedzieć,— w którym mężczy­ zna najzdolniejszym do kochania, i kochania najgo­ dniejszym się staje, i tak piękną jak Ottylja dziew­ czynę!..

— M e pojmuję doprawdy— odpowiedział Edward, — tak wysokiego wynoszenia Ottylji. Tłomaczę to so­ bie skłonnością, którąś w sercu twojein odziedziczyła po matce. Jest istotnie ładna, i przypominam sobie, że kapitan zwracał na to moją uwagę, właśnie będzie rok temu, kiedy po powrocie naszym spotkaliśmy ją wraz z tobą u twojej ciotki. Ładna jest, szczególniej ma piękne oczy; ale nie wiem dla czego nie sprawiła na mnie żadnego wrażenia.

— Jestto bardzo chwalebnie z twojej strony—rze­ kła Karolina,— ponieważ ja obok niej byłam. Jak­ kolwiek jest o wiele m łodszą odemnie, przytomność starej przyjaciółki m iała dla ciebie tyle powabu, żeś przeoczył rozkwitającą piękność. Jestto jedna z two­ ich stron dobrych, i dla tego też tak radośnie odda­ łam ci życie.

Jakkolwiek Karolina zdawała się mówić to szcze­ rze, przecież coś przed mężem ukrywała. Ona to sama, po powrocie Edwarda z podróży, przygotowała umyśl­ nie spotkanie się jego z Ottylją,aby ukochanej wycho­ wance taką świetną partję nastręczyć, bo o

(26)

gnięciu go do siebie nie myślała już wcale. Kapitan nawet był podmówiony,aby uwagę Edwarda na Ottylję zwrócił. Ale ten, któremu dawna m iłość do Karoliny uparcie w myśli tkwiła, spojrzawszy obojętnie przed siebie, czuł się szczęśliwy tem tylko jednem uczu­ ciem , że będzie m ógł wreszcie posiąść dobro, na wie­ k i mu niby wydarte, a koleją przebytych doświadczeń drogocenue.

W łaśnie małżonkowie zabierali się wracać do zam ­ ku przez nowy park, kiedy szybko na przeciw nim biegnący sługa, z uśmiechem na ustach z daleka już wołał:

— Niech Jaśnie Państwo spieszą się na dół. Pan Mittler wpadł konno na podwórze zamkowe, wszy­ stkich nas na gw ałt zawołał, Jaśnie Państwa co tchu szukać kazał, i zapytać się: „czy wielka bieda? Sły­ szy cie—krzyczał na nas,— czy wielka bieda?... tylko prędko... jak najprędzćj!”

— Dziwak— rzekł Edward;— ale przyznaj Karoli­ no, że zjawia się w porę. Wracaj co żywo, — dodał zwracając mowę do słu żą ceg o —i powiedz, że wielka, bardzo w ielka bieda; niech więc na nas zaczeka tro­ chę. Konia tym czasem weź do stajni, a jego samego poproś do sali, i każ zastawić śniadanie;—nadejdziem niebawem.

— Pójdźmy najbliższą drogą— rzek ł następnie do żony,—i zwrócił się ku zwykle omijanej ścieżce przez cmentarz. Ale jakżeż się zadziwił, widząc że Karoli­

(27)

na i tu nawet nie pominęła strony uczucia. Przy naj- większem poszanowaniu dla starych pomników, tak umiała wszystko wyrównać i uporządkować, że wdzię­ czna ustroń zarówno oczy jak wyobraźnię nęciła.

Najstarszym nawet kamieniom wyrządzono cześć należną. Porządkiem lat ustawiono je pod murem, albo w mur wprawiono, a wysokie fundamenta ko­ ścielne urozmaicono i ozdobiono niemi. Edward wszedłszy tu przez małą furtkę, uczuł się dziwnie wzruszonym; uścisnął rękę Karoliny i łzy stanęły mu

w oczach.

Ale szalony ich gość, prędko wypłoszył ich ztam - tą I. Nie mogąc spokojnie usiedzić w zamku, p u ścił się galopem przez wieś, i dopiero przy furtce cinę- tarnej zatrzymawszy konia, zawołał;

— Nie troszczycie się widzę o mnie! Jeżeli na prawdę jest u was bieda jaka, to zostanę na obiad. Ale nie zatrzymujcie mnie darmo: mam dziś jeszcze

nie mało do roboty!

— Kiedyś już koebany przyjacielu trudził się tak daleko—odpowiedział Edward, — podjedźżeż jeszcze kilka kroków dalej. Zejdziemy się na poważnem miej­ scu, i zobaczysz jak Karolina przystroiła to żałobne

schronienie.

— Nie!— zaw ołał jeździec, — nie przekroczę tego progu ani konno, ani pieszo, ani w karecie nawet. Z temi co tam spoczęli w pokoju, nie mam już nic do czynienia. I tak, rad nie rad zezwolić kiedyś muszę,

(28)

że limie tu wniosą nogami naprzód. W ięc tedy, jak utrzymujecie, chodzi wam o coś ważnego?

— Tak— rzekła Karolina,—o coś bardzo ważnego. M łode m ałżeństw o,raz pierwszy jesteśm y w nieporo­ zumieniu i kłopocie, z którym rady sobie dać nie możem. /

— Jakoś nie wyglądacie na to —odrzekł Mittler; — chcę przecież wierzyć. ALe nie prędko bym wam da­

rował, jeżeli wywodzicie mnie w pole. Ruszajcie wigc żywo za mną; dobrze będzie memu koniowi zwol­

nić trochg kłusa.

Wkrótce wszystko troje zasiedli w sali jadalnej, gdzie niebawem podano do stołu, a Mittler opowiadał swoje obecne czyny i zamiary. Dziwaczny ten czło ­ wiek był za młodu duchownym, i przy niczem nie­ zmordowanej czynności, tem szczególniej odznaczył się w swoim zawodzie, że potrafił uciszyć i złagodzić wszystkie spory, tak domowe jak sąsiedzkie, nietylko pojedynczych osób, ale całych gmin i dziedziców dóbr. Dopóki tylko pełnił obowiązki swego stanu, nie do­ puścił w parafii ani jednego rozwodu, a sąd m iejsco­ wy nie potrzebował czynności swojej rozwijać w naj­ mniejszym procesie. W cześnie też pomiarkowawszy,

że znajomość prawa jest dlań wielce potrzebną rze­ czą, z zapałem oddał się jego nauce, i poczuł w krot­ ce, że mierzyć się m oże z najzręczniejszym adwoka­ tem. Niebawem zakres jego czynności rozszerzył się cudownie, i chciano go przenieść do stolicy, aby mógł

(29)

spełnić na wysokiem stanowisku, to co w niziuchnem położeniu swojem tak szczęślwie rozpoczął, kiedy właśnie wygrał na loterji dość znaczną summę. Zaraz tedy kupił sobie stosow ną do zamożności swej posia­ dłość, wypuścił ją w dzierżawę, a zakładając tam główne ognisko swoich czynności, postanowił niezwło­ cznie, podług dawnego nałogu i skłonności, bywać gościem takie h tylko domów, gdzie coś zagod^ić, czemś dopomódz trzeba było. To też ludzie, lubiący przywiązywać do nazwisk przesądne znaczenie, utrzy­ mywali, że musiał obrać sobie to szczególne pow oła­ nie, ponieważ nazywał się Mittler (pośrednik).

Skoro sprzątnięto ze stołu, gość poważnie wezwał gospodarzy, aby nie zwłóczyli dłużej swego wyznania, gdyż zaraz po kawie odjeżdżać musi. Oboje tedy małżonkowie przyznali mu się do wszystkiego po szczególe; ale zaledwie pojął o co chodzi, zerwał się gniewnie od stołu i poskoczywszy ku okuu, kazał

siodłać konia.

— A.lbo, zaw ołał, nie znacie mnie, nie rozumiecie zgoła, albo jesteście lud-aie złośliw i. Gzie to jest spór jaki? Gdzie potrzeba mojej pomocy? Wyobra­ żacie sobie może, że mnie Pan Bóg na to stworzył, abym ludziom rady dawał? Jestto najgłupsze pod słońcem rzemiosło. Niech każdy radzi sobie jak mo­

że, a robi co musi. Jeżeli mu to na dobre wyjdzie, to niech się cieszy z rozumu i szczęścia swego, a jak na złe,— to wtedy dopiero jestem na usługi. Kto się chce

(30)

złego pozbyć, wie zawsze czego żąda; kto lepszego szuka, ślepy jest na oba oczy. Tak, tak, moje pań­ stwo; śmiejcie się sobie jeźli chcecie, ale powiadam wam, że taki człowiek gra po prostu w ślepą babkę; złapie może— ale co? Zróbcie tak albo owak, wszy­ stko to jedno.... W eźcie do siebie przyjaciela, zostaw­ cie go losowi; wszystko jedno powiadam. W idziałem już nie raz, że najrozumniejsze rzeczy zawiódł)7, a naj­ głupsze się udawały. Więc nie suszcie sobie głow y na próżno; a choćby się co złego stało, nie suszcie jej sobie powtarzam, tylko po prostu przysyłajcie po mnie; zawsze coś poradzę. Lecz do owej chwili

sługa uniżony!...— .

Powiedziawszy to wskoczył na konia, nie czekając kawy.

— Widzisz teraz, rzekła Karolina, jaką korzyść właściwie przynosi trzeci, kiedy między dwiem a, blizko z sobą związanemi osobami coś równowagę naruszy. Jest w nas obecnie więcej wahania się, i jeżeli to być może, więcej niepewności, niż przed­

tem.

I byliby długo jeszcze w tej niepewności zostali, gdy"by nie list kapitana, w którym odpisując Edwar­ dowi, donosił, że postanowił ostatecznie przyjąć na­ stręczające się, choć wcale nieodpowiednie mu zaję­ cie, podzielania nudów pewnych znakomitych i boga­ tych osób, które spodziewały się widać, że przyto­ mność jego nudy owe odpędzić potrafi.

(31)

Edward zrobił: sobie odrazu bardzo wyraźny, i go- rącemi farbami nałożony obraz tego stosunku i za­ wołał :

— Czyż zniesiemy świadomość takiego losu przy­ jaciela? Karolino!—czyż zdołasz być tak okrutną!...

— Ten dziwak Mittler, rzekła wtedy Karolina, ma przecież słuszność w gruncie rzeczy. W szystkie ta ­ kiego rodzaju usiłowania są zuchwalstwem. Żadna istota ludzka nie może przewidzieć, co z czego wypa­ dnie. Każdy nasz stosunek m oże być płodnym w szczęście lub w nieszczęście, i próżnobyśmy chcieli kłaść to na karb naszej zasługi, albo przypisywać szczególnej winie jakiejś. Nie czuję już w sobie dość sił, aby ci się dłużej opierać. Spróbujmy: ale proszę cię, niech nic na dłuższy czas obrachowywanem nie bę­ dzie. Pozwól mi owszem, abym dokładając czynniej- szych niż dotąd starań, i poruszając żywiej moje wpływy i stosunki, zużytkowała je na wynalezienie kapitanowi takiego miejsca, któreby podług jego sposobu pojmowania rzeczy, zadowolnić go mogło.

Edward w najsłodszych słowach wyraził żonie ży­ wą wdzięczność, i z wesołym, swobodnym um ysłem pośpieszył napisać do przyjaciela.

Karolina musiała poświadczyć własnoręcznym przypiskiem zgodność swoją z życzeniami męża, i przyjacielskie prośby z prośbami jego połączyć. Napisała wprawnym charakterem, wdzięcznie i uj­ mująco, ale z pewym rodzajem niezwykłego

(32)

pośpie-chu; i co rzadko jej się zdarzało, zrobiła na końcu dużą plamę atramentem, którą usiłując wywabić, roz­ mazała bardziej.

Edward zaczął żartować z tego, a ponieważ zosta­ ło jeszcze dość czystego miejsca, dodał drugi przy- pisek, którego sens b ył, że kapitan powinien poznać z tego znaku, niecierpliwość oczekiwania, i szybkość swej podróży stosować do szybkości kreślącego to pismo pióra.

Umyślny posłaniec powiózł list, a Edward sądził, iż najwyraźniej wdzięczność swoją okaże, powta­ rzając żonie kilkakrotnie, że powinna zaraz i Ottylię sprowadzić. Karolina prosiła o trochę zwłoki, a wie­ czorem dla rozrywki namówiła Edwarda do muzyki. Grała bardzo dobrze na fortepianie, on zaś jako-tako na flecie; bo chociaż przed laty niemało czasu muzy­ ce pośw ięcił, ale w końcu brakło mu cierpliwości, którą daje tylko wytrwałość, konieczna do wykształ­ cenia każdego talentu. Zwykle grał bardzo niere­ gularnie: miejscami dobrze, ale za prędko; miejsca­ mi, dla braku wprawy za wolno, tak, że każdemu in­ nemu trudnoby było razem z nim grywać. Ale Karo­ lina umiała sobie radzić; to zwolniała, to za porywa­ mi jego nagliła grę swoją, spełniając w ten sposób podwójny obowiązek, dobrego kapelmistrza i roztro­ pnej gospodyni, którzy umieją zawsze należytą miarę w całości utrzymać, choćby pojedyncze ustępy z tak­ tem się czasem zminęły.

(33)

ROZDZIAŁ III.

Kapitan przybył. Poprzedził go list tak rozumny, że Karolina uspokoiła się zupełnie. W ielka rzetel­ ność w sądach o samym sobie, wielka jasność poglą­ du na w łasne i przyjaciół położenie, wróżyła dobrą, wesołą przyszłość.

Jak zwykle bywa między przyjaciółmi, którzy dłu­ go nie widzieli się z sobą, pierwsze chwile zajęła ży­ wa, niemal»męcząca rozmowa. Nad wieczorem Karę- lina podała myśl przechadzki do nowego parku. Okolica bardzo podobała się kapitanowi; zauważył każdą jej piękność, uwidocznioną i zużytkowaną przez poprowadzenie nowej drogi. Miał on rzut oka znaw­ cy, ale znawcy wyrozumiałego; przy całem pojęciu lepszego nie zwykł był, jak robią niektórzy, wpra­ wiać w zły humor ludzi oprowadzających go po swo­ jej dziedzinie, przez nadzwyczajne wymagania, albo

(34)

Przybywszy do altany znaleźli ją przystrojoną go­ dowo; wprawdzie sztuoznemi kwiaty i zimowym blu­ szczem, ale naturalne pęki zielonej pszenicy i innych płodów pól i łąk, przeplatały to tak wdzięcznie, że podziwiać trzeba było artystyczny zm ysł, który temu przewodniczył. To też Karolina odezw ała się z u- śmiechem, że jakkolwiek mąż jej nie lubi żadnego obchodu imienin czy urodzin swoich, nie będzie go jednak gniew ało, że potrójnej uroczystości poświęci­

ła kilka wieńców.

— Potrójnej? zapytał Edward.

— Bezwątpienia, odpowiedziała. Przybycie nasze­ go przyjaciela m ożem słusznie uważać za święto; a przytem zapomnieliście widać obydwa, że dziś im ie­ niny wasze: w szakżeż tak jeden, jak i drugi macie

imię Ottona?

Przyjaciele wyciągnęli ku sobie ręce przez mały stół altanki.

— Przypomniałaś mi, rzekł Edward, czyn m ło­ dzieńczego uczucia przyjaźni. W dzieciństwie tak nas nazywano obu; ale skoro nas oddano na jedną pensję i wywiązywać się ztąd poczęły rozmaite po­ m yłki, odstąpiłem mu chętnie tego pięknego, lako­ nicznego imienia.

— Nie była to znowu tak wielka wspaniałomyśl­ ność z twojej strony, rzekł kapitan Przypominam sobie, że imie Edwarda więcej ci się podobało; bo

(35)

też wymówione przez miłe usta, ma dźwięk szczegól­ nie słodki.

Wkrótce wszystko troje obsiedli m ały stoliczek, przy którym niedawno jeszcze Karolina powstawała tak żywo na przybycie gościa. Uszczęśliwiony Ed­ ward nie chciał przypominać żonie owej chwili; nie mógł jednak powstrzymać się od powiedzenia: że i ktoś czwarty pomieściłby się jeszcze.

W tem myśliwskie rogi dały się słyszeć od strony zamku, jakby potwierdzając dobre zamysły i życze­ nia zebranych przyjaciół. Słuchali też uciszeni, każ­ dy skupiony w sobie, ale w słodkiem tem zespoleaiu

podwójnie czujący.

Edward wstał pierwszy, wyszedł z altany i rzfekł do żony:

— Prowadź nas teraz na górę, aby przyjaciel nasz nie sądził, że ta zacieśniona dolina jest całą dziedzi­ ną i posiadłością naszą. Wyżej wzrok wolniejszy?-

a pierś szerszą się staje. esj

— Trzeba nam będzie, odrzekła Karolina, wspinać się tym razem jeszcze dawną niewygodną ścieżką; spodziewam się jednak, że nie długo dróżka i schod­ ki mego pomysłu wygodniej nas tam zawiodą.

Pnąc się przecież po skale, przez zarośla i krzaki, udało się naszym przyjaciołom dosięgnąć szczęśliwie samego szczytu góry, której wierzchołek nie tworzył prawie żadnej płaszczyzny, ale spadzistą, urodzajną pochyłość. Położonego w tyle zamku i wsi nie było

O ii ć c Z O W ie

(36)

wcale widać. W głębi błyszczały trzy obszerne sta­ wy, dalej ciągnęły się zarosłe wzgórza, wreście stro­ me skały, tworzące pionowy kraniec dla ostatniego wód zwierciadła, odbijały w jego powierzchni wyra­ ziste kształty swoje. U wejścia do wąwozu, zkąd silny strumień w staw się rzucał, wznosił się młyn na pół ukryty, i otoczeniem swojem wyglądający na jakieś wdzięczne ustronko, dla cichego wypoczynku tam zbudowane. Całe okiem zajrzane półkole mie­ niło się rozmaitością pochyłości i wyżyn, zarośli i la­ sów, których pierwsza zieloność wróżyła w przyszło­ ści bogato umajony widok. W wielu miejscach poje­ dyncze kępy drzew zatrzymywały oko. Szczególniej też odznaczała się wyniosła grupa topoli i platanów, rosnących tuż nad samym brzegiem środkowego sta­ wu, prawie na przeciwko naszych zapatrzonych w pię­ kny widok przyjaciół. Drzewa mocne, zdrowe, w naj­ dzielniejszej sile wzrostu, pięły się wierzchołkami ku górze, i wszerz bujne puszczały gałęzie.

Edward zwrócił na-nie uwagę przyjaciela.

— Patrz, zawołał: sam je tam niegdyś za młodych lat zasadziłem. Były to m ałe płonki, uratowane przezemnie, gdy raz mój ojciec, rozszerzając ogród zamkowy, w połowie lata wykarczować je kazał. Bez- wątpienia i tego roku wywdzięczą mi się nowym roz­ rostem.

-^W esoło i z uczuciem zadowolnienia powrócono do Gość dostał na prawem skrzydle zamku m iłe

(37)

i obszerne pomieszczenie, gdzie zaraz książki, papie­ ry i instrumenta swoje rozłożył i uporządkował, aby oddać się zwyczajnemu zajęciu. Ale od pier­ wszych dni Edward nie dał mu chwili pokoju, konno i pieszo obwodząc po okolicy, i pokazując posiadło­ ści swoje; przyczem wynurzał zaraz dawno powzięte życzenia względem lepszego i h poznania i zysko­ wniejszej exploatacji.

— Najpierwszem zajęciem naszem, rzekł kapitan, powinno by być zdjęcie planu z okolicy. Przy po­ mocy igły magnesowej, będzie to dla mnie łatw a i wesoła robota; a choć może braknie jej ścisłej do­ kładności, zawsze przecież użyteczną i dobrą jest na początek; przy tem można ją z m ałą pomocą wykonać, i ręczę ci, że wkrótce gotową będzie. Zechcesz kie­ dy dokładniejszego rozmiaru, to znajdzie się rada i na to.

Kapitan był bardzo zręczny w pracach tego ro­ dzaju; a że przywiózł z sobą potrzebne narzędzia, wziął się niebawem do roboty, przyuczywszy sobie kilku strzelców i wieśniaków do pomocy. Pogodne dnie sprzyjały robocie, w ieczory i pierwsze chwile poranków obracał kapitan na notaty i rysunek. Wkrótce też wycieniował i ukolorow ał wszystko, i Edward tak wyraźnie posiadłość swoją na papierze odbitą zobaczył, jak gdyby nowy twór jakiś wyrósł przed jego oczyma. Zdawało mu się, że ją do­ piero teraz poznał, teraz dopiero na własność nabył.

(38)

Naprowadziło to na rozmowę o okolicy i o ule­ pszeniach, które dokonywa się daleko lepiej, mając

ogólny rzut oka na wszystko, niż gdyby idąc za przypadkowemi wrażeniami w pojedynczych szcze­ gółach robić doświadczenia na naturze.

— Musimy wykazać to mojej żonie, zawołał Edward.

— Nie czyń tego, odpowiedział kapitan, który nie lubił przekonań swoich natrącać innym, wiedząc z doświadczenia, że poglądy ludzkie zbyt są rozm ai­ te, aby je można samem roztropnem rzeczy przed­ stawieniem do jednego punktu sprowadzić. Nie czyń tego, powtórzył, bo mógłbyś bardzo łatwo w wyobrażenia jej zamęt wprowadzić. W szystkim którzy się takiemi rzeczami bawią z zamiłowania tylko, więcej o to chodzi, aby coś robić, jak żeby coś na prawdę zrobionem zostało. Napoczyna się tedy naturę po trochu, ma się upodobanie do tego lub owego miejsca; nie śmie się tych przeszkód usunąć: nie czuje się dość odwagi, aby tamto poświęcić, N ie mogąc stworzyć sobie naprzód wyobrażenia o tem co będzie, robi się zwykle próby: uda się, nie uda... W ięc się przerabia; a przerabia nie raz to coby może zostawić wypadało, zostawia to coby się zmienić godziło; aż nakoniec zbuduje się zawsze ja ­ kiś zlepek, który wprawdzie nie zadawalnia zu­

(39)

— Przyznaj się otwarcie, rzekł Edward, że ro­ bota Karoliny nie przypada ci do smaku,

— Nie miałbym nic do nadmienienia, gdyby wy­ konanie odpowiadało myśli, która je st bardzo do­ bra; ale z mozolnym trudem wspinała się po kamie­ nistej górze, i mozolnym też trudem męczy wszyst­ kich których tam wiedzie. Czy się idzie obok sie ­ bie, czy postępuje jedno za drugiem, zawsze idą­ cym brakuje swobody. Miara kroków urywa się co chwila. Ale nie jestto jeszcze wszystko, coby za­ rzucić można....

— Więc, zapytał Edward, dałoby się z łatw ością zrobić inaczej.

— Z w ielką łatw ością, odpowiedział kapitan; trzeba było tylko wysadzić jeden załom skały, który nawet nie je st piękny, bo niejednolity; otrzymałoby się wtedy pochyłość wdzięcznie spuścistą, a zara­ zem dostatek kam ienia, na rozszerzenie lub zrówna­ nie drogi, gdzieby tego okazała się potrzeba. A le niechże to zostanie między nami dwoma; po co żong twoją bałamucić i przykrość jej wyrządzać. W resz­ cie co już jest, być musi; a chcąc na to łożyć w ię­ cej czasu Г pieniędzy, można jeszcze nie m ało pię­ knego zrobić, począwszy od altany aż do góry.

Tak to obecna chwila nastręczała obu przyja­ ciołom rozmaite zajęcia. P rzeszłość też nie mniej miała dla nich żywe i rozkoszne wspomnienia, w k tó­ rych Karolina starała się udział swój zachować.

(40)

Przytem zamierzono sobie, po ukończenin najpil­ niejszych robót, wziąść się do dziennika podróży, i tym sposobem jeszcze raz upłynione dni przed sig wywołać.

Ale tymczasem zaczynało Edwardowi co raz to bardziej brakować wątku do rozmawiania sam na sam z żoną; szczególniej też od czasu, gdy nagana owych, tak bardzo przez nią cenionych robót w par­ ku zaczgła mu cigżyć na sercu. D ługo przemil­ cza ł zwierzenia kapitana; lecz zobaczywszy, że Karo­ lina zaczyna znowu schodeczkami i ścieżynkami swe- mi drapać sig od altany pod górg, nie m ógł dłużej wytrzymać ■, i po niejakich om ówieniach, wyznał jej nowy swój pogląd na te rzeczy.

Dotkngło to Karoling. Dość była pojgtną aby zrozumieć zaraz, że miano słuszność; ale rzecz już dokonana nie pozwalała jej tego przyznać. Taka jak a była, była ju ż,—niegdyś przedmiot jej życzeń; wreszcie ganione nawet nie przestało jej być miłem w wielu pojedyńczych szczegółach. W alczyła wigc z własnem przekonaniem, broniła swego biednego utworu, powstawała na mgżczyzn, że zaraz wszystko wszerz i wzdłuż rozciągać radzi; z drobnostki, z za­ bawki chcą robić dzieło, nie troszcząc sig o wyda­ tk i, jakie obszerniejszy rozmiar pracy pociąga za so­ bą. B yła wzruszona, obrażona, gniewna; nie m ogła porzucić dawnego, nowego wyrzec sig zupełnie nie chciała; ale zawsze stanowcza w każdym czynie,

(41)

w tej samej chw ili zawiesiła roboty, zostawiając so ­ bie czas do namysłu i dojrzałego przetrawienia rzeczy.

Kiedy tak Karolina odmówiła sobie i tej rozrywki, obaj panowie przepędzali czas coraz weselej. Szcze­ gólniej sadem i szklarnią zajęli się z zapałem, doda­ jąc do tego zw ykłe m ęzkie zabawy, jak polowanie, kupno koni, zamiana ich, próbowanie i ujeżdżanie. Karolina czuła się codzień samotniejszą. Jakkol­ wiek w interesie kapitana prowadziła obszerną kor- respondencję, często przecież znalazła się niezajęta godzina. Tem też większą przyjemność sprawiły jej wiadomości otrzymane z pensji.

Przy obszernym liście ochmistrzyni, unoszącej się ze zwykłym zapałem nad postępam i Lucjany, był za­ mieszczony niedługi przypisek, a poniżej jeszcze do­ datek zapisany męzkim charakterem jednego z nau­ czycieli pensjonatu; zamieszczamy oba:

Pr z y p i s e k o c h m i s t r z y n i.

„Co się tycze Ottylji, muszę Łaskawej Pani w łaści­ wie powtórzyć to tylko, com w poprzednich listach pisała. Nie chciałabym jej oskarżać, a przecież nie mogę powiedzieć, rże zadowolnioną z niej jestein. Jak zawsze, jest ona skromną i uprzejmą dla wszystkich; ale to zamykanie się w sobie, ta jej usłużność nawet, nie podoba mi się. W łaśnie dostała od Łaskawej Pani rozmaite rzeczy i pieniądze; otóż pieniędzy tych

(42)

nie ruszyła jeszcze, sukni nie dotknęła się wcale. Wprawdzie wszystkie jej rzeczy są jeszcze czyste i porządne, i zdaje się że z tych względów tylko ubiór swój odmienia. N ie mogę jej również pochwa­ lić zbyt wielkiój wstrzemięźliwości w jedzeniu. Przy naszym stole nie ma zbytku; ale rada widzę, kiedy dzieci najedzą się do syta zdrowych i smacznych po­ traw, które z uwagą na to i w tern przekonaniu po­ dawane, śm iało też przez nie spożyte być powinny. Ottylji przecież nigdy do tego doprowadzić nie mogę. Zawsze coś sobie wynajdzie, aby wymówić się od któ­ rej potrawy lub deseru. Przy tem wszystkiem trzeba wziąść na uwagę, o czem dowiedziałam się trochę pó­ źno, że często bardzo cierpi w lewej skroni ból, któ­ ry jakkolwiek nie trwa długo, ale przykry jest i po­ większyć się może.

„Nic już więcej o tem pięknem i kochanem dzie­ cięciu do nadmienienia nie mam.“

Do d a t e k n a u c z y c i e l a.

„Zacna nasza Ochmistrzyni daje mi zwykle czyty­ wać listy, w których uwag swoich względem wycho­ wanek rodzicom i przełożonym ich udziela. To co do Łaskawej Pani pisanem bywa, czytam zwykle z po­ dwójną uwagą, podwójną przyjemnością. Gdyż oprócz tego, że można powinszować Pani córki, łączącej w sobie wszystkie przymioty, które powodzenie w świe- cie zyskują, przyznać nie mniej trzeba , że

(43)

siostrzeni-ca Pani jest dziecięciem przeznaczonem do uszczę­ śliwienia siebie i drugich. Jestto jedyna z naszych uczennic, względem której nie podzielam zdania za­ cnej naszej Ochmistrzyni. Nie dziwię się wcale temu, że czynna ta kobieta pragnie, aby skutek jej starań widoczny był i wyraźny; ale są owoce zwolna dojrze­ wające, a przecież jędrne i dobre, które prędzej czy później piękne wydadzą nasiona. Do takich bez wątpienia należy przybrana córka Pani. Uważam ja dobrze, odkąd uczennicą moją została, jak zwolna, ale równym zawsze krokiem, wciąż na przód postę­ puje, nigdy w tył się nie cofając. Ale jeżeli г każdem w ogóle dziecięciem, trzeba wszystko od początku zaczynać, to z nią niewątpliwie; albowiem nie pojmie nic, co z czegoś poprzedzającego nie wypływa, i nieu­ dolna, uparta nawet, zatrzymuje się nad najprostszą rzeczą, skoro jej tylko w związku z iuuemi nie widzi. Najtrudniejsze przecież wnet jej się łatwem staje, gdy jej ten łącznik odkrywszy, widocznym się go uczyni. Wprawdzie przy podobnem usposobieniu, po* stępy są wolne; zostaje więc w tyle, stosunkowo do towarzyszek swoich, które naprzód szybko biegnąc, oderwane szczegóły łatwo w pamięci zachowują i na­ stępnie posługują się niemi zręcznie. Przy tem umysł taki nie korzysta wcale prawie z wykładów pośpie­ sznych, które często zdarzają się najlepszym nawet, ale żywym i nie mającym cierpliwości nauczycielom. Skarżono się na jej pismo, na nieudolność pojęcia

(44)

za-sad gramraatyki; zacząłem więc badać to zbliska: i prawda, że pisze powoli i sztywnym jakimś charakte­ rem, nie można jednak powiedzieć, żeby pisała nie­ poprawnie i brzydko. Jakkolwiek język francuzki nie jest bynajmniej moim przedmiotem, zacząłem jej go wykładać, trzymając się zawsze owej zwolna postępu­ jącej metody, i bardzo łatwo jej idzie. Istotnie jest w niej coś dziwnego; umie bowiem wiele rzeczy i na­ wet umie je bardzo dobrze; przecież zapytana zdaje

się że nie wie nic. Jeżeli można streścić to wszystko w jedną ogólną uwagę, powiedziałbym, że nie uczy się jak ktoś, który chce sam umiep, ale raczej jak ten który ma kogoś uczyć; nie jak uczennica, lecz jak przy­ szła nauczycielka. I może wyda się to Szanownej P a­ ni we mnie jako w nauczycielu dziwnem; jestto prze­ cież największa pochwała z mojej strony, jaką komuś dać mogę. G łębsza znajomość ludzi i świata, a więc i lepszy na nich pogląd Szanownej Pani, ze słów mo­

ich życzliwych, lecz może pojęciem mego kółka ogra­ niczonych, potrafi sobie najtrafniejszy wniosek wy­ prowadzić; pragnąłbym tylko aby przekonały Szano­ wną Panię, że dziecię to wiele dobrego obiecuje. Po­ lecam się łaskawym względom Szanownej Pani i pro­ szę o pozwolenie pisania ilekroć coś ważnego lub przyjemnego będę Jej m ógł donieść."

L ist ten ucieszył Karolinę, albowiem zgadzał się zupełnie z jej własnem wyobrażeuiem o Ottylji. Uśmie­ chnęła się jednak myśląc, że współczucie pana pe­

(45)

dagoga jest nieco żywszem niż zwykłe zajęcie się nau­ czyciela uczennicą. Spokojny i wolny od przesądów umysł Karoliny zastanowił się zaraz nad tym stosun­ kiem, i skłonność którą Otylja w rozumnym człowie­ ku wzbudziła, m iała wielką wartość w jej oczach; gdyż nauczona doświadczeniem życia, wiedziała do­ brze, jak w tym obojętnym i nieżyczliwym świecie, wysoko cenić się godzi każde prawdziwe uczucie.

(46)

ROZDZIAŁ IY.

Topograficzna karta została wkrótce skończoną. Obejmowała ca łe dobra z przyległościam i, a obraz ich w dość dużych rozmiarach jasno i charakterysty­ cznie piórem i farbami oddany, przez trygonometry­ czny gdzie niegdzie pomiar dokładności nabierał. Ka­ pitan wykonał to szybko bardzo; gdyż czynny ten człow iek nadzwyczaj mało snu potrzebował, i cho­ ciaż w ciągu dnia żadnej chwili od wytkniętego celu nie odwracał, wieczorem jeszcze zawsze coś robił.

— Teraz—rzekł do przyjaciela, — trzeba nam się wziąść do opisu dóbr; materjały do tego znajdują się zapewne; odszukamy ich sobie w kontraktach dzier­ żawnych i tym podobnych dokumentach. Na jedno tylko trzeba nam się stanowczo i niezachwianie zgo­ dzić: to jest na zupełny rozdział życia z tem, co w ła­ ściw ie zowie się interesem. Interesa wymagają

(47)

po-wagi i usilności,—życie swobody; iuteresa powinny ściśle łączyć się z sobą, życie potrzebuje czasem nie­ konsekwencji, która umila je i rozwesela. Im porzą­ dniej postępujemy w jednem, tem więcej wolności zy­ skujemy dla drugiego; ale zmieszaj wszystko razem, a ta wolność i ten porządek nawzajem rozrywać i zno­ sić się

będą-Edward czuł w tej radzie jakby delikatną przy- mówkę; jakkolwiek bowiem nie był nieporządnym z natury, papiery przecież zawsze m iał rozrzucone, i czynności których osobiście dopełniał, nie od łączał nigdy od tego, co z. pomocą innych załatwiać trzeba było. To też interesa i rozrywki, prace i zabawy, nigdy u niego dostatecznie rozwikłać się nie mogły. Teraz dopiero rzecz staw ała się łatwą, kiedy przyja­ ciel brał na siebie trud najważniejszy: drugie jego 'ja miało mu uskutecznić owo rozgatunkowanie, którego on nigdy nawet rozpocząć nie umiał.

W zamieszkanej przez kapitana części zamku, urządzone zostało bióro dla bieżących interesów i archiwum dla ukończonych; z wszystkich więc za­

chowań, alkierzyków, szaf i szuflad zniesiono tam sto­ sy papierów i akt rozmaitych, które wkrótce uporząd­ kowane i zarubrykowane, na ponumerowanych p ó ł­ kach leżały; przy czem poszukiwanych dokumentów znalazło się więcej nad spodziewanie. Nie małą w tem wszystkiem pomocą był stary pisarz, który cały dzień

(48)

i część nocy od stolika się nie ruszył, a z którego przecież Edward nigdy dotąd zadowolonym nie był.

— Prawdziwie poznać go nie mogę—rzekł też raz do przyjaciela; — taki czynny i użyteczny człowiek zrobił się z niego.

— W tem cała rzecz —odpowiedział kapitan,— że teraz nie zawalamy go nigdy nową robotą, póki da­ wnej nie skończy; i tak spokojnie odrabiając jedno po drugiem, zrobi nie mało jak widzisz; ale pomięszaj mu tylko w głow ie po dawnemu, a stanie się znów do niczego.

W ten sposób przepędzając z sobą dnie, przyjacie­ le nasi nie zaniedbali nigdy wieczorem towarzystwa Karoliny. Niekiedy zdarzali się goście z sąsiedztwa, ale najczęściej nie było nikogo, i wtedy rozmawiano albo czytywano, szczególniej w przedmiotach doty­ czących dobrobytu i szczęścia klas niższych. Karoli­ na przyzwyczajona zawsze z danej chwili jak można korzystać, widząc zadowolnienie męża, uczuła się w końcu zadowolnioną i sama. Przy tem było w do­ mu wiele takich rzeczy, które dawno urządzić pra­ gnęła, nie, umiejąc jednakże zamiarów swoich przy­ wieść do skutku; teraz zaś działalność kapitana przy­ szła jej z pomocą. Zbogacita się jej apteczka, wcale skromnie dotąd zaopatrzona; a ona sama z natury czynna i pomoc nieść lubiąca, uczuła się przez stoso­ wne rozmowy i czytanie popularnych lekarskich ksią­ żek , zdolniejszą do częstszego i skuteczniejszego

(49)

w tym kierunku działania. Obmyślając pospolite i mniej ważne środki przeciw nagłym wypadkom, zaopatrzono się zrazu we wszystko, co do ratowania tonących użyteczne m być mogło; a była to rzecz tem potrzebniejsza, że sąsiedztwo stawów, rzeki i młyna, nieszczęścia tego rodzaju bardzo częstemi czyniło.

Dziat ten ostatni zajął kapitana szczególniej, i Edwardowi wymknęła się raz uwaga, że podobny przypadek dziwnym sposobem zaznaczył się w życiu jego przyjaciela. Kapitan nic na to nie odpowie­ dział, jakby smutnego wspomnienia uniknąć pragnął. Edward pomiarkował to i zam ilkł, jak niemniej i Ka­ rolina, i nigdy już nie wspomniano o tćm, przynaj­ mniej wśród ogólnej rozmowy.

— Możemy się pochwalić - rzekł jednego wieczora kapitan,—z wszystkich naszych troskliwych urządzeń; tylko że brakuje nam najważniejszej rzeczy, to jest zdatnego człowieka, któryby zużytkować je potrafił. Ale mogę wam przedstawić znanego mi chirurga woj­ skowego, który obecnie przystałby na bardzo skrom­ ne warunki. Jestto doskonały człowiek, i nieraz w w e­ wnętrznych nawet chorobach przyniósł mi więcej ulgi, od nie jednego znakomitego lekarza. Przytem na wsi głównie chodzi o natychmiastową pomoc.

Napisano zaraz po chirurga, i oboje małżonkowie cieszyli się szczerze, że pieniądz do dowolnego użytku zostawiony, na tak potrzebną rzecz obrócili.

Cytaty

Powiązane dokumenty

usługodawców, a także działalność osób wykonujących wolne zawody. Zwalnia się od podatku usługi w zakresie opieki medycznej, służące pro- filaktyce, zachowaniu,

Osiem lat temu CGM Polska stało się częścią Com- puGroup Medical, działającego na rynku produk- tów i usług informatycznych dla służby zdrowia na całym świecie.. Jak CGM

Rami Darwisz z Aleksandrii Przemiany w świecie arabskim, które rozpoczęły się na przełomie 2010 i 2011 ro- ku, a którym świat zachodni nadał nazwę Arabskiej Wiosny, były

Jeśli jednak, z jakiegoś powodu niemożliwe jest stosowanie detekcji cech ad hoc i magazynowanie ich w bazie danych (np. w przypadku dynamicznie aktualizowanej bazy danych w

Ćwiczenia stretchingowe ujędrnią sylwetkę, ale warto pamiętać, że nie redukują masy i nie budują nadmiernej ilości tkanki tłuszczowej.. Stretching najwięcej korzyści

„nieśpiewnej muzycz- ności”; u Ciebie muzyka jest ważna jako źródło inspi- racji (sam zresztą, jeśli się nie mylę, grasz na pianinie. A może raczej chodzi tu o

Zdaniem 38% studentów polskich i 34% studentów zagranicznych, 10% doktorantów i 5% pracowników w Bibliotece jest za mało sal pracy zbiorowej.. Dominujący głos

W matematyce natomiast, akceptując osłabiony logicyzm, uznawał możliwość sprowadzenia jej pojęć (pierwotnych) do pojęć logicznych - przy niesprowadzalności