Grażyna Krzysztańska
Drzwi do gier metafizycznych
Różewicza
Annales Universitatis Paedagogicae Cracoviensis. Studia Historicolitteraria 3,
179-190
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis
Fo lia 15 S tu d ia H is to ric o litte ra ria III (2 0 0 3 )
G r a ż y n a K r z y s t a ń s k a
D rzw i do gier m etafizycznych R óżew icza
Twórczość Różewicza zawsze była naznaczona niepokojem otwartych pytań,
dotyczy to również pojęć metafizycznych. Poeta dokonuje swoistej dekompozycji
różnych poglądów, otwiera “drzwi percepcji”. Dekompozycja zawsze opiera się na
dysocjacji, rozpadzie elementów, oddaleniu ich od siebie, przypomina zasady ale-
a-toryzmu, gry. Tego typu gra nie oznacza niszczenia, ale rezygnowanie z kompo
nowania. Wynikiem tej rezygnacji bywa ambiwalencja, taka jak w przypadku wy
powiedzi z Bez:
ż y cie bez b o g a je s t m o żliw e ż y cie bez b o g a je s t n ie m o ż liw e 1
Nic nowego, a jednak poeta zasiał ziarno niepokoju, na pewno nie metafizycz
nego, bo przecież sam już raz jasno określił swoje stanowisko w tej kwestii:
M etafizy k a sk o n ała p o w ie d ział W itk acy i od szed ł
w n ic 2
Agonia metafizyki nie oznacza końca rozważań nad sensem istnienia człowieka
w świecie, bo “Obecność nie jest nigdy niema”3.
Współczesny naukowy sceptycyzm podkopuje zarówno wiarę, jak i programową
niewiarę. Żyjemy w czasach wielkiego rozczarowania. Pytanie: Czy jesteś wierzący?
wprawia większość ludzi w zakłopotanie. Nawet jeżeli pojawia się zdecydowana od
powiedź, to i tak nie mamy pewności, czy to jest wybór określonej konwencji czy
przekonanie. Modne stało się deklarowanie wiary, ale też i niewiary. Nie zmienia to
faktu, że żyjemy w czasach relatywizmu moralnego i kryzysu wartości metafizycznych.
1 T. Różewicz, Bez, [w:] Niepokój. Wybór wierszy z lat 1944-1994, Warszawa 1995, s. 583. 2 T. Różewicz, *** (Metafizyka skonała), [w:] Niepokój..., s. 288.
180 G ra ży n a K rzy s ta ń s k a
Różewicz doszedł do przekonania, że możliwa jest struktura świata bez Boga
i z Bogiem. Spróbujmy potraktować to stwierdzenie jako pretekst otwarcia drzwi do
gier metafizycznych Różewicza.
Swoje rozważania zacznę od wiersza Drzwi:
W cie m n y m p o k o ju n a stole stoi k ielisz ek czerw o n eg o w in a p rzez o tw arte d rzw i w id z ę k rajo b raz d z ie ciń stw a k u c h n ię z n ieb ie sk im c za jn ik iem serce Jez u sa w c ierniow ej k o ro n ie p rzeźro czy sty c ie ń m atk i
w okrągłej ciszy p ian ie k o g u ta p ierw szy g rzech c zarn e ziarno w o w o cu g o rzk aw e
p ierw szy d iab eł ró żo w y p o ru szający p ó łk am i p o d je d w a b n ą suknią w k w iaty u c h y la ją się w o św ietlo n y m k ra jo b ra zie trze cie d rzw i a z a n im i w e m g le w głębi tro ch ę w lew o albo n a śro d k u w id z ę n ic 4
Drzwi - z jednej strony - kończą przestrzeń zewnętrzną, z drugiej - ograniczają
obszar wewnętrzności. Kojarzą się z ceremoniałem inicjacji, wprowadzają człowie
ka z jednego świata w drugi. Możliwe jest to jednak dopiero wtedy, kiedy drzwi
zostają uchylone, bo wtedy możliwy jest ruch i zmiana. Przekroczenie symbolicz
nego progu, jego przejście, sugeruje dramatyczne przeżycie, zmianę przestrzeni.
W wierszu Drzwi Różewicz zaczyna prezentację przestrzeni wprowadzając nas
do wnętrza: “w ciemnym pokoju / na stole stoi kieliszek / czerwonego wina”. Drzwi
stają się domeną otwarcia, które obejmuje nie tylko przestrzeń, ale także czas:
“Przez otwarte drzwi / widzę krajobraz dzieciństwa”. To są pierwsze drzwi, za któ
rymi kryje się “pierwszy grzech” i “pierwszy diabeł różowy”.
“Ciemny pokój”, “stół”, “kieliszek wina” kojarzą się z Ostatnią Wieczerzą i
Eucharystią, która jest uobecnieniem ofiary Chrystusa złożonej za zbawienie świata.
Jezus powiedział, że kto spożywa jego Ciało i Krew, ma życie wieczne i zostanie
wskrzeszony w dniu ostatecznym.
“Krajobraz dzieciństwa” kojarzy się z afirmacją życia, wiarą nieskalaną i praw
dziwą, wątpliwości pojawiają się rzadko i natychmiast znikają. Religia funkcjonuje
jak archetyp, wobec którego nie wypada się buntować, Bóg to równocześnie pojęcie
racjonalne i irracjonalne.
“Krajobraz dzieciństwa” jest uzasadnieniem wiary, która nigdy nie bierze się
znikąd, najczęściej otrzymujemy ją w spadku po rodzicach i nie pytamy dlaczego.
Uczestniczymy w sakramentach. Człowiek przystępujący do nich jest kimś kon
kretnym, posiada własne potrzeby duchowe, ale równocześnie uczestniczy we
wspólnocie Kościoła.
Nie ulega wątpliwości, że wiara jest postawą dynamiczną, podlega rozwojowi.
Nie posiada się jej w sposób niekwestionowany, bezproblemowy, nie jest wartością
stałą i nienaruszalną, wymaga ciągłego potwierdzania, niepokoi intelektualnie, budzi
ustawiczne pytania i wątpliwości, wymaga coraz to nowych decyzji moralnych.
Drugie drzwi są nieobecne: “uchylają się / w oświetlonym krajobrazie / trzecie
drzwi” - są nazwane “trzecimi”, mimo że wcześniej nie pojawił się liczebnik drugi.
Jeżeli drzwi są “trzecie”, to “ciemny pokój” jest otwarty na przestrzał, nie sta
nowi ostoi pewności i schronienia. Jest tylko epizodem w procesie przechodzenia.
“Ciemny pokój” sam staje się rozbudowaną metaforą drzwi.
“Trzecie drzwi uchylają się”, to znaczy, że nie otwierają się do końca, zostaje
szpara. Czasownik “uchylać” kojarzy się z uchyleniem rąbka tajemnicy. Za tymi
drzwiami rozciąga się sfera tajemnicy i niepewności, wszystko jest “we mgle”. Na
stępuje zachwianie topografii przestrzeni.
Zastanawia liczba trzy, która od zarania dziejów uważana była za świętą. Pita
goras uważał ją za doskonałą, wyrażającą “początek, środek i koniec”. Tradycja
trójki to również cnoty teologiczne: wiara, nadzieja, miłość. Świadomość podmiotu
lirycznego osiągnęła stan kulminacji zdolnej do autorefleksji.
Za uchylonymi drzwiami jest nicość, podmiot liryczny mówi: “widzę nic”, do
znaje swoistej epifanii.
Zastanawiający jest ostatni wers wiersza: “widzę nic”. Jakiś paradoks językowy,
a może próba podkreślenia możliwości metafizycznych języka. Prawidłowo powin
no być: “nic nie widzę”. Tylko wtedy czasownik “widzę” jest zanegowany, a pod
miot liryczny chciał powiedzieć, że jednak widzi. Widzi “nic”. Czy można widzieć
próżnię? Taki rodzaj widzenia kojarzy się z pewnymi aspektami filozofii Sartre’a,
który rozróżnia byt-w -sobie i byt-dla-siebie.
Byt-w-sobie nie odnosi się ani do siebie, ani do innych, jest “masywny”, tzn. jest
pozytywnością nie złamaną przez żadną nicość, jest tym, czym jest. Nicość dana jest
wraz ze świadomością człowieka. Byt-dla-siebie posiada zdolność unicestwiania.
18 2 G ra ży n a K rzy s ta ń s k a
B y t, d z ię k i k tó rem u n ico ść p o ja w ia się w św iecie, je s t b y tem , w ja k im , w je g o w ła sn y m b y c ie , ch o d zi o n ico ść, je g o bytu: b y t, dzięk i k tó rem u n ico ść p o jaw ia się n a św iecie, m u si być w ła sn ą n ico ś cią 5.
A b y w ięc rzeczy w isto ść lu d zk a m o g ła n eg o w ać cały św iat lub je g o część, m u si no sić w sobie nicość ja k o nic, k tó re o d d ziela jej tera źn iejszo ść o d k ażdej je j p rzeszłości. [...] N icość [...] je s t p odstaw ą negacji, poniew aż zaw iera j ą w sobie, poniew aż je s t n eg acją jak o byt. Toteż b y t św iadom y sam m usi konstytuow ać się w obec swojej przeszłości jak o oddzie lony o d niej przez nicość; m usi być św iadom ością tego zerw ania z bytem , ale nie jak o do św iadczanego fenom enu, lecz je g o struktury św iadom ościow ej, k tórą sam jest. W olność to b yt ludzki, który w y łącza sw oją przeszłość z gry, w ytw arzając sw oją w łasną nicość. [... ] św iado m ość bezustannie przeżyw a siebie sam ą jak o nicościow anie w łasnego, przeszłego b y tu 6.
Człowiek zawsze wykracza ponad siebie, jest tym, czym siebie uczyni, jest
wolny. Wolność jest unicestwieniem bytu-w-sobie, nie zagraża jej opór rzeczy, lu
dzi, cielesności. Nie istnieje Bóg, który przekazywałby swoją istotę człowiekowi,
dlatego musi sam określać się w swojej egzystencji. Jest to oczywiście związane
z pełną odpowiedzialnością za siebie.
“Widzę nic” - myślę, że nikt lepiej niż sam Różewicz nie potrafi tego wersu
objaśnić. Oddajmy mu więc głos:
N a sz e w sp ó łc z esn e N ic je s t in n e n iż N ic w p rz esz ło śc i. S tru k tu ra n a sz eg o N ic je s t p rz e ciw ień stw em n ic o ś c i. N a sz e N ic istn ieje i je s t a g resy w n e. N a sz e N ic n ie je s t p rz ec iw staw n e w sto su n k u do św iata re aln eg o , do “rz ec zy w isto ści” . T akie je s t n a sz e N ic. N ic lu d zi drugiej poło w y X X w ieku. Je st to N ic k o n stru k ty w n e i afirm ujące. N ic d y n am iczn e i działające. Z u p ełn ie o b ce n ih ilizm o w i, ak ty w n ie p rz ec iw staw ia jąc e się “n ico ści” . [...] M o je N ic n ie m a nic w sp ó ln eg o z a c e d ią m n ich a, n ie m a k sz tałtu czaszki. M a k sz tałt m etro p o lii, m a k sz ta łt w sp ó łc zesn ej cyw ilizacji. M o je N ic n ie stoi n a d d o łem i n ie z a ła m u je rąk , ra ze m z e m n ą z d z iera k a rtk i z k alendarza. O no je s t sam y m życiem .
[...] M o je N ic w alczy z p e sy m izm em i o p ty m izm em ja k o o d d zieln y m i zjaw iskam i. O p ty m iz m i p e sy m iz m łą c z ą się w je d n o 7.
Współczesne “drzwi percepcji” mają charakter obrotowy, kręcą się w koło, po
zostawiając czasem otwartą szczelinę, przez którą można wejść do hipermarketu
próżności, gdzie wszystko jest na sprzedaż. Tytuł eseju Różewicza, z którego za
czerpnęłam cytaty na zasadzie metonimii wszystko tłumaczy: Nic, czyli wszystko.
“Czyli” to tylko partykuła przyłączająca człon wyjaśniający. Przecinek oddziela dwa
człony wypowiedzi, ale równocześnie jest symbolem pęknięcia, szczeliny, która jest
kwintesencją “Nic”. Dzieli ona wiarę od świadomości wiary, postrzeganie od świa
domości postrzegania.
Pęknięcie, szczelina to metafora współczesnych drzwi obrotowych, których
przejście niczego nie zmienia, za każdym razem tkwimy w dziwnej transformacji tej
samej rzeczywistości.
5 J.P. Sartre, Problem bytu i nicości, tłum. M. Kowalska, Warszawa 2001, s. 85. 6 Tamże, s. 92.
Drzwi prowadzą ciągle do tego samego wnętrza chaosu i oznajmiają “Nic”.
Nawet jeżeli zanegujemy “Nic”, to i tak w efekcie otrzymamy “Nic”. Okazuje się,
że “Nic” należy przede wszystkim do sfery języka, który przeżywa swój kryzys. Jest
on równocześnie kryzysem świata. Boimy się nicości, nazywamy świat słowami,
ubieramy go w “płaszcz Prospera” bez podszewki:
[...] n ic n ad ch o d zi n ic w c za ro d zie jsk im p łaszc zu P ro sp era n ic z ulic i u st z a m b o n i w ież n ic z g ło śn ik ó w m ó w i do n iczeg o o n icz y m n ic p ło d zi nic n ic w y ch o w u je nic n ic czek a n a nic n ic grozi n ic skazuje n ic u łas k aw ia 8
Nic jest spotęgowane przez każde słowo płynące z mównicy, ambony, środków
masowego przekazu, p o e z ji., niczego nie tłumaczy i niczego nie wyjaśnia, odbija
się swoim własnym echem. Można się nad tym “Nic” nie zastanawiać albo przy
wrócić światu przez jego perspektywę rzeczywiste oblicze. “Nic” jest przekładem
niczego na język, któremu obce jest wnętrze, stanowi mur, przez który przebić się
nie można - pisze o tym Różewicz w wierszu Mur:
P rzez te n m u r który b u d o w aliśm y razem z d n ia n a d z ie ń do rzu cając słow o do m ilc ze n ia p rzez te n m u r
p rzeb ić się n ie m o że m y 9
“Drzwi” i “mur” stają się synonimami, okazuje się, że mają charakter antywłama-
niowy, otwierają się i zamykają na osi koła i dodatkowo są szeroko rozreklamowane.
Człowiek zawsze stoi w obliczu nieskończoności, między tym, co nieskończenie
małe, i tym, co nieskończenie wielkie.
8 T. Różewicz, Nic w płaszczu Prospera, [w:] Niepokój..., s. 352. 9 T. Różewicz,Mur, [w:] Niepokój..., s. 201.
18 4 G ra ży n a K rzy s ta ń s k a
Podmiot liryczny wiersza Różewicza Drzwi wie, że nieskończoność to “nic”,
nie ma jej, “nic widzę”. To jest pewność niewzruszona. Tego “nic”, nicości nie da
się zdefiniować, bo - jak twierdził Heidegger - każda definicja nicości musiałaby
zawierać czasownik być, czyli zaprzeczenie nicości. Podmiot liryczny widzi nicość,
ale jej nie definiuje.
Intrygującą grą z koncepcjami metafizycznymi jest wiersz Różewicza Bez:
n a jw ię k sz y m w y d arzen iem w ż y ciu c zło w iek a s ą n aro d zin y i śm ierć B o g a
o jcze O jcze nasz c ze m u ja k zły ojciec n o c ą b ez z n a k u b ez śladu b ez sło w a czem u ś m n ie op u ścił c ze m u j a o p u ściłem C ieb ie
ż y cie bez b o g a je s t m o żliw e ż y cie bez b o g a je s t n iem o ż liw e p rzecież ja k o d zieck o k a rm iłem się T o b ą
ja d łe m ciało p iłe m k re w
m o że o p u ściłeś m n ie k ied y p ró b o w a łe m otw orzyć ra m io n a ob jąć ży cie lek k o m y śln y ro z w arłe m ram io n a i w y p u ściłem C iebie a m o że n ie m o g ąc słuchać m o jeg o śm iech u T y się n ie śm iejesz
a m o że p o k a rałeś m n ie m ałeg o ciem n eg o z a u p ó r z a p y ch ę z a to ż e p ró b o w a łem stw orzyć n o w eg o czło w iek a n o w y ję z y k
o p u śc iłe ś m n ie bez szum u sk rzy d eł bez b ły sk aw ic ja k p o ln a m y sz k a
ja k w o d a co w sią k ła w p iach zajęty ro ztarg n io n y
n ie zau w a ż y łe m tw ojej ucieczk i tw ojej n ieo b e cn o ści
w m o im ży ciu
ż y cie b ez b o g a je s t m o żliw e ż y cie bez b o g a je s t n ie m o ż liw e 10
Końcowe dwa wersy wiersza nasuwają mimowolne skojarzenie ze słynnym Za
kładem Pascala. Wiem, że może się to wydać kontrowersyjne, ale jednak zaryzykuję.
Podejmując decyzję, czy Bóg jest, czy go nie ma, człowiek ma do wygrania -
przyjmując istnienie Boga - nieskończoność (swoją wieczną duszę) przeciw skoń-
czoności (swojej marnej egzystencji).
Widzę również analogię do tytułu dwóch części Myśli Pascala, przypomnę: część
pierwsza - Człowiek bez Boga, część druga - Człowiek z Bogiem. A teraz Różewicz:
[...]
ż y cie bez B o g a je s t m o żliw e ż y cie bez B o g a je s t n ie m o ż liw e
Pascal też o tym wiedział, ale równocześnie twierdził, że lepiej będzie dla czło
wieka, jeżeli jednak zdecyduje się żyć tak, jakby Bóg był. “Zakład” to nic innego
jak wybór usankcjonowany prawami wolności.
Podmiot liryczny wiersza Różewicza zdaje się świadomie nie korzystać z takiej
możliwości, poddaje się natomiast ambiwalencji uczuć. Paradoksalnie również do
konuje wyboru, bo odsuwa decyzję, prowadzi świadomą grę...
n a jw ię k sz y m w y d a rze n iem w ż y ciu c zło w iek a s ą n aro d zin y i śm ierć B o g a
[...]
186 G ra ży n a K rzy s ta ń s k a
Różewicz nigdzie nie używa czasownika “wierzyć” ani rzeczownika “wiara”.
Przyznaje:
[...]
p rzecież ja k o d zieck o k a rm iłem się T o b ą
ja d łe m ciało p iłe m k re w [...]
Czy to oznacza, że podmiot liryczny wierzył? Chyba nie, bo przecież akt wiary
utożsamiany jest z zaufaniem. W tym fragmencie mówi się tylko o pewnych czynno
ściach związanych z dopełnieniem obrządku kościelnego, bez głębszego przekonania.
Podmiot liryczny twierdzi, że opuścił Boga, ale również Bóg opuścił jego. Było
to więc rozstanie totalne, odbyło się “bez znaku, bez śladu / bez słowa”.
Kto jest winny - Bóg czy człowiek?
W historii ludzkości wielokrotnie próbowano odpowiadać na to pytanie, które
pojawia się również w kontekście tekstu wiersza Różewicza Bez. Na pewno rodzi
ono napięcie dramatyczne.
Ksiądz Tischner pisał:
W śró d ro z m a ity c h o p in ii i p rz y p u sz c z eń je d n o je s t szczeg ó ln ie g o d n e uw agi: w łaściw ie istn ieje ty lk o je d e n d ra m a t - d ra m a t z B ogiem . K ażd y inny d ra m a t i inny w ą te k d ram a ty czn y je s t je d y n ie frag m e n te m teg o d ra m a tu 11.
[D ram at staw ia] o b y d w ie strony w sytu acji w y b o ru - w y b o ru m ięd zy w in ą m ilczen ia , a w in ą m ó w ien ia , w in ą m ó w ien ia p raw d y i n iep ra w d y , w in ą k ary i z asłu g i, sło w em - w y b o ru m ięd zy d o b re m a z łe m 12.
Gdyby Bóg przerwał milczenie i zadał współczesnemu Adamowi pytanie,
brzmiałoby ono: “Gdzie jesteś?”
A le A d a m o d p o w ie d zi n ie daje. U ciek a , k ry je się, zasłan ia. N a ty m p o le g a n o w a w in a A d a m a i je g o n o w y , n iezn an y p rz ed tem lęk - lę k p rzed o d p o w ie d zią B o g u , p rzed o d p o w ie d zialn o śc ią z a B o g a o b o k siebie, n a św iecie. [...] R e lig ia n ie p o leg a ju ż n a w z n io sły m u c zu c iu zach w y tu , k tó ry u n o si c z ło w iek a k u n ieb u , ani n a racjo n aln ej sp ek u lacji o n a j w y ż sz y m z b y tó w , ale n a p o c zu c iu o d p o w ied zialn o ści z a o d p o w ie d ź 13.
Podmiot liryczny zadaje pytanie retoryczne:
[...]
C zem u ś m n ie opu ścił C z em u j a o p u śc iłem
11 J. Tischner, Filozofia dramatu, Paryż 1990, s. 22. 12 Tamże, s. 79.
C ieb ie [...]14
I zostaje jakaś sfera domysłów, “może ...”, i kolejne warianty: “a może...”. Dla
czego istotna jest przyczyna? Może to próba usprawiedliwienia albo poszukiwania
sensu?
Levi-Strauss napisał, że “sens istnieje jedynie przez człowieka, który sam nie
ma sensu” 15. Jest to ukryte powtórzenie Protagorasa “Człowiek jest miarą wszech
rzeczy” 16. Wszystko ma sens, bo sens nie istnieje.
Różewicz korzysta z topiki biblijnej. “Otworzyć szeroko ramiona” - krzyż -
Chrystus na krzyżu, ale też człowiek, który ma świadomość, że wiara to krzyż, cier
pienie, śmierć, samotność. Rodzi to skojarzenia z wypowiedzią księdza Józefa Ti
schnera:
C zy m że zatem m u siała być dla Jez u sa śm ierć, skoro p rzeży w ał j ą ja k o szczególną, am bi w a len tn ą w artość? N a jak ic h w artościach fundam entalnych nadb u d o w ała się ta w artość, skoro absurdem byłoby przyjąć, ż e d ecy zja Jezu sa b y ła całkow icie dow olna? C zym że m o g ła być w je g o oczach śm ierć, skoro obrał j ą ja k o integralny składnik sw ego dzieła? Jezu s m ów i: “ Je żeli ziarn o n ie o b u m rze, n ie w y d a o w o cu ” . S y m b o lik a z ia rn a g łęboko frapuje. Jest p ro sta, w sk az u je n a to, co dzieje się w całej p rzy ro d z ie, a s w ą sy m b o lic z n ą in te n c ją b u d z i sk o jarze n ie z sam y m Jezu sem u m ie rają cy m n a k rz y żu . O to w y p o w ied zia n e n a k rz y ż u słow a: “B o ż e m ó j, c ze m u ś m n ie o p u ścił?” O d s ła n ia ją n a m ból, p rzejm u jący z a w ó d i żal, któ ry sk o n cen tro w ał się u p o d sta w p y ta n ia “czem u ś?” W łaśn ie, d laczeg o ? C zy b y ł kied y n iew ie rn y , n iep o słu szn y ? N ie w ątp liw ie k o n tek ste m szerszy m uczu ć żalu i b ó lu je s t a g resja trw o g i i ro zp aczy , k tó ra z ac zę ła się w O g ro jc u . A le ju ż n ied łu g o p o tem stojący p o d k rzy żem u słyszeli: “W rę ce T w o je o d d aję d u c h a m o je g o ...” M ó w i w y raźn ie o so b ie: j a o d d aję. T en o k rzy k o d sła n ia p ro te s t przeciw k o ro zp aczy , ja k im je s t d la czło w ie k a je g o n a d zieja. [...] W d uszy Jez u sa trw a w alka. S p o so b em b y to w a n ia czło w iek a w stronę śm ierci je s t w alka. U d n a tej w a lk i z g ad u jem y p u lsu jąc e p o c zu c ie w łasnej g o d n o ści i tę ostateczn ą, n a jg łę b sz ą i n a jsiln iejsz ą, ja k a w c zło w iek u b y ć m o że, m iło ść k u sobie, której p ra w a są p rz e d p ra w am i k o c h an ia w s zy s tk ic h in n y c h 17.
Śmierć Chrystusa jest dramatem Boga-człowieka. Jezus uświadamia, że każdy
z nas jest tak wolny, że może Boga przyjąć lub odrzucić. Od wieków toczy się gra
afirmacji i negacji.
Kiedy Bóg opuszcza człowieka, to wydaje się, że to będzie jego prywatna Apoka
lipsa. Tymczasem podmiot liryczny wiersza Bez mówi: “opuściłeś mnie bez szumu
skrzydeł bez błyskawic [...]”. Obyło się bez znaków zapowiedzianych w “Apokalipsie
św. Jana”. Nie ma też potępionych i nagrodzonych. Jest natomiast “zajęty roztargnio
ny” człowiek, który nie zauważył nieobecności Boga w życiu, jego ucieczki.
14
T. Różewicz, Bez, s. 583.15
Atlas filozofii, oprac. P. Kunzmann, F.P. Burkard, F. Wiedmann, tłum. B.A. Markiewicz, Warszawa 1999, s. 239.16
Tamże, s. 35.188 G ra ży n a K rzy s ta ń s k a
Powróćmy do punktu wyjścia, czyli do wiersza Różewicza Drzwi. Ostatni wers:
“widzę nic”, “nic”, czyli śmierć. Za uchylonymi drzwiami jest tylko śmierć. Dla
czego śmierć? Odpowiedź jest prosta, stajemy wobec kodów i znaków świata
współczesnego, które prowadzą wyłącznie do samych siebie, żaden nie jest lepszy
niż inny ze względu na jakiś metasystem.
Otwieramy “drzwi percepcji” (William Blake), za którymi jaw ią się reklamy,
rzeczywistości wirtualne, seriale, medialny szum, agresywne bilboardy, masowe
magazyny, gry komputerowe, komercyjne rozgłośnie, quizy z cyklu audiotele, men
talne gadżety w supermarkecie masowej wyobraźni.
“Widzę nic” to również synonim samotności człowieka i twórcy w świecie, sa
motności sztuki.
Przejście przez uchylone drzwi do innej przestrzeni to epifania świata, po prze
kroczeniu granicy lustra, doświadczenie absurdu. Świadomość absurdu dopada
człowieka nagle, kiedy przekroczy kulisy codzienności i stanie bezpośrednio wobec
obcości i wrogości świata. Ten fakt podsumował Camus w Micie Syzyfa: “Świat się
nam wymyka, ponieważ na powrót jest sobą samym” 18.
Absurd to jedyna forma pewności i założenie. Następstwem tego jest wyrzecze
nie się wszelkich pretensji do metafizycznego określenia sensu bytu i wymagań
wobec człowieka. Trzeba porzucić nadzieję na inny świat, aby tworzyć już dany.
Losem człowieka jest branie na siebie cierpienia w świecie bez sensu i bez Boga.
Wszelkie filozofie wieczyste nie mogą stanowić dla nikogo oparcia. Funkcjo
nują jak kontrapunkt.
N a w e t je ż e lib y B óg istn iał, to n ic by się n ie z m ie n iło . [... ] N ie ch o d zi o to , czy w ierzy m y w istn ien ie B o g a [...]. T rzeb a, żeb y czło w iek o d n alazł sieb ie i w y tłu m a c zy ł sobie, ż e nic go n ie u c h ro n i o d n ieg o sam ego - n a w e t n a jp ew n iejszy d o w ó d istn ie n ia B o g a 19.
Pozostaje niepokój otwartych pytań, pęknięcie, które stanowi ekspresywną
pauzę. Jest to przestrzeń, w której wszystko jest jednocześnie możliwe i niemożliwe.
Od nas zależy, co w tę próżnię wpiszemy.
Problemem człowieka współczesnego “nie jest już problem rozróżniania zdań
prawdziwych od fałszywych, lecz wybór między zdaniami prawdziwymi”20.
Współczesność każe nam być uczestnikami specyficznej kultury, w której
w szystkie n arracje dotyczące św iata, w szystkie słow a w n ich w y stępujące stają się je d n a kow o p raw dopodobne lub n iep raw dopodobne. T o zaś “w y tw arza” atm osferę intelektualną n ie sprzyjającą z aa ngażow aniu n a rzecz jed n ej, określonej w izji św iata, a to z tej przyczyny, iż inne w izje są u w ażane z a ró w n ie dobre lub ró w n ie p raw dopodobne. [... ] W k onsekw encji człow iek łatw o u leg a pok u sie szukania coraz to n o w y ch słów i idei, szukania tego, czego n ik t jeszc ze n ie w idział ani nie słyszał. [...] O to b o w iem każdy d zień niesie narodziny n o 18 A. Camus, Dwa eseje, tłum. J. Guze, Warszawa 1991, s. 109.
19 J.P. Sartre, Egzystencjalizm je s t humanizmem, tłum. M. Kowalska, Warszawa 2001, s. 167-168. 20 T. Sierotowicz, Człowiek postmodernizmu, “Przegląd Powszechny” 3/1996.
w ego parad y g m atu m y ślen ia i w artościow ania, który to paradygm at całkow icie usuw a w cień to, co jesz c ze w czoraj w ydaw ało się ja s n e i pew ne. T y m sposobem n asza kultura w sp ó łczesn a z aczy n a zam ieniać się w ciąg szybko po sobie następ u jący ch i n iczy m ze sobą n ie zw iązanych p arad y g m ató w m y ślen ia i w arto ścio w an ia21.
Najlepszym podsumowaniem tych dywagacji będą wypowiedzi Różewicza,
które chcę zostawić bez komentarza:
M ó w ię do p o lity k ó w k tó rzy m n ie n ie c z y ta ją m ó w ię do b isk u p ó w k tó rzy m n ie n ie c z y ta ją m ó w ię do g e n era łó w k tó rzy m n ie n ie c z y ta ją m ó w ię to tzw . “p ro sty c h lu d zi” k tó rzy m n ie n ie c z y ta ją b ę d ę m ó w ił do w szy stk ic h k tó rzy m n ie n ie czy tają n ie słu c h ają n ie z n a ją n ie p o trze b u ją
O n i m n ie n ie p o trze b u ją A le j a ich p o trze b u ję 22
P atrzy n a m n ie z “tam teg o św iata” z tam tej strony w k tó rą j a n ie w ierzę. N a św iecie z n ó w się to cz y w ojna. Jed n a z e stu ja k ie to c z ą się b e z prz erw y o d k o ń c a II w o jn y św ia tow ej aż po d z ie ń d zisiejszy...
M ój św iat, k tóry p ró b o w a łem b u d o w a ć p rz ez p ó ł w ie k u w a li się p o d g ru zam i d o m ó w szp itali i św iąty ń u m ie ra c zło w iek i b ó g , u m ie ra c zło w iek i n ad zieja, czło w iek i m iło ś ć 23. W ie lk i D o n K ichocie! Z o stało N ic. I je ś li m y lu d zie n ie p ó jd ziem y po ro zu m do głow y i n ie zag o sp o d aru jem y tego ro sn ąceg o N ic to... to co?! p o w ied z, n ie bój się! co się sta nie... zg o tu jem y so b ie tak ie piek ło , n a ziem i, że L u c y fe r w y d a n a m się an io łem , w p ra w dzie a n io łem u p ad ły m , ale n ie p o z b aw io n y m duszy z d o ln y m do p y c h y , ale p e łn y m tęsk no ty z a u trac o n y m n ie b e m p e łn y m m ela n ch o lii i sm utku... p o lity k a z am ien i się w kicz, re lig ia w n a u k ę, n a u k a w w ia rę 24.
Już dziś w tej chw ili
ż y cie bez w iary je s t w y ro k ie m p rz ed m io ty sta ją się b o g am i ciało staje się b o g iem
21 Tamże.
22 T. Różewicz, Żart Patetyczny, [w:] Niepokój..., s. 261. 23 T. Różewicz, Matka odchodzi, Wrocław 1999, s. 9-10. 24 Tamże, s. 12.
190 G ra ży n a K rzy s ta ń s k a
je s t to b ó g b ezw zg lęd n y i ślepy sw ego w y zn aw cę p o ły k a traw i i w y d a la ...25
ż y cie bez b o g a je s t m o żliw e ż y cie bez b o g a je s t n ie m o ż liw e 26.
A n opening to R o ze w ic z's metaphysical games
Abstract
T h e fam o u s R o z e w ic z ’s am b iv alen ce
liv in g w ith o u t g o d is p o ss ib le liv in g w ith o u t g o d is im p o ssib le
is th e th em a tic co re o f th is article. T he stru ctu re o f th e w o rld w ith o u t g o d is p o ssible. Im p o ssib le is th e sam e truth.
W h o is resp o n sib le fo r th is c o n d itio n - g o d o r m an ? It is an e v erlastin g rh eto ric question. A ten tativ e a n sw er is j u s t a n o th e r vo ice in th e discussion. R o z e w ic z ’s o u tp u t h as a lw ay s b e en m ark e d by th e an x iety o f o p en -en d ed q u estio n s, also w ith referen ce to m etap h y sical notions. T h e p o e t d eco n stru cts, in a w ay , v ario u s ou tlo o k s, a n d h e o p en s “th e d o o r o f p erce p tio n ” .
T h ere is “n o th in g ” le ft - a space a fte r leaving.
T h is “n o th in g ” is o f so cio -cu ltu ra l nature. M a ss cu ltu re m ak e s g o d s o u t o f things. T h e c o n d itio n o f th e m a n an d artist in th e co n tem p o rary w o rld h as re ac h ed its lo n elin ess apogee. M e ta p h y sic s is d e a d W itkacy sa id a n d left in to n o th in g [■■■]
T h e agony o f m eta p h y sics d o es n o t e n d c o n sid eratio n s o f th e sen se o f h u m a n ex isten ce in th e w o rld b e ca u se p re se n c e is n e v e r m ute.
25 T. Różewicz, Grubasy i kruszyny chleba, [w:] Przygotowanie do wieczoru autorskiego, Warszawa 1977, s. 255.