• Nie Znaleziono Wyników

Ze wspomnień redaktora "Komunikatów"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Ze wspomnień redaktora "Komunikatów""

Copied!
42
0
0

Pełen tekst

(1)

Sukertowa-Biedrawina, Emilia

Ze wspomnień redaktora

"Komunikatów"

Komunikaty Mazursko-Warmińskie nr 2, 315-355

(2)

E M I L I A S U K E R T O W A - B I E D R A W I N A

ZE WSPOMNIEŃ REDAKTORA „KOMUNIKATÓW”

I. P O W S T A N I E I N S T Y T U T U M A Z U R S K I E G O

„K om unikaty M azu rsk o -W arm iń sk ie”, k tó re doczekały się setnego n u m e­ ru, są pierw szym polskim pism em naukow ym , pośw ięconym ziem i m azursko- - w arm iń sk iej. N arodziły się one w okresie bardzo ciężkim , w w aru n k ach zupełnie odm iennych od dzisiejszych — ustabilizow anych. P ra g n ą c p rzystąpić do rozp atrz en ia dziejów czasopism a należy zapoznać się ze środow iskiem , k tó re je stw orzyło. P ierw sze „K o m u n ik aty ” w y d aw ał pow stały w 1945 r. I n sty tu t M azurski w O lsztynie. Założycielam i In sty tu tu byli M azurzy z Dział- dowszczyzny, do k tórych p rzy stąp ili siedzący o m iedzę M azurzy m ław scy, czyli zaw krzańscy.

Bliższy k o n ta k t M azurów działdow skich z zaw k rzań sk im i został zadzierzg­ n ięty w czasach poplebiscytow ych, czyli po p rzyłączeniu D ziałdow szczyzny do do tzw. „Z m artw y ch p o w stałej P o lsk i”. A k cja ta ro zw ijała się na odcinku działdow sko-m ław skim , a co n ajw ażn iejsze sp rzy jała jej p ra sa lo k aln a, jak „M azowsze Płockie i K u jaw y ”, „P rzegląd P ożarniczy”, k tó ry w ychodził w M ła­ w ie, ja k rów nież „G azeta M ław ska” z o sta tn ich la t p rzedw ojennych, w y d a ­ w an a przez zasłużonego działacza i h isto ry k a m ław skiego, d o ktora m edycyny Józefa O staszew skiego. Z aopiekow ał się on red ak to re m „M azura”, K azim ie­ rzem Jaroszykiem , zm uszonym do opuszczenia O lsztyna. W ow e czasy „G azeta M ław ska” , szczególnie ostatn ie jej n u m ery , z ad ru k o w an a była a rty k u ła m i, po­ św ięconym i sp raw ie m a z u r s k ie j1 (nie b ra k ło tam i m oich prac).

Ja osobiście u trzy m y w ałam k o n ta k t nie ty lk o z ta m te jsz ą p ra są , ale i szkolnictw em : w 1922 r. zostałam w spółzałożycielką i o p iek u n k ą S em in ariu m N auczycielskiego w Działdowie. T ak se m in a riu m m ław sk ie ja k działdow skie obliczone b yły na repolonizację m łodych M azurów . Ju ż w 1923 r. przybył do D ziałdow a Józef B iedraw a, jako d y re k to r S em in ariu m Nauczycielskiego, a w se m in a riu m w M ław ie osiadł d y re k to r K aro l Banszel, obaj Ślązacy Cie­ szyńscy, gorąco oddani sp raw ie m azu rsk iej. W 1926 r. na łam ach pism a „M a­ zowsze Płockie i K u ja w y ” naw oływ ałam gorąco: „nie opuścim y B raci M azu­ ró w ” ; w M ław ie w tym sam ym czasie, w b u d y n k u se m in a rialn y m o tw arto

W ysta w ę m a zu rską , na k tó re j w y staw iliśm y działdow skie eksponaty, a „P rz e ­

gląd Pożarniczy” w M ław ie p o d k reślił, że „obrazow ały one naszą łączność k u ltu ra ln ą z braćm i zza k o rd o n u ”.

1 Posiadam cztery n u m ery „G azety M ław skiej” red ag o w an ej przez d ra J ó ­ zefa O staszew skiego z 1937 г., dw a z 1938 r. oraz jeden z 1939 r., ponadto trz y n u m ery „Nowej G azety M ław skiej” z 1938 r. oraz n u m ery (3, 4, 5, 6) z 1939 r., k tó re podpisyw ał B olesław K anigow ski jako re d a k to r odpow ie­ dzialny.

(3)

W Działdowie, 18 g ru d n ia 1935 r., po długich sta ra n ia c h pow stał w reszcie Z w iązek M azurów , któ ry p rzy stąp ił do pracy k u ltu ra ln e j. N iestety, Związek ten stał się solą w oku rozpanoszonym rzecznikom h itleryzm u, pozostaw ionym na D ziałdowszczyźnie przez w ładze niem ieckie. Wbili oni k l i n 2 m iędzy społeczeństw o polskie a Zw iązek M azurów . W arunki pracy stały się tru d n e do zniesienia. K iedy w ybuchła w ojna, wszyscy działacze polscy zm uszeni byli opuścić te re n działdow ski i zakonspirow ać się w G en eraln ej G uberni. K iedy w początkach października 1939 r. „granatow a policja” w W arszaw ie o trzy ­ m ała z D ziałdow a list gończy z moim nazw iskiem , okazało się, że pod nim figurow ały jeszcze dw a nazw iska: K arola M ałłka, p rezesa Zw iązku M azurów i jego sk a rb n ik a , B ohdana W ilam owskiego.

O pracy k o n sp iracy jn ej członków Z w iązku M azurów w początkow ym okresie było tyle w iadom o, że znajdow ali się w rozsypce po całej G eneralnej G uberni, przyjm ow ali pseudonim y, k o rzy stali z „lew ych p ap ieró w ”. Mimo to k o n tak to w ali się ze sobą. W szelka działalność tej g rupy m azu rsk iej m usiała siłą rzeczy zejść do podziem ia; b ra li udział w ru ch u oporu, w ypow iadając hitlerow com w alkę na śm ierć i życie.

D ziałdow iacy zadzierzgnęli k o n tak ty , m iędzy innym i, z dobrze zakonspi­ ro w an ą g ru p ą M azurów zaw krzańskich, któ rzy prow adzili rów nież w alkę w ojskow ą i ta jn e n a u c z a n ie 3. R eprezentow ał tę g rupę d r W itold W itkow ski, wówczas k ie ro w n ik jednej ze szkół w a rsz a w sk ic h 4.

Bohdan W ilam ow ski w sw ojej p racy d o k to rsk ie j5 podaje, że „p ierw ­ si z organizacjam i k o n spiracyjnym i naw iązali k o n ta k t ci, k tó rzy m ieli d aw niejsze pow iązania osobiste ze środow iskiem w arszaw skim , bo tam głów nie skupiało się to grono osób. P oczątki m yślenia o przyszłości sp raw y m a z u r­ skiej d a tu ją się już od przełom u la t 1939/40. Józef B iedraw a z żoną E m ilią ,s p o d trzy m u je daw ne k o n ta k ty z działaczam i społeczno-ośw iatow ym i, ofero­ w ane są m u m ożliwości w spółpracy nad tym zagadnieniem w k onspiracji, łącznie z proponow aniem B iedraw ie fu n k cji k u ra to ra szkolnego po w yzw ole­ niu P ru s W schodnich” 7. Za praźródło In sty tu tu M azurskiego W ilam ow ski u w a ­ ża M uzeum M azurskie w D ziałdow ie, „G azetę M a zu rsk ą” i Koło K rajoznaw cze przy P aństw ow ym S em inarium N auczycielskim w D ziałdow ie. W ojenni b a d a ­

2 E. S u k e r t o w a - B i e d r a w i n a , D awno a niedaw no. W spom nienia, O lsztyn 1965, ss. 230 i następne.

3 K. M a ł ł e k , G eneza In s ty tu tu M azurskiego, W arm ia i M azury, n r 7, 1965, s. 16.

4 Cz. W y c e c h , Z dziejó w ta jn e j ośw iaty w latach o ku p a cji 1939—1944, W arszaw a 1964, ss. 38, 39.

5 N otatki doc. d ra B ohdana W ilam ow skiego w sp raw ie In sty tu tu M azur­ skiego (przygotow ane dla au to rk i n in iejszej pracy). B. W ilam ow ski p rzy stąp ił do w alki k o n sp iracy jn ej w W arszaw ie: szkolił h arcerzy, był w spółtw órcą „Szarych S zeregów ” itp.

6 Slub nasz odbył się w W arszaw ie 28 IV 1928 r.

7 P ra g n ą c zasięgnąć nieco bliższych danych o pow ierzeniu m em u mężowi, Józefow i B iedraw ie, w czasach ko n sp iracji opracow anie organizacji szkolnic­ tw a, zw róciłam się do d ra M ichała P oliaka z prośbą o udzielenie m i b liż­ szych wiadom ości. O trzym ałam 18 k w ie tn ia 1968 roku w łasnoręczne pism o d ra M. P oliaka n astęp u jącej treści: „O tym , że śp. D y rek to r Biedraw a był W k o n sp iracji u p atrzo n y na k u ra to ra po w yzw oleniu na te re n ie P ru s W schodnich słyszałem , od zam ordow anego w czasie okupacji (przed p o w sta­ niem w arszaw skim ) d ra T adeusza A dam czyka, ostatniego k u ra to ra przed II w ojną św iatow ą na W ołyniu (Równe). Z nim m iałem k o n ta k ty w k o n sp i­ racji. On nie był zw iązany z W ycechem i jego D ep artam en tem podziem nym . To były bardzo zakonspirow ane spraw y. A dam czyk jako oficer rezerw y WP należał do jak iejś organizacji w ojskow ej. Ja k a to była organizacja,

(4)

cze, którzy opracow ali p lan y i koncepcje m azurskie — to daw ni sem inarzyści, au to rzy m onografii w si Działdow szczyzny B.

S p ra w ę zakonspirow anego In sty tu tu M azurskiego poruszono po ra z p ie rw ­ szy 18 m a rc a 1943 r. P o w stał wówczas prow izoryczny zarząd, którego p re z e ­ sem został K arol M ałłek, a se k retarzem E d w ard M ałłek (pseud. S tan isław Łopatow ski). Do zarząd u w eszli nad to : Je rz y B urski, A lek san d ra M ałłkow a, E ugeniusz Piecha i d r W itold W itk o w sk iQ. Działo się to w Radości pod W ar­ szaw ą, w m ieszkaniu M a ł łk o w e jP o s ta n o w io n o wówczas przy stąp ić do o p ra ­ cow ania m ateriałó w dla przyszłych w ładz i pracow ników polskich in sty tu cji na M azurach i W arm ii. Przydzielono też zadania członkom -założycielom . B yła to p ra c a w ytypow ana na czas w ojny. Na okres pow ojenny przew idyw ano k onty n u o w an ie prac In sty tu tu M azurskiego — w ów czas nazyw ano go: M azu r­ ski In sty tu t B adaw czy „O poka” — w O lsztynie.

„...Edw ard M ałłek dokonał po p ro stu gigantycznej roboty, bo opracow ał m ono g raficzn o -staty sty czn ie te re n P ru s W schodnich, n aszej przyszłej rubieży północnej P a ń stw a Polskiego” — pisze K aro l M ałłek w G enezie In s ty tu tu

M azurskiego (s. 17). P om agał E. M ałłkow i Eugeniusz Piecha.

Jesien ią 1944 r. przygotow ano rów nież p ety cję do w ładz c e n traln y ch w L ublinie, dotyczącą ak cji na now o w yzw olonej ziemi. P ety cję poprzedzał k ró tk i zarys h isto rii M azur i W arm ii u . P ro g ra m liczył 9 rozdziałów i 32 tezy- -p a ra g ra fy , zaopatrzone w m ap k ę rozm ieszczenia polskiej ludności w P ru sach W schodnich 12. U chw alono, że kto k o lw iek zostanie w yzw olony pierw szy, za­ m eld u je się, n ie zw lekając, w ładzom polskim . D okonali tego Je rz y B urski

nigdy m i nie w y jaśn iał, a ja nie nalegałem , boć to było stra sz n ie zakonspi­ row ane. On z ram ien ia tej organizacji in tereso w ał się sp ra w ą P ru s W schod­ nich jako ja k a ś „ fig u ra ” zakonspirow ana, a sp ecjaln ie chodziło m u o p rz e ­ m yślenie i o pracow anie o rg an izacji szkolnictw a n a tym teren ie. I tu — o ile p am iętam , padło nazw isko śp. D y rek to ra B iedraw y, k tó ry m iał sp raw ę szkol­ nictw a i ośw iaty na tym te re n ie opracow ać. P rz ypom inam sobie tylko tyle, że inform ow ał się u m n ie o d y re k to rz e ”.

W dzięczna jestem n iezm iernie za tę ta k cenną wiadom ość. N iestety, z w iel­ kim żalem i sm utkiem m uszę zaznaczyć, że A utor tego listu, dyr. d r M ichał P o liak zm arł 6 m aja br. n a zaw ał serca.

я W zbiorach M uzeum M azurskiego, k tó re zorganizow aliśm y w Działdowie, złożono w sw oim czasie z górą 60 m o n o g rafii w si m azu rsk ich ; z tych po w o j­ nie odnaleziono 14, k tó re osobiście ofiarow ałam B ibliotece In sty tu tu M azu r­ skiego. W szystkie te m o nografie opracow ane zostały przez w ychow anków S em inarium , m. in. Jerzego B urskiego, B ohdana W ilam ow skiego, E ugeniusza P iechę, R oberta i E d w ard a M ałłków , b raci G erigków i innych.

9 Cz. W y с e c h , op. cit., s. 16: W itkow ski był członkiem TON, czyli T ajn ej O rganizacji N auczycielskiej.

19 Ibidem , ss. 21—25. W końcu p aźd ziern ik a 1939 r. ściągnął do W arszaw y K a ro l M ałłek. N iem cy rozesłali za nim listy gończe, w yznaczając za jego głowę nag ro d ę w w ysokości 25 000 m arek . U k ry w an o go jak iś czas na Ż oli­ borzu. U rosły m u w ąsy, broda, o trzy m ał „lew e d o k u m en ty ” i przez cały czas o kupacji p racow ał jako w oźnica w m ły n ie („M ichał S k o ry n a ”). N iejeden w orek m ąk i z jego p latfo rm y , przeznaczony dla o k u p an ta, poszedł na cele organizacji podziem nych. W edług K arola M ałłka nag ro d a za jego głowę w yno­ siła 100 000 m arek . W kradło się tu nieporozum ienie: h itlero w cy w G ene­ ra ln e j G uberni w yznaczali „nagrody” w złotych polskich, a nie w m arkach. Ja k o w łaścicielka m ieszkania w Radości fig u ro w ała żona K arola, A leksandra.

11 Ten „w stęp histo ry czn y ” na życzenie B. W ilam ow skiego, k tó ry był łącz­ nikiem m iędzy zarządem a nam i, przygotow ałam , u k ry w a ją c się w B iałej P o d ­ lask iej w lecie 1943 r. jako Zofia B ernatow iczow a.

12 K. M a ł ł e k , op. cit., s. 14 i następ n e — A u to rk a serdecznie dziękuje p. K. M ałłkow i za u d o stę p n ie n ie jej m aszynopisu p racy O In sty tu c ie Ma­

(5)

i H ieronim S kurpski n, którzy w czasie w ojny u k ry w ali się w P au lin o w ie koło N ałęczowa. W okresie w yzw olenia opublikow ali oni szereg arty k u łó w w p rasie lubelskiej, w ygłaszali też przem ów ienia przez radio.

D opiero po upływ ie m iesiąca udało się w ysiać delegację Z w iązku M azu­ rów i zarządu In sty tu tu M azurskiego pod przew odnictw em prezesa, K arola M ałłka, do L ublina. Dnia 25 listopada 1944 r. przedstaw iono sp raw ę przew od­ niczącem u K rajow ej R ady N arodow ej, B olesław ow i B ie ru to w il4, na przeszło dw ugodzinnej audiencji. K o n feren cja w PKWN w L ublinie, na k tó re j re fe ro ­ w ano p ro g ram działania In sty tu tu M azurskiego, odbyła się 12 g ru d n ia 1944 r. Spraw ę refe ro w ał prezes.

Po przybyciu do L ublina B ohdana W ilam ow skiego w styczniu 1945 r., grupa działaczy m azurskich n aw iązała k o n tak ty z członkam i KRN i n iek tó ­ rym i m in istram i PKWN, i p rzed staw iła im w y p raco w an e podczas okupacji propozycje w sp raw ie polityki gospodarczej i ak c ji osiedleńczej na teren ie M azur i W arm ii. Poniew aż M azurzy zgrupow ani w okół In sty tu tu należeli do nielicznych w Polsce osób znających p ro b lem aty k ę tych terenów , c en traln e w ładze państw ow e pow ierzyły w ielu z nich czołowe fu n k cje na te re n ie tw o ­ rzonego O kręgu M azurskiego.

D nia 28 m arca p rzy jech ali do O lsztyna oficjalni przedstaw iciele polskich w ładz pod kierow nictw em Jerzego Burskiego, k tó ry był pierw szym w ice­ w ojew odą olsztyńskim , zastępcą płk. Ja k u b a P ra w in a , P ełnom ocnika Rządu na O kręg M azurski. W ekipie, k tó ra przyjechała tw orzyć tu polskie życie i polską w ładzę było, obok Jerzego Burskiego, w ielu działaczy m azu rsk ich uczestniczących w pracy k o n sp iracy jn ej In sty tu tu M azurskiego. Na szczeblu w ojew ódzkim H. S k u rp sk i zajął się odcinkiem k u ltu ry , a m uzealnictw em w szczególności, G ustaw L eyding — sp raw am i społeczno-politycznym i d oty­ czącymi ludności m azu rsk iej. B. W ilam ow skiem u przypadło w u dziale o rg an i­ zow anie życia gospodarczego W arm ii i M azur. S taro stą w Szczytnie był W alter Późny, pow ażne fu n k cje społeczne zajm ow ali tam F ry d e ry k L eyk, Ja n L ipert, B ronisław a R om anow ska, obecna L eydingow a, Ja n Bocian. W D ziałdo­ w ie działali: K arol M ałłek, jako staro sta, E ugeniusz Piecha, in sp e k to r szkol­ ny, d r E d w ard Szym ański. S taro stą w Nidzicy został E d w ard M ałłek.

Po zbudow aniu zrębów w ładzy i p rzystąpieniu do odbudow y polskiego życia, zaczęło w yłaniać się w iele tru d n y c h problem ów społeczno-gospodar­ czych. Ich rozw iązanie należało oprzeć na opracow aniach naukow ych, dlatego a k tu a ln a sta ła się sp raw a reak ty w o w an ia In sty tu tu M azurskiego. Wobec b rak u na m iejscu k a d r naukow ych, z konieczności p rzy jęto zasadę, że początkow o badania prow adzić będą fachow cy p racu jący w O lsztynie i w te re n ie ; ta k pow stało m. in. opracow anie dotyczące p e rsp ek ty w rozw oju społeczno-gospo­ darczego w oj. olsztyńskiego J4. W m iarę rozw oju In sty tu tu m iano w ciągać do w spółpracy naukow ców spoza W arm ii i M azur.

D la reak ty w o w an ia In sty tu tu M azurskiego w ykorzystano uroczystości ob­ chodzone na polach g runw aldzkich 15 lipca 1945 r., k ied y to zjechało do O lsztyna w iele osób, w tym liczni m azurscy działacze z czasów okupacji. Na zebraniu zorganizow anym na zam ku olsztyńskim 15 przez daw nych człon­ ków In sty tu tu W. W itkow ski przedłożył sta tu t dostosow any do now ych w a ­

13 H ieronim ow i S k u rp sk iem u za udzielenie m i tej oraz innych w iadom ości składam serdeczne podziękow anie.

14 K. M a ł ł e k , op. cit., s. 14. W łączając M azurów , W arm iaków i Pow iślan

i ich ziem ie do P olski — usu n ął nazw ę P ru sy W schodnie, w prow adzając nazw ę M azury — w ojew ództw o m azurskie.

15 K arol M ałłek w sw ojej p ra c y O In sty tu c ie M a zu rskim (w m aszynopi­ sie), k tó ry mi p rzesłał do w glądu, w ym ienił nazw iska 29 członków In sty tu tu

(6)

ru n k ó w . Do zarządu w y b ran o K aro la M alika jako prezesa, d ra W. W itkow ­ skiego jako w iceprezesa, E. M ałłka jako se k re ta rz a , B. W ilam ow skiego jako sk a rb n ik a i d ra E. Szym ańskiego jako członka.

W edług zatw ierdzonego sta tu tu 10 In sty tu t M azurski m iał za zad an ie przede w szystkim : podejm ow anie i p o pieranie p ra c badaw czych dotyczących sto su n ­ ków k u ltu ra ln y c h , społecznych, historyczno-politycznych, gospodarczych, p rzy ­ rodniczych i geograficznych P ojezierza M azurskiego; po p u lary zację wiedzy 0 tym pojezierzu.

D alsze jego zadania były następ u jące: utrzy m y w an ie i prow adzenie biblio­ teki reg io n aln ej i m uzeum regionalnego; u dzielanie pom ocy członkom w ich p racy naukow ej i a rty sty czn ej; ogłaszanie kon k u rsó w na p ra c e n aukow e i a r ­ tystyczne; organizow anie placów ek badaw czych; organizow anie i prow adzenie k ursów , odczytów, in sty tu c ji p o p ularyzujących w iedzę o P ojezierzu M azur­ skim i innych.

Ja k z powyższego w ynika, założyciele In sty tu tu p ra g n ę li stw orzyć p la ­ ców kę w szechstronną, o dużym rozm achu. Z am ia ry jed n ak przekroczyły po­ w ażnie ówczesne możliwości, gdyż b ra k p racow ników naukow ych odczuw ał nie tylko Olsztyn, ale i cała P olska. P ra c a zarząd u też była u tru d n io n a . W szyscy jego członkow ie byli obciążeni, a n aw et przeciążeni pracą zaw odow ą 1 działalnością społeczną. Do tego dochodziły tru d n o ści kom unikacyjne. F re k ­ w encja na posiedzeniach była w ięc słaba. Siłą rzeczy głów ny ciężar sp a d ł na sk a rb n ik a B. W ilam ow skiego, jedynego członka zarządu m ieszkającego wówczas w O lsztynie. Tym czasem trzeb a było rozw iązyw ać w iele bardzo zaw iłych problem ów , m iędzy in n y m i roztoczyć opiekę n ad w ynędzniałą lu d ­ nością autochtoniczną, licznym i sta rc a m i i sierotam i, pomóc w zw alczaniu szerzących się e p id e m ii17. In sty tu t M azurski w spółdziałał tak że w tej akcji.

T ru d n e w aru n k i, zm iana w sy tu a cji życiowej n iek tó ry ch osób spow odo­ w ały, że część członków -założycieli, a n aw et członków zarządu odeszła z pracy na ty m teren ie. W zw iązku z w yjazdem na dłuższy pobyt do P ra g i czeskiej w ycofał się z p racy d r W. W itkow ski, do E łku odszedł E. M ałłek. K aro l M ałłek w p raw d zie zaktyw izow ał sw ą działalność, z ajął się jed n ak głów nie organizow aniem M azurskiego U n iw e rsy te tu Ludow ego w Rudziskach pod P asym iem , a później W arm ińskim U n iw ersy tetem Ludow ym w Ju rk o w y m M łynie pod M orągiem ; placów ki te były nieodzow ne dla sk ie ro w an ia rep o lo n i- zacji na w łaściw e tory. Ale, zaangażow any bez reszty w sp raw y w ychow aw cze m łodego pokolenia, prezes nie m iał an i czasu ani ochoty do b adań naukow ych, dla k tó ry ch In sty tu t był p rzede w szystkim pow ołany. D ziałający społecznie sk a rb n ik , a później w iceprezes B. W ilam ow ski poza prow adzeniem tru d n eg o odcinka sw ych zajęć zaw odow ych m iał dużo p racy zw iązanej z zabezpiecze­ niem chociażby n ajsk ro m n iejsz ej bazy m a te ria ln e j d la In sty tu tu , a przede w szystkim dla u n iw ersy tetó w ludow ych. Nie m ógł w ięc ta k ż e za ją ć się o rg a­ nizacją p racy naukow ej In sty tu tu jako całości. W ytw orzyła się zatem sy tu a cja dość krytyczna.

Po latach dw udziestu prezes K arol M a ł ł e k pisał na te n te m a t n a stę p u ­ jąco: „M yślałem w tedy, że In sty tu t u legnie zagładzie i oto w tym krytycznym

M azurskiego, w tej liczbie tylko 9 M azurów działdow skich i „p ru sk ich ”. W edług pierw szego protokołu (WAPO II/41 A-2) liczba założycieli w ynosiła tylko 22 osoby.

1C S ta tu t zalegalizow any został przez P ełnom ocnika Rządu na O kręg M a­ z u rsk i, płk. Ja k u b a P ra w in a , dn. 9 V II 1945 r.

17 D r S tan isław Flis, długoletni członek K o m itetu R edakcyjnego „K om u­ n ik ató w M a zursko-W arm ińskich”, k tó ry m. in. organizow ał S zp ital K olejow y, m iał wówczas w iele tru d n o ści i kłopotów ze zw alczaniem zarazy.

(7)

o kresie przyszła nam z pom ocą p. B ied raw in a”. Tu w im ię „praw dy h i­ sto ry czn ej” m uszę zaznaczyć, że to w icew ojew oda J. B urski w ydelegow ał do m nie swego p rzedstaw iciela, k tó ry zaprosił m n ie na zw ołane b ły sk a ­ w icznie posiedzenie ra d y naukow ej i zarządu. Na tym to posiedzeniu jedno­ głośnie w y b ran o m nie na stanow isko se k re ta rz a generalnego i d y rek to ra In sty tu tu M azurskiego. Było to 18 w rześnia 1945 r. W ybór p rzy jęłam ze w zru ­ szeniem i zadow oleniem , d aw ał m i bow iem możliwości in ten sy w n ej pracy dla spraw y, k tó rą uznałam za w łasn ą już ćw ierć w ieku w cześniej, w okresie plebiscytu.

Sam a o rganizacja In sty tu tu M azurskiego budziła pew ne zastrzeżenia. Na to zw rócił już uw agę T adeusz G r y g i e r w sw ej p racy 15-lecie In sty tu tu

M azurskiego u) O ls z ty n ie 1B. W iadomości zw iązane z akcją przygotow aw czą

są bardzo rozbieżne. M azurzy-założyciele n iew iele już p am ię ta ją , co p rz e ­ żyli w okropnych czasach k o n sp iracji — n iew iele m ożna się od nich dziś dow iedzieć, a przekazyw ane przez nich w spom nienia niezupełnie p o k ry w ają się z dokum entam i, k tó re w ykorzystał długoletni d y re k to r A rchiw um , Tadeusz G rygier. W łaściw ie należałoby je ro zpatrzyć i u z g o d n ić J9.

N as w łaściw ie in te re su je fa k t, że In sty tu t M azurski w tak ich tru d n y ch w aru n k ach pow stał, że sta ra n ie m jego członków ju ż w 1946 r. p o jaw iły się pierw sze „K o m unikaty”, w k tó ry ch zam ieszczali sw e prace badaw cze w ybitni n aukow cy z całej Polski.

II. P R A C A I N S T Y T U T U M A Z U R S K I E G O

Do p racy stanęłam 19 w rześn ia 1945 r. J a k się w yraził p rezes K arol M a łłe k 20 — n a m oje b a rk i spadły nie tylko sp raw y se k re ta ria tu , lecz w szyst­ kie czynności po W itkow skim , a więc ra d a naukow a, w erb o w an ie członków, szukanie pieniędzy, przy jm o w an ie in teresan tó w i w ogóle „w szystko”. A gdzie przygotow anie w a rsz ta tu dla naukow ców , biblioteka...?

P ierw sze kro k i m oje skierow ałam do przyszłej siedziby In sty tu tu M azur­ skiego, k tó rą w ładze przydzieliły przed kilkom a tygodniam i. K am ienica pod nu m erem 4 p rzy ulicy, k tó ra w tedy — czasowo — nosiła nazw ę E m ilii P la te r w m iejsce poprzedniej L u isen strasse (obecnie W ojciecha K ętrzyńskiego). Dom p rezentow ałby się n ienajgorzej, gdyby n ie pow ybijane szyby, zepsute, pow y­ ry w an e zam ki... A d m in istracja należała do m nie. Dom, sk ła d ający się z p a r te ­ ru i dw óch p ię te r był niezam ieszkały. P rz ed e w szystkim należało zabezpieczyć lokal. P okoje duże, zajm ow ane u przednio przez inteligencję, zdążono już w y­ szabrow ać. Dzięki pom ocy B. W ilam ow skiego i jego w spółpracow ników ze „Społem ” około 1 p aźd ziern ik a n ajw ażn iejszy rem o n t b y ł już dokonany, okna, p rzy n ajm n iej w ew n ętrzn e, o sz k lo n e 21. Dla In sty tu tu w y b rałam dw a lokale pierw szego p iętra, jeden cztero-, drugi trzypokojow y, z najw iększego w y ek s­ m itow ano ja k ą ś bursę p rzeznaczając go na bibliotekę. Solidne, dębow e reg ały kazałam przenieść z innego lokalu, gdzie m ieszkał daw niej nauczyciel g im n a­ zjalny. „W yszabrow ałam ” nieco m ebli, k tó re nie p rzy p ad ły do gustu innym .

18 K om u n ik aty M azursko-W arm ińskie, 1960, n r 3/69, ss. 436— 441. 19 Sądzę, że m ała liczba M azurów w y n ik ła stąd, że ty m w rozsypce tru d n o się było kontaktow ać m iędzy sobą. Do założenia In sty tu tu M azurskiego p o trze­ ba było 20 członków. Jeżeli D ziałdow iacy nie m ogli się staw ić, ra to w a li sy tu a ­ cję bardzo uspołecznieni M ław ianie. K tó ra liczba członków, 29 czy 22 jest istotna, tru d n o powiedzieć. W łaściw ie chyba ta, k tó rą zam ieszczono w p ro to ­ kole z pierw szego posiedzenia.

29 W a rty k u le opublikow anym w „W arm ii i M azurach” oraz w m aszy­ nopisie.

21 U rząd Tym czasow y nie m iał obow iązku szklenia w ew nętrznych okien.

(8)

Do pokoju, w którym p rzyjm ow ałam gości najp rzed n iejszy ch , H ieronim S k u rp sk i o fiaro w ał cztery solidne, w yściełane krzesła z w ysokim i oparciam i, k tó re okazały się nie dość stylow e do k o m n at zam kow ych. W ilam owski p rzy słał trzy łóżka z pościelą do gościnnego pokoju. Od ulicy i na jednych drzw iach w ejściow ych umieszczono szyldy z napisem „ In sty tu t M a zu rsk i”. T rochę książek zab rałam z gabinetu owego b. nauczyciela N iem ca. Sam a stopniow o przydźw igałam roczniki „G azety M a zu rsk iej” z la t 1923—1933 i szesnaście „K alen d arzy dla M azurów ” oraz inne drobiazgi, k tó re ocalały w moim w arszaw skim m ieszkaniu. K tóregoś dnia jak iś m łody społemow iec przyw iózł m i 120 słow ników oraz poszczególne tom y różnych encyklopedii, k tó re w w olnym czasie u zbierałam . I one się przydały, skom pletow ano je z czasem. Z grom adziłam też nieco a rc h iw alió w z rozbitego b iu ra Bund

D eutscher O sten (Związek N iem ieckiego W schodu). W reszcie w pierw szych

dniach paźd ziern ik a b iu ro i cały lo k al były na tyle urządzone, że m ogłam rozpocząć urzędow anie, zwieźć m ój ubogi, pow ojenny dobytek.

N a jtru d n ie j było zdobyć p ap ier k an c e la ry jn y i in n e drobiazgi biurow e. Pierw szym i p raco w n icam i In sty tu tu zostały: ja k a ś W arm iaczka, bardzo ga­ d atliw a i zabobonna, jako sp rzątac zk a lo k alu i ulicy oraz pracow nica biurow a, m łoda, nie bardzo ro zg arn ię ta . Je d n ą z jej prac było czyszczenie i o klejanie podniszczonych książek. Liczyłam się z tym , że ktoś m i udzieli ciężarów ki i przyw iozę w iększą liczbę książek, k tó re będą w ym agały doprow adzenia do należytego sta n u ./N a jb a rd z ie j liczyłam na d ra Szym ańskiego, k tó ry nie zaw o­ dził, i n a „Społem ” .

Na jednym z pierw szych zebrań Z arzą d zdecydow ał rozpocząć ja k n a j­ prędzej d ru k propagandow ych w y d aw n ictw reg io n aln y ch K. M ałłka i moich. Postanow iono dru k o w ać w now ej polskiej typografii „Z agon”. D ow iedziałam się, że z ram ien ia Z arządu W ojew ódzkiego S tro n n ictw a L udow ego F eliks M uraw a red ag o w ał i d ru k o w ał ta m pierw szy ty g o d n ik (2°), k tó ry zaczął w ychodzić już w lipcu 1945 r. w O lsztynie pod nagłów kiem „Głos Z iem i”. P rzekonałam się, że d ru k a rn ia m iała jeszcze duże b rak i, dlatego zakom uniko­ w ano mi, że m ogę liczyć na n ią dopiero za k ilk a tygodni. Z początkiem sie rp ­ nia zaczęły się ukazyw ać n ie re g u la rn ie w O lsztynie „W iadom ości M azurskie” pod re d a k c ją W łodzim ierza M roczkow skiego, w y d aw an e przez W ojew ódzki U rząd In fo rm a c ji i Propagandy. W ydaw cy dziennika m ieli je d n a k w iele tr u d ­ ności ze zdobyw aniem p ap ieru , b ra k ie m czcionek. M roczkow ski, zn an y mi z W arszaw y, o b jął lo k al po niem ieckiej d ru k a rn i „A llensteiner V o lk sb la tt”, k tó ry był zdem olow any. Zecerzy jeździli po m iasteczkach m azu rsk ich i w a r­ m iń sk ich w poszukiw aniu p ap ieru i czcionek. I ja w y b rałam się kiedyś z nim i ciężarów ką na poszukiw anie. W k ilk u m iejscach n iew ielkie d ru k a rn ie były ro zb ite lub w yszabrow ane doszczętnie. Z d aje się, że na p e ry fe ria c h Szczytna znaleźliśm y dużą ilość nie najgorszych łacińskich czcionek: szabrow nicy pow yrzucali je na ziem ię z kaszt, k tó re były im potrzebne.

W raz z innym i tow arzyszam i, siedząc n a ziem i (a by ł to koniec w rześnia), w y d łubyw ałam czcionki z piasku, a oczyszczone chow ałam do to reb k i dla kolegi zecera. P am iętam , że tam w łaśnie spotkałam w ielce zasłużonego b o ­ jow nika o polskość M azur, B ogum iła L abusza młodszego, jednego ze w spół­ założycieli i kiero w n ik a Z jednoczenia M azurskiego. P rz ed staw ił m i sw oją siostrę, Em ilię, k tó ra po ukończeniu S em inarium N auczycielskiego w P oznaniu p raco w ała jako nauczycielka w Polsce, w 1918 r. delegow ano ją n a Sejm D zielnicow y w Poznaniu, ak ty w n ie działała na rzecz sp raw y po lsk iej -2. Od­

22 T. O r а с к i, S ło w n ik biograficzny W arm ii, M azur i Pow iśla od połow y

X V w. do 1945 r., W arszaw a 1963, s. 159.

(9)

w iedziła m nie w O lsztynie, bow iem zainteresow ała się In sty tu te m M azurskim , niestety, zm arła w niedługim czasie. Ja k o ś o niej całkiem zapom niano, a w ielka szkoda.

R e d ak to r M roczkow ski p ra g n ą ł na łam ach „W iadom ości M azurskich” d ru ­ kow ać ja k najczęściej a rty k u ły o M azurach, o ich polskim pochodzeniu, aby u św iadam iać sw oich czytelników przybyłych z W ileńszczyzny. M roczkow ski uty sk iw a ł, że w O lsztynie ta k m ało jest znaw ców zagadnienia m azurskiego. M usiałam m u obiecać, że kiedy ustali m iejsce na odcinek, nie odm ów ię m u poparcia. Isto tn ie um ow a została dotrzym ana. D nia 11 stycznia 1946 r. ukazał się w „W iadom ościach M azurskich” m ój pierw szy a rty k u ł — odcinek pt. S t y ­

czeń na M azurach — ги zw ycza ja ch i przysłow iach. W niedzielę 26 w rześnia

1948 r., kiedy w m iejsce „W iadom ości M azurskich” zaczęło w ychodzić „Zycie O lsztyńskie” a , re d a k c ja jego zam ieściła wiadom ość, że odcinek a u to rk i jest setnym z kolei, zaznaczając, że to jest „rzeteln y w k ład w dzieło repolonizacji, w iązania ziem i m a zu rsk o -w arm iń sk iej z M acierzą”. A rty k u ły m oje sta ły się popularne w Olsztynie.

Spraw a przygotow ania w arszta tu pracy dla naukow ców leżała m i bardzo na sercu. W ybrałam się do W arszaw y, do M in isterstw a O św iaty, gdzie d r Józef Grycz, naczelnik W ydziału Bibliotek w ydał m i zaśw iadczenie, zezw alające na zbieranie w składnicach poniem ieckich książek dla In sty tu tu M azurskiego na rów ni z U n iw ersy tetem M. K opernika w T oruniu, U n iw ersy tetem W arszaw ­ skim i B iblioteką G dańską.

P oszukując w O stródzie m ogiły G ustaw a Gizew iusza i p am iątek po nim, na plebanii kościoła m etodystów n a tra fiła m , w śród różnych rupieci, na sk rzy ­ nię z a k ta m i sięgającym i do X V II w ieku. W śród nich znajdow ało się całe archiw um a k t z czasów urzędow ania Gizewiusza. N iebaw em zw ieźli m i je do In sty tu tu m łodzi pracow nicy ze „Społem ”. K iedy p rzy jech ałam do Olsztyna, opow iadano m i w iele o b ibliotece adw okata Suckow a, k tó ra m iała liczyć 6—7 tysięcy tom ów rzad k ich i cennych w ydaw nictw , w śród nich także pol­ skich. Suckow m ieszkał w w illi p rzy dzisiejszej ulicy Pieniężnego. Po długich poszukiw aniach sk onstatow ałam , że niestety nie będziem y m ieli w iele pożytku z jego biblioteki, gdyż książki u sunięto z m ieszkania i um ieszczono w ogro­ dzie, w szopie o dziuraw ym dachu. Na sk u te k deszczów w iększość w y d aw ­ nictw zgniła. Po odrzuceniu łopatam i w ierzchnich w arstw , w ybrano około 120 w olum inów w ydaw nictw , nadających się do użytku, w tej liczbie ocalał cenny S ło w n ik p o lsk o -n iem ieck i M rongow iusza.

N iebaw em przyw ieźliśm y pięciotonow y wóz cennych d ruków z K ętrzyna. Pom ógł m i w ted y m gr W ładysław C h o jn a c k i24. Był on nieocenionym moim tow arzyszem w czasie ekspedycji po książki. Zazw yczaj pow iadano m i, że „m am szósty zm ysł”, to jest „w yczucie sk a rb u ”. Z auw ażyłam je d n a k już wówczas, że W ładzio C hojnacki prześcignął m n ie w p e n etro w an iu książek poniem ieckich. Potem przyszła kolej na M orąg, gdzie z olbrzym iej hali z a w a ­ lonej niezliczonym i tom am i w ydobyw ano bezcenne „białe k ru k i”. Tam w yłow iliśm y 33 w olum iny recesów w schodniopruskich. Moje dw ie praco w ­ nice, k tó re zabrałam tam z sobą, m iały obow iązek zdejm ow ania, podnoszenia, ocierania książek z k urzu i podaw ania o tw arty ch n a stro n ie ty tu ło w ej; ja odczytaw szy nazw isko au to ra i tu tu ł, decydow ałam : zabrać czy odłożyć dla kogo innego. In sty tu to w i M azurskiem u p rzed e w szystkim chodziło o w ydaw ­ nictw a regionalne, historyczne, encyklopedie i słow niki, no i dzieła polskie.

23 „Życie O lsztyńskie” zaczęło w ychodzić od 1 lipca 1946 r.

24 E. S u k e r t o w a - B i e d r a w i n a , D awno a niedaw no, O lsztyn 1965,

s. 283.

(10)

Po m iastach polskich, głów nie u n iw ersy teck ich , rozeszła się w ieść o pow ­ sta n iu now ego regionalnego in sty tu tu w O lsztynie. W ywołało to dość duże zainteresow anie. Zaczęli przyjeżdżać profesorow ie, k tó rzy bardzo ch ętn ie w y ­ głaszali p relek cje w lo k alu In sty tu tu M azurskiego. 15 października 1945 r. m iało się odbyć in a u g u racy jn e posiedzenie w sali K o p ern ik a na Zam ku. Z apo­ w iedział odczyt prof, d r B ohdan Suchodolski. Z eb rała się elita, przybył P ełn o ­ m ocnik Rządu na O kręg M azurski, pułk o w n ik Ja k u b P ra w in , b isk u p o lsz ty ń ­ ski, Teodor B ensch i inni. Sala była zapełniona, oczekiw ano dłuższy czas — w tem z M ław y zaw iadom iono telefonicznie, że sam ochód, k tó ry m jech ał p re le ­ gent, uległ k atastro fie, ale bez o fiar w ludziach. Prof. Suchodolski p rzy jech ał n a zaju trz; w ygłosił odczyt na tem at: Id ea ły k u ltu r y na tle współczesnych,

p rzem ian społecznych, lecz tego dnia, n ieste ty , n ie w szyscy goście m ogli

przybyć.

Z aw itał też do O lsztyna w y b itn y językoznaw ca z Łodzi, prof, d r H en ry k U ła s z y n 23. N iebaw em p rzybył też prof, d r Józef K ostrzew ski z Poznania, którego poznałam w 1927 r. w D ziałdow ie, był on bow iem opiekunem p o w sta­ łego tam M uzeum M azurskiego. P rz y jech ał kiedyś rów nież do O lsztyna prof. W łodzim ierz A ntoniew icz. Z naliśm y się rów nież, gdyż przez pięć la t byliśm y razem w R adzie G łów nej T ow arzystw a K rajoznaw czego w W arszaw ie. I on in tereso w ał się naszym i działdow skim i zbioram i. Z jaw ił się rów nież w O l­ sztynie d y re k to r Wyższej Szkoły H andlow ej w W arszaw ie, Je rz y L oth, którego poznałam w e w czesnej m łodości; w o kresie przedplebiscytow ym spotykaliśm y się n a zeb ran iach M azurskiego K o m itetu Plebiscytow ego. W szyscy w ym ienieni profesorow ie m ieli p relek cje, a profesorow ie Suchodolski i K ostrzew ski zostali zaproszeni do Rady N aukow ej In sty tu tu M azurskiego. W p aźd ziern ik u n a w ią ­ zaliśm y k o n ta k t z In sty tu ta m i B ałtyckim i Z achodnim , a T ow arzystw o P rz y ­ jaciół L udu M azurskiego w K rakow ie przysłało do nas trzech delegatów , któ rzy zaprosili w ycieczkę M azurów do K rak o w a i Z akopanego. P an i Zelaz- now ska, członkini T ow arzystw a, n ie tylko w O lsztynie na zebraniu d ek lam o ­ w ała u tw o ry K ajk i, ale i na w ieczornicach w K rak o w ie propagow ała u tw o ry m azurskich poetów ludow ych.

P rzybyli też z cyklem odczytów profesorow ie: K arol G órski, W ojciech H ejnosz i P assen d o rfer. Jeszcze w lecie 1945 r. zjaw ił się w O lsztynie b r a ta ­ n ek prof. A ntoniew icza, m łody e n tu zjasta archeolog, m g r Je rz y A ntoniew icz. Bardzo p ra g n ą ł z n am i w spółpracow ać. O kazało się, że by ł bardzo pożyteczny, m iał w iele dobrych pom ysłów — dlatego już w lu ty m 1946 r. w y b ran o go do Z arządu In sty tu tu M azurskiego.

Młodzież m iejscow a w ykazyw ała duże zain tereso w an ie w iedzą o M azu­ rach i W arm ii. L iczne w ycieczki szkolne z O lsztyna przychodziły m asow o do In sty tu tu , a ja m usiałam im opow iadać bez końca, odpow iadać na in d y w id u ­ aln e z ap y tan ia n a te m a t M azur, pokazyw ać sta ro d ru k i, rękopisy. N ie b ra k ło też w ycieczek z różnych m iast w ojew ództw a; zain tereso w an ie m azuroznaw - stw em było bardzo duże. Na A kadem ii P ra w n o -A d m in istra c y jn e j, założonej przez prof. H ilarow icza z Łodzi w y k ład y na te n te m a t pow ierzono m nie. Od 27 października do końca 1945 r. w ygłosiłam 28 dw ugodzinnych p relek cji, p rzy tym często zastępow ałam nie zaangażow anych jeszcze prelegentów . W ro k u akadem ickim 1946/47 w S tudium P ra w n o -A d m in istra c y jn y m w O lsztynie, filii U n iw ersy tetu im. M ikołaja K o p ern ik a w T o ru n iu odbyw ały się ró w n ież w ykłady z zakresu m azu ro - i w arm ioznaw stw a.

Ju ż 2 g ru d n ia 1945 r. w raz z H ieronim em S kurpskim , kustoszem M uzeum ,

25 W. D o r o s z e w s k i , H e n r y k U łaszyn (1 875—1959), P o ra d n ik Językow y,

(11)

k tó ry ofiarow ał In sty tu to w i p am iątk i z czasów plebiscytu, u rządziłam w y sta ­ wą plebiscytow ą we „w łasnym lo k alu ”. Ja k na owe czasy, kiedy O lsztyn był w yludniony, w zbudziła ona duże zainteresow anie: zw iedziło ją k ilk a tysięcy osób, a ja m iałam 55 w ykładów . Te liczne w ykłady w chodziły w zakres m oich obowiązków. W d niu otw arcia Z arząd In sty tu tu u d ał się w Aleją W ojska Polskiego, róg ul. R a ta ja 26, gdzie na ścianie dom u zam ieścił tablicą ukw ieconą z napisem „ul. Bogum iła L in k i” 27. M ogiła tego b o jow nika o pol- kośó zn ajd u je się na pobliskim , nie używ anym już cm entarzu. W iosną 1946 r. w y sta w ę plebiscytow ą zabrano do W arszaw y i udostępniono ją zw iedzają­ cym w k re sla m i Politechniki, gdzie cieszyła się dużym pow odzeniem . Wobec coraz to w iększego zain tereso w an ia sp raw ą m azu rsk ą, In sty tu t organizow ał liczne zebrania, odczyty o różnym poziom ie w e w łasnym lo k alu oraz w szko­ łach. Wobec tego, że nie ta k prędko m ożna było przygotow ać zastępy p re le ­ gentów , w szędzie i zawsze m n ie przypadało przem aw iać, co n ieraz porządnie męczyło.

Nie tylko młodzież in tereso w ała się W arm ią i M azuram i, ale nauczyciele, urzędnicy i to nie w yłącznie z Olsztyna. W końcu lutego 1946 r. odbył się ośm iodniow y k u rs dla nauczycieli w ojew ództw gdańskiego, białostockiego, i olsztyńskiego. Wzięło w nim udział 30 słuchaczy i 17 prelegentów , w tej liczbie przyjezdni. W m aju tegoż ro k u odbyły się dw a k u rsy pięciodniow e dla pracow ników In fo rm acji i P ropagandy — słuchaczy zebrało się każdo­ razow o po trzydziestu k ilk u oraz 7 prelegentów , w yłącznie członków In sty tu tu M azurskiego — w reszcie czterodniow y k u rs w czerw cu. K iedy pow stał od­ dział Polskiego T ow arzystw a T urystyczno-K rajoznaw czego, którego byłam w spółzałożycielką, zorganizow ano k u rsy dla przew odników . Ja objęłam w y ­ kład y m azuroznaw stw a, p. M aria Z ie n ta ra-M a le w sk a — w arm ioznaw stw a. W ykładałam przez k ilk a lat.

R ew elacją stało się otw arcie 24 m a ja 1946 r. W y sta w y M ikołaja K ojjernika w 403 rocznicę jego śm ierci. Była to pierw sza w Polsce w y sta w a pośw ięcona W ielkiem u A stronom ow i. W gablotach zamieszczono szereg sta ro d ru k ó w zw ią­ zanych z osobą K opernika, odnalezionych przez In sty tu t M azurski. P iętn aśc ie spośród tych bezcennych d ru k ó w In sty tu t o fiaro w ał nowo o tw artem u M uzeum K opernika we F ro m b o rk u 2e. W ystaw ę K opernika zw iedziło 9 tysięcy osób. K atalog po w ystaw ie, opracow any przeze m nie, został rozkupiony do o sta t­ niego egzem plarza.

K iedy pow stał In sty tu t M azurski w czasie okupacji, duży odsetek działa­ czy w arm ińskich oraz pow iślańskich podobnie ja k w ielu M azurów przebyw ał w obozach ko n cen tracy jn y ch i w ięzieniach. Toteż tylko M azurzy opracow ali m em oriał dla now ych w ładz. W spółzałożycielam i In sty tu tu M azurskiego byli, ja k wiadomo, także M azurzy z a w k rz a ń sc y a . P o pow rocie działaczy w a rm iń ­ skich Z arząd In sty tu tu M azurskiego postanow ił zaprosić b ard ziej zasłużonych W arm iaków do Z arząd u i Rady N aukow ej. Do Z arząd u dokooptow ano:

26 Mogiłę B. L in k i Niem cy sp lan to w ali i um ieścili na jej m iejscu śm ietnik cm entarny. W iele czasu zajęło m i odnalezienie tego m iejsca, na którym w znieś­ liśm y granitow y nag ro b ek z nazw iskiem Linki.

27 Po upływ ie k ilk u la t przeniesiono do śródm ieścia, a na daw nym m ie j­ scu zawieszono tab licę „ul. R a ta ja ”.

28 E. S u k e r t o w a - B i e d r a w i n a , W ystaw a K o p e rn ika w O lsztyn ie, Kom. M az.-W arm ., 1966, n r 1/91, ss. 172—177.

29 M azurzy nie m ogli w ystępow ać sam ow olnie w im ieniu W arm iaków . Wówczas na te re n ie pow szechnie zapanow ała n o m en k latu ra m azu rsk a: O kręg M azurski, In sty tu t M azurski, W iadomości M azurskie, M uzeum M azurskie itd.

(12)

d ra W ładysław a G ębika, jako działacza w arm iń sk ieg o i W iktorię Ż u raw sk ą, à do Rady N aukow ej: P aw ła Sowę, M arię Z ientarów nę, A lojzego Śliw ę, Ja n a Boenigka, M ichała Lengow skiego, W andę Pieniężną i Ja n a Boehma.

J. B o e n ig k 30 w niósł p ro je k t założenia K lubu W arm ińskiego. Postanow iono reaktyw ow ać „G azetę O lsztyńską” i „M azura”, co jed n ak mim o zgody M in i­ ste rstw a In fo rm acji i P ro p a g an d y n ie doszło do sk u tk u . Ogłoszono k o n k u rs n a p am iętn ik M azura i W arm iak a. Sowa proponow ał w y d aw an ie czasopism a „Ł y n a”, co rów nież n ie zostało zrealizow ane. Ju ż 18 w rześn ia 1945 r. p ostano­ wiono rozpocząć d ru k zaakceptow anych p rac: K aro la M ałłka, Ju trzn ia m a zu r­

ska na G ody i Plon, czyli d o ży n k i na M azurach. Spraw y finansow e sta n ęły

tem u na przeszkodzie. Wobec tego w ybrano m o ją n ajd ro b n iejszą broszurę: Polskość M azurów i W a rm ia kó w (ty tu ł by ł a k tu a ln y — liczyła ty lk o 11 stxon, je d n a k i tego nie udało się w ydać, d ru k odłożono na rok 1946). D nia 29 stycznia 1946 r. złożyliśm y w M in isterstw ie Ziem O dzyskanych na ręce w ojew ody Robla w niosek o subw encję n a w ydaw nictw o w w ysokości 335 000 zł — uzyskano zaledw ie 56 000 z ł 31.

Z araz po N ow ym Roku u k azała się d ru k iem m o ja w sp o m n ian a broszura. M iała ona duże pow odzenie, już bow iem po 3 m iesiącach p o jaw ił się jej II n akład. N iebaw em ogłoszono drukiem d ru g ą m oją b roszurę B ojow nicy

m azurscy, liczącą 32 strony, cieszyła się rów nież dużym z a in te re so w a n ie m 32.

W 1946 r. stopniow o ukazały się p ra c e M ałłka: Plon, czyli d o ży n k i na M azu­

rach (21 stron) oraz Ju trzn ia m azu rska na G ody, k tó rą m ożna było ko lp o rto ­

w ać przed Bożym N arodzeniem (ss. 61). Oba te w y d aw n ictw a zaopatrzyłam „słowem w stęp n y m ”. W końcu ro k u m ogliśm y się poszczycić K. M ałłka i A rno K a n ta 33, M a zu rskim śp ie w n ik ie m re g io n a ln y m (ss. 46). Istn iała nadzieja na rozpow szechnienie tych w y d aw n ictw w śród szerokich m as ta k M azurów i W arm iaków , ja k i ludności napływ ow ej, zw łaszcza że m ożna było dzięki nim u rządzać w idow iska. W praw dzie w ydanie 171 stro n d ru k u pochłonęło sporo czasu, lecz spraw iło m i to pew ne zadow olenie: spełniliśm y bow iem dru g ie „p rzy k azan ie” sta tu tu .

W 1946 r. udało się nam w ydobyć z rą k niepow ołanych zbiór rękopisów M ichała K ajk i, k tó re W ojew ódzki W ydział K u ltu ry w Białym stoku oddał w depozyt In sty tu to w i M azurskiem u.

Nasi członkow ie Z arzą d u ciągle dom agali się czegoś nowego. K iedyś uchw alono na zeb ran iu Z arządu, że należy ja k n ajszybciej przygotow ać spis pow stałych w O lsztynie szkół, placów , ulic oraz dalszego spisu nazw isk zasłu ­ żonych i życiorysów. To było potrzebne. A le kiedy 12 m aja 1946 r. p ostano­ w iono zorganizow ać cztery sekcje: historyczną, litera ck ą, a rty sty czn ą i p ra w ­ ną — okazało się, że „przekroczyło to możliwości n ie tylko członków , ale

30 WAPO 11/41 'A-5_

31 In sty tu t ko rzy stał z pieniędzy pożyczonych od „Społem ”. D opiero w g ru d ­ niu 1945 r. o trzym ał pierw szą ra tę w w ysokości 50 000 zł na „U niw ersytet M azu rsk i”. M uszę’ tu zaznaczyć, że Cz; W ycech w cytow anej książce, ss. 24— 28 pisze o „Społem ” co n astęp u je: „Na szczególne u zn an ie zasługuje d ziałal­ ność .opiekuńcza Zw. Spółdzielni Spożywców „Społem ”. Jego cen tra le z a tru d ­ n iały duże liczby ludzi, często pod obcym i nazw iskam i, zajm u jący m i się w alk ą k o n sp iracy jn ą oraz p ra c ą nad pow ojennym i koncepcjam i rozw oju m. in. Ziem Z achodnich i Północnych. O parcie w „Społem ” dla sw ej p ra c y znalazł rów nież B. W ilam ow ski. Po w yzw oleniu dał on duży w k ład w re a k ty w o w a n iu i ro z­ w oju In sty tu tu M azurskiego”.

32 Z w róciłam się rów nież do M arii Z ientarów ny, żeby opracow ała życio­ ry sy bojow ników w arm ińskich, ale nie w iem , dlaczego ich nie dostarczyła. 33 A rno K an t zginął trag iczn ie w olsztyńskim „C zerw onym Dom u” (w ię­ zieniu) ro zszarp an y żywcem przez psy hitlerow skie.

(13)

i w a rsz ta tu p ra c y ” 34. N a przełom ie 1947/48 r. coraz szersze grono pracow ników naukow ych zgłaszało chęć do w spółpracy z nam i, ja k św iadczy list profesora Tadeusza St. G rab o w sk ieg o 35 z 27 stycznia 1948 r. W ykaz członków w y raźn ie udow adnia, że In sty tu t M azurski „w ykrystalizow ał się na placów kę n a u ­ k o w ą”.

K siążki zwoziłam dzięki tem u, że udaw ało m i się zdobyć bezinteresow nie ciężarów ki jakiegoś u rzędu, sp ecjaln ie zaś „Społem ”.

N ie m ając czasu n a katalogow anie, m usiałam poprzestać na in w en tary zo - w aniu, a le i n a to go nie starczało.Z arząd u chw alił zaangażow anie b ib lio tek a­ rza, jed n ak o siłę fachow ą było bardzo tru d n o . Z resztą nie m ieliśm y k re d y ­ tów. Zgłosił się w reszcie m łodzieniec nazw iskiem Cichow ski, k tó ry palił się do etnografii, je d n a k n ie był bibliotekarzem , chociaż był m iłośnikiem książek, znał nieźle język niem iecki, m ieszkał gdzieś nad Ł yną, m iał se n ty m e n t do m iejscow ej ludności. Z bierał b a jk i, g rał na jak iejś sta re j osobliw ej fu ja rc e m azu rsk iej, m arzy ł o pracy w In sty tu cie M azurskim . Z adow olił się dużo m niejszym i poboram i niż in n i kandydaci. Z księgow ością też sobie radził. K siążki inw entaryzow ał, a przecież ciągle ich przybyw ało. S taraliśm y się jak n a jp rę d z e j u przystępnić je naukow com . Coraz to ktoś p rzy jech ał z dalszych stro n i p raw ie zaw sze znalazł to, czego w innych dużych, starszych biblio­ tek ach na próżno szukał.

K iedy po ra z pierw szy zaw itał do O lsztyna m gr Je rzy A ntoniew icz, zaczę­ liśm y snuć plany na przyszłość. Doszliśmy do w niosku, że In sty tu to w i M azu r­ skiem u potrzebne jest czasopismo naukow e. Oczyw iste, że o jak im ś obszernym k w a rta ln ik u jeszcze m ow y być nie mogło, choćby ze w zględu na kredyty. P odzielał nasze asp ira c je oraz możliwości H ieronim S k u rp sk i, k tórego p ie rw ­ sze prace z zakresu e tn o g rafii oraz m azu rsk iej sztuki ludow ej, a także re p ro ­ dukcje ry su n k ó w zam ieszczałam w rocznikach „K alen d arza dla M azurów ”. N ie przypom inam sobie, czyj to był pom ysł, ale chyba A ntoniew icza, ażeby zacząć od w ydaw ania co m iesiąc b iu lety n u — broszury, ja k się wówczas p rak ty k o w ało , k tó ra obejm ow ałaby zag ad n ien ia ak tu aln e, naukow e, posia­ dałaby k o lejn ą n u m erację, ażeby z czasem m ógł pow stać tom k ilk u n a sto a rk u - szowy. Ta n am iastk a sta ła się naszym gorącym pragnieniem . U staliliśm y nagłów ek w y d aw n ictw a: „ In sty tu t M azurski w O lsztynie — K om unikaty D ziału In fo rm acji N aukow ej”. Pierw szy zeszyt m ógł się ukazać n ie w cześniej niż w trzecim k w a rta le 1946 r., pod w aru n k iem zdobycia funduszów . W ierzy­ liśm y, że m a te ria ł znajdziem y. P ostanow iliśm y, że na pierw szy ogień dam y arty k u ł z zakresu archeologii. A ntoniew icz m iał ich pew ien zapas. Na hono­ ra riu m nie liczyliśm y. Z decydow aliśm y się utw orzyć trz y sekcje: P re h isto rii i H istorii, Sztuki i K u ltu ry oraz sek cję Społeczno-G ospodarczą.

Mnie m iała przypaść ro la naczelnego re d a k to ra — w ydaw cy. R ed ak to rem serii Społeczno-G ospodarczej m iał zostać d r E d w a rd Szym ański, k tó ry uk o ń ­ czył trz y fa k u lte ty n a U niw ersytecie K rólew ieckim i tam się doktoryzow ał, czym im ponow ał innym — w dodatku był posłem na Sejm U staw odaw czy, a w reszcie M azurem . Na re d a k to ra serii Sztuki i K u ltu ry n a jb a rd z ie j n ad aw ał się H ieronim S k u rp sk i, a se rii P re h isto rii oraz H istorii m g r Je rz y A n to n ie­ wicz. Przygotow aw szy g ru n t, w ystąpiliśm y na posiedzeniu Z arządu 5 m aja 1946 r. z p ro jek tem w y d an ia próbnego b iuletynu. Nie w ym agaliśm y dużej subw encji. Tym czasem poszło stosunkow o łatw o: Z arząd zgodził się.

Oczywiście ad iu sta cja, k o rek ty , rew izje z m aszyn należały do moich obo­

34 W AP O 11/41 A-5. 35 WAPO И/41/І A-5.

(14)

w iązków . A ntoniew icz m ieszkał w W arszaw ie, w O lsztynie b yw ał gościem. A le m łody i energiczny, był naszym sp iritu s m o ven s, ja k m nie się zdaw ało — „dopływ em świeżego p o w ietrza”. D r Szym ański, ste ran y obozem k o n c e n tra ­ cyjnym , p iastu jąc y dw a odpow iedzialne urzędy, pisyw ał І d ru k o w ał od czasu do czasu, ale nie m iał ru ty n y w ydaw niczej. Ja w p raw d zie w przeciągu 15 la t p a ra ła m się po red ak cjach i d ru k a rn ia c h , lecz nie naukow ych. Je d n a k — skoro n ie było nikogo innego... Z ow ych pio n iersk ich czasów In sty tu tu M a zu r­ skiego ze szczególną w dzięcznością w spom inam Jerzego A ntoniew icza. Po p ro stu n ie w iem , ja k m ogłabym podołać wówczas bez niego p rzy w szystkich sw oich obow iązkach. Poniew aż nasze w y d aw n ictw a w ym agały częstych w y ­ jazdów do W arszaw y, A ntoniew icz sta ł się n iejako m ężem opatrznościow ym i am basadorem naszej placów ki w stolicy. Tym b ard ziej cennym p rz e d sta w i­ cielem , że p racow ał bezinteresow nie, co w ow ych czasach m iało szczególne znaczenie. I ta k na przy k ład jem u zaw dzięczam y p rzy d ział p ap ieru i su b w en ­ cję M in isterstw a K u ltu ry i Sztuki n a w ydanie J u trzn i m a zu rsk ie j na G ody K aro la M ałłka. D zięki jego sta ran io m w M in isterstw ie Ziem O dzyskanych m ogliśm y w ydać D ru ki m a zu rskie X V I w ie k u prof. S tan isław a Rosponda. Na tym nie kończą się b y n ajm n iej jego przysługi. D r Je rz y A ntoniew icz p rzech o ­ w u je do dziś — ja k m i się zw ierzył — w ystaw iony przeze m nie dokum ent upow ażniający go do rep re zen to w an ia In sty tu tu M azurskiego w W arszaw ie. Nie na początku trzeciego k w a rta łu 1946 r., ja k planow ano, a p rzy końcu ukazał się, ku w ielkiej naszej radości, pierw szy na ziem i m a z u rsk o -w a rm iń ­ skiej polski b iu lety n naukow y, a w nim p ierw sza praca Jerzego A ntoniew icza. T ym czasem udało nam się cudem zdobyć n ieprzew idziane k re d y ty na „K alen­ darz dla M azurów na ro k 1947” . K alen d arz postanow iliśm y w znow ić na sk u te k gorących życzeń ry b ak ó w — M azurów z okolic jeziora S n ia rd w y jr\ któ rzy pow itali m nie tam na C zarcim O strow iu. Nie p osiadali się z radości. W ierzyli oni bow iem , że po w ojnie znów będą czytać sw ój „ukochany K a le n ­ d arz dla M azurów ” To oni dom agali się reak ty w o w an ia go. W icem inister Ziem O dzyskanych nie m ógł im odmówić. I coś p rzy tym kapnęło na b iuletyn.

W d ru g iej połow ie w rześnia w y b rałam się ciężarów ką do Sopot po p a ­ p ier — zdobyłam 19 bel. „B iuletyn”, to początek naszej ak cji n au k o w ej: p rz y ­ stępow aliśm y do d ru k u w iększych w y d aw n ictw ja k : G ustaw a L eydinga-M ie- leckiego S ło w n ik n a zw m iejsco w ych O kręgu M azurskiego. Część I. D ru k rozpoczęto w 1946 r., a ukończono w 1947 r. K siążka liczyła 214 stro n . N astęp ­ nie u k azały się, o czym już w spom inałam , D ruki m a zu rskie X V I w ie k u , S ta n is­ ław a R osponda z W rocław ia, liczące 120 stro n i zaw ierające ilu stracje. Prof. Rospond, k tó ry często odw iedzał In sty tu t, by ł zadow olony z w y d aw n ic­ tw a, pisał do m nie, że d ru k w y p ad ł bezbłędnie, a przecież ja sam a jedna w ykonałam k o rek tę. P ro feso r sugerow ał, aby w ydać dalsze jego prace, aby u nas pow stała „S taropolska B iblioteka M a zu rsk a”, w k tó re j znalazłyby się k olejno: K a tec h izm M ałeckiego z 1546 r. oraz W yzn a n ie S eklucjana. Zaczęłam się coraz b ard ziej p alić do p ra c y w ydaw niczej. W ówczas zw rócił się do nas docent B ogusław L eśnodorski z K rakow a, p rzesy łając m aszynopis pracy B is­

k u p stw o w a rm iń sk ie i pro p o n u jąc jego w ydanie. B yłam zadow olona, że n a ­

reszcie ktoś nam p rzy słał dzieło o W arm ii. P rzeczytałam , oceniłam bardzo, pozytyw nie, prosiłam tylko o zm ianę ty tu łu . A utor n ie m iał nic przeciw ko

20 Była to w ycieczka zorganizow ana przez w ojew odę olsztyńskiego, Z yg­ m u n ta Robla, dla p rzedstaw icieli p rasy z całej Polski. Chodziło o to, żeby p rzed staw iciele p rasy skonstatow ali, ja k zniszczona była ziem ia m azursko- -w arm iń sk a. R ybacy podejm ow ali w ycieczkę niezw ykle gościnnie śniadaniem , złożonym z n ajrozm aitszych g a tu n k ó w ryb.

(15)

tem u — zm ienił ty tu ł na D om inium w a rm iń skie . W szczęłam s ta ra n ia o dotację na w ydaw nictw o, pozw olenie na przydział papieru. Gdy już w szystko zostało dokonane, na horyzoncie naszym poczęły się kłębić złow rogie chm ury. W lu ­ t y m — m arcu 1948 r. zrodziła się koncepcja reo rg a n iz acji instytutów . P o w sta­ w ały coraz to now e projekty.

Tego ro k u p rzy p ad ła setna rocznica śm ierci G ustaw a Gizewiusza. U w aża­ łam , że pow inniśm y w ykorzystać tę okazję i zorganizow ać uroczystość na w iększą skalę, ściągnąć na n ią M azurów. Moje w ielom iesięczne poszukiw ania m iejsca w ieczystego spoczynku G ustaw a Gizew iusza na cm entarzu ostródzkim na „Polskiej Górce” uw ieńczone zostały pom yślnym rezu ltatem : odnalazłam sp lan to w an ą k w a te rę (n ag robek-sarkofag — przeniesiony przez h itle ro w ­ ców na dru g i koniec m iasta, odnalazł się dopiero po k ilk u latach). Sum ptem In sty tu tu w znieśliśm y now y n ag robek z polskim napisem . U roczystość w y zn a­ czyliśm y na Zielone Ś w iątki. W spólnie ze S tro n n ictw e m Ludow ym , k tó re ob­ chodziło sw oje doroczne św ięto — poruszyliśm y p ra sę m iejscow ą; duchow ień­ stw o ew angelickie obwieściło z am bon, że n astąp i odsłonięcie nagrobka.

W O stródzie zebrały się tłum y ludzi. Pogoda dopisała, o rk ie stra w ystąpiła uroczyście, do zgrom adzonych ziom ków -M azurów w gorących słow ach p rz e ­ m ów ił w icew ojew oda W ilam ow ski p o d k reślając, że dum ny jest z tego, iż jem u, synow i tej ziemi, przypadło w udziale odsłonięcie nagrobka znakom itego M azura-P olaka.

Nie mogę pom inąć tu akcji, jak a w pierw szych trzech latach absorbow ała tę część społeczeństw a, k tó ra w ielce przyczyniła się do rozw oju szkolnictw a i to wyższego na naszym terenie, a z k tó rą In sty tu t M azurski był ściśle zw ią­ zany. W przeddzień rocznicy G ru n w ald u w 1945 r. R ząd Jedności N arodow ej w ydał d ek larację o pow ołaniu na teren ie olsztyńskim uczelni, podobnej do słynnego w Polsce w początkach X IX w ieku Liceum K rzem ien ieck ieg o 37. Decyzję tę spow odow ała in icjaty w a działaczy m azurskich oraz w y ch o w an ­ ków b. Liceum K rzem ienieckiego im. T adeusza Czackiego. Siedzibą podobnej uczelni m iało stać się Szczytno. M iało ono posiadać szkoły o różnym poziomie i k ieru n k ach n auczania w różnych pow iatach. Z am ierzano stw orzyć now y ty p szkoły o rozległych celach w ychow aw czych. Z aczątkiem uczelni w yższej m iał być In sty tu t N aukow y z siedzibą w L id z b ark u W arm ińskim . Z rozum iała rzecz, że „działacze m azurscy” zgrupow ali się dokoła tej akcji. N iejedno posiedzenie odbyło się w lo k alu In sty tu tu M azurskiego. K iedyś, latem , w M azurskim U niw ersytecie Ludow ym , w pięknych m alow niczych Rudziskach, odbyło się długie, ożywione zebranie członków, w k tó ry m ja rów nież uczestniczyłam . Po zakończeniu wszyscy uczestnicy w ybrali się na objazd m iejscow ości, k tó re m iały być w łączone do Liceum M azurskiego. P rzyznam się, że n ie m ogłam uw ierzyć, że owe dzieło — Liceum M azurskie — zostanie zrealizow ane. Do tego trzeba było zastępów w ykw alifikow anych pracow ników i naukow ców , no i kolosalnych sum, sam e bow iem w łóki i zabudow ania, choćby n a jw sp a n ia l­ sze, n ie w ystarczyły. E ntuzjazm rów nież nie w ystarczył. M ieliśm y już p rzy ­ k ład na Instytucie. W 1948 r., kiedy nam w In sty tu cie M azurskim zaczęła się zapadać ziem ia pod nogam i, piętrzące się tru d n o ści zm usiły w reszcie in icjato ­ ró w do odstąpienia od te j koncepcji.

37 E. S u k e r t o w a - B i e d r a w i n a , B. W i l a m o w s k i , R ozw ój n a u ki

polskiej w O lsztynie po w y zw o len iu , Szkice O lsztyńskie, O lsztyn 1967, s. 343.

(16)

W 1946 r. uzyskaw szy pew ność, że „K alen d a rz dla M azurów ” m usi s í q

ukazać, z zapałem zab rałam się do jego opracow ania: toż przekonałam się osobiście na M azurach, że w o kresie p rzedw ojennym „m ój k a le n d a rz ” zdobył serca czytelników . Była tylko ta różnica, że poprzedni tłoczyło się „ k ra k o w ­ skim sz ry ftem ”, a obecne trzeba było drukow ać an ty k w ą, co n iek tó ry m czy­ teln ik o m mogło sp raw ić tru d n o ść. A le i na to była ra d a : załączyło się tablicę z alfab etem an ty k w y i fra k tu ry . P rz ew id zian a b yła ró w n ież m u ta c ja „K alen ­ darz dla W arm iaków ”, gdzie tab lica alfabetyczna była rzekom o zbędna, bo­ w iem „katolicy-W arm iacy znali a n ty k w ę ” , ja k m nie zapew niono.

„ K alen d arz dla M azurów ” rozpow szechniono gładko, zajęli się tym p rz e d ­ w o jen n i ochotnicy-kolporterzy, któ rzy m ieli pod tym w zględem ru ty n ę, oraz duchow ni ew angeliccy. G orzej było z kolportażem „K alendarza dla W a rm ia ­ ków ” czyli m u tacją. Osoby, k tó re zam ów iły d ru k przeznaczonych dla ludności w arm iń sk iej k alen d arzy , nie p rzew id ziały k o lportażu i jego potrzeby. O kazało się rów nież, że spora liczba W arm iaków , k tó ra uzyskała egzem plarze, zw racała się do red ak cji, żeby im zam ieniono ich egzem plarz na „m azu rsk i”, gdyż nie m ogli go czytać, nie znali bow iem łacińskich liter. Z początku re d a k c ja „K a­ le n d a rz a ” szła im na ręk ę, ale k ied y się „m azurskie” eg zem p larze w y cze r­ pały, zaradzić nie byliśm y w stanie. S tąd niepow odzenie, którego m ożna było uniknąć, gdyby we w łaściw ym czasie zaw iadom iono re d a k c ję o tym , żeby dołączyła do egzem plarza tabliczkę alfabetyczną.

W końcu 1947 r. w y d ałam a n ty k w ą drugi z kolei „K alen d a rz n a rok 1948”. W zw iązku z tym m ieliśm y em ocjonujące przeżycie. U w ieczniono je na o sta tn iej (tj. 136) stro n ie „K alendarza n a ro k 1948” jako w iadom ość „Od R edakcji: W listopadzie ub. r. w ybuchł groźny pożar w dom u, gdzie In sty tu t M azurski d ru k u je sw oje w ydaw nictw a. Z daw ało się, że k ale n d a rz niniejszy p ad n ie o fiarą płom ieni lu b wody. D zięki dzielności olsztyńskiej straży p o ż a r­ n e j ogień zdołano um iejscow ić, a dzięki k iero w n ictw u i pracow nikom d ru ­ k a rn i u rato w an o k alen d arz. Je d y n ie dw a ark u sze (tj. 32 strony) i kilka klisz (obrazków) uległo zniszczeniu. D ru k a rn ia dołożyła w szelkich sta ra ń , aby uk azan ie się niniejszego k alen d arza nie uległo opóźnieniu” 38.

B ardzo duże trudności około organizow ania MUL, tj. M azurskiego U n i­ w ersy tetu Ludow ego m iał K arol M ałłek. Z ałożenia ideologiczne i o rg an izacy j­ ne tej in sty tu c ji opierać się m iały na zasadach G ru n d tv ig a i S o la rz a 39. Do tego trzeba było zdobyć n a potrzeby u n iw ersy tetó w śro d k i gospodarcze, k r e ­ dyty, w ychow aw ców , nauczycieli — ta k dla M U L-u ja k i W UL-u. Z tru d e m w erbow ano m łodzież k ry ją c ą się po b u n k rach , w ygłodzoną, z a b ie d z o n ą -10. G łów nie przyjm ow ano w R udziskach pod P asym iem i w Ju rk o w y m M łynie pod M orągiem młodzież rodzim ą. B udynki przy d zielił urząd m iejski. K u rs pierw szy odbył się w szkole w Pasym iu, rozpoczęto go 5 X II 1945. P rz y ję to 134 w ychow anków , z tego M azurów 79, W arm iaków 29. Św iadom ość narodow ą p o ­ siadało 38 osób, p lem ien n ą m azu rsk ą 40, n iem iecką 56. P rz y opuszczeniu zak ła­ du uśw iadom ienie n aro dow o-polskie posiadało 118 osób, p lem ienne 20, n iem iec­ kie 2 41. W W U L-u rozpoczęto k u rs 10 czerw ca 1946 r. Młodzież sk ła d a ła się z 16 dziew cząt i 10 chłopców: 18 autochtonów , 8 ludności napływ ow ej. M ło­ dzież autochtoniczna w a rm iń sk a p rzy pom ocy m łodzieży przesiedleńczej i r e ­ p a tria n tó w szybko opanow ała język. P ra c a w ychow aw czo-polityczna okazała

38 D ru k a rn ia Spółdzielczo-W ydaw nicza „Zagon” w O lsztynie m ieściła się przy ulicy K o p ern ik a 14.

зо W APO II/41/I A-2, sp raw ozdanie z działalności M U L-u. 40 W APO II/41/I A-2.

(17)

się n ajisto tn iejszą stro n ą działalności M U L-u; je st ona ch arak tery sty czn a dla ówczesnych czasów.

Z u n iw ersy tetem w R udziskach b yłam w k o n tak cie przez dw a la ta ; dwa razy w tygodniu dojeżdżałam , aby m ów ić m łodzieży „o ziem i m azurskiej, o ludzie m azurskim , o gadce m azu rsk iej, o polskości M azurów ...”. Do W UL-u rów nież d ocierałam z m oim i w ykładam i. D y rektorem jego był zasłużony dzia­ łacz m azu rsk o -w arm iń sk i, Ja n Boenigk.

Ja k podaje K arol M ałłek, przez oba zakłady przeszło 1600 osób. R udziska posiadały gospodarstw o ro ln e o 185,5 ha obszaru, Ju rk o w y M łyn około 80 ha. U n iw ersy tety były z początku pod opieką In sty tu tu M azurskiego, po dwóch latach p rz e ję te zostały przez Sam orząd W ojew ódzki, a od 1949 r. przez W oje­ wódzki Z arząd Samopom ocy Chłopskiej.

III. K O M U N I K A T Y D Z I A Ł U I N F O R M A C J I N A U K O W E J I N S T Y T U T U M A Z U R S K I E G O (1946— 1948)

OM ÓWIENIE ZAMIESZCZONYCH ARTYKUŁÓW

S e r i a P r e h i s t o r i i i H i s t o r i i

1. Je rz y A n t o n i e w i c z w a rty k u le zatytułow anym Zagadnienia ochro­

n y za b y tk ó w w O kręg u M a zu r sk im 4- zw raca uw agę czytelników , w szczegól­

ności m ieszkańców P ojezierza M azurskiego, że obow iązkiem ich je s t niesien ie pom ocy kon serw ato ro m zabytków archeologicznych, m ający m za zadanie p rze­ prow adzanie lu stra c ji zabytków nieruchom ych z okresu pradziejów , stw ie r­ dzania i ok reślan ia ochrony znalezisk przypadkow ych. W zak resie sta rszej epoki k am ien n ej a u to r zaleca zw racać w iększą uw agę na w ydm y, na których w y stę p u ją m asow o śla d y k u ltu ry św id e rsk iej w pow iatach: ełckim , szczycień- skim , ostródzkim i giżyckim. W czw artym o kresie brązu, nastąp iło ostateczne przekształcenie się z obrządku szkieletow ego w ciałopalny na tym teren ie przy jednoczesnym w prow adzeniu ceram ik i łużyckiej. A u to r p o d k reśla, że absurdem je st pozostaw iona przez Niem ców jego n o m e n k la tu ra „ k u ltu ry m a- zu rsk o -g erm ań sk iej”, św iadczącej rzekom o o tym , jakoby na ty m teren ie m ieszkali G erm anie. P onadto polskim archeologom chodzi o d o kładne p rz e ­ śledzenie e k sp an sji m azu rsk iej na te teren y w okresie średniow iecza.

2. W drugiej ro zp raw ie pt. K u ltu ra łu ży cka w Prusach w o św ietlen iu

n a u k i p o lsk ie j i n ie m ie c k ie j43 Je rzy A n t o n i e w i c z om ówił pracę H ansa

U rbanka, zgerm anizow anego archeologa, rodem ze Śląska, k tóry, ja k tw ierdzi au to r, oddał Niem com „niedźw iedzią przy słu g ę”, p u b lik u ją c dane arch iw aln e dotyczące w ykopalisk k u ltu ry łużyckiej, zn ajd u jące się w P ru ssia -M useum w K rólew cu. O pierając się na b ad an iach archeologów polskich, A ntoniew icz utrzy m u je, że pow stanie elem entów zachodniobałtyjskich, k tó re m ożem y ob­ serw ow ać na m a te ria le w ystępującym w granicach naszego obecnego p a ń ­ stw a, odbyło się przy w spółudziale k u ltu ry łużyckiej, gdyż do tak ich w nios­ ków upow ażnia nas dzisiejszy stan badań. Z daniem A ntoniew icza p ra c a U r­ b an k a jest św iadectw em u p ad k u n au k i niem ieckiej, zw łaszcza pod rządam i H itlera.

3. Trzecia w naszym zbiorze praca Jerzego A n t o n i e w i c z a 44 jest frag m en tem dużej całości zaty tu ło w an ej K ró tka historia Prus, k tó ra była

41 S praw ozdanie z działalności In sty tu tu M azurskiego: T rzy letn ie osiąg­ nięcia.

42 N r 1/3, 1946, ss. 15.

Cytaty

Powiązane dokumenty

W filmach pokazujących jak szyje się patchwork, a potem quilt – tych nakręconych przez Angielki lub Amerykanki –często widzimy, że materiały na robótkę można

Z uwagi na delikatność zagadnienia proponuję, żebyście drogie kobietki przeczytały tekst znajdujący się w ćwiczeniówce na stronach 27-28 i rozwiązały test znajdujący się

Opieka: p.. Utknęłam w piżamie! Pół dnia w niej przesiaduję, przez te ponure dni nawet nie chce mi się wstawać i szykować. Jak zwykle, żeby nie spóźnić się na lekcje

Fakt odbioru sprzętu, jego sprawność oraz wartość, Wypożyczający stwierdza podpisem pod umową wypożyczenia sprzętu (zał.. Zespół SCWEW ma prawo odmowy

Gdy dziecko czuje się bezpiecznie, może skupić się na odkrywaniu świata i zdoby­. waniu kolejnych

ustanawiającego wspólne przepisy dotyczące Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego, Europejskiego Funduszu Społecznego, Funduszu Spójności, Europejskiego Funduszu

ustanawiającego wspólne przepisy dotyczące Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego, Europejskiego Funduszu Społecznego, Funduszu Spójności, Europejskiego Funduszu

ustanawiającego wspólne przepisy dotyczące Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego, Europejskiego Funduszu Społecznego, Funduszu Spójności, Europejskiego Funduszu Rolnego na