ROCZNIKI H U M A N ISTY CZN E Tom LI, zeszyt 6 - 2003
Z E N O N L E S Z C Z Y Ń S K I
B o g u s io w i - P r z y ja c ie lo w i z ta m ty c h la t
W S P O M N IE N IE O B O G U S Ł A W IE K R E I
26 grudnia 2002 roku nieo czekiw an ie zm arł w w ieku n iesp ełn a sied em dziesięciu dw u lat członek czynny T ow arzy stw a N auk ow ego K U L B ogusław J ó z e f K reja (ur. 17 m arca 1931 roku), em erytow any pro fesor zw y czajn y ję z y k a po l skiego na U niw ersytecie G dańskim , pow szech nie szanow any i łubiany przez tych, co się z nim bliżej zetknęli, człow iek silnej w oli, n iestrud ze nie czynny. T o w spom nienie nosi ch arakter o so bisty - akcentuje te cechy, które się uw adze pi szącego szczególnie narzucały, niekiedy w zbu dzały podziw , a naw et im ponow ały, i zdarzenia, których byw ał św iadkiem , zw łaszcza w latach studenckich w Lublinie i bezpośrednio po m agisterium w K rakow ie.
N a KUL-u, chyba nie tylko na kulowskiej polonistyce, B ogusław K reja znany był w latach 1950-1955 po prostu jak o Boguś. I choć niejeden był Boguś w śród studentów, to B ogusia Kreję identyfikowano na podstaw ie sam ego im ienia, bo się w yróżniał, górując nad innymi niew yczerpaną pom ysłow ością, zaangażow aniem w spraw y dotyczące polonistyki, a zw łaszcza języ k o zn aw stw a upodobanego przezeń ju ż na pierw szym roku studiów, i nieukryw anym głodem wiedzy.
Ten głód w iedzy popchnął go na studia, m im o niesprzyjających warunków m aterialnych rodziców , którzy mieli oprócz niego na utrzym aniu ze skromnej pensji nauczycielskiej jeszcze sześcioro m łodszych dzieci. B oguś przymierzał się po m aturze do studiów na U niw ersytecie W arszaw skim , ale tam tejsza komisja egzam inacyjna staw iała m łodem u kandydatow i z K ociew ia (urodzonem u w Skór czu, absolw entow i liceum w Starogardzie G dańskim ) przede w szystkim zasadni cze pytanie o przynależność do organizacji (czytaj: ZM P). Brak pozytywnej na nie odpow iedzi rozstrzygnął o nieprzyjęciu go na UW . Szansę daw ał KUL, o któ rym się B oguś dow iedział od swoich starszych kolegów ze starogardzkiego li ceum , kulow ców , Jerzego F alickiego i W aleriana Sw ieczkow skiego. Z tej szansy skorzystał.
P rzygarnięty przez KUL po pierw szym niepow odzeniu w arszaw skim , poczuł się tu u siebie. W żył się w klim at uczelni i - co w ięcej - niezw ykle aktywnie w spółdziałał w je g o tw orzeniu. Zw ierzył się kiedyś, że podczas studiów nie w y obrażał sobie przyszłej pracy gdzie indziej niż na KUL-u. W młodzieńczym za pale deklarow ał gotow ość przyjęcia tu naw et obow iązków pedla. Gdyby do tego doszło, spełniałby j e na pew no sum iennie. Dobrze jed nak , że stało się inaczej.
Z ostaw szy studentem , starał się zaspokajać głód w iedzy, m. in. systematycznie pochłaniając w yznaczone sam em u sobie lektury. Już na pierw szym roku studiów rzucało się w oczy, że w ypożyczał z biblioteki zakładow ej tom po tom ie wszyst kie roczniki „Języka P olskiego” i czytał je w lektorium od deski do deski, prze zw yciężając znużenie i chyba głód fizyczny.
Bo głodow ał nieraz, podczas studiów i później, nie m ając jed zen ia ani n a j e dzenie albo rygorystycznie oszczędzając na w ydatki uznane za bardziej koniecz ne. Lepiej m u się w iodło, kiedy został w zatłoczonej ponad w szelkie wyobrażenie stołów ce studenckiej jednym z „kelnerów ”, czyli roznosicieli obiadów od okienka do stolików . Już za to mu się obiad zaw sze należał. Ale też - znając ciężar puste go żołądka - jeżeli rozporządzał bloczkam i obiadow ym i z bezpłatnych zwrotów, w ypatryw ał w ygłodniałych kolegów i żyw ił ich za darm o, za „dziękuję” . Kiedy zaś trafił się tylko jed en klient, a bloczków było w ięcej, zm uszał go do zjedzenia kilku obiadów : „Jedz, bo potem m ożesz w cale nie dostać!” Było to niewątpliwie szczegółow e odbicie jeg o w łasnego ogólnego nastaw ienia, żeby w niesprzyjają cych w arunkach nie tracić niepow tarzalnych korzystnych okazji. Ale dożywianie głodom orów było jednym z przejaw ów charakterystycznego dla niego chętnego pom agania innym.
W ykorzystyw ał k ażdą nadarzającą się sposobność rozm ow y z kimś bardziej biegłym w językoznaw stw ie. Z reguły służyły tem u przerw y w w ykładach profe sora T adeusza B rajerskiego. Boguś, naładow any problem am i, starał się ich jak
B ędąc ju ż na czw artym roku, zaczął nieform alnie uczestniczyć - jakeśmy byli prześw iadczeni - w sem inarium słow otw órczym profesora W itolda Doroszew skiego na U niw ersytecie W arszawskim . Sam później w yjaśnił, że były to w isto cie konw ersatoria, z referatam i znanych w arszaw skich językoznaw ców . Konwer satoria w ym agały częstych w yjazdów z L ublina do W arszaw y, a fara była chuda. Boguś je d n a k um iał być w ytrw ały i skrajnie oszczędny. A po każdej sesji war szaw skiej skupiał w okół siebie grono zainteresow anych ś upow szechniał swoje now e dośw iadczenia, przede w szystkim z zakresu słow otw órstw a. Robił to rów nież w postaci nieform alnego konw ersatorium .
Już podczas studiów przym ierzał się do rozw iązyw ania problem ów języko w ych, niew ątpliw ie z zam iarem publikacji, kiedy się ju ż da, obm yślonych roz w iązań. A problem ów tych św iadom ie szukał. Sam w yraz problem często spływał z je g o ust. M iało to potem echo m. in. w tytułach niektórych jeg o artykułów.
O sw oich pom ysłach chętnie m ówił, chętnie w ciągał rozm ów ców w dyskusję nad nim i. Z pojedynczych etym ologii zajm ow ało go - co dało się zapam iętać - pochodzenie w yrazu naleśnik. W ydrukow ał po paru latach sw oją propozycję tej etym ologii. Przez ja k iś czas zbierał przykłady oboczności dźw ięcznych i bezdź w ięcznych spółgłosek w synonim icznych parach w yrazów typu drzazga : trzaska, bryzgać : pryska ć, bluzgać : pluskać. Prosił o dostarczanie mu dalszych przykła dów. K toś mu w tedy doradził dołączenie do nich pary brzydula : przytula. Po śm iał się z projektodaw cą, ale nie ustał w poszukiw aniach. Plonem tego był arty kulik w P racach dedykow anych profesorow i Nitschow i.
M agisteriu m z ję z y k a polskiego uzyskał w sem inarium profesora B rajerskie- go w 1955 roku. N ie było w tedy na K U L-u aury sprzyjającej angażow aniu no w ych asy stentów , to też m łodzi m agistrzy tym skw apliw iej starali się nie utracić w ątłej i gdzie indziej perspektyw y zatrudnienia. W śród uczniów profesora Brąjer- skiego, którzy w ylądow ali kolejno w krakow skim Z akładzie Językoznaw stw a PA N profesora N itscha (w Pracowni Atlasu i Słow nika G w ar Polskich) był też B ogusław Kreja. Przybył tam w krótce po m agisterium .
U czestnictw o w pracy nad w ciąganiem now ych danych do magazynu przy szłego (w tedy) Słow nika gw ar p o lskich podsycało zainteresow anie słownictwem, słow otw órstw em , rodziło nowe pom ysły etym ologiczne. W ysunięty przez Bogu sia projekt, żeby w gronie m łodych asystentów pracow ni dialektologicznej stwo rzyć forum dyskusyjne, a na jeg o podstaw ie także (m oże chałupniczo wydawane, jak P race Sekcji Językoznaw czej w Lublinie) pism o naukow e m łodych języ k o znaw ców - nie został podchw ycony. Zbyt bliski w ydaw ał się dostęp do publiko w ania w „Języku Polskim ”, redagow anym przez profesora Nitscha. Prawda, re daktor „Języka P olskiego” byle czego do druku w swoim piśm ie nie przyjął. Ale
najwięcej rozstrzygnąć w ciągu kilkum inutow ej pauzy, podzielić się pom ysłam i etym ologicznym i, uszczknąć jeszcze coś z w iedzy profesora.
Sekcja Językoznaw cza K oła Polonistów Studentów K U L (taka była jej oficjal na nazwa, a potocznie - Sekcja) stała się m iejscem , gdzie B oguś rozw ijał coraz to nowe inicjatywy: Skrzynka Porad Językow ych (skrzynka na pytania, um ieszczona na drzw iach Zakładu Języka Polskiego, z tab licą na odpow iedzi), uruchom ienie dla członków Sekcji lektoratów, honorow o prow adzonych: sanskrytu - przez profesora Brajerskiego i języka ukraińskiego - przez M ichała Ł esiow a, bezpłatne korepetycje z przedm iotów językoznaw czych dla studentów tego potrzebujących, dobrow olny udział (w raz ze zobow iązanym i do tego eksploratoram i z uczelni, powołanym i przez centralę w K rakow ie) w zbieraniu m ateriałów gw arow ych do M ałego atlasu gw ar p o lskich , odczyty językozn aw có w spoza KUL-u, głów nie profesorów krakow skich (Jerzego K uryłow icza, T adeusza M ilew skiego, T ad e usza Lehra-Spław ińskiego, Z enona K lem ensiew icza, a na początku, na rozgrzew kę - m gr W andy Pom ianow skiej z W arszaw y), Prace Sekcji Językoznaw czej („w ydane” w czterech egzem plarzach m aszynopisu im itującego druk, bo z m o zolnie w yliczonym i spacjam i dla w yrów nania praw eg o m arg inesu ) dedykow ane m ieszkającem u w K rakow ie profesorow i K azim ierzow i N itschow i na osiem dziesięciolecie urodzin. To były działania Sekcji, w znacznej m ierze inspirow a ne i przygotow ane przez Bogusia, obok periodycznych zebrań z referatam i. N a zebrania te byli zapraszani studenci neofilologii zainteresow ani języ ko zn aw stwem (np. K azim ierz Sroka i W alerian Św ieczkow ski z anglistyki). P ojaw ił się raz także prezes „konkurencyjnego”, ale zardzew iałego z pow odu nieużyw ania, zetem pow skiego koła językoznaw ców -m arksistów , Franciszek M alinow ski. To też była inicjatyw a B ogusia, budującego m osty m iędzy ludźmi.
Już w owych latach skrystalizowało się zainteresow anie Krei słowotwórstwem . Pierwsze bodźce wyszły z wykładów profesora Tadeusza Brajerskiego, a niem ały w pływ na to zainteresow anie w yw arł osobisty kontakt, podtrzym yw any w różnej postaci, z profesorem W itoldem D oroszew skim , niepodw ażalnym - nie tylko we własnym m niem aniu - autorytetem w tej dziedzinie. W śród tych różnego rodzaju kontaktów zabrakło dwóch: pozytywnej odpow iedzi profesora na zaproszenie do w ygłoszenia odczytu na KUL-u, a wcześniej - co w ydaw ało się bardziej dotkli we - kontaktu im m atrykulow anego studenta z profesorem na swojej uczelni, U niw ersytecie W arszawskim . Bo przecież tam w łaśnie zm ierzał po m aturze.
Jakkolw iek ostatecznie studiow ał na K U L-u, to - korzystając z tego, że m iał kolegów ze Starogardu na UW - przyłączył się do tam tejszych w akacyjnych m a zursko-w arm ińskich wypraw dialektologicznych i w ten sposób doszło do jeg o asym ilacji ze środow iskiem warszaw skim .
chęć pracy naukowej mile w idział, jej zaczątki podtrzym yw ał, choć jeg o czasem gw ałtow na krytyka m ogła u krytykow anego w yw oływ ać przynajm niej pew ne zaham owania.
Boguś nie zrażał się przeciwnościami i nie przegapił sposobności publikowania w „Języku Polskim ” . Z czasem to działanie wyraźnie nasilił. Dużo później, w ostat nim dziesięcioleciu, są roczniki „Języka Polskiego”, w których każdy zeszyt przy nosi pozycję, choćby drobną, podpisaną przez B ogusław a K reję, ale to ju ż były inne czasy. Od 1998 roku był też członkiem kom itetu redakcyjnego tego pisma.
Pobyt w K rakow ie stw arzał m iędzy innymi okazję przysłuchania się języ k o znawcom z U niw ersytetu Jagiellońskiego. Tę okazję B oguś pilnie w ykorzystał. Uważnie też śledził cudze osiągnięcia w szybkim dochodzeniu do efektów w pra cach naukowych.
Epizod krakowski nie trw ał długo, ale był intensyw ny i ow ocny. N astępnym etapem , o który Bogusław K reja w krótce zaczął zabiegać, stał się Poznań. B ył to krok w kierunku ojczystego Pomorza.
W Poznaniu czekała na niego aspirantura, uzyskana nie bez rekom endacji pro fesora B rajerskiego, należącego do najstarszego pokolenia w ybitnych uczniów profesora W ładysław a K uraszkiew icza. K reja m iał teraz pracow ać pod nauko w ym kierow nictw em Kuraszkiewicza. A spiranturę zaczął w 1956 roku, a pracę doktorską obronił cztery lata później. W tym czasie B ogusław K reja ożenił się (w 1957 roku) z pan n ą T eresą K lugm ann ze Starogardu, lekarką p racującą po ukoń czeniu studiów w Lubsku, sw oją koleżanką szkolną i sy m patią od lat m łodzień czych. W 1959 roku zaczął starania o przeniesienie do G dańska na W SP (od 1970 roku U niw ersytet G dański), zrealizow ane w 1961 roku. H abilitow ał się w 1969 roku w Poznaniu.
Słowotwórstwu i poradnictwu językow em u został w ierny przez całe życie. Pasja etymologiczna, którą przejaw iał w latach studenckich, nie opuściła go też i później. Wydany zaś przez Kazimierza R ym uta w latach 1992-1994 dziesięciotom ow y Słow nik nazw isk współcześnie w Polsce używanych stał się bodźcem i kopalnią materiału do kolejnych prób wyjaśniania etym ologii nazwisk.
W K siędze pam iątkow ej z 2001 ro k u 1 profesor Jolanta M ackiew icz w ym ienia też onom astykę jak o jed en z głównych kierunków zainteresow ań badaw czych profesora Bogusław a Krei. Zainteresow anie tym kierunkiem B oguś u początków swojej drogi naukowej m oże mniej zdradzał, bo nie przybierało ono instytucjo nalnej postaci, ja k Skrzynka Porad Językow ych albo konw ersatorium słow otw ór
1 W świecie słów i znaczeń. Księga pam iątkowa dedykowana Profesorow i Bogusławowi Krei, red. J. M ackiewicz i E. Rogowska, Gdańsk 2001, s. 6.
cze. A le przecież etym ologia zaw sze go korciła, i to zarów no wyrazów pospoli tych, ja k też nazw w łasnych.
W ykaz p u b lika cji Profesora Bogusław a Krei w wym ienionej Księdze pam iąt kow ej, sporządzony przez M ałgorzatę M ilewską, przedstaw ia 11 książek i 321 in nych tytułów . W edług tego Wykazu je st on autorem następujących książek: O boczne fo rm y zaim kow e typu jeg o || go i jeji || ji w ję z y k u polskim , Poznań ¡962; Słow otw órstw o rzeczow ników ekspresyw nych w ję zy k u polskim . Formacje na -ik, -k-, -isko i -ina, Gdańsk 1969; W ybrane zagadnienia p olskiego słowotwórstwa, G dańsk 1985; N azw y m iejscow e K ociew ia i okolicy, G dańsk 1988; Z morfologii i m orfotaktyki w spółczesnej polszczyzny, W rocław 1989; Studia z polskiego sło w otw órstw a, G dańsk 1996; K sięga nazw isk ziem i gdańskiej, G dańsk 1998; Sło w otw órstw o p o lskie na tle słowiańskim . Studia, G dańsk 1999; M ów ię, więc j e stem. R ozm ow y o w spółczesnej polszczyźnie, G dańsk 2000; Z zagadnień ogólnych p o lskieg o słow otw órstw a, G dańsk 2000. Jako w spółautor w ziął udział w opraco
w aniu t. V II/2 D zieł w szystkich Jana K ochanow skiego (W rocław 1997).
D r E w a R ogow ska w nekrologach zam ieszczonych w „Języku Polskim ” i w biuletynie R ady Języka Polskiegcć oblicza dorobek B ogusław a Krei ju ż na „15 książek oraz praw ie 350 rozpraw i artykułów ” . W śród nowych książek je s t tytuł: W yrazy i w yrażenia. Stu d ia i szkice z historii sło w n ic tw a , ze słow otw órstw a i ku ltu ry ję z y k a , G dańsk 2002, przygotow any z je j pom ocą. Sam a zaś je s t zaan g ażow ana w o stateczne przygotow anie do druku dalszych dw u książek B ogu sław a K rei.
B ogusław K reja w olał w pisowni dopełniacza, celow nika, m iejscow nika swo je g o n azw iska form ę: Kreji, ale przepis ortograficzny nie został zm ieniony po je g o m yśli. Jak pisze w swoim Kurykul . upom inał się o to, jak o m łody magister, w rozm ow ie z profesorem K azim ierzem N itschem . Potem , po latach, będąc członkiem R ady Języka Polskiego, starał się jeszcze i j ą przekonać do swoich racji. Przepis, ilustrow any przykładam i innych nazwisk, pozostał jed n ak niezm ie niony.
• Bogusław Kreja (17 III 1931-26 XII 2002), „Język Polski” 83(2003), s. 81-85; t a ż . Bogusław Kreja - języko zn a w ca i m iłośnik polszczyzny 1931-2002, „K om unikaty Rady Języka Polskiego przy Prezydium Polskiej A kadem ii N auk” 2003, nr 1 (12), s. 1-2. Teksty te w sposób zwięzły, klarow ny i w nikliw y zapoznają czytelnika z tw órczością naukow ą profesora Bogusław a Krei. Ponadto: K. K l e s z c z o w a , Profesor Doktor Bogusław J ó z e f Kreja, „Poradnik Językowy” 2003, nr 2 (601), s. 3-7; B. M i l e w s k a , Wspomnienie o Profesorze Bogusław ie Krei, tamże, s. 8-10; W. M a k a r s k i , Profesor Bogusław Kreja (1931-2002), „Przegląd U niw ersytecki” 15(2003), nr 2 (82), s. 26.
Po okresie bliskich kontaktów w Lublinie i K rakow ie były krótkie spotkania na zjazdach P olskiego T ow arzystw a Językoznaw czego, na p osiedzeniach K o mitetu Językoznaw stw a i R ady Języka Polskiego. T ylko sporad ycznie, z p ow o du oddalenia, m iały m iejsce w zajem ne w izyty dom ow e. Z nich, n ajw yraźniejsza w pam ięci, m iała m iejsce w G dańsku, gdzieśm y się znaleźli dzięki staraniom B ogusia na przełom ie sierpnia i w rześnia 1980 roku. O deszły w tedy na daleki plan w spom nienia najbardziej integrujących n asz ą trójkę (B ogusia, Irkę i Z en ka) w ypraw dialektologicznych w Lubelskiem . W dniach pełnych nadziei d om i now ały w rozm ow ach spraw y publiczne. W ocenach B o g u sia uderzała nas w te dy pełna troski krytyczna postaw a w obec nieznanego nam je sz c z e bliżej idola rodzącej się Solidarności.
W tedy zw iedziliśm y świeżo w ykończony „w ieżow czyk” Państw a Krejów, dom rodzinny zbudow any dzięki ogrom nej dyscyplinie i rozum nem u gospodaro waniu na ogół nieponadprzeciętnym i dochodam i. Ten dom pozw olił skończyć ze stałymi dojazdam i do pracy ze Starogardu do Gdańska.
Profesor Kreja raz wystąpi! na KUL-u z odczytem w Sekcji Językoznawczej Koła Polonistów m łodszego pokolenia. Kilkakrotnie publikow ał artykuły w „R ocz nikach Hum anistycznych” . Zasiadał w kom itecie redakcyjnym tom u X LIX -L z. 6, ale jeg o opóźnionego wręczenia nie dożył.
W Kurykule czytam y o kolegach „z «tamtych lat» z Poznania” . W odręcznej de dykacji Kurykułu Boguś powtórzył tę formułę: „Zenkowi - Przyjacielow i z tamtych lat”. Dedykacja obecnych Wspomnień jest jej repliką. N iestety, ju ż monologową.